Dołącz do nas

Piłka nożna

Podsumowanie września w wykonaniu Banika

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do podsumowania września i pierwszego tygodnia października w wykonaniu Banika. Piłkarze z Ostravy od września rozegrali sześć spotkań w tym jedno pucharowe i jedno towarzyskie z nami. Był to dla nich bardzo owocny okres, ponieważ zdobyli dziesięć punktów na dwanaście możliwych oraz zapewnili sobie awans do kolejnej fazy Pucharu Czech.  

Pierwsze spotkanie, jakie Banik rozegrał we wrześniu, zostało już opisane i obrobione na wszystkie możliwe sposoby, ponieważ był to mecz z nami na 25-lecie sztamy. Piłkarze Banika pokonali nas 2:0 po bramkach Denisa Granecnego (15) i Jana Juroska (29), ale nie to w tym spotkaniu było najważniejsze. Kto był, ten wie jaka magia panowała wtedy na Bukowej.

Po przerwie reprezentacyjnej, czyli 11 września Banik pojechał na wyjazdowe spotkanie do Teplic, aby tam zmierzyć się z miejscową drużyną. Pierwsza połowa nie przyniosła żadnej bramki, a Banik nie oddał ani jednego strzału. Po zmianie stron wszystko się odmieniło. Oba zespoły wyszły na drugie 45 minut bardziej zdeterminowane. Mimo tego, że to Banik miał więcej z gry, to piłkarze gospodarzy w 62. minucie objęli prowadzenie. Martin Chlumecky podał prostopadle na piąty metr wprost pod nogi Daniela Trubaca, a ten bez problemu zdobył pierwszą bramkę w tym spotkaniu. Cztery minuty później był już remis. Ladoslav Almasi dograł głową wzdłuż pola karnego do Romana Potocnego, a ten z bliskiej odległości doprowadził do wyrównania. W 79. minucie po zagraniu z autu Nemanja Kuzmanovic  dośrodkował w pole karne, jednak jego strzał nie doszedł do adresata. Ondrej Mazuch chciał przeciąć podanie i wpakował piłkę do własnej bramki. Na tablicy wyników nic się już nie zmieniło i Banik wrócił do Ostravy z kompletem punktów.

Sześć dni później Banik pojechał na kolejny wyjazd, tym razem do Ołomunca. Było to bardzo zaciekłe spotkanie. Obie drużyny nastawiły się na atak od pierwszej minuty meczu. Banik znów stracił bramkę jako pierwszy i to już w 10. minucie. Juraj Chvatal dośrodkował po ziemi do niepilnowanego Martina Hala, a ten posłał piłkę między obrońcami. Wynik w pierwszej połowie już się nie zmienił, chociaż mogła paść bramka samobójcza, gdy obrońca Sigmy chcąc wybić piłkę, trafił prosto w swojego bramkarza. Po zmianie stron gra się jeszcze bardziej zaogniła. W 50. minucie gospodarze domagali się drugiej żółtej kartki dla Yira Sor za faul w środkowej strefie boiska, jednak sędzia nie dopatrzył się przewinienia, a dwadzieścia minut później Pavel Zifcak zobaczył od razu czerwony kartonik za kopnięcie w głowę zawodnika Banika. W 84. minucie De Azevedo wrzucił piłkę w pole karne prosto do Ladislava Almasi, a ten głową doprowadził do wyrównania. Spotkanie zakończyło się podziałem punktów, ale było to bardzo dobre widowisko. Warto również zaznaczyć, że tego dnia Banik wspierało 2200 kibiców, którzy zaprezentowali oprawę z użyciem sporej ilości pirotechniki.

W środę 22 września Banik pojechał na kolejny wyjazd tym razem w ramach Pucharu Czech. Do pokonania mieli prawie 400 kilometrów, a w podróż za piłkarzami wybrało się 100 najzagorzalszych kibiców. Vltavin, bo to był rywal Banika w trzeciej rundzie MOL CUP, gra obecnie na trzecim poziomie rozgrywkowym w Czechach i trzyma się w czołówce. W pierwszym składzie Banika wystąpiło wielu rezerwowych zawodników, którzy nie zagrali w ostatnim spotkaniu z Sigmą Ołomuniec. Początek spotkania był bardzo rwany, a nierówna murawa nie ułatwiała pracy gościom. Trzecioligowiec postawił Banikowi bardzo wysoko poprzeczkę i kilkukrotnie zagroził bramce Viktora Budynskyego. Jednak to goście w doliczonym czasie pierwszej połowy zdobyli bramkę do szatni. Adam Janos posłał dokładne podanie do Ondreya Chveja, a ten bez problemu pokonał bramkarza. Po zmianie stron wystarczyły zaledwie dwie minuty, aby Jiri Klima podwyższył wynik spotkania. Wydawało się, że tutaj nic złego nie może się wydarzyć, jednak gospodarze zaskoczyli w ostatnich dziesięciu minutach i doprowadzili do wyrównania. Najpierw w 82. minucie David Matejka zdobył bramkę kontaktową, a pięć minut później Petr Pejsa po strzale głową doprowadził do wyrównania i kolejnej dogrywki Banika w krajowym Pucharze. Doliczone trzydzieści minut było już pod kontrolą Banika. W 102. minucie Ondrej Chveja podszedł do jedenastki i wyprowadził Banik na prowadzenie. Po kolejnej zmianie stron Banik siadł na rywala, aby nie przytrafiła się sytuacja z drugiej połowy i cały zespół grał rozsądniej. W 111. minucie Yira Sor posłał mocny strzał pod poprzeczkę, podwyższając prowadzenie. Wynik spotkania ustanowił Daniel Smekal strzelając mocno przy słupku. Banik awansował do 1/8 Pucharu Czech i teraz czeka na kolejnego rywala.

Pod koniec miesiąca Banik na własnym stadionie podejmował Bohemians Praga. Mecz rozpoczął się tak samo jak wcześniejsze ligowe spotkania, czyli od szybkiej straty bramki przez drużynę Banika. W 10. minucie Jan Chromosta dostał dokładne podanie z prawej strony boiska, przełożył sobie szybko piłkę i hukną tuż przy lewym słupku. Gospodarze znów musieli gonić wynik, przez co nadziali się kilkukrotnie na groźne kontry. Efekt w postaci gola przyszedł w 38. minucie, gdy Lukas Budinsky wykorzystał zamieszanie w polu karnym i doprowadził do wyrównania. W trzeciej minucie drugiej połowy Nemanja Kuzmanovic stał w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Gdy bramkarz gości wypiąstkował piłkę wprost pod nogi Kuzmanovica, ten bez problemu pokonał bramkarza. W 51. minucie przez błąd Jana Lustuvki znów mogło dojść do wyrównania, ponieważ wypuścił piłkę wprost pod nogi napastnika, ale ten uderzył tylko w słupek. Piętnaście minut później Jakub Pokorny, zdobył bramkę głową, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Po kilku minutach na tablicy wyników było już 4:1, a wynik w tym spotkaniu ustanowił Ladislav Almasi po uderzeniu szczupakiem. W 78. minucie Nemanja Kuzmanovic dostał drugą żółtą kartkę za brutalny faul i musiał opuścić boisko przed czasem. Banik w dziesiątkę dowiózł zwycięstwo do samego końca.

W pierwszy weekend października Banik pojechał na wyjazdowe spotkanie ze Slovanem Liberec. Tym razem udało im się nie stracić bramki w początkowej fazie meczu, do czego nas ostatnio przyzwyczaili. Gospodarze od 38. minuty musieli radzić sobie w dziesiątkę, ponieważ Christ Tiehi zobaczył czerwoną i musiał opuścić boisko. Pięć minut później Jiri Fleisman uderzył mocno z dwudziestego metra i zapewnił Banikowi prowadzenie jeszcze przed przerwą. Po zmianie stron Banik dalej był drużyną przeważającą, co przyniosło efekt w 64. minucie. Ladislav Almasi głową uderzył tuż pod poprzeczką i podwyższył wynik spotkania. Do końca meczu wynik już nie uległ zmianie, chociaż Banik kilkukrotnie mógł dołożyć kolejne trafienie. Ostatnie pięć minut oba zespoły grały w dziesiątkę, gdy po uderzeniu łokciem Almasi dostał drugą żółtą kartkę.

Kolejne spotkanie Banik rozegra na własnym stadionie po przerwie na mecze reprezentacyjne, dokładnie 16 października o godzinie 16:00. Proszę, abyście się podzielili w komentarzach, czy wolicie miesięczne podsumowania? Czy jednak cotygodniowe? W końcu robimy to wyłącznie dla Was.         

FK Teplice VS FC Baník Ostrava 1:2 (0:0)

Bramki: 62. Trubač – 66. Almási, 79. Mazuch.

Widzów: 2568 (269 Banika).

SK Sigma Olomouc VS FC Baník Ostrava 1:1 (1:0)

Bramki: 10. Hála – 84. Almási. 

Czerwone kartki: 75. Zifčák.

Widzów: 8613 (2200 Banika).

Loko Vltavín VS FC Baník Ostrava 2:5 (0:1, 2:2)

Bramki:  81. Matějka, 86. Pejša – 45.+1 Chvěja, 47. Klíma, 102. Chvěja, 111. Sor, 119. Smékal. 

Widzów: 740 (100 Banika)

FC Baník Ostrava VS Bohemians Praha 1905 4:1 (1:1)

Bramki: 38. Budínský, 48. Kuzmanović, 66. Pokorný, 74. Almási – 10. Chramosta.

Czerwone kartki: 78. Kuzmanović.

Widzów: 6969.

FC Slovan Liberec VS FC Baník Ostrav 0:2 (0:1)

Bramki: 44. Fleišman, 63. Almási.

Czerwone kartki: 38. Tiéhi – 86. Almási.

Widzów: 3200 (286 Banika).

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Alex

    6 października 2021 at 11:44

    Zdecydowanie lepsze podsumowanie cotygodniowe

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga