Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

GKS Katowice zamknął rozdział w glorii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania GKS Katowice – Zagłębie Lubin. GiekSa wygrała 1:0 (0:0).

 

gazetawroclawska.pl – Zagłębie nie popsuło piłkarskiego święta w Katowicach

KGHM Zagłębie Lubin przegrało z GKS-em Katowice 0:1. Było to ostatnie spotkanie o stawkę na legendarnym obiekcie przy ul. Bukowej w Katowicach.

Zagłębie Lubin pojechało do Katowic w poszukiwaniu drugiego ligowego zwycięstwa w 2025 roku. Lubinianom mocno zajrzało w oczy widmo spadku, dlatego nie chcąc wylądować w strefie spadkowej bez oglądania się na rywali, w Katowicach musieli wygrać.

Trener Marcin Włodarski, pod którym stołek staje się coraz gorętszy, po porażce z Piastem Gliwice dokonał tylko dwóch zmian, w tym jednej wymuszonej. Pauzującego za kartki Damiana Dąbrowskiego zastąpił Adam Radwański, a za plecami ustawionego najwyżej Tomasza Pieńki operował Szwed Ludvig Fritzson. Na ławce rezerwowych wylądował Marek Mróz.

GKS Katowice jest w zupełnie innym położeniu. Podopieczni Rafała Góraka plasują się w środkowej strefie boiska i nie muszą nerwowo oglądać się na siebie. Presja jednak była, ponieważ niedzielny mecz był oficjalnym pożegnaniem legendarnego stadionu przy ul. Bukowej w Katowicach.

Wybudowany w latach 50′ obiekt okres świetności już dawno ma za sobą. Niewiele zmieniało się tam od ostatniej gruntownej renowacji, jaka miała miejsce jeszcze w latach 80′. Dla wielu kibiców starszej daty ten obiekt to żywy pomnik futbolu z okresu PRL-u. W 1994 roku GKS podejmował tam francuskie Girondins Bordeaux w el. Pucharu UEFA, przez co przy Bukowej zagrali tacy piłkarze jak Bixente Lizarazu, Zinédine Zidane czy Christophe Dugarry.

Ci sami, którzy cztery lata później sięgnęli po tytuł mistrzów świata z reprezentacją Francji. Choć Bordeaux wyeliminowało wówczas GKS, to akurat w Katowicach Francuzi przegrali 0:1, do czego nawiązywała oprawa kibiców „GieKSy” w niedzielnym spotkaniu z Zagłębiem. „Ej Zizou, pamiętasz, jak przegrałeś na Bukowej?” – czytamy na jednym z transparentów. Poniżej widniał napis „Schodziło stąd przegranych kilku przyszłych mistrzów świata”.

Na pożegnaniu Bukowej obecni byli także byli piłkarze i trenerzy zasłużeni dla GKS-u Katowice, w tym m.in. były selekcjoner reprezentacji Polski Adam Nawałka.

Atmosfera była podniosła, ale sam mecz niestety – mówiąc kolokwialnie – nie dowiózł. Pierwsza połowa, choć pod względem tempa i intensywności stała na niezłym poziomie, jednym i drugim nie można było odmówić zaangażowania, to brakowało okazji. Żadna ze stron nie stworzyła sobie ani jednej 100 proc. szansy na gola.

– Nie będziemy strzelać goli, jeśli nie będziemy kreować większej liczby sytuacji. Musimy się w tym zakresie poprawić – mówił w przerwie wypożyczony z Lecha Poznań do „GieKSy” napastnik Filip Szymczak.

Świadomość problemu była i to po obu stronach, ale rozwiązania nie znaleziono. Drugie 45 min było bliźniaczo podobne i poza stałymi fragmentami gry nie było większych szans na gole. W dalszym ciągu jednak bramkarze Dawid Kudła i Dominik Hładun nie mieli okazji do wykazania się. Do 78. min w statystykach widniał… jeden celny strzał. W dodatku niezbyt groźny.

Dopiero wtedy wprowadzony z ławki napastnik – Sebastian Bergier – wykorzystał ostre dośrodkowanie Adriana Błąda z prawej strony i wprawił kibiców w szał radości. Wychowanek Śląska Wrocław wskakując przed Aleksa Ławniczaka, sprytnie wygrał walkę o pozycję i strzelił swojego 7. gola w tym sezonie.

Zagłębie nie mając czego bronić, rzuciło się do odrabiania strat. Włodarski chciał rozruszać ofensywę, wpuszczając na boisko ofensywnego Marcela Regułę za defensywniej usposobionego Jakuba Kolana, ale na niewiele się to zdało. Najlepsze okazje do wyrównania Zagłębie miało przy strzałach głową Ławniczaka po rzutach rożnych, ale brakowało mu odrobiny precyzji i trzy punkty zostały w Katowicach.

Gospodarze mają prawo cieszyć się, że pożegnali swój stadion zwycięstwem. W kolejnym domowym spotkaniu podejmą zaprzyjaźniony Górnik Zabrze na nowoczesnym obiekcie przy ul. Upadowej, mogącym pomieścić niespełna 15 tys. widzów.

 

goal.pl – GKS Katowice zamknął rozdział w glorii, Zagłębie ma problem

GKS Katowice w meczu 24. kolejki PKO BP Ekstraklasy przerwał serię bez zwycięstwa, pokonując Zagłębie Lubin (1:0). GieKSa ma już na swoim koncie dziewięć zwycięstw w sezonie.

[…] Tymczasem pierwsza połowa niedzielnej rywalizacji upłynęła pod znakiem hasła: “Im strzelać nie kazano”. Na przerwę GKS i Zagłębie udały się, nie mając na swoim koncie nawet jednego celnego strzału, co obrazowało dobitnie postawę obu ekip. Faktem jest jednak, że większą ochotę do gry w ataku wykazywali goście, mający osiem prób z uderzeniami. Celowniki były jednak bardzo źle nastawione. Gospodarze natomiast przeważali pod względem utrzymania przy piłce, ale nic to nie dawało.

Po zmianie stron scenariusz gry zbytnio nie uległ zmianie. Strzałów było jak na lekarstwo. W końcu nadszedł ostatni kwadrans meczu. Na normalne wydawało się pytanie ze strony szalikowców gości w kierunku gospodarzy: “Coście tak cicho”, reakcja była wybitna. Bramkę w 78. minucie zdobył Sebastian Bergier, wykorzystując podanie od Adriana Błąda. Napastnik katowiczan wszedł na boisko w 60. minucie w miejsce Filipa Szymczaka i szybko udowodnił, że należy mu się gra w wyjściowej jedenastce. Wypożyczony z Lecha Poznań gracz jest natomiast już od 168 dni bez trafienia.

 

weszlo.com – Pożegnanie Bukowej: na trybunach święto, na boisku stypa

„Schodziło stąd przegranych kilku przyszłych mistrzów świata”, głosił transparent wywieszony na sybolicznym pożegnaniu stadionu przy Bukowej. Do tego zacnego grona dołącza trochę mniej zacna grupa piłkarzy Zagłębia Lubin, którzy też idą po swoje mistrzostwo świata – w nijakości, przezroczystości, apatyczności, marnowaniu potencjału. Zespół z Lubina zagrał na swoim stałym poziomie, a GKS się do niego, niestety, dopasował.

Na trybunach odbyło się prawdziwe święto – nie mogło być inaczej, skoro to ostatni mecz GKS-u na legendarnym obiekcie przy Bukowej. Obejrzeliśmy oprawę z Materazzim i Zidanem (dla młodszych czytelników: w latach dziewięćdziesiątych katowiczanie wyrzucali z Pucharu UEFA jego Bordeaux), kilka pokazów pirotechnicznych, czarno-żółto-zielone balony wypuszczone w niebo, flagi z Janem Furtokiem, Adama Nawałkę uświetniającego wydarzenie na trybunach… I jeszcze napis: „Spośród tylu pięknych wspomnień, tych z Bukowej nie zapomnę”.

To na pewno nie o dzisiejszym meczu. O nim akurat wszyscy bardzo szybko zapomnimy.

„Ni ma co godoć”, powiedziałby o tym starciu Marcin Malinowski. GKS i Zagłębie chciały, ale nie wiedziały, jak zagadać. Do zmiany stron obie drużyny wyglądały w zasadzie identycznie: wyprowadzały akcje nieśmiało, konwencjonalnie, przewidywalnie. Pierwszą połowę zakończyły bez ANI JEDNEGO celnego strzału.

Mogliśmy doszukiwać się pozytywów na siłę: a to gościom czasem udał się pressing na połowie rywala, a to u gospodarzy kilka przebłysków zaliczył Galan, lecz oczywiście bez jakichkolwiek konkretów. Więcej prób miało po swojej stronie Zagłębie, ale jakie to próby: niecelne główki Fritzona i Pieńki, jakiś wizjonerski strzał Szmyta z ostrego kąta…

W drugiej połowie było minimalnie lepiej, ale to nie znaczy, że dobrze – po prostu po zimnej zupie dostaliśmy niedogotowanego kotleta. O wyniku zadecydowało to, że kucharze z Katowic bardziej się starali. Przede wszystkim wyszła im jedna, kluczowa akcja w meczu: Czerwiński przyspieszył prostopadłym podaniem, Błąd wystawił do pustaka, gdzie formalności dopełnił Bergier, pokazując w ten sposób trenerowi Górakowi, że pomylił się sadzając na ławce najlepszego polskiego napastnika w Ekstraklasie.

I to tyle, jeśli chodzi o wydarzenia boiskowe.

GKS zatem usprawiedliwiamy – grał źle, ale wygrał, zostawił na boisku więcej serca, ogarnął się w kluczowym momencie. Za to dla Zagłębia powoli przestajemy widzieć ratunek.

 

miedziowe.pl – Strefa spadkowa coraz bliżej

Czwartą porażkę z rzędu odnieśli piłkarze KGHM Zagłębia Lubin. W niedzielnym spotkaniu ulegli w Katowicach miejscowemu GKS-owi 0:1. Miedziowi nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę gospodarzy.

[…] Dla obu zespołów dzisiejszy mecz był ważny, bo lubinianie potrzebują punktów, a GKS chciał w dobrym stylu pożegnać się z „Blaszokiem”, na którym rozgrywał ostatni mecz w historii.

Pierwsze 45 minut gry nie przysporzyło emocji. Bramkarze obu ekip nie mieli pola do popisu, bo nie padł ani jeden celny strzał. Sytuacja na boisku nie zmieniła się w drugiej połowie. Nadal przy piłce częściej byli gospodarze, ale Zagłębie stwarzało więcej sytuacji w polu karnym rywala. Dopiero w 59′ pierwszy celny strzał w meczu oddał piłkarz GKS-u. Jego uderzenie nie sprawiło problemów Hładunowi. Dwadzieścia minut później bramkarz Zagłębia musiał wyciągać piłkę z siatki. Wychowanek Miedziowych Adrian Błąd dośrodkował w pole karne do Bergiera i ten wyprowadził drużynę z Katowic na prowadzenie.

 

wkatowicach.eu – Zwycięskie pożegnanie z Bukową. GKS Katowice-Zagłębie Lubin 1:0

Nastał historyczny dzień. 9 marca (niedziela) na Stadionie Miejskim w Katowicach przy ulicy Bukowej odbył się ostatni mecz męskiej drużyny GKS-u Katowice w tym miejscu. GieKSa walczyła z Zagłębiem Lubin. Panowały wielkie emocje. GKS wygrał starcie z wynikiem 1:0.

[…] 9 marca to ważny dzień w historii GKS-u Katowice i jego kibiców. Nadszedł czas pożegnania ze starym stadionem przy ulicy Bukowej. Przynajmniej dla męskiego zespołu GieKSy. Mecz 24. kolejki PKO BP Ekstraklasy GKS Katowice rozgrywał z Zagłębiem Lubin.

9 marca to także wyjątkowa data. Tego dnia w 1962 roku urodził się Jan Furtok. Legenda GKS-u, która zmarła w listopadzie ubiegłego roku. Od tego meczu klub chce stworzyć nową tradycję.  Po przedstawieniu przez spikera meczowej jedenastki GieKSy, spiker zawsze dodatkowo wyczyta imię najlepszego piłkarza w dziejach klubu, a kibice wykrzykną jego nazwisko.

Bramkę dla GieKSy w 78. minucie meczu strzelił Sebastian Bergier. Rywale nie wbili nam gola do końca rozgrywki. Mecz zakończył się więc zwycięstwem 1:0 dla GKS-u Katowice.

Z okazji ostatniego meczu na Bukowej przygotowano wiele atrakcji. Przy wejściu na stadion można było zobaczyć banery przypominające wielkie chwile obiektu przy Bukowej. Na wszystkich czekały pamiątkowe bilety z tego spotkania. Specjalnie uruchomiono także historyczny zegar stadionowy. Przy Trybunie Głównej ustawiony został specjalny namiot, w którym można było zobaczyć wystawę koszulek i szalików. We wspomnianym namiocie można było spotkać legendy GieKSy – Piotra Piekarczyka i Janusza Jojko. Na stadionie gościł również Adam Nawałka.

Gościem specjalnym wydarzenia był raper Burdel, który wstąpił przed meczem i w jego przerwie. Zagrał swój nowy utwór oddający hołd stadionowi przy Bukowej – Wiem, gdzie mój dom.

Dla najmłodszych przygotowano strefę z dmuchańcem, bramką celnościową oraz piłkarskim dartem. Pojawiły się też stoły do subsoccera. Swoje atrakcje z nagrodami przygotowali również partnerzy i sponsorzy meczu. W trakcie imprezy można było także zdobyć koszulki wystrzeliwane ze specjalnych wyrzutni. Na kibiców czekała także strefa gastro.

Pierwszy mecz na nowym Stadionie Miejskim przy ulicy Nowa Bukowa zostanie rozegrany 30 marca (niedziela). Będzie to spotkanie z Górnikiem Zabrze. Przy ulicy Bukowej nadal rozgrywać mecze będzie żeński skład GieKSy. Piłkarki podejmą tutaj Pogoń Szczecin już 22 marca o godz. 19:30.

 

katowice.naszemiasto.pl – Piłkarze GKS Katowice rozegrali ostatni swój mecz na legendarnym stadionie! Wygrali z Zagłębiem Lubin, a fani przygotowali efektowną oprawę

To była niezwykła niedziela na Bukowej. Piłkarze GKS Katowice rozegrali ostatni swój mecz na tym legendarnym stadionie i wygrali go – z Zagłębiem Lubin – 1:0. Kolejny, z Górnikiem Zabrze, ma się odbyć już na nowej arenie.

Mecz z Zagłębiem Lubin przyciągnął na Bukową blisko 7.000 kibiców  Powód był oczywisty – niedzielne spotkanie było ostatnim (przynajmniej zgodnie z zapowiedziami władz miasta), jakie piłkarze GKS Katowice rozegrali na stadionie przy Bukowej.

Fani przygotowali okolicznościowe oprawy, pojawiło się wiele dawnych gwiazd klubu, a nawet dawno nie widziany były trener GieKSy i reprezentacji Polski Adam Nawałka.

– Po raz ostatni byłem tu jeszcze jako szkoleniowiec Górnika. GKS, właśnie Górnik, i Wisła Kraków to trzy kluby, które zajmują szczególne miejsce w moim sercu. Z takiej okazji musiałem się pojawić na Bukowej, którą zawsze darzyłem dużym sentymentem. No i uważam, że to wyjątkowy stadion pod względem komfortu oglądania meczów – mówił były selekcjoner.

W pierwszej połowie oglądanie nie było jednak zbytnio absorbujące. Piłkarze nie oddali żadnego celnego strzału, szukając słabych stron rywali. Największe wrażenie wywarła sytuacja, w której Ludvig Fritzson przeleciał przez bandę reklamową, wylądował stojąc na rękach, a próbujący go ratować Alan Czerwiński w ostatniej chwili złapał zawodnika Zagłębia za spodenki.

Po zmianie stron były już zdecydowanie ciekawiej, a tempo gry wyraźnie wzrosło. W 60 minucie trybuny mocno zareagowały, gdy po rzucie rożnym Arkadiusz Jędrych oddał strzał, z którym duże problemy miał Dominik Hładun, ale żaden z katowiczan nie zdążył z dobitką. Kibice pełni szczęścia doczekali się w 78 minucie. Adrian Błąd mocno zacentrował w pole karne, a wbiegający między dwoma obrońcami Sebastian Bergier z 3 metrów wpakował piłkę do siatki!

Jak się okazało był to rozstrzygający moment spotkania, które kończyło się pod wysokim napięciem, a na murawie omal nie doszło do bójki. Efektem zajść były żółte kartki.


1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    3kolory

    10 marca 2025 at 18:59

    Nie wiem czy to Witek czy gazetawrocławska.pl popełniło błąd pisząc …choć Bordeaux wyeliminowało wówczas GKS …ja pierdole
    Inter Cardiff potem Aris Saloniki potem Bordeaux dostały baty 💪

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga