Hokej
[RELACJA] 92 minuty gry… i koniec marzeń
26 marca w Krakowie odbył się szósty mecz w półfinałowej rywalizacji fazy play-off Polskiej Hokej Ligi pomiędzy TAURON KH GKS-em Katowice i Comarch Cracovią. Krakowianie trzeci raz z rzędu stanęli przed szansą na zakończenie serii i awans do półfinału, a Katowiczanie liczyli, że uda im się doprowadzić do siódmego meczu. W składzie GieKSy awizowany był Dusan Devecka, ale już w pierwszej tercji można było go zobaczyć obok naszej ławki w klubowym dresie.
Niewiele działo do 3 minuty meczu, kiedy to obrońca Cracovii łatwo dał odebrać sobie krążek pod własną bramką, następnie Wronka dograł do Rohtli, ale ten z bliska trafił prosto w bramkarza. Po chwili krążek przetoczył się przez nasze pole bramkowe, ale nikt nie skierował go do odsłoniętej bramki. Lekką przewagę na lodzie zyskali gospodarze, ale to GieKSa zdobyła pierwszą bramkę. W 8 minucie Laakkonen zostawił krążek wjeżdżającemu za nim do tercji Tuhkanenowi, a ten dograł do Martina Cakija, który z bliska pokonał Miloslava Koprivę. Minutę później dwukrotnie naszej bramce zagroził Damian Kapica – najpierw próbował wepchnąć się przed naszą bramkę, ale do końca pilnował go Krawczyk, a następnie z bardzo bliska trafił do łapawicy Lindskouga. Mecz zaczął nabierać intensywności, lecz wciąż obie drużyny wybierały raczej bezpieczne warianty. W 15 minucie Rompkowski z Bychawskim chcieli ciałem trafić rozpędzonego Fraszkę, ale nasz zawodnik sprytnie ich wyminął i trafili sami siebie. Kilkanaście sekund później Fraszko otrzymał karę za spowodowanie upadku przeciwnika. Dwa potężne strzały na ciało przyjął Maris Jass – po pierwszym zdołał się podnieść i dalej bronić osłabienia, po drugim obolały zjechał do boksu. Na 103 sekundy przed końcem tercji Svec popchnął Urbanowicza na bandę i trafił za to na ławkę kar. Po 20 minutach prowadziliśmy 1:0.
Drugą część spotkania rozpoczęliśmy mając jeszcze 17 sekund w przewadze, ale nawet nie zdołaliśmy w tym czasie wjechać do tercji Cracovii. W 24 minucie okres dobrej gry GieKSy zwieńczony został szybkim strzałem Sawickiego po podaniu Fraszki, ale Kopriva był jeszcze szybszy. 2 minuty później po błędzie Wanackiego Kapica miał czystą sytuację, lecz uderzył niecelnie. GKS dobrze prezentował się w defensywie pod względem taktycznym. W 31 minucie nieco przypadkowo krążek trafił do ustawionego przed bramką Csamango, ale trafił on w parkany Lindskouga. Po chwili Łopuski wywalczył krążek w tercji neutralnej, oddał strzał, który Kopriva odbił tak, że ,,guma” trafiła do Malasińskiego, ale ten nie trafił z ostrego kąta do pustej bramki. Sytuacja ta szybko się zemściła, bo do wyrównania doprowadził Vachovec. Gol ten podziałał motywująco na Krakowian, którzy od razu zaczęli szukać drugiej bramki. W 36 minucie na ławkę kar jednocześnie zostali odesłani Rohtla i Krawczyk. Udało nam się przetrwać pełne 2 minuty w podwójnym osłabieniu. W 39 minucie Cracovia otrzymała karę techniczną za nadmierną ilość zawodników na lodzie. Po drugiej tercji GKS remisował z Cracovią 1:1.
W pierwszych sekundach trzeciej tercji Łopuski jeszcze w przewadze zdecydował się na strzał z ostrego kąta, z którym bez problemu poradził sobie Kopriva. W 45 minucie Starzyński wygrał bulik w tercji ofensywnej, Jyrkkio szybko oddał strzał, po którym stworzyło się małe zamieszanie, Starzyński był bliski zdobycia bramki, ale Kopriva odbił krążek parkanem. Tercja ta przypominała bardziej partię szachów, niż mecz hokejowy. W 50 minucie karę za przeszkadzanie otrzymał Rompkowski. Spędziliśmy sporo czasu w tercji Cracovii, ale nie znaleźliśmy sposobu na ich defensywę. Po chwili Kapica wyminął Jassa i wyszedł sam na sam na Lindskouga, lecz górą był nasz bramkarz. W 55 minucie kąśliwy strzał oddał Malasiński, ale także z nim poradził sobie Kopriva. Chwilę później indywidualną akcję przeprowadził Bepierszcz i zatrzymała się ona na naszych obrońcach. W 57 minucie karę meczu za atak na głowę otrzymał Marek Strzyżowski. Oznaczało to, że do końca tercji musieliśmy grać w osłabieniu. Minutę później karę za zahaczanie otrzymał Łopuski, co jeszcze bardziej pogorszyło naszą sytuację. 50 sekund później Zygmunt przytrzymał kij Rohtli, przez co graliśmy w trzech przeciwko czwórce. Do końca tercji nie padła żadna bramka, co oznaczało dogrywkę.
,,Czwartą tercję” rozpoczęliśmy od wybronienia końcówki kary Strzyżowskiego, którą odsiadywał Patryk Wronka. Po powrocie do gry w pełnych składach wciąż jednak to Cracovia przeważała na lodzie. W 66 minucie Laakkonen zahaczał atakującego rywala i został odesłany na ławkę kar. Błąd popełnił Lindskoug, który chciał wybijać krążek, ale trafił w zawodnika Cracovii, który najpierw trafił w słupek, a dobitka jakimś cudem została zablokowana przez naszego bramkarza do spółki z Jassem. Pod koniec kary Lindskoug kapitalnie odbił strzał Jezeka z bardzo dobrej pozycji. Po chwili Tvrdon z Domogałą wyszli dwóch na jednego, ale podanie tego pierwszego przeciął Krawczyk. Gospodarze cały czas dominowali na tafli. Złotego gola mógł zdobyć Fraszko po podaniu Wronki, ale jego uderzenie zostało zablokowane. Chwilę później po błędzie Cakajika Kapica uderzył z pierwszego krążka po dograniu Bepierszcza, ale ,,guma” minęła bramkę. Nasi zawodnicy z minuty na minutę popełniali coraz więcej błędów, a w grze utrzymywał nas Lindskoug. W 74 na ławkę kar sędziowie odesłali Martina Cakajika. Po zakończeniu jego kary sfaulowany został Malasiński. O czas poprosił trener Tom Coolen. Po strzale Cakajika z niebieskiej Kopriva odbił krążek górnym końcem kija. W 79 minucie Fraszko strzelił Koprivie między parkanami, a krążek tuż sprzed linii wybił obrońca Cracovii. Minutę później bramkarz ,,Pasów” odbił strzał Łopuskiego. Pierwsza tercja dogrywki także nie przyniosła rozstrzygnięcia. Czekała nas 15-minutowa przerwa i kolejna porcja hokeja.
Obie drużyny od początku drugiej dogrywki grały bardzo niedokładnie. Tempo meczu mocno spadło, czemu ciężko się dziwić. Nie było praktycznie żadnych klarownych sytuacji. W 89 minucie do niemal pustej bramki nie trafił Tvdron. Po chwili w sytuacji dwóch na jednego znaleźli się Fraszko i Wronki, ale strzał Wronki bez większego problemu odbił Kopriva. W 91 minucie minimalnie niecelnie po indywidualnej akcji uderzył Malasiński. Minutę później Noworyta wybił krążek nad pleksę, a sędzia odesłał go na ławkę kar. Choć to my graliśmy w przewadze, to właśnie wtedy nasze marzenia o złotym medalu zakończył Zygmunt strzelając Lindskougowi między parkanami. TAURON KH GKS Katowice w sezonie 18/19 zagra o brązowy medal.
Comarch Cracovia – TAURON KH GKS Katowice (0:1, 1:0, 0:0, 1:0d.)
0:1 Martin Cakajik (Niko Tuhkanen, Janne Laakkonen) 7:31
1:1 Michal Vachovec (Miloslav Jachym) 32:36
2:1 Paweł Zygmunt (Mateusz Bepierszcz, Maciej Kruczek) 91:56 4/5
Comarch Cracovia: Kopriva (Kowalówka) – Rompkowski, Bychawski, Bepierszcz, Vachovec, Kapica – Kruczek, Charnaok, Zygmunt, Domogała, Csamango – Jachym, Noworyta, Svec, Jezek, Drzewiecki – Trvdoń, Gajor, Kamiński, Brynkus, Bryniczka.
TAURON KH GKS Katowice: Lindskoug (Kieler) – Devecka, Cakajik, Strzyżowski, Rohtla, Laakkonen – Wanacki, Jass, Łopuski, Pasiut, Malasiński – Jyrkkio, Tuhkanen, Fraszko, Sawicki, Wronka – Skokan, Krawczyk, Yashin, Starzyński, Urbanowicz.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.
Kibice Klub Piłka nożna
Puchar Polski dla wyjazdowiczów
Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.
Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.
To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).
Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).




3 kolory
26 marca 2019 at 22:19
Szkoda ????
Kris
26 marca 2019 at 22:27
Niestety ale słabo kondycyjnie drużyna wyglada. Dzięki za walkę. Pewnie będziemy grali z Tychami ale o brąz.
Fjodor
26 marca 2019 at 22:57
Adi, dodaj, że ze spalonego. Kij hokejowy w dupę sędziemu łopatką do środka!
Kris
26 marca 2019 at 23:14
Fjodor nie ma co usprawiedliwiać sie bramka ze spalonego. Jak na taka pakę to drużyna słabo zagrała Play Offy. Z Unia sie udało ale na Craxe zabrakło sił.
Życie toczy sie dalej. Klub trzeba budować od podstaw. Praca z dzieciakami, nowe lodowisko, promować markę hokejowej GieKSy. Najemnicy za kasę dzisiaj grają u nas a jutro już gdzie indziej.
Emocje były, gra tez była miła dla oka ale kondycji zabrakło na coś więcej.
Na osłodę klepniemy Tychy w sparingach o brąz.
Pozdrowionka GieKsiorze!
miodek
30 marca 2019 at 21:37
Tychom to możecie jedynie buty pucować!