Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: Bukowa to stadion z duszą

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Spory niedosyt czuliśmy po jesiennym meczu w Lubinie, kiedy to GKS dyktował tempo pojedynku z Zagłębiem, stwarzał sytuacje, ale ostatecznie musiał przełknąć gorycz porażki. W niedzielę przyjdzie czas na rewanż, a Miedziowi zapiszą się w historii jako nasz ostatni ligowy rywal na wysłużonym stadionie przy Bukowej. Jakie nastroje panują w drużynie, która przegrała cztery z pięciu wiosennych meczów? Dlaczego naszym rywalom tak trudno zerwać łatkę ligowych średniaków? Czy w Lubinie realnie obawiają się spadku? Na te i kilka innych pytań przed meczem GKS – Zagłębie odpowiedział nam Filip Trokielewicz, dziennikarz Tygodnika Piłka Nożna i redaktor serwisu mkszaglebie.pl

Zagłębie Lubin jest jednym z najstabilniejszych klubów w Ekstraklasie, co częściej zamiast uznania wywołuje ostatnio drwiny, bo ta stabilizacja ugruntowała klub na poziomie ligowego średniaka. Uwiera ukute przez redakcję serwisu Weszło określanie was „ciepłowodnymi”?
Tego typu określenia na pewno uwierają, zwłaszcza w sytuacji, gdy Zagłębie Lubin nie ma żadnych problemów organizacyjnych i finansowych. Mamy świetną bazę, dobrze prosperującą akademię i niezłych piłkarzy. Gdybyśmy przeanalizowali kadrę Zagłębia i zestawili to z aktualną pozycją w tabeli, to jest to miejsce znacznie poniżej oczekiwań i możliwości. Bywały sezony, kiedy Zagłębie plasowało się w górnych rejonach tabeli, np. w sezonie 2018/2019 skończyło na szóstym miejscu, natomiast w latach 2020/2021 zabrakło niewiele do czwartej lokaty, która dawała prawo gry w europejskich pucharach. Niestety w ostatniej kolejce przegraliśmy 0:4 w Płocku i ostatecznie zabrakło dwóch punktów. To były ostatnie sezony, w których tliła się nadzieja, że drużyna jest w stanie zrobić krok naprzód.

Gdzie szukać przyczyn takiej sytuacji?
Największe problemy Zagłębia biorą się ze sposobu zarządzania klubem. Główną rolę, niespotykaną nigdzie indziej, odgrywa tu polityka. Klub jest własnością KGHM – spółki Skarbu Państwa, a każda zmiana polityczna pociąga za sobą zmiany zarówno w spółce, jak i w samym klubie. Częste roszady na stanowisku prezesa są tutaj normą, dlatego brakuje długofalowego myślenia o rozwoju klubu. Kolejni prezesi dbają o spokój tu i teraz, a odważniejsze ruchy wykonywane są dopiero wtedy, gdy pojawia się pożar taki jak obecnie i rozdzwaniają się telefony „z samej góry”. Mówi się, że ryba psuje się od głowy i to określenie moim zdaniem pasuje do Zagłębia. Brakuje osoby, która mogłaby wziąć na siebie odpowiedzialność za wieloletni projekt i jego rozwój, a dominuje poczucie tymczasowości.

Zagłębie przoduje we wszelakich rankingach dotyczących promowania młodych polskich piłkarzy. To na pewno powód do dumy, ale czy nie jest to jednocześnie zbyt duże ograniczenie w budowaniu silnej drużyny?
Fundamentem Zagłębia jest akademia, choć na dzień dzisiejszy wyobrażenia o funkcjonowaniu klubu czerpiącego z jej zasobów pod okiem trenera Marcina Włodarskiego rozjeżdżają się z rzeczywistością. Włodarski odnosił już sukcesy w pracy z młodzieżą – trenowana przez niego reprezentacja U-17 dotarła przecież do półfinału Mistrzostw Europy, a kilku zawodników tamtej kadry gra dziś w Zagłębiu. Sama akademia funkcjonuje bardzo dobrze, młodzi piłkarze mogą ogrywać się w II-ligowych rezerwach, a kilku z nich ma szansę zaistnieć w polskiej piłce: Igor Orlikowski, Marcel Reguła, Daniel Mikołajewski, a także starsi od nich Pieńko, Kolan czy Kłudka. Widać, że akademia dostarcza dobrych piłkarzy, natomiast potrzebny jest jeszcze trzon drużyny, w której będą mogli się rozwijać. Tymczasem najbardziej rozczarowują piłkarze doświadczeni, jak Damian Dąbrowski, Dominik Hładun i Mateusz Wdowiak, którzy zwyczajnie sprzeciętnieli w Zagłębiu. Marek Mróz też jak dotąd nie rozwinął skrzydeł, a kolejne przykłady można by mnożyć.

Przy tak potężnym właścicielu może się wydawać, że wydanie worka pieniędzy na wartościowe transfery nie powinno być problemem. Czemu tak się nie dzieje? Wystarczy jedna decyzja, aby KGHM mocniej zasilił budżet klubu.
Na pierwszy rzut oka może się tak wydawać, ale w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej. Opisywał to w wywiadzie u Tomka Ćwiąkały Michał Żewłakow, który w przeszłości był dyrektorem sportowym Zagłębia. Pytany o główne problemy klubu zwrócił uwagę, jak bardzo złożony jest proces zarządzania Zagłębiem – każda decyzja wymaga wielu zgód i podpisów na rozmaitych szczeblach. Czasami udaje się przekonać decydentów w KGHM do dosypania pieniędzy do klubu. Przykładem jest ubiegły sezon – w obliczu nadchodzących wyborów zapadła decyzja o znacznym zwiększeniu nakładów na wynagrodzenia w klubie. Przeprowadzone w 2024 r. audyty wykazały blisko 100-procentowy wzrost kosztów wynagrodzeń w tamtym okresie. Nie przełożyło się to jednak na wynik sportowy i choć runda jesienna pozwalała mieć nadzieję na lepsze lokaty, to przeciętna wiosna je przekreśliła.

Trener Waldemar Fornalik słynął z osiągania wyników „ponad stan” w swoich klubach. Takie też było jego zadanie w Lubinie?
Waldemar Fornalik obejmował drużynę na dole tabeli i miał być „strażakiem”, który ugasi ten pożar. Ze swojej roli się wywiązał, dlatego postawiono przed nim kolejny cel, jakim było wyciągnięcie tej drużyny ponad przeciętność. W poprzednim sezonie okoliczności ku temu były sprzyjające, bo z problemami mierzyli się ligowi potentaci. Wykorzystały to Śląsk i Jagiellonia, ale kompletnie nie udało się to Zagłębiu. W związku z tym doszło do zmiany trenera i postawiono na specjalistę od pracy z młodzieżą. Tymczasem na dzień dzisiejszy nie widzę zawodnika, który rozwinąłby się pod batutą trenera Włodarskiego. To jak dotychczas największe rozczarowanie związane z jego pracą. Najbardziej jaskrawym przykładem jest tutaj Tomasz Pieńko, któremu za chwilę stuknie sto meczów w Ekstraklasie, ale wciąż trudno mu udźwignąć rolę lidera drużyny.

Dlaczego trenerowi Włodarskiemu tak trudno potwierdzić w Zagłębiu, że ma „rękę” do młodzieży?
Trener Włodarski jest w mojej opinii zbyt dużym futbolowym romantykiem. Dużo mówi o proaktywnym futbolu, który kładzie nacisk na atak, tymczasem w rzeczywistości Zagłębie zdobywa bardzo mało bramek. Trener dopiero uczy się piłki klubowej i często nieco naiwnie trzyma się swoich wyobrażeń o sposobie gry Zagłębia, podczas gdy nie ma piłkarzy o wystarczających umiejętnościach, aby taki model wdrażać. Przykładem jest system gry wahadłowymi, do czego moim zdaniem Zagłębie nie ma dziś odpowiednich wykonawców. Na lewej stronie gra Mateusz Wdowiak, który jest prawonożny i już chyba cała liga wie, że jego podstawowe zagranie na tej pozycji to złamanie akcji do środka na swoją lepszą nogę. Pion sportowy na czele z dyrektorem Tomaszewskim doskonale zdawał sobie sprawę, jaką piłkę chciałby grać trener. Mimo to w okienku transferowym nie zagwarantował mu odpowiednich wykonawców.

Pozycja zawodników pozyskanych w zimowym okienku nie jest w tej chwili zbyt mocna.
Zimowe transfery to dowód na rozdźwięk pomiędzy oczekiwaniami trenera, a działaniami dyrektora sportowego. W kuluarach dało się słyszeć wątpliwości, czy obaj panowie są w stanie znaleźć nić porozumienia. Uważam, że priorytety transferowe w tym okienku zostały źle zdefiniowane i ściągnięto piłkarzy, których trener niekoniecznie potrzebował. Na prawe wahadło przyszedł Josip Ćorluka, podczas gdy większy problem mamy po lewej stronie. Obaj sprowadzeni Szwedzi jak dotąd nie pokazali nic. Być może problemem w ich przypadku jest aklimatyzacja, bo do tej pory grali tylko w swojej ojczyźnie. Jedynym, który na tym etapie jest wartością dodaną dla drużyny, jest Damian Michalski.

Czy w obliczu realnego zagrożenia spadkiem pozycja trenera jest zagrożona?
Pozycja trenera Włodarskiego nie jest w tej chwili zbyt mocna. Po porażce z Piastem w klubie ścierały się dwa stronnictwa, a jedno z nich mocno nalegało, aby już wtedy zmienić trenera. Mówi się, że zarząd od kilku tygodni rozmawia z potencjalnymi następcami, co nie najlepiej o nim świadczy, bo runda niedawno się rozpoczęła, a już widać oznaki braku zaufania dla sztabu. Owszem, cztery porażki w pięciu meczach muszą niepokoić, dlatego jeśli Zagłębie nie zapunktuje w meczach z GieKSą i Koroną, to moim zdaniem widmo spadku z Ekstraklasy stanie się bardzo realne.

Jest kilku piłkarzy, którzy w swoim CV wpisali zarówno Zagłębie, jak i GKS. Jednym z nich jest Arkadiusz Woźniak, który walnie przyczynił się do naszego awansu z 2. do 1. ligi. Gdy wracał do Zagłębia, zakładaliśmy, że będzie pracował na rzecz rezerw i młodzieży. Tymczasem wciąż jest częścią pierwszej drużyny.
Miałem podobne przekonanie, że Arek po powrocie do Lubina będzie łącznikiem między pierwszą drużyną a piłkarzami akademii. Tym większe było moje zaskoczenie, ile minut uzbierał jako piłkarz pierwszego zespołu. Przy całej mojej sympatii do niego, Arek jest już „po drugiej stronie rzeki”. Dzisiaj wchodzi dlatego, że trener Włodarski nie ma właściwie żadnego pola manewru na pozycji napastnika. Gdyby były inne możliwości, to Woźniak częściej pomagałby drugiej drużynie.

Dlaczego Adrian Błąd nie zrobił większej kariery w Zagłębiu?
Adrian Błąd nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w pierwszym składzie Zagłębia, dlatego szukał możliwości regularnej gry gdzie indziej. Najpierw był Zawisza, który był dobrym miejscem na ogranie się i zebranie doświadczenia. Potem Błąd wrócił do Lubina i w trudnym momencie pomógł Zagłębiu po spadku – strzelił 6 goli w 1. lidze i przyczynił się do awansu. W pewnym momencie doszło jednak do nieporozumień między nim a trenerem Piotrem Stokowcem i Adrian odszedł na wypożyczenie do Arki, które okazało się nieudane. Kolejnym przystankiem na jego drodze okazały się Katowice i do dziś odgrywa istotną rolę w waszej drużynie. Patrząc na całość kariery Adriana można stwierdzić, że nie widać po nim, że wiele lat spędził poza Ekstraklasą.

Czy dziś grałby u was w pierwszym składzie?
Na pewno byłby ważną postacią w szatni, bo takich dzisiaj brakuje w Zagłębiu.

W 2017 roku Katowice na Lubin zamienił Alan Czerwiński. Jak wspominasz tego zawodnika?
Osobiście liczyłem, że Alan będzie bohaterem zagranicznego transferu z Zagłębia. Mimo że przeniósł się do topowego polskiego klubu, jakim jest Lech, to w pewnym momencie wydawało się, że może mierzyć jeszcze wyżej. Na skalę możliwości Zagłębia Lubin Alan był wyróżniającym się ligowcem. Dlatego gdy jego pozycja w Lechu słabła, Zagłębie szukało możliwości ponownego sprowadzenia go do Lubina. Alan wybrał jednak GKS i dziś z powodzeniem gra w Katowicach.

W ostatnich latach nie graliśmy zbyt często, bo GKS zagrzebał się w 1. i 2. lidze, a jeśli Zagłębie trafiało na drugi szczebel, to tylko na chwilę. Jak wspominasz nasze starcia na zapleczu Ekstraklasy?
Pamiętam mecz w 1. lidze wiosną 2015 r. przy Bukowej, zakończony wynikiem 0:5. Pierwszą bramkę zdobył wtedy Arkadiusz Woźniak ładnym uderzeniem z dystansu. W drugiej połowie kolejne trafienie dołożył Adrian Błąd, a w końcówce worek z bramkami rozwiązał się na dobre. Jeśli chodzi o mecz w Lubinie, to najbardziej pamiętam przyjazd kibiców GieKSy. W tamtym czasie był to szlagierowy mecz jak na warunki 1. ligi.

W 7. kolejce obecnego sezonu GKS przyjechał do Lubina, nie zdołał jednak zdobyć choćby punktu.
GieKSa grała wtedy w piłkę, ale to Zagłębie strzeliło gola, z przebiegu boiskowych wydarzeń niekoniecznie zasłużonego. Zdobył go Hubert Adamczyk, który jest obecnie kontuzjowany, ale nawet gdyby był do dyspozycji trenera, to miałby spore problemy z przebiciem się do składu. Jego transfer jest dziś oceniany jako totalne nieporozumienie. W tamtym meczu debiutował w Zagłębiu i zdobył jedynego gola. Być może jako były piłkarz Arki był dodatkowo zmotywowany na mecz z wami. GKS natomiast prezentował się bardzo dobrze, swoje okazje mieli Adrian Błąd i Adam Zrel’ák. Po meczu było czuć ulgę w Lubinie, bo Zagłębie nie zasłużyło, aby tamten mecz wygrać.

Kibice Zagłębia mają w tym sezonie niewiele powodów do radości. Który mecz wskazałbyś jednak jako najlepszy w wykonaniu Miedziowych?
Najlepszy mecz to zdecydowanie derby ze Śląskiem. Zagłębie zaprezentowało się wtedy świetnie pod kątem taktycznym, a także pod względem intensywności gry i liczby okazji, jakie stworzyło pod bramką Śląska. Drugi był wyjazd do Zabrza. Zwycięstwo 1:0 miało być światełkiem w tunelu, a okazało się raczej nadjeżdżającym pociągiem. Wtedy miałem nadzieję, że pomysł z trenerem Włodarskim może wypalić, dziś mam co do tego coraz więcej wątpliwości.

Jakiego scenariusza meczu spodziewasz się w niedzielę?
GieKSa imponuje organizacją gry. Mówi się, że jest takim „mini Rakowem” i trzeba docenić pomysł Rafała Góraka na tę drużynę. Nie wiem za to, jaki jest dziś pomysł na Zagłębie Lubin. W tym aspekcie przewaga na pewno leży po stronie GKS-u.

Który zawodnik Zagłębia może nam sprawić najwięcej problemów?
W meczu z Piastem Tomasz Pieńko nie wykorzystał trzech dogodnych szans na bramkę. Gdyby był skuteczniejszy, to Zagłębie na pewno nie zakończyłoby tego spotkania z zerowym dorobkiem punktowym. Być może będzie tym podrażniony i w Katowicach zaprezentuje się lepiej. Mimo nie najlepszej ostatnio formy cenię tego zawodnika i wierzę w jego możliwości.

Jaki wynik padnie Twoim zdaniem przy Bukowej?
Typuję 2:0 dla GieKSy.

Władze GKS-u potwierdziły w tym tygodniu, że niedzielny mecz będzie naszym pożegnaniem z Bukową.
Cieszę się, że będę tego świadkiem. W opinii wielu wasz stary stadion to obiekt z duszą, który był świadkiem historycznych meczów. Z Lubina przyjedzie komplet kibiców, bo wiem, że bilety rozeszły się w sprzedaży zamkniętej, a zapotrzebowanie było znacznie większe niż nieco ponad 400 biletów. Fakt, że Zagłębie będzie ostatnią ekipą gości przy Bukowej, to dodatkowy smaczek.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Pewne utrzymanie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GKS Katowice utrzymał się w Ekstraklasie.

To, co od dłuższego czasu było „pewne” (dla jednych już po Górniku, dla innych po Puszczy, a dla każdego po Wrocławiu) dziś zostało formalnie potwierdzone. Po stracie punktów przez Puszczę Niepołomice w meczu z Pogonią Szczecin (4:5) GieKSa oficjalnie utrzymała się w Ekstraklasie.

Po wielkosoboniej wygranej we Wrocławiu Śląsk stracił szansę na dogonienie nas w tabeli. W miniony wtorek Stal Mielec, po remisie z Górnikiem Zabrze, także przestała nam „zagrażać”. Dziś do tej dwójki dołączyła Puszcza Niepołomice, która nie może nas już wyprzedzić w tabeli.

Przypomnijmy, że nasza drużyna ani razu w tym sezonie nie znajdowała się na miejscu spadkowym, a matematyczne utrzymanie na początku 30. kolejki to duże osiągnięcie, które potwierdza tylko, jak świetny sezon rozgrywa GieKSa.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Świąteczna wygrana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W wielkanocną sobotę GieKSa na wyjeździe pokonała Śląsk Wrocław 2:0. Zdjęcia zrobiła dla Was Madziara. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga