Dołącz do nas

Felietony

Mandrysz i krypto-Dudkowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W poprzednich sezonach z niecierpliwością oczekiwaliśmy na spotkania z Zagłębiem Sosnowiec – spotkania o dużym nasileniu emocjonalnym, dodatkowo bardzo ważne z czysto piłkarskiego punktu widzenia, na czele z wiosennym – prawdopodobnie kluczowym w kontekście ukształtowania pseudoekipy Jerzego Brzęczka na całą wiosnę.

Przebieg tych spotkań, to cios w serce każdego kibica, który widział dwie klęski w meczach, których GKS nie miał prawa przegrać. Mecz w marcu br. był zapowiedzią frajerstwa tego zespołu, był tak tragicznie zepsuty, tak skandalicznie rozegrany w drugiej połowie, że na dobrą sprawę już za to trzeba było większość tamtej bandy zesłać do rezerw. Niestety, po meczu (i przez wiele następnych kolejek) żyliśmy złudzeniem, że nie można nic zmieniać, bo ciągle są szanse – choć te szanse wynikały wyłącznie z masowych strat punktów przez inne zespoły.

Pisaliśmy wtedy zaraz po meczu, że „psychoterapeuta tego zespołu potrzebny od zaraz”. My, kibice ostrzegaliśmy, nie posłuchał tego ani trener, ani prezes, tylko dalej bawili się w gadkę „ciągle są szanse”. Efekt widzieliśmy, opłakany na koniec sezonu, a degrengolada klubu teraz jest przykrą konsekwencją braku awansu, a jako składowej – fatalnej porażki na Ludowym.

Teraz sytuacja jest inna. Nikogo z kibiców GKS mecz w Sosnowcu nie elektryzuje. Oczywiście w dużej mierze z powodu braku wyjazdu związanego z kolejną decyzją wybitnie antykibicowskiego wojewody. Jednak ten mecz nie elektryzuje kibiców w ogóle typowo piłkarsko. Nie ma prawa elektryzować, bo ekipa klozetowa spowodowała, że sympatycy GKS nie oczekują na spotkania swojego zespołu z radością, tylko z kompletną obojętnością.

Natomiast interesujące wydaje się, jak do tego spotkania podejdzie Piotr Mandrysz, trener, który jest doświadczony przez klub z Sosnowca bardzo dotkliwie. Przypomnijmy – Piotr Mandrysz prowadził Zagłębie niecałe dwa miesiące w rundzie jesiennej poprzedniego sezonu. Tak naprawdę to jakiegoś wielkiego pożaru nie musiał gasić, bo owszem – zespół w dwóch poprzedzających jego przyjście meczach przegrał z Olimpią i zremisował z Wisłą Puławy, ale wcześniej – z Jackiem Magierą – osiągał bardzo dobre wyniki. Trzeba było więc dobrego trenera zastąpić innym dobrym – bo pojawienie się w klubie Jarosława Araszkiewicza zaraz po Magierze było pomyłką.

Mandrysz w debiucie zremisował z Bytovią, a potem wygrał z Miedzią i Wigrami. Wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu, jednak potem przyszły porażki ze Stalą, Chrobrym, remis z Chojniczanką i klęska 0:3 w Tychach. Kryzys zespołu był aż nadto widoczny i nie zmieniło tego nawet zwycięstwo w ostatnim jesiennym meczu w Siedlcach. Wręcz – przeciwnie. Rozpętała się burza, na którą i tak się zanosiło już wcześniej. Po spotkaniu przed kamerami Polsatu wypowiedział się posadzony na ławę Sebastian Dudek, który stwierdził:

Przykre to jest… Praktycznie przez dwa i pół roku jestem tutaj i grałem w 98 proc. spotkań w pierwszym składzie, jeszcze pełnię rolę kapitana, i tak się nie robi – że sadza się na ławce rezerwowych bez żadnego słowa.

Dostało się trenerowi Mandryszowi.

Osoba, która nas prowadzi, praktycznie z nami nie rozmawia. Nie ma też między nami chemii, co widać i tego na dobrą sprawę nie ukryjemy. Te kilka kolejek było męczarnią… Nie zgodzę się na takie traktowanie przez osoby, które nas prowadzą. Sam chcę być trenerem i na takie rzeczy nigdy sobie nie pozwolę.

Przytoczmy, jak do całej sytuacji odniósł się trener Mandrysz w wywiadzie dla GieKSa.pl w lipcu:

Bez względu na to,co mnie spotkało w Zagłębiu uważam, że niedopuszczalne jest zachowanie, by podopieczny stawał w przeciwwadze do przełożonego. To jest zachowanie skandaliczne. Ja w swojej karierze zawodniczej współpracowałem z wieloma trenerami, na temat każdego z nich miałem swoje zdanie, ale na boisku i w szatni starałem zawsze być profi i spełniać te obowiązki, które nakreślił przełożony. Wiem, że tego typu rzeczy się zdarzają i mnie to dotknęło osobiście, wszyscy wiemy też jaki był tego epilog w Sosnowcu.

A epilog był taki, że w Sosnowcu pożegnano się z zawodnikiem, ale dopiero po kilku miesiącach. Na tamten gorący moment to piłkarz wygrał tę „wojenkę” i z klubu odszedł trener.

Minęło 10 miesięcy i tak jak napisaliśmy – pojawia się pytanie, jak podejdzie do tego spotkania szkoleniowiec. Jeszcze kilka tygodni temu powiedzielibyśmy, że ten mecz będzie wyjątkowo prestiżowy dla niego, że będzie chciał po prostu solidnie się odegrać i utrzeć nosa klubowi, który wziął stronę piłkarza w tym konflikcie. Sytuacja się jednak trochę zmieniła i wydaje się, że na chwilę obecną szkoleniowiec ma tysiąc innych zmartwień niż jakieś tam odgrywanie się.

Jeśli GieKSa by punktowała, wygrywała i grała dobrze, to trener miałby podstawy do tego, by myśleć w dużej mierze o rewanżu. A teraz?

Teraz, trener próbuje – z bardzo mizernym skutkiem – ogarnąć bandę nieudaczników. Być może pod kątem wyników na własnym boisku notuje najgorszy moment w trenerskiej karierze. Kto nie przyjeżdża na Bukową – dostajemy w tytę. Z bardzo słabą grą, z brakiem atutów nawet w starciu ze słabymi przeciwnikami.

Trener się w tym wszystkim gubi, zniknęła charyzma, z której jest znany. Podejmuje dziwne decyzje kadrowe, stawia na zawodników bez formy lub bez chęci gry w piłkę, dziwnie przypasowuje ich do pozycji na boisku. Nie wiemy, czy to jest wiara trenera w powodzenie danego manewru czy akty desperacji. Można jedynie podejrzewać, że myśli sobie „po co mi to było…”.

Tak naprawdę teraz nie ma co myśleć o rewanżu osobistym, tylko o jakimkolwiek poukładaniu rozpieprzonej drużyny. Przecież nawet dwie wygrane nie pomogły temu zespołowi, nawet dwa tygodnie przerwy nie spowodowały poprawy (a jest jeszcze gorzej). Zespół jest słaby, niepoukładany, bez ambicji i do tego jeszcze sam sobie strzela kuriozalne bramki. Gdzie tu myśleć o odgrywaniu się?

Do tego to nie trener gra w piłkę. To już nie ten moment, gdy widząc nieporadność podopiecznych sam się wprowadza na boisko, tak jak to zrobił kiedyś w Radomsku w barażu o ekstraklasę. Wielu kibicom wydaje się, że szkoleniowiec tak niesamowicie na tej jeden mecz zmotywuje zawodników, że ci będą dla niego gryźć trawę, jak nigdy wcześniej.

To naiwne myślenie.

Najprawdopodobniej będą to mieli w dupie. Zagrają jedynie wtedy, kiedy im się zachce. Tak jak robili to za Moskala, za Brzęczka i tak jak to robią teraz.

To piłkarze decydują, jak będzie przebiegał mecz. Kiedy grają z trenerem, kiedy przeciw niemu, kiedy tak, żeby się wypromować, a kiedy tak, żeby odbębnić 90 minut i jechać na dyskotekę lansować się swoim prestiżowym zawodem.

Sprawa nie jest więc tak oczywista. Są co najmniej dwa powody, dlaczego przewidywania sprzed kilku tygodni mogą wziąć w łeb, czyli dwa wspomniane:

– trener w obliczu beznadziejnej sytuacji drużyny i krytyki, która na niego spadła musi się jakoś ratować
– piłkarze mogą mieć gdzieś jego prywatne porachunki.

Oczywiście to wszystko nie oznacza, że mecz będzie wyglądał tak, jak ostatnie kolejki. Może się zdarzyć tak, że właśnie piłkarzom się zachce walczyć, zachce im się grać i wygrają. To nie jest niemożliwe, tym bardziej patrząc na formę Zagłębia. Przecież z mocną Chojniczanką zawodnikom się na chwilę zachciało i zamydlili wielu osobom oczy, że jednak może coś z tego będzie.

To, że oni grają, kiedy im się chce angażować jest nawet gorsze niż gdyby olewali grę cały czas. Zresztą to samo mieliśmy na wiosnę – wygrana w Pruszkowie, wygrana w Puławach, a potem odstawienie żenady u siebie. Wygrana z Tychami, wygrana w Siedlcach, przerżnięcie trzech najważniejszych meczów i utrata marzeń.

Nie ma co liczyć na mądrość tej zgrai. I niestety nie może liczyć na to też trener. W Sosnowcu miał Dudka, tutaj ma kilkunastu takich krypto-Dudków, sabotujących działania zespołu.

I nie zapominajmy, że Zagłębie wygrało z Pogonią czy Puszczą, z którą my przegraliśmy. GieKSa od kilku sezonów jest tą drużyną, na której przełamują się załamani i zrezygnowani przeciwnicy. To dwukrotnie zrobili piłkarze Zagłębia Sosnowiec i to niewykluczony scenariusz na środę.

Nie będziemy więc wam tu ściemniać, że wierzymy. Wierzylibyśmy, gdybyśmy mieli poważną i godną zaufania drużynę. Teraz to, czy GieKSa wygra, przegra czy zremisuje jest w pierwszej kolejności uzależnione od widzimisię zawodników. Dopiero na drugim miejscu jest czysta sportowa rywalizacja, która będzie miała miejsce jedynie wtedy, kiedy akurat włączą oni opcję „chcenia”.



3 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

3 komentarze

  1. Avatar photo

    stefano

    12 września 2017 at 11:10

    Marzenia o stadionie już sa , teraz będą marzenia o zmianie prezesa.
    Tylu trenerów i piłkarzy już przewinęło się przez ten klub za kadencji Cygana , ze nie wierzę ze to tylko ich wina.
    On jest idealnym prezesem dla Krupy i miasta , a kto wie czego się jeszcze dowiemy o wspólnych relacjach miedzy nimi.

  2. Avatar photo

    mag

    12 września 2017 at 16:02

    Na remis najwyższy kurs 3,25.

  3. Avatar photo

    WIERNY

    12 września 2017 at 18:17

    Do czego to doszło, żebyśmy mieli nadzieję, że słaba ekipa która ponoć walczy o awans zagrała lepiej z sosnowcem. Już chyba wszystkim zaćmiło rozum, czy ktoś pojmie że z tej mąki chleba nie bedzie? Winowajca jest tylko jeden – Cygan, to jest partacz pierwszorzędny, za jego kadencji mielismy już byc kilka razy w ekstraklasie, mieliśmy mase trenerów, transferów. Niestety ciamajda nie potrafi ściągnąc nawet poważnego sponsora i z roku na rok tracimy fanów.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna Wideo

Doping GieKSiarzy na derbach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do materiału wideo, na którym zarejestrowaliśmy doping kibiców GKS Katowice na sobotnich derbach z Piastem. Niestety – wynik na murawie był zupełnie inny niż na trybunach. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga