Piłka nożna
Zapowiedź 3. kolejki
Dzisiaj meczem Sandecji Nowy Sącz z Miedzią Legnica zainaugurowana zostanie trzecia kolejka pierwszej ligi. Jak pisaliśmy przed tygodniem, po dwóch seriach spotkań są pierwsi wygrani i pierwsi przegrani rozgrywek. Trenerzy nieraz podkreślają, jakie znaczenie ma początek sezonu, dlatego ekipy, które zgromadziły komplet punktów mogą być naprawdę zadowolone.
Zarówno jednak piłkarze Sandecji, jak i Miedzi sprawili swoim kibicom zawód. O ile postawa nowosądeczan niespecjalnie dziwi, to jednak zaledwie jeden punkt podopiecznych Rafała Ulatowskiego jest sporym rozczarowaniem. Sandecja jedyne co może na razie pokazać to ambicja, ale tym zbyt wielu punktów się nie zdobędzie. Trener Mirosław Hajdo po meczu z GKS powiedział, że widzi progres swojego zespołu, ale to było za mało, by zdobyć choćby oczko przy Bukowej. Miedź po remisie w Płocku i porażce u siebie z Flotą w końcu będzie chciała zainkasować trzy punkty i chyba nie ma innego wyboru…
Sandecja Nowy Sącz – Miedź Legnica, piątek 9.08.2013 g. 19:00. Nasz typ: 2.
W sobotę odbędzie się aż pięć spotkań, z czego trzy o godzinie 17.00. W Grudziądzu miejscowa Olimpia zmierzy się z Puszczą Niepołomice. Olimpia miała spore aspiracje, ale druzgocąca porażka 0:5 z Dolcanem ostudziła te zapały. W drugiej kolejce jednak zespół zdołał się podnieść i odniósł cenne zwycięstwo w Stróżach. Puszcza natomiast sezon rozpoczęła dwiema porażkami. Trudny start absolutnego żółtodzioba w pierwszej lidze nie powinien nikogo dziwić. Zespół przegrywał minimalnie z Bełchatowem oraz w Krakowie z Chojniczanką i jest prawdopodobne, że polegnie również z Olimpią. Dla zawodników Tomasza Kaflarskiego w powrocie na swój stadion liczy się tylko zwycięstwo.
Olimpia Grudziądz – Puszcza Niepołomice, sobota 10.08.2013 g. 17:00. Nasz typ: 1.
Stomil Olsztyn rozpoczął ligę od dwóch domowych remisów, choć ten pierwszy mecz (z Arką) był rozegrany w Ostródzie. Olsztynianie po raz trzeci podejmować będą rywala, którym będzie Dolcan Ząbki. Po słabej jesieni zeszłego roku i dobrej wiośnie zespół kreuje się na solidnego ligowego średniaka. Będzie w stanie sprawiać zarówno niespodzianki, jak i zawody swoim kibicom. Dolcan świetnie natomiast zaczął ligę i po raz kolejny pokazał, ze każdy w tej lidze powinien się z nimi liczyć. Ząbkowanie jednak nie będą wygrywać wszystkiego, a pamiętajmy, że w Pucharze Polski odpadli z Gryfem Wejherowo. W Olsztynie zapowiada się wyrównane widowisko.
Stomil Olsztyn – Dolcan Ząbki, sobota 10.08.2013 g. 17:00. Nasz typ: X.
W ciekawym pojedynku derbowym GKS Tychy będzie podejmował w Jaworznie ROW Rybnik. Tyszanie po zwycięstwie z Łęczną mocno zawiedli w Gdyni przegrywając aż 0:3. Zarówno na wyjazdach, jak i swoim stadionie ekipa z Tychów nie jest wspomagana przez swoich kibiców, ale jednak zdecydowanie woli grać w Jaworznie, czyli boisku, do którego się już przyzwyczaiła. ROW natomiast zaczyna rozgrywki od delegacji i potrafił już zremisować w Niecieczy i Olsztynie. Zawodnicy Ryszarda Wieczorka potrafią grać w piłkę, ale samymi remisami też daleko nie zajdą, choć wspomniane dwa oczka należy ocenić pozytywnie. W Jaworznie dominować będzie walka i każdy wynik jest możliwy.
GKS Tychy – ROW Rybnik, sobota 10.08.2013 g. 17:00. Nasz typ: X.
O godzinie 18.00 rozpocznie się spotkanie w Świnoujściu, gdzie miejscowa Flota podejmie Górnik Łęczna. Świnoujścianie świetnie zaczęli sezon – dwa pewne ligowe zwycięstwa plus awans w Pucharze Polski. To sprawia, że piłkarze Bogusława Baniaka są zdecydowanymi faworytami tego meczu. Górnik natomiast mocno zawodzi. O ile przegrana w Jaworznie była jeszcze do przełknięcia, to porażka u siebie z Wisłą Płock dla zawodników Jurija Szatałowa była mocnym ciosem. Pojadą oni się zrehabilitować na trudny wyspiarski teren, ale będą mieli tam bardzo ciężko.
Flota Świnoujście – Górnik Łęczna, sobota 10.08.2013, g. 18:00. Nasz typ: 1.
Wspomniana Wisła Płock będzie na swoim obiekcie podejmować Arkę Gdynia. Początek pierwszego meczu był fatalny dla płocczan, którzy po 10 minutach przegrywali z Miedzią 0:2. Pokazali jednak charakter i ostatecznie doprowadzili do wyrównania, a podkreślili niezłą postawę wygrywając w Łęcznej. Cztery punkty beniaminka jest więc wynikiem do przyjęcia. Arka pozostaje jedyną drużyną bez straty gola. Po wyjazdowym remisie ze Stomilem, tydzień temu gdynianie efektownie pokonali GKS Tychy 3:0. Arka generalnie woli grać u siebie, więc i w Płocku można spodziewać się wyrównanego meczu.
Wisła Płock – Arka Gdynia, sobota 10.08.2013 g. 20:00. Nasz typ: X.
Spotkanie Okocimskiego z GKS szeroko omawiamy na naszej stronie. Okocimski zanotował bardzo dobry początek sezonu, katowiczanie średni, ale wierzymy, że sportowo nasz zespół jest lepszy i udowodni to w niedzielę na Suchych Stawach.
Okocimski Brzesko – GKS Katowice, niedziela 11.08.2013 g. 12:15. Nasz typ: 2.
W jednym z ciekawszych pojedynków tej serii spotkań beniaminek spotka się ze spadkowiczem z ekstraklasy. Chojniczanka rozpoczęła ligę świetnie – od dwóch zwycięstw. Zespół być może jest na fali po awansie. Na pewno nie odda tanio skóry sławnemu rywalowi, nie jest bez szans nawet na wygraną, ale będzie to bardzo trudne zadanie. GKS Bełchatów – wydawało się, że będzie ciułał punkty sromnymi 1:0. Gol Okocimskiego na 1:1 ostatniego meczu jednak zniweczył te plany. Bełchatowianie jeśli myślą o powrocie do ekstraklasy to muszą takie mecze, a także takie jak w Chojnicach wygrywać. Możemy spodziewać się ataków z jednej i z drugiej strony.
Chojniczanka Chojnice – GKS Bełchatów, niedziela 11.08.2013, g. 12:30. Nasz typ: X.
W pojedynku derbowym Nieciecza zmierzy się z Kolejarzem Stróże. Również i dla kolejnego faworyta pierwszej ligi początek sezonu jest nieudany. Zaledwie remis u siebie z ROW Rybnik oraz porażka w Ząbkach, mimo długiego prowadzenia, nie zadowalają fanatyków z Niecieczy. Gorzej jednak wystartował Kolejarz, który przegrał oba mecze – w Chojnicach i u siebie z Olimpią. Wydaje się, że wielkie dni Kolejarza minęły i zespół może bronić się przed spadkiem.
Nieciecza – Kolejarz Stróże 11.08.2013 g. 17:00. Nasz typ: 1.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze