Dołącz do nas

Piłka nożna

Podsumowanie września w wykonaniu Banika

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do podsumowania września i pierwszego tygodnia października w wykonaniu Banika. Piłkarze z Ostravy od września rozegrali sześć spotkań w tym jedno pucharowe i jedno towarzyskie z nami. Był to dla nich bardzo owocny okres, ponieważ zdobyli dziesięć punktów na dwanaście możliwych oraz zapewnili sobie awans do kolejnej fazy Pucharu Czech.  

Pierwsze spotkanie, jakie Banik rozegrał we wrześniu, zostało już opisane i obrobione na wszystkie możliwe sposoby, ponieważ był to mecz z nami na 25-lecie sztamy. Piłkarze Banika pokonali nas 2:0 po bramkach Denisa Granecnego (15) i Jana Juroska (29), ale nie to w tym spotkaniu było najważniejsze. Kto był, ten wie jaka magia panowała wtedy na Bukowej.

Po przerwie reprezentacyjnej, czyli 11 września Banik pojechał na wyjazdowe spotkanie do Teplic, aby tam zmierzyć się z miejscową drużyną. Pierwsza połowa nie przyniosła żadnej bramki, a Banik nie oddał ani jednego strzału. Po zmianie stron wszystko się odmieniło. Oba zespoły wyszły na drugie 45 minut bardziej zdeterminowane. Mimo tego, że to Banik miał więcej z gry, to piłkarze gospodarzy w 62. minucie objęli prowadzenie. Martin Chlumecky podał prostopadle na piąty metr wprost pod nogi Daniela Trubaca, a ten bez problemu zdobył pierwszą bramkę w tym spotkaniu. Cztery minuty później był już remis. Ladoslav Almasi dograł głową wzdłuż pola karnego do Romana Potocnego, a ten z bliskiej odległości doprowadził do wyrównania. W 79. minucie po zagraniu z autu Nemanja Kuzmanovic  dośrodkował w pole karne, jednak jego strzał nie doszedł do adresata. Ondrej Mazuch chciał przeciąć podanie i wpakował piłkę do własnej bramki. Na tablicy wyników nic się już nie zmieniło i Banik wrócił do Ostravy z kompletem punktów.

Sześć dni później Banik pojechał na kolejny wyjazd, tym razem do Ołomunca. Było to bardzo zaciekłe spotkanie. Obie drużyny nastawiły się na atak od pierwszej minuty meczu. Banik znów stracił bramkę jako pierwszy i to już w 10. minucie. Juraj Chvatal dośrodkował po ziemi do niepilnowanego Martina Hala, a ten posłał piłkę między obrońcami. Wynik w pierwszej połowie już się nie zmienił, chociaż mogła paść bramka samobójcza, gdy obrońca Sigmy chcąc wybić piłkę, trafił prosto w swojego bramkarza. Po zmianie stron gra się jeszcze bardziej zaogniła. W 50. minucie gospodarze domagali się drugiej żółtej kartki dla Yira Sor za faul w środkowej strefie boiska, jednak sędzia nie dopatrzył się przewinienia, a dwadzieścia minut później Pavel Zifcak zobaczył od razu czerwony kartonik za kopnięcie w głowę zawodnika Banika. W 84. minucie De Azevedo wrzucił piłkę w pole karne prosto do Ladislava Almasi, a ten głową doprowadził do wyrównania. Spotkanie zakończyło się podziałem punktów, ale było to bardzo dobre widowisko. Warto również zaznaczyć, że tego dnia Banik wspierało 2200 kibiców, którzy zaprezentowali oprawę z użyciem sporej ilości pirotechniki.

W środę 22 września Banik pojechał na kolejny wyjazd tym razem w ramach Pucharu Czech. Do pokonania mieli prawie 400 kilometrów, a w podróż za piłkarzami wybrało się 100 najzagorzalszych kibiców. Vltavin, bo to był rywal Banika w trzeciej rundzie MOL CUP, gra obecnie na trzecim poziomie rozgrywkowym w Czechach i trzyma się w czołówce. W pierwszym składzie Banika wystąpiło wielu rezerwowych zawodników, którzy nie zagrali w ostatnim spotkaniu z Sigmą Ołomuniec. Początek spotkania był bardzo rwany, a nierówna murawa nie ułatwiała pracy gościom. Trzecioligowiec postawił Banikowi bardzo wysoko poprzeczkę i kilkukrotnie zagroził bramce Viktora Budynskyego. Jednak to goście w doliczonym czasie pierwszej połowy zdobyli bramkę do szatni. Adam Janos posłał dokładne podanie do Ondreya Chveja, a ten bez problemu pokonał bramkarza. Po zmianie stron wystarczyły zaledwie dwie minuty, aby Jiri Klima podwyższył wynik spotkania. Wydawało się, że tutaj nic złego nie może się wydarzyć, jednak gospodarze zaskoczyli w ostatnich dziesięciu minutach i doprowadzili do wyrównania. Najpierw w 82. minucie David Matejka zdobył bramkę kontaktową, a pięć minut później Petr Pejsa po strzale głową doprowadził do wyrównania i kolejnej dogrywki Banika w krajowym Pucharze. Doliczone trzydzieści minut było już pod kontrolą Banika. W 102. minucie Ondrej Chveja podszedł do jedenastki i wyprowadził Banik na prowadzenie. Po kolejnej zmianie stron Banik siadł na rywala, aby nie przytrafiła się sytuacja z drugiej połowy i cały zespół grał rozsądniej. W 111. minucie Yira Sor posłał mocny strzał pod poprzeczkę, podwyższając prowadzenie. Wynik spotkania ustanowił Daniel Smekal strzelając mocno przy słupku. Banik awansował do 1/8 Pucharu Czech i teraz czeka na kolejnego rywala.

Pod koniec miesiąca Banik na własnym stadionie podejmował Bohemians Praga. Mecz rozpoczął się tak samo jak wcześniejsze ligowe spotkania, czyli od szybkiej straty bramki przez drużynę Banika. W 10. minucie Jan Chromosta dostał dokładne podanie z prawej strony boiska, przełożył sobie szybko piłkę i hukną tuż przy lewym słupku. Gospodarze znów musieli gonić wynik, przez co nadziali się kilkukrotnie na groźne kontry. Efekt w postaci gola przyszedł w 38. minucie, gdy Lukas Budinsky wykorzystał zamieszanie w polu karnym i doprowadził do wyrównania. W trzeciej minucie drugiej połowy Nemanja Kuzmanovic stał w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Gdy bramkarz gości wypiąstkował piłkę wprost pod nogi Kuzmanovica, ten bez problemu pokonał bramkarza. W 51. minucie przez błąd Jana Lustuvki znów mogło dojść do wyrównania, ponieważ wypuścił piłkę wprost pod nogi napastnika, ale ten uderzył tylko w słupek. Piętnaście minut później Jakub Pokorny, zdobył bramkę głową, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Po kilku minutach na tablicy wyników było już 4:1, a wynik w tym spotkaniu ustanowił Ladislav Almasi po uderzeniu szczupakiem. W 78. minucie Nemanja Kuzmanovic dostał drugą żółtą kartkę za brutalny faul i musiał opuścić boisko przed czasem. Banik w dziesiątkę dowiózł zwycięstwo do samego końca.

W pierwszy weekend października Banik pojechał na wyjazdowe spotkanie ze Slovanem Liberec. Tym razem udało im się nie stracić bramki w początkowej fazie meczu, do czego nas ostatnio przyzwyczaili. Gospodarze od 38. minuty musieli radzić sobie w dziesiątkę, ponieważ Christ Tiehi zobaczył czerwoną i musiał opuścić boisko. Pięć minut później Jiri Fleisman uderzył mocno z dwudziestego metra i zapewnił Banikowi prowadzenie jeszcze przed przerwą. Po zmianie stron Banik dalej był drużyną przeważającą, co przyniosło efekt w 64. minucie. Ladislav Almasi głową uderzył tuż pod poprzeczką i podwyższył wynik spotkania. Do końca meczu wynik już nie uległ zmianie, chociaż Banik kilkukrotnie mógł dołożyć kolejne trafienie. Ostatnie pięć minut oba zespoły grały w dziesiątkę, gdy po uderzeniu łokciem Almasi dostał drugą żółtą kartkę.

Kolejne spotkanie Banik rozegra na własnym stadionie po przerwie na mecze reprezentacyjne, dokładnie 16 października o godzinie 16:00. Proszę, abyście się podzielili w komentarzach, czy wolicie miesięczne podsumowania? Czy jednak cotygodniowe? W końcu robimy to wyłącznie dla Was.         

FK Teplice VS FC Baník Ostrava 1:2 (0:0)

Bramki: 62. Trubač – 66. Almási, 79. Mazuch.

Widzów: 2568 (269 Banika).

SK Sigma Olomouc VS FC Baník Ostrava 1:1 (1:0)

Bramki: 10. Hála – 84. Almási. 

Czerwone kartki: 75. Zifčák.

Widzów: 8613 (2200 Banika).

Loko Vltavín VS FC Baník Ostrava 2:5 (0:1, 2:2)

Bramki:  81. Matějka, 86. Pejša – 45.+1 Chvěja, 47. Klíma, 102. Chvěja, 111. Sor, 119. Smékal. 

Widzów: 740 (100 Banika)

FC Baník Ostrava VS Bohemians Praha 1905 4:1 (1:1)

Bramki: 38. Budínský, 48. Kuzmanović, 66. Pokorný, 74. Almási – 10. Chramosta.

Czerwone kartki: 78. Kuzmanović.

Widzów: 6969.

FC Slovan Liberec VS FC Baník Ostrav 0:2 (0:1)

Bramki: 44. Fleišman, 63. Almási.

Czerwone kartki: 38. Tiéhi – 86. Almási.

Widzów: 3200 (286 Banika).

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Alex

    6 października 2021 at 11:44

    Zdecydowanie lepsze podsumowanie cotygodniowe

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Korona Kielce kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Korona Kielce jest następną solidną kibicowską ekipą, która zawita ostatni raz na Bukową, ale będzie dla nas to historyczna rywalizacja. Pierwszy raz w historii rozegramy ze sobą mecz w ekstraklasie.

Klub powstał dosyć późno, bo w 1973 roku, ale kibice naprawdę szybko „nadgonili” kibicowskie rzemiosło, żeby już w latach 80. zacząć tworzyć swoje pierwsze zgodowe kontakty i działać na trybunach. Obecnie Koroniarze nie mają z nikim zgody. Trzymają się jedynie regionalnie z Naprzodem Jędrzejów, ale te relacje, jak wiele innych aktualnie w Polsce, ciężko jednoznacznie określić. Naprzód dawniej był traktowany jako fan club Korony i miał ciekawą regionalną wojnę z Hetmanem Włoszczowa, który wtedy działał jako fan club KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, czyli największa i najbardziej znienawidzona ekipa przez Scyzorów w regionie.

Dawniej Korona miała bardzo dużo zgód i to z prawdziwego zdarzenia, a mowa tu o takich składach jak: Arka Gdynia, Cracovia, Górnik Wałbrzych, KSZO Ostrowiec, ŁKS Łódź, Stal Mielec, Sandecja Nowy Sącz, Stal Gorzyce, Stal Stalowa Wola, Raków Częstochowa, Nida Pińczów, Odra Opole, Polonia Bytom, Polonia Świdnica, Polonia Warszawa, Zagłębie Lubin czy Zawisza Bydgoszcz. To mówi chyba samo za siebie, jaką ekipę stworzyła Korona w tak krótkim czasie, patrząc na datę założenia klubu. Część tych zgód padła, część umarła śmiercią naturalną, a niektóre trwały jeden dzień w formie paktu czy jednodniowego układu. I tak właśnie było z nami.

W 1985 roku zagraliśmy swój pierwszy finał Pucharu Polski z Widzewem Łódź na stadionie Legii Warszawa. Liczba ekip, jaka nas wtedy wspierała, jest zadziwiająca: Avia Świdnik, Arka Gdynia, Broń Radom, GKS Jastrzębie, GKS Tychy, Górnik Zabrze, Hutnik Kraków, Lech Poznań, ŁKS Łódź, Polonia Warszawa, Stal Mielec, Śląsk Wrocław czy właśnie… Korona Kielce. Napisać, że była to mieszanka wybuchowa, to jakby nic nie napisać. Takie były realia zawierania zgód. Przyjechała ekipa, rozwieszała flagę na znak wsparcia i… była sztama. O ile lata 90. były szalone, to 80. totalnie odrealnione (patrząc z dzisiejszej perspektywy) w temacie zawierania sojuszy. Nasza liczba tego dnia to było 900 osób, z czego samej GieKSy 700 głów. Resztę stanowiły ekipy, które na stadionie CWKS-u „określały” się po czyjej stronie stoją. Fana Koroniarzy na załączonym zdjęciu jest druga od lewej strony. Żyleta była oczywiście wypełniona przez Legionistów i co ciekawe oni kciuki trzymali za nas, a nie za Widzew Łódź, który również licznie się zjechał, mając wsparcie potężnej wówczas koalicji, którą tworzyli z Jagiellonią Białystok, Ruchem Chorzów czy Wisłą Kraków. Piast Gliwice także wspierał tego dnia RTS.

Wojna z KSZO jest ciekawą historią w ich rejonie. Mimo że Świętokrzyscy Rozbójnicy są starszym klubem w regionie, to dzięki dawnej zgodzie z Koroną i ich kontaktom, mogli sami zawierać zgody z zaprzyjaźnionymi ekipami MKS-u i taką do dziś jest Lech Poznań…

Ich wojna zaczęła trwać od połowy lat 90., kiedy sztama przeszła do historii. KSZO stanowiło wówczas solidną chuligańską bandę. Kilkanaście lat temu doszło wtedy do kluczowej ustawki banda na bandę, którą wygrało szybko KSZO, ale fani Korony mieli pretensje, że mało kto z Ostrowca miał wiele wspólnego z trybunami i postanowili z nimi nie wychodzić już na ubitą ziemię, tracąc jakiekolwiek zaufanie. Postanowili swoją siłę i pozycję udowadniać w prawdziwym kibicowskim świecie, czyli na meczach wyjazdowych, bo tam jest miejsce prawdziwych kibiców. Te kilkanaście lat odwróciło proporcje na tyle, że Korona zaczęła budować swoją bezapelacyjną pozycję w regionie i to oni są obecnie chuligańskim graczem nr 1. Obecnie ciekawą rywalizację toczą z fan clubami Widzewa Łódź w miejscowościach takich, jak Skarżysko-Kamienne (Granat) czy Końskie (Neptun). Do tego dochodzi ekipa działająca na własne konto, czyli Star Starachowice, ale od zawsze mająca prowidzewskie nastawienie.

Inną potężną kosą jest rzecz jasna Radomiak, ale od zawsze Kielce z Radomiem się nienawidziły jako miasta. Kiedy doszło rywalizacji klubów w lidze, to dużo nie trzeba było, aby doszło do starć, choć grali ze sobą niezwykle rzadko.

Jeszcze całkiem niedawno mieli jedyną międzynarodową znajomość z ekipą Spartaka Trnava, ale trwał ona trzy lata – od 2018 roku do końcówki 2021 roku. W międzyczasie zdążyli stoczyć wygraną ustawkę z naszymi braćmi z Banika Ostrava po 20 osób. Niedługo po końcu układu chuligańskiego, nasza polsko – słowacka znajomość poprzez Chuliganów z Bazalu została odnowiona i teraz Spartak utrzymuje z GieKSą dobre relacje, widując się najczęściej w Ostrawie.

Nasze pierwsze kibicowskie kontakty z Koroną Kielce to listopad 1990 roku. W Pucharze Polski zagraliśmy w Kielcach, gdzie udało się 40 fanatyków GieKSy. Tam nie byli zbytnio pozytywnie do nas nastawieni, ale w głównej mierze wynikało z naszych mocnych wówczas niemieckich akcentów, np. w przyśpiewek czy barwach.

Po 8 latach ponownie mogliśmy pojechać do Kiec, znowu dzięki losowaniu w Pucharze Polski. Wtedy już mieliśmy świadomą bandę, która pisała swoją historię na Górnym Śląsku i budowała renomę w kraju jako samodzielna ekipa. Nie mieliśmy wtedy z nikim w Polsce zgody, w myśl zasady „Sami przeciw wszystkim”. W listopadzie 1998 roku pojechało nas 220 głów, co w tamtym czasie było znakomitą liczbą. Korona z nabitym młynem była wtedy wspierana przez liczne zgody. Po końcowym gwizdku, który dał gospodarzom niespodziewany awans, miejscowi wysypali się na murawę, gdzie po chwilowym świętowaniu, chcieli się z nami pożegnać, ale ochrona szybko ostudziła emocje.

Jesienią 1999 roku spotkaliśmy się w lidze na zapleczu ekstraklasy. Wtedy tabela miała 24 zespoły, więc mnóstwo ekip, z którymi GieKSa nie grała nigdy lub niezwykle rzadko mogły się pokazać na Bukowej. I tak było z Koroną. Złocisto krwiści przyjechali w 38 głów, a przed meczem GieKSa zaatakowała ich bus, jednak kierowca szybko spalił gumy.

Wiosną 2000 roku pojechaliśmy do Kielc w 197 osób, w tym 2 Banik Ostrava. Podczas przerwy jeden z naszych na patencie „zrobienia zdjęć” przesuwał się coraz bliżej młyna Koroniarzy w celu zerwania płótna, ale gospodarze połapali się i wybiegli na murawę w 50 osób, chcąc przy okazji zerwać naszą flagę VIP, ale tak samo bezskutecznie.

Minęło kolejnych 8 sezonów. Korona zdążyła przywitać się z ekstraklasą po raz pierwszy, a ich flaga „Biały honor, biała duma” zrobiła taką reklamę, że głośniej było o kibicach niż piłkarzach. Do klubu trafił Brazylijczyk Hernani, który zadebiutował w 2005 roku, jako pierwszy czarnoskóry zawodnik w tym klubie, co nie spodobało się miejscowym kibicom, którzy okrzykami i starą już wtedy flagą zamanifestowali swoje niezadowolenie. Doszło już do takiego ciśnienia, że Korona nie dopingowała i przez moment nawet nie jeździła na wyjazdy. Co najlepsze, w późniejszych latach, sam piłkarz został skazany za udział w korupcji, za czasów gry dla Korony. Między innymi tego powodu wycofała się firma Kolporter, która miała duży wpływ na sportowe podniesienie klubu z tarapatów i wprowadzenie jej do ekstraklasy.

W 2008 roku spotkaliśmy się ponownie w pierwszej lidze. Termin wyjazdu był dla nas niefortunny, bo mecz zaplanowano na środę, ale zainteresowanie było spore, więc pociągiem specjalnym wyruszyło 330 GieKSiarzy, co jak na środek tygodnia było wtedy świetną liczbą. Niestety podczas wyjazdu doszło do tragicznego wypadku, w którym śmierć poniósł nasz kibic z Witosa – ŚP. Dura. Decyzja mogła być tylko jedna i w grobowych nastrojach wracaliśmy do Katowic. Fani Korony minutą ciszy uszanowali pamięć naszego kibica.

W 2009 roku czekała nas wyprowadzka z Bukowej na pół roku. Wynikało to z remontu stadionu, gdzie najdłużej trwała wymiana płyty głównej oraz prace związane z bezpieczeństwem obiektu, bo doszło do awantury z GKS-em Jastrzębie, przez co na pół roku Blaszok był wyłączony z użytku. Padło na stadion w Jaworznie, który pamiętał czasy ekstraklasy. Grała na nim wtedy Szczakowianka, ale obiekt należy do Victorii Jaworzno. Pierwsze dwie kolejki były bez publiczności przez ciążący na nas zakaz i pierwszym „domowym” meczem w Jaworznie był pojedynek z Koroną Kielce. Na meczu FC Jaworzno, jako gospodarz miasta, pokazał się elegancko, zasiadając tam, gdzie powinni gości. Koroniarzy zabrakło przez brak możliwości przyjmowania fanów gości.

Po 12 latach ponownie u siebie, ale już na Bukowej mogliśmy zagrać z Koroną. Goście po 22 latach mieli okazję przyjechać do Katowic i pewne było, że pobiją swój rekord 38 fanatyków. Finalnie w sektorze gości zameldowało się 330 głów, co jest do dziś ich najlepszą liczbą na GieKSie. Czy przebiją ją w poniedziałek? Dowiemy się na dniach…

Ostatni nasz mecz to coś, czego u nas nie było w kibicowskiej historii. W klubie prezes sabotażysta, a do tego mieliśmy półroczny zakaz wyjazdowy za mecz z Widzewem Łódź. Klasę pokazała Korona Kielce, która zadeklarowała nam swoją pomoc w wejściu na zakazie. Dzięki temu mogliśmy za bramką wspierać zawodników. Na wyjeździe zrobiliśmy swoją najlepszą liczbę w historii na stadionie Korony – 846 głów, w tym 57 Górnik Zabrze, 7 Banik Ostrava i gościnnie 3 Wisłoka Dębica oraz 1 Siarka Tarnobrzeg. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1, ale to Korona finalnie, grając w barażu o ekstraklasę, awansowała po rocznej banicji i w poniedziałek właśnie w elicie zagramy swój pierwszy mecz o punkty.

PS Mam nadzieję, że nie zapomnieliście zapalić znicza swoim braciom w Sektorze Niebo oraz bliskim z rodziny! Widzimy się na Blaszoku. Przedostatni mecz tej pięknej historii…

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

U(j)nia w Skierniewicach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii ze Skierniewic, gdzie GieKSa przegrała z trzecioligową Unią 1:2. Zdjęcia przygotowała dla Was Madziara. 

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Czy to już jest TA GieKSa?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Witam po długiej przerwie. Sporo się podziało od mojego ostatniego felietonu na naszym portalu. Przede wszystkim po 19 latach wreszcie wywalczyliśmy awans. Dlatego postanowiłem zacząć, tą mam nadzieję serię felietonów, od trochę prowokacyjnego pytania, które wywoływało często, przez te wszystkie lata wiele emocji: Czy to już jest ta GieKSa?

No tak, tylko która? Kończę ten felieton akurat w 30. rocznicę naszego największego sukcesu w europejskich pucharach – wyeliminowania Girondins Bordeaux i awansu do 1/8 Pucharu UEFA. Nawet pora się zgadza, bo akurat właśnie pod wieczór tego dnia siedliśmy z kumplem przy radyjku i piwku, aby łapać informacje z Bordeaux. Obawy były spore, bo „Żyrondyści”, którzy przeżywają dziś poważne problemy, byli wtedy uznaną marką ze znakomitymi piłkarzami w składzie, jak choćby Lizarazu, Dugarry czy Zidane. Na dodatek, w 18. minucie wyrównali stan rywalizacji. Na szczęście w 70. minucie Krzysiu Walczak strzelił z karnego i nasz ogromny sukces stał się faktem, a moje stare radyjko zostało przez as obu serdecznie wycałowane.

Niestety nasz ostatni mecz w Warszawie pokazał, że jeszcze dużo pracy nas czeka, aby wejść na taki poziom, jaki prezentowaliśmy 30 lat temu. Już bliżej nam do tej GieKSy z wcześniejszych lat, z pierwszej połowy lat 80., kiedy dopiero zbliżaliśmy się do tego najlepszego dla nas okresu, którego początek nastąpił w sezonie 1985/86. Nawiasem mówiąc, kilka dni temu, akurat gdy ponieśliśmy wstydliwą porażkę w Skierniewicach, mijało dokładnie 39 lat od czasu, kiedy pokonaliśmy w Warszawie Legię 3-1 po bramkach Kubisztala i dwóch Furtoka (1985 rok), w pierwszym meczu ćwierćfinału Pucharu Polski. W rewanżu przegraliśmy 2-3 (choć przegrywaliśmy już 0-3) i oczywiście awansowaliśmy. Do dziś pamiętam ostatnie sekundy tamtego meczu. Legia miała rzut wolny tuż sprzed pola karnego. Do piłki podszedł Dziekanowski, który potrafił celnie uderzyć z tej pozycji. Podszedł, sędzia gwizdnął, ale zamiast strzelać, zaczął… wykłócać się o to, że mur stoi za blisko. Trochę to trwało i po chwili… sędzia po prostu zakończył spotkanie. Potem był zwycięski półfinał z Pogonią i wspaniały finał 1 maja 1986 roku na Stadionie Śląskim z Górnikiem. Tak zaczęła się piękna „Dekada GieKSy”. Ale żeby do tego doszło, trzeba było wcześniej mozolnie, krok po kroku budować ten skład. I właśnie na tym etapie dzisiaj jesteśmy.

Trener Górak ciągle mówił i mówi o cierpliwości i „ciężkiej pracy od poniedziałku”. My, kibice, często to wyśmiewaliśmy czy wręcz krytykowaliśmy, zmęczeni kilkunastoletnim tułaniem się po niższych ligach. No bo ileż było można?! No ale ostatecznie okazało się, że warto było być cierpliwym. Oczywiście, nie tylko ta cotygodniowa „praca” dała efekt, bo także to mozolne budowanie składu. To zastępowanie najsłabszych ogniw lepszymi. Jasne, zdarzały się nam też niewypały transferowe, jak choćby Tanżyna czy Krasucki, ale mimo wszystko ten skład z sezonu na sezon stawał się mocniejszy. Szczególnie można to zauważyć po defensywie, która stopniowo wzmacniana, przestała nareszcie tracić idiotyczne bramki, a przez to i punkty. Podobnie było w latach 80. Wtedy mieliśmy co prawda solidną defensywę, ale nasza ofensywa opierała się głównie na naszej legendzie Jasiu Furtoku, którego z ogromnym trudem, ale czasem udało się rywalom przyblokować. Byliśmy takim sobie średniakiem, który jeśli wygrywał, to często jedną bramką. Gdy jednak najpierw doszedł do nas Marek Koniarek z Szombierek, a potem Mirek Kubisztal z Cracovii to w sezonie 1985/86 mieliśmy już tercet zabójczy dla każdego przeciwnika i drużynę, która stała się jedną z najlepszych w kraju. Na długie lata. Dziś też mamy w składzie kilka mocnych pozycji, ale nad niektórymi trzeba jeszcze popracować. Głównie nad dublerami, co pokazała porażka w Skierniewicach. Choć ja bym nie przywiązywał, aż takiego znaczenia do tego meczu. Bo trener oprócz tego, że dał pograć dublerom, poeksperymentował także z pozycjami poszczególnych piłkarzy. Trochę tego było za dużo, więc to wszystko klękło.

Poza tym wszystkim w sporcie trzeba mieć też trochę szczęścia. Co by się stało, gdyby 39 lat temu Dziekanowski jednak strzelił bramkę z rzutu wolnego i nie awansowalibyśmy do półfinału Pucharu Polski? Co by się stało, gdyby Rafał Górak został zdymisjonowany w grudniu ubiegłego roku? Co by się stało, gdyby sędzie zbyt pochopnie nie wyrzucił w Skierniewicach Oskara Repki? To tylko takie gdybanie, bo bilans pecha i szczęścia wychodzi w końcu na zero.

Reasumując. Szczególne ostatnie mecze pokazały, że to nie jest jeszcze „TA” GieKSa, ale na podstawie wcześniejszych możemy stwierdzić, że jesteśmy na dobrej do niej drodze. Chyba bliżej jednak tego 1982 niż 1986 roku. Czy trener, który na razie okazuje się godnym następcą Jurka Nowoka, okaże się również godnym następcą Alojzego Łysko, Piotra Piekarczyka? Czy stanie się katowickim Alexem Fergusonem? Czas pokaże, ale o tym może w innym felietonie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga