Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Kibic nienasycony

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W 2016 roku na półki księgarń trafiła biografia Roberta Lewandowskiego pt.: „Nienasycony”. Książka o obsesji strzelania goli, o sukcesie i jego cenie – tak reklamował ją wydawca. Nie będę się jednak tutaj rozpływał ani nad talentem i osiągnięciami jednego z najlepszych napastników w historii futbolu, ani nad kunsztem autora książki, której, prawdę mówiąc, nie miałem nawet w ręku. Swoją drogą ciekawy był to pomysł, by pisać biografię zawodnika w szczycie formy, gdy sam Lewandowski niemal dekadę dłużej dopisuje nowe rozdziały swojej kariery na europejskich boiskach.

Sport ma to do siebie, że jak w mało której dziedzinie życia, apetyt rośnie w miarę jedzenia, zarówno wśród sportowców, jak i – może przede wszystkim – kibiców. Jeśli bijesz swój życiowy rekord, następnego dnia próbujesz urwać kolejną sekundę biegu, dołożyć centymetr skoku, czy strzelić choćby gola więcej niż poprzednio. Ambicja pcha do kolejnych wysiłków treningowych, pokonywania barier i przeszkód, o których kibic często nie ma pojęcia. Mimo to siedząc na widowni czy przed telewizorem wymaga kolejnych sukcesów od „milionerów w krótkich spodenkach”, bo za to biorą kasę, by dostarczać rozrywki w postaci zwycięstw. A gdy mija euforia po pierwszym sukcesie, oczekuje kolejnych, najlepiej jeszcze większych. Trochę jak z używkami czy hormonami szczęścia – przyzwyczajamy się do podwyższonego poziomu zadowolenia i do nowej euforii potrzeba czegoś więcej.

Dopiero gdy przychodzi detoks w postaci chudych lat, gdy minie syndrom odstawienia, można na nowo poczuć słodki smak sportowych sukcesów. Nasz detoks trwał blisko dwie dekady a nasz najbliższy ligowy rywal – Motor, na Ekstraklasę czekał jeszcze dłużej, bo ponad trzy. Nie dziwi więc, że w obu ekipach wciąż trwa ekstraklasowy karnawał na trybunach, napędzany dobrą postawą piłkarzy.

Na drugim biegunie są ligowi potentaci z czołówki tabeli, którzy po kilku potknięciach „mają k… dosyć”, demonstracyjnie opuszczają trybuny czy chcą zwalniać trenera, który jeszcze niedawno prowadził ich do mistrzostwa. Wszystko to z powodu tytułowego nienasycenia – jeśli jeździsz mercedesem, to jedyna zmiana, jakiej oczekujesz, to przesiadka do ferrari, a nie powrót do jazdy passatem. I choć z perspektywy kierowcy, który dopiero wsiadł do nowiutkiego volkswagena, może się to wydawać absurdalne, to jego punkt widzenia może się szybko zmienić, gdy dadzą mu się choćby przejechać czymś bardziej luksusowym.

Sam czasem łapię się na tym, że scenariusze, które jeszcze niedawno brałbym „w ciemno”, teraz frustrują mnie, gdy się zrealizują. 8. miejsce w Ekstraklasie? Gdyby nie wtopa z Koroną czy brak koncentracji w końcówce meczu z Widzewem, mogło być siódme, albo i lepiej. Punkt więcej od Piasta, który jeszcze niedawno był Mistrzem Polski? Gdyby Bergier się nie podpalił po przechwycie albo Galan lepiej strzelił w końcówce, to byłyby cztery. W niedzielę opuszczałem stadion niepocieszony, było przecież tak blisko. I nie miało wtedy znaczenia, że sam Jirka mógł co najmniej dwa razy pokonać Kudłę. Byłem nienasycony tym remisem. Gdy emocje opadły i rozum przebił się przez serce, uświadomiłem sobie po raz kolejny, że wielu dałoby się pokroić, by być dziś na naszym miejscu. Kiedyś to my spoglądaliśmy z odmętów I czy II ligi na krajową piłkarską elitę, dzisiaj ze względnie bezpiecznej pozycji możemy obserwować zapasy w pierwszoligowym kisielu.

I bynajmniej nie chodzi o to, by zadowolić się tym, co mamy. Za chwilę przeczytam „Post scriptum” do ostatniego meczu i zacznę myśleć o kolejnym. I znów sercem kibica będę dopisywał GieKSie trzy punkty jeszcze przed meczem. Później okaże się, że być może wyjedziemy z Lublina rozczarowani po remisie lub porażce, choć nie takie ekipy jak nasza traciły punkty z Motorem. A może jednak wygramy i to miejscowi będą się frustrować, że dali się ograć innemu beniaminkowi. Nienasyceni.

Owo nienasycenie jest istotą sportowej pasji. To ono przyciąga tysiące ludzi na trybuny, a miliony przed telewizory. Chcemy kolejnych goli, zwycięstw, awansów i pucharów. Nie pozwólmy jednak, aby nienasycenie przesłoniło nam moment, w którym doceniamy smak sukcesu, jaki już udało się odnieść. Bo zwykle w sporcie jest to moment dosyć krótki. Nie przegapmy go, zatracając się w nienasyceniu, które każe patrzeć tylko przed siebie, a nie pozwala dostrzec tego, co jest tu i teraz.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Kompromitacja

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po ostatnim meczu z Arką Gdynia, humory w Katowicach były bardzo dobre. GieKSa odbiła się od dna i w fantastycznym stylu pokonała gdynian. Piłkarze Rafała Góraka chcieli podtrzymać tę passę. Ten sam plan miał jednak Górnik Zabrze, który również efektownie odprawił z kwitkiem Pogoń Szczecin. Przy Roosevelta zapowiadało się naprawdę świetne widowisko, przy rekordowej – 28-tysięcznej – frekwencji.

W GieKSie nastąpiła jedna zmiana w porównaniu z meczem z Arką. Kontuzjowanego Alana Czerwińskiego zastąpił Lukas Klemenz, czyli bohater meczu z gdynianami. W składzie zabrzan ponownie zabrakło Lukasa Podolskiego (ale był już na ławce), mogliśmy natomiast obawiać się dynamicznych Ousmane Sowa i Tofeeka Ismaheela.

Początek meczu był wyrównany, ale drużyny nie stwarzały sobie sytuacji bramkowych, choć gdyby w 5. minucie Adam Zrelak dobrze przyjął piłkę wyszedłby sam na sam od połowy boiska z Łubikiem. W 11. minucie lekko uciekał Klemenzowi Tofeek Ismaheel, który wbiegł w pole karne i nawijał naszego obrońcę, ale Lukas ostatecznie zablokował ten strzał. W 19. minucie Kubicki bardzo dobrze obsłużył prostopadłym podaniem Ambrosa, który kąśliwie uderzał, ale Dawid Kudła bardzo dobrze obronił ten strzał. Pięć minut później w pole karne próbował wdzierał się Borja Galan, ale jego strzał został zamortyzowany. W pierwszych trzydziestu minutach nieco lepiej prezentował się Górnik i mógł to przypieczętować bramką, gdy fatalną stratę przed polem karnym zaliczył Kacper Łukasiak, ale po wygarnięciu piłki przez Kubickiego nie doszedł do niej Liseth. Niestety cofnięta gra GKS nie opłaciła się. Galan dał bardzo dużo miejsca w polu karnym rywalowi, a Ousmane Sow skrzętnie to wykorzystał, wycofując piłkę na 16. metr do Patrika Hellebranda, który pewnym strzałem pokonał Kudłę. W końcówce GKS miał kilka stałych fragmentów gry, ale w przeciwieństwie do meczu z Arką, tutaj nie było z tego żadnego zagrożenia.

Początek drugiej połowy mógł być fatalny. Klemenz wyprowadzał tak, że podał do przeciwnika, piłka zaraz poszła do niepilnowanego Janży, ten wycofał do Sowa, analogicznie jak ten zawodnik w pierwszej połowie, jednak Sow strzelił technicznie obok słupka. Po chwili, w zamieszaniu w polu karnym po wrzucie z autu Kowalczyka, ekwilibrystycznie do piłki próbował dopaść Kuusk, ale nic z tego nie wyszło. Po chwili i tak było 2:0. W 53. minucie piłkarze GKS zagrali niebywale statycznie w polu karnym. Dośrodkowywał Ambros, a kompletnie niepilnowany, choć wśród tłumu naszych (!) zawodników Liseth z bliska skierował piłkę do siatki. W 61. minucie znów rozmontowali naszą dziurawą obronę rywale, Janża znów mając lotnisko na skrzydle, popędził i wycofał po ziemi, a Sow tym razem strzelił niecelnie. Po chwili mieliśmy zmiany, weszli na boisko Aleksander Buksa i debiutujący w GKS Jesse Bosch. Trzy minuty później było po meczu, gdy doszło do absolutnie kuriozalnej sytuacji. Marten Kuusk zagrywał do Kudły. Problem w tym, że naszego bramkarza nie było w bramce i piłka wpadła do siatki ku rozpaczy estońskiego defensora. Kilka minut później swoją szansę miał Ismaheel, ale po dośrodkowaniu z prawej stroną i strzale zawodnika bardzo dobrze interweniował Kudła. W 81. minucie z dystansu uderzał wprowadzony na boisko Lukas Podolski, ale znów obronił bramkarz. W 88. minucie na strzał zdecydował się Kuusk, a piłka musnęła górną stronę poprzeczki. Po chwili była powtórka, uderzał z daleka Gruszkowski i również piłka otarła obramowanie, tym razem spojenie.

Wygląda na to, że GKS przegrał to spotkanie już przed meczem, ewentualnie w trakcie pierwszej połowy. Nie da się z Górnikiem Zabrze, grając tak asekuracyjnie, liczyć na cud i to, że rywale nie strzelą bramki. Dodatkowo po utracie bramki posypało się całkowicie wszystko i nie dość, że nadal nie mieliśmy nic z przodu, to jeszcze popełnialiśmy katastrofalne błędy z tyłu, a gospodarze skrzętnie to wykorzystali. Był to najsłabszy mecz GKS w tym sezonie. Nie chodzi o wynik. Sposób gry był nieprzystający ekstraklasowej drużynie.

23.08.2025, Zabrze
Górnik Zabrze – GKS Katowice 3:0 (1:0)
Bramki: Hellebrand (40), Liseth (53), Kuusk (64-s).
Górnik: Łubik – Kmet (70. Szcześniak), Janicki, Josema (76. Pingot), Janża, Kubicki, Hellebrand, Ambros (70. Podolski), Sow (69. Dzięgielewski), Liseth, Ismaheel (76. Lukoszek).
GKS: Kudła – Wasielewski, Klemenz, Jędrych, Kuusk, Galan (70. Gruszkowski) – Błąd (70. Łukowski), Kowalczyk, Łukasiak (61. Bosch), Nowak (78. Wędrychowski) – Zrelak (61. Buksa).
Żółte kartki: Nowak.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 28236 (w tym 4300 kibiców GieKSy).

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Żółty kocioł dał koncert

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Radomiak Radom wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Joao Henriques. Poniżej spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Joao Henriques (trener Radomiaka Radom):
Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. GKS strzelił trzy bramki, my dwie. Tyle mam do powiedzenia. Nasi zawodnicy do bohaterowie w tym meczu. Będziemy walczyć dalej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Ważny moment dla nas, bo pierwsza przerwa na kadrę to taka pierwsza tercja tej rundy i mieliśmy świadomość, że musimy zdobywać punkty, aby nie zakopać się. Wiadomo, jeśli chodzi punkty nie zdarzyło się nic zjawiskowego. Mamy siódmy punkt i to jest dla nas cenna zdobycz, a dzisiejszy mecz był bardzo ważnym egzaminem piłkarskiego charakteru, piłkarskiej złości i udowodnienia samemu sobie, że tydzień później możemy być bardzo dobrze dysponowani i możemy zapomnieć, że coś nam nie wyszło. Bo sport ma to do siebie, że co tydzień nie będziesz idealny, świetny i taki, jak będziesz sobie życzył. Ważne jest, jak sportowiec z tego wychodzi.

Tu nie chodzi o to, że nam się udało cokolwiek, bo udać to się może jeden raz, ale jak wychodzimy i zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy w opałach – a byliśmy w nich także w tym meczu. Graliśmy bardzo energetyczną pierwszą połowę, mogliśmy strzelić więcej bramek, a schodziliśmy tylko z remisem. Ze świadomością, że straciliśmy dwie bramki, a sami mogliśmy strzelić dużo więcej. No ale jednak obawa jest, że dwie straciliśmy.

Siła ofensywna Radomiaka jest ogromna, ci chłopcy są indywidualnie bardzo dobrze wyszkoleni, są szybcy, dynamiczni, niekonwencjonalni. Bardzo trudno się przeciw nim gra. Zresztą kontratak na 1:0 pokazywał dużą klasę. Niesamowicie jestem dumny ze swoich piłkarzy, że w taki sposób narzucili swoje tempo gry, byli w pierwszej połowie drużyną, która dominowała, stworzyła wiele sytuacji bramkowych, oddała wiele strzałów, miała dużo dośrodkowań. To była gra na tak. Z tego się cieszę, bo od tego tutaj jesteśmy. W drugiej połowie przeciwnik po zmianach, wrócił Capita, Maurides, także ta ławka również była silna. Gra się wyrównała i była troszeczkę szarpana. Natomiast niesamowicie niosła nas publika, dzisiaj ten nasz „żółty kocioł” był niesamowity i serce się raduje, w jaki sposób to odtworzyliśmy, bo wiemy jaką drogę przeszliśmy i ile było emocji. Druga połowa była świetnym koncertem i kibice bardzo pomagali, a bramka Marcina była pięknym ukoronowaniem. Skończyło się naszym zwycięstwem i możemy być bardzo szczęśliwi. Co tu dużo mówić, jeżeli w taki sposób GKS będzie grał, to kibiców będzie jeszcze więcej i ten nasz stadion, który tak nam pomaga, będzie szczęśliwy.

Bardzo cenne punkty, ważny moment, trochę poczucia, że dobra teraz chwila na odpoczynek ale za chwilę zabieramy się do ciężkiej roboty, bo jedziemy do Gdańska i wiadomo, jak ważne to będzie dla nas spotkanie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga