Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka

GKS Katowice w blasku mistrzowskiego złota!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ostatniego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy.

Zakończono rozgrywki w Polskiej Hokej Lidze – mistrzem Polski w hokej na lodzie po 52 latach została GieKSa. W meczach o złoty medal nasi hokeiści pokonali Re-Plast Unię Oświęcim 4:0, w poszczególnych meczach 4:2, 1:0, 5:3, 4:1.

Rozgrywki Ekstraligi Kobiet wrócą na boiska w Wielką Sobotę 16 kwietnia. Nasza kobieca drużyna rozegra spotkanie w Szczecinie z Olimpią. Mecz rozpocznie się o godzinie 11:00. Piłkarze fatalnie zakończyli ubiegły tydzień, przegraną z Odrą Opole 1:3. Ponadto w środę zespół uległ Widzewowi 0:2. Prasówkę po meczach z Odrą i Widzewem można przeczytać TUTAJ i TUTAJ. Następny mecz męska drużyna rozegra na wyjeździe w przyszły wtorek (19 kwietnia o 20:30) ze Stomilem Olsztyn.

Siatkarze poznali przeciwnika w ćwierćfinale PlusLigi – będzie nim finalista siatkarskiej Ligi Mistrzów drużyna Grupa Azoty ZAKSy Kędzierzyn-Koźle. Do półfinału awansuje drużyna która wygra dwa mecze. Pierwszy z meczy zostanie rozegrany jutro (13 kwietnia o godzinie 20:30) w Kędzierzynie.

 

PIŁKA NOŻNA

sportdziennik.com – PZPN zamyka Bukową!

Takiej zadymy, jak podczas meczu z Widzewem, nie było w Katowicach już dawno. GieKSa zagra z Odrą Opole i Skrą Częstochowa przy pustych trybunach.
Stadion zamknięty na dwa najbliższe spotkania, półroczny zakaz wyjazdowy dla kibiców, do tego grzywna 10 tys. zł. Taką karę Komisja Dyscyplinarna PZPN wymierzyła GieKSie za wydarzenia ze środowego wieczoru.

 

Na kolanach w błocie
Rozmowa z Rafałem Górakiem, trenerem GKS-u Katowice.
1:2 z Górnikiem Polkowice, 0:2 z Widzewem, 1:3 z Odrą Opole… Co tu powiedzieć po trzech z rzędu domowych porażkach?
Rafał GÓRAK: – Towarzyszy mi burza myśli. Wiele z nich jest trudnych, wynikających z frustracji tym, co się wydarzyło. 3 mecze u siebie, 3 przegrane – to będzie nam ciążyło, a kwestia mentalna jest dla zespołu bardzo istotna. W walce o utrzymanie uczestniczą drużyny o trudniejszej sytuacji w tabeli, ale ich morale jest wyższe. Nasze upadło na kolana, do błota. Sztuką będzie w jakiś sposób o tym zapomnieć, bardzo ciężko trenując, pracując przygotowywać się do następnych spotkań. Walka o utrzymanie rozgorzała na całego i musimy zdać sobie z tego sprawę. W tej walce bardzo pomogliśmy rywalom, tracąc w tak banalny sposób bramki.

Historia trochę zatacza koło. Jesienią po porażce 2:4 w Opolu doszło do poważnych decyzji, zmiany sposobu gry, ustawienia. Minęła runda – a zagraliście z Odrą chyba najsłabszy mecz w sezonie. Znów można spodziewać się wstrząsu?
Rafał GÓRAK: – Nie chcę tego oceniać na gorąco i mówić jednoznacznie, co teraz, jakie elementy wprowadzimy. To nie takie proste. Trzeba rzetelnie do tego podejść, przeanalizować sytuację, wyciągnąć wnioski. Nie jest tak, że ta drużyna sobie nie radzi, nie potrafi w tej lidze funkcjonować. Wydaje mi się, że z każdym rywalem potrafimy nawiązać równorzędną walkę, często wygrać. Niestety, piłka ma również to do siebie, że sprawiedliwości jest bardzo mało. Cóż z tego, że w niedzielę nasze posiadanie piłki było w okolicach 65-70 procent, skoro solą są bramki, wykorzystywane sytuacje, a my przecież mieliśmy swoje nawet przy stanie 0:0. Wynik jednak obnaża, torpeduje, ale nie mówmy, że to było najsłabsze spotkanie w tym sezonie. Liczmy się z faktami, o nich rozmawiajmy. Z drużyną będziemy realizować plan naprawczy względem tego, co stało się przed naszą bramką. Spójrzmy na tracone gole w tych trzech meczach – dochodziło do sytuacji kuriozalnych, a takie wykluczać ciężko. Niekiedy nie ma na to sposobu.

Z Polkowicami był kiks Zbigniewa Wojciechowskiego. Z Widzewem – dwa indywidualne błędy Huberta Sadowskiego. Z Odrą – dwa gole stracone wskutek tego, że zawodnicy zderzali się ze sobą zamiast wybić piłkę po stałych fragmentach gry. Da się to racjonalnie wytłumaczyć?
Rafał GÓRAK: – Musimy o tym rozmawiać w szatni. To indywidualne sprawy, bardzo trudne, niekiedy wynikające z poddenerwowania zawodników. Ta liga weryfikuje bardzo mocno, ma po prostu bardzo wysoki poziom. Wydarzyły się takie historie, wskutek których nie mamy po 3 meczach ani jednego punktu. To sprawiedliwe. Bo jeśli popełniasz takie błędy, rywal je wykorzystuje – to c’est la vie!

[…] Wasza przewaga nad strefą spadkową w pewnym momencie wydawała się bezpieczna, ale stopniała do 5 punktów. Tyle dzieli was od Stomilu, z którym tuż po świętach zmierzycie się na wyjeździe. To rozczarowanie, że doprowadziliście do takiej sytuacji?
Rafał GÓRAK: – Jako trener chyba nie mam prawa być rozczarowany. Nie jestem żadną primadonną, która będzie dąsać się, mówić, że jeden czy drugi popełniają błędy i pytać, co to za materiał. To nie jestem ja. Rozczarowany to byłem w szkole, gdy się nauczyłem, a dostałem z klasówki jedynkę. Ja po prostu jestem zły, czuję maksymalne wkurzenie. Siedzi we mnie ogromna chęć udowodnienia tego, że my tacy słabi nie jesteśmy! Znam swój zespół. Wkurza mnie, że w tych trzech meczach tak daliśmy ciała, skoro dla sportu w Katowicach to akurat jest tak fajny czas.

Grając przy pustych trybunach odbywaliście w niedzielę część kary za zadymę z Widzewem. Może dobrze, że takiej porażki, jak z Odrą, nie widzieli z wysokości trybun kibice?
Rafał GÓRAK: – Pandemia nam pokazała, że czasem bez publiczności grać trzeba. Kibice mieliby prawo być wkurzeni. Nie po to przychodzisz na mecz, by klaskać przy stanie 0:3. Trochę złości by było, ale jestem pewien, że pomogliby nam też w trudnym momencie.

Dbacie o amplitudę nastrojów u kibiców, którzy w piątek świętowali hokejowe mistrzostwo Polski.
Rafał GÓRAK: – Dlatego powiedziałem, ze to fajny czas dla sportu w Katowicach. Hokeiści zrobili coś wspaniałego, gratulujemy im, trzymaliśmy na trybunach kciuki. Rozwalili ten finał tak, jak należy, w męski sposób. Mamy od kogo brać przykład. Mam nadzieję, że moi zawodnicy również powiedzą sobie w szatni trochę dosadnych słów. Wiem, że mam tam wielu fajnych, wartościowych chłopaków. Pociągniemy to, staniemy na nogi.

Czy kontuzjowani zawodnicy zdążą wrócić na bardzo ważny mecz w Olsztynie?
Rafał GÓRAK: – Po to jest szeroka kadra, byśmy mogli ich zastąpić. Mam nadzieję, że wróci Grzesiek Rogala. To problem mięśniowy, po tygodniowym okresie leczenia trzeba go zdiagnozować, ale trochę czasu jeszcze jest. Oskar Repka w ostatnich dniach borykał się znowu z dolegliwością pleców, jak w okresie przygotowawczym. Musieliśmy mu dać odpocząć. Zobaczymy, w jakim będzie stanie w tym tygodniu.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Grzegorz Słaby: Jesteśmy z tego dumni

– Będziemy po prostu czerpać radość z okazji do walki o najwyższe cele w PlusLidze, a gdzie nas to zaprowadzi, zobaczymy – powiedział trener Grzegorz Słaby w rozmowie z mediami klubowymi podsumowującej rundę zasadniczą PlusLigi w wykonaniu siatkarskiej GieKSy, która po raz pierwszy awansowała do fazy play-off tych rozgrywek.

Jakie emocje dominują po takiej rundzie? Radość, ulga, zmęczenie, satysfakcja?
– Raczej nie ulga, bo ona by nam towarzyszyła, gdybyśmy w ostatniej kolejce uniknęli ostatniego miejsca w lidze. Teraz czujemy przede wszystkim radość z faktu, że udało nam się wspólnym wysiłkiem – prezesa, dyrektora, sztabu, zawodników i pracowników Klubu – zbudować zespół, który był w stanie skutecznie powalczyć o play-off w prawdopodobnie najsilniejszej PlusLidze od lat. Jest to pierwszy awans do play-offów w historii GKS-u Katowice, dlatego tym bardziej jesteśmy z tego dumni.

Po meczu w Suwałkach nie wiedzieliśmy, jak będą wyglądały nasze dalsze losy w lidze, natomiast tego samego dnia okazało się, że w meczu Projektu Warszawa z PSG Stalą Nysa padł wynik, który okazał się dla nas korzystny.
– Tak, i chciałbym w tym momencie podziękować serdecznie zespołowi z Nysy i trenerowi Danielowi Plińskiemu. Stali były potrzebne trzy punkty, żeby zachować szansę na uniknięcie barażu; stracili ją, gdy Projekt doprowadził do tie-breaka, ale walczyli do samego końca o zwycięstwo, zaprezentowali sportową postawę i za to należą się nysanom brawa.

Nie każdy zespół w tym sezonie był w stanie podnieść się po zawirowaniach zdrowotnych i kadrowych, tym większy powinien być podziw dla całej drużyny siatkarskiej GieKSy…

– Dwa pierwsze mecze sezonu i pięć punktów w spotkaniach z Treflem i Asseco Resovią pokazały, że jesteśmy nieźle przygotowani do ligi. Potem złożyło się wiele rzeczy, które przeszkadzały nam w uwolnieniu potencjału, ale wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie prezentować wysoką jakość i jeżeli tylko będziemy w stanie normalnie trenować i powoli wychodzić na prostą, będziemy zbierać ważne punkty.
Aczkolwiek byłbym hurra optymistą, gdyby powiedział, że byłem pewien tak dużej zdobyczy punktowej w drugiej połowie sezonu. Nie ugraliśmy punktów jedynie z ZAKSĄ, PGE Skrą i Asseco Resovią, a w Rzeszowie zabrakło jednej wygranej piłki do tie-breaka. Dokonaliśmy wielkiego wyczynu, a kluczem do tego były relacje między zawodnikami, o których powtarzam niezmiennie od początku sezonu. Do jakości sportowej prezentowanej przez naszych siatkarzy dołożyliśmy jedność w drużynie, a to pozwoliło pokazać w pełni nasze możliwości.

polsatsport.pl – PlusLiga: Znamy pary ćwierćfinałowe! Projekt za burtą

Poznaliśmy komplet ćwierćfinalistów PlusLigi w sezonie 2021/2022. Po zwycięstwie Trefla Gdańsk 3:2 nad Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle miejsce w czołowej ósemce stracił Projekt Warszawa.
[…] Poniedziałkowy wynik ustalił więc ostateczny skład par, które zmierzą się w pierwszej rundzie fazy play-off. ZAKSA podejmie GKS Katowice, a Jastrzębski Węgiel zmierzy się z Treflem Gdańsk. Dwie pary znane były wcześniej. W jednej z nich PGE Skra Bełchatów, która zajęła trzecie miejsce, zmierzy się z szóstym Indykpolem AZS Olsztyn. Drugą tworzą Aluron CMC Warta Zawiercie (4) i Asseco Resovia Rzeszów (5).
Pary ćwierćfinałowe PlusLigi:
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle (1) – GKS Katowice (8)
Jastrzębski Węgiel (2) – Trefl Gdańsk (7)
PGE Skra Bełchatów (3) – Indykpol AZS Olsztyn (6)
Aluron CMC Warta Zawiercie (4) – Asseco Resovia Rzeszów (5)

 

HOKEJ

sportdziennik.com – Każdy ma swojego „kata”!

„Złote” trafienie kapitana zadecydowało o drugiej wygranej GKS-u!
Patryk Krężołek w ćwierćfinale play-off był „katem” Zagłębia Sosnowiec; z Tychami w tę rolę wcielił się Patryk Wronka. Natomiast Grzegorz Pasiut, kapitan GKS-u, jest nieuchwytny dla hokeistów z Oświęcimia. Zdobył już 3 gole w dwumeczu, w tym dzisiaj „złotego” na wagę niezwykle cennej wygranej.
Oba zespoły doskonale zdawały sobie sprawę z wagi tego spotkania. Jednak gospodarze nie zamierzali kalkulować i od pierwszego gwizdka ruszyli do ataku. Zdominowali wydarzenia na lodzie i cały czas szukali szansy, by krążek umieścić krążek w siatce. Goście byli skupieni na swojej strefie obronnej, ale od czasu do czasu ruszali do przodu. To jednak gospodarze mogli cieszyć z prowadzenia, bo Patryk Krężołek (2 min), Patryk Wronka (10) oraz Mateusz Michalski (15) mieli wyśmienite, ale nie potrafili skierować krążka do siatki. Szczęście było po stronie Clarke’a Saundersa. Gospodarze grali agresywnym pressingiem i stąd też goście nie mogli się skonstruować składnej akcji. Ich gra sprowadzała się do szukania jednego podania, które otworzyłoby napastnikowi drogę do katowickiej bramki. Szybka gra i, co najważniejsze, czysta z jednej i drugiej strony mogła się podobać. Lepsze wrażenie „artystyczne” pozostawili gospodarze, ale wynik bezbramkowy nie mógł zadowolić kibiców zgromadzonych w „Satelicie”.
Pewnie po rozmowach w szatni goście stwierdzili, że już nie można kalkulować, lecz inicjatywę przejąć we własne ręce. Stąd też zaczęli niezwykle ochoczo i Daniił Orechin (23) i Andrej Themar (26) mieli okazję odczarować bramkę Johna Murraya. Waga spotkania sprawiła, że akcje były szarpane. W 28 min do boksu kar powędrował Peter Bezuszka i to był świetny moment dla gospodarzy. Na lodzie pojawił się „eksportowy” atak i bramka „wisiała” w powietrzu. Gol był, oczywiście, dziełem Grzegorza Pasiuta, który niezwykle popisał się i Saunders był bez szans. Na dodatek Kanadyjczyk był nieco zasłonięty. Niemniej uderzenie kapitana „GieKSy” było najwyższej jakości. W 31 min na środku lodu doszło do starcia Teddy’ego Da Costy i Joony Monto. Potem włączył do tego Jakub Wanacki. Wszyscy powędrowali do boksu kar, ale napastnik gości otrzymał podwójną karę mniejszą za ostrość. W 35 min kibice z grozy zamarzli, ponieważ na linii niebieskiej w starciu padł na lód Pasiut. Sędzia przerwał spotkanie, ale na szczęście napastnik gospodarzy po interwencji fizjoterapeuty o własnych siłach opuścił taflę.
A w ostatniej była szaleńcza walka i goście wszystko postawili na jedną kartą. Sporo przebywali w tercji gospodarzy, ale niewiele z tego wynikało. Strzały były blokowano lub mijały bramkę Murraya. W 54 min do boksu kar powędrował Smal i było gorąco pod bramką GKS-u. Jednak gospodarze umiejętnie się bronili i oddali niebezpieczeństwo od własnej strefy. Gospodarze przetrzymali trudny okres i sami również starali się powiększyć konto bramkowe. W 58:44 min trener Tom Coolen wycofał bramkarza, ale ten manewr nie przyniósł zmiany wyniku. Gospodarze starali się bronić i chyba specjalnie nie byli zainteresowani atakiem. To była dobra, solidna praca w wykonaniu GKS-u i teraz mają wszystkie atuty w swoich rękach. Teraz rywalizacja przenosi się na dwumecz w czwartek i piątek do Oświęcimia.
– To był zupełnie inny mecz niż pierwszy- powiedział trener GKS-u, Jacek Płachta. – Dwie tercje w naszym wykonaniu były dobre, z kolei w ostatniej ostro ruszyli. Jednak potrafiliśmy się umiejętnie bronić. Ta rywalizacja jeszcze się nie zakończyła się i należy się spodziewać kolejnych emocji w kolejnym dwumeczu.

 

hokej.net – GieKSa o krok od złota! Świetny występ Erikssona

Hokeiści GKS-u Katowice pokonali w Oświęcimiu Re-Plast Unię Oświęcim 5:3 i do wywalczenia złotych medali potrzebują już tylko jednego zwycięstwa. Po pierwszy od 52 lat tytuł mistrzowski mogą sięgnąć już jutro!
[…] Oświęcimianie przystąpili do spotkania bez Teddy’ego Da Costy, który był jednym z liderów formacji ofensywnej w tym sezonie. „Tadek” w drugim meczu finału play-off doznał kontuzji nogi i w tym sezonie raczej go nie zobaczymy.
Biało-niebiescy zaczęli odważniej niż w dwóch poprzednich meczach. Grali aktywniej z przodu, ale efekt zmiany taktyki był połowiczny. Na pewno mecz był bardziej otwarty, ale gospodarzom przytrafiały się proste błędy.
Wynik spotkania w 6. minucie otworzył Andrej Themár, popisując się znakomitym uderzeniem w okienko. Chwilę później znakomitą okazję miał Aleksandr Strielcow, ale tym razem John Murray nie dał się pokonać.
Goście odpowiedzieli z nawiązką i na pierwszą odsłonę zeszli w lepszych humorach. Wyrównał Maciej Kruczek, który uderzył z bulika, a prowadzenie dał GieKSie Miro-Pekka Saarelainen. Fiński skrzydłowy, podczas gry swojego zespołu w przewadze, uderzył z bulika i zmusił Saundersa do kapitulacji.
Podopieczni Jacka Płachty w drugiej odsłonie prezentowali się korzystniej. Szybciej odbudowali ustawienie, lepiej wyprowadzali krążek i kreowali sobie więcej okazji. Słowem – ich hokej był po prostu dojrzalszy i osadzony na trwalszych podstawach.
To odbiło się również na wyniku. W 28. minucie na 3:1 podwyższył Grzegorz Pasiut, popisując się precyzyjnym uderzeniem w długi róg. Warto jednak zaznaczyć, że ten gol został poprzedzony poważnym błędem przy zmianie. Czy był to kluczowy moment tego meczu? Z pewnością nie, bo pięć minut później Daniił Oriechin wykorzystał dogranie Victora Rollina Carlssona i przechytrzył Johna Murraya
Przed przerwą katowiczanie wykorzystali bierność defensywy gospodarzy i podwyższyli prowadzenie na 4:2. Precyzyjnym uderzeniem z bekhendu popisał się Joona Monto. Guma zanim wpadła do siatki, odbiła się jeszcze od poprzeczki. Sędziowie sprawdzili zapis wideo, a później pewnym gestem wskazali na środek tafli.
W trzeciej odsłonie Unia rzuciła wszystkie siły do ataku. W 44. minucie Daniił Oriechin zdobył kontaktowego gola i wlał nadzieję w serca swojego zespołu.
W końcówce oświęcimianie mocno przycisnęli. Przed katowicką bramką mocno się kotłowało, ale ani Daniił Oriechin, ani Wasilij Strielcow nie zdołali doprowadzić do wyrównania. Na niespełna półtorej minut przed końcem regulaminowego czasu gry trener Tom Coolen zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza. Nie przyniósł on zamierzonego efektu, bo przyczynił się do straty piątego gola. Gumę w pustej bramce umieścił Anthon Eriksson, który do trzech asyst dołożył gola.

 

sportdziennik.com – GKS Katowice w blasku mistrzowskiego złota!
Gdy hokeiści GKS-u Katowice przed 52 laty zdobywali zloty medal, wówczas Jacek Płachta, obecny trener, miał niespełna rok, a i kibice tak samo długo czekali na tę chwilę.
Katowicka ekipa wygrała sezon zasadniczy, w półfinale rozegrała niesłychaną batalię z GKS-em Tychy, wygraną dopiero w 7. meczu, ale finale z Re-Plastem Unią Oświęcim, jak się okazało, było znacznie łatwiej. GKS na początku września wystartuje w Lidze Mistrzów i to będzie frajda dla sympatyków hokeja.

Obie ekipy doskonale zdawały sobie z wagi meczu i stąd tuż po pierwszym gwizdku obserwowaliśmy szybkie, dynamiczne akcje. Solidniejsze wrażenie sprawiali goście, którzy akcje mieli przemyślane i groźne. Sprawiali wrażenie bardziej zregenerowanych, bo poruszali szybciej i znacznie częściej gościli pod bramką gospodarzy.

Gdy Nikołaj Stasienko w 3:07 powędrował na ławę kar, nastały trudne czasy dla Clarke’a Saundersa. Goście, pozornie nie śpiesząc się, starannie rozgrywali krążek, ale w odpowiednim momencie akcje nabierały przyśpieszenia. Gdy Stasienko opuszczał boks kar, Carl Hudson zdecydował na uderzenie z niebieskiej linii. Kanadyjski golkiper próbował interweniować, ale „guma” przemknęła pod łokciem i wpadła do siatki. To trafienie wprowadziło w szeregi gospodarzy jeszcze więcej nerwowości i nie mogli przeprowadzić skutecznej akcji. Katowiczanie bez większego trudu rozbijali ataki i sami wcale nie rezygnowali z podwyższenia wyniku.

Hudson, obrońca z podwójnym obywatelstwem kanadyjsko-włoskim, znów dał o sobie znać. Otrzymał krążek do Matiasa Lehtonena i znów uderzył z dalszej odległości. Krążek tym razem przeleciał między parkanami golkipera. Wszyscy zgromadzeni w katowickim boksie mocno odetchnęli, bo to przecież była wymierna zaliczka na kolejne odsłony.

Przy tak wyrównanych drużynach nawet 2-bramkowa przewaga nic nie znaczy, bo znów rozpoczęła się twarda walka. Jedni i drudzy zupełnie nie odpuszczali. Jednak agresywniejsi w tej odsłonie byli gospodarze. Nie mieli nic do stracenia i w rezultacie i John Murray był kilka razy w poważnych opałach. Okazję do zmiany rezultatu miał Patryk Krężołek i zdecydował się na uderzenie, choć dobrze byli ustawieni Mateusz Bepierszcz oraz Hudson.

W 29 min Andrej Themar chciał sprawdzić umiejętności Murraya, ale po jego niezwykle silnym uderzeniu krążek minimalnie minął bramkę. W końcu wysiłki Unii zostały uwieńczone golem. Daniił Apalkow uderzał z lewej strony przy linii niebieskiej. Aleksander Strielcow stał przy słupku i z łatwością skierował krążek do siatki. To była iskierka nadziei na wyrównanie, ale do końca tej odsłony nic się nie zmieniło.
Niezwykle byliśmy ciekawi ostatniej tercji, bo przecież goście chcieli utrzymać przewagę lub ewentualnie ją powiększyć. Gospodarze rzucili się do ataku, ale ich poczynania nie były zbyt przemyślane. Goście umiejętnie wybijali ich z rytmu i sami szukali okazji na szybką i skuteczną akcję. GieKSiarze skarcili rywala. Na początku 47 min Jonna Monto podał do Anthona Erikssona i ten pewnie skierował krążek do siatki.
Szwed pewnie na długo zapamięta dwie wizyty w Oświęcimiu. Zdobył 2 gole oraz zaliczył 2 asysty. Czas płynął, ale gospodarze wcale nie zamierzali rezygnować z odrobieniem strat. Katowiczanie starali się przeprowadzać krótkie zmiany, by jak najefektywniej wykorzystać ten czas. Było dużo walki w strefach neutralnych lodowiska, ale gościom było to na rękę. W 55 min karę meczu otrzymał Aleksander Strielcow, bowiem bezpardonowo zaatakował bez krążka Lehtonena. To była oznaka niemocy gospodarzy i ostatnie minuty nie należały do najładniejszych.
GKS po 4 meczach sięgnął po złoto i to jest niespodzianka. Spodziewaliśmy się bardziej wyrównanej serii. Jednak hokeiści z Katowic w przekroju całej rywalizacji byli zespołem lepszym i w pełni zasłużenie sięgnęli po 7. tytuł mistrzowski w historii klubu.

 

Bywają piękne chwile…

GKS Katowice wystąpi w eliminacjach Ligi Mistrzów – to dodatkowy bonus za zdobycie miana najlepszej drużyny kraju.
Najpierw, jeszcze na tafli, łyk szampana, a potem chóralne śpiewy w szatni w oczekiwaniu na trenera, który był oblegany przez dziennikarzy i fotoreporterów. Tylko Carl Hudson wyłamał się z tego towarzystwa, dumnie chodził po korytarzu w górniczej czapce z czerwonym pióropuszem, perorował przez telefon, mocno gestykulując. Zawodnik ten w ostatnim, decydującym meczu o mistrzostwo Polski zdobył 2 gole i został MVP GKS-u Katowice. 36-letni Kanadyjczyk już wcześniej zapowiedział koniec kariery, a zdobycie korony mistrzowskiej to doskonały na to moment. Radość w katowickiej ekipie jest trudna do opisania – na tytuł mistrzowski czekano przez 52 lata!
Marcin Kolusz dołączył do drużyny w styczniu, gdy jego klub macierzysty, Podhale Nowy Targ, stracił szansę na grę w play offie. Nie chciał kończyć sezonu w połowie lutego, stąd też za namową działaczy GKS-u przeniósł się do Katowic. Z adaptacją nie miał żadnych problemów, bo przecież z większością zawodników miał okazję grać. Kolusz, hokeista uniwersalny, początkowo występował jako środkowy napastnik, ale w play offie trafił do obrony.
– Mam nadzieję, że zbytnio nie odstawałem od moich kolegów – mówił z uśmiechem „Kolos”, bo taki nosi przydomek. – W play offie niczego się nie oszuka, wówczas widać, jak drużyna jest przygotowana. Na finiszu sezonu czuliśmy się niezwykle mocni nie tylko na lodzie, ale również poza nim. W szatni była chemia, braterstwo, przez cały czas trzymaliśmy się razem. Oczywiście, mieliśmy trudne chwile, i to na własne życzenie, podczas półfinałowej rywalizacji z GKS-em Tychy.
Zresztą hokeistom tego klubu chciałbym podziękować za przygotowanie nas do finałowej rywalizacji. Gdy wygraliśmy trudną serię 4-3, adrenalina nam skoczyła i wiedzieliśmy, że tej szansy na tytuł już nie zmarnujemy. GKS był najsolidniejszą firmą w tym sezonie i co do tego nikt nie miał żadnych wątpliwości.
Fachowcy byli zdania, że gra GKS-u opiera się na pierwszym ataku: Patryk Wronka – Grzegorz Pasiut – Bartosz Fraszko. Tę ocenę trzeba jednak nieco zmienić, patrząc na dokonania poszczególnych formacji w play offie.
– Jestem czwarty sezon w GKS-ie, więc pamiętam, jak te play offy się dla nas kończyły – mówi Grzegorz Pasiut, kapitan i lider zespołu. – Chyba od początku sezonu mieliśmy zakodowane w podświadomości to mistrzostwo. Zespół składał się zarówno z doświadczonych, jak i młodych zawodników i trzeba było sobie radzić z presją. Owszem, grałem sporo minut, ale od pewnego momentu stałem się dojrzalszym zawodnikiem, dbającym o dietę oraz regenerację; dlatego nie czuję się zmęczony. Chciałbym zwrócić uwagę na dokonania pozostałych formacji. Każda dodała od siebie wiele i bez nich nie byłoby tego sukcesu.
Zespół był odpowiednio zbilansowany, choć zaczynaliśmy w innych piątkach (poza pierwszą – przyp. red.). Sezon był wyczerpujący pod względem psychicznym, bo przecież czuliśmy tę odpowiedzialność. Kiedy jeśli nie teraz? – dało się słyszeć w kuluarach. Trener trzymał nas w ryzach, ciągle był niezadowolony z naszej postawy i wytykał błędy. Uśmiech na jego twarzy pojawił się z chwilą końcowej syreny po czwartym meczu, dającym nam mistrzostwo. Trenerowi trudno było dogodzić (śmiech), ale taka jest jego rola.
Trener Jacek Płachta to „GieKSiarz” z krwi i kości. W tym klubie zaczynał swoją bogatą karierę sportową, a teraz doprowadził go do 7. mistrzostwa Polski.
– Chłopaki wykonali fantastyczną pracę przez cały sezon – podkreśla szkoleniowiec. – Zostaliśmy zespołem nr 1 w sezonie zasadniczym, ale to była tylko część zadania. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, jakie możemy spotkać trudności w play offie. I oczywiście one były, ale zdołaliśmy je pokonać. Z każdym meczem wzmacnialiśmy się mentalnie, a kiedy jechaliśmy na ostatni mecz do Oświęcimia, widziałem, jak zawodnicy są nastawieni. Na ich twarzach malowała się determinacja, więc nie odzywałem się ani słowem. To niezwykle charakterne chłopaki. Chcieliśmy kibicom, działaczom i sobie sprawić prezent, bo wszyscy na to zasłużyliśmy.
Sztab szkoleniowy i – wedle naszych informacji – trzon zespołu pozostanie na następny sezon niezmieniony. Może tylko zmieni się część składu obcokrajowców. Trzeba pamiętać, że tę drużynę czekają spore wyzwania – nie tylko będzie bronić tytułu, ale również wystąpi w eliminacjach Ligi Mistrzów. – No ale teraz pozwól się nacieszyć sukcesem i jeszcze trochę poświętować – powiedział na pożegnanie trener Płachta.
Droga do złota
Sezon zasadniczy
1. GKS Katowice 40 83 142:85 26/2 11/1
Play off
Ćwierćfinały: GKS Katowice – Zagłębie Sosnowiec 6:1, 2:3 5:3, 4:3D, 9:1, seria 4-1.
Półfinały: GKS Katowice – GKS Tychy 2:0, 2:3D, 2:6, 6:2, 2:1, 2:3K, 3:2D, seria 4-3
Finał: GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim 4:2, 1:0, 5:3, 4:1, seria 4-0.
Sukcesy GKS-u
Mistrzostwo Polski (7): 1958, 1960, 1962, 1965, 1968, 1970, 2022;
Wicemistrzostwo (10): 1956, 1957, 1959, 1961, 1967, 1969, 2001, 2002, 2003, 2018
Brązowy medal (10): 1955, 1963, 1966, 1975, 1994, 1995, 1997, 1998, 2019, 2020
Puchar Polski (1): 1970
Brąz Pucharu Kontynentalnego (1): 2019

Mistrzowie Polski
Bramkarze: John Murray, Maciej Miarka;
Obrońcy: Carl Hudson, Maciej Kruczek, Dawid Musioł, Mateusz Rompkowski, Kalle Valtola, Oskar Krawczyk, Patryk Wajda, Jakub Wanacki;
Napastnicy: Mateusz Bepierszcz, Piotr Ciepielewski, Anthon Eriksson, Bartosz Fraszko, Marcin Kolusz, Patryk Krężołek, David Lebek, Matias Lehtonen, Mateusz Michalski, Joona Monto, Szymon Mularczyk, Grzegorz Pasiut, Jakub Prokurat, Miro-Pekka Saarelainen, Igor Smal, Filip Wielkiewicz, Patryk Wronka.
Trenerzy: Jacek Płachta, Ireneusz Jarosz i Arkadiusz Sobecki (odpowiedzialny za szkolenie bramkarzy)
Dyrektor sekcji: Roch Bogłowski.
Kierownik drużyny: Kamil Berggruen.
Fizjoterapeuta: Maciej Kleinert.

 

sport.interia.pl – GKS Katowice hokejowym mistrzem Polski. Czekali na to 52 lata!

Zaledwie cztery mecze w finale play-off wystarczyły do rozstrzygnięcia kto został mistrzem Polski w hokeju. GKS Katowice za każdym razem wygrał z Unią Oświęcim, zarówno u siebie, jak i na wyjeździe. W efekcie tytuł wraca do Katowic po 52 latach przerwy!
Ostatnie mistrzostwo GKS Katowice zdobył w 1970 roku, tamten tytuł pamiętają już nieliczni fani katowickiej drużyny. Teraz mają satysfakcję; zespół trenera Jacka Płachty rzeczywiście w tym sezonie był najlepszy. Tytuł zdobył zasłużenie i znakomitym stylu!
Po trzech meczach GKS Katowice prowadził 3-0, ale przed czwartym spotkaniem oświęcimscy kibice nie zwątpili we własną drużynę. Przyszło ich – jeśli to w ogóle możliwe – chyba jeszcze więcej niż wcześniej. Wychodzili rozczarowani – i tym razem nie udało się ograć katowiczan.

 

sport.tvp.pl – GKS Katowice mistrzem Polski w hokeju na lodzie

Mamy nowego mistrza Polski w hokeju na lodzie. GKS Katowice po raz czwarty w serii okazał się lepszy od Unii Oświęcim. Na tafli rywala pokonał go 4:1 i domknął serię wynikiem 4:0.
Po znakomitym sezonie zasadniczym, w którym katowiczanie wygrali 26 spotkań, przystępowali do play-offów w roli faworytów. Zgodnie z przewidywaniami wygrali w ćwierćfinale 4:1 z Zagłębiem Sosnowiec. W półfinale pokonali natomiast po zaciętej serii 4:3 GKS Tychy.
W finale czekała już na nich Unia Oświęcim. Zespół Toma Coolena zajął drugie miejsce w tabeli i po pokonaniu torunian oraz jastrzębian zameldował się w meczu o złoto.
Nie nawiązał w nim jednak walki ze stawianymi w roli faworytów katowiczanami. Ci wygrali najpierw dwa mecze na własnym lodowisku. W kolejnych dwóch okazali się lepsi na wyjeździe. W piątek przypieczętowali zwycięstwo pokonując Unię 4:1.
[…] Zwycięstwo dało GKS-owi siódme w historii, a pierwsze od 52 lat mistrzostwo Polski.

 

hokej.net – Dlaczego wygrała GieKSa? Pięć faktów po finale play-off

GKS Katowice po 52 latach wrócił na hokejowy tron. Podopieczni Jacka Płachty w finałowej rywalizacji pokonali Re-Plast Unię Oświęcim już w czterech meczach, będąc zespołem zdecydowanie lepszym. Postanowiliśmy przeanalizować elementy, w których biało-niebiescy okazali się słabsi.
TAKTYKA
– Katowiczanie imponowali porządkiem na tafli. Byli dobrze zorganizowani nie tylko pod własną bramką, ale również w tercji neutralnej. To właśnie tam spowalniali albo całkowicie przerywali akcje rywali.
Nie da się ukryć, że sztab szkoleniowy GieKSy lepiej zdiagnozował słabe punkty rywali. Dzięki takim detalom pokonanie Unii było znacznie łatwiejsze.
Sztab szkoleniowy Unii kurczowo trzymał się swoich założeń. Z ich strony brakowało sprawnej reakcji czy mówiąc kolokwialnie – odstawienia od gry zawodników, którzy danego dnia nie prezentowali się najlepiej.
Nie wspominamy już o tym, że pierwszy atak GKS-u Patryk Wronka – Grzegorz Pasiut – Bartosz Fraszko wciąż rządził i dzielił, a swoje dołożyła też formacja złożona z Anthona Erikssona, Matiasa Lehtonena i Igora Smala.
DEFENSYWA
– Różnica w tym elemencie na korzyść katowiczan była wskazywana przez wielu ekspertów już przed rozpoczęciem finałowej rywalizacji. Zresztą nie bez powodu GieKSa straciła w sezonie zasadniczym najmniej bramek. To był monolit.
Z kolei oświęcimianie w destrukcji popełniali proste błędy. Na dodatek przytrafiały się one tak doświadczonym zawodnikom jak choćby Nikołaj Stasienko, który w ekstralidze białoruskiej, KHL był odpowiedzialny przede wszystkim za utrzymanie spokoju we własnej tercji. Taką samą rolę pełnił też w reprezentacji Białorusi, w której grał nawet na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver.
Wielu dziwiło też to, że trener Tom Coolen tak uporczywie trzyma się gry na sześciu obrońców, podczas gdy bracia Patryk i Miłosz Noworytowie oglądali spotkania z perspektywy trybun lub boksu. A są to zawodnicy, którzy wsadzą głowę tam, gdzie inny gracz boi się włożyć kij. Ofiarna gra jest wpisana w ich hokejowe DNA.
Blokowanie strzałów własnym ciałem to poświęcenie, jakie w fazie play-off jest niezbędne. Ba, pozwala napędzić zespół do jeszcze większego wysiłku i zaangażowania.
DYNAMIKA
– W nowoczesnym hokeju niezwykle ważna jest dynamika. Pierwsze trzy-cztery kroki pozwalają zdobyć przewagę nad rywalem. Wyprowadzić szybką kontrę albo zneutralizować zagrożenie.
Przewagę w tym elemencie również mieli katowiczanie, którzy sprawniej i żwawiej poruszali się po lodzie. Potrafili „odjechać” oświęcimianom, a gdy ci decydowali się na kontry, szybko je przerywali. Dość powiedzieć, że liczba kontrataków wyprowadzanych przez Unię była znikoma. A to też o czymś świadczy.
Gdzie można szukać przyczyn takiego stanu rzeczy? Hokejowi eksperci, którzy często obserwowali treningi Unii, wielokrotnie podkreślali, że biało-niebiescy trenują zbyt krótko, a za dużo odpoczywają. Uważali, że urlopy w trakcie sezonu i treningi o sygnaturze „optional” nie wróżą nic dobrego przed fazą play-off i mogą sprawić, że „pary” w końcu zabraknie.
Oświęcimskiemu zespołowi z pewnością nie pomogła też styczniowa przerwa spowodowana faktem, iż kilkunastu zawodników musiało udać się na kwarantannę. To też miało wpływ na to, że aspekty dynamiczno-kondycyjne poszły w dół i trzeba było je odbudować. A czasu było niewiele.
AGRESYWNA GRA
– Teddy Da Costa po drugim meczu finału play-off zwrócił uwagę na fakt, że jego zespół nie prezentuje agresywnego hokeja. I trudno było się z nim nie zgodzić. Unia podczas gry forecheckingiem unikała twardych ataków ciałem. W każdym razie było ich za mało, jak na starcia o najwyższą stawkę.
Unia nie prowokowała też katowickich liderów, jak robili to tyszanie z Filipem Starzyńskim na czele. A przecież faza play-off to także wojna psychologiczna.
HOKEJOWE „STAŁE FRAGMENTY GRY”
– Pokaż mi swoje przewagi i osłabienia, a ja ci powiem jaki masz zespół. Parafraza słynnego piłkarskiego powiedzenia idealnie ukazuje też różnicę pomiędzy katowiczanami a oświęcimianami. W tych elementach podopieczni Jacka Płachty byli po prostu lepsi. W finale play-off rozgrywali przewagi ze skutecznością wynoszącą 40 procent, a ich procent wybronionych osłabień wyniósł 85,7 procent.
Dość powiedzieć, że gole zdobywane w przewadze były niezwykle ważne. Dodajmy, że gol Grzegorza Pasiuta z drugiego meczu zapewnił zwycięstwo, bo cały mecz skończył się piłkarskim wynikiem 1:0. Trafienie Miro-Pekki Saarelainena pozwoliło GieKSie wyjść na prowadzenie przed zakończeniem pierwszej tercji w meczu numer trzy, a gol Carla Hudsona otworzył czwarty mecz finału.
Jak łatwo policzyć oświęcimianie w tych dwóch statystykach wypadli blado. Przewagi w ich wykonaniu miały skuteczność oscylującą w granicach 14,3 procent, a osłabienia zaledwie 60-procentową.

 

Bramkarz sezonu – John Murray

Podstawą każdej drużyny hokejowej jest solidny bramkarz. Z tym powiedzeniem trudno się nie zgodzić, dlatego tytuł najlepszego golkipera tego sezonu musi powędrować w ręce Johna Murraya. Był on jednym z architektów złotego medalu, po jaki sięgnęli w piątek hokeiści GKS-u Katowice.
„Jasiek Murarz” po czterech sezonach spędzonych w ekipie GKS-u Tychy musiał poszukać sobie nowego miejsca. Był to efekt decyzji sztabu szkoleniowego oraz pewnego zbiegu okoliczności, który wydarzył się podczas fazy play-off i po którym doświadczony golkiper stracił miejsce w bramce na rzecz Ondřeja Raszki. To spotkało się z niezadowoleniem części kibiców i odbiło się też na wynikach osiąganych przez drużynę z „Piwnego Miasta”.
[…] Przeprowadzka do Katowic była dla Johna Murraya okazją do udowodnienia swojej wartości. Do pokazania wszystkim niedowiarkom, że zbyt szybko postawiono na jego karierze krzyżyk.
Katowiccy działacze strzelili w dziesiątkę, bo w drużynie z alei Korfantego „Jasiek Murarz” znalazł swoją bezpieczną przystań. Od początku sezonu bronił niezwykle solidnie i nie popełniał większych błędów, choć lubił wyjeżdżać z bramki, grać kijem – często na granicy ryzyka.
W sezonie zasadniczym wystąpił w 38 spotkaniach, w których interweniował ze skutecznością oscylującą w granicach 92,7 procent i wpuszczał średnio 2,08 bramki na mecz. Trzykrotnie kończył mecz z czystym kontem.
W fazie play-off jeszcze mocniej wyśrubował statystyki. W 15 starciach wpuszczał średnio 1,97 gola na mecz, a na jego koncie widniały też dwa shutouty i uwaga – 93,5 procentowa skuteczność interwencji.
– Myślę ,że wybór Murraya jako najlepszego bramkarza jest trafny. „Jasiek” zabronił w tym sezonie w największej liczbie meczów i zejście w sezonie poniżej 90 straconych bramek bardzo dobrze świadczy o bramkarzu, a także o jego dobrej współpracy z linią defensywy – wyjaśnił Mariusz Kieca, były golkiper polskich klubów i reprezentacji naszego kraju, a obecnie ceniony ekspert.
– John przez cały sezon utrzymywał równą formę z małym jej załamaniem na przełomie grudnia i stycznia. Jednak po kilku słabszych meczach i odpoczynku wrócił na decydującą część sezonu w bardzo dobrym stylu. John nie jest super technicznym bramkarzem, jeżeli chodzi o styl butterfly, jednak bardzo dobra jazda na łyżwach, dobra gra kijem, umiejętność czytania gry, współpraca z linią defensywną oraz znakomity refleks pozwalają zaliczyć go do najlepszych bramkarzy na polskich taflach – ocenił Kieca.
I dodał: – Ciekawostką niech będzie fakt, iż Tychy zrezygnowały z dobrego bramkarza, a potem wyrzuciły trenera bramkarzy, który go podobno nie chciał. Koniec końców wspomniany szkoleniowiec (Arkadiusz Sobecki – przyp. red.) współpracował z Murrayem, przykładając cegiełkę do jego bardzo dobrej formy w tym sezonie. A myślałem, że po 40 latach przy hokeju już nic mnie nie zaskoczy.
Świetne występy Murraya z pewnością zaowocują nową umową, co zagwarantuje katowickiemu klubowi spokój w tyłach. Już teraz jesteśmy ciekawi, jak 34-letni golkiper zaprezentuje się w rozgrywkach Hokejowej Ligi Mistrzów, na tle wyżej notowanych zespołów.
Nim to jednak nastąpi pochodzący z Pensylwanii golkiper musi się szybko zregenerować, bo w sezonie był mocno eksploatowany. A przed nim jeszcze przecież Mistrzostwa Świata Dywizji IB, które zostaną rozegrane w Tychach, czyli na obiekcie, który zna jak własną kieszeń.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Seba Bergier RTS…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wszystko zaczęło się od żółtej kartki we Wrocławiu. Kompletnie niepotrzebnej, głupiej, eliminującej z prestiżowego starcia z Legią. Szkoda było, bo przecież Sebastian Bergier to był ważny zawodnik i nasz najskuteczniejszy strzelec. Ale trudno – absencje kartkowe przecież się zdarzają. Liczyliśmy, że napastnik wróci na kolejny mecz i dogra normalnie do końca sezonu.

Niestety próżno było go szukać w składzie na kolejne spotkanie z Koroną. I z Cracovią też. Trener Rafał Górak przed meczem z Pasami mówił:

– Ręka jest złamana. Kość śródręcza piąta jest złamana. Wydawało nam się w pierwszej fazie, że jeśli to złamanie nie będzie zbyt poważne, będzie można zastosować opatrunek miękki i będzie mógł grać, jednak lekarze zadecydowali, że przez pierwsze dziesięć dni musi w twardym opakowaniu gipsowym tę rękę przypilnować, by ta kontuzja się nie rozeszła. Stąd absencja, Sebastian nie trenuje z nami, postanowiliśmy dać odpocząć tej ręce do końca tego tygodnia i zobaczymy – jeśli prześwietlenie wykaże i lekarze pozwolą, by mógł wrócić do treningów, to od przyszłego mikorcyklu, do meczu z Lechem będziemy z Sebastianem. Na dzień dzisiejszy go nie ma.

Na konferencji po meczu z zespołem z Cracovią mówił:

– Stan ręki i ten złamanej kości śródręcza będzie diagnozowany. Najprawdopodobniej we wtorek będziemy wiedzieli, czy z miękkim opatrunkiem będzie mógł ewentualnie grać. Natomiast biorę po uwagę, że z Lechem może nie wystąpić.

Kibice zastanawiali się, czekali na informację na temat stanu zdrowia Sebastiana. To się doczekali…

Dziś jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że Sebastian dogadał się z Widzewem. Wiemy, że negocjacje z danym klubem to nie jest kwestia jednego dnia czy jednego telefonu. A już finalizacja rozmów to czas intensywny. Trudno więc nie odnieść wrażenia, że w momencie, kiedy nam wszystkim wydawało się, że Sebastian robi wszystko, by dojść do siebie na końcówkę sezonu – on po prostu myślą, mową i uczynkiem był gdzie indziej. Konkretnie w Sercu Łodzi.

Nigdy nie byłem dobry w sprawy organizacyjne, logistyczne, formalne, więc nie będę wnikał w kwestie, czy istnieje klauzula minut do rozegrania zawartych w obecnym kontrakcie z GKS i potencjalnych konsekwencji wypełnienia lub nie tego limitu. Kibice o tym piszą i mówią, nie znam historii, więc nie będę się wypowiadał. Czy Sebastian taką klauzulę miał… wiedzą zainteresowani. W każdym razie piłkarzowi kontrakt się nie przedłuża w żaden sposób i odchodzi do Widzewa na zasadzie wolnego transferu.

Niesmak wywołuje nie to, że zawodnik przechodzi do Widzewa. Ma do tego prawo, ktoś mu zaproponował lepszy kontrakt, ktoś podpowiedział, że Widzew ma większe sportowe ambicje. Nie oszukujmy się, większość piłkarzy to najemnicy i jeśli mają lepszą ofertę – skorzystają z niej. Ideowców jest stosunkowo niewiele.

Natomiast sposób rozwiązania tej sprawy jest mocno średni. Najpierw ta żółta kartka, teraz ta „kontuzja”… Nawet jeśli jest ona prawdziwa, to po prostu powoduje domysły i niepotrzebne plotki. Można było po prostu oficjalnie powiedzieć, że prowadzi się rozmowy z Widzewem. Też by była pewnie z wielu stron krytyka, ale byłoby to bardziej transparentne.

A tak mamy historię zawodnika, który leczy kontuzje i próbuje dojść do siebie na mecz z Lechem, a tu nagle okazuje się, że przeszedł do innego klubu.

Nie jest to oczywiście na tyle poważna sprawa, by teraz Sebastiana traktować jako persona non grata (nomen omen) czy obrzucać go wyzwiskami. Liczy się punkt wyjścia, a punkt wyjścia jest taki, że jest to najemnik i prędzej czy później mogło do czegoś takiego dojść. Czepiam się tylko tych okoliczności, jakich się to działo.

Trudno. Zawodnik dał GieKSie, co miał dać, czyli sporo bramek. Nie jest to napastnik wybitny i sam wieszczyłem, że w tym sezonie w ekstraklasie sobie nie poradzi. Dlatego liczba bramek, które strzelił i tym samym punktów dla GKS jest naprawdę imponująca, jak na tego piłkarza. Dał więcej niż powinien. Więc jeśli chce skorzystać z okazji, to nie można mieć do niego pretensji.

Mieliśmy kiedyś historię z Tomkiem Hołotą, który „pitnął” z GKS tuż przed którymś meczem, chyba z Luboniem w Pucharze Polski. Wtedy niesmak też był ogromny. Zawodnik dogadał się wówczas z Polonią Warszawa. Po kryjomu. Czy tutaj w klubie wiedzieli, że Sebastian prowadzi zaawansowane rozmowy w trakcie „kontuzji” – nie wiem. Jeśli tak, to przynajmniej w klubie jest jasno.

Całość sprawia, że choć Sebastianowi można podziękować za wkład w GKS w pierwszej lidze i teraz w ekstraklasie, to ta sytuacja nie będzie powodować, że sympatycy GKS będą skandować jego nazwisko, kiedy przyjedzie z Widzewem na Nową Bukową. Trochę szkoda sobie tak psuć reputację, ale jak widać dla zawodnika nie było to specjalnie ważne.

Piłkarz strzelił 29 bramek dla GKS, grając przez 2,5 sezonu, co jest naprawdę dobrym rezultatem. Walnie przyczynił się do awansu i powrotu GKS do elity. Nawet jeśli drugich tylu dobrych okazji nie wykorzystał, to jest to duży wkład. Choć jakby je wykorzystał, to by nie poszedł do Widzewa, tylko gdzieś wyżej.

Szkoda. Ale mimo wszystko powodzenia w nowym klubie.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Wczoraj dostałem SMS-a, że podpisał kontrakt

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do przeczytania zapisu tekstowego konferencji prasowej przed meczem z Lechem Poznań, w której udział wzięli trener Rafał Górak i obrońca Grzegorz Rogala. Szkoleniowiec poruszył między innymi kwestię Mateusza Kowalczyka, odejścia Sebastiana Bergiera, a także nietypowego planu na występ Grzegorza Rogali.

Michał Kajzerek: Dzień dobry, witam wszystkich. Bilety na ten mecz ciągle dostępne, trzeba na bieżąco obserwować system biletowy, bo tam wpadają wejściówki zwalniane z karnetów. 24 godziny przed meczem pojawi się pula zwolniona z rezerwacji. Ponadto przy okazji meczu będzie można zapisać się do bazy dawców szpiku kości, jest to akcja „GieKSiarz do szpiku kości” organizowana przez Stowarzyszenie Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Szybka informacja – został uwzględniony nasz wniosek o odwołanie od drugiej żółtej kartki Oskara Repki z meczu z Koroną Kielce.

Prosimy o ocenę rywala.
Rafał Górak: 
Dzień dobry. Ocena rywala może być tylko i wyłącznie znakomita, wiadomo jaki jest cel w Poznaniu. Zdajemy sobie sprawę z ilości determinacji i tej ogromnej chęci, która w piłkarzach Lecha będzie. Musimy być gotowi na poprzeczkę zawieszoną naprawdę wysoko, ale grając na swoim boisku, na żółtej Nowej Bukowej, mam nadzieję, że stworzymy znakomite widowisko i będzie o czym rozmawiać po meczu.

Wracasz do sprawności. Jak minęły ostatnie tygodnie?
Grzegorz Rogala: 
Dzień dobry. Od trzech tygodni jestem w pełnym mikrocyklu z drużyną i jestem gotowy do rywalizacji na pełnych obrotach.

Czujecie, że w jakiś sposób uczestniczycie w tej walce o Mistrzostwo Polski? Dużo od was zależy.
Górak: 
Pośrednio tak, ale dla nas najbardziej istotną sprawą jest to, aby wykorzystać czas pierwszego sezonu po tak długim czasie w Ekstraklasie. Chodzi o to, jak my sobie damy radę i jak my się zaprezentujemy. Nas powinno interesować pokazanie się i stworzenie jak najlepszego widowiska, w Częstochowie podołaliśmy zadaniu. Trzeba być skoncentrowanym.

Ogłoszono transfer Bergiera, który pewnie już nie zagra. Jak z pozostałymi napastnikami?
Wiadomo – ręka jest złamana i równolegle mamy decyzję Sebastiana. Adam Zrelak, jestem pewien, że będzie do mojej dyspozycji, na pewno nie na 90 minut, ale już jest. Szymczak grać nie będzie mógł (warunki wypożyczenia – przyp. red.), a plan D w głowie jest i ten plan jest przygotowany. Zawodnicy wiedzą, w jaki sposób zagramy.

Pan rozmawiał z Sebastianem, by został?
Ja nie jestem od przekonywania, zawodnicy powinni to czuć. GKS Katowice złożył ofertę na pozostanie, on jej nie przyjął, a propozycja złożona Klubowi nie została przyjęta. Sebastianowi możemy tylko dziękować za bramki i wkład. Życzymy powodzenia, nie mam z tym problemów.

Zgodziliście się na warunki wypożyczenia Szymczaka. Pan jest zwolennikiem tego typu zapisów?
Jeżeli klub wypożycza zawodnika, który potem do danego klubu wraca, to ja to rozumiem i akceptuję. Gorzej, jeżeli kontrakt miałby się kończyć – to byłoby trudne do akceptacji.

Ostatni raz zagrałeś we wrześniu. Jak to jest być tak długo poza meczami?
Rogala:
Nie jest to miłe uczucie, ale cały proces przebiegł bardzo profesjonalnie. Nie jest to nic przyjemnego, ale ja się cieszę z tego, że wracam. Dzisiaj jestem do dyspozycji.

Masz jakieś obawy?
Na treningu jestem na pełnych obrotach i nie mam żadnego strachu czy bojaźni przed odnowieniem urazu. Jeśli w treningu jest dobrze, to w meczu też musi.

Lech przyjedzie tu wygrać. Czy to ułatwienie, że wiecie, czego oczekiwać?
Górak:
Ułatwienie, to taka gra w otwarte karty. Dzisiaj wszyscy, którzy GKS oglądają, wiedzą, że również będziemy dążyć do wygranej. Będziemy musieli realizować zadania w defensywie, by powstrzymać kapitalnych zawodników. Poprzeczkę postaramy się zawiesić wysoko.

Wiadomo, że klub dostaje pieniądze zależne od miejsca, zawodnicy też?
Każdego trzeba byłoby pytać, jak kontrakt został spisany. Nie ma co dywagować o pieniądzach, nas to nie powinno interesować. Pieniądze powinny być na końcu, ja tak piłkę traktowałem. Ja potrzebuję wygrać mecz, trening, sezon – cały czas wygrywać.

Było spotkanie z nowym prezesem?
Znaliśmy prezesa, ale jako członka rady nadzorczej. Spotkanie było, prezes przywitał się z nami, poinformował o swoich zadaniach. Wydaje mi się, że po sezonie będzie moment, by zjeść wspólnie duży obiad. Teraz trzeba grać.

Co z chłopakami, którzy są wypożyczeni?
Przede wszystkim te rozmowy muszą być prowadzone równolegle z ich klubami, szczególnie jeśli chodzi o Filipa i Dawida. Lech ma swoje sprawy, Raków również, także czekamy na zakończenie rozgrywek. My naszą kadrę już dzisiaj budujemy, rozmawiając z zawodnikami i agencjami. Tu się dzieje wiele rzeczy. Jaśniejsza jest sytuacja odnośnie Mateusza Kowalczyka – mamy prawo pierwokupu. Jeszcze spotkania nie miałem, ta decyzja jest przygotowywana. Jedno jest najważniejsze: Mateusz Kowalczyk chce grać w GKS-ie Katowice.

Dwa ostatnie mecze Lecha były odmienne – inne taktyki i rywale.
W meczu z Puszczą Lech oddał osiem strzałów, Puszcza dziewięć – jakość, ogromna jakość piłkarzy. Bramka Lecha w meczu z Legią to niesamowita klasa strzelca, musimy bardzo uważać w defensywie. W Lechu widać dużo zespołowości, Antek świetnie tę grę układa.

Wobec nieobecności napastników to może trener ma plan, byś to ty „biegał do przodu”?
Rogala:
Tego na dzień dzisiejszy nie wiem (uśmiech), ale dam na pewno z siebie 100 procent. Zaczynałem od tyłu karierę i szedłem trochę do przodu, ale nie aż tak daleko.

Czyli plan trenera tego nie obejmuje?
Górak: 
Obejmuje, obejmuje jak najbardziej (śmiech)! To na ostatnie minuty, z tą szybkością wszystkiego należy się spodziewać.

Sytuacja z Kowalczykiem jest rozwojowa. Jaki jest jego wkład w drużynę, dlaczego jest taki dobry i dlaczego po odejściu Kozubala nie było to tak bolesne?
Model gry GieKSy jest stworzony pod zawodników grających na pozycji 8, bo naprawdę ci ludzie mają tam dużo rzeczy do zrobienia. Szukam zawodników intensywnych, inteligentnych, którzy czują boisko. Znałem Mateusza wcześniej, wiedzieliśmy, że wyjeżdża bardzo utalentowany chłopak i poprzeczkę będzie miał wysoko. Byłem ciekaw, jak sobie poradzi w takim klubie. Ja takim zwolennikiem szybkich wyjazdu nie jestem, to był dla niego trudny okres. Kiedy odchodził Antek, to mieliśmy 2-3 pomysły na zapełnienie tej luki, tu się to równoważyło z kwestią przepisu o młodzieżowcu. Zawodnik dostał szansę na mocną rywalizację, a tymi łokciami szybko się zaczął przebijać. Te nabijane minuty odbudowywały jego pewność siebie i zaczął wyglądać jako ten fajny ligowiec, który z ŁKS-u wyjechał. To daje obraz tego, że ci ludzie niepotrzebnie tak szybko wyjeżdżają. Życzę im cierpliwości i by wyjechali po 150 meczach w Ekstraklasie podbijać Europę. Pieniądze są ważne, ale ja powtarzam: na nie przyjdzie czas. Świetny postęp i kapitalna droga, ale wszystko przed nim. Ma deficyty i powinien pracować nad sobą, zdobywać doświadczenie.

Kiedy trener dowiedział się o rozmowach Bergiera z Widzewem?
Wczoraj (14 maja – przyp. red.) o godzinie 8:00 dostałem od Sebastiana SMS-a o tym, że podpisał kontrakt z Widzewem Łódź. Od wczoraj od godziny 8:00 o tym wiem, że rozmawiał z Widzewem.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kolejna domowa wygrana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej galerii z Bukowej. GieKSa wygrała z Cracovią 2:1 po bramkach Kuuska i Repki. Zdjęcia zrobiła dla Was Madziara. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga