Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Ulala. Jeśli Chojniczanka i GKS mają tak grać, to widzimy się w Ekstraklasie! Media o meczu Chojniczanka – GKS

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Piłkarze GieKSy w po bardzo ciekawym widowisku zremisowali wczoraj z Chojniczanką 2:2. Mecz został rozegrany w Chojnicach. Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mass mediów, które wybraliśmy dla Was.

 
sportowefakty.wp.pl – Chojniczanka – GKS: hart ducha lidera. Remis w starciu na szczycie Nice I ligi

[…] Runda wiosenna nie mogła rozpocząć się lepiej dla zespołu Jerzego Brzęczka. Po 25 minutach prowadził na stadionie lidera 2:0 i mógł dyrygować wydarzeniami na boisku na własnych zasadach. Nie forsował tempa, a starał się starannie rozgrywać zgodnie z zasadą: im dłużej mamy piłkę, tym krócej ma ją przeciwnik.
[…] Jeszcze przed przerwą Chojniczanka zdobyła ważnego gola kontaktowego.
[…] Chojniczanka była bardziej mobilna w drugiej połowie spotkania, walczyła agresywnie o każdą piłkę, a GKS Katowice, który w pierwszej połowie kontrolował wydarzenia, wdał się w wymianę ciosów. Jej efektem było wyrównanie
[…] Z drugiej ławki rezerwowych wszedł Mikołaj Lebedyński i był najbliżej zdobycia gola w końcówce. Wychowanek Arkonii Szczecin przepchnął się blisko bramki Łukasza Budziłka i trafił w słupek. Centymetry zdecydowały o tym, że GKS Katowice wciąż ogląda plecy Chojniczanki w tabeli. Przede wszystkim powinien jednak żałować straty dwubramkowego prowadzenia.

 
katowickisport.pl – Wielkie widowisko i remis na szczycie. GieKSa wciąż wiceliderem

[…] Goście zaczęli doskonale, wykorzystując wszystkie swoje atuty. Z autu daleko w pole karne gospodarzy wrzucał Dawid Abramowicz (co owocowało zamieszaniem w „szesnastce”), wysoki pressing pozwalał zaś na wyprowadzanie szybkich kontr. Po jednej z nich Andreja Prokić bardzo łatwo „nawinął” Przemysława Pietruszkę i w sytuacji „jeden na jeden” z Łukaszem Budziłkiem posłał piłkę do jego siatki.
Gospodarze jeszcze się z szoku nie otrząsnęli, a już było 0:2! Marcin Biernat niefortunnie przecinał centrę do Prokicia, a Pietruszka piłkę skierowaną do siatki przez kolegę wybijał już zza linii bramowej. Lider zanotował drugi nokdaun!
Do nokautu było jednak – jak się okazało – daleko. Od 34 minuty Chojniczanka dostała wiatr w plecy. W 40 min – po serii podań miejscowych z pierwszej piłki – po strzale Jakuba Biskupa piłkę odbitą od słupka i… własnych nóg Mateusz Abramowicz zdołał wygarnąć, nim przekroczyła linię bramkową (choć chojniczanie mieli inne zdanie). 120 sekund później już wątpliwości nie było: Biernat zrehabilitował się za „samobója”, a golkiper GieKSy tym razem był z interwencją o ułamek sekundy spóźniony.
Gol kontaktowy – i to praktycznie „do szatni” – dodał liderowi animuszu. Przez 30 minut II połowy „gotowało się” pod katowicką bramką. Gościom wiele kłopotów sprawiały zwłaszcza stałe fragmenty gry w wykonaniu rywali – i w takich okolicznościach padło wyrównanie. Niepilnowany Wojciech Lisowski głową dograł piłkę „do młyna”, a tam najsprytniejszy okazał się Andrzej Rybski.
Ostatni kwadrans to wymiana ciosów na naprawdę wysokim poziomie… adrenaliny. W słupek z zerowego niemal kąta trafił Mikołaj Lebedyński, w odpowiedzi o centymetry pomylił się głową Piotr Kieruzel. Końcowy gwizdek z większą goryczą przyjęli chyba miejscowi. To oni przecież „dogonili” wynik i mieli więcej szans na zadanie decydującego ciosu. Remis jednak nie krzywdzi żadnej ze stron.

 
sportslaski.pl – Niesamowity mecz! GieKSa wypuściła wygraną z rąk…

Spotkanie lidera z wiceliderem nie zawiodło! Emocji było tyle, że można byłoby nimi obdzielić kilka meczów. Mimo że GKS Katowice prowadził już dwoma bramkami, to wraca na Górny Śląsk z tylko jednym punktem.
[…] Chojniczanka nie podłamała się dwubramkową stratą i dalej próbowała zaskoczyć katowiczan. Po raz kolejny Abramowicz musiał interweniować po uderzeniu Mikołajczaka. Po chwili gospodarze ponownie ruszyli i tym razem – ich zdaniem – zdobyli gola, jednak zdaniem sędziego piłka nie minęła linii całym obwodem po tym, jak najpierw odbiła się od słupka, a następnie od Abramowicza, który w tej sytuacji wykazał się sporym refleksem.
W następnej akcji… ponownie przydałoby się goal-line technology. Po rzucie wolnym piłka odbiła się od Biernata i chyba faktycznie całym obwodem minęła linię bramkową. Gol kontaktowy podziałał mobilizująco na podopiecznych trenera Piotra Gruszki, którzy w drugiej połowie mocno przycisnęli.
Sporo roboty miał Abramowicz, który raz za razem musiał ratować swój zespół – próbowali Paweł Zawistowski, Jacek Podgórski i Piotr Kieruzel. Gospodarze atakowali coraz mocniej i w końcu dopięli swego – po dośrodkowaniu z rzutu wolnego głową przed pole karne zgrał Wojciech Lisowski, a z pięciu metrów uderzył Andrzej Rybski. Gola zawaliła defensywa, której strzelec wyrównującej bramki całkowicie zniknął z radarów.
Remis nie zadowalał żadnej z drużyn – obie ekipy grały jak o życie i dążyły dostrzelenia trzeciej bramki. Budziłek zatrzymał strzał Abramowicza, a Mikołaj Lebedyński z niewielkiej odległości uderzył w słupek. Sytuacji – dla obu ekip – było naprawdę dużo, jednak więcej bramek już nie padło. Jedno jest pewne – mecz ten z całą pewnością będzie kandydował do miana najlepszego spotkania tego sezonu.
W dzisiejszym spotkaniu w drużynie GKS-u zadebiutowało dwóch zawodników. O ile Kamila Jóźwiaka można ocenić pozytywnie, ponieważ to on zagrał do Foszmańczyka przy golu na 1:0, tak Tomasz Wisio o swoim występie będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. Popełnił kilka błędów, które mogły zakończyć się bramkami dla gospodarzy.

 
gol24.pl – Świetny mecz na szczycie w Chojnicach! GieKSa zaprzepaściła dwubramkową przewagę

[…] W meczu lidera z wiceliderem Nice 1 Ligi Chojniczanka Chojnice przegrywała na własnym boisku z GKS-em Katowice 0:2. Piłkarze Piotra Gruszki zdołali jednak doprowadzić do remisu. Spotkanie obfitowało w sytuacje podbramkowe. Kibice na stadionie w Chojnicach na brak emocji nie mogli narzekać. Przez większość pierwszej połowy przewaga na boisku utrzymywała się po stronie gości.
[…] W ich szeregach na szczególną pochwałę zasłużył Kamil Jóźwiak, który w pierwszej połowie doskonale sobie poczynał na lewym skrzydle. To właśnie po rajdzie tego zawodnika przyjezdni znaleźli się w idealnej sytuacji do wyjścia na prowadzenie – trzech zawodników GKS-u znalazło się przed bramkarzem Chojniczanki, którego asekurował zaledwie jeden obrońca. Katowiczanie nie zmarnowali tej stuprocentowej okazji i piłkę w siatce umieścił Andreja Prokić. Mimo straconej przez gospodarzy bramki, nadal dominującą stroną w tym spotkaniu był katowicki GKS.
[…] W pierwszej części drugiej połowy stroną dominującą byli gospodarze, jednak początkowo nie udawało im się przełożyć tego na zdobycz bramkową. Udało się to jednak później, kiedy gra się wyrównała. W 69. minucie po wrzutce spod końcowej linii akcję głową zamknął Andrzej Rybski, wywołując euforię wśród licznie zgromadzonych na Stadionie Miejskim w Chojnicach kibiców. Do końca meczu obie drużyny toczyły bardzo zaciętą walkę na boisku, lecz żadnej z nich nie udało się stworzyć na tyle dogodnej sytuacji, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Po jednym z najgroźniejszych ataków końcowej części spotkania w słupek trafił Mikołaj Lebedyński. Mecz lidera z wiceliderem zaplecza Lotto Ekstraklasy zakończył się podziałem punktów. Pojedynek ten potwierdził jednak, że obydwa te zespoły nadal aspirują do awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej.

 
weszlo.com – Ulala. Jeśli Chojniczanka i GKS mają tak grać, to widzimy się w Ekstraklasie!

[…] Napisalibyśmy, że ten mecz był reklamą goal line, ale byłoby to duże niedopowiedzenie. Bo przede wszystkim fantastyczna reklama pierwszej ligi. Ile tu się działo… Całą pierwszą połowę generalnie dominował GKS i już powoli zaczynaliśmy pisać o tym, że w Chojniczach – mimo szumnych zapowiedzi – spalili się, gdy trzeba było zaliczyć pierwszy wiosenny krok do awansu. Prokić szybko otworzył wynik po szybkiej kontrze (Chojniczanka wracała jakby chciała, a nie mogła) i katowiczanie mogli włożyć jeszcze ze dwie bramki po autach czy rogach. Gospodarze przez większość pierwszej części stanowiła marnej jakości tło.
Ale potem przyszła druga połowa, a w niej… zupełna wymiana ról. Impuls do takiego stanu rzeczy dała bez wątpienia bramka strzelona do szatni. Chojniczanka cisnęła w zasadzie przez cały czas, aż w końcu wycisnęła wyrównanie. Trochę pomógł jej w tym GKS – to w sumie spore frajerstwo, gdy piłkarz gra przez pół boiska z wolnego na długi słupek, a tam nikt nie pilnuje jego kolegi. Tak było w tym przypadku – Lisowski zgrał na głowę do Rybskiego, było 2:2. Chojniczanka czuła krew i cisnęła do końca, ale jak nie Abramowicz wyciągnał się jak struna i wyjął strzał Podgórskiego, to Biernat z pięciu metrów strzelił na porównywalną wysokość czy Kieruzel z czystej pozycji główkowej strzelił nad poprzeczką. Działo się do samego końca, przebudził się na moment nawet GKS, gdy Lebedyński mógł jakimś cudem wcisnąć piłkę stojąc w tłoku (trafił w słupek).
Pod kątem ekstraklasowej jakości i jedni, i drudzy zdali dziś egzamin. Pod kątem ekstraklasowych emocji – było aż za dobrze. Jeśli macie zamiar grać tak zawsze – zapraszamy państwa do elity.


3 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

3 komentarze

  1. Avatar photo

    siVVy

    5 marca 2017 at 09:59

    Panowie jak już mowiłem po co takiego Wisio do skladu Motała z Brzeczkiem ściągali jak on lata świetnośći ma już dawno za soba ! nie ma utalentowanych piłkarzy ? żadnych ! ? nooo porażka za tą decyzje może jeszcze dadzą rade coś wypożyczyć licze na to ! Jakiegoś obrońce zwinnego szybkiego i nieodpuszczającego !!!

  2. Avatar photo

    PAKEr

    5 marca 2017 at 10:32

    Przecież Jóźwiak to świetny transfer! Miał duży udział przy pierwszej bramce Prokicia!

  3. Avatar photo

    KruchA GruchA

    5 marca 2017 at 11:17

    trzeba pokonac 100mil i widzimy sie na Ludowym !

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga