Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka
Media o GieKSie: Każdy z nas codziennie powinien robić rachunek sumienia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie GieKSy.
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia w minionym tygodniu w Polskiej Hokej Lidze i PlusLidze nastąpiły przerwy w rozgrywkach ligowych. Hokeiści wrócą na lód 03.01.2020 roku meczem z Comarch Cracovią (u siebie), siatkarze zagrają dzień później mecz ligowy z Ślepsk Malow Suwałki (na wyjeździe).
PIŁKA NOŻNA
tylkokobiecyfutbol.pl – Znamy terminarz rundy rewanżowej ekstraligi
Komisja ds. Piłkarstwa Kobiecego PZPN zatwierdziła kalendarz rozgrywek na rundę wiosenną sezonu 2019/20. Ekstraliga rozpocznie granie 29 lutego. Trzy kolejne serie spotkań rozegrane zostaną w marcu, dwie w kwietniu, a prawdziwy maraton czeka nas w maju. Wtedy ekstraligowe piłkarki zagrają aż pięć kolejek. 30 maja poznamy ostateczne rozstrzygnięcia.
sportdziennik.com – Wojciech Cygan, czyli kurator z przypadku, prezes po wędrówce
Wojciech Cygan marzy o ekstraklasowym meczu Raków – GKS Katowice przy pełnych trybunach nowego stadionu w Częstochowie.
[…] – Pochodzę z Częstochowy – mówi Wojciech Cygan. – Dokładnie z dzielnicy Północ, która była podzielona między kibiców kilku klubów i dyscyplin. Byli tam fani Widzewa, AZS-u, Włókniarza i Rakowa. Ja chodziłem z kolegami na mecze siatkarzy, którzy w pobliskiej hali Polonia zdobywali raz za razem mistrzostwo Polski oraz na stadion Rakowa, grającego wówczas w ekstraklasie. Awans częstochowskich piłkarzy ćwierć wieku temu był na ustach wszystkich i na mnie też zrobił wrażenie.
[…] Jednak w 1998 roku wyprowadziliśmy się z Częstochowy z racji obowiązków służbowych ojca i kontakt z Rakowem nagle się urwał.
W czerwcu dostałem informację, że po wakacjach zmieniamy adres i do liceum zacząłem już chodzić w Katowicach. Pamiętam pierwszy dzień po przewiezieniu mebli. To była końcówka sierpnia. Nierozpakowane pudła zostały w nowym mieszkaniu, a my pojechaliśmy na Bukową, gdzie GKS grał z Legią. Przegrał 1:3, a dwie bramki strzelił wtedy Bartosz Karwan. I tak zaczął się mój katowicki rozdział aktywnego kibica, który co jakiś czas jeździł na mecze GKS-u Katowice. Zarówno w tych czasach ekstraklasowych, jak i w tym późniejszym okresie gry w niższych ligach.
[…] Wojciech Cygan otworzył wtedy swoją kancelarię, ale przerwa od piłki potrwała jedynie od lutego do początku sierpnia 2012 roku.
– Gdy kancelaria zaczęła już przyzwoicie funkcjonować, zadzwoniła ówczesna wiceprezydent Katowic. Zapytała, za ile może pan przyjechać do Urzędu Miejskiego – kontynuuje Wojciech Cygan.
– Dodam, że to był ten czas, w którym w burzliwy sposób powstawało KP Katowice. I Ireneusz Król chciał połączyć się z Polonią Warszawa i przeprowadzić do stolicy. Udzielił również słynnego wywiadu, mówiąc, że GieKSa jest na wykończeniu i nie dotrwa do końca sezonu. Wtedy odbyło się też głosowanie w mieście, które przyznało klubowi pokaźną kwotę. Jednak nie było możliwości, żeby ją przekazać do spółki. Odpowiedziałem więc pani wiceprezydent, że jestem w centrum Katowic i za 15-20 minut mogę być w ratuszu. Usłyszałem jeszcze: „To proszę się pospieszyć, bo za półtora godziny jest posiedzenie rady nadzorczej”. Przyjechałem. Podpisałem zgodę i poszedłem już na to zebranie jako kandydat na wiceprezesa reprezentującego miasto.
[…] Cała ta otoczka klubu, w którym zawodnicy nie otrzymywali wypłat przez kilka miesięcy, wymagała rozwagi i wielu działań, które pozwoliły ten kryzys przełamać. Gdy spółki Ireneusza Króla, mające też inne problemy na głowie, czegoś z punktu prawnego nie dopilnowały i pojawiała się taka możliwość, to po przelewie z miasta w pośpiechu płaciliśmy zawodnikom po trzy pensje na raz.
Duży udział w opanowaniu wówczas tej sytuacji miał także trener Rafał Górak. Ściśle współpracowaliśmy, wiedział, jak wygląda sytuacja w klubie i wokół niego. Ostatecznie udało się to wszystko w końcu wyprostować i w czerwcu 2013 roku miasto przejęło już większość udziałów. Natomiast rada nadzorcza GKS Katowice wybrała mnie na nowego prezesa.
W tej roli Wojciech Cygan wszedł także do struktur Polskiego Związku Piłki Nożnej. W kadencji 2012-2016 był w Izbie ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych, a w obecnej kadencji jest członkiem zarządu.
– Byłem też niespełna dwie kadencje w zarządzie stowarzyszenia Pierwsza Liga Piłkarska, z którego odszedłem w 2018 roku po awansie Rakowa – uzupełnia Wojciech Cygan. – Dlatego gdy we wrześniu 2017 roku złożyłem rezygnację z funkcji prezesa GKS-u Katowice, nie rozstałem się z piłką nożną. Jako wiceprezes PLP nadal i to dość często, bo nawet dwa razy na weekend, pojawiałem się na meczach I ligi. Po kilku miesiącach tej wędrówki ze stadionu na stadion od Olsztyna i Suwałk po Bielsko-Białą i Częstochowę otrzymałem propozycję od Michała Świerczewskiego. Nie znaliśmy się z czasów kibicowania Rakowowi grającemu w ekstraklasie. Poznaliśmy się dopiero przy okazji moich pierwszoligowych wędrówek po stadionach i wtedy, ta wątła znajomość – bo wcześniej chyba raz miałem okazję z nim rozmawiać – zaowocowała częstszymi kontaktami.
Byłem kilka razy na meczach Rakowa, aż wreszcie, przed moim wyjazdem na mistrzostwa świata do Rosji, właściciel Rakowa zadzwonił do mnie i zapytał czy chciałbym się zaangażować w pracę w jego klubie. Odpowiedziałem, że tak. Zaważyło to, że wywodzę się z Częstochowy, Raków to rozwijający się klub z pomysłem, a także to, że nie ma jakichś większych antagonizmów między kibicami z Katowic i Częstochowy.
[…] Łączenie dwóch piłkarskich światów to jednak efekt świątecznej magii. Dzięki niej Wojciech Cygan może wrócić do najpiękniejszych chwil z Katowic i Częstochowy.
– W Częstochowie na pewno na zawsze w pamięci zostanie moment awansu – zapewnia Wojciech Cygan. – Ale sam ten moment po ostatnim gwizdku, bo na moim świętowaniu wejścia Rakowa do ekstraklasy cieniem położył się spadek GKS Katowice. To się nałożyło w czasie. Było to dla mnie specyficzne przeżycie, bo gdy wokół mnie wszyscy się cieszyli, śmiali, radowali to ja wsiadając do autokaru i jadąc Alejami zastanawiałem się, co się dzieje na Bukowej, w klubie, któremu poświęciłem 7 lat swojego życia. To tam udało się wyciągnąć klub niemal ze stanu upadłości. Tam, razem z moim ówczesnym zastępcą Marcinem Janickim, pozyskaliśmy sponsora strategicznego i udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie przyciągnąć do klubu naprawdę solidnego partnera. Tam także otwierając poszczególne sekcje cieszyliśmy się z gry siatkarzy w PlusLidze, czy hokeistów walczących o medale, albo dziewczyn pokonujących kolejne piłkarskie szczeble.
Każdy z nas codziennie powinien robić rachunek sumienia
Rozmowa z Rafałem Górakiem, trenerem drugoligowego GKS-u Katowice.
Jak to jest, być osobą tak lubianą przez społeczność klubu, wokół którego w ostatnich latach są głównie złe emocje, który nie kreuje idoli i bohaterów?
Rafał GÓRAK: – Bardzo trudne pytanie… Może to świadczy właśnie o tym, jak duże zapotrzebowanie na piłkę jest wciąż w Katowicach – i jakie są nadzieje. Kibice GieKSy dostawali ostatnio po dupie, i to bardzo. Odpowiadając – nie wiem, dlaczego. To dla mnie bardzo zaskakujące i cenne. Jednocześnie, położono mi na plecy taką belkę, krzyż odpowiedzialności. Idę z nim.
Krzyż, belkę, albo „Złotego Buka”. Pański powrót do GKS-u wybrano najważniejszym wydarzenie 2019 roku.
Rafał GÓRAK: – Mówiłem już na gali „Złotych Buków”, że piłkarze to póki co nie złote buki, a szare żuki… To dla mnie bardzo cenna nagroda, bo od kibiców – a to oni są w tej całej zabawie najważniejsi, dla nich to wszystko się robi, dla nich to się kręci. Miałem masę satysfakcji, gdy jesienią drużyna schodziła z boiska, a kibice po prostu bili jej brawo. Nawet po tym pierwszym meczu, nie wygranym, a przegranym. Wsparcie z trybun pozytywnie nakręciło tę drużynę.
[…] Podkreśla pan często przywiązanie do katowickiego klubu. Jak zapałać taką sympatią do miejsca, w którym w ostatnich latach prawie nic się nie udawało?
Rafał GÓRAK: – Może to dlatego, że jakoś zawsze w życiu przychodziło mi zwracać większą uwagę na tego słabszego. Na autsajdera, na którego nikt nie stawia i spadają na niego ciosy. Ruch Radzionków, w którym zaczynałem pracę trenera, nie był klubem z pierwszych szpalt gazet. Podobnie było w Elanie Toruń. W Bielsku prowadziłem BKS, a to Podbeskidzie jest tam dominujące. GKS… Wychowałem się na jego pucharowych meczach, z Piotrem Piekarczykiem na boisku czy ławce. Na wszystkich nas robiła wrażenie ta „dekada GieKSy”. Do tego doszedł potem mój pierwszy pobyt w GKS-ie, podczas którego w ekstremalnych warunkach walczyliśmy o przetrwanie. To wszystko splotło się w taką ramę, która powoduje, że jest bardzo bliska memu sercu. Tak już będzie do końca życia. To się nie zmieni. Moim marzeniem było to, by wrócić tu do pracy.
Naprawdę marzył pan o powrocie na Bukową?
Rafał GÓRAK: – Wiosną, w czasie końcówki mojej pracy w Toruniu, wiedziałem już, że muszę spoglądać w kierunku Śląska. Chciałem wrócić do domu, byłem daleko od rodziny i to zaczynało doskwierać. Zadawałem sobie pytanie, co ja będę na tym Śląsku robił. Wiedziałem, że jest tylko jedno miejsce, w które chciałbym wrócić. Gdy w 2013 roku stąd odchodziłem, byłem strasznie niepocieszony. Miałem poczucie niespełnionej do końca misji. Siedziała we mnie chęć rewanżu, wygrywania. To marzenie było realne, ziściło się. Widocznie jeśli się o czymś często myśli, to może się to wydarzyć.
Ma pan wiarę w to, że GKS kiedyś znów może być wielki?
RAFAŁ GÓRAK: – To nie wiara, a przekonanie o właściwie obranej drodze, choć mówimy o procesie. Na razie budujemy GieKSę w drugiej lidze. A co jest na szczycie tej góry? Wolę tego nie mówić. Moim marzeniem było to, by wrócić tu do pracy, by GKS odnalazł tożsamość. Dziś jesteśmy na trzecim miejscu w drugiej lidze, gramy o czołową dwójkę albo play offy. Wychodzę z założenia, że najlepsze marzenia są takie, które są blisko. Tymi odleglejszymi lepiej się nie interesować, istotniejsze są przyziemne. Ale tak – sądzę, że GKS jeszcze będzie wielki. Oby w takim okresie, kiedy jeszcze będę się liczył w tej rozgrywce.
[…] Co ma dzisiejszy GKS, czego nie miał podczas pańskiej pierwszej kadencji?
Rafał GÓRAK: – Nowego właściciela. Wcześniej pracowałem w anormalnej GieKSie, z innym właścicielem, kiedy nic nie było normalne. Dlatego odchodząc z klubu – a wtedy właścicielskie kwestie się wyjaśniały, przejmowało go miasto – tym bardziej bolało mnie, że nie dostałem szansy pracy w normalnych strukturach, z komfortem jutra. Teraz to mam. Czuję ogromne wsparcie właścicieli, to nasza szansa. Zgoda – ktoś może powiedzieć, że GieKSa znowu jest anormalna, bo drugoligowa. Widocznie musiało zdarzyć się coś strasznego, bym zjawił się tu ponownie. Może to początek naszej drogi powrotnej w miejsce, gdzie GKS chce być, ale głośno nie ma co o tym mówić.
Za jesień jesteście chwaleni, klimat jest pozytywny. Spójrzmy jednak z dystansu: za półmetkiem pierwszego sezonu po historycznym spadku na trzeci poziom rozgrywkowy GKS nie jest na miejscu premiowanym awansem. To masakra!
Rafał GÓRAK: – I ja wszystkim o tym przypominam. Latem, na pierwszej konferencji prasowej, przedstawialiśmy plan i mówiliśmy, że potrzebujemy czasu, cierpliwości, która będzie dla nas najważniejsza. W sporej mierze dzięki niej jesteśmy dziś w tym miejscu; jeszcze niepremiowanym awansem, ale podchodzę do tego racjonalnie. Trzecia pozycja jest tą, na którą dziś zasługujemy swoją postawą na boisku. Na początku mieliśmy przecież poczucie, że będzie jeszcze trudniej.
Czyli poszło łatwiej niż się można było spodziewać?
Rafał GÓRAK: – W pewnym momencie szło bardzo dobrze. Zawodnicy pozytywnie zareagowali na trudny moment w końcówce sierpnia. Mimo problemów kadrowych, około dziesięciu absencji, nie dokonaliśmy na zamknięcie okienka żadnego transferu. Szatnia poczuła się dowartościowana. Przegraliśmy w Łęcznej, ale potem była seria kilkunastu meczów bez porażki. Aż przyszła ta na Zniczu Pruszków. Mogła spowodować, że zespół na sam koniec rundy straci pewność siebie. Przerabiałem podobne rzeczy w Elanie. Między 6. a 14. kolejką nie przegraliśmy, potem to się zdarzyło i już do końca roku nie wygraliśmy. Obawiałem się, że teraz w Katowicach może dojść do powtórki, ale wstaliśmy, poradziliśmy sobie, najpierw wygrywając z Gryfem, a potem szalenie ważny mecz w Bytowie.
[…] Latem rozstaliście się z Poczobutem, Adrianem Frańczakiem, Mateuszem Kamińskim i Mateuszem Mączyńskim, którzy podczas zgrupowania w Kamieniu zostali złapani przez kibiców w nieodpowiednim miejscu i czasie. To wydarzenie miało duży wpływ na to, co działo się jesienią?
Rafał GÓRAK: – Mnie bardzo to wzmocniło. Gdy ludzie zarządzający projektem – prezes, dyrektor – nie są zgodni co do pewnych decyzji, to wtedy powstaje kryzys. My mieliśmy w tym temacie identyczne zdanie. Trudne, niewygodne, ale wiedzieliśmy, że tak być nie może. Postanowiliśmy, co postanowiliśmy.
Tak po ludzku, czuł się pan zawiedziony? Podaliście tym zawodnikom rękę po spadku, przedłużając kontrakty.
Rafał GÓRAK: – Trzeba umieć przyjąć cios w twarz. Coś wymknęło się z ram obowiązujących na zgrupowaniu. Te ramy się połamały. Gdybym to ja zobaczył tych zawodników, a nie kibice, zareagowałbym tak samo. Odpowiedzialni kibice zareagowali bardzo dobrze. Wszystkim życzę jak najlepiej, ale nie jest mi dziś brak żadnego z tych zawodników. Z Bartkiem czy „Kamykiem” miałem już okazję się niejednokrotnie widzieć, rozmawiać. Niech się realizują gdzie indziej. Dla nich to też była lekcja życia. Wspólnie sporo z niej wyciągnęliśmy.
To wasz duży atut, że wiosną całą czołówkę będziecie gościć przy Bukowej?
Rafał GÓRAK: – Mamy to już przegadane z dyrektorem Góralczykiem. Różne są odczucia. Czołówkę mamy u siebie, ale tych teoretycznie słabszych rywali, walczących o utrzymanie, trzeba będzie pokonać na wyjeździe, co wcale nie musi okazać się łatwiejszym zadaniem.
Niejednokrotnie podnosił pan tej jesieni kwestię frekwencji, mówił pan, że drużyna walczy o sympatię kibiców. Fakt, że w tym roku GieKSie trudno przekroczyć nawet i 2-tysięczną publikę, leży na wątrobie?
Rafał GÓRAK: – Potencjał kibicowski w Katowicach z pewnością jest. Może ta zima okaże się potrzebna, by kibice ze sobą rozmawiali, nawoływali, że warto odwiedzać Bukową… Niczego na siłę nie zrobimy. Szanujemy tych ludzi, którzy przychodzą. Ja osobiście szanuję ich strasznie. Jeśli jest ich 2000 – to niech tak będzie, ale potencjał mamy tu o wiele większy. Może w meczach z rywalami z „czuba” wiosną będzie na Bukowej dużo ludzi.
[…] Raków czy ŁKS w szybkim czasie przebyły drogę z drugiej ligi do ekstraklasy. Czy tą wydeptaną ścieżką może pójść GieKSa?
Rafał GÓRAK: – Każda drużyna ma swój krzyż. Padły nazwy klubów z kapitałem prywatnym, my mamy go miejski i to trzeba brać pod uwagę. Codziennie musimy wiedzieć jedno. Kładąc się spać, każdy z nas powinien zrobić rachunek sumienia i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zrobił tego dnia wszystko, by stać się lepszym i spowodować, by lepszy był GKS. Myślę, że taką pasją zaraziłem drużynę. Dyrektora Góralczyka nie musiałem, bo ma w sobie niespotykane pokłady wręcz obsesji, a prezes Szczerbowski idealnie się z tym scala. Są w nas ogromne chęci, by wyciągnąć GieKSę może nie tyle z otchłani, co z piłkarskiego zaścianka.
dziennikzachodni.pl – Nowy stadion GKS Katowice. Wiemy ile ma naprawdę kosztować
Firma RS Architekci przysłała do Urzędu Miasta nowy kosztorys inwestycji związanej z budową nowego stadionu i hali GKS Katowice. Wiemy ile ma kosztować cały kompleks.
Firma RS Architekci przysłała do Urzędu Miasta nowy kosztorys inwestycji związanej z budową nowego stadionu i hali GKS Katowice.
Na początku grudnia do Urzędu Miasta wpłynął kosztorys opiewający na 561 milionów złotych. Urzędnicy podnieśli larum, a RS Architekci przyznali się do błędu. Na przedstawienie poprawionej dokumentacji mieli 21 dni.
– Taki dokument do nas wpłynął, analizujemy go. Nic więcej na ten temat nie powiem. Życzę wszystkiego dobrego w nowym roku – oświadczył wiceprezydent Katowic Bogumił Sobula, który poprzednio firmował oburzenie władz miasta.
Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że nadesłana dokumentacja jest obszerna, zawiera wyjaśnienie każdego z punktów wyceny, rozbieżności z kwotą zakładaną w konkursie na koncepcję stadionu i w sumie opiewa na 396,5 mln złotych brutto. Podatek miasto ma szansę odzyskać, a wycena netto wynosi ok. 322 mln. Na tę kwotę składają się stadion, hala, tereny zewnętrzne i prace II etapu, na które nie ma na razie planu zagospodarowania przestrzennego. Sam stadion plus hala,w sumie kosztują netto 156 mln zł (ok. 180 mln z VAT-em). W kosztorysie zawarto też wszystkie dodatkowe koszty związane z zaleceniami miasta i służb z nim związanych – na ok. 80 mln zł.
Miasto na ustosunkowanie się do pisma architektów ma 21 dni.
SIATKÓWKA
siatka.org – Dustin Watten: Stać nas na wygrywanie z dobrymi zespołami
– Trzeba umieć pokazać charakter nie tylko w pierwszych, ale i końcowych akcjach meczu – powiedział libero GKS-u Katowice, Dustin Watten po zwycięstwie 3:1 nad Aluron Virtu CMC Zawiercie w Spodku. – Spodek jest wyjątkowym obiektem, każdy zawodnik czuje się tutaj wyjątkowo i wydaje mi się, że to samo dotyczy fanów na trybunach. Z boiska widzisz i słyszysz jak wielu ich jest, czujesz ich wsparcie i jesteś w stanie walczyć absolutnie z każdym – dodał.
Zgodzisz się zapewne z tym, że Spodek jest szczególny z wielu względów…
Dustin Watten: – Spodek jest wyjątkowym obiektem, każdy zawodnik czuje się tutaj wyjątkowo i wydaje mi się, że to samo dotyczy fanów na trybunach. Z boiska widzisz i słyszysz jak wielu ich jest, czujesz ich wsparcie i jesteś w stanie walczyć absolutnie z każdym. Myślę, że to właśnie dzięki naszym kibicom byliśmy w stanie dokonać odmiany wydarzeń w czwartym secie, kiedy rywal odbudował się. Dzięki dopingowi fanów otrzymaliśmy potężny zastrzyk pewności siebie i wznieśliśmy się najwyżej, jak mogliśmy. Nie znajduję słów, żeby należycie im za to podziękować.
[…] Jesteś zadowolony z aktualnego poziomu gry GKS-u?
– Tak, ostatnie cztery mecze zagraliśmy na naprawdę wysokim poziomie, natomiast w tym spotkaniu utrzymaliśmy ten poziom wystarczająco długo i to nam dało trzy punkty. Wiemy, że stać nas na wygrywanie z naprawdę dobrymi zespołami i „zamykanie” meczów na naszą korzyść. Chciałbym, żeby ta umiejętność została z nami na dłużej, najlepiej do końca sezonu.
HOKEJ
hokej.net – O poprawie sędziowania. Powstanie specjalna komisja?
W sobotę rano odbyło się spotkanie arbitrów i obserwatorów z przedstawicielami klubów Polskiej Hokej Ligi. O czym debatowano? Oczywiście o poprawie jakości sędziowania.
[…] Niestety na spotkaniu pojawili się przedstawiciele tylko czterech klubów: Lotosu PKH Gdańsk, GKS-u Tychy, JKH GKS-u Jastrzębie i GKS-u Katowice.
– Byli wszyscy sędziowie główni, martwić może jedynie frekwencja klubów – nie kryje rozczarowania Leszek Laszkiewicz, dyrektor sportowy JKH GKS-u Jastrzębie.
– W tym okrojonym gronie udało nam się wymienić swoje spostrzeżenia i uwagi. Pewne jest to, że kluby i sędziowie chcieliby, aby powstała komisja do spraw spornych. Miałaby ona zajmować się kontrowersyjnymi sytuacjami i rozliczać arbitrów, którzy podejmują złe decyzje – dodaje.
By to gremium zostało stworzone, potrzebna jest zdecydowana reakcja spółki PHL. Plany są takie, aby w skład tej specjalnej komisji weszli doświadczeni sędziowie i byli zawodnicy. Nie da się ukryć, że byłby ogromny krok w stronę profesjonalizacji naszych rozgrywek.
[…] Dyrektor sportowy JKH GKS-u Jastrzębie chciałby, aby spółka PHL zaczęła też karać zawodników, którzy symulują faule.
– Apeluję do arbitrów, żeby wyłapywali takie przewinienia i robili z tego materiały wideo. Za granicą są jasne zasady w tej kwestii: kto symuluje, ten traci 10 procent wynagrodzenia – wyjaśnia
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Najnowsze komentarze