Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu GieKSa-Wisła: „Biała gwiazda” znów przy Bukowej

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat dzisiejszego meczu GKS Katowice – Wisła Kraków.

 

1liga.org – 1 Liga Stats: 22. kolejka. Zapowiedź

[…] GKS Katowice – Wisła Kraków (4 marca, sobota, 17:30)

W każdym z czterech poprzednich meczów GKS zdobył dokładnie jedną bramkę – pomimo tego katowiczanie nie potrafili zachować czystego konta, co z kolei oznacza, że w okresie tym nie osiągnęli żadnego zwycięstwa. Krakowianie natomiast świetnie weszli w rundę wiosenną, wygrywając trzy poprzednie spotkania. „Biała Gwiazda” zwyciężyła także w ostatnich trzech meczach na wyjeździe, zdobywając w nich średnio po 2 gole.

 

Fantasy 1 Liga: Zapowiedź 22 kolejki

Przed nami kolejna wiosenna kolejka Fortuna 1 Ligi. Ligowa rywalizacja nabiera tempa i następuje weryfikacja możliwości poszczególnych drużyn. Do najbardziej interesująco zapowiadającego się spotkania dojdzie w sobotę, w Katowicach, gdzie GieKSa będzie podejmować Wisłę Kraków.

[…] Wisła pozostaje niepokonana na wiosnę. 9 punktów, 7 zdobytych bramek i 2 stracone. Mecz z Odrą kontrolowała i nawet stracona bramka nie wpłynęła znacznie na poczynania jej zawodników. To nie jest jeszcze forma i gra, jakiej oczekują kibice Białej-Gwiazdy. Przynosi jednak zwycięstwa i przybliża zespół do awansu. Trudno też oglądając jesienne mecze podopiecznych Radosława Sobolewskiego nie widzieć teraz progresu w grze drużyny. Jej liderem jest niezmiennie Luis Fernández. W spotkaniu z Odrą zmarnował rzut karny, ale mecz skończył z 2 bramkami na koncie. Tak jego występ w pomeczowej wypowiedzi podsumował trener Białej-Gwiazdy: „Luis pokazał fantastyczny charakter i oddanie dla zespołu. Jeśli nie strzela się karnego, to jest to przykra sprawa i człowiek przeżywa to bardzo mocno. Myślę, że Luis też to przeżył, gdy ten karny mu nie wyszedł, ale udowodnił swoją jakość, swój charakter i swoją wielkość”. Swoich statystyk nie poprawiają pozostali zawodnicy ofensywni wychodzący w pierwszym składzie. Rodado pozostaje bez bramki na wiosnę, Villar w ostatnich dwóch meczach również nie punktował. Tymczasem asystą przypomniał o sobie Álex Mula, który pod nieobecność Młyńskiego powinien wskoczyć do podstawowego składu na mecz w Katowicach. Jego wejście w ostatnim meczu wprowadziło sporo ożywienia w poczynaniach ofensywnych drużyny. Sporym posiadaniem w naszej grze cieszy się Boris Moltenis. Stałe fragmenty Wisły będą stwarzać zagrożenie w polu karnym rywali, dlatego warto trzymać go w swoim składzie. Ciekawie zapowiadają się również jego pojedynki z Arkadiuszem Jędrychem. Jesienią Wisła pokonała GieKSę 2:1, obie bramki zdobył wówczas Fernández.

GKS przegrał prestiżowe spotkanie z Zagłębiem na otwarcie nowego stadionu w Sosnowcu. Porażka może boleć kibiców GieKSy tym bardziej, że bramki padały po indywidualnych błędach piłkarzy z Katowic. Fatalny zachował się już na początku spotkania Dawid Kudła. To jego druga wpadka w przeciągu tygodnia. Wcześniej popełnił błąd w meczu z Podbeskidziem, ale tam uratowała go pozycja spalona jednego z Górali. GieKSa nie zagrała słabego meczu, miała swoje sytuacje, ale spotkanie nie układało się po jej myśli. Kontaktową bramkę z rzutu karnego zdobył Arkadiusz Jędrych. Było jednak zbyt późno, aby gonić wynik i próbować doprowadzić do remisu. GKS gra z wahadłowymi i w ostatniej kolejce widoczny był brak Grzegorza Rogali. Zastępujący go Zbigniew Wojciechowski nie dawał takiej jakości piłkarskiej zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Wątpliwy jest powrót na mecz z Wisłą kontuzjowanego Adriana Błąda. Pozostali zawodnicy powinni być do dyspozycji trenera Góraka. GKS na wiosnę prezentuje się dobrze, ale w trzech spotkaniach zdobył tylko dwa punkty. Sobotni mecz w stolicy Górnego Śląska będzie weryfikacją formy obu ekip. To również test dla takich piłkarzy, jak Jakub Arak, Mateusz Marzec i młodzieżowców: Daniela Dudzińskiego oraz nowego nabytku Anotoniego Kozubala. Ten drugi może zadebiutować w GKS-ie. Warto odnotować, że to będzie 56 spotkanie w historii rozgrywane pomiędzy GKS-em i Wisłą. Znacznie korzystniej bilans tych meczów wygląda po stronie Białej-Gwiazdy. GKS wygrywał 11 spotkań, Wisła 28, a 16 razy padał wynik remisowy. Ostatni mecz na Bukowej przeciwko Wiśle GieKSa rozegrała 21 sierpnia 2004 roku. Grała wówczas w Ekstraklasie, a mecz zakończył się jej porażką 0:3.

 

transfery.info – Bartosz Jaroch zdradza plan na mecz z GKS-em Katowice. „To chcemy zrobić”

Wisła Kraków zmierzy się z GKS-em Katowice i w związku z tym Bartosz Jaroch opowiedział o planie na to spotkanie.

Wisła Kraków od trzech zwycięstw rozpoczęła zmagania w rundzie wiosennej. Dzięki temu podopieczni Radosława Sobolewskiego wspięli się w ligowej tabeli na siódme miejsce i do lokaty barażowej brakuje im już tylko jednego punktu.

Ostatnie tygodnie napawają zatem optymizmem, ale żeby dopiąć swego – powrotu do Ekstraklasy, potrzebna jest kontynuacja tego trendu.

Już w sobotę „Biała Gwiazda” zmierzy się z GKS-em Katowice, a o planie na to spotkanie opowiedział defensor 13-krotnego mistrza Polski, Bartosz Jaroch.

– W tym momencie patrzymy wyłącznie na najbliższy mecz i nie wybiegamy zbyt daleko w przyszłość. Chcemy wyjść na boisko w pełni zmotywowani, zaprezentować dobry futbol, ale przede wszystkim zgarnąć pełną pulę. To jest nasz cel nie tylko na to, ale na każde kolejne spotkanie do końca sezonu – stwierdził.

– Wiemy, że zespół z Katowic jest dobrze zorganizowany, tym bardziej grając u siebie. Czeka nas więc niełatwa przeprawa, bo to nieprzyjemny teren dla drużyn przyjezdnych. Jesteśmy gotowi jednak zostawić na murawie dużo zdrowia po to, by wygrać – dodał.

 

sportdziennik.com – „Biała gwiazda” znów przy Bukowej

Po blisko 20 latach przerwy GKS Katowice podejmie dziś rozpędzoną krakowską Wisłę. Fanatycy GieKSy chcą zapełnić Blaszok. W tym sezonie ich drużyna jeszcze nie przegrała dwóch meczów z rzędu i liczą, że to dzisiaj się nie zmieni.

Wszyscy na Blaszok! – transparenty tej treści, nawołujące do udziału w dzisiejszym meczu GieKSy z Wisłą Kraków, pojawiały się w mijającym tygodniu w różnych miejscach Katowic. Fanatycy GKS-u chcą wypełnić swoją flagową trybunę, która pomieścić może blisko 2,5 tysiąca osób, a przez niemal rok pozostawała pusta. Z różnych względów – kar PZPN za burdy z Widzewem, decyzji administracyjnych wojewody czy bojkotu prowadzonego w geście protestu przeciw sposobowi rządów prezesa Marka Szczerbowskiego, zakończonego tuż przed rozpoczęciem pierwszoligowej wiosny.

Górnik Zabrze, Legia Warszawa, Pogoń Szczecin. Jedynie z tymi trzema klubami GieKSa mierzyła się w swojej historii częściej niż z Wisłą. Ta najnowsza historia to jednak biała plama – „Biała gwiazda” zostanie podjęta w Katowicach pierwszy raz od 2004 roku, czyli sezonu, kiedy GKS spadał z ekstraklasy i po dziś dzień do niej nie wrócił. By znów spotkać się z Wisłą na ligowym szlaku, to ona musiała pożegnać się z najwyższym szczeblem rozgrywkowym. W sierpniu zmieniła się liga, ale nie zmieniło jedno – znów górą byli krakowianie, 2:1 po dublecie Luisa Fernandeza.

Od końcówki XXI wieku wygrywają z GKS-em praktycznie wszystko jak leci. Zwyciężyli 14 z ostatnich 16 starć, ledwie raz remisując (2002) i raz przegrywając – pamiętnego 18 maja 2003 przy Bukowej, 0:1 po bramce Pawła Adamczyka, gdy oba kluby w tym niezbyt czystym sezonie walczyły o mistrzowską koronę. Zdobyła ją Wisła, katowiczanom – wtedy mających sponsora tytularnego i występujących jako Dospel – przypadł brązowy medal, choć na 4 kolejki przed końcem mieli tylko 3 punkty straty. Dziś mogą cieszyć się, że pod Wawelem nie gra już… Maciej Żurawski, który w 2001 roku zasłynął 5 bramkami zdobytymi przy Bukowej. 3 lata później dorzucił jeszcze 2 kolejne, Wisła wygrała 3:0, teraz zagra w Katowicach pierwszy raz od tamtej pory.

Mecz, jakiego dawno w stolicy województwa nie było, przypadł akurat na tydzień zmian w GieKSie. Policzone już mają być dni prezesa Marka Szczerbowskiego, w tym tygodniu do zarządu dokooptowany w roli wiceprezesa został Krzysztof Nowak, przez 30 ostatnich lat związany z katowicką AWF i na pewno liczy na pozytywny start. Dzisiejsze spotkanie ma swój ciężar gatunkowy. „Biała gwiazda” zaczęła wiosnę świetnie, od trzech zwycięstw, dając kibicom nadzieję, że po zimowych wzmocnieniach i kontraktach dla kolejnych Hiszpanów jest w stanie uratować jeszcze ten sezon i liczyć się w grze o bezpośrednią promocję. Mimo dobrej serii, nadal nie doskoczyła jeszcze do czołowej szóstki. Ma do niej jeszcze punkt straty, nad GieKSą zbudowała sobie 4 „oczka” zapasu. Dla podopiecznych Rafała Góraka to bardzo ważne popołudnie. W razie porażki, strefa barażowa, w którą po cichu mierzą, znacznie się oddali.

Wyniki przez nich osiągane pozostawiają wiele do życzenia. Spośród 9 ostatnich ligowych spotkań, GieKSa wygrała ledwie jedno – 3:0 z Chojniczanką przy Bukowej w listopadzie. W tym roku zaczęła od remisów 1:1 – oddajmy, że w dobrym stylu – z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza i Podbeskidziem, po których przyszła porażka 1:2 w prestiżowym meczu z Zagłębiem na otwarcie stadionu w Sosnowcu. Warto zauważyć, że w tym sezonie jeszcze nie zdarzyły się GKS-owi dwie przegrane z rzędu.

– Wisła to zespół oparty na indywidualnościach. Jesteśmy świadomi tego, że przyjeżdża do nas rywal z górnej półki. Musimy przede wszystkim patrzeć na siebie. Wiem na co stać naszą drużynę i wiem też, że przegrana w Sosnowcu nie zachwieje naszej pewności siebie. Jest jeszcze wiele do wygrania – mówi [Rafał Figiel], doświadczony pomocnik GieKSy.

Podczas szeregu długich sezonów spędzonych na zapleczu ekstraklasy przez GieKSę przewinęło się mnóstwo postaci związanych z krakowskim futbolem, by wspomnieć przede wszystkim trenera Adama Nawałkę. Obecnie w szatni przedstawicieli województwa małopolskiego nie ma tak wielu – pomocnik Dominik Kościelniak, urodzony w Zakopanem, w barwach Wisły sięgał po mistrzostwo Polski juniorów, zaś rezerwowy bramkarz Patryk Szczuka pochodzi z Trzebini, lecz piłkarsko ukształtował się w Katowicach (wcześniej broniąc barw Rozwoju i debiutując tam w drugiej lidze).

Dodajmy, że dzisiejszego meczu z trybun nie zobaczą kibice Wisły. 23 lutego Komisja Dyscyplinarna PZPN ukarała klub zakazem wyjazdowym na jedną kolejkę – właśnie tę w Katowicach – za zachowanie podczas spotkania z Arką Gdynia. Krakowianie odwołali się, ale otrzymali absurdalną odpowiedź z PZPN, że posiedzenie w tej sprawie odbędzie się… 8 marca, czyli już po meczu, a – jak podał klub – „z uwagi na to, że decyzja była obarczona rygorem natychmiastowej wymagalności, kara w postaci zakazu wyjazdowego dla kibiców nie uległa zawieszeniu”.

 

wisla.krakow.pl – Fakty o rywalu: GKS Katowice

Po ostatnim spotkaniu tych dwóch ekip Biała Gwiazda brylowała na pierwszym miejscu, a to wszystko dzięki odwróceniu losów meczu i wygranej 2:1. Czy zdobywca dwóch bramek z tamtego pojedynku Luis Fernandez znów znajdzie sposób na wpisanie się na listę strzelców? Przeanalizowaliśmy dla was, jak po wznowieniu rozgrywek radzi sobie GKS Katowice.

[…] Do mocnych stron zespołu z Katowic z pewnością możemy zaliczyć defensywę. Jeśli w rankingu bralibyśmy pod uwagę liczbę straconych bramek, GieKSa zajmowałaby pod tym względem wysokie – 3 – miejsce (22). Jednak błędy zdarzają się każdemu, o tym przekonał się bramkarz GKSu – Kudła – który podał piłkę wprost pod nogi napastnika Zagłębia, co skutkowało porażką w ostatnim meczu. W ubiegłych spotkaniach Ślązacy pokazali, że są drużyną, która lubi utrzymywać się przy piłce. Kreują swoje akcje zwłaszcza w ataku pozycyjnym, ale najgroźniejsi wydają się być w kontrataku. Po wznowieniu rozgrywek udało się im zdobyć bramkę w każdym z trzech ostatnich meczów.

Przede wszystkim wydaje się, że GKS ma podobny problem do tego, z którym w rundzie jesiennej zmagała się Wisła. Po strzelonej bramce zespół nie radzi sobie z utrzymaniem wyniku do końca i w konsekwencji gubi punkty. Do krakowian traci ich 4, zajmując obecnie 10. miejsce w tabeli Fortuna 1 Ligi. Wisła Kraków jest zbudowana ostatnimi zwycięstwami i mentalnie wydaje się wygrywać z drużyną ze śląska, a to w dużej mierze zasługa kibiców. Po decyzji komisji dyscyplinarnej po meczu z Arką Gdynia zabraknie Wiślaków chcących wspierać Białą Gwiazdę na wyjeździe. To sprawia, że atut własnego boiska na Bukowej będzie jeszcze bardziej wpływał na graczy z Katowic.

 

gazetakrakowska.pl – Wisła Kraków zagra w Katowicach bez swoich kibiców

Niewiele przyniosło odwołanie Wisły Kraków od kary nałożonej na klub za mecz z Arką Gdynia. Niewiele, bo kibice „Białej Gwiazdy” i tak nie pojadą na najbliższy mecz z GKS-em w Katowicach.

[…] Krakowianie zagrają zatem tym razem bez wsparcia swoich fanów, ale ich cel w sobotnim spotkaniu, które rozpocznie się o godz. 17.30 pozostaje niezmienny. Wisła będzie chciała wygrać czwarty kolejny mecz w tym roku. Wiślacy gonią czołówkę, starają się odrabiać straty na razie przynajmniej do miejsca barażowego. I wychodzi i to nieźle, bo choć wciąż pozostają za strefą barażową, to na starcie ligowego grania w obecnym roku tracili do szóstej pozycji cztery punkty. Dzisiaj jest to już tylko jedno „oczko”.

GKS zanotował w tym roku gorszy start od Wisły, ale też miał trudny terminarz. Katowiczanie zremisowali na wyjeździe z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza 1:1. Następnie w takich samych rozmiarach z Podbeskidziem Bielsko-Biała u siebie, a w ostatniej kolejce przegrali na otwarcie nowego stadionu w Sosnowcu 1:2 z Zagłębiem.

Faworytem tego spotkania będzie Wisła, ale krakowianie absolutnie nie mogą zlekceważyć najbliższego przeciwnika, bo już jesienią przekonali się jak trudnym rywalem może być GKS. Przy ul. Reymonta „Biała Gwiazda” długo przegrywała 0:1 i dopiero w końcówce meczu niezawodny Luis Fernandez dwoma golami odwrócił losy tamtego spotkania. Wiosną Hiszpan również jest skuteczny, a od jego dyspozycji będzie w sobotę wiele zależało.

 

Wisła Kraków straciła przed meczem z Katowicami ważnego zawodnika. Na długo!

W sobotę o godz. 17.30 GKS Katowice podejmie Wisłę Kraków. Już wiadomo, że w spotkaniu tym nie wystąpi w barwach „Białej Gwiazdy” Igor Sapała. Jak poinformował krakowski klub na przedmeczowej konferencji prasowej, piłkarz ma złamaną kość strzałkową. To efekt meczu z Odrą Opole.

[…] Po stracie Igora Sapały naturalnymi zastępcami wydają się być przede wszystkim Vullnet Basha i nowy gracz Wisły James Igbekeme. Sobolewski na ten temat mówi:

– Tutaj akurat mamy pozytywne informacje. Basha wrócił do zdrowia i jest brany pod uwagę na sobotni mecz. James też jest w dobrej dyspozycji fizycznej. On też jest gotowy do gry, a decyzję podejmę w sobotę.

[…] Trener Wisły nie kryje, że spodziewa się w Katowicach bardzo trudnej przeprawy. O katowiczanach mówi: – GKS prezentuje naprawdę wysoki poziom i spodziewamy się bardzo trudnego meczu. GKS gra u siebie, będzie na pewno chciał sięgnąć po komplet punktów. Analizując taki zespół jak GKS, widać pracę trenerów. Widać, co chcą zrobić. Dlatego w pewnej mierze to spotkanie rozegra się w sferze taktycznej. Mam nadzieję, że naszą korzyść.

Katowice grają trójką stoperów. Wisła też próbowała w kilku meczach takiego ustawienia, ale Sobolewski nie chce wchodzić w szczegóły jak to będzie chciał ustawić na sobotni mecz. Mówi o tym:

– Nie chcę zdradzać, co będziemy chcieli zrobić. Też jednak nasz zespół buduje się od nowa. I w pewnej fazie potrzeba automatyzmów. Ja wierzę w to, że jeśli wykonamy odpowiednio swoją pracę, to przyniesie to sukces. Oczywiście można by pokombinować w fazie ataku, bo przeciwnik broni trochę inaczej. Mamy jednak swoje rozwiązania i będziemy starali się wprowadzać je na boisku.

Trener Wisły dodaje: – Ten mecz, również następne będą się podobnie układać. Pokazaliśmy już jak chcemy grać. Chcemy się utrzymywać przy piłce, chcemy atakować i zdobywać przestrzeń. Diagnoza po rundzie jesiennej była chyba trafiona, bo brakowało nam wbiegnięć progresywnych, podań do przodu. Tego jest coraz więcej, tak samo dośrodkowań. Ta droga, którą wybraliśmy jest słuszna i bez względu na to, z kim będziemy grali, będziemy starali się prezentować swój styl. Nie zawsze nam się to uda. Tak jak choćby w meczu z Arką, gdzie rywal zagrał naprawdę bardzo dobrze pierwsze 45 minut i nie pozwolił nam na nic. Działając jednak konsekwentnie, cierpliwie jesteśmy w stanie pokazywać swoje atuty. I tak może wyglądać ten mecz.

W meczu z Katowicami nie zagra też Mateusz Młyński, który pauzuje za kartki. Wszystko wskazuje na to, że zastąpi go Alex Mula. – Można to przeanalizować i widać było, że wprowadzaliśmy Alexa po kontuzji stopniowo – wyjaśnia Sobolewski. – Wypadł z treningów na dłuższą chwilę. Wskoczył na jego miejsce „Młynek” i zaliczył dobry mecz choćby w Gdyni. Teraz nie zagra Młyński, więc naturalnym następcą jest Alex Mula. Dał bardzo dobrą zmianę w meczu z Odrą Opole. Przez 45 minut pokazał nie tylko jakość, ale również serce do gry. Harował na każdym metrze boiska. Jestem przekonany, ze jest w stanie wytrzymać 90 minut na boisku.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga