Dołącz do nas

Piłka nożna

Boisko zamiast stołu – kto rządził w świąteczny weekend?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

29. kolejka PKO BP Ekstraklasy ze względu na termin wypadający w Wielkanoc była rozgrywana w sobotę, poniedziałek i wtorek. Poniedziałkowe i wtorkowe mecze poprzedzane były minutą ciszy ku pamięci zmarłego Papieża Franciszka. Na boisku potknięcia zaliczyli lider rozgrywek Raków oraz trzecia Jagiellonia, na co pozytywnie zareagowali zawodnicy Lecha, którzy zdobyli ważne trzy punkty.

W Wielką Sobotę jako pierwsi zagrali ze sobą zawodnicy Piasta i Korony. Nie było to zbyt emocjonujące widowisko, a w pierwszej połowie lepiej spisywali się goście. W doliczonym czasie gry bramkę dającą prowadzenie Koronie zdobył Pau Resta. W drugiej części gry częściej atakowali gliwiczanie, przyniosło to skutek również w doliczonym czasie, kiedy to piłkę dośrodkowaną z rzutu różnego do siatki skierował Tomasz Mokwa. Mecz zakończył się wynikiem remisowym. W spotkaniu Śląska z GieKSą również obejrzeliśmy dwie bramki, a drugi raz z rzędu samobójcze trafienie zaliczył Petkov. Tuż przed przerwą podwyższył Repka, który wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego. Druga część gry należała do gospodarzy, którzy dwoili się i troili, aby odwrócić losy spotkania i zdobyć punkty potrzebne do utrzymania. Byliśmy jednak świadkami „festiwalu nieskuteczności”, bo choć zawodnicy z Wrocławia stwarzali sobie niemal stuprocentowe sytuacje, to bramka strzeżona przez Kudłę nie została trafiona i wrocławianie musieli uznać wyższość przyjezdnych. Dużo emocji towarzyszyło pojedynkowi rozegranemu w Łodzi, gdzie Widzew podejmował Motor. Najpierw z rzutu karnego podyktowanego po analizie VAR gola zdobył Wolski, potem piękną bramką uraczył nas Cybulski, lecz… nie została uznana (sędziowie dopatrzyli się pozycji spalonej). Jednak łodzianie doczekali się wyrównania po błędzie Najemskiego, który skierował piłkę do własnej bramki. Dwie minuty później bramkę na wagę zwycięstwa zdobył Piotr Ceglarz. Wieczorem została przerwana seria dziewięciu z rzędu meczów bez porażki, a zarazem pierwsza wyjazdowa porażka w tym sezonie lidera rozgrywek – Rakowa Częstochowa musiał uznać wyższość Pogoni Szczecin. Zawodnicy Marka Papszuna od 16. minuty grali w dziesiątkę po czerwonej kartce Otieno, którą obejrzał za brutalny faul na Kurzawie. Jedynego gola zdobył Wahlqvist w 37. minucie, a tak niski wymiar porażki to zasługa głównie Trelowskiego, który w bramce wyczyniał cuda.

W Wielkanocny Poniedziałek ekstraklasowe zmagania zaczęły się od meczu Puszczy i Radomiaka. W pierwszej połowie niewiele się działo, za to w drugiej zobaczyliśmy aż 4 bramki. Najpierw na prowadzenie wyszli goście, ale w 85. minucie wyrównała Puszcza. Minutę później Radomiak odpowiedział na to drugim golem, ale w doliczonym czasie gry zamieszanie w polu karnym wykorzystali gospodarze i mecz zakończył się remisem 2:2. Do dużej niespodzianki doszło w Białymstoku, gdzie Jagiellonia podejmowała Zagłębie Lubin. Najpierw na prowadzenie wyszli gospodarze, ale lubinianie szybko wyrównali i do przerwy był remis. W drugiej połowie zawodnicy Leszka Ojrzyńskiego zagrali bardzo dobrze, a dwie bramki w końcówce strzelił Pieńko, co dało im trzecie z rzędu zwycięstwo i kolejne ważne punkty w walce o utrzymanie. Na Łazienkowskiej Legia mierzyła się z Lechią i tu również goście pokazali się z bardzo dobrej strony. Ładną bramkę z rzutu wolnego zdobył Kapić, ale tuż przed przerwą wyrównał Luquinhas. Na początku drugiej połowy rzut karny zmarnował Skhurin. W samej końcówce zawodnicy Lechii mieli piłkę meczową, jednak idealną sytuację zmarnował Bobcek, a w odpowiedzi na to zawodnicy Goncalo Feio w piątej minucie doliczonego czasu gry przechylili wynik meczu na swoją korzyść po bramce Ziółkowskiego. Potknięcie Rakowa i Jagiellonii wykorzystali za to zawodnicy Lecha, którzy w meczu z Cracovią od początku byli stroną przeważającą. Swoją 18. bramkę w sezonie zdobył Ishak. W 70. minucie wyrównali zawodnicy Cracovii, ale chwilę później przepięknym uderzeniem popisał się Sousa i Kolejorz zwyciężył, zrównując się punktami w tabeli z Rakowem.

We wtorek na zakończenie wielkanocnej 29. kolejki PKO BP Ekstraklasy zamykająca ligową tabelę Stal Mielec podejmowała Górnika Zabrze, który w ubiegłym tygodniu pożegnał się z trenerem Urbanem, a jego miejsce na ławce zajął Piotr Gierczak. Goście przeważali przez większą część spotkania, ale byli bardzo nieskuteczni, nie pomogła nawet czerwona kartka, którą w 77. minucie obejrzał jeden z zawodników Stali. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem. 

Piast Gliwice – Korona Kielce 1:1

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:2

Widzew Łódź – Motor Lublin 1:2

Pogoń Szczecin – Raków Częstochowa 1:0

Puszcza Niepołomice – Radomiak Radom 2:2

Jagiellonia Białystok – Zagłębie Lubin 1:3

Legia Warszawa – Lechia Gdańsk 2:1

Lech Poznań – Cracovia 2:1

Stal Mielec – Górnik Zabrze 0:0

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Świąteczna wygrana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W wielkanocną sobotę GieKSa na wyjeździe pokonała Śląsk Wrocław 2:0. Zdjęcia zrobiła dla Was Madziara. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga