Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.
Piłkarki GieKSy w spotkaniu szesnastej kolejki rozgrywek Orlen Ekstraligi wygrały na wyjeździe, w Gdańsku z APLG-iem Gdańsk 2:0 (1:0). Ze względu na mecze reprezentacji następna runda spotkań zostanie rozegrana po Świętach Wielkanocnych, w weekend 15-16 kwietnia. Piłkarki zmierzą się, w Katowicach z KKP Bydgoszcz. Drużyna męska, ze względu na spotkania reprezentacji, zamiast meczu ligowego rozegrała sparing z Legią Warszawa, w którym uległa 0:3 (0:1). Kolejny mecz ligowy zespół rozegra na wyjeździe pierwszego kwietnia, od godziny 20:00 z Arką Gdynia.
Siatkarze w minionym tygodniu rozegrali jedno spotkanie, w którym ulegli ZAKSie Kędzierzyn – Koźle 0:3. Ostatnie spotkanie ligowe sezonu zasadniczego drużyna rozegra w piątek, 31 marca w Katowicach z Resovią Rzeszów. Początek meczu o godzinie 20:30.
Po wygranej, 4:0 z Cracovią, w siódmym spotkaniu półfinałowym rozgrywek Polskiej Hokej Ligi hokeiści awansowali do finału rozgrywek w którym walczą o złote medale z GKS-em Tychy. W sobotę i niedzielę, w Tychach, rozegrano dwa pierwsze spotkania w których GieKSa pokonała rywali odpowiednio 3:1 i 2:1. W tym tygodniu zostaną na pewno rozegrane w Satelicie dwa mecze: w środę i czwartek (29 i 30 marca). Początek rywalizacji odpowiednio o 20:15 i 19:30. Ewentualne kolejne spotkania zostały zaplanowane na drugiego, czwartego i szóstego kwietnia. Mistrzem Polski zostanie drużyna, która wygra cztery spotkania.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – GKS Katowice wywozi komplet punktów z północy
GKS Katowice pokonał Orlen Gdańsk 2:0 w meczu 18.kolejki Orlen Ekstraligi i powrócił na fotel lidera. Zwycięstwo przyjezdnym zapewniła Weronika Kłoda i Amelia Bińkowska.
Gdańszczanki, które osiągnęły ostatnio historyczny sukces w Pucharze Polski awansując do 1/8 finału rozpoczęły mecz ambitnie stawiając Katowiczankom twarde warunki. Przez pierwsze minuty gospodynie utrzymywały się na połowie rywalek. Po pierwszych minutach w których gospodynie atakowało inicjatywę przejęły przyjezdne i w 21.minucie uderzeniem głową Weronika Kłoda wyprowadziła swój zespół na prowadzenie. Mimo straty bramki zawodniczki Orlenu nie podłamały się a gra zrobiła się jeszcze bardziej ostra co skończyło się między innymi ukaraniem zawodniczki Orlenu Tarnawskiej żółtym kartonikiem w 25 minucie. Do przerwy wynik się nie zmienił chociaż w 43 minucie Klaudia Słowińska miała wymarzoną sytuację by doprowadzić do remisu jednak na posterunku stanęła Kinga Seweryn. Tuż przed przerwą w zderzeniu z Kim Sanford, Patrycja Kozarzewska doznała kontuzji i do końca pierwszej połowy nie wróciła na plac gry.
W drugiej połowie Kozarzewską zastąpiła Aleksandra Drąg. Zawodniczki z Katowic coraz mocniej naciskały na Gdańszczanki, które zostały cofnięte do defensywy. Gdyby nie Kim Sanford, która jest opoką obrony Orlenu zgospodynie mogłyby stracić jeszcze niejedną bramkę. W 76. minucie Klaudia Maciążka zagrała spod końcowej linii w pole karne z piłką minęła się Nikola Brzęczek, ale piłkę dopadła Amelia Bińkowska która płaskim strzałem zrób bramki podwyższyła wynik na 2:0. Parę minut później Amelia miała jeszcze jedną szansę jednak nie trafiła do bramki. Zawodniczki GKS-u Katowice po ciężkim meczu wywiozły trzy punkty z Gdańska.
legioniści.com – Legia Warszawa 3-0 GKS Katowice
W sparingowym meczu, rozegranym w Legia Training Center, Legia Warszawa wygrała z pierwszoligowym GKS-em Katowice 3-0. Do przerwy legioniści prowadzili 1-0.
Legioniści wyszli na to spotkanie w nieco zmienionym składzie. Na boisku zobaczyliśmy Lindsaya Rose’a, Jurgena Celhakę czy Makanę Baku. Pierwsza połowa była bardzo spokojna, pod całkowite dyktando gospodarzy, ale ciekawe sytuacje podbramkowe można policzyć na palcach jednej ręki. Legioniści oddali kilka strzałów, jednak po większości z nich piłka przelatywała nad poprzeczką. W 10. minucie mieliśmy pierwszą godną uwagi sytuację – Ernest Muci zagrał futbolówkę w pole karne, a Bartosz Kapustka uderzył z czuba prosto w bramkarza. W 23. minucie swoich sił próbował Makana Baku, jednak strzelił tak niecelnie, że piłka przeleciała ponad piłkochwytami i niemal trafiła w okno budynku akademii. 5 minut później mocne uderzenie oddał Josue, ale zrobił to nieskutecznie. Podobnie było w 31. minucie, kiedy to po raz kolejny piłka przeleciała nad poprzeczką. Jeszcze w 36. minucie Ernest Muci posłał piłkę ponad bramką, ale minutę później uderzył już celnie i skutecznie. Zawodnik Legii popędził środkiem boiska i oddał mocny strzał w okienko z ok. 20 metrów. Bramkarz był w tej sytuacji bez szans. Jak się okazało, to był jedyny gol w tej części spotkania.
Na drugą połowę legioniści wyszli z kilkoma zmianami w składzie. Podobnie jak w pierwszej części, dużo było rozgrywania piłki, a niewiele sytuacji bramkowych. Legia nadal dominowała na boisku, choć rywale mieli 2 sytuacje. W 53. minucie wykonywali rzut rożny, ale dośrodkowanie wybił Rafał Augustyniak. Z kolei w 59. minucie Zbigniew Wojciechowski oddał niecelny strzał. 10 minut później drugą bramkę dla Legii zdobył Patryk Sokołowski, który uderzył głową po podaniu Makany Baku. Jeszcze w końcówce akcję przeprowadzili legioniści, ale piłkę stracił Kisiel, a rywale mieli rzut rożny, jednak nie zamienili go na groźną sytuację, z której mógłby paść gol. W ostatnich sekundach piłkę pod poprzeczkę posłał Sokołowski i spotkanie zakończyło się wynikiem 3-0.
SIATKÓWKA
sportdziennik.com – Popis w polu serwisowym
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle dla graczy GieKSy z pewnością nie należy do ulubionych.
Przez lata, w których występują w ekstraklasie, a jest to już ich siódmy sezon, udało im się ją pokonać tylko raz, 3:1 w rozgrywkach 2017/18. Mimo fatalnego bilansu wierzyli, że tym razem mogą sprawić niespodziankę w Kędzierzynie-Koźlu. – To zespół jak każdy inny. Liga pokazuje, że każdy może wygrać z każdym. Zostały nam dwa mecze do końca rundy zasadniczej. Nie możemy już za bardzo wskoczyć wyżej w tabeli ani spaść, więc będziemy grać dla siebie i dla kibiców – mówił przed meczem w rozmowie z klubowymi mediami rozgrywający GKS, Jakub Nowosielski.
Początek spotkania w wykonaniu katowiczan był obiecujący. Dwukrotnie udało im się złapać w bloku Łukasza Kaczmarka, sami zaś kończyli swoje akcje. Dokładnie rozgrywał Georgi Seganow – dwa razy popisał się też udanymi kiwkami – a efektownie atakowali Jakub Szymański oraz Damian Domagała. Goście wygrywali nawet 16:14. I wtedy zaczął się ich dramat. W roli głównej wystąpił David Smith. Amerykanin po raz kolejny pokazał, jak silną jego stroną jest zagrywka. Raz za razem zmuszał przyjmujących gości do błędów. Grzegorz Słaby, trener GieKSy, starał się ratować sytuację, wprowadzając do gry Wiktora Mielczarka, który wszedł za Gonzalo Quirogę. Niewiele to zmieniło. Mielczarek przyjmował równie słabo, co Argentyńczyk.
Gospodarze przejęli inicjatywę. Rozegrał się Bartosz Bednorz. Coraz lepiej grali też Aleksander Śliwka, Kaczmarek oraz obaj środkowi Dmytro Paszycki i Smith. Katowiczanie końcówkę oddali praktycznie bez walki. W kolejnych partiach też niewiele zdziałali. Na tle mistrzów Polski prezentowali się bardzo słabo. Szwankowało przede wszystkim przyjęcie zagrywki. Po serwisach Kaczmarka, Śliwki, Smitha i przede wszystkim Bednorza gospodarze seryjnie zapisywali na swoim koncie punkty. W sumie w meczu zaserwowali aż 10 asów przy zaledwie 12 zepsutych zagrywkach. To rewelacyjna statystyka. Zaimponował Bednorz, który miał pięć asów! I w taki sposób miejscowi zakończyli spotkanie. Na zagrywkę Paszyckiego nie zareagowali ani libero Bartosz Mariański, ani Jakub Szymański.
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – GKS Katowice 3:0 (25:22, 25:14, 25:16)
HOKEJ
sportdziennik.com – Hokeiści „GieKSy” w finale!
GieKSa do play offu startowała z pozycji nr 4, ale hokeiści swoim charakterem sprawili, że znów zagrają o złoto.
Czternaście meczów rozegrali obrońcy tytułu mistrzowskiego z Katowic, by znów znaleźć się w finale. W ćwierćfinale z JKH GKS-em Jastrzębie oraz w półfinale z Comarch Cracovią były niesłychane emocje i zwroty akcji. GieKSiarze wykazali się niezłomnymi charakterami i w najważniejszych momentach okazali się skuteczniejsi. Ostatnia potyczka pod Wawelem pokazała kunszt taktyczny hokeistów z Katowic.
Marcin Kolusz, doświadczony i uniwersalny zawodnik, po kilka meczach nieobecności z powodu kontuzji powrócił do drużyny. To była jedyna roszada w składzie GKS-u. Natomiast trener Rudolf Rohaczek pozostawił taki sam skład, jak w ostatnim, zwycięskim meczu w „Satelicie”. Oba zespoły rozpoczęły spokojnie, nieco asekuracyjnie, ale szukały szans, by otworzyć wynik. Jakub Wanacki zdecydował się na indywidualną akcję, minął dwóch rywali i strzelił z ostrego kąta. Rok Stojanović wyczuł intencję strzelca. W 11 min Patryk Wronka i Damian Kapica próbowali zaskoczyć Johna Murraya.
Goście wykazywali większą inicjatywę i częściej byli w posiadaniu krążka. Bartosz Fraszko (14 min) w swoim stylu znalazł się między kołami bulikowymi i strzelił, ale krążek został zatrzymany przez słoweńskiego golkipera. W 15 min starania GKS-u zostały nagrodzone golem. Kanadyjczyk Brandon Magee uderzył z trudnej pozycji i krążek, ku zaskoczeniu wszystkich, wpadł do siatki. Goście w pełni zasłużyli na gola, bo mieli nieco więcej z gry i oddali więcej strzałów w tej tercji.
Jedni i drudzy przede wszystkim starali się zabezpieczyć własna bramkę, ale nie zapominali o atakach. „Pasy” 2-krotnie za sprawą Daniela Krejciego próbowały doprowadzić do remisu. Swoją szansę w 29 min miał Martin Kasperlik, ale posłał krążek pod poprzeczkę. W 28 min Alan Łyszczarczyk w dynamicznym rajdzie uderzył silnie, ale bez powodzenia. Goście, grając rozważnie i ekonomicznie, mieli również swoje szanse. W 32 min Hampus Olsson w sytuacji 2 na 1 zdecydował się na strzał, choć lepiej był ustawiony Teemu Pulkkinen. Rosły Szwed w pełni się zrehabilitował w 39 min, kiedy sfinalizował składną akcję Romana Simka i Jonny Monto. Nieco wcześnie właśnie Simek oraz Shigeki Hitosato zatrudnili Stojanovicia, ale bez rezultatu.
Gdy do końca tercji było 0,5 sek. Grzegorz Pasiut w na niebieskiej linii rywala próbował odebrać krążek, ale sędziowie uznali, że zaatakował rywala kolanem. Tym sposobem początek ostatniej odsłony rozpoczął się od przewagi „Pasów”, które w tym momencie nie miały nic do stracenia. A tymczasem grały niemrawo i podczas przewagi ani razu poważnie nie zagroziły bramce GKS-u. Goście umiejętnie się bronili i już w strefie neutralnej przejmowali krążek, wybijając go do tercji gospodarzy. W 43 min Roman Graborenko za atak łokciem znalazł się na ławie kar, ale goście również tej okazji nie wykorzystali. Minuty płynęły, a wynik ciągle się nie zmieniał.
W końcu niezawodny Pasiut znów wykazał się sprytem i popędził w towarzystwie Fraszki na bramkę „Pasów”. Nie podawał do kolegi, lecz zdecydował się na uderzenie i krążek wpadł do siatki. A potem jeszcze Olsson wpakował „gumę” do pustej bramki. To był prawdziwy nokaut. „Pasy” czekają 6 lat na złoto i poczekają jeszcze kolejny rok! Słowa uznania należą się GKS-owi za rozsądna grę w każdym calu!
Pierwsza odsłona dla GieKSy!
Hokeiści GKS-u Katowice, obrońcy tytułu mistrzowskiego, zrobili pierwszy krok, by powtórzyć sukces z poprzedniego sezonu. W pierwszym spotkaniu byli zespołem bardziej dojrzałym i odnieśli cenną wygraną. Rywalizacja jednak dopiero nabierze rumieńców, tak przypuszczamy, w kolejnych potyczkach. Tyszanie przecież nie zrezygnują tak łatwo ze zdobycia złota.
Wysoka stawka meczu sprawiła, że obie drużyny rozpoczęły nerwowo i ostrożnie. Goście grali z nieco większą werwą, choć w 8 min gospodarze mogli objąć prowadzenie po silnym uderzeniu Christiana Mroczkowskiego. W 10 min Mateusz Bepierszcz strzelił i krążek minimalnie minął cel. Kilkanaście sekund później był współautorem gola, bowiem podał do niezawodnego Grzegorza Pasiuta i ten wpakował krążek do siatki. Szybka, składna akcja i goście w pełni zasłużenie zostali nagrodzeni golem, bo mieli optyczną przewagę. Nic nie wskazywało, by gospodarze mogli wyrównać stan meczu. A tymczasem w 15 min Bartłomiej Jeziorski zdecydował się na strzał z koła bulikowego i krążek wpadł pod parkanem Johna Murraya. 2 min Szymon Marzec próbował zaskoczyć golkipera goście, ale tym razem bez efektu. Gra była prowadzona w szybkim tempie i obyło się bez kar, choć była kilka starć przy bandach.
„GieKSa” sprawiała nieco lepsze wrażenie i tak też było w kolejnej odsłonie. Jej akcje były płynniejsze i stwarzała większe zagrożnie pod bramką rywali. Fuczik miał zdecydowanie więcej pracy niż jego vis-a-vis Murray. Gospodarze grali zbyt nerwowo i ich akcje były szarpane. A przede wszystkim mało strzelali (zaledwie 3 razy w tej tercji), by mogli zdobyć gola. W 26:26min do boksu kar ponownie powędrował Komorski i goście wzięli się do solidnej pracy w tercji przeciwnika.
Ukoronowaniem tego był gol Juraja Simka, który krążek z bliskiej odległości skierował do siatki. Dobitkę Czecha poprzedziła uderzenie z daleka Aleksiegi Varttinena. GKS w pełni zasłużenie prowadził, ale zaledwie golem. Ostatnia tercja zapowiadała spore emocje. W 41 min po nieporozumieniu Teemu Pulkkinen przejął krążek i trafił w słupek. Część obserwatorów była przekonana, że „guma” znalazła się w siatce. Sędziowie jeszcze raz analizowali tę sytuację na wideo, podtrzymali tę decyzję. W 44 min karę otrzymał Marcin Kolusz i tyszanie mieli okazję na wyrównanie. Jednak gra z przewagą jednego zawodnika w ich wykonaniu była mizerna i nie mogła przynieść żadnych efektów. Potem mieli po raz drugi przewagę, bo w boksie kar znalazł się Patryk Wajda. Gra była niemal kopią poprzedniej przewagi. Tyszanie próbowali rozbić szczelną obronę gości, ale nic z tego nie wszyło. N 45 sek. przed końcem trener gospodarzy wziął czas. Tyszanie stworzyli sporo zamieszania i zdecydowali się na wycofanie bramkarza. Fraszko, na 2 sek. przed końcem ustalił wynik meczu strzałem do pustej. „GieKSa” pierwsze starcie finałowe wygrała w pełni zasłużenie. I czekamy na niedzielny rewanż.
hokej.net – Znakomity Murray i fińskie trafienia. Katowiczanie w połowie drogi do mistrzostwa!
Świetna dyspozycja Johna Murraya, ofiarność w defensywie i skuteczność w ataku – te elementy przesądziły o tym, że GKS Katowice pokonał na wyjeździe GKS Tychy 2:1. W finałowej rywalizacji podopieczni Jacka Płachty prowadzą już 2:0 i stają przed szansą, aby tytuł mistrzowski obronić we własnej hali.
– Przespaliśmy pierwsze dwie tercje, ale Johny uratował nam tyłki. Dzięki niemu mogliśmy myśleć o czymkolwiek w trzeciej tercji– zaznaczył Jakub Wanacki, defensor GieKSy.–To jest play-off, a w nim meczów się nie rozgrywa, ale wygrywa. Cieszymy, że prowadzimy 2:0, ale ta rywalizacja się nie kończy. Wiemy, że tyszanie przegrywali też dwa pierwsze mecze z Unią i ostatecznie pokonali ją po siedmiu meczach.
Czy w kilkanaście godzin można przejść metamorfozę i poprawić wadliwe elementy? To pytanie zadawało sobie wielu kibiców GKS-u Tychy. Nad tym faktem zapewne rozmyślali też podopieczni Andrieja Sidorienki.
Trójkolorowi – zdając sobie zapewne sprawę z tego, że we wczorajszym meczu zbyt mało dali z siebie w ofensywie – zaczęli odważniej i agresywniej. Już w pierwszej minucie dobrą sytuację miał Christian Mroczkowski, ale zabrakło mu odrobiny precyzji, aby zaskoczyć Johna Murraya.
Z kolei najlepszą okazję dla gości zmarnował Juraj Šimek. Były reprezentant Szwajcarii uderzył z nadgarstka, a Tomáša Fučíka uratowała poprzeczka.
W drugiej odsłonie gospodarze częściej byli przy krążku i wykreowali sobie więcej okazji. Sęk w tym, że nie potrafili znaleźć sposobu na Johna Murraya. Golkiper GieKSy fenomenalnie strzegł swojego posterunku i miał to, co powinien mieć rasowy bramkarz, więc odrobinę szczęścia. Sposobu na niego nie potrafili znaleźć Christian Mroczkowski, Bartłomiej Jeziorski i Jean Dupuy, choć okazje mieli naprawdę wyborne.
Tymczasem katowiczanie w 30. minucie wyszli na prowadzenie. Na listę strzelców wpisał się Teemu Pulkkinen, ale trzeba przyznać, że jego trafienie było z gatunku tych “szczęśliwych”. Uderzenie fińskiego środkowego próbował zablokować Bartłomiej Pociecha, guma została podbita i znalazła się wysoko nad taflą aż w końcu pechową interwencję kijem zaliczył Tomáš Fučík, który strącił krążek kijem… do własnej bramki.
Tuż po tym zdarzeniu trójkolorowi powinni byli odpowiedzieć. O sporym pechu mógł mówić zwłaszcza Jean Dupuy, który nie wykorzystał dwóch sytuacji sam na sam z Johnem Murrayem. Kibice zgromadzeni na „Stadionie Zimowym” aż złapali się za głowy.
Jednak tyszanie przed przerwą dopięli swego. Udało im się zamienić na gola okres gry w przewadze. Soczystym uderzeniem spod linii niebieskiej popisał się August Nilsson, a nim guma zatrzepotała w siatce odbiła się jeszcze od kija Hampusa Olssona.
W trzeciej odsłonie gra się wyrównała, bo oba zespoły nie chciały sobie pozwolić na wpadkę w defensywie. O losach spotkania przesądziły więc… przewagi. W 55. minucie na ławkę kar trafił Grzegorz Pasiut, ale trójkolorowi nie potrafili znaleźć sposobu na Johna Murraya.
Później gospodarzom przytrafił się błąd przy zmianie. Katowiczanie po raz pierwszy tego wieczoru mieli okazję grać w “power playu” i wykorzystali go. Brandon Magee idealnie dograł do Matiasa Lehtonena, który pewnym strzałem posłał krążek do siatki.
Trójkolorowi nie zdołali wyrównać, choć chwilę później dobrą okazję miał Roman Szturc. Pozytywnego skutku dla tyszan nie wywołał też czas wzięty przez Andrieja Sidorienkę na 63 sekundy przed końcem, a także późniejsze ściągnięcie bramkarza.
Orzesze GieKSa
27 marca 2023 at 10:55
Brawo Gieksiorze !!! Jeszcze dwa szpile i momy Majstra. Pozdro z Orzesza .yno GieKSa