Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Wykartkowana GieKSa dostała lanie nad morzem. „To jest skandal!”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień na temat wczorajszego spotkania Lechia Gdańsk – GKS Katowice 5:1 (1:1).

 

sportdziennik.com – GieKSa rozbita w Gdańsku

[…] Pierwszych kilka minut spotkania było trochę chaotyczne. Jednak to GKS zaczynał być coraz bardziej konkretny i próbował rozgrywać piłkę na połowie gospodarzy. Lechia starała się wyprowadzać swoje akcje długimi podaniami. I to dość szybko dało gospodarzom prowadzenie. Bardzo dobrze wykonany rzut rożny, piłka posłana idealnie na głowę Luisa Fernandeza, który umieścił ją w bramce katowiczan. Dawid Kudła nie miał szans na złapanie piłki.

Po stracie bramki katowiczanie ruszyli do natarcia i Sebastian Bergier z prawej strony pola karnego posłał piłkę w długi róg i GKS wyrównał. To była ładna akcja podopiecznych Rafała Góraka. Co prawda przez chwilę prawidłowość gola była sprawdzana w wozie VAR, ale spalonego nie było.

Lechia po stracie bramki nie ruszyła do przodu. Długie rozgrywanie piłki na własnej połowie. Katowiczanie starali się grać dość wysokim pressingiem i przez to ciężko było gospodarzem dostać się w pobliże pola karnego GieKSy. Wyjątkiem w tej fazie gry, była prosta strata piłki przez gości, co pozwoliło Fernandezowi na oddanie bardzo mocnego strzało w światło bramki, ale Kudła złapał piłkę, choć moc uderzenia na pewno poczuł.

Bergier mógł dać prowadzenie GKS-wi, gdy przejął piłkę na środku boiska i popędził w kierunku bramki gdańszczan. Próbował strzelić, ale był spychany przez Eliasa Olssona. Nie miał też komu podać, bo jego koledzy nie spieszyli się, by go wesprzeć i dać mu okazję do przekazania komuś piłki.

Akcje GieKSy sprawiały kłopoty gospodarzom. Obrońcy Lechii trochę za wolno reagowali na zbliżające się zagrożenie. Chciał to wykorzystać Adrian Błąd, ale huknął tak mocno, że piłka przeleciała na dużej wysokości obok bramki gospodarzy. Po wznowieniu gry gdańszczanie nie potrafili skutecznie wyprowadzić piłki na połowę GKS-u. Zwłaszcza, jak próbowali robić to prawą stroną. Zagrywali wyjątkowo nieumiejętnie.

Potem wyglądało to lepiej i Kudła znowu miał okazję do obrony trudnego strzału. Tym razem Conrado przedarł się przez linie defensywne GieKSy podając ją do Bobcka.

W doliczonym czasie Marcin Wasielewski padł w polu karnym gdańszczan. Sędzia wskazał na jedenastkę, ale sytuację sprawdzał VAR. Trudno to ocenić, bo w powtórkach nie wydawało się, aby piłkarz GieKSy był zahaczony nogą obrońcy. Sęzia Marian Kochanek długo oglądał moment upadku Wasielewskiego na monitorze. Ostatecznie piłkarz z Katowic dostał żółtą kartkę za symulowanie faulu.

Potem wyglądało to lepiej i Kudła znowu miał okazję do obrony trudnego strzału. Tym razem Conrado przedarł się przez linie defensywne GieKSy podając ją do Bobcka.

W doliczonym czasie Marcin Wasielewski padł w polu karnym gdańszczan. Sędzia wskazał na jedenastkę, ale sytuację sprawdzał VAR. Trudno to ocenić, bo w powtórkach nie wydawało się, aby piłkarz GieKSy był zahaczony nogą obrońcy. Sęzia Marian Kochanek długo oglądał moment upadku Wasielewskiego na monitorze. Ostatecznie piłkarz z Katowic dostał żółtą kartkę za symulowanie faulu.

Druga część spotkania źle zaczęła się dla katowiczan. Shibata niebezpiecznie zagrał wysoko uniesioną nogą i sędzia pokazał mu żółtą kartkę. Pierwszą dostał w pierwszej części meczu i musiał opuścić boisko.

Gra w dziesiątkę nie zdeprymowała katowiczan. Grali ofensywnie i szukali okazji do zdobycia zwycięskiego gola. Ta taktyka była w tym momencie dobra, bo Lechia musiała grać na własnej połowie, a nie zagrażać bramce GieKSy. Szkoda tylko, że stracili w pewnym momencie i poszła szybka kontra w kierunku bramki pilnowanej przez Dawida Kudłę. Fernandez otrzymał podanie i pięknym strzałem w okienko dał prowadzenie Lechii Gdańsk.

Po chwili Bergier miał okazję na wyrównanie, ale bramkarz gospodarzy piłkę złapał, choć nie bez trudności. Gdy wydawało się, że GieKSa może wyrównać, gdyż nieźle radziła sobie z rozgrywaniem darzył się brutalny faul Arkadiusza Jędrycha na Fernandezie. Sędzia oglądnął to na monitorze VAR i podjął decyzję o czerwonej kartce dla zawodnika GKS-u. Od tej chwili goście musieli grać w dziewięciu.

Lechia szybko to wykorzystała i Tomas Bobcek skorzystał z odbitej piłki w polu karnym gości i umieścił ją w bramce GKS-u Katowice. Goście w tej sytuacji przyjęli wariant obronny i grali cofnięci. Próby przejścia na drugą stronę boiska czasami udawały się, ale niewiele to dawało okazji do zmiany wyniku. Katowiczanie wyraźnie stracili koncepcję, jak grać w takim osłabieniu.

Piłkarze Lechii to wykorzystali. Zamykali gości w hokejowym zamku i strzelali. W jednej z takich akcji, po dużym zamieszaniu piłkę w siatce umieścił Olsson. Sytuacja GieKSy robiła się coraz trudniejsza, a kolejne bramki wisiały w powietrzu. Następna padła po ładnej akcji gdańszczan. Tym razem piłkę w okienko posłał kolejny raz Bobcek.

Pod koniec meczu znowu było zamieszanie z analizą VAR. Po faulu obrońcy na zawodniku gospodarzy sędzia chciał podyktować rzut karny. Jednak zrezygnował z tej decyzji i zakończył spotkanie.

 

sportowefakty.wp.pl – Lechia rozbiła GKS. W drugiej połowie nie było czego zbierać

Lechia Gdańsk zdemolowała GKS Katowice. Piłkarze ze Śląska po nieodpowiedzialnych faulach w drugiej połowie spotkania grali przez długi czas w dziewiątkę i ostatecznie mecz zakończył się mało piłkarskim wynikiem – 5:1.

Atmosfera meczu Lechia Gdańsk – GKS Katowice niestety była daleka od optymalnej. Przez karę dla kibiców Lechii, pomimo odwołania ze strony gdańskiego klubu podtrzymana została decyzja piłkarskich organów i mecz zobaczyło na żywo nieco ponad tysiąc fanów.

Od samego początku inicjatywę przejęli piłkarze Lechii Gdańsk. W 8. minucie ciekawą akcję przeprowadził Camilo Mena, któremu jednak zabrakło jednak decyzyjności w polu karnym rywala. Po chwili jednak, po rzucie rożnym gospodarzy gola głową strzelił Luis Fernandez. Goście nie czekali długo na odpowiedź. Po tym, jak linię spalonego złamał Dawid Bugaj, już po czterech minutach od bramki Lechii, gola dla GKS-u pewnym strzałem od słupka zdobył Sebastian Bergier.

Po tej sytuacji obie drużyny miały swoje szanse, jednak zarówno Bergier, jak i Tomas Bobcek tym razem nie potrafili oddać precyzyjnych strzałów na bramki rywali. Później niestety mecz się zaostrzył i arbiter, który początkowo pozwalał na więcej częściej musiał używać gwizdka.

W doliczonym czasie gry doszło do kuriozalnej sytuacji. W polu karnym Marcin Wasielewski padł jak porażony po tym, jak piłkę próbował zabrać mu Conrado. Powtórki jasno pokazały, że zawodnik GKS-u „nurkował”, jednak arbiter potrzebował około 6 minut, by odwołać pierwotną decyzję o karnym i przyznać żółtą kartkę zawodnikowi gości.

Do przerwy był remis 1:1, a już w jednej z pierwszych akcji drugiej połowy katowiczanie grali w dziesiątkę. Za drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę do szatni zszedł Shun Shibata. Pomimo straty jednego piłkarza, GKS był stroną przeważającą. Goście jednak nie zabezpieczyli odpowiednio tyłów i po szybkiej kontrze, w 55. minucie gola na 2:1 zdobył Luis Fernandez.

Hiszpan był notorycznie faulowany przez zawodników GKS-u i katowiczanie już od 61. minuty grali w dziewiątkę! Po ostrym faulu od tyłu na Fernandezie Arkadiusza Jędrycha, arbiter początkowo odgwizdał tylko faul, ale po interwencji VAR-u pokazał piłkarzowi ze śląskiego klubu bezpośrednią czerwoną kartkę.

Grająca w podwójnej przewadze Lechia już tylko kontynuowała „dzieło zniszczenia”. W 65. minucie świetną akcję przeprowadził kolejny raz Fernandez, piłka trafiła przypadkowo w napastnika Lechii i Tomas Bobcek wykońćzył akcję doskonale, podwyższając na 3:1.

Lechia była głodna kolejnych bramek. Po zmianach, które dokonał Szymon Grabowski gola na 4:1 zdobył z najbliższej odległości Elias Olsson. GKS próbował grać w piłkę w dziewięcioosobowym składzie i nie był to najlepszy pomysł. W końcówce kolejnego gola strzelił Tomas Bobcek, a już w doliczonym czasie gry po raz trzeci w tym meczu sędzia Marcin Kochanek znów przez kilka minut analizował powtórki, po których nie dopatrzył się rzutu karnego dla Lechii.

 

dziennikzachodni.pl – Wykartkowana GieKSa dostała lanie nad morzem. „To jest skandal!”

Mecz odbył się przy prawie pustych trybunach, ze względu na karę jaką dostała Lechia za zachowanie jej kibiców. GieKSa po czerwonych kartkach od 46. minuty grała w dziesiątkę, a od 61. minuty – w dziewiątkę.

[…] Gospodarze objęli prowadzenie w 9. minucie po rzucie rożnym. Luis Fernandez urwał się obrońcą i z narożnika pola bramkowego głową umieścił piłkę w bramce.

GieKSa szybko się podniosła po tym ciosie i doprowadziła do wyrównania. Katowiczanie rozegrali składną akcję, Shun Shibata zagrał w pole karne, a Sebastian Bergier strzelił po ziemi z ostrego kąta. Sytuację sprawdził jeszcze VAR, który potwierdził prawidłowo zdobytego gola.

Mecz był otwarty, nie brakowało czasami chaosu i błędów, z których wynikały kolejne okazje po obu stronach.

Przed przerwą w Lechii nastąpiła wymuszona zmiana – z urazem z boiska zszedł Camilo Mena, którego zastąpił Dominik Piłka.

W trzeciej minucie doliczonego czasu sędzia Marcin Kochanek podyktował rzut karny, oceniając, że Conrado faulował Marcina Wasielewskiego. Najpierw długo sytuację analizował VAR, następnie arbiter podbiegł do monitora i w ósmej doliczonej minucie anulował karnego, a na dodatek ukarał żółtą kartką zawodnika GieKSy za symulację.

Druga połowa bardzo źle zaczęła się dla gości. Już w 46. minucie Shibata dostał drugą żółtą kartkę i w konsekwencji czerwoną. Sędzia ocenił, że Japończyk miał za wysoko podniesioną nogę w walce o piłce z Janem Biegańskim. Zawodnik Lechii złapał się za twarz, choć telewizyjne powtórki nie potwierdzały, aby Shibata tam trafił stopą.

Podrażniony GKS jakby na przekór ruszył do ataku, jednak stracił drugiego gola w momencie, kiedy chyba nikt się tego nie spodziewał. Fernandez strzelił zza pola karnego, a Dawid Kudła bezradnie patrzył jak piłka po rykoszecie od Oskara Repki wpada do siatki.

Jakby było mało nieszczęść, to w 61. minucie z boiska wyleciał po czerwonej kartce Arkadiusz Jędrych. Kapitan gości ostro sfaulował Fernandeza. Sędzia został wezwany przed VAR do monitora i ukarał Jędrycha. Tym razem powtórki potwierdzały, że decyzja była słuszna.

W 65. minucie Tomas Bobcek przytomnie zachował się w polu karnym i posłał piłkę między nogami bramkarza GKS-u.

GieKSa przyjęła też czwarty, gdy z bliska piłkę do bramki skierował Elias Olsson. To nie był koniec, bo Lechia strzeliła na 5:1 po… kontrze, a drugiego gola w tym meczu strzelił Bobcek.

W doliczonym czasie znów do akcji wkroczył VAR i sędzia ponownie podbiegł do monitora. Analizowano atak Dawida Brzozowskiego, który wybijał piłkę spod nóg Dawida Bugaja. Jedenastka tym razem nie została podyktowana.

– Nie chcę mówić o sędziowaniu, ale to jest skandal! Powinna się tym zająć Komisja Ligi – nie krył złości Sebastian Bergier przed kamerą Polsatu Sport.

 

dziennikbaltycki.pl – Pięć goli biało-zielonych, dwie czerwone kartki dla gości. Szalony mecz w Gdańsku!

Lechia Gdańsk rozbiła GKS Katowice 5:1. Były emocje, dwie czerwone kartki dla zespołu z Katowic, zwycięstwo zespołu biało-zielonych. Biało-zieloni wykorzystali swoją szansę, że rywal przez ponad pół godziny miał dwóch zawodników mniej na boisku. Nie dostosował się do tego sędzia, który musiał korzystać z podpowiedzi VAR.

Lechia wygrała wysoko i pewnie, ale trudno ocenić grę i dyspozycję biało-zielonych. Drużyna z Katowic fatalnie weszła w drugą połowę. Już po kilkudziesięciu sekundach drugą żółtą i w efekcie czerwoną kartką ukarany został Shun Shibata. Minął kwadrans, a Arkadiusz Jędrych – trochę przypadkowo, ale brutalnie – sfaulował Luisa Fernandeza. Sędzia obejrzał sytuację na monitorze i ukarał czerwoną kartką obrońcę GKS. Goście od 61 minuty musieli grać w „dziewiątkę” i postawili się w niesamowicie trudnej sytuacji.

Jeszcze po pierwszej czerwonej kartce goście grali odważnie i można było się zastanawiać, kto gra w osłabieniu. Później już na boisku była tylko jedna drużyna. To był szalony mecz, ale na pewno nie popisał się sędzia Marcin Kochanek z Opola, który we wszystkich kluczowych sytuacjach musiał liczyć na analizę VAR. Tak było w pierwszej połowie, kiedy podyktował rzut karny dla GKS, a potem zmienił swoją decyzję. W drugiej połowie potrzebował obejrzenia sytuacji na monitorze, żeby dać czerwoną kartkę Jędrychowi i nie podyktować karnego dla Lechii w samej końcówce spotkania, choć faul na Dawidzie Bugaju był ewidentny. Mało tego, Jędrychowi w ogóle nie pokazał kartki za faul i dopiero VAR musiał mu podpowiedzieć.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna kobiet

Post scriptum ze Słowenii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Turniej kwalifikacyjny do Ligi Mistrzyń był spełnieniem marzeń – GieKSa wygrała dwa mecze i awansowała do ostatniej rundy eliminacji. Drużyna prezentowała się doskonale i zapewniła sobie przynajmniej cztery kolejne mecze w Europie. Zapraszamy Was do zapoznania się z naszym podsumowaniem wyjazdu do Słowenii, w którym uchylimy trochę „redakcyjnej kuchni”!

  1. Na mecz wyjechaliśmy we wtorkowy poranek w trzy osoby. Do granicy między Austrią i Słowenią czekały nas same autostrady, jednak samo przejście graniczne (widoczne w grafice do tego wpisu) było „doskonale” zabezpieczone – wąska droga, przejazd niemalże przez podwórka okolicznych domów i niespotykane na głównych drogach ostre zakręty.
  2. Przez całą drogę na miejsce towarzyszyły nam pola, głównie kukurydzy. Zgadzało się to z naszymi oczekiwaniami wobec terenów byłej Jugosławii.
  3. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy wybrać się na oba obiekty – w Radenci i Murskiej Sobocie, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Obiekt w Radenci jest skrzętnie schowany pośród pól kukurydzy i niemal przeoczyliśmy prowadzącą do niego trasę.

    Stadion w Radenci

  4. W drugi dzień udaliśmy się na kawę do popularnej sieci fast foodów i tam szybko okazało się, że niesłusznie oceniliśmy stan postępu technologicznego kraju. Jedzenie dostarczane do stolików było za pomocą robotów, a trawniki kosiły urządzenia bez udziału człowieka.

    Robo-kelner

  5. Następnego dnia odpowiednio wcześniej zameldowaliśmy się na terenie stadionu, dostrzegając przy tym minusy – murawa była bardzo nierówna i zupełnie zniszczona w polach bramkowych. Same zawodniczki przyznawały, że dało się to odczuć, ale nikt na to przesadnie nie narzekał.
  6. Odbiór akredytacji był pierwszym sygnałem, że z językami obcymi wcale nie jest w Słowenii tak kolorowo. Jak się później okazało, pani ochroniarz chciała dopytać czy jesteśmy z klubowych mediów. Koniec końców wspólnymi wysiłkami udało się wszystko wytłumaczyć i odebrać kolorowe plakietki.
  7. Niezastąpiony ojciec Katarzyny Nowak zjawił się z przygotowaną flagą-banerem. Los chciał, że idealnie wpasowała się swoimi wymiarami w wielkość sektora, przez co prezentowała się jeszcze lepiej. Wraz z dopingiem kilkunastu gardeł pozwoliło to stworzyć namiastkę atmosfery godnej meczu Mistrzyń Polski.

    Flaga rozwieszana przez kibiców podczas turnieju w Słowenii

  8. Mecz półfinałowy wygraliśmy bardzo pewnie, co potwierdziła Karolina Koch, choć upał i narastająca bezradność Kazachstanek znacząco wpłynęły na intensywność starcia w drugiej połowie. Piłkarki w doskonałych humorach podeszły pod trójkolorowy sektor, a ich nastrój znalazł także odzwierciedlenie w pomeczowych wywiadach.
  9. W trakcie podróży na drugi półfinał (w Murskiej Sobocie) padło zasadne pytanie dotyczące wyboru jadłodajni. Z pomocą przyszedł jednak szyld na stadionie, bowiem sponsorem głównym i tytularnym kobiecej drużyny jest pizzeria „Nona”, co po polsku oznacza dosłownie pizzerię „Babcia”.
  10. Przejście spod stadionu Mury do restauracji jest spacerem przez niemal całe miasto, czyli… nieco ponad 2 kilometry. Już z daleka można było zauważyć, że dla właściciela jest to coś więcej, niż tylko sponsoring. Obok restauracji znaleźć można wielką piłkę z herbem ZNK Mury, przy wejściu stoi Puchar Kraju, a w samym menu jest kilka fotografii drużyny.

    Gostilna-Pizzeria Nona, sponsor tytularny ZNK Mury

  11. Jedzenie było, jak na Babcię przystało, wyśmienite i mogliśmy w doskonałych nastrojach powrócić do piłkarskich emocji. Na stadion większość kibiców przemieszczała się pieszo, co w połączeniu z ich czarno-białym ubiorem tworzyło ładny dla oka efekt.
  12. Sklep Mury zlokalizowany jest w zewnętrznej części trybuny. Choć produktów nie jest zbyt wiele, są dobrej jakości i ładnie zaprojektowane. Niemałą część stanowiły produkty skierowane do młodszych kibiców, którzy w licznej grupie pojawili się na meczu swojej drużyny.
  13. Doping po stronie ZNK Mury prowadził samotny ultras, który przez pełne 90 minut wołał „tri, štiri, Mura!” doprowadzając wszystkich do śmiechu, ale i granic cierpliwości. Zadbał także o oprawę pirotechniczną, odpalając świecę dymną. Na stadionie pojawiło się około 1000 osób, jednak to niewielka grupa ze Słowacji okazała się głośniejsza, wnosząc bęben i wuwuzelę.

    Stadion ZNK Mura, trybuna za bramką

  14. Sam stadion jest zgrabny, choć przejścia są niewielkie i przy otwarciu jedynego punktu gastronomicznego powodowało to zatory.
  15. Po emocjonującym starciu porozmawialiśmy z jedną ze zwyciężczyń, czyli Joanną Olszewską, która niedawno dołączyła do lokalnej drużyny i z marszu stała się kluczową zawodniczką. Ucieszyła się z faktu, że w Katowicach nadal jest ciepło wspominana, jednak nie zamierzała przez to ułatwiać zadania swoim byłym koleżankom.
  16. Między meczami odwiedziliśmy Soboski Grad, czyli pałac w samym centrum miasta, który jednak lata świetności ma już za sobą. Obok niego znajdował się zadbany park i pomnik upamiętniający wydarzenia z czasów II Wojny Światowej. Ewidentnie Słoweńcy mają jeszcze przed sobą problem związany z dekomunizacją (dopisek – kosa).

    Pomnik upamiętniający poległych żołnierzy

  17. Kwestie spacerów po okolicznych terenach są mocno dyskusyjne, bowiem każdy chodnik jest też drogą rowerową, po której mogą (a w zasadzie muszą) poruszać się także motorowery i skutery.
  18. W jeden dzień zwiedziliśmy całą główną ulicę, jednak mimo niewielkich rozmiarów miasto posiada kilka miejsc wartych odwiedzenia.
  19. Ciekawym punktem na gastronomicznej mapie Murskiej Soboty jest „Bunker”, czyli postapokaliptyczny bar. W Polsce rzadko można spotkać tak klimatyczny wystrój, dodatkowo połączony z doskonałą kuchnią.
  20. W tak zwanym międzyczasie udaliśmy się także do hotelu, w którym zamieszkały przyjezdne drużyny. Zawodniczki miały bardzo komfortowe warunki i niezbędne zaplecze, a wokół były liczne parki i inne miejsca do zabicia nudy. Celem naszych odwiedzin było przeprowadzenie wywiadu z Klaudią Słowińską, czego efekty już niedługo ukażą się na naszej stronie.
  21. Przed weekendem nasi sąsiedzi na szczęście już się wymeldowali, bowiem emocje w meczu z Radomiakiem nam się udzieliły i po strzelonych bramkach zdarzyło się nam zakłócić ciszę nocną. Brawo drużyna!
  22. W sobotę nadszedł czas na mecz o 3. miejsce i kosztował on nas naprawdę wiele w kwestii emocjonalnej – przez godzinę gry zdążyliśmy się porządnie wynudzić.

    Autokar Spartaka Myjava

  23. Największą atrakcję postanowiła zapewnić sędzia, w dość kontrowersyjny sposób prowadząca spotkanie. Po jednym z incydentów odesłała na trybuny fizjoterapeutę Spartaka Myjava, który do końca meczu wygłaszał swoje komentarze dotyczące sędziowania.
  24. W ostatniej akcji meczu BIIK Shymkent zdobył bramkę i doprowadził Słowaczki do rozpaczy, długo nie mogły się po tym pozbierać. Jeden z kibiców z frustracji rzucił swoim bębnem na murawę, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy. Ostatecznie dość szybko go odzyskał od ochrony.
  25. Chcieliśmy przed wyjazdem odwiedzić festiwal balonów, który miał budzić zainteresowanie na całym świecie. Problemem okazała się pogoda, która zmusiła organizatorów do odwołania wydarzenia, więc nic z naszych planów nie wyszło.

    Jezioro Sobosko, na drugim brzegu teren festiwalowy

  26. Skończyło się na rzucie oka na sztuczne jezioro pozostałe po żwirowni, w którym woda była bardzo przejrzysta. Wszystko znajdowało się niedaleko autostrady.
  27. Deszcze nie zamierzały ustąpić, więc pojawiliśmy się na stadionie Fazanerija (po polsku: Bażantarnia) na dwie godziny przed finałem. Kilka minut po naszym wejściu rozpętała się prawdziwa ulewa i byliśmy sobie wdzięczni za ten pomysł.

    Zawodniczki wychodzą na finał turnieju

  28. Na sektorze wywieszono trójkolorową flagę z podpisami piłkarek oraz pokazaną wyżej „Fans on tour”, co wzbudziło niemałe zainteresowanie na trybunach. Kibice gospodyń byli jednak bardzo sympatyczni, dołączając nawet do wspólnych zdjęć.
  29. GieKSa zupełnie kontrolowała to spotkanie, a gdyby nie Joanna Olszewska i niezliczone spalone, spokojnie moglibyśmy zamknąć mecz już w pierwszej połowie. Z każdą sekundą byliśmy bliżej triumfu, ale też i zatopienia obiektu, bowiem deszcz jedynie się nasilał.
  30. Na całe szczęście nie było potrzeby przerwania meczu, a GieKSa uzyskała upragniony awans. Tytuł na relację podrzucił kilka dni temu redaktor Shellu – GieKSa Pa(n)ny!
  31. Historyczny sukces piłkarki świętowały wraz z kibicami, całkowicie zagłuszając pustoszejący stadion. Europa da się lubić!
  32. Na meczu zameldował się prezes Sławomir Witek, który był pod wrażeniem determinacji fanów podążających za drużyną oraz wyników obu sekcji piłkarskich w tym tygodniu.
  33. Oprócz kibiców gospodyń, sukcesu pogratulował nam także sam właściciel pizzerii Nona – naprawdę sympatyczny gest i ciepło będziemy wspominać nasz pobyt w tym regionie.

    Świętowanie zwycięstwa w finale

  34. Na bocznym boisku zebrało się już pół centymetra deszczu, gdy jeszcze przeprowadzaliśmy krótkie (ze względu na warunki atmosferyczne) wywiady z zawodniczkami oraz trener Karoliną Koch.
  35. Opuszczenie zalewającego się stadionu nie należało do najłatwiejszych, jednak piłkarki (w szczególności rozśpiewana Kinga Seweryn) były zbyt uradowane, by im to przeszkadzało.
  36. Zespół udał się do hotelu na imprezę zasłużony odpoczynek, a my wyruszyliśmy w drogę powrotną do Katowic. Ta zdawała się przebiegać znacznie szybciej, w końcu wracaliśmy po zobaczeniu dwóch doskonałych występów GieKSy.
  37. W niedzielę odbyło się losowanie trzeciej rundy eliminacyjnej, a w niej przyjdzie nam zmierzyć się 11 i 18 września z holenderskim FC Twente. Pierwszy mecz zagramy u siebie na Arenie Katowice. Bądźcie tam razem z uKochanymi, bo zasłużyły na wsparcie! Zadanie będzie niezwykle trudne, ale gramy do końca!

Do zobaczenia na meczach GKS Katowice w europejskich pucharach!

Za wszystkie teksty, wywiady, zdjęcia, wideo, relacje i inne medialne materiały na naszej stronie z turnieju na Słowenii odpowiadał redaktor Fonfara, który był wspierany przez redaktora Flifena. Pozostałe dwie osoby pojechały typowo turystycznie-kibicowsko, a za całą pracę i relacjonowanie przygody uKochanych w Europie podziękowania należą się wyżej wymienionym. – dopisek od kosy.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga