Dołącz do nas

Hokej Kibice Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Czołówka goni GKS Katowice

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ubiegłego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie. Prezentujemy najciekawsze z nich.

Drużyna kobiet w zaległym spotkaniu z 5. kolejki Ekstraligi wygrała 3:1 z Pogonią Dekpol Tczew. Po rundzie jesiennej zajmujemy 4. miejsce ze stratą 10 punktów do liderek Czarnych Sosnowiec (majac jeden mecz rozegrany mniej). Nie milkną echa po odwołanym spotkaniu z Jagiellonią. Kibicom, którzy licznie pojechali do Białegostoku, nasz klub postanowił przyznać voucher, który mogą wymienić na darmowy bilet na mecz Pucharu Polski z… Jagiellonią. Na kanale Tomasza Ćwiąkały w serwisie YouTube można obejrzeć rozmowę z Rafałem Górakiem.

Siatkarze w ubiegłym tygodniu rozegrali jedno spotkanie, w którym pokonali 3:0 Avię w Świdniku. Następny mecz rozegramy w piątek 28 listopadao o 18:00 z Astrą Nowa Sól na Arenie Katowice.

Hokeiści w niedzielę pokonali 6:3 JKH GKS Jastrzębie na wyjeździe. W rozpoczętym tygodniu drużyna rozegra dwa spotkania – w piątek 28 listopada o 18:00 z Unią w Oświęcimiu oraz w niedzielę 30 listopada o 17:00 w Satelicie z Energą Toruń.

PIŁKA NOŻNA

katowice.tvp.pl – GKS Katowice zwycięża na zakończenie rundy jesiennej. Czołowa trójka jest blisko

W ostatnim spotkaniu rundy jesiennej Orlen Ekstraligi kobiet GKS Katowice podejmował na własnym stadionie Pogoń Dekpol Tczew — zespół, z którym piłkarki Karoliny Koch nie przegrały w pięciu poprzednich starciach.

Zaległy mecz 5. kolejki zapowiadał się jako okazja dla faworytek z Katowic do zdobycia kompletu punktów przy Bukowej. Strzelanie rozpoczęła w 29. minucie Aleksandra Nieciąg, która precyzyjną główką pokonała bramkarkę Pogoni i dała gospodyniom prowadzenie. Do przerwy wynik nie uległ zmianie, a GKS schodził do szatni z jednobramkową przewagą.

Po wznowieniu gry inicjatywę przejęły jednak przyjezdne. W 65. minucie Annabel Hogan doprowadziła do wyrównania, dając swojej drużynie nadzieję na korzystny rezultat. Remis nie utrzymał się jednak długo — po nieudanym piąstkowaniu bramkarka Pogoni, Adriana Banaszkiewicz, niefortunnie skierowała piłkę do własnej bramki.

W doliczonym czasie gry wynik meczu ustaliła Victoria Kalaberowa, pieczętując zwycięstwo GKS Katowice 3:1. Tym samym zawodniczki Karoliny Koch kończą rundę jesienną pewnym triumfem i cennym kompletem punktów.

weszlo.com – Rafał Górak: „Każdy z Katowic odchodził zniszczony”

Rafał Górak to postać pomnikowa dla GKS-u Katowice. Prowadzi ten klub od 2019 roku i jest to już jego druga kadencja. To, co nie udało się innym, udało się właśnie jemu. Przełamał klątwę i wprowadził katowiczan do Ekstraklasy. Czekali na to dziewiętnaście lat, a przez dwanaście ugrzęźli na poziomie pierwszoligowym.

Gościem Tomasza Ćwiąkały był Rafał Górak, czyli szkoleniowiec GKS-u Katowice. W długim wywiadzie poruszył kilka ciekawych kwestii – wypowiedział się o pierwszej pracy w tym klubie, momencie, w którym zaufał statystykom, poświęceniu żony, trudnych momentach w życiu oraz o inspirującym wykładzie Marcelo Bielsy.

GKS Katowice bardzo długo robił za przykład klubu przyspawanego na dobre do pierwszej ligi. Spędził tam aż dwanaście lat. Nie był na tyle słaby, żeby spaść, ale też nie na tyle mocny, by wywalczyć awans. Górakowi udało się to, czego nie dokonali wcześniej inni.

– Po mnie pracowali świetni trenerzy – Moskal, Brzęczek, Skowronek, Paszulewicz. Wydawało mi się, że każdy stamtąd wychodzi totalnie zniszczony.

W jego drugiej kadencji pojawiły się też trudne momenty, jak chociażby ten, w którym GKS notował bardzo długą serię bez zwycięstwa, a trybuny domagały się zwolnienia szkoleniowca. Wtedy bardzo pomogła mu szatnia, która stała za nim murem:

– Mówimy o trzecim sezonie w pierwszej lidze i jedenastu meczach bez wygranej. Wtedy – nawet nie agresja – a zwykły hejt na mnie spadł i był on ogromny. To był moment, gdy zastanawiałem się, czy tego nie rzucić w diabły. Chyba szatnia to wyczuła. Była dla mnie zderzakiem. Oni odbili to ze zdwojoną siłą. Wsparcie zespołu było dla mnie kluczowe.

Rada drużyny powiedziała w końcu, żeby się nie wygłupiał i nie odchodził. Byli przekonani, że to wszystko „odpali”, a wyniki są totalnie niewspółmierne do gry. Górak wspomniał o statystyce – w pewnym momencie – siedmiu niestrzelonych karnych na dziesięć.

Dlaczego w ogóle drugi raz zdecydował się przejąć GKS Katowice?

– Za pierwszym razem dałem się zabrać na wycieczkę z ludźmi, którzy nie byli rzetelnymi partnerami w prowadzeniu klubu. Dałem się z tym trochę nabrać. Zadeklarowano mi, że to jest drużyna, która może zawalczyć o Ekstraklasę. Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna. Zabrakło mi wtedy takiego doświadczenia w rozmowie. Dzisiaj bym takiego błędu nie popełnił.

Górakowi niedawno stuknęło 310 spotkań na ławce GKS-u Katowice, biorąc pod uwagę dwie kadencje. Przyznał, że kocha bycie trenerem i jest mu z tym wspaniale, natomiast… jest to bardzo trudne dla drugich połówek.

– Moja żona zawsze chciała się realizować i ja to czułem. Nigdy jej nie powiedziałem – słuchaj, ty się musisz zająć dziećmi, a ja na to wszystko zarobię. Nigdy nie miałem odwagi jej tak powiedzieć. Jak mnie poznała, to kończyła prawo i była w zaawansowanej ciąży, a kiedy w 2011 roku nie mieliśmy co do garnka włożyć, to ona walczyła na dwóch etatach. Dobrze, kiedy ta druga strona ma tyle siły, bo to napędza i nie jesteśmy w domu uwięzieni.

[…] Wielu szkoleniowców mocno naciska na sędziów, krytykuje ich, podważa decyzje. Rafał Górak nie. Jest w tej kwestii bardzo specyficzny, bo stara się wejść w głowę drugiej strony i przyznaje, że bez arbitra nie ma meczu.

– Kluby mają swoje racje, sędziowie też. Sytuacje są diametralnie jasne i łatwo wydać osąd. Najbardziej muszą poradzić sobie z tym sędziowie, ale oni bez naszego wsparcia nic nie zrobią, jeżeli będziemy tylko sypać piasek. Oni są też ludźmi i wydaje mi się, że nie mają żadnej złej intencji. Bez sędziego nie ma meczu, obojętnie na jakim poziomie. Wobec tego wszyscy musimy brać odpowiedzialność, żeby byli na jak najwyższym poziomie.

[…] Jednym z piłkarzy, których bardzo udało się rozwinąć Górakowi był Antoni Kozubal, który spędził w Katowicach rok na wypożyczeniu. Nie miał jednak łatwo, bo pierwsze pół roku siedział na ławce, a wtedy… zareagowała jego mama:

– Antka mama potrafiła zadzwonić w trosce o syna, nie miałem o to pretensji, ale to dla mnie pewien ciężar. Zadzwoniła z pretensjami, dlaczego on nie gra, skoro przyszedł z Lecha, martwi się, bo teraz ma też maturę.

Górak polecił mamie piłkarza, żeby była cierpliwa. Później rzeczywiście Kozubal zaczął grać, pomógł w awansie do Ekstraklasy. Wrócił do Lecha Poznań i stał się jego bardzo ważnym elementem. Trafił też do reprezentacji Polski. Trener GKS-u wspomniał o kilku cechach, które mu imponują u tego gracza:

– To chłopak, który swoją skromnością, cechami osobowymi sprawia, że nie powiesz, że będzie szefem. Spokojnie, będzie nim. Bardzo lubię liderów, którzy swoją ciszą potrafią oddziaływać na zespół. Moim zdaniem mamy zawodnika, który się rozwija. To normalne, że będzie miał wzloty i upadki.

Dużym echem odbiło się także odejście Sebastiana Bergiera, a właściwie nieprzedłużenie kontraktu z „GieKSą” i dołączenie do Widzewa. Napastnik opowiadał, że nie czuł się traktowany fair. Miał też pretensje o brak jasnego i klarownego komunikatu po kontuzji ręki. Na koniec zabrakło mu minut, by z automatu przedłużyła się jego umowa. Potrzebował 50%, których nie osiągnął. Miał żal, że schodził w 55., 60., 65., minucie i przez to jego zdaniem ich zabrakło. Co na to trener Górak?

– Wypowiedzi są niefortunne i tak to należy zakończyć. Znałem ten cały proces odejścia Sebastiana do Widzewa. Nie było tu żadnej winy klubu. To jest takie odbicie piłki nie wiadomo po co.

Dużo brutalniej za to Górak potraktował Tymoteusza Puchacza:

– Jeśli ktoś deklaruje chęć gry, warunki są zaakceptowane przez wszystkie strony, a agencja również potwierdza porozumienie, to dla mnie jest to zobowiązanie. Nie akceptuję sytuacji, w której ktoś nagle odrzuca wcześniej ustalone warunki, powołując się na nową ofertę. Takie słowa z jego strony nie padły. Puchacz zadeklarował grę w GKS-ie Katowice – podkreślił.

Sprawdzamy: czy mecz Jagiellonia – GKS można było uratować?

Mecz Jagiellonii Białystok z GKS-em Katowice został odwołany przez opady śniegu, ale zdaje się, że wciąż sporo osób ma wątpliwości co do tej decyzji. Sprawdziliśmy więc jak to wyglądało w kuluarach i zaraz odpowiemy na najważniejsze pytania, które mogą was nurtować.

Dlaczego nie zagrano?

Przez śnieg! A poważnie – stan płyty skrajnie uniemożliwiał rozegranie tego spotkania. Piłkarze nie mogliby swobodnie poruszać się po boisku, dryblować, robić zwrotów, piłka też nie była specjalnie widoczna. Uznano, że ryzyko kontuzji w takich warunkach jest za duże i lepiej będzie, jeśli zawodnicy Jagiellonii i GKS-u rozegrają to spotkanie kiedy indziej na uczciwych i bezpiecznych zasadach.

Dlaczego nie odśnieżano boiska?

To pewnie kibiców dziwi najbardziej – dlaczego kamery nie mogły pokazać choćby rozpaczliwych prób „łopatowania”, żeby na końcu wszyscy mogli powiedzieć: „spróbowaliśmy”? Otóż na spotkaniu przed meczem zarządzono, że przy takich opadach, jakie wówczas miały miejsce, spotkanie się odbędzie, ale mecz będzie co jakiś czas przerywany – po to, by ogarniać linie na boisku, dość kluczowe w piłce nożnej. Niestety od tego czasu opady przybrały na sile i sama murawa przestała być już zdatna do gry, więc odśnieżanie linii na niewiele by się zdało.

Przekazano nam, że według prognoz, Białystok dopiero wchodzi w chmurę największych opadów śniegu, tak więc z biegiem minut w mieście ma być tylko gorzej (nawet jeśli teraz nie pada).

Dlaczego podgrzewana murawa nie stopiła śniegu?

To często powtarzany mit – skoro murawa jest podgrzewana, no to powinna bez problemu topić śnieg. Ale to przecież bzdura – gdyby ją „podkręcić” na tyle, że radziłaby sobie ze śniegiem, to przecież jednocześnie paliłaby trawę. Naprawdę, to nie jest jakiś grill, który i stopi śnieg, i upiecze kiełbaskę. Lata mijają, takie sytuacja się powtarzają, a ludzie wciąż wierzą w ten system jak w kaloryfer. To tak nie działa i tyle.

Co ze słowami Rafała Góraka, który powiedział: „Można było zrobić dużo więcej, żeby grać”?

W zasadzie odpowiedzi zawierają się też w poprzednich punktach. Rzecznik Jagiellonii, zapytany nas o to zdanie trenera drużyny przeciwnej, nie chciał się do niego bezpośrednio odnosić, ale zauważył, że trener Górak był obecny na spotkaniu z sędzią i nie powinien być zaskoczony taką, a nie inną decyzją oraz jej powodami.

Chyba trzeba sporo złej wiary, by wierzyć, że dało się to spotkanie uratować. Człowiek regularnie przegrywa z naturą, po prostu przegrał i tym razem. Jakieś wątpliwości może budzić decyzja o braku odśnieżania samej płyty, a nie tylko linii, niemniej skoro i tak ma padać coraz bardziej i bardziej… Niewiele by to dało.

Najbardziej szkoda kibiców – szczególnie tych z Katowic, którzy przecież do Białegostoku najbliżej nie mieli.

GKS Katowice nagrodził kibiców, którzy byli w Białymstoku

Niedzielny mecz GKS-u Katowice na stadionie Jagiellonii Białystok nie doszedł do skutku. Spadł śnieg, gospodarze ewidentnie nie zrobili wszystkiego, żeby przynajmniej spróbować zagrać i sędzia zdecydował, że spotkanie się nie odbędzie. Najbardziej pokrzywdzeni byli kibice GieKSy, którzy w liczbie przekraczającej tysiąc wybrali się na drugi koniec Polski.

Trener Rafał Górak przed kamerami Canal+ Sport wyraźnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wolałby ten mecz rozegrać. Jako jeden z argumentów podawał właśnie sympatyków jego drużyny, którzy poświęcili cały weekend, żeby dotrzeć na Podlasie, a w praktyce zaliczyli pusty przelot.

GKS Katowice nagradza kibiców, którzy pojechali na przełożony mecz do Białegostoku

Klub jednak docenił poświęcenie kibiców. W oficjalnym komunikacie obwieścił, że wszyscy, którzy wybrali się do Białegostoku otrzymają darmowe bilety na najbliższy mecz Pucharu Polski. 4 grudnia GKS zmierzy się u siebie właśnie z Jagiellonią.

Prosty gest, a wiele znaczący, czemu w komentarzach dali wyraz sami kibice. Również tak można wzmocnić tożsamość z klubem.

SIATKÓWKA

siatka.org – Zacięta walka o PlusLigę. Czołówka goni GKS Katowice

W przedostatni weekend listopada dobiegła końca 11. kolejka, która rozgrywana była od czwartku. W sobotę każdy z faworytów wyszedł obronną ręką i bez straty punktowej. Wciąż na szczycie utrzymują się niepokonani katowiczanie.

[…] Nie ma mocnych na GKS Katowice, którzy od startu sezonu, czyli jedenastu kolejek pozostają niepokonani. Tym razem podejmowała go Avia Świdnik. W poprzednim tygodniu ekipie z lubelskiego udało się przełamać Stal Nysę. Drugi spadkowicz PlusLigi jednak się nie dał.

Dużą przewagą katowiczan był blok. W tym elemencie zdobyli aż 11 punktów, tyle samo razy zanotowali też wybloki. Większą pewność mieli też w polu serwisowym. Pierwsze skrzypce grał Wojciech Włodarczyk, który razem z Gonzalo Quirogą stworzył po raz kolejny duet nie do zdarcia. Tak naprawdę świdniczanie mieli szansę na przełamanie tylko w drugiej partii, choć i tak kontrolę mieli cały czas gracze GKS-u.

PZL LEONARDO Avia Świdnik – GKS Katowice 0:3 (17:25, 22:25, 15:25)

MVP: Wojciech Włodarczyk

HOKEJ

hokej.net – Ostre strzelanie i bokserskie starcia. GKS Katowice wygrał po atrakcyjnym widowisku

To nie był mecz dla ludzi o słabych nerwach. W spotkaniu, które miało pozwolić JKH GKS Jastrzębie zrównać się punktami z liderem tabeli, górą okazali się goście z Katowic. Kibice zobaczyli aż dziewięć bramek, gole w osłabieniach, bójki i twardą walkę do ostatnich sekund. GKS Katowice wygrywa 6:3 i pnie się w górę tabeli.

Stawka niedzielnego spotkania była wysoka. Jastrzębianie walczyli o fotel współlidera Ekstraligi, natomiast katowicka GieKSa szukała punktów, by wskoczyć do czołowej czwórki. Do składu gospodarzy wrócili kluczowi zawodnicy, co zapowiadało wyrównane widowisko, jednak początek należał do przyjezdnych.

Mecz rozpoczął się nerwowo z obu stron, ale optyczną przewagę szybko zyskali goście. Katowiczanie częściej gościli w tercji obronnej JKH, a ich starania przyniosły efekt w 12. minucie, choć wydatnie pomógł im w tym bramkarz gospodarzy. Karolus Kaarlehto podjął ryzykowną decyzję o wyjściu z bramki, by wybić krążek, ale zrobił to niedokładnie. Błąd bezlitośnie wykorzystał Joona Monto, otwierając wynik spotkania. Końcówka pierwszej tercji przyniosła ogromne emocje, nie tylko te sportowe. Najpierw doszło do bokserskiego starcia między Maciejem Urbanowiczem a Travisem Vervedą, za co posypały się kary. Gdy wydawało się, że Katowice zejdą do szatni z prowadzeniem, grając w przewadze liczebnej, gospodarze zadali niespodziewany cios. Na dwie sekundy przed syreną, Jakub Ślusarczyk wykorzystał świetne podanie Szymona Kiełbickiego i bierność obrony gości, wyrównując na 1:1 w osłabieniu!

Druga odsłona to prawdziwa wymiana ciosów, z której zwycięsko wyszli goście. Już w 21. minucie, wciąż grając w przewadze, Aleksi Varttinen huknął z dystansu, a zasłonięty Kaarlehto musiał skapitulować. Chwilę później było już 1:3 – w sytuacji sam na sam zimną krew zachował Ian McNulty. Jastrzębianie próbowali wrócić do gry. Nadzieję w serca kibiców wlał w 32. minucie Fredrik Forsberg, wykorzystując grę w przewadze potężnym strzałem pod poprzeczkę. Radość gospodarzy nie trwała jednak długo. Najpierw Grzegorz Pasiut przywrócił dwubramkowe prowadzenie gości, a kluczowy moment nastąpił w 38. minucie. Grający w osłabieniu Juho Koivusaari przeprowadził fenomenalną indywidualną akcję, mijając obrońców i bramkarza, podwyższając wynik na 2:5. To trafienie w osłabieniu wyraźnie podcięło skrzydła gospodarzom.

W trzeciej tercji JKH rzuciło się do odrabiania strat. Sygnał do ataku dał kapitan Maciej Urbanowicz, który w 46. minucie wykorzystał okres gry w podwójnej przewadze (5 na 3), zmniejszając dystans do 3:5. Gospodarze naciskali, a trener Rafał Bernacki zdecydował się na bardzo odważny manewr, ściągając bramkarza już w 57. minucie. Jastrzębianie zamknęli rywali w zamku, ale nie zdołali pokonać Eliassona. Kropkę nad „i” postawił Stephen Anderson, który na półtorej minuty przed końcem skierował krążek do pustej bramki, ustalając wynik na 3:6. Zwycięstwo w Karwinie to cenna zdobycz dla GKS-u Katowice, który potwierdził swoje aspiracje do czołowych lokat. JKH GKS, mimo ambitnej walki, musi obejść się smakiem i odłożyć plany o pozycji lidera na później.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga