Dołącz do nas

Piłka nożna

Straumatyzowani Bułgarzy, podwładny rumuńskich legend i zdobywca Pucharu Cesarza

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Jak w każdym meczu ekstraklasy, ekipy naszych rywali składają się z zawodników z naprawdę interesującą przeszłością. Tym razem pod lupę bierzemy piłkarzy Śląska Wrocław, którzy w niedzielę pojawią się przy Bukowej, ale z niejednego pieca chleb jedli i wielu z nich ma na koncie triumfy w krajowych ligach czy pucharach, nie brakuje też obecnych i byłych reprezentantów.

Podstawowym bramkarzem zespołu jest Rafał Leszczyński. Zawodnik wielokrotnie mierzył się z GieKSą w pierwszej lidze w barwach Dolcanu, Podbeskidzia czy Chrobrego. Co ciekawe, jako piłkarz Dolcanu zawodnik został przez Adama Nawałkę powołany do reprezentacji Polski i wystąpił w meczu z Norwegią – nawiasem mówiąc w spotkaniu tym wystąpili również byli zawodnicy GKS: Mateusz Zachara, Jakub Wawrzyniak, a Dawid Plizga przesiedział mecz na ławce. Polska wygrała 3:0.

Ważnymi postaciami w zespole Jacka Magiery jest tandem Bułgarów, mylących się szerszej publiczności, czyli Aleks Petkow i Simeon Petrow. Obaj są reprezentantami Bułgarii i obecna jesień musi być dla nich… niebywale traumatyczna. Nie dość, że ze Śląskiem znajdują się na dnie ligi, to jeszcze ich kadra zalicza seryjne kompromitacje. W ostatnich dwóch kolejkach Ligi Narodów Bułgaria zremisowała u siebie z Luksemburgiem 0:0 i doznała klęski na Windsor Park z Irlandią Północną aż 0:5! Piłkarze wymienili się – Petkow zagrał z Luksemburgiem, Petrov z Brytyjczykami. W tym roku kadra grała również z Tanzanią i wygrała zaledwie 1:0… Petkow ma na koncie trzynaście występów w reprezentacji. W przeszłości próbował swych sił w szkockim Hearts, ale w pierwszej drużynie zagrał tylko raz. Zaliczył też kilkanaście występów w Levskim Sofia. Petrov na razie ma siedem występów w reprezentacji. Piłkarz grał w CSKA Sofia, a we francuskim Limoges (mieście, w którym się urodził) rozegrał… 3 minuty w meczu III ligi.

Tudor Băluţă to Rumun mający na koncie 12 występów w reprezentacji, zagrał m.in. cały mecz w przegranym 0:5 meczu eliminacji Euro 2020 z Hiszpanią. Piłkarz ma na koncie dublet w barwach Dynama Kijów – Mistrzostwo i Puchar Ukrainy w sezonie 20/21, choć w obu rozgrywkach zagrał… minutę. Wystąpił też przez osiem minut w dwóch meczach Ligi Mistrzów – z Ferencvarosem i Barceloną. Z Farulem Constanta w sezonie 22/23 zdobył Mistrzostwo Rumunii, będąc kluczowym zawodnikiem. Wcześniej w sezonie 18/19 z Viitorulem Constanta zdobył krajowy puchar (oba kluby potem dokonały fuzji, w wyniku dogadania się legend rumuńskiego futbolu, będących właścicielami i prezesami klubów, czyli Gheorghe Hagiego, Gheorghe Popescu i Cipriana Maricy). Przez chwilę piłkarz był też w Brighton, gdzie zagrał jeden mecz Pucharu Ligi przeciw Aston Villi. Zaliczył także cztery występy w Ado den Haag.

Marcin Cebula to weteran ligowych boisk. Przez wiele lat występował w Koronie Kielce, a z Rakowem Częstochowa zdobył mistrzostwo, dwa Puchary Polski i superpuchar. Rozegrał sporo meczów w barwach Medalików w europejskich pucharach i oczywiście występował w zespole razem z naszym Bartoszem Nowakiem. Cebuli w meczu z GieKSą nie zobaczymy z powodu kontuzji/rekonwalescencji.

Arnau Ortiz, Hiszpan, był w kadrze Girony, ale nie zagrał meczu. Wystąpił natomiast w kilkudziesięciu spotkaniach trzeciej i drugiej ligi hiszpańskiej w barwach Certageny, Penyi Deportivy i Murcii.

Peter Pokorny, Słowak, rozegrał trochę meczów w austriackiej Bundeslidze w barwach Sankt Polten i w drugiej lidze hiszpańskiej jako zawodnik Realu Sociedad B. W barwach Fehervaru zagrał natomiast dwa mecze z mołdawskim Petrocubem (rywal Jagiellonii w LKE) oraz… minutę przeciw 1.FC Koln.

Petr Schwarz to dwukrotny reprezentant Czech i kolejny po Cebuli był piłkarz Rakowa. Zawodnik notuje niebywałą regularność w liczbie występów w poszczególnych klubach. W Hradcu Kralove, Rakowie i Śląsku zaliczył kolejno – 108, 106 i 103 występy. Na mistrzostwo w Rakowie już się nie załapał, ale zdążył zdobyć z klubem Puchar Polski.

Mateusz Żukowski trochę krąży po klubach i ciuła w niewielkiej liczbie występy – od 2017 roku grając w Lechii, Lechu i Śląsku zaliczył 74 mecze i 3 gole w ekstraklasie. Jako zawodnik Lechii z iście symbolicznym udziałem zdobył Puchar Polski. Przez rok był w Glasgow Rangers, jednak w pierwszym zespole zagrał tylko raz – w szkockim FA Cup przeciw Annan Athletic.

Sebastian Musiolik to trzeci z armii Marka Papszuna zawodnik Śląska. Możemy go dobrze pamiętać z wiosny 2019, kiedy kroczący pewnie do ekstraklasy Raków wygrał na Bukowej 3:0, a Musiolik strzelił dwie bramki. Rosły zawodnik również wygrał ligę z częstochowskim klubem oraz zdobył dwa Puchary Polski. Przez sezon występował w Pordenone w Serie B, zaliczając 31 meczów i strzelając 6 bramek, m.in. przeciw takim zespołom jak Chievo, Monza czy Lecce, dziś występującym w Serie A. Dodajmy, że w poprzednim sezonie, jako piłkarz Górnika, również strzelił bramkę na Bukowej, w wygranym przez zabrzan 4:0 meczu Pucharu Polski.

Piotr Samiec-Talar jest zawodnikiem Śląska od 2017 roku z krótkimi przerwami na pobyt w GKS Katowice i Widzewie Łódź. W GieKSie rozegrał trzynaście meczów, ale za każdym razem były to wejścia w drugiej połowie (zazwyczaj na ostatnie około dwadzieścia minut) i strzelił jedną bramkę w pucharowym starciu z Termaliką. Piłkarz rozstrzelał się w ostatnim sezonie, kiedy trafił w ekstraklasie siedem razy, w tym we wspomnianym meczu z Legią.

W końcu Jakub Świerczok, niezwykle doświadczony, były reprezentant Polski (6A, 1 gol). Zawodnik trafił do siatki w towarzyskim meczu z Rosją, zaliczył także 29 minut w meczu Euro 2020 (rozgrywanych w 2021) ze Szwecją, gdy wszedł tuż po pierwszym golu Roberta Lewandowskiego na 1:2 – ostatecznie Polska przegrała to spotkanie 2:3. Zawodnik zbierał występy w polskiej ekstraklasie w pięciu klubach – Piaście, Zawiszy, Górniku Łęczna, Zagłębiu Lubin i Śląsku – w sumie jego bilans na ten moment wynosi 96 meczów i 42 bramki. Sporo czasu zawodnik spędził jednak za granicą. Zagrał sześć spotkań w Bundeslidze w 1. FC Kaiserslautern, przede wszystkim jest jednak 4-krotnym Mistrzem Bułgarii w barwach Łudogorca. W Lidze Europy grał przeciw takim ekipom jak Milan, Inter, Bayer czy Espanyol. A z japońskim Nagoya Grampus Eight zdobył Puchar Ligi oraz… Puchar Cesarza. Co ciekawe grał w klubie z Ryoyą Morishitą, obecną gwiazdą Legii Warszawa. Nam Świerczok zalazł za skórę bardzo mocno w 2011 roku, kiedy to w barwach Polonii Bytom w meczu wygranym z GKS 4:2 ustrzelił hat-tricka, a mecz zapewne doskonale pamięta nasz obecny szkoleniowiec. W 2021 roku po meczu azjatyckiej Ligi Mistrzów badanie antydopingowe wykazało u zawodnika obecność niedozwolonej substancji. Zawodnik został zawieszony przez kontynentalną federację na 4 lata. Zawodni odwołał się do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie i sprawę wygrał. Do gry wrócił w marcu 2023, czyli po półtora roku rozbratu z piłką (dyskwalifikacja miała początkowo obowiązywać przez pięć lat).

Największą legendą jest oczywiście Jacek Magiera, czyli szkoleniowiec wrocławian. Mistrz Europy U-16 i czwarty z kadrą U-17 na Mistrzostwach Świata. Legenda Rakowa Częstochowa i Legii Warszawa. Występował jeszcze w Widzewie Łódź i – co mało kto pamięta – zaliczył kilka meczów w Cracovii. Strzelał stosunkowo niewiele bramek, ale dwa razy ukłuł GKS Katowice. Raz w ostatnim meczu sezonu przy Bukowej, gdy Legia wygrała 4:2 oraz w ostatnim wyjazdowym (dla nas) spotkaniu w ekstraklasie przed spadkiem, gdy Legia wygrała 2:0. Jako szkoleniowiec prowadził Legię, Zagłębie Sosnowiec i obecnie Śląsk, był też selekcjonerem kadr U-19 i U-20. Z Wojskowymi grał w Lidze Mistrzów.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga