Dołącz do nas

Felietony

Co to było na stadionie Polonii Bytom?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Tak jak pisaliśmy, wygrać w Bytomiu to był obowiązek. To się nie udało, choć było tak samo blisko tego zwycięstwa, jak daleko.

Od początku rundy GKS nam się podobał, bo przede wszystkim punktował i czynił to w miarę pewnie. Nie traciliśmy bramek. Mieliśmy mecze pod umiarkowaną kontrolą. A nawet jak przydarzyła się porażka z Cracovią, to wszyscy uznali – i słusznie – że była niesprawiedliwa. Nawet po słabszym meczu tydzień temu w Niecieczy, GKS zatarł złe wrażenie w spotkaniu z Flotą.

I tu nagle dup! Nikt nie spodziewał się tak tragicznego meczu w Bytomiu. Wpadka – to pewnie najczęściej powtarzane słowo wśród piłkarzy i trenerów. No właśnie, ale co to jest wpadka? Bo mnie się kojarzy to z tym, że dobra drużyna jedzie do słabszej no i gra nieco słabiej niż zazwyczaj, ma kilka sytuacji, ale brakuje szczęścia, nie sprzyja sędzia, a rywale wznoszą się na wyżyny swoich umiejętności i zdobywają korzystny wynik. Tak – wtedy można mówić o wpadce i że po prostu „zawiedliśmy”.

Ta definicja „wpadki” nijak nie pasuje do dzisiejszego spotkania. Bo po pierwsze – Polonia była tak beznadziejnie słaba piłkarsko, popełniała tak niezliczoną ilość głupich błędów i strat, tak kopała się po czołach, że nie wygrać z taką zbieraniną ludzi to jest wstyd. Powtórzmy, mówimy tu o kwestiach czysto piłkarskich, bo jeśli chodzi o zaangażowanie i serce do gry, to naprawdę szacunek dla tej drużyny. Ale piłkarsko byli klasycznie do ogolenia…

Na tym tle piłkarze GKS… dostosowali się. Masa strat i niecelnych podań – czasem nawet do najbliższego na dwa metry nasi zawodnicy posyłali piłkę wprost do przeciwnika. Nie przykładali się, podania były iście niechlujne, nieprzemyślane, niedopracowane i na pamięć (oczywiście bez skutku). Strzałów nie oddawaliśmy, sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo. A jak już była, to delikwent w polu karnym nie trafiał w piłkę albo pół godziny składał się do strzału.

Co jednak było jeszcze większym grzechem. Bo atakować z animuszem i klasycznie partaczyć – no dobra to się zdarza. Ale w tym meczu nie było w naszych zawodnikach agresji, nie ruszali z szybkimi kontrami, jak ruszali to czasem liczbą trzech zawodników, a reszta stała w tyle. Akcje były ociężałe, tak jakby się nie chciało biegać. Zamiast siąść na słabej Polonii i ją zdominować na swojej trzydziestce czy chociażby połowie, to GKS czasem dawał się zepchnąć do defensywy. Zero było w tym energii totalne zero, tak jakby naszym zawodnikom ktoś obwiązał nogi workami z ciężkimi kamieniami! Gdyby GKS wyprowadzał takie kontry jak na Cracovii, to by pewnie ze cztery piłki wcisnął do bramki Mateusza Miki. A mógł spokojnie te kontry wyprowadzać, bo Polonia w żadnym wypadku nie zaparkowała autobusu na swoim polu karnym, atakowała na tyle na ile umiała, ale czyniła to sporą liczbą zawodników. Ale nasi zawodnicy wyglądali tak, jakby nie chciało im się zaatakować z większym animuszem. Nic do gry nie wnosili nasi doświadczeni piłkarze Przemysław Pitry czy Grzegorz Fonfara. To od nich wymaga się najwięcej. Ale młodzi też mogli się pokazać, a totalnie zawiedli na skrzydłach – Wołkowicz i Czerwiński. Na bokach obrony masa strat, to nie był ten Sadzawicki z meczu z Flotą, Bartkowi Chwalibogowskiemu też zdarzało kilka totalnie złych przyjęć piłki, ale przynajmniej zaliczył asystę. Rakels również kompletnie nic nie wnosił do gry. Jedynie Napierałę można pochwalić, bo swoje w obronie zrobił i jeszcze strzelił gola.

Osobna pochwała należy się Grzegorzowi Goncerzowi. Da się? Da. Wszedł na końcówkę spotkania i zrobił więcej niż wszyscy piłkarze ofensywni razem wzięci. Brawo Grzesiu i ten zawodnik powinien od początku znaleźć się w zespole w kolejnym meczu, skoro inni nie mają na tyle energii, żeby zapieprzać tak jak on.

Ten remis był do tego jeszcze mega frajerski. Bo piłkarze GKS mogli się uratować dociągając wynik 1:0 do końca. Wtedy mogliby powiedzieć – „czego wy chcecie, przecież wygraliśmy” albo „owszem odstawiliśmy żenadę, ale mamy trzy punkty”. Nic z tego. Nawet tego nie potrafili zrobić. A mieli ku temu po prostu najlepszą z możliwych okazji – rzut karny. Tym golem zamknęliby mecz. A tak – karny niewykorzystany – dali sobie wbić gola grającej w dziesiątkę słabiutkiej Polonii Bytom, która w ostatnich 11 meczach przegrała aż 10, w tym z przedostatnim Okocimskim u siebie 0:3, za chwilę zniknie z piłkarskiej mapy Polski, a jej zawodnicy potrafiają do zespołów w najlepszym przypadku drugoligowych, a niektórzy to i może pokończą kariery. Nawet jeśli GKS zagrał słabo, to mógł ten wynik utrzymać, bo sprzyjało im w końcówce wszystko, w trakcie meczu również, bo sędzia spokojnie mógł wcześniej podyktować karnego dla Polonii. Dodatkowo na ironię zakrawa fakt, że gola zdobył niechciany zimą w GieKSie zawodnik… A GieKSa mogła „ukarać” kibiców Polonii za ich żenujące i wsiowe zachowanie podczas całego meczu zamykając im usta drugim golem… Aż dziw bierze, że te wszystkie okrzyki i notoryczne obrażanie nie wyzwoliło u naszych piłkarzy sportowej agresji…

To nie była wpadka, ani wypadek przy pracy. To był występ poniżej krytyki, który nie miał prawa się nigdy zdarzyć. Nie będziemy wdawać się w kwestie czy to obniżka formy. Nie. Bo z formą to nie ma nic wspólnego. Katowiczanie przegrali ten mecz w głowach, w swojej własnej motywacji i podejściu do zawodu. Pewnie tak beznadziejny mecz się już nie powtórzy, módlmy się o to.

Ten mecz znacząco zaburza obraz całej dobrej rundy wiosennej. Szkoda, bo kibice stali i stoją pewnie dalej murem za piłkarzami, ale pojawiła się pewna skaza. Ten mecz sam w sobie był tragedią, ale ogólnie… tragedii nie ma. GieKSa spokojnie jest w stanie wygrać kolejne mecze, bo ma na to umiejętności, ale jeśli taka postawa jak dzisiaj powtórzy się w przyszłości, to strach się bać, jak będą reagować kibice…

Piłkarze, za ten mecz należy wam się (poza wyjątkami: Napierała, Budziłek, Goncerz) solidna zjebka, bo to był jeden wielki wstyd. Ale chcemy być sprawiedliwi, więc jeśli na Kolejarzu zagracie fajny mecz, to będziemy pierwszymi, którzy was pochwalą. Więc weźcie sobie do głowy wszystkie słowa, które usłyszycie i postarajcie się to przekuć na coś pozytywnego. Tak, żebyśmy o meczu z Polonią nie musieli długo pamiętać…



4 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

4 komentarze

  1. Avatar photo

    dd

    28 kwietnia 2013 at 19:57

    ale nie rozumiesz jednego teraz kazda gra jest o tzw złote gacie .Awnansu nie bedzie to juz było pewne po meczu ze słoniami ze wsi , spadek tez nam nie grozi bo tam jest aż kolejka cieniasów i to było widać ,ze powietrze sportowej walki całkowicie zeszło

  2. Avatar photo

    mózG

    28 kwietnia 2013 at 20:21

    Moze jednak chlapneli se jakies piwko czy cos mocniejszego jak ostatnio byly podwojne urodziny pilkarzy.
    Nie da sie ubrac w slowa tej niemocy jaka dzis przedstawili nasi zawodnicy. Trener im tez nie pomagal.

    „Ale walczymy o inne sprawy. Choćby o kibiców i ich zaufanie – chcemy, żeby licznie przychodzili na nasze mecze. Zresztą, budujemy nowy GKS. Taki, który dla rywali będzie groźny, który będzie grał fajną i ofensywną piłkę. Kosztuje to dużo zdrowia, ale wiem, że nikt nie zrezygnuje.”

  3. Avatar photo

    Zaba-Bogucice

    29 kwietnia 2013 at 06:36

    mi sie wydaje ze chłopaki byli zjebani podroza na ten mecz wyjazdowy…jesli obronca musi wyreczac napad,a karnych sie nie strzela,do tego koles ktory nie był widziany w GieKSie strzela nom bramke,no to jak mieli MY to wygrac?Nastepnym razem,na taki wyjazd proponuje udac sie kopaczom dwa dni wczesniej.Aby doszli do siebie po trudach podróży 😀

  4. Avatar photo

    22

    29 kwietnia 2013 at 14:10

    tak zjebani podróżą trzeba pamietać ,ze jest to już inna strefa klimatyczna

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga