Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Wielosekcyjny przegląd mediów: GieKSa rozbiła Podhale! Miarka „na zero”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ostatnich dziesięciu dni dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy.

Rozstrzygnięto konkurs Złote Buki 2021, statuetki wręczono na gali która odbyła się w auli Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach. Piłkarki oraz piłkarze wrócili do treningów przed wiosennymi ligowymi meczami. Piłkarki rozegrały mecz sparingowy z Skrą Ladies Częstochowa. Nasza drużyna wygrała 7:0 (2:0). W niedzielę (23.01) zespół zmierzy się w kolejnym meczu sparingowym ze Śląskiem Wrocław. Piłkarze odbyli trzydniowe zgrupowanie w Bielsku-Białej na zakończenie którego rozegrali mecz kontrolny z rekordem Bielsko-Biała, który wygrali 2:1 (1:0). W sobotę (22.01) drużyna rozegra mecz sparingowy z GKS-em Jastrzębie.

W minionym tygodniu siatkarze rozegrali spotkanie ligowe z Aluronem CMC Wartą Zawiercie, w którym wygrali 3:0. Dzisiaj zespół zmierzy się z Mickiewiczem Kluczbork (w ramach rozgrywek Pucharu Polski, na wyjeździe). W najbliższy poniedziałek (24.01), drużyna zmierzy się z LUKiem Lublin w ramach PlusLigi.

Z zaplanowanych trzech spotkań hokeiści rozegrali dwa, oba zwycięskie: z KH Energą Toruń 6:3 i Podhalem Nowy Targ 8:0. Spotkanie z 36 kolejki rozgrywek z Re-Plast Unią Oświęcim zostało przełożone na 15 lutego. W najbliższych dniach drużyna rozegra jedno spotkanie, w piątek (21.01), z Re-Plast Unią Oświęcim (38 kolejka).

 

PIŁKA NOŻNA

facebook.com/Skra.Ladies.Czestochowa

Po blisko dwumiesięcznej przerwie Ladies ponownie wybiegły na piłkarskie boisko ⚽????

W sobotnie popołudnie nasze Panie zmierzyły się w grze kontrolnej z ekstraligowym GKS-em Katowice. Faworyt pojedynku pierwszoligowca z czołowym zespołem ekstraligi mógł być tylko jeden. Jednak mimo wysokiej porażki, w opinii bezstronnych obserwatorów, Skra zaprezentowała bardzo solidny i dojrzały już futbol.

Zwłaszcza pierwszą połowę można zapisać częstochowiankom na duży plus. W tym okresie Ladies podjęły rękawicę i z dużo wyżej notowanym rywalem walczyły absolutnie bez respektu. Wprawdzie straciły pod koniec tej części gry dwie bramki ale same też miały okazję do celnych trafień, że wymienimy tylko strzał w poprzeczkę Oliwii Pająk .

Drugie czterdzieści pięć minut to coraz bardziej wzrastająca przewaga gospodyń. Naszym Paniom sił do skutecznej walki starczyło jeszcze na kwadrans. Ciężki tygodniowy trening wcześniej czy później musiał pokazać swoje „oblicze”. Ostatnie pół godziny to już dominacja katowiczanek które swoją przewagę udokumentowały kolejnymi bramkami.

Pomimo porażki możemy być optymistami. Na tle tak klasowego rywala nasze piłkarki pokazały, że drzemie w nich spory potencjał.

Naszą opinię wydaje się, że podziela także II trener Ladies Krystian Kotarski:

– Z przebiegu meczu możemy być jak najbardziej zadowoleni. Pierwsze 45 minut pokazały nam, że na tle bardziej utytułowanego rywala potrafimy się prezentować na dobrym poziomie. Druga połowa to już niestety brak sił, jednak mimo to dziewczynom należą się brawa za postawę oraz walkę. Cieszy też to, że chcemy, próbujemy i staramy się utrzymywać przy piłce. To jest niezwykle ważne w nowoczesnym futbolu.

Warto także dodać, że w sobotnim meczu sporo czasu na boisku spędziły piłkarki które na co dzień pełnią rolę zmienniczek. Trenerzy zatem bacznie obserwowali ich poczynania a także testowali rozwiązania z nimi w rolach głównych:

– Po meczu mogę już powiedzieć, że zrealizowaliśmy to co sobie założyliśmy, więc sparing – mimo porażki – możemy uznać za jak najbardziej udany – dodał trener Kotarski

 

sportdziennik.com – Robert Góralczyk: Na Łużniki się nie wybieram

Rozmowa z Robertem Góralczykiem, dyrektorem sportowym GKS-u Katowice.

Ze Skry Częstochowa wykupiliście Marcina Stromeckiego. To były trudne negocjacje?

Robert GÓRALCZYK: – Nie trudniejsze, niż wiele wcześniejszych. Najważniejsze, że doprowadzone do końca i Marcin mógł zacząć okres przygotowawczy z zespołem. Przy okazji mogę powiedzieć, że kwoty, które dotąd padały w przestrzeni medialnej (40 tys. zł – dop. red.) są nieprawdziwe i dużo wyższe od tej, za którą realnie zrealizowaliśmy tę transakcję. Stromecki ze swoimi umiejętnościami i doświadczeniem ma wzmocnić rywalizację w środkowej strefie.

Jakub Karbownik był blisko przenosin do was z Lecha Poznań już latem.

Robert GÓRALCZYK: – Wtedy miał do nas dołączyć w całkiem innej sytuacji z młodzieżowcami. Obecnie – po skróceniu wypożyczenia Piotra Samca-Talara  ze Śląska Wrocław i otrzymaniu od nas zgody na poszukiwanie nowego klubu przez Pawła Gieracha – czeka Kubę rywalizacja z dwoma, obecnie już mocnymi punktami naszego zespołu (Patrykiem Szwedzikiem i Filipem Szymczakiem – dop. red.). Ale ma on swoje oczekiwania, ambicje i umiejętności, które swego czasu potwierdzał, także grając w juniorskich reprezentacjach kraju. Wierzę, że będzie powiewem świeżości, a równocześnie kolejną wartością dodaną naszego zespołu.

Na dokonanym latem transferze definitywnym Gieracha z Jagiellonii Białystok straciliście dużo pieniędzy?

Robert GÓRALCZYK: – Nie mogę zdradzać tajemnicy handlowej, ale proszę wziąć pod uwagę, że transfery mają różny charakter i czasem mogą być nawet bezgotówkowe. Tak jak każdy transfer, ten również to pewnego rodzaju hazard i dopiero czas weryfikuje jego skuteczność. Nie powiedziałbym, że Paweł się nie sprawdził. Kadra zespołu w naszym przypadku liczy 25 zawodników i każdy ma swoją rolę do spełnienia.

Wszystkich nie jest się w stanie zadowolić, wszyscy grać nie mogą. Paweł miał wcześniej doświadczenie z gry w pierwszej i drugiej lidze. W momencie, kiedy go pozyskiwaliśmy, uznaliśmy to za wartościowy transfer, ale nie byliśmy w stanie przewidzieć, jak potoczy się jego rywalizacja; zarówno w zakresie młodzieżowców w zespole, jak i ze Zbyszkiem Wojciechowskim na pozycji prawego obrońcy.

Czas pokazał, że Paweł tę rywalizację przegrał, a w perspektywie jego dalszego rozwoju niezbędne na tym etapie wydają się regularniejsze występy, stąd wraz z nim doszliśmy do wniosku, że korzystniej będzie, aby znalazł sobie klub, w którym będzie miał na to większą szansę. Dopuszczamy w jego przypadku zarówno wypożyczenie, jak i transfer definitywny.

Żegnacie się też po 2,5 roku z Szymonem Kiebzakiem.

Robert GÓRALCZYK: – To trochę inna sytuacja niż z Gierachem, który ma jeszcze z nami kontrakt przez 1,5 roku. Umowa Szymona wygasa w czerwcu i skoro teraz uznaliśmy, iż nie ma realnych szans na grę w zespole w wymiarze, który byłby w stanie dać także jemu satysfakcję, dla obydwu stron będzie lepiej, jeśli już teraz odejdzie do innego klubu. Z posiadanej przeze mnie wiedzy, wydaje się, iż jest szansa, że nastąpi to w najbliższych dniach.

Stromecki, Karbownik… Ktoś jeszcze zimą może dołączyć do GieKSy?

– Zakładając, że odejdą Paweł i Szymon, niczego nie można wykluczać, ale obecnie nikogo nie szukamy, ani na nikogo nie czekamy. Jeśli już – to raczej śledzimy rynek. Jeśli uznamy, że ma szansę wydarzyć się coś, co mogłoby nam znacząco dodać jakości, wtedy być może to zrobimy. Jednak trzeba wiedzieć, że okienko zimowe jest specyficzne.

Naprawdę rzadko pozyskuje się takiego zawodnika jak Stromecki, który przez ostatnie 2,5 sezonu spędził na boisku 75 procent możliwego czasu, przyczyniając się do dwóch awansów swoich drużyn. Zimą niezwykle trudno pozyskać kogoś takiego. Najczęściej mówimy wtedy o zawodnikach będących w odwrocie, grających mniej. Dlatego jesteśmy zadowoleni, że Marcina zakontraktowaliśmy.

Myśląc o nowych zawodnikach, dopasowujecie ich do systemu z czwórką obrońców, jakim zaczynaliście jesień, albo z wahadłami – jak kończyliście?

Robert GÓRALCZYK: – Rozpisujemy oba te ustawienia, ale pozycje oczywiście się przenikają. Zawodnicy, którzy dziś graliby u nas na „dziesiątkach”, mogą też być skrzydłowymi. Prawi obrońcy mogą być wahadłami, charakterystyka środkowych obrońców jest ta sama. Druga część jesieni pokazała, jakie ustawienie było preferowane, ale nie chcemy się zamykać i niczego wykluczać.

Zawodnicy garną się do GKS-u chętniej niż po spadku z pierwszej ligi, gdy zaczynał pan tu pracę?

Robert GÓRALCZYK: – Trudno powiedzieć, czy liczba takich sygnałów wzrasta, czy maleje. Stale pojawia się sporo tematów. Prowadzimy swoją strategię kontroli rynku i pozyskiwania zawodników. Choć nie mamy rozbudowanego działu skautingu, radzimy sobie swoimi sposobami. Nieraz także warto usłyszeć lub przeczytać informację od agenta, że ktoś jest dostępny i poznać warunki, na jakich można sprowadzić zawodnika. To także może pomóc.

[…] Niekrótka jest lista piłkarzy, których kontrakty wygasną po sezonie. Można w najbliższych tygodniach spodziewać się, że ogłosicie jakieś prolongaty?

Robert GÓRALCZYK: – Panujemy także nad tym tematem. Dla każdego dobrego piłkarza, zapewniającego GKS-owi odpowiednią jakość i akceptującego realia, w jakich funkcjonujemy, będzie tu miejsce. Można obserwować, że zawodnicy na siłę nie chcą z Katowic odchodzić. Powinni tylko swoimi występami potwierdzać swoją przydatność, a my zamierzamy to doceniać – biorąc pod uwagę poziom bieżący i perspektywę rozwoju zawodnika oraz zespołu.

Jeśli tylko to możliwe, preferuję pozostawienie zawodnika, który jest już zweryfikowany w drużynie – byle tylko prezentował oczekiwany poziom sportowy i dobrze rokował na przyszłość – niż sprowadzanie nowego, który przynajmniej przez jakiś czas będzie niewiadomą.

Jednym z zawodników z kończącą się umową jest Dominik Kościelniak, rehabilitujący się po zerwaniu więzadeł krzyżowych.

Robert GÓRALCZYK: – Dominik przed kontuzją był ważną postacią zespołu, zarówno w decydującej fazie rozgrywek drugiej ligi, jak i na początku obecnego sezonu. Choć w tej chwili najważniejsza jest skuteczna rehabilitacja i powrót do pełnej sprawności, to rozmawiałem z nim już także o przyszłości – by wiedział, że o nim myślimy i nie zostawimy go samemu sobie. Oby tylko jak najszybciej był gotów znowu pomagać GieKSie.

Zimujecie na 13. miejscu w tabeli, musicie myśleć o rozwoju drużyny, nie zapominając jednocześnie o tym, że bronicie się przed spadkiem.

Robert GÓRALCZYK: – Dlatego podchodzimy do sytuacji w tabeli z chłodną głową i pełną świadomością, że obecnie jesteśmy w walce o utrzymanie. W związku z tym za cel stawiamy sobie chęć jak najszybszego wywindowania się w tabeli do bezpiecznych jej rejonów, żeby dopiero wtedy zacząć ewentualnie myśleć o czymś więcej, czyli chociażby o pewnym środku. Rundę wiosenną zaczynamy dwoma bardzo trudnymi, wyjazdowymi meczami w Nowym Sączu i Sosnowcu. Już zapewne one pokażą, dokąd wtedy będzie nam bliżej – do góry czy do dołu tabeli.

 

Za nim trudna decyzja

Mimo ofert z ekstraklasy i pierwszej ligi, Lech Poznań nie skrócił wypożyczenia Filipa Szymczaka. Wiosną 19-latek ma nadal strzelać gole dla GieKSy. – Wierzę, że możemy osiągnąć coś fajnego – mówi napastnik.

Dla kibiców GieKSy to była jedna z ważniejszych wieści trwającego zimowego okna transferowego. Lech Poznań nie skorzystał z przysługującego mu do 22 grudnia prawa skrócenia wypożyczenia Filipa Szymczaka. Oznacza to, że 19-letni napastnik, który jesienią zdobył 6 bramek i był czołową postacią zespołu, spędzi wiosnę przy Bukowej.

 

Miejsce z firmamentu

Adrian Błąd najlepszym piłkarzem, a rozpoczęcie budowy stadionu – największym wydarzeniem 2021 roku, który społeczność GieKSy podsumowała na tradycyjnej gali „Złotych Buków”.

Plebiscyt „Złotych Buków”, w których kibice wybierają najlepszych sportowców i najważniejsze wydarzenia minionych 12 miesięcy, na stałe wpisał się w krajobraz towarzyszący GKS-owi Katowice. Gala podsumowująca 2021 rok była już czternastą, podczas której wręczano statuetki.

[…] Codziennie walczmy, by zdobywać kolejne szczyty i cele. Możemy spełniać je w doskonałym klubie. Szanujmy to miejsce – mówił Rafał Górak, trener pierwszoligowej drużyny piłkarzy, któremu przypadł w udziale przywilej otwarcia koperty z laureatem kategorii mu najbliższej, a więc dla najlepszego piłkarza 2021 roku.

Został nim – tak jak przed dwoma laty – Adrian Błąd, wyprzedzając innych nominowanych w tej kategorii, czyli Rafała Figiela i Dominika Kościelniaka. – Piąty raz z rzędu nominowano mnie do tej wspaniałej nagrody. Jest mi niezmiernie miło, że mogę występować w tym klubie. Doceniam troskę, jaką zostałem otoczony. Dziękuję całej drużynie, każdej sekcji, bo ten rok nie był dla mnie łatwy. Sportowo daliśmy radę. Mam nadzieję, że nie jest to nasz koniec, a wręcz przeciwnie – dopiero początek.

Liczę, że za rok zamiast mnie statuetkę odbierze któryś z młodych kolegów – stwierdził Błąd, który na co dzień toczy walkę nie tylko o ligowe punkty, ale też zdrowie 1,5-rocznej córeczki Hani. Pomocnik GieKSy stwierdził, że sportowo drużyna dała radę, ale w kategorii „wydarzenie roku” nie wygrał wcale awans do pierwszej ligi.

Padło na – czemu trudno się dziwić – rozpoczęcie budowy nowego stadionu i hali na Załęskiej Hałdzie, co stało się faktem 14 października. Nagrodę w imieniu miasta Katowice, czyli inwestora, odebrał wiceprezydent Waldemar Bojarun.

[…] Dodajmy, że siatkarzem roku został Jakub Jarosz, hokeistą – Grzegorz Pasiut, szachistą – Jan-Krzysztof Duda, a piłkarką – Nicola Brzęczek, czyli wnuczka brata Jerzego Brzęczka, byłego selekcjonera i trenera GieKSy. – Powiedzieć, że 2021 rok był ciekawy, to jak nic nie powiedzieć – stwierdził [Łukasz Czopik], dyrektor zarządzający GKS-u, zastępujący chorego prezesa Marka Szczerbowskiego. – Do niedawna miałem przekonanie, że najwięcej emocji w życiu dostarcza małżeństwo, ale miniony rok i wydarzenia z boisk, parkietów, lodowisk pokazał, że wcale tak nie musi być…

 

Kultowa akcja Klimczok

[…] Tradycyjna wyprawa na Klimczok, rozpoczęta wczoraj przed południem, była kulminacyjnym punktem krótkiego zgrupowania GieKSy w Bielsku-Białej. Beniaminek pierwszej ligi rozpoczął je w czwartek, a zakończy – dzisiejszym sparingiem z miejscowym Rekordem, czyli szóstą siłą III grupy trzeciej ligi.

Trener Rafał Górak mawia, że to „kultowa akcja Klimczok”. Odkąd w 2019 roku wrócił do klubu z Bukowej, organizowana jest każdej zimy. – To naprawdę wysiłek, 22 kilometry z hotelu na obiekcie Rekordu aż na samą górę i z powrotem. Trzeba najpierw wbiec przez Dębowiec na Szyndzielnię, stamtąd na Klimczok, a potem jeszcze wrócić. Fajna wyprawa – mówił nam szkoleniowiec.

GKS w tym okresie przygotowawczym jeszcze zawita do Bielska – i to niebawem bo już za 9 dni, tym razem na dłuższy obóz, bo trwający od poniedziałku do soboty. Szkoleniowca katowiczan pytaliśmy, czy nie było w klubie dyskusji nad tym, by jedno ze zgrupowań zorganizować w Turcji (jak sześciu innych pierwszoligowców). – To nie ten moment. Mamy założone, kiedy taki wyjazd nadejdzie. Przyjdzie na to czas – odpowiadał Górak.

Na pierwsze zgrupowanie z GKS-em pojechało 29 zawodników, w tym trzech młodzieżowców z akademii (Alan Bród, Kamil Komandera, Norbert Warmuz) i dwóch graczy zakontraktowanych już tej zimy: Jakub Karbownik z Lecha Poznań i Marcin Stromecki ze Skry Częstochowa. W tej chwili – jak mówi dyrektor Robert Góralczyk – przy Bukowej ani już nikogo nie szukają, ani na nikogo nie czekają, a ewentualne ruchy do klubu uzależnione będą od rynkowej okazji. Z jednym wyjątkiem: po powrocie z Bielska-Białej ma zapaść decyzja odnośnie przyszłości jedynego zawodnika mającego obecnie status testowanego, czyli Dawida Brzozowskiego.

To prawy wahadłowy III-ligowej Chełmianki. Choć w tym roku skończy dopiero 19 lat, w III lidze debiutował już niemal 3 sezony temu – wiosną 2019 w Motorze Lublin, prowadzonym wówczas przez… Roberta Góralczyka. Z Lublina został wypożyczony do Chełmu i obecnie jest już na stałe zawodnikiem tamtejszego klubu. Przez 1,5 roku w III lidze rozegrał 48 meczów, strzelił 4 gole.

Dla GieKSy byłby wartościowy o tyle, że – po pierwsze – do połowy 2024 roku przysługiwać mu będzie status młodzieżowca, a po drugie – na prawej stronie konkurenta nie ma w tej chwili Zbigniew Wojciechowski. W razie czego, na tę pozycję może zostać przesunięty Arkadiusz Woźniak. Nominalny prawy obrońca nr 2, Paweł Gierach, jesienią nie grał praktycznie w ogóle i jest na etapie poszukiwania klubu. Tej zimy trenował z zespołem, ale – jak było to już ustalone wcześniej – na zgrupowania jeździć nie będzie.

Drugi z zawodników z listy transferowej, Szymon Kiebzak, podpisał już 1,5-roczny kontrakt z innym pierwszoligowcem – Górnikiem Polkowice. W GieKSie prawy pomocnik przez 2,5 sezonu rozegrał 70 meczów, strzelił 4 gole, zaliczył 14 asyst. Po awansie do pierwszej ligi grywał już niewiele. Tym samym, w kadrze zespołu pozostało już tylko 8 zawodników, którzy latem 2019 zaczynali pierwszy sezon po spadku z zaplecza ekstraklasy (Grzegorz Janiszewski, Arkadiusz Jędrych, Grzegorz Rogala, Zbigniew Wojciechowski, Adrian Błąd, Arkadiusz Woźniak, Patryk Szwedzik, Marcin Urynowicz).

Bukową opuścić może jeszcze 18-letni bramkarz Kamil Korczak, do końca tygodnia testowany w Rekordzie Bielsko-Biała, czyli zespole, z którym dziś sparingowo zmierzy się GieKSa.

 

Filip raz, Filip dwa

Zwycięstwem z III-ligowym Rekordem, odniesionym po golach napastników Filipa Kozłowskiego i Filipa Szymczaka, zakończyła GieKSa krótkie zgrupowanie w Bielsku-Białej. Pozytywnie zaopiniowano wartość sportową testowanego Dawida Brzozowskiego.

[…] GKS – tak jak w drugiej części rundy jesiennej – zagrał w ustawieniu z trójką środkowych obrońców. W drugiej połowie premierowe występy w katowickich barwach zaliczyli Jakub Karbownik i Marcin Stromecki, czyli zawodnicy pozyskani tej zimy. Szansę na angaż ma też Dawid Brzozowski, urodzony w 2003 roku prawy obrońca trzecioligowej Chełmianki.

Jego wartość sportowa została pozytywnie zaopiniowana przez sztab szkoleniowy zespołu z Bukowej i teraz pozostaje już tylko kwestia dogadania warunków z jego klubem.

Trener Górak z przyczyn zdrowotnych nie skorzystał w sobotę z pięciu zawodników: wracającego do pełni sił Oskara Repki, rekonwalescenta Dominika Kościelniaka oraz Grzegorza Janiszewskiego, Bartosza Jaroszka i Daniana Pawłasa. Już na początku sparingu w jednym ze starć skórę głowy rozciął Patryk Szwedzik, polała się krew, dlatego kontynuował grę z pokaźnym opatrunkiem.

Dodajmy, że szansę występu otrzymało pięciu młodych zawodników: Alan Bród, Kamil Komandera, Norbert Warmuz i znajdujący się już w kadrze zespołu Kacper Pietrzyk oraz Bartosz Wodnicki. Zawodnicy po powrocie ze zgrupowania otrzymali 2 dni wolnego, do zajęć wrócą we wtorek. W sobotę w Katowicach rozegrają sparing z imiennikiem z Jastrzębia, a już za okrągły tydzień wyjadą do Bielska-Białej kolejny raz: tym razem na zgrupowanie nieco dłuższe, bo 6-dniowe.

 

dziennikzachodni.pl – Rekord Bielsko-Biała – GKS Katowice 1:2. GieKSa zaczęła od wygranej

W pierwszym tej zimy meczu sparingowym GKS Katowice wygrał z Rekordem Bielsko-Biała 2:1 po golach Filipa Kozłowskiego i Filipa Szymczaka. Honorowe trafienie dla III-ligowców zdobył Marcin Wróbel. Spotkanie rozegrano na stadionie „Na Górce” i zakończyło ono krótkie zgrupowanie katowiczan w Bielsku-Białej.

Kontrolne mecze GKS Katowice z Rekordem stają się powoli tradycją. Obydwa zespoły na początku stycznia spotkały się już po raz trzeci z rzędu i po raz drugi w tej konfrontacji lepsi okazali się katowiczanie.

[…] Katowiczanie zimowe sparingi zaczęli od wygranej. Pierwszego gola zdobył tuż przed przerwą Filip Kozłowski dobijając strzał odbity przez bramkarza. Na 2:0 w 70 minucie wynik podwyższył Filip Szymczak wykorzystując sytuację sam na sam z golkiperem bielszczan. Honorowe trafienie dla Rekordu było dziełem Marcina Wróbla po stracie piłki przez gości na własnej połowie.

Trener Górak wystawił w tym spotkaniu dwa składy dając pograć ponad 20 zawodnikom. Po raz pierwszy na boisku w barwach GieKSy wystąpili Marcin Stromecki i Jakub Karbownik. Zwycięstwem w sparingu GieKSa uczciła przypadające 15 stycznia urodziny jej zmarłego piłkarza Adama Ledwonia.

 

Miliony dla GKS. Katowice podzieliły pieniądze na sport w 2022 roku. GieKSa dostała lwią część z 20 milionów złotych

W piątek 14.12.2022 r. ogłoszono podział pieniędzy na sport w Katowicach w tym roku. Z 20 mln złotych przyznanych na ten cel, lwia część przypadła wielosekcyjnemu GKS-owi Katowice.

Opublikowane zostało rozporządzenie prezydenta Katowic w sprawie wyboru najkorzystniejszych ofert oraz podziału dotacji dla podmiotów niezaliczanych do sektora finansów publicznych w celu realizacji zadania pod nazwą „Organizacja uprawiania sportu” w 2022 roku.

Pieniądze przydzielono 18 klubom, które w sumie wnioskowały o 25.560.522,24 zł.

– Sportowa marka Katowic to przede wszystkim GKS Katowice, który prezentuje szeroką ofertę zarówno dla dzieci, młodzieży, jak również dla zawodników zawodowych. To dyscypliny takie jak piłka nożna mężczyzn i kobiet, które osiągają doskonałe wyniki grając w Ekstraklasie, a także hokeiści, szachiści i siatkarze. Stąd najwyższa kwota dotacji – wyjaśnia Sławomir Witek, naczelnik wydziału edukacji i sportu i dodaje, że spore środki idą na futbol amerykański, który staje się coraz popularniejszy, a także trafią do uczelnianych klubów – AWF-uu Katowice oraz Uniwersytetu Śląskiego

Oto podział środków w Katowicach na sport w 2022 roku (prezentujemy pięć pierwszych klubów z największą dotacją).

1. GKS GieKSa Katowice SA – 17.500.000,00 zł (wnioskowano o 19.394.152,24 zł)

2. KS AZS AWF Katowice – 640.000,00 zł (wnioskowano o 2.565.150,00 zł)

3. Stowarzyszenie Klub Futbolu Amerykańskiego Silesia Rebels – 435.000,00 zł (wnioskowano o 797.000,00 zł)

4. UKS „4” Katowice – 30.000,00 zł (wnioskowano o 107.000,00 zł)

5. AZS Uniwersytet Śląski – 345.000.00 zł (wnioskowano o 847.500,00 zł)

 

SIATKÓWKA

sportdziennik.com – Zastopowana „Jurajska armia”

[…] W Katowicach zakończył się zwycięski marsz Aluronu CMC Warty Zawiercie.

[…] Uros Kovacević atakował z siłą wodospadu, ale po każdej udanej akcji GKS-u Katowice chwytał się za głowę i wznosił ręce do góry pytając: jak oni to robią? Zespół z Katowic został sprawcą ogromnej niespodzianki, wygrywając z faworyzowaną ekipą z Zawiercia.

– Będzie się działo – wyszeptał przed meczem trener GKS-u, Grzegorz Słaby. Wiedział co mówi, bo w zespole ma charakternych zawodników, którzy z każdym rywalem starają się podjąć walkę. Nie z każdym to się udaje, jednak w derbach regionu zawsze iskrzyło i nie inaczej było w niedzielę.

W składach obyło się bez niespodzianek, bo zespół z Zawiercia dopracował się wyjściowej „6”. Natomiast do GKS powrócili ozdrowieńcy i dodali jakości drużynie.

Od początku było to twarde, męskie granie i zdobycie minimum dwóch „oczek” przewagi przez jednych czy drugich graniczyło z cudem. GKS-owi udało się to dwa razy (16:14 i 22:19). Set zakończył się jednak grą na przewagi. Na parkiecie pojawił tercet: Maksimilian Cavanna – Mateusz Malinowski – Piotr Orczyk. To właśnie zagrywka tego drugiego wprowadziła sporo zamieszania i doprowadziła do piłki setowej dla Aluronu CMC Warty. W sumie goście mieli ich dwie. Potem do głosu doszli miejscowi, udanymi akcjami popisał się środkowy Piotr Hain i partia padła ich łupem. Solidnie zapracowali na tego seta, bo dobrze funkcjonował blok – obrona.

Przyjezdni po przegranej partii mocno się zmobilizowali i szybko zbudowali wyraźną przewagę (17:12). Na GieKSę to nie wystarczyło. Przy serwisie Damian Domagały gospodarze zdobyli 6 „oczek” z rzędu i wyszli na prowadzenie 18:17. A potem była znów gonitwa wyniku (19:22). Gonzalo Quiroga popisał się asem serwisowym i GKS znów prowadził 23:22. Facundo Conte zdobył punkt i to przyjezdni mieli piłkę setową. A potem rozpoczęła się emocjonująca gra na przewagi. Goście nie wykorzystali kolejnej szansy na wygranie odsłony, zaś gospodarze skończyli po czwartej piłce i tym samy To ich nie zadowoliło. Poszli za ciosem W końcowych fragmentach zdominowali rywali. Objęli prowadzenie 23:19 i nie zaprzepaścili szansy. Zdobyli komplet punktów. Teraz GKS patrzy w górę, bo otworzyła się spora szansa gry w play offach. Oczywiście droga jest jeszcze daleka.

MVP: Tomas Rousseaux

GKS Katowice – Aluron CMC Warta Zawiercie 3:0 (28:26, 31:29,25:21)

 

HOKEJ

hokej.net – Pełna pula dla katowiczan. Zabójcze 40 sekund!

W bardzo dobrych humorach wracają z grodu Kopernika hokeiści GKS-u Katowice. W meczu 35. kolejki Polskiej Hokej Ligi podopieczni Jacka Płachty pokonali KH Energę Toruń 6:3, a trzy gole hokeiści GieKSy zdobyli w 40 sekund!

Spotkanie bardzo dobrze rozpoczęli torunianie i w sumie jedynie w pierwsza tercji zaprezentowali się z naprawdę solidnej strony. Strzelanie rozpoczął Mikałaj Syty, chwilę później Szymon Mularczyk wyrównał, a potem znów na prowadzenie wyszli gospodarze za sprawą Roberta Arraka. W pierwszej odsłonie spotkania KH Energa wyglądała naprawdę dobrze, stwarzała sobie wiele szans i mogła prowadzić wyżej.

Michalski, Fraszko, Eriksson, czyli zabójcze 40 sekund. Tak można by najkrócej opisać drugą tercję, a nawet cały mecz. Hokeiści GieKSy nie dość, że wyrównali, to jeszcze odskoczyli rywalom na dwie bramki, co jak się potem okazało pozwoliło im kontrolować przebieg spotkania. Jeszcze przed końcową syreną, Möldera pokonali Joona Monto i Mateusz Bepierszcz.

„Stalowe Pierniki” walczyły do samego końca. Kilka minut przed końcem Korczocha przedłużył nadzieje torunian, a chwilę później mogło już być 4:6. Po dłuższej wideoweryfikacji sędziowie uznali jednak, iż gol nie zostanie uznany, co spotkało się ze sporym niezadowoleniem wśród hokeistów z grodu Kopernika, a także kibiców.

KH Energa Toruń – GKS Katowice 3:6 (2:1, 0:3, 1:2)

 

GieKSa rozbiła Podhale! Miarka „na zero”

GKS Katowice, zgodnie z oczekiwaniami, wysoko pokonał Tauron Podhale Nowy Targ 8:0 w meczu 37. kolejki Polskiej Hokej Ligi. Spory udział w tym zwycięstwie mieli Marcin Kolusz i Miro-Pekka Saarelainen, którzy zdobyli po dwie bramki oraz Maciej Miarka. Młody golkiper rozegrał pierwsze spotkanie w tym sezonie i zachował w nim czyste konto!

Dla katowiczan był to spotkanie z gatunku tych, które po prostu trzeba wygrać i uniknąć w nim niepotrzebnych urazów. Ten cel udało się zrealizować.

Szkoleniowiec GieKSy Jacek Płachta w starciu z „Szarotkami” sprawdził też dyspozycję Macieja Miarki, zmiennika Johna Murraya. Dla 20-letniego golkipera był to pierwszy mecz w tym sezonie i zaprezentował się w nim z naprawdę dobrej strony. Zachował bowiem czyste konto i zaliczył kilka naprawdę dobrych interwencji. To, w jaki sposób obronił strzał i dobitkę Bartłomieja Neupauera mogło podobać się nawet najbardziej wybrednym kibicom.

Gospodarze szybko, bo już po 20 sekundach, rozwiązali worek z bramkami. Ładną indywidualną akcją popisał się Patryk Wronka, który zabrał się z krążkiem spod bandy, popędził na środek tercji aż w końcu uderzył z wysokości linii niebieskiej. Pracujący na bramkarzu rywali Marcin Kolusz sprytnie zmienił tor lotu krążka i zaskoczył Pawła Bizuba. Tym samym „Kolos” uczcił swoje 37. urodziny zdobyciem gola. Ba, strzelił go zespołowi, z którego przeszedł do GieKSy i w którym w przyszłym sezonie znów będzie występował.

Katowiczanie w pierwszej odsłonie zadali jeszcze dwa ciosy. Najpierw w ósmej minucie uderzenie Igora Smala skutecznie poprawił Mateusz Michalski, z kolei pod koniec tercji podopieczni Jacka Płachty zamienili na bramkę okres gry w przewadze. Ustawiony na lewym buliku Carl Hudson uderzył z nadgarstka i zaskoczył nowotarskiego golkipera.

Tuż po przerwie hokeiści GieKSy dołożyli czwartego gola, który pozwolił jej kontrolować przebieg spotkania. Na listę strzelców wpisał się Miro-Pekka Saarelainen, popisując się przy tym bardzo dobrym uderzeniem w długi róg.

Później spotkanie straciło na jakości. Katowiczanie spuścili z tonu, więc do końca drugiej odsłony wynik już się nie zmienił.

W trzeciej części gry katowiczanie wrócili na właściwe tory. Efekt? Cztery gole autorstwa Saarelainena, Lehtonena, Kolusza i Jakimienki. Najbardziej efektowne były te trafienia dwóch ostatnich. „Kolos” zwieńczył szybką wymianę podań, a rosyjski defensor po podaniu Patryka Wronki posłał gumę w samo okienko.

GKS Katowice – Tauron KH Podhale Nowy Targ 8:0 (3:0, 1:0, 4:0)

 

sportdziennik.com – Spalony na niebieskiej. Ułomny protokół

W ubiegłym tygodniu hokejowa centrala wprowadziła tzw. protokół COVID-19. Zgodnie z nim nie będzie można już odwoływać meczów z uwagi na zakażenia koronawirusem.

Zainfekowani hokeiści zostaną poddani izolacji, a kluby będą musiały radzić sobie w okrojonych składach. Każda z drużyn musi mieć do dyspozycji przynajmniej 10 zdrowych zawodników z pola oraz dwóch bramkarzy. Gdy klub się z tego nie wywiąże, zostanie ukarany walkowerem. Jeżeli natomiast dwa zespoły nie będą mogły rozegrać meczu, to zostanie orzeczony obustronny walkower. Jeżeli to przydarzy się w fazie play-off, dalej awansuje drużyna wyżej rozstawiona.

Nie powiem, że jestem oburzony tymi obostrzeniami, ale prezes PZHL Mirosław Minkina i jego świta znowu wykazali się refleksem szachisty. Przecież pandemia koronawirusa nie pojawiła się znienacka, żyjemy z nią od dawna, więc taki zapis powinien zostać poczyniony przed rozpoczęciem rozgrywek. Teraz zmienia się reguły w trakcie sezonu, co na pewno nie jest uczciwe i sprawiedliwe. Kilka zespołów, min. Ciarko Sanok, Re-Plast Unia Oświęcim, Tauron Podhale Nowy Targ, „wyczyściło się” przed decydującą fazą rozgrywek i śmieją się teraz innym w nos.

Kolejna wątpliwość to nakładanie walkowerów. Wynika z tego, że w innych zakładach pracy można pracownika wyrzucić za to, że ośmielił się zachorować! A kuriozalny jest już zapis o obustronnym walkowerze w fazie play off i ewentualnym awansie zespołu wyżej rozstawionego po fazie zasadniczej! To „kwiatek” porównywalny do tego, gdy mistrzowski tytuł przyznano GKS-owi Tychy, mimo nie dokończenia rozgrywek.

Jeżeli PZHL i PHL są tak stanowczy, to jak zamierzają egzekwować nowy regulamin rozgrywek ligowych? Przecież w drużynach mogą grać zawodnicy zakażeni, którzy przechodzą chorobę bezobjawowo. I mogą zarazić rywali. Przecież szczepionka nie gwarantuje „nietykalności”. Czy i kto będzie robił testy na obecność koronawirusa przed każdym meczem? Kto za nie zapłaci? Moim zdaniem koszty powinien ponosić organizator rozgrywek.

Surowym rygorom powinni być poddani także sędziowie i test przed każdym meczem musi być dla nich OBOWIĄZKOWY! A jeżeli nie będą „dyspozycyjni”, na oba zespoły zostanie nałożony obustronny walkower?!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Łódzka lekcja futbolu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ciężko się zabrać za pisanie tego felietonu, bo im więcej czasu mija od zakończenia meczu z Widzewem, tym bardziej stwierdzam, że wczoraj na boisku w Łodzi nie mieliśmy czego szukać. Może nawet i dobrze, że mecz zakończył się porażką 0:3, a nie 0:1, bo przy jednobramkowej prawdopodobnie słyszelibyśmy narrację, że było bardzo blisko i gdyby nieco więcej opanowania pod bramką, to moglibyśmy wywieźć punkt lub punkty i w ogóle byliśmy lepsi (!) od Widzewa.

Nie, nie byliśmy. Byliśmy w każdym aspekcie od Widzewa gorsi. I należy to sobie jasno powiedzieć, bo jeżeli będziemy mydlić oczy tym, że więcej mieliśmy piłkę (57%) czy oddaliśmy niemal tyle samo celnych strzałów (trzy przy czterech Widzewa), to nie wyciągniemy mitycznych wniosków, tylko będziemy się pławić w samozadowoleniu.

Niektórzy kibice mówią, że Widzew był słaby i każda inna drużyna by ten mecz z łodzianami wygrała. No niech będzie, że Widzew słaby i każdy by z nimi wygrał. Tylko zwróćmy uwagę na to, że są jeszcze kwestie taktyczne, gra się tak, jak przeciwnik pozwala itd. I mając przeciw sobie bezzębnego rywala, gospodarze mogli sobie pozwolić na taką, a nie inną grę, niby się przyczajając, a gdy mieli już piłkę przy nodze, to zagrożenie pod naszą bramką wzrastało wielokrotnie.

Z jednej strony może i fajnie, że GKS miał tak dużo piłkę, sporo przebywał na połowie rywala i rozgrywał atak pozycyjny. Problem w tym, że nie stworzyliśmy absolutnie żadnego zagrożenia pod bramką przeciwnika. Zero. Kikolski był bezrobotny. Wydawało się, że najgroźniejsza akcja GKS to była ta, gdy Wasielewski podawał do Rosołka, a ten fatalnie nie trafił dobrze w piłkę, choć wydaje się, że w tej sytuacji i tak rysowaliby linie i prawdopodobnie byłby spalony. Bo jakie inne? Jak Gruszkowski uderzał z woleja, mając przed sobą trzech Widzewiaków? Serio, to jedyne sytuacje, które przychodzą do głowy. Poza tym nic. Przy 57% posiadania, GKS stworzył sobie xG na poziomie 0,76.

Nie mamy na ten moment ofensywy. Nowi zawodnicy nie dają kompletnie nic (jedynie Wędrychowski robi trochę wiatru, ale w Łodzi nic z tego nie wynikało). A „starzy”? Obniżyli loty w porównaniu do poprzedniego sezonu. Optycznie może to nawet nie wyglądało najgorzej, rozgrywanie w środku boiska, transport piłki na skrzydła. Ale tacy zawodnicy jak Galan, Wasyl, Kowal czy Bartosz Nowak nie dają tego, co w poprzednim sezonie, czyli realnych, wymiernych korzyści – nie mówię tu nawet o golach, tylko o wykreowanych groźnych sytuacjach. Jak już Galan miał dobrą sytuację w polu karnym, to pakował się zwodem w trzech rywali, a jak Wasyl stał dwadzieścia sekund niepilnowany w polu karnym, to wszyscy byli odwróceni do niego plecami i nie widzieli, że należy zagrać mu piłkę. W tej sytuacji wyglądało to tak, że choć wiara kibica była taka, żeby siłą woli wepchnąć tę piłkę do siatki, to po prostu z obrazu gry absolutnie się na to nie zanosiło. Nawet na jednego gola, który byłby raczej łutem szczęścia niż czymś co wynika z przebiegu meczu.

A gdy Widzew już postanowił przyatakować, to można się było modlić, żeby zaraz nie wyciągać drugi raz piłki z siatki. Szalał Akere, którego nie potrafili upilnować nasi obrońcy, przeciętnego na razie Fornalczyka też łapał Kowalczyk i na szczęście dla niego nie dostał żółtej kartki. Przede wszystkim jednak dwie wybitne interwencje zanotował niezawodny Dawid Kudła i to choćby wystarczy, żeby powiedzieć, że to był cud, że do 87. minuty nie przegrywaliśmy dwiema bramkami. Nie mówiąc o absurdalnej decyzji Bartosza Frankowskiego o nieuznaniu gola dla Widzewa w drugiej minucie drugiej połowy. My się oczywiście cieszyliśmy, ale tak naprawdę to była radość z błędu VAR-u, bo jak oni się tam dopatrzyli ręki, to naprawdę ciężko zrozumieć.

Niestety nasi obrońcy też nie za bardzo pomogli. Te odbijanki, dziwne straty, które dobrze znamy, znów dały o sobie znać. Już nie mówię o samobóju Kowala, bo to akurat może się każdemu zdarzyć i jest to pech. Ale naprawdę trudno zrozumieć ustawiczne stawianie na Lukasa Klemenza, który nie za dobrze sobie radzi na tym poziomie rozgrywkowym i trzymanie Martena Kuuska na ławce. Nie mówię, że Estończyk będzie zbawieniem, bo też swoje miał za uszami, ale Lukas to jest tykająca bomba zegarowa, w większości meczów ma jakieś kuriozalne zagrania i często jedyne, co mu dobrze wychodzi, to w ostatecznej sytuacji jakieś rzucenie się ciałem i zablokowanie piłki czy nawet wybicie z linii bramkowej. Jednak błędy, które popełnia przeważają nad korzyściami i na dłuższą metę z tym zawodnikiem będziemy raczej tracić bramki niż zapobiegać ich utracie. Alan Czerwiński tym razem zagrał dużo słabiej i też przepuścił dziwną piłkę do Alvareza na 3:0, a wcześniej nie był pewny. Jednak patrząc nawet na źródła groźnych sytuacji Widzewa, to nie może być tak, że w straszny sposób Bartosz Nowak traci piłkę i z tego padał niedoszły gol na 2:0. Podobną stratę miał Wędrychowski z Lubinem i tam też było bardzo groźnie.

I teraz sam już się trochę gubię, bo z jednej strony nie chcę, żebyśmy byli jeźdźcami bez głowy, a z drugiej jednak naprawdę ukłuło mnie, gdy mieliśmy przewagę, przycisnęliśmy ten Widzew na początku meczu, mieliśmy serię stałych fragmentów gry i nagle… trener wycofał Klemenza i Jędrycha do obrony. Tak jakby dał sygnał „hej, za bardzo atakujecie, opanujcie się”. Nie wiem, czy nie zadziałało to na podświadomość naszych zawodników, bo tak naprawdę po chwili straciliśmy gola po PIERWSZEJ akcji Widzewa w tym meczu. No i właśnie, rozumiem tę chłodną głowę, ale nie chciałbym, żebyśmy jednak stracili to ofensywne DNA z poprzedniego sezonu na rzecz nadmiernej asekuracji czy wręcz asekuranctwa, bo w historii mojego zainteresowania piłką, takie rzeczy zazwyczaj kończyło się wtopami. Mam na myśli wiele meczów, w których drużyna w końcówce rozpaczliwie cofała się robiła obronę Częstochowy. Czasem to wyszło, częściej nie. Czy ultradefensywa Franka Smudy w meczu z Czechami na Euro 2012. Czy wcześniejsza ultradefensywa Janusza Wójcika na Wembley, co Scholes nam strzelił trzy bramki (jedną notabene ręką, nie jak Shehu).

Tu oczywiście sytuacja to pojedynczy niuans meczowy i zupełnie inna sytuacja. Bo potem niby GKS znów chodził do przodu. Ale tak się to zgrało z tą utratą bramki, że trudno przejść obojętnie.

Trener mówi, że zespół jest po przebudowie. Trochę tak, trochę nie. Tak, bo straciliśmy trzon zespołu, czyli przede wszystkim Oskara Repkę, no i napastnika – jak się okazuje niezłego – Sebastiana Bergiera. Tylko to zaledwie częściowo tłumaczy tę naszą słabą postawę na początku sezonu. Bo Repka Repką, ale nikt nie broni właśnie Galanowi, Wasylowi, Kowalowi czy Nowakowi być co najmniej tak efektywnymi jak w poprzednim sezonie. Ci zawodnicy obniżyli loty i to przede wszystkim na tym trzeba się skupić, żeby wrócili do swojej gry. Wasyl w Łodzi jeszcze nie grał najgorzej, ale w poprzednim sezonie był lepszy. Bo na razie okazuje się, że na wzmocnienia nie mamy co liczyć, jeśli nowi piłkarze nie zaczną funkcjonować tak, jak każdy nowy zawodnik powinien, czyli na motywacji i maksymalnym zaangażowaniu. Na czele z napastnikami, bo całe trzy mecze, w których prezentowali się Maciej Rosołek i Aleksander Buksa to póki co jakieś nieporozumienie. Chłopaki obudźcie się.

Widzew nas pokonał jakością piłkarską. Wiedzieli, co zrobić z piłką, wiedzieli jak wykorzystać nasze słabe punkty. To mocna drużyna. Choć nie jest powiedziane, że inni nie znajdą na nią sposobu, ale dali nam solidną lekcję gry w piłkę. Piłkę, która nie polega na prostym kopaniu i posiadaniu jej, tylko wiedzy i umiejętności, co z nią zrobić, gdy ma się ją przy nodze.

GieKSa jest w niełatwym położeniu, bo okazuje się, że większość ligi na początku sezonu gra dobrze i już nam odjeżdżają w tabeli. Z kimkolwiek wygrać będzie bardzo trudno. A punkty trzeba gromadzić od początku i to co jakiś czas trzy. Żeby nie obudzić się w sytuacji Śląska Wrocław, który po jesieni miał dziesięć oczek i mimo że wiosną grał dobrze – do utrzymania zabrakło.

A terminarz nam nie sprzyja. Bo teraz Legia w Warszawie.

Niech więc każdy robi swoje – trenerzy i piłkarze pracujcie, my relacjonujmy, a kibice dopingują.

I cokolwiek by się nie działo – wierzymy w zwycięstwo przy Łazienkowskiej!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Z czarnymi okularami do Warszawy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy Was do kolejnego felietonu GieKSiarza (poprzedni tutaj), który opisał swoje wrażenia po meczu w Łodzi. Jego tekst to efekt ciągłego szukania przez nas osób, który byłyby chętne do pisania na naszej stronie. Taki nieustający nabór do redakcji. Jeśli chciałbyś/chciałabyś, aby Twój tekst pojawił się na GieKSa.pl lub chciałbyś/chciałabyś zaangażować się w życie redakcji (naprawdę – czasem wystarczy 30 minut tygodniowo), to zapraszamy do kontaktu na mailu gieksainfo[at]gmail.com. Ale nie przedłużając – zapraszamy do lektury.

Od powrotu Widzewa na poziom centralny GieKSie nie udało się wygrać w Łodzi. Polegliśmy po raz kolejny – i to boleśnie, bo 0:3. To druga porażka w sezonie, więc trudno o optymizm.

Na pierwszy wyjazd w tym sezonie ruszyło 853 GieKSiarzy, w tym 11 osób z Baníka Ostrava i 6 z JKS Jarosław. Pociąg specjalny dowiózł nas na stację Niciarniana około 14:50, a bramy otwarto punktualnie o 16:00. Wejście na sektor przebiegło sprawnie i jeszcze przed pierwszym gwizdkiem wszyscy znaleźliśmy w klatce. Doping był konkretny, pomimo tego, co działo się na boisku. Po ostatnim gwizdku musieliśmy swoje odsiedzieć na stadionie. Powrót przebiegał spokojnie, choć w smutnych nastrojach.

Naprawdę trudno z tego meczu wyciągnąć cokolwiek pozytywnego. Jeśli na siłę szukać plusów, to może był nim Dawid Kudła. Gdyby nie kilka jego interwencji, to mogłoby się skończyć pięcioma bramkami w plecy. Drugi promyk nadziei to Marcel Wędrychowski – trochę powalczył, coś tam próbował, a do momentu pierwszego gola Widzewa robił wiatr. Było to jednak zdecydowanie za mało, by realnie wpłynąć na wynik.

Niestety dużo więcej mamy zmartwień. Gruszkowski to nie jest wahadłowy, tylko typowy prawy obrońca do gry w czwórce. W tym ustawieniu się męczy. Rosołek był mało widoczny, ale brakuje mu wsparcia. Dla porównania – Bergier w Widzewie ma zespół grający pod niego – dostaje piłki i przestrzeń. U nas Rosołek zaliczył… 10 podań w całym meczu, z czego 9 celnych.

Problem leży głębiej – w środku pola. Dopóki nie załatamy dziury po Oskarze Repce, nie mamy co liczyć na płynność gry. To właśnie była nasza siła w zeszłym sezonie: kontrola, przewaga w środku i kreacja. Obecnie środek praktycznie nie istnieje. Kowal wygląda na zagubionego – jakby ktoś wyrwał mu skrzydła i kazał latać. Ma bardziej defensywne zadania, ale to nie jego profil. To ósemka, nie szóstka. Potrzebujemy klasycznej „szóstki” z krwi i kości. To powinien być priorytet.

Dziś przeżywamy jeden z trudniejszych momentów w ostatnich miesiącach. Przegraliśmy kolejny mecz, nie jesteśmy w formie, brakuje nam konkretów i wizji. Na horyzoncie: wyjazd do Warszawy i terminarz, który przyprawia o dreszcze. Nie mamy już różowych okularów, tylko patrzymy w przyszłość przez ciemne szkła. Może lepiej je po prostu zdjąć i… zamknąć oczy?

Do następnego!

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga