Piłka nożna Prasówka
Media o meczu: Ostatni raz wygrali w sierpniu
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat dzisiejszego meczu Motor Lublin – GKS Katowice.
dziennikwschodni.pl – Kontuzjowani piłkarze wracają do gry, ale Motor i tak będzie osłabiony w meczu z GKS Katowice
Trener Mateusz Stolarski w piątkowym spotkaniu Motoru z GKS Katowice będzie musiał trochę pomieszać w składzie. Chociaż szkoleniowiec przyznaje, że kontuzjowani gracze niemal w komplecie wrócili do gry, to nadal kilku zawodników jednak będzie brakować.
Nie dość, że w ostatnim pojedynku przed przerwą na reprezentację żółto-biało-niebiescy zagrali słabe zawody w Częstochowie, to dodatkowo czwarte żółte kartki w tym sezonie obejrzeli: Ivo Rodrigues oraz Bright Ede. A to dla obu oznacza pauzę w piątek. Już w trakcie meczu z Rakowem w ich miejsce na murawie zameldowali się: Mathieu Scalet i Arkadiusz Najemski.
Przeciwko „Medalikom” nie zagrali również: Karol Czubak czy Filip Wójcik. Trener Stolarski ma jednak dobre wieści.
– W środę byli już wszyscy na treningu, nic nowego w kontekście kontuzji się nie wydarzyło. Ivo i Bright pauzują za kartki, ale nie będzie większych zmian, jeżeli chodzi o urazy – wyjaśnia trener Stolarski.
Trzeba jednak dodać, że z drużyną nie trenowali w ostatnim czasie reprezentanci: Filip Luberecki, Renat Dadashov, Paskal Meyer czy Ede. „Luberek” jeszcze we wtorek zaliczył 15 minut w meczu polskiej kadry U21 ze Szwecją, który Biało-Czerwoni wygrali aż 6:0. Okrojona kadra była jednym z powodów, dla których lublinianie nie zdecydowali się tym razem podczas przerwy rozegrać żadnego sparingu.
– Było parę urazów. Jeżeli masz cztery, to dużo. Dodatkowo paru zawodników pojechało na reprezentację. Trzeci najważniejszy powód jest taki, że chciałem, żeby drużyna spokojnie popracowała i skupiła się na sobie. Aby po prostu grać lepiej. Przede wszystkim pracowaliśmy nad tym, żeby nie kalkulować. Nie chcemy remisować, chcemy wygrywać, potrzeba może tej większej lekkości, mniej kalkulacji, bo uważam, że jesteśmy w stanie regularnie punktować za trzy, a nie za jeden – wyjaśnia opiekun Motoru.
Mateusz Stolarski przed meczem z GKS Katowice: Motor ma być znowu Motorem
Już w piątek o godz. 18 piłkarze Motoru rozegrają bardzo ważny mecz z GKS Katowice. W Lublinie spotkają się drużyny, które świetnie radziły sobie w poprzednim sezonie, ale w tym mają sporo problemów i zajmują miejsca w dolnych rejonach tabeli.
Po dziesięciu rozegranych spotkaniach żółto-biało-niebiescy mają na koncie 11 punktów. U siebie jeszcze nie przegrali, ale w czterech domowych występach zanotowali też tylko jedno zwycięstwo. Drużyna trenera Mateusza Stolarskiego znajduje się tuż nad strefą spadkową, na czternastej pozycji.
W jeszcze gorszej sytuacji jest jednak GKS. Katowiczanie rozegrali jeden mecz więcej od Motoru, a w sumie wywalczyli jedynie osiem „oczek”. Dlatego obecnie „świecą się na czerwono”.
Jak przebiegały przygotowania do najbliższego spotkania i na czym przy okazji przerwy reprezentacyjnej skupiali się lublinianie? O tym sporo opowiedział w środę trener Mateusz Stolarski.
– Mieliśmy dwa tygodnie, żeby skupić się na rzeczach, przez które wynik wytrącił nas z rytmu. W tamtym sezonie byliśmy zespołem, który w pierwszej kolejności myślał o tym, żeby rozegrać dobre spotkanie, na własnych zasadach. I to bez względu na to, z kim graliśmy. Czy z Lechem w Poznaniu, czy drużyną w kryzysie, która przyjeżdżała do nas. Chcieliśmy skupić się mocno na sobie, dać radość kibicom, żeby po meczu czuli dumę z gry zespołu – wyjaśnia Mateusz Stolarski.
I sam bierze na siebie większość winy za obecny stan rzeczy.
– W tym sezonie, za moją sprawą zostaliśmy zakładnikiem pewnych oczekiwań i kalkulacji, tego co przeciwnik zrobi. Tego jak wygrać, jak rozpracować przeciwnika. Doprowadziłem do tego momentu, że zamiast myśleć w 100 procentach o moim zespole, zawodnikach, o naszym pomyśle i naszej strategii, zacząłem się zastanawiać, a co się stanie, jak przeciwnik ma szybkiego skrzydłowego, co on nam zrobi, jak będzie miał za dużo miejsca. Zastanawiałem się, a później przekazywałem drużynie, że trzeba uważać na to czy na tamto. Tak zatraciłem to, co doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem i moje drużyny do sukcesów. Zatraciliśmy naszą tożsamość – tłumaczy opiekun zespołu z Lublina.
Przyznaje również, że chce, aby wszystko wróciło do normy już od najbliższego piątku.
– Uległem hałasowi, że Motor powinien tracić mniej bramek. Jak ma zająć 6-7 miejsce w tabeli, to niech straci tyle, co w poprzednim sezonie. Jeśli Motor ma mieć problemy z tym, żeby zagrać na zero z tyłu, to niech wygra 4:3 lub 3:2. To skupienie na tym, żeby bronić powoduje, że tracimy mniej, ale zdecydowanie mniej kreujemy i ten Motor jest nijaki. To powoduje, że poza meczem z Rakowem, który może się zdarzyć raz-dwa w sezonie. Mamy jeszcze 24 spotkania. To była bardzo słaba, żeby nie powiedzieć tragiczna gra. W pozostałych meczach, żeby zdobyć trzy punkty zabrakło tej naszej tożsamości, pójścia w to, co powinniśmy, a nie kalkulacji. Przez te dwa tygodnie pozwoliłem Motorowi być Motorem. Nie wiem czy to wystarczy, żeby zdobyć trzy punkty z Katowicami. Chciałbym, ale nie mogę tego obiecać.
Czego jednak mogą się spodziewać kibice, którzy w piątkowy wieczór pojawią się na Motor Lublin Arenie?
– Chcę, żeby wszyscy mogli powiedzieć, że Motor był Motorem. Nad tym pracowaliśmy przez dwa tygodnie. Najważniejsze jest, żeby być jakimś. Ludzie, którzy osiągają sukcesy, czy drużyny, które zdobywają trofea są jacyś. Adrian Siemieniec na jednej z konferencji dla trenerów powiedział, że przegrał z Ajaksem wysoko lub z Bodo, w sumie trzy początkowe mecze, dlatego, że chciał zmieniać Jagiellonię wbrew zawodnikom i samemu sobie. Zaczął iść w drużynę, którą czują inni, a nie trener Siemieniec. W ostatnich spotkaniach, to nie był ten Motor. Nawet gdybyśmy dowieźli wygrane z Radomiakiem czy Zagłębiem. Może te trzy punkty zamazałyby przyszłość na 24 kolejki. To dużo sezonu i na tym mi bardzo zależy, bo dużo zaczęło się robić szumu wokół naszej gry, uzasadnianego. To sprawiło, że trzeba zacząć od siebie, jako lidera całego zespołu i zawsze uważam, że mam wpływ na bardzo wiele rzeczy i o to powinienem zadbać – mówi trener Stolarski.
gol24.pl – Ostatni raz wygrali w sierpniu
Od meczu Motor Lublin – GKS Katowice zaczyna się w piątek 12. kolejka PKO Ekstraklasy. Oba zespoły rozczarowują. Ostatni raz wygrały w sierpniu. Kto się przełamie już teraz?
Pogoda, wysokie ceny, no i przede wszystkim forma zespołu – to wszystko sprawia, że Motor, który w zeszłym sezonie regularnie wyprzedawał stadion teraz ma z tym duży problem; do czwartku sprzedało się nieco ponad 8 tys. wejściówek z puli wynoszącej około 14 tys.
Motor ewidentnie wpadł w dołek. Przegrywa lub najwyżej remisuje w lidze, odpadł też z Pucharu Polski. Ostatnie zwycięstwo w meczu o stawkę pochodzi z 30 sierpnia. Wtedy udało się sensacyjnie pokonać na wyjeździe dzisiejszego lidera Ekstraklasy, Górnik Zabrze (1:0).
W czym upatrywać nadziei? Otóż do Lublina przybywa GieKSa, która nie radzi sobie wcale lepiej w drugim sezonie po awansie. Zajmuje dopiero szesnaste miejsce z dorobkiem 8 punktów (Motor jest czternasty i ma 11 punktów). Ostatnio musiała uznać wyższość Lecha Poznań (0:1).
weszlo.com – Motor – GKS
Starcie dwóch beniaminków poprzedniego sezonu Ekstraklasy, a więc Motoru i GKS-u nie brzmi obecnie zbyt ekscytująco. Za obiema ekipami słaby okres, który sprawił, że znajdują się one bardzo blisko, lub bezpośrednio w strefie spadkowej.
Dołek, głęboki dołek. Oba zespoły szorują obecnie po dnie, ponieważ swoje ostatnie, ligowe zwycięstwa odniosły jeszcze w sierpniu, przed pierwszą przerwą reprezentacyjną. A przecież za nami już druga. Wrzesień nie był łaskawy dla byłych beniaminków. GieKSa pozwoliła sobie na otarcie łez w Pucharze Polski, gdzie niespodziewanie wyeliminowała Wisłę Płock (przed startem sezonu brzmiałoby to wręcz absurdalnie), natomiast Motor poległ także i na tym polu. Ten, jak i kolejne mecze mogą okazać się sądne dla Mateusza Stolarskiego i Rafała Góraka, wobec których cierpliwość powoli się wyczerpuje.
Obie drużyny strzeliły w lidze po 11 bramek. Patrząc na bilans spotkań, daje to średnio jedną bramkę na mecz ze strony tych klubów. Wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań, patrząc na to, co prezentowały te zespoły w swoim pierwszym sezonie po powrocie do elity. Formy nie ma, ofensywy praktycznie nie istnieją, co daje przekonanie, że i tutaj nie zobaczymy gradu goli.
[…] Nie można wskazać tutaj wyraźnego faworyta, a historia starć pokazuje, że nie ma tutaj wyraźnego dominatora. Motor i GKS nie są obecnie w dobrej formie i ciężko wskazać na przewagę którejś ze stron, tym bardziej, że nikt poza Bartoszem Nowakiem nie wychodzi ponad przeciętność. Sam Nowak meczu jednak nie wygra, jak mawiała słynna reklama, dlatego postawimy na remis.
[…] Brak ligowego zwycięstwa od półtora miesiąca mówi sam za siebie. Te drużyny prezentują marną dyspozycję i spisują się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Światełka w tunelu nie widać, a przed szkoleniowcami trudne zadanie odzyskania zatraconej formy. Trzeba się jednak spieszyć, ponieważ kolejne słabe spotkania przybliżają do pożegnań.
ekstraklasa.org – Możliwość skoku – 12. kolejka 2025/2026 (piątek)
Kolejkę numer 12 rozpoczną starcia Motoru Lublin z GKS Katowice i Widzewa Łódź z Radomiakiem Radom. Drużyny w obrębie obu par dzieli nieduża różnica miejsc i punktów w tabeli. Pretendenci mogą więc przeskoczyć swoich konkurentów w przypadku korzystnych rozstrzygnięć.
MOTOR LUBLIN – GKS KATOWICE
SYTUACJA: Do rywalizacji staje dwóch beniaminków z minionego sezonu. W tamtej edycji stoczyły całkiem pasjonującą walkę o 7. miejsce, gromadząc ostatecznie taką samą liczbę punktów (49). Rozstrzygnęła się ona na korzyść Motoru Lublin dzięki lepszemu bilansowi bezpośredniemu. Dziś też są bardzo blisko siebie, ale już dużo niżej – na 14. i 16. pozycji – z taką samą liczbą zwycięstw (po 2) i strzelonych goli (po 11).
HISTORYCZNIE: Jeśli w tym spotkaniu nie padnie wynik 0:0, to na pewno zostanie odnotowana 50. bramka w rywalizacji tych ekip na najwyższym szczeblu. Licznik bowiem stanął na razie na 49 trafieniach (20 dla Motoru Lublin i 29 dla GKS Katowice). Gospodarze na razie dwa razy wygrali z Gieksą w Lublinie w elicie i w obu przypadkach zdobywali po trzy bramki. Natomiast gdy katowiczanie zdobywali na tym terenie pełną pulą, to odbywało się to różnicą 1 gola.
POD LUPĄ – GOSPODARZE: W zeszłym sezonie Bartosz Wolski był w czołówce pod względem autorów podań kluczowych (2. miejsce – 78). Teraz też jest całkiem wysoko (5.), ale ma w dodatku wsparcie solidnego partnera przy rozgrywaniu piłki w tercji ataku. Ivo Rodrigues zanotował bowiem 7 takich zagrań w trzech poprzednich starciach (2-2-3-0). Lider drużyny dokonał tego natomiast 6 razy w tym samym okresie. Sumując ich dorobek, średnio na 90 min. gry pochodzi od nich 4,5 podania kluczowego w trwającym sezonie.
POD LUPĄ – GOŚCIE: Skoro o rozgrywających mowa, to GKS Katowice też ma wyjątkowego specjalistę w tym elemencie – Bartosza Nowaka. To on przewodzi pod względem największej liczby podań w pole karne (131). Do tego bierze się za stałe fragmenty gry, przodując w strzałach bezpośrednio z rzutów wolnych (6), czy wykonanych rzutach rożnych (71). Miał on udział przy 6 z 11 goli śląskiej ekipy w trwającym sezonie.
PRAWDOPODOBIEŃSTWO ZWYCIĘSTWA: Motor Lublin – 48%, GKS Katowice – 26%
CZY WIESZ, ŻE: Przy każdej z 5 ostatnich bramek GKS Katowice miał udział Bartosz Nowak (1x gol, 2x asysta) lub Marcin Wasielewski (2x gol)
Motor Lublin: Bez porażki jako gospodarz w tym sezonie (1 zwycięstwo, 3 remisy)
Motor Lublin: Najwięcej remisów ogółem (5; w tym 3 remisy w 4 ostatnich meczach) i u siebie (3, tyle samo: KGHM Zagłębie Lubin; w tym 3 z rzędu) w tym sezonie)
Karol Czubak (Motor Lublin) strzelił 3 gole w Ekstraklasie i zawsze w zremisowanym meczu (3:3 z Lechią Gdańsk – na 1:1; 1:1 z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza – na 1:0; 2:2 z Radomiakiem Radom – na 1:1)
Ivan Brkić (Motor Lublin) obronił łącznie 10 strzałów w 2 ostatnich meczach (6 z Rakowem Częstochowa i 4 z Radomiakiem Radom; łączne xG tych strzałów – 1,42)
Motor Lublin 6 z 11 swoich goli strzelił od 46. Do 60. Minuty (54,5% – ; w tym 5 z 7 ostatnich)
Motor Lublin: Jeśli wygrywa jako gospodarz z GKS Katowice w Ekstraklasie to strzela dokładnie 3 gole (1x 3:1, 1x 3:2)
GKS Katowice: 1 remis w 13 meczach wyjazdowych w 2025 roku
GKS Katowice strzelił 42 gole w 16 zwycięskich meczach od początku sezonu 2024/2025 (średnio 2,63 gola w zwycięskim meczu; w tym w 8 z nich strzeli minimum 3 gole); w tym sezonie 7 goli w 2 zwycięskich meczach (3+4)
Piłkarze GKS Katowice oddali najwięcej celnych strzałów głową w lidze w tym sezonie (14)
GKS Katowice: najwięcej wykonywanych rzutów rożnych (74, w tym 72 zakończone wprowadzeniem piłki w pole karne)
Piłkarze GKS Katowice oddali najwięcej celnych strzałów zza pola karnego (22, tyle samo: Lech Poznań; też – najwyższa celność strzałów zza pola karnego: 42,3%)
GKS Katowice 63,6% goli strzelił po stałych fragmentach gry (7 z 11; najwięcej procentowo)
Piłkarze GKS Katowice zanotowali najwięcej podań w pole karne (414; też – 9,9% jego wszystkich podań jest skierowanych w pole karne)
Marcin Wasielewski (GKS Katowice) – w każdej z 3 ostatnich kolejek przebiegał sprintem największy dystans ze wszystkich zawodników w lidze (9. kolejka – 404,53 m, 10. kolejka – 489,23 m, 11. kolejka – 447,26 m)
GKS Katowice: 6 z 11 goli tej drużyny strzelili obrońcy (w tym 6 z 8 ostatnich; 2x Lukas Klemenz, 2x Marcin Wasielewski, 2x Arkadiusz Jędrych)
Bartosz Wolski (Motor Lublin) i Bartosz Nowak (GKS Katowice) – najczęściej wykonują rzuty rożne w tym sezonie (53-71)
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami



Najnowsze komentarze