Przenieśmy się w czasie do 28 września 2014 roku. Krym od mniej więcej pół roku znajduje się pod kontrolą Rosji. Polska reprezentacja dopiero rozpoczęła eliminacje do mistrzostw Europy we Francji wygrywając na wyjeździe 7:0 z Gibraltarem. Nie wiemy jeszcze, że niedługo ogramy Niemców, a następnie dojdziemy aż do ćwierćfinału Euro 2016. W Ekstraklasie Lech balansuje między grupą mistrzowską i spadkową. Nic nie wskazuje na to, że za kilka miesięcy będą w Poznaniu świętować mistrzostwo Polski. W GieKSie mamy Pitrego, Bucka i Nawrota, a trenerem jest Kazimierz Moskal. Nikt wtedy nawet nie słyszał o Arturze Skowronku i nie myślał, że trener Piotr Piekarczyk zostanie ponownie szkoleniowcem trójkolorowych. Jerzy Brzęczek cały czas znajdował się w Częstochowie – Lechia Gdańsk miała poczekać na niego jeszcze kilka miesięcy. Fani GieKSy mieli wtedy na swoim koncie dwa rozczarowania mniej niż obecnie (te w czerwcu 2015 i ostatnie z czerwca 2016).
28 września 2014 roku został rozegrany mecz 10. kolejki pierwszej ligi pomiędzy Zagłębiem Lubin i GKS Katowice. Niedzielne spotkanie rozgrywane wieczorową porą (19:46) transmitowane było w stacji Orange Sport. Nasza drużyna zajmowała po dziewiątej kolejce trzecie miejsce mając na koncie 16 punktów i bilans 5-1-3. Zagłębie miało punkt mniej, co przekładało się na szóstą pozycje i bilans 4-3-2. Przypomnijmy, że Zagłębie Lubin było świeżo upieczonym spadkowiczem z najwyższej klasy rozgrywkowej. My w ten sezon weszliśmy dość szczęśliwie – wygrywając 2:1 z Widzewem Łódź po golu Grzegorza Goncerza z rzutu karnego w końcówce spotkania na Bukowej. Następnie przyszła seria porażek – najpierw 2:4 w szalonym meczu w Legnicy, wreszcie dwie porażki w stosunku 1:2 na Bukowej – z Chrobrym Głogów w I rundzie Pucharu Polski oraz z Termalicą Nieciecza w lidze. Po tym ostatnim spotkaniu doszło do wizyty kibiców GieKSy pod szatnią piłkarzy. I gdy wydawało się, że trener Kazimierz Moskal znajduje się na wylocie z klubu – GieKSa wygrała 1:0 w Świnoujściu z Flotą. A później mieliśmy typową przeplatankę – remis 1:1 z Chojniczanką na Bukowej, wygrana 2:0 w Płocku z silną Wisłą, porażka 0:1 z Wigrami Suwałki u siebie, wygrana w Bytowie 4:1 i wreszcie na osiem dni przed meczem w Lubinie wygrana u siebie 3:2 z Pogonią Siedlce. Zagłębie również grało w kratkę, ale do spotkania z nami przystępowało z ładnie wyglądającą serią sześciu spotkań bez porażki. Swoją karierę zaczynał tam Piotr Stokowiec i chyba nikt się wtedy nie spodziewał, że ten trener dalej będzie prowadził klub z Lubina.
Tak na łamach GieKSa.pl ten mecz zapowiadał Shellu: „Już jutro czeka nas chyba najbardziej elektryzująco zapowiadające się z dotychczasowych spotkanie. GieKSa jedzie do „jaskini lwa”, do głównego niekwestionowanego faworyta pierwszej ligi w tym sezonie – Zagłębia Lubin. Mecz zapowiada się arcyciekawie – GieKSa po dwóch zwycięstwach z rzędu i siedmiu strzelonych bramkach wydaje się być na fali”. Budujący był także ostatni akapit tradycyjnego wstępniaka: „Dla ekipy z Lubina nie ma innej opcji jak walka o szybki powrót do ekstraklasy. GieKSa ma być jednym z etapów odbudowy lekko nadszarpniętego przez wyniki morale zespołu. Podopieczni Kazimierza Moskala mają jednak wszelkie atuty, aby zgarnąć komplet punktów. Zarówno nastawienie powinno być w porządku po ostatnich wygranych, no i mamy skutecznego Grzegorza Goncerza. Do Lubina wybiera się Żółta Armia, więc wsparcie z trybun zespół będzie miał zapewnione nie mniejsze niż gospodarze. Do tego mecz przy sztucznym oświetleniu, wspaniała piłkarska atmosfera zapowiada, że może to być mecz, który będziemy wspominać przez lata”.
Skrót z tego spotkania możecie zobaczyć poniżej:
Tak w relacji pomeczowej pisał Shellu: „Gdy spotkanie zbliżało się do końca, nastąpiła seria i splot niekorzystnych zdarzeń, które doprowadziły do utraty bramki. Najpierw sędzia podyktował rzut wolny przed polem karnym, co spowodowało lawinę protestów naszych piłkarzy, którzy uważali, że faulu nie było – takie samo zdanie na konferencji prasowej miał Kazimierz Moskal. Po chwili rywal przed gwizdkiem uderzał z rzutu wolnego i Dobroliński świetnie obronił, ale sędzia nakazał powtórzyć stały fragment gry. Po nim piłka trafiła w rękę jednego z zawodników i sędzia podyktował rzut karny. Pewnym egzekutorem okazał się Michal Papadoupulos. Katowiczanie stracili więc gola w 88. minucie i mieli bardzo mało czasu na odrobienie strat, co też się nie stało”. Na sam koniec podkreślił jednak: „GKS zagrał dobre zawody w pierwszej połowie i słabsze w drugiej, ale remis był na wyciągnięcie ręki. Zadecydowała spora przewaga Zagłębia i błąd (?) sędziego w końcówce. Jedno jest pewne – na dłuższą metę nie da się z taką przewagą rywala utrzymywać czystego konta. Trener i drużyna powinni popracować nad środkiem pola, bo w tym miejscu mieliśmy zbyt dużo strat, które narażały zespół na kontry. [pogrubienie – kosa] Teraz nie pozostaje nic innego, jak w przyszły weekend wygrać z Chrobrym Głogów”.
W Lubinie fantastycznie zaprezentowali się kibice GieKSy. Katowickich fanów wspieranych przez swoje zgody pojawiło się w dolnośląskim mieście dokładnie 1002. Galerię z tego spotkania możecie zobaczyć tutaj, a poniżej zamieszczamy film wideo prezentujące doping i oprawę.
Czemu wspominam akurat mecz z Zagłębiem w Lubinie, który odbył się dwa lata temu? Robię to z tego powodu, iż dostrzegam wiele analogi łączących tamte spotkanie ze zbliżającym się piątkowym w Bielsku. Po pierwsze znowu zagramy ze spadkowiczem z Ekstraklasy, gdzie otwarcie mówi się o powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej. Po drugie będzie to spotkanie na nowym obiekcie, których w pierwszej lidze nie ma zbyt wielu. Po trzecie na wyjazd mobilizują się fani GieKSy. Do Lubina jechaliśmy transportem kołowym – autokarami, busami i autami. Razem ze zgodami było nas wtedy dokładnie 1002 osoby. Teraz będzie to zapewne niższa liczba, ale i tak możemy się spodziewać najazdu trójkolorowych fanatyków. Do Bielska podróżować będziemy pociągiem specjalnym, a tu są szczegóły dotyczące tego wyjazdu (kliknij tutaj). Po czwarte te spotkanie ma dać nam choć wstępną odpowiedź na co stać GieKSę w tym sezonie. Tak samo było dwa lata temu kiedy weryfikacją miał być mecz z Zagłębiem.
Dziś uważam, że mamy dużo lepszą jedenastkę, a i Podbeskidzie jest słabsze niż Zagłębie. Spójrzmy na skład jaki wystąpił dwa lata temu: Dobroliński – Pielorz, Kamiński (73. Ceglarz), Jurkowski, Pietrzak – Czerwiński, Cholerzyński, Bodziony (77. Nawrot), Pitry, Wołkowicz – Goncerz (77. Kujawa). Mamy obecnie lepszego (Sebastian Nowak), a nawet dwóch (bo jest jeszcze i Mateusz Abramowicz) lepszych bramkarzy niż Rafał Dobroliński. Na prawej obronie występuje grający na ekstraklasowym poziomie Alan Czerwiński, a nie grający tam z konieczności Łukasz Pielorz. W środku występuje dużo pewniejszy Mateusz Kamiński niż „Kamyk” sprzed dwóch lat oraz Oliver Praznovsky, który nawet z 10 kiksami na jedno spotkanie jest dalej kilka klas lepszy od Adriana Jurkowskiego. Na lewej obronie chyba lepszy był Rafał Pietrzak niż obecnie Dawid Abramowicz, choć z Rafała więcej korzyści było z przodu niż w defensywie. Z tyłu bardzo często popełniał błędu, ale i nasz obecny zawodnik często puszcza rywali swoją stroną. Pomoc to prawdziwa odmiana od tego co mieliśmy wtedy. Kamil Cholerzyński i Krzysztof Bodziony nie dorównywali nawet Łukaszowi Pielorzowi i Sławkowi Dudzie, a co dopiero świetnie spisującemu się ostatnio duetowi Łukasz Zejdler – Bartłomiej Kalinkowski. Tomasz Foszmańczyk daje drużynie także dużo więcej niż kiedyś Przemysław Pitry – co do tego chyba nikt z Was nie ma wątpliwości. Na skrzydłach mieliśmy w tamtym spotkaniu Alana Czerwińskiego i Krzysztofa Wołkowicza. Teraz – szczególnie na lewej stronie – mamy dużo większy wybór. Sam fakt, że Wołkowicz nie łapie się często do meczowej osiemnastki mówi sam za siebie. Mamy Pawła Mandrysza, Andreja Prokicia czy nawet Macieja Bębenka. Z przodu graliśmy osamotnionym Grzegorzem Goncerzem, a obecnie może mu partnerować Eryk Sobków. Nasz kapitan nie jest w najwyższej formie, ale co bardzo ważne – wreszcie strzelił swoją pięćdziesiątą bramkę i powinno mu już być teraz łatwiej o kolejne trafienia. Nieszczęsnego Michała Nawrota nawet nie ma co wspominać. Na korzyść przemawia za nami także fakt, że jakby na to nie patrzeć to jesteśmy niepokonani od pięciu spotkań. Podbeskidzie jest w dołku, bo dwa ostatnie mecze przegrało i daleko im do formy Zagłębia sprzed dwóch lat, które było niepokonane od sześciu spotkań.
Wtedy jechaliśmy do Lubina z nastawieniem, by nie przegrać. Dziś niektórzy też przebąkują, że ważne jest, by w Bielsku chociaż zremisować. Ba, wydaje mi się, że niektórzy wzięliby remis w ciemno. Jest to bardzo złe podejście, bo zazwyczaj takie nasze niższe wymagania kończą się fatalnie. Ludzie! Jeśli chcemy awansować w tym sezonie do Ekstraklasy, to do Bielska powinniśmy pojechać po wygraną. Jesteśmy w gazie, gra wygląda więcej niż przyzwoicie, Podbeskidzie jest w dołku (dwie porażki w ostatnich spotkaniach). Wykorzystajmy to! Zróbmy wreszcie jeden z pierwszych większych kroków do awansu, a nie stawiajmy się ciągle w defensywie. Nie liczmy ile nam brakuje do czołówki z nadzieją, że kiedyś to będzie można odrobić, a po prostu niech inni zaczną się o to martwić. Niech inne drużyny zaczną gonić GieKSę i liczyć na naszą stratę punktową, a nie na odwrót. Piłkarsko i kadrowo jesteśmy lepsi, organizacyjnie dorośliśmy, a i pod względem kibicowskim wynieśliśmy naukę z tych wszystkich lat. Dwa lata temu w trzeciej (!) kolejce miał miejsce wjazd pod szatnię, a teraz idziemy ramię w ramię z piłkarzami wykazując się dużą cierpliwością. Co mecz piłkarze są zapewniani o naszym wsparciu, co na pewno pomaga im w spokojnym przygotowywaniu się do swojej pracy. Naprawdę – mamy wszystkie argumenty, by wygrać w Bielsku z Podbeskidziem, ale najbardziej szwankuje nam głowa. I to chyba nie piłkarzom (albo nie tylko), ale dużej części kibiców. Podnieśmy ją wreszcie do góry, spójrzmy wyzwaniu w oczy, zagrajmy swoje i wygrajmy. Za dużo czasu pochylaliśmy głowę przez te dziesięć lat pobytu w pierwszej lidze. Zdaję sobie sprawę, że taki felieton jest dość odważny, bo w razie niepowodzenia w Bielsku każdy mi go będzie wypominał dodając tradycyjne: „a nie mówiłem”. Ale mam to w… dupie. Wolę mierzyć wysoko, setki razy spaść na ziemię i dalej celować w niebo, niż tylko siedzieć i czerpać satysfakcję z rycia w ziemi. Najazd! Wojna! GKS! Na trybunach i boisku!
n.k.w.d.
30 sierpnia 2016 at 15:19
Fajnie się to czyta.
kosa
30 sierpnia 2016 at 16:29
dzięki
Irishman
30 sierpnia 2016 at 16:52
Kto wie czy za dwa lata ktoś nie napisze o tym piątkowym meczu:
„Swoją karierę zaczynał tam ….. i chyba nikt się wtedy nie spodziewał, że ten trener dalej będzie prowadził klub z …..” – oby w miejsce kropek pisano wtedy Brzęczek i Katowice.
W piątek okaże się co lepsze – Goncerz w formie tak jak wtedy, czy drużyna (w większości) w formie tak jak teraz.
Jasne, że jedźmy do Bielska po zwycięstwo, bo tylko z takim nastawieniem można CO NAJMNIEJ zremisować na tak trudnym terenie. No tym bardziej jeśli uwierzyć Grześkowi Goncerzowi, ze jego forma idzie w górę.
POWODZENIA!
Irishman
30 sierpnia 2016 at 16:53
ps.
Faktycznie fajnie się czyta 🙂
marian
30 sierpnia 2016 at 18:10
Auuu jedziemy po 3 pkt!!!
Fjodor
31 sierpnia 2016 at 00:18
AAAAUUUU!!!
KruchY
31 sierpnia 2016 at 08:10
Pitry trochę bramek nam nastrzelał a Fosą jak na razie tylko jedna.Oby przekonał nas dobrym występem już w Bielsku.
P.s. Od kołyski aż po grób tylko GieKSa Je*ać ruch !
piotr
31 sierpnia 2016 at 09:30
Kruchy fosa juz 2bramki strzelil????
Xena_GKS
4 września 2016 at 12:00
Świetny felieton!