Felietony Kibice
Do kibicowania trzeba dojrzeć, czyli szambo po Chojnicach…
Pracując nad meczami GieKSy, obrabiając je wieloma newsami mamy swój dość stały harmonogram. Jednym z punktów jest „Głos kibiców”, w którym zamieszczamy opinie sympatyków GieKSy na temat danego meczu. Często są to merytoryczne opinie pisane przez osoby, które widziały mecz na stadionie czy w telewizji, ale często na forum pojawiają się szerokie opinie pisane przez osoby, które meczu nie widzą, a opierają się jedynie na doniesieniach internetowych.
Oczywiste jest, że sympatycy GieKSy mogą mieć różne opinie dotyczące tego samego spotkania. Zdanie „chyba byliśmy na innym meczu” jest chyba najczęściej pojawiającym się. No może oprócz tego, że ktoś z piłkarzy jest „do wyjebania”. To taki standard, jeśli chodzi o wypowiedzi kibiców.
Jeśli chodzi o mecze wyjazdowe, to najczęściej schemat jest taki, że forum „żyje” wypowiedziami kibiców, którzy w ciepłych kapciach oglądają mecz w tv lub – gdy meczu nie ma – coś tam zawsze muszą „spłodzić” na forum. Na przykład, gdy na livescore wyświetli im się wynik 0:1 to już mają pożywkę i mogą napisać „zaś w pizdę z wioskami”.
Standardem jest, że po wygranych meczach temat ma zaledwie kilka stron, ale jak GKS zremisuje czy przegra, tych stron robi się kilkanaście, a wpisów jest trzy razy więcej. To smutna zależność, ale obserwowana już od kilku lat. Nie tyczy się to oczywiście osób, które wpisują opinie zarówno przy takim, jak i takim wyniku. Jest kilka stałych osób, które zawsze coś ciekawego na temat meczu mają do powiedzenia i zawsze ich zdanie na temat meczu można przeczytać z przyjemnością, nawet jeśli się z nim nie zgadza.
Opinie w trakcie i po meczu z Chojniczanką poddały jednak w wątpliwość sens stałego prowadzenia „głosu kibiców”. Co jak co, ale na stronie staramy się trzymać merytoryczny poziom. Nie chodzi o to, że trzeba się z nami zgadzać, bo też często „widzieliśmy inny mecz”, ale staramy się nie pisać bzdur i nie siać defetyzmu. Owszem – i nam zdarzy się palnąć głupotę, czasem niesprawiedliwie ocenić jakiegoś zawodnika czy zareagować emocjonalnie. Ktoś ma do nas pretensje, czasem przyznamy się do błędu, innym razem zostajemy przy swoim.
Jak już pisaliśmy, jesteśmy zadowoleni z postawy zespołu w meczu w Chojnicach. GieKSa zagrała pół meczu bardzo dobrze. Mowa o większości pierwszej połowy i końcówce, w której mieliśmy kilka sytuacji. Bardzo dobrze dysponowani od pewnego momentu gospodarze dominowali powiedzmy – przez drugie pół meczu. Spotkanie było godne starcia lidera z wiceliderem i każda z walczących o awans do ekstraklasy ekip miała w nim swój czas. Zarówno GKS, jak i Chojniczanka pokazały w tym meczu dominację i mądrość piłkarską, walkę za wszelką cenę i skuteczność, obie też miały momenty bezradności. Kwintesencja sportu i bardzo sprawiedliwy remis 2:2, który daje nam przewagę nad Chojnicami w dwumeczu. Można więc powiedzieć, że zdobyliśmy nie jeden, a dwa punkty.
Pamiętając nasze inauguracje w Nowym Sączu za Kazimierza Moskala (plus klęska z Okocimskim) oraz chociażby 0:2 z Arką po beznadziejnej grze rok temu, teraz dostaliśmy na wstępie sporą dawkę optymizmu i dowodu na to, że GieKSa nie odpuści. Że nie będziemy mieli znów wielkiego zawodu i końca marzeń po dwóch kolejkach. To była inna jakość niż zawsze – kawałek dobrej piłki.
Niestety kibice na forum pojechali po bandzie – przelała się czara goryczy i głupoty jednocześnie. Ograniczymy się tylko do głosów w trakcie i zaraz po meczu – na podstawie relacji w TV pojawiły się takie oto opinie:
– Mecz faktycznie dziwnie wyglada…
– ten wisio to jakas kaleka :/
– Człowiek już ma wizję, że Krupa zadzwonił do klubu i powidzial, że huja ma być z awansu, bo i tak nie będzie kaj grac. A tak serio, to pojebanie gramy. Nie wiem jak się można tak nagle spierdolic w ciągu 10 minut.
– Co ten Brzeczek odpierdala
– Bravo Brzeczek Bronimy dalej !!!!!!!!!!!! taktyk roku
– Ja pierdole co oni grają w 2 połowie to komedia
– Bo wygląda mi to na w huj ustawke. Serio czuje tu rękę miasta.
– To co oni robią od końcówki 1 połowy to jest jakiś sabotaż….
– Ten mecz na prawdę wygląda na ustawiony. A oni po 30 minutach kurwa zapomnieli jak się gra.
– Kurwa nic nie graja w tej 2 połowie. Zaraz się położą chyba.
– Faktycznie ten mecz smierdzi jak bak.
– Potrzeba zmiany właściciela. Z tym właścicielem nie ma presji na wynik. Jak nie awansują, to nic im się nie stanie.
I „najlepszy”:
– Przy stanie 0-2 dla nas dostalem takie oto info od znajomego, ktory sledzi 24h gielde z bukmacherki.
Pelno wplat na 1x w chojnicach, mecz wyglada na ulozony. Bez szczegolow, bo takich nie uzyskam. Mozecie mi wierzyc lub nie. Wiecej wiem tylko tyle, ze spotkanie juz przed meczem bylo typowane pierwsza/druga polowa: goscie/remis lub goscie/gospodarze. Przy bramce na 0-2 kursy na remis podskoczyly niesamowicie i wtedy posypaly sie kolejne wplaty na 1 i X. Kto kiedykolwiek obstawial ten wie co to oznacza. Dla mnie kurwa jedno, Miedz w ekstraklasie a my w dupie.
Uff… Czy ktoś z tych, którzy byli na wyjeździe potrafił przeczytać to do końca i się nie porzygać? Czy ktoś, komu naprawdę leży na sercu dobro naszego zespołu potrafi to bez skrzywienia przyjąć?…
To się po prostu nie mieści w głowie. Można odnieść wrażenie, że nawet gdyby trio Messi – Suarez – Neymar zaczęło wygrywać pojedynki z naszymi obrońcami, to nadal czytalibyśmy, że nasi obrońcy to tragedia, żenada i w ogóle Brzęczek to cykor i gra defensywnie. Ktoś inny by napisał, że mecz jest ustawiony i nasi specjalnie odpuścili. Bo przecież powinni wygrać.
Trzy miesiące przerwy, wielkie nadzieje na awans, u większości kibiców głód piłki i nerwowe przebieranie nogami przed pierwszym meczem. Ten pierwszy mecz układa się różnie – tak jak było napisane wcześniej – ale ostatecznie osiągamy dobry wynik z dobrym rywalem. Niezrozumiałe jest, jak można w takiej ilości i w takim tonie wypisywać żenujące opinie. Naprawdę można odnieść wrażenie, że ilość frustracji skumulowana u niektórych osób jest tak wielka, że gdzieś musi znaleźć ujście – a że sport jest nacechowany emocjami, jest to bardzo dobry kanał właśnie do tego ujścia i wystarczy mały pretekst, jeden drobiazg, by to szambo eksplodowało z całym zawartym w nim smrodem.
Wstydźcie się.
Patrzę na tych najbardziej udzielających się, na kibiców z długim stażem, którzy wkładają serce i czas w organizację życia kibicowskiego. W kiepskich warunkach od wielu lat, to znaczy w warunkach braku sukcesu sportowego. Lata upokorzeń, słabej gry, zawiedzionych nadziei, czasem braku zaangażowania piłkarzy. Co najlepsze, właśnie ci kibice chwalą zespół, cieszą się z dobrego meczu, widzą wielkie światło w tunelu, potrafią docenić przeciwnika. Jednocześnie ma się wrażenie, że nie mydlą sobie oczu. Oni po prostu widzą inną jakość, zaangażowanie piłkarzy, zaangażowanie trenera Brzęczka, który jakby usłyszał od Miasta, że ma nie być awansu, to by pewnie jeszcze bardziej chciał awansować – na przekór. Wpaja to piłkarzom i widać to u nich – jak u zranionego Zejdlera – na boisku. Niech ktoś Łukaszowi powie, że odpuścił mecz…
Na razie zawieszamy „głos kibiców” z typowymi opiniami. To nie ma sensu. Dopóki niektórzy będą dalej leczyć frustracje przy okazji meczów GieKSy, dopóty ten news nie ma najmniejszego sensu.
Do wielu rzeczy w życiu trzeba dojrzeć i do kibicowania też. Nie jesteście straceni, ale ogarnijcie się!
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: trzymałem kciuki za Rafała Góraka
Nie ma czasu na chwilę oddechu – zwycięstwo z Koroną za nami, a naszą uwagę kierujemy w stronę Łodzi, gdzie czeka już pucharowy rywal. Jak na Łódź przystało, forma Łódzkiego Klubu Sportowego faluje raz w górę, raz w dół. Jak będzie jutro? Między innymi o to zapytaliśmy Jakuba Olkiewicza, „największego” optymistę wśród fanów z białej części tego miasta, znanego zarówno z kibicowskich wojaży za ŁKS-em, jak i pracy dziennikarskiej, obecnie na horyzontalnym portalu leszekmilewski.pl i kanale Tetrycy. [fot. Wojciech Pakulski (ŁKS Łódź)]
Twoim znakiem rozpoznawczym jest fakt, że gdy inni widzą szklankę do połowy pełną, ty pytasz: jaka szklanka? Rozczarowania to chleb powszedni kibica, a ostatnio w naszym futbolowym uniwersum więcej jest rozczarowanych niż zadowolonych. Dlaczego, może oprócz Górnika i Wisły Kraków, reszta ma mniejsze lub większe powody do narzekania?
To jest pytanie, które dość dobrze obrazuje, czym tak naprawdę jest piłka nożna, bo żywot kibica składa się jednak w porażającej większości z chwil cierpienia, rozczarowania i oczekiwania na to, co się na pewno nie wydarzy. Jest to też odprysk dyskusji o tym, jak się rozwija Ekstraklasa, bo rozwija się w szalonym tempie: budżety rosną, kwoty transferowe są rekordowe, ale to też oznacza, że rozczarowania będą coraz większe. Mistrz jest tylko jeden, mimo że kandydatów jest już pewnie z siedmiu, więc i rozczarowanych będzie więcej. Co ciekawe, to samo przenosi się na pierwszą ligę, bo przypominam sobie wyścig ŁKS-u o awans w czasach pierwszego powrotu po bankructwie, gdzie jedynymi logicznymi rywalami byli Stal Mielec, Sandecja i Raków, który wtedy ostatecznie awansował. Trudno oceniać, że Sandecja, która nie zwiększyła drastycznie budżetu w porównaniu do lat ubiegłych, była szczególnie rozczarowana brakiem awansu, gdy do Ekstraklasy wszedł Raków i ŁKS. Podejrzewam, że w tym sezonie rozczarowana rekordowymi wydatkami i rekordowo niską pozycją będzie połowa pierwszej ligi, a tych, którzy nie są rozczarowani, policzymy na palcach jednej ręki.
A z czego ty będziesz zadowolony w tym sezonie w kontekście ŁKS-u?
Ja będę zadowolony, jeśli do końca będziemy o coś walczyć. Doprecyzuję, że to coś to nie jest utrzymanie, bo już nie raz los potrafił ze mnie zadrwić na różne sposoby. Cel minimum to baraże. Nie jest tajemnicą, że nie jestem człowiekiem, który zawsze mierzy wysoko, ale nie chciałbym, żebyśmy na 34. kolejkę ligową jechali z przekonaniem, że nic nas już nie czeka, tylko żywili nadzieję, że przy korzystnym wyniku na naszym stadionie i na kilku innych uda się na to szóste miejsce wskoczyć i potem jeszcze sprawić niespodziankę w barażach. Niestety udało mi się przywyknąć do sezonów ŁKS-u w pierwszej lidze, gdy od około 30. kolejki już tylko ślizgamy się do końca sezonu. Piłka nożna dlatego nas w sobie rozkochała, bo gwarantuje potężne emocje i potężne huśtawki nastrojów, rollercoastery, gdzie na przestrzeni kilkunastu minut wędrujesz z piekła do nieba, a trudno się wędruje, jeśli na miesiąc przed końcem ligi grasz mecze bez żadnej stawki.
Jeden z naszych kibiców ukuł stwierdzenie o klątwie miejsc 8-12, która dręczyła GieKSę w 1. lidze. Nie boisz się, że ŁKS przejmie tę pałeczkę?
Tak, trochę się tego boję. Jestem oczywiście pesymistą i czarnowidzem, ale bywam też realistą i staram się rzetelnie oceniać sytuację. Dlatego w sezonach, gdy ŁKS-owi idzie nieźle, a zapowiedzi są wysokie, to staram się je tonować, bo nigdy aż tak dobrze nie jest. Na przykład przed obecnym sezonem, gdy niektórzy rozpędzali się i widzieli ŁKS w pierwszej dwójce, ja tonowałem nastroje, że nie posiadamy ani kadry, ani budżetu na poziomie Wisły, Śląska czy Wieczystej, ani też pierwszoligowego doświadczenia i ciągłości pracy, którą kilka innych klubów ma. Teraz z kolei nie wpadam w totalne czarnowidztwo, że za moment przywita nas strefa spadkowa, bo zwyczajnie jest to zbyt silna drużyna. Dlatego wydaje mi się, że cel, który wyznaczyłem, czyli to, żebyśmy do końca bili się o szóste miejsce, jest dosyć realny. Być może nawet jest to opcja dla minimalistów, bo siła kadry, budżet ŁKS-u i – jak podejrzewam – zimowe transfery, będą nas raczej pchały w kierunku tych miejsc 4-6. Tabela jest dosyć ciasna i wszystko zmierza do tego, że ŁKS będzie o coś walczył do ostatniej kolejki i to oznacza, że ja będę umiarkowanie zadowolony z tego sezonu, bo oczekuję emocji i chcę, żeby ta 34. kolejka i mecz u siebie z Górnikiem Łęczna miał stawkę.
1:3 w Siedlcach w zimny październikowy wieczór – gorzej być nie może czy „potrzymaj mi piwo”?
To jest ten moment, na który staram się patrzeć realistycznie i z pewnym dystansem. Tak samo jak nie rozpaczałem całkowicie po 0:5 z Wisłą Kraków, bo wiedziałem, że Wisła w tym sezonie będzie cholernie mocna. Kiedy utrzymała Rodado, to byłem pewny, że jest to sygnał, że pójdzie po awans dosyć pewnym krokiem. Tak samo nie skakałem z radości po niektórych zwycięstwach ŁKS-u, a raczej mówiłem, że musimy się w tej lidze najpierw rozejrzeć. Trener Szymon Grabowski, który po pierwsze sam jest nowy w ŁKS-ie, a po drugie ma praktycznie zupełnie nowy skład, potrzebuje dużo czasu, żeby faktycznie dostarczyć nam docelowy produkt. Po fatalnym meczu w Grodzisku Mazowieckim, który przegraliśmy 0:3, wielu domagało się zwolnienia Szymona Grabowskiego. Ja tonowałem nastroje, bo wydawało mi się, że może nastąpić odbicie. Po następnych dwóch meczach, gdzie wygraliśmy z GKS-em Tychy i w świetnym stylu przełamaliśmy się na wyjeździe ze Stalą Rzeszów, niektórzy znowu mówili, że wszystko zaskoczyło i teraz już będzie dobrze. Spokojnie, to jest pierwsza liga – tutaj dopiero po dłuższej serii można stwierdzić, że jest dobrze. Staram się trzymać zdrowy dystans i ani nie zwalniać Szymona Grabowskiego po każdym przegranym meczu, ani też nie wynosić pod niebiosa tej drużyny po każdym meczu, który wygra. Pierwsza połowa w Siedlcach daje nadzieję, że powoli wiemy co, jak i kim chcemy grać. Teraz pytanie, czy będziemy w stanie taką jakość dostarczać regularnie.
To ciekawe, co mówisz o trenerze, bo wasi sąsiedzi z drugiej strony Łodzi nie są tak wyrozumiali…
Wydaje mi się, że pod tym względem Widzew jest mniej w tym miejscu, w którym my byliśmy w ubiegłym sezonie, czyli oficjalnie na transparencie piszesz, że to jest sezon przejściowy, że spokojnie, będzie zaufanie, ale gdzieś w głębi duszy właściciel, a za nim też najbardziej znaczący działacze wiedzą, że nakłady finansowe były przeogromne i musi zaskoczyć od razu. A to, co mówisz mediom, że będziesz trzymał ciśnienie to jedna sprawa, możesz udawać najbardziej cierpliwego mnicha świata, na koniec liczysz, ile wydajesz na tych zawodników i mówisz sobie: dobra, spróbujmy z innym trenerem, innym dyrektorem, innym prezesem. I nie dziwi mnie to, bo każdy właściciel musi sam przejść tą ścieżką, żeby przekonać się, że to tak nie działa, że wystarczy wrzucić te wszystkie grzyby do wody i nagle powstaje fantastyczna pieczarkowa. Trzeba dorzucić jeszcze trochę cierpliwości i właściwych ludzi. Trzymam kciuki, żeby w ŁKS-ie tej cierpliwości było więcej, zwłaszcza że byłem bardzo rozczarowany ubiegłym sezonem.
Jednym spośród tych, którzy będą decydować o ewentualnej zmianie trenera, będzie Marcin Janicki, w Katowicach wspominany raczej dobrze, choć czarną kartą w jego CV jest nasz spadek do 2. ligi po golu bramkarza Bytovii w 97. minucie decydującego meczu. Jak oceniasz jego pracę w Łodzi?
Na razie staram się nie oceniać, bo jest zdecydowanie za wcześnie na to, by oceniać pracę wszystkich nowych działaczy, a trochę ich przybyło w Łodzi. Pewne, że piłkarze nie ułatwiają chłopakom roboty – poziom sportowy nie do końca idzie w parze z akcjami marketingowymi czy tymi związanymi z ticketingiem, bo to ma ręce i nogi, natomiast nie ma głowy, bo głową jest wynik piłkarski, dlatego tym ludziom trudniej jest działać. Marcin Janicki to człowiek, którego bardzo cenię i wiązałem z nim duże nadzieje, kiedy przychodził do ŁKS-u. Czekam na efekty jego pracy i czekam dość spokojnie, bo zdaję sobie sprawę, że jest bardzo dużo rzeczy do zrobienia. Jest mnóstwo nowych dyrektorów, a ja czekam, żeby teraz ci dyrektorzy pozatrudniali odpowiednich wykonawców i żeby ci wykonawcy wprowadzili klub na zdecydowanie wyższy poziom organizacyjny. Marcin Janicki to gość, który zna się na robocie i trzymam kciuki, żeby po pierwsze dostał tyle czasu, ile potrzebuje, a po drugie, żeby piłkarze mu za bardzo nie bruździli swoją postawą na boisku.
Masz szczególne wspomnienia z meczów z GieKSą?
Zawsze będę darzył sentymentem stary sektor gości przy Bukowej. To nieprawdopodobne, jak przyjemnie się dopingowało zza bramki jeszcze na starym stadionie, ściana za plecami robiła fantastyczny klimat, do tego mecze – choć z tradycyjną wymianą uprzejmości – odbywały się jednak z dużym szacunkiem z obu stron. To był też jeden z moich pierwszych wyjazdów, a na pewno pierwszy samochodowy, na którym byłem kierowcą. To mógł być sezon 2009/10.
Pamiętam ten mecz. Wygraliśmy 4:1, ŁKS dostał dwie czerwone kartki, a pierwszego gola zdobył Krzysztof Kaliciak strzałem praktycznie z połowy boiska.
Przypominam sobie, że po tym meczu ówczesny prezes ŁKS-u chyba wysyłał Bogusława Wyparłę do okulisty, żeby sprawdził wzrok, bo coraz więcej miał takich pomyłek. Natomiast muszę przyznać, że wtedy wynik nie za bardzo mnie interesował. My byliśmy wtedy w sektorze gości w ok. 1000 osób, był naprawdę świetny doping. I mimo że to były moje początki na wyjazdowym szlaku, to pomyślałem wtedy, że na tym szlaku zadomowię się na dobre. Zawsze wspominam GKS z dużą sympatią, bo tamten sektor gości był godny – to jest naprawdę dobre słowo, bo zapewniał godność wyjazdowiczom, nie jak wiele innych sektorów, w których miałem okazję zasiąść pozniej. No i na pewno też ciepło wspominam… Choć to akurat złe słowo – bardziej pasowałoby zimno, więc zimno wspominam mecz, gdy graliśmy z wami jakoś w końcówce października i było okrutnie zimno. Zasiedliśmy na tym tymczasowym sektorze gości. Pamiętam, że doszło między nami do krótkiej wymiany ognia podczas oprawy pirotechnicznej, dlatego z sektora byliśmy wypuszczani pojedynczo i zajęło to długi czas. Stałem więc w trampkach na mrozie myśląc, co ja mam w głowie, że ciągle chce mi się jeździć. Dzisiaj oczywiście wspominam to już ze śmiechem.
Przy okazji naszego meczu z Widzewem Michał Nibarski podzielił się ze mną anegdotą z czasów waszej rywalizacji w 3. lidze, gdy próbowali przeszkodzić w waszym awansie wymuszając porażkę Widzewa z Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie. Pamiętasz tamte czasy?
Jest pewna przyśpiewka, która towarzyszyła mi przez większość młodzieńczych lat: róg róg róg – gol gol gol!, która królowała na początku XX wieku, a potem była trochę zapomniana. Pamiętam, że w tamtym meczu część kibiców Widzewa skandowała ją przy rzutach rożnych Drwęcy, no i od tej pory na ŁKS też ta przyśpiewka wróciła i jest dość często proponowana przez gniazdowych. Pamiętamy to Widzewiakom, ale znam też takich, którzy wypominają to części swoich kibiców uważając, że zwyczajnie nie powinno tak być, że kibicujesz rywalowi, nawet jeśli ten rywal może zaszkodzić twojemu lokalnemu, derbowemu przeciwnikowi. Dlatego tutaj sytuacja była dość niejednoznaczna i nie chciałbym przesadnie krytykować wszystkich Widzewiaków, bo sam nie wiem, jak bym się zachował w odwrotnej sytuacji. Temat na pewno ciekawy i nieco absurdalny, że dwie potężne marki, które rywalizują gdzieś na czwartym poziomie rozgrywkowym, zostały pogodzone przez zespół Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie.
Na Łódź padł już blady strach przed najbliższym meczem, gdy patrzycie na rozpędzającą się maszynę Rafała Góraka?
Nie ukrywam, że trzymałem kciuki za trenera Góraka. Wydaje mi się, że to topowy fachowiec i było mi przykro, że radzi sobie odrobinę słabiej w tym sezonie. Byłem oczarowany tym, jak GieKSa radziła sobie jako beniaminek. Nie skłamię, jeśli powiem, że wiele osób z pewną zazdrością wypowiadało się o tym, co GieKSa robi w swoim pierwszym sezonie, tym bardziej pamiętając, jak wyglądał nasz pierwszy sezon po awansie do Ekstrakasy, zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem. Dlatego cieszę się, że GieKSa się odkręciła, tym bardziej, że ważną postacią u was jest Mateusz Kowalczyk, czyli wychowanek Szkoły Gortata, były uczeń – gość, któremu oczywiście kibicuję.
Wisła Kraków udowodniła, że w Pucharze niemożliwe nie istnieje. To co, może i ŁKS tą drogą trafi do Europy?
Mógłbym odpowiedzieć, że po tym, co zobaczyliśmy w ostatnich meczach ligowych, to pozostało nam skupić się na Pucharze Polski, ale mówiąc serio trzymam kciuki, żeby ŁKS jeszcze coś pokazał w lidze. Na pewno to, czego bym nie chciał, to żebyśmy ten mecz odpuścili, a trochę się tego boję, chyba jak każdy kibic. Jak ostatecznie się to zakończy? Nie wiem, bo trener Grabowski jest w pierwszej kolejności rozliczany z wyczynów w lidze i to dla nas kluczowa sprawa. Ja liczę przede wszystkim na to, że ktokolwiek wyjdzie na murawę, to po prostu pokaże, że ambitnie walczy o miejsce w składzie, a Puchar traktuje tak samo poważnie jak ligę. Sam jestem ciekaw, jak ŁKS do tego podejdzie i chciałbym, aby to podejście było poważne, bo Puchar Polski nie zasługuje na to, jak czasem traktują go kluby.
W pierwszej rundzie dopiero po dogrywce pokonaliście Chrobrego Głogów, a jedną z bramek zdobył Serhij Krykun. Odpracował już bramkę, którą strzelił wam w finale baraży jeszcze jako zawodnik Górnika Łęczna?
Chyba tak. Wiadomo, że tamta historia zatrzymała nas w rozwoju na długie lata. Bez tamtej porażki barażowej ŁKS zupełnie inaczej wyglądałby zarówno dzisiaj, jak i wtedy, po awansie do Ekstraklasy. Jeśli prześledzić nasze losy, to tak naprawdę awansowaliśmy w najbardziej niefortunnych momentach, jakie można sobie wyobrazić, bo za pierwszym razem ten awans robiliśmy wraz z Rakowem, więc drugi spośród beniaminków był bardzo mocny. W dodatku był to sezon reorganizacji, gdy przy dwóch beniaminkach z ligi spadały trzy zespoły. Natomiast kiedy Stal Mielec robiła awans, to już w zdecydowanie bardziej sprzyjających okolicznościach, gdy spadał tylko jeden zespół, w dodatku trafiło się bardzo słabe Podbeskidzie. Takie jest przynajmniej moje wrażenie. Dlatego tym bardziej żal, że kiedy trzeba było awansować po barażu z Górnikiem Łęczna, to tę szansę wypuściliśmy z rąk. Fakt – awansowaliśmy później, ale znowu stało się to w takim zestawieniu, że trudno było nawiązać walkę o utrzymanie, biorąc pod uwagę ograniczenia finansowe, jakie wówczas miał ŁKS. Zadra może już nie tkwi w sercu, ale na pewno Serhij musi się mocno starać, żeby nie przypominać mi o tych słabszych momentach, które ŁKS miał, a on odegrał w tym kluczową rolę.
Czy wśród łódzkich kibiców czuć specjalną mobilizację przed naszym meczem?
Niestety, decydujący jest tutaj termin, który jest wybitnie niesprzyjający. Podejrzewam, że tego nie przeskoczymy i frekwencja nie będzie szalona. Z drugiej strony wydaje mi się, że ci, którzy mają przyjść, to i tak się na tym stadionie zjawią. Martwi mnie jedynie, że przy innych wynikach osiąganych w lidze, zupełnie inaczej również wyglądałby ten mecz pucharowy, bo to zniechęcenie jest jednak mocno wyczuwalne, zwłaszcza u mniej zaangażowanych kibiców. Każdy kolejny miesiąc rozczarowań, a tych mamy już za sobą kilka, a nawet kilkanaście, utrudnia nam działania czysto kibicowskie. Najlepszy dowód to moment, gdy mieliśmy mecz pucharowy z Chrobnym Głogów, a chwilę wcześniej wyjazd, kiedy wracaliśmy na szlak po zakazie, to bilety na wyjazd rozchodziły się w szybszym tempie niż na mecz u siebie. To dobitnie podkreśla, jakie nastroje panują wśród kibiców mniej zaangażowanych, a jakie wśród fanatyków. Więc fanatyków spodziewam się ujrzeć tylu co zwykle, zwłaszcza, że sam będę wśród nich razem z synami, żoną i tatą, natomiast sądzę, że mimo wszystko nie będzie to mecz o rekordowej frekwencji.
Jaki scenariusz przewidujesz we wtorkowe popołudnie przy Alei Unii Lubelskiej 2?
Zupełnie szczerze wydaje mi się, że ŁKS nie jest skazany na porażkę w tym meczu dlatego, że kluby Ekstraklasy o podobnych ambicjach i podobnych celach jak GieKSa, czyli spokojne utrzymanie i niewiele więcej, to raczej ten Puchar Polski mają wpisany jako obowiązek do odbębnienia, a nie szansę na świetną przygodę. Dlatego po losowaniu nawet się ucieszyłem, że skoro mieliśmy trafić na kogoś z Ekstraklasy, to nie jest to ekipa, która zaplanowała sobie w budżecie grę w europejskich pucharach w przyszłym roku i wręcz liczy na to, że przez Puchar Polski uda się pójść drogą na skróty. Myślę, że np. Pogoń i Widzew właśnie w Pucharze Polski upatrują największą szansę na to, żeby w tych pucharach zagrać wcześniej. Dlatego ucieszyłem się, że to GKS, gdzie myślę że nikt nie będzie rozdzierał szat, jeśli okaże się, że to w Łodzi się wasza pucharowa przygoda skończy. A moim zdaniem ŁKS ma sporo jakości piłkarskiej, zwłaszcza po dołączeniu Bastiena Tomy, więc sądzę, że jeśli poważnie potraktuje ten mecz i zagra z takim zaangażowaniem jak w Rzeszowie i będzie miał przy tym odrobinę szczęścia, to nie jest skazany na porażkę. Ale czy powiedziałbym, że wierzę głęboko w to, że Łódzki Klub Sportowy jutro postawi kolejny krok na długiej ścieżce do Stadionu Narodowego? Raczej nie.
Ile jest kilometrów z Łodzi do Skierniewic?
To jest mniej więcej w połowie drogi do Warszawy, więc pewnie będzie jakieś 70-80. Mniej więcej podobna droga z Katowic jak do Łodzi. Odwiedziliśmy z Leszkiem Milewskim Skierniewice, gdy robiliśmy reportaż o ich szalonych pucharowych przygodach. Być może nie będzie to dla was wielkie pocieszenie, ale stoicie w dosyć długim rzędzie drużyn, które były murowanym faworytem, a ostatecznie w Skierniewicach poniosły klęskę. Widziałem gablotę Unii, gdzie obok wszystkich trofeów z niższych lig jest też bardzo dużo gadżetów – koszulek i proporczyków z licznych meczów Pucharu Polski. Więc nie macie powodów do odczuwania zbyt dużego wstydu, bo Unia niejednego zaskoczyła w tych rozgrywkach.
Kto i ile jutro wygra?
Nie lubię tego pytania, bo zawsze muszę się mocno gryźć w język, żeby nie wyjść na totalnego czarnowidza. Uwzględniając to, jak Puchar Polski jest traktowany przez ekipy o pozycji zbliżonej do GKS-u, liczę na walkę, która zakończy się jednobramkowym zwycięstwem jednej z drużyn. A której? Mam nadzieję, że los będzie sprzyjał gospodarzom. Ale czy załamię się totalnie, jeśli okaże się, że to GKS Katowice będzie o krok bliżej Narodowego? No, niestety – aby mnie złamać, trzeba zdecydowanie więcej porażek Łódzkiego Klubu Sportowego.
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.



Tomiko76
6 marca 2017 at 18:18
Wynik meczu sprawiedliwy dla obu stron. Nikt nie może narzekać, jedna kolejka niczego Wam nie powie, po 5 kolejce będziemy mądrzejsi..
tomek
6 marca 2017 at 20:08
Miejmy nadzieje ze to wypadek przy pracy a nie slabe przygotowanie kondycyjne. W mojej ocenie posypalo sie bo sil nie bylo. No i drugi powod dwoch statystow a w zasadzie trzech. Goncerz dno totalne, Wisio brak słów a i fosa nie istnial w zasadzie. Brzeczek szybko zrozumial ze trzeba bronic bo nie bylo sil. Stad te dziwne zmiany. Jesli zespol puchnie po 30 minutach no to moze byc mega problem
Tom
6 marca 2017 at 20:39
Ja bym tego aż tak czarno nie widział.
To prawda, że jeden baran coś tam napisał a kolejnych dwóch podłapało ale oprócz tego forum, że tak powiem trzymało „swój poziom”.
Że ludzie narzekali jak po dominacji w pierwszych 30 minutach, kolejne 45 minut wyglądało jakby ktoś wrzucił petardę do kurnika (chaos i popłoch) to chyba nie jest takie dziwne ? Nie przeginajmy też w drugą stronę – forum to ma być wymiana myśli i opinii nawet tych negatywnych, oczywiście bez popadania w skrajność czy abstrakcję
Z jednej strony mamy narzekaczy, z drugiej mamy „przekumatych”, którzy wchodzą po forum po wygranym meczu tylko żeby wpisać „I gdzie teraz są wiecznie narzekający”. I tak potem jeszcze dziesięciu się wpisze; na 20 wpisów może 5 dotyczą meczu więc nic dziwnego, że niektórym się nawet nie chce wpisywać
Koza
6 marca 2017 at 21:28
Nie kumam takich baranów gówno sie znają na pilce ale najwięcej do powiedzenia… trochę racji jest mogliśmy iść na ciosem bo Kluczbork czy Tychy nie jesteśmy. Ale punkt trzeba uszanować jak byśmy nie grali w tym meczu ja powtarzam spokojnie nez spin ludzie ogarnijcie się. Po tych chociaż 30min ja jestem np nastawiony mega pozytywnie
Cała GieKSa RAZEM !
edi
7 marca 2017 at 09:01
ale za co sie mamy wstydzic ??? za to ze wisio mial problem zeby wybic pilke przed siebie?? za to ze przez wiekszosc drugiej polowy bronili wyniku i dopiero w ostatnich minutach przycisneli ?? za niezrozumiale zmiany ??? za to ze emocjonalnie reagujemy na to co sie dzieje na boisku ???
wpisy o miescie i ustawce to jakies nieporozumienie
ale krytykowac poczynania kopaczy na boisku chyba nam wolno
Eda67
7 marca 2017 at 16:58
Shellu niestety nie zgadzam się z Tobą do końca. Masz sporo racji w tym co piszesz ale nie możesz zabronić sympatykom zespołu wypowiadać się na temat gry piłkarzy. O ile wiele można wybaczyć hokeistom i siatkarzom o tyle futboliści rozpieszczani przez miasto (vide: zgrupowanie w Turcji!) powinni po prostu grać lepiej. Wystarczy spojrzeć na Leicester z zeszłego sezonu, gdzie umiejętności swoje a chęci swoje. Tam chłopaki dawali z wątroby w każdym meczu i grali przede wszystkim na wynik. Chcemy awansu to musimy wygrywać, żreć trawę i walczyć do upadłego. Nie ma innej opcji!
Henry
8 marca 2017 at 00:46
No ja pierdole, Shellu, to cały ten tekst zakrawa na totalną propagandę nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością.
1.
„Pracując nad meczami GieKSy, obrabiając je wieloma newsami mamy swój dość stały harmonogram. Jednym z punktów jest „Głos kibiców”, w którym zamieszczamy opinie sympatyków GieKSy na temat danego meczu. Często są to merytoryczne opinie pisane przez osoby, które widziały mecz na stadionie czy w telewizji, ale często na forum pojawiają się szerokie opinie pisane przez osoby, które meczu nie widzą, a opierają się jedynie na doniesieniach internetowych.”
W związku z powyższym stwierdzeniem co do pozostałego tekstu proszę o statystki, kto mecz widział a kto nie.
2.
„Oczywiste jest, że sympatycy GieKSy mogą mieć różne opinie dotyczące tego samego spotkania. Zdanie „chyba byliśmy na innym meczu” jest chyba najczęściej pojawiającym się. No może oprócz tego, że ktoś z piłkarzy jest „do wyjebania”. To taki standard, jeśli chodzi o wypowiedzi kibiców.”
Sarkazm wyraźne świadczy nie jakim byłeś meczu, a na jakim byli przeciwnicy tego co widzieli.
3. „Jeśli chodzi o mecze wyjazdowe, to najczęściej schemat jest taki, że forum „żyje” wypowiedziami kibiców, którzy w ciepłych kapciach oglądają mecz w tv lub – gdy meczu nie ma – coś tam zawsze muszą „spłodzić” na forum. Na przykład, gdy na livescore wyświetli im się wynik 0:1 to już mają pożywkę i mogą napisać „zaś w pizdę z wioskami”.
Piszemy o tym meczu czy o wyimaginowanych „schematach”? Ten mecz kto chciał to widział w TV i bez problemu mógł „spłodzić” „zaś w pizdę z wioskami” bo bez problemu mogliśmy to przegrać, tylko szczęście nam sprzyjało – nie umiejętności.
3. „Standardem jest, że po wygranych meczach temat ma zaledwie kilka stron, ale jak GKS zremisuje czy przegra, tych stron robi się kilkanaście, a wpisów jest trzy razy więcej. To smutna zależność, ale obserwowana już od kilku lat. Nie tyczy się to oczywiście osób, które wpisują opinie zarówno przy takim, jak i takim wyniku. Jest kilka stałych osób, które zawsze coś ciekawego na temat meczu mają do powiedzenia i zawsze ich zdanie na temat meczu można przeczytać z przyjemnością, nawet jeśli się z nim nie zgadza.”
A jaki ma być inny standard? Jesteśmy faworytem tej ligi, zarówno w kraju jak i w wewnętrznie pompowanym baloniku. Wiadomo, że po wygranym meczu będzie to przyjęte jako standard i nie ma co komentować a po przegranym czy remisie w ujowym stylu (było to już nie raz) będzie więcej malkontentów co w tym jest dziwnego? Dziwne jest chyba tylko to, że propaganda nie działa.
4. „Opinie w trakcie i po meczu z Chojniczanką poddały jednak w wątpliwość sens stałego prowadzenia „głosu kibiców”. Co jak co, ale na stronie staramy się trzymać merytoryczny poziom. Nie chodzi o to, że trzeba się z nami zgadzać, bo też często „widzieliśmy inny mecz”, ale staramy się nie pisać bzdur i nie siać defetyzmu. Owszem – i nam zdarzy się palnąć głupotę, czasem niesprawiedliwie ocenić jakiegoś zawodnika czy zareagować emocjonalnie. Ktoś ma do nas pretensje, czasem przyznamy się do błędu, innym razem zostajemy przy swoim.
No kurwa – oczywiście, że nie ma sensu prowadzenia „głosu kibiców” skoro macie ustalony swój tzw. „merytoryczny poziom”. I właśnie jak widać trzeba się z wami zgadzać i jak widać wcale nie staracie się pisać bzdur.
5. „Jak już pisaliśmy, jesteśmy zadowoleni z postawy zespołu w meczu w Chojnicach. GieKSa zagrała pół meczu bardzo dobrze.”
WOW, mamy team walczący o awans, jest pół meczu, elegancko.
6. „To się po prostu nie mieści w głowie. Można odnieść wrażenie, że nawet gdyby trio Messi – Suarez – Neymar zaczęło wygrywać pojedynki z naszymi obrońcami, to nadal czytalibyśmy, że nasi obrońcy to tragedia, żenada i w ogóle Brzęczek to cykor i gra defensywnie.”
Boże, jak można było napisać taką bzdurę w tym miejsu w ogóle?
7. „Trzy miesiące przerwy (sratatata…) – ale ostatecznie osiągamy dobry wynik z dobrym rywalem. Niezrozumiałe jest, jak można w takiej ilości i w takim tonie wypisywać żenujące opinie. (…)
Wstydźcie się.”
No po prostu nie skomentuję tego, bo się czuję jakby mi to Kim Dzong Un pisal, ogladales mecz od 35 minuty jak rozjebali wszystko co sobie niespodziewanie wywalczyli, a rozjebali by wiecej gdyby nie szczescie i bramkarz?
Resztay nie komentuję już więcej, bo aż szkoda pisać. Tak czy siak wszyscy jesteśmy za Gieksą, ale takiego zakłamania po pierwszym meczu jesiennym to jeszcze nie widziałem.
Shellu
8 marca 2017 at 01:02
Henry, widać, że kompletnie nie zrozumiałeś tego tekstu.
Boss
8 marca 2017 at 04:28
Bez urazy ale zdaje mi się ze staracie się siać pozytywna propagandę wokół zespołu i tego meczu, mimo iż zespół spełniał założenia taktyczne tylko przez 1/3meczu !! Grając 30 min w meczu kibic zespołu ma prawo być niezadowolony, jeśli ambicja jest awans. I nie, nie graliśmy dobrze pół meczu bo od 32 czy 34 min aż do końca był jeden wielki chaos. Widowisko dla postronnego kibica dobre ale dla fana klubu który oczekuje awansu to nie było nic nadzwyczajnego. A głosów niezadowolenia zawsze będzie więcej nic pochwał- tak już jest.
Gis
8 marca 2017 at 09:50
Wiele opini na forum było spowodowane dużym zainteresowaniem kibicóow tym meczem , tym bardziej ,ze takich nadziei na awans nie bylo już dawno.
Niestety gra naszego zespołu nie nalezała do najlepszych po tych 35 minutach, nie tego spodziewamy sie po zespole który w w niedalekiej przyszłości ma grać np. z Legią, Lechem czy Jagielonią> Jak awansujemy z Chojniczanką to bedzie Ona prawdobodonie jedną z najsłabszych drużyn w ekstraklasie.
Nie ma co dzielić kibiców na lepszych i gorszych , na wyjazdowiczów i niewyjazdowiczów , tym bardziej ze sa tacy wyjazdowicze którzy odpuszczają mecze u siebie a sa tez niewyjzadowicze którzy zadnego meczu u siebie nie odpuszczają.
Już jeden konflikt był , na blaszoku, i co? Efektem tego było obniżenie sie frenfekncji
luk
8 marca 2017 at 10:50
ej marudy to zostańcie w Piątek w domach tak jak to robiliście przez pierwszą runde. Bo jak macie przyjść gwizdać i drzeć ryja kur… GieKSa grać od 35 minuty to dla nas i dla was będzie lepiej jak na B1 nie przyjdziecie z takim nastawieniem
leoś
8 marca 2017 at 13:07
Dziwię się wam wszystkim. Ja zaliczyłem pierwszy mecz na GKS-ie w 1984r ,(pewnie wielu z was jeszcze w planach nie było),i chodzę do teraz.Bywało wspaniale ,ale i cienko po prostu ,tak bywa. Skoro jesteście tacy boscy to czemu Wy tam nie zapier…. po murawie ??? Tacy z was kibice jak z koziej dupy trąba.Was nikt nie opluwa ,walniecie flaszkę czy kilka browarów i eksperci się z was robią. Żal czytać te wypociny.
Irishman
8 marca 2017 at 21:10
Prawda oczywiście leży gdzieś po środku… choć może nie do końca, bo tu jednak bardziej przychylam się do zdania Shella.
Jasne, że do wszystkiego można dorobić jakąś teorię spiskową i czasem (często???) bywa, że to jest prawda. Wiec tu punkt dla tych, którym Shellu kazał się wstydzić.
ALE, DO LICHA my jesteśmy przede wszystkim kibicami-fanatykami, a nie jakimiś tam kurde koneserami czy analitykami obstawiającymi mecze ukochanej GieKSy, żeby zarobić. Dla nas (dla mnie) „ekstraklasa albo śmierć” to nie jest slogan. A jak ma być ekstraklasa to tu nie ma miejsca, na takie podważające morale i piłkarzy i kibiców wpisy. CAŁA GIEKSA RAZEM!!! Kim Dzong Un? Nie! Ten facet to był marny, smutny leszcz w porównaniu z tym jaka jest nasza wiara w drużynę. Tak więc wierzymy całym sercem, do końca – w klub, w trenerów, piłkarzy (krytyka ma jedynie na celu wyeliminowanie błędów), a wpisy podważające ta wiarę są po prostu szkodliwe. Ale też, żeby nie było wątpliwości – jeśli znów się nie uda to….. I TYLE W TEMACIE!
Igor
9 marca 2017 at 01:14
Ludzie nerwowi, bo ileż lat można czekać… Źle nie było w Chojnicach, ale dobrze też nie. Następne mecze wszystko zweryfikują. Piłkarze to nie panienki, na krytykę muszą być odporni, to część tego zawodu. A kibice… dobrze, że jeszcze są. Ludzie się martwią bo widzieli dwie różne Gieksy w jednym meczu. Dlaczego? Do 30 min widziałem ekstraklasę, ale mecz trwa 90 min. Ale tak jak mówię, boisko pokaże wszystko.