Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu: Koncert GKS Katowice

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania Motor Lublin – GKS Katowice 2:5 (2:2).

dziennikwschodni.pl – Co by było, gdyby? Motor rozbity u siebie przez GKS Katowice

Co by było, gdyby? Pewnie dzisiaj będzie się nad tym zastanawiać większość kibiców Motoru. Ich pupile przegrywali z GKS Katowice 0:2, zdołali wyrównać, ale w końcówce pierwszej połowy czerwoną kartkę obejrzał Jakub Łabojko. Efekt? Po przerwie przyjezdni wykorzystali grę w przewadze i ostatecznie rozbili żółto-biało-niebieskich 5:2. A ciekawe, co by było, gdyby drużyny grały do końca w pełnych składach?

rzeba jednak przyznać, że w Lublinie znowu można było obejrzeć szalony mecz. Po 21 minutach kibice mogli tylko łapać się za głowy. „Gieksa” kontrolowała sytuację na boisku i prowadziła już 2:0.

Najpierw, w dziewiątej minucie Alan Czerwiński miał mnóstwo miejsca, aby popatrzyć i dokładnie dośrodkować na dalszy słupek, gdzie znalazł się Borja Galan. Hiszpan ze spokojem przyłożył głowę do piłki i otworzył wynik spotkania. Zanim minął kwadrans fatalne podanie zaliczył Jakub Łabojko, który zagrał pod nogi rywali. Pomocnik musiał ratować sytuację faulem tuż przed szesnastką. Obejrzał za to przewinienie „żółtko”. Na szczęście Bartosz Nowak huknął prosto w mur.

W 21 minucie kiepsko futbolówkę do przodu wybił Krystian Palacz. Szybki przechwyt, dwa podania i piłkę w polu karnym miał już niepilnowany Adam Zrelak, który uniknął spalonego. W końcu dopadł do niego Arkadiusz Najemski. Obrońca próbował wślizgiem zażegnać niebezpieczeństwo, a pechowo zagrał… ręką do własnej bramki.

W kolejnych fragmentach w końcu wrócił stary, dobry Motor, co zapowiadał trener Mateusz Stolarski. Żółto-biało-niebiescy mimo bardzo trudnego momentu przejęli inicjatywę. Nareszcie pojawiły się też klarowne okazje. W 26 minucie pokazał się Michał Król, który złamał akcję z prawej flanki do środka i huknął lewą nogą tuż obok słupka.

Miejscowi się rozkręcali z każdą kolejną minutą. Tuż po drugim kwadransie Mathieu Scalet dośrodkował, a nieźle głową strzelił Karol Czubak. Tym razem górą był jednak Rafał Strączek, który popisał się efektowną paradą. Za chwilę po próbie Króla lublinianie wywalczyli kolejny korner. Z narożnika świetnie dośrodkował Bartosz Wolski i niewykluczone, że zdobył gola. W przerwie Czubak tłumaczył na antenie Canal+, że nie jest pewny czy trącił futbolówkę głową i że to chyba jednak będzie gol „Wola”.

Tak czy siak żółto-biało-niebiescy złapali wiatr w żagle. W 38 minucie mieliśmy na to najlepszy dowód. Pojedynek na prawym skrzydle wygrał Król, świetnie dośrodkował pod bramkę, a tam już na pewno Czubak trafił na 2:2. W 41 minucie mogło nawet być 3:2. W polu karnym przyjezdnych porządnie się „zakotłowało”, ale ostatecznie wszystko skończyło się faulem w ataku.

Kiedy wydawało się, że drużyna trenera Stolarskiego opanowała sytuację, w mgnieniu oka wszystko zmieniło się o 180 stopni. Łabojko ostrym wślizgiem wyciął rywala równo z trawą, przez co drugi raz trafił do notesu sędziego. A to oznaczało, że Motor całą drugą połowę będzie musiał grać w osłabieniu.

Pewnie w przerwie gospodarze rozmawiali, że przede wszystkim nie mogą stracić gola. Tymczasem w 47 minucie po krótko rozegranym rzucie rożnym podanie tuż za piątką dostał Zrelak. Napastnik GKS z zimną krwią wykończył znakomitą szansę strzałem z powietrza. W efekcie Motor znowu musiał gonić, grając przecież w dziesiątkę.

Błyskawicznie było blisko wyrównania, ale ani Marek Bartos, ani van Hoeven ostatecznie nie wpakowali piłki do siatki. Gospodarze kilka razy postraszyli rywali, zwłaszcza kiedy stosowali wysoki pressing. Niestety, nie zdołali już wrócić do gry. W kolejnych fragmentach „Gieksa” mogła przećwiczyć grę z kontry, bo wyprowadziła mnóstwo szybkich ataków. Dwa z nich wykończył rezerwowy Ilia Shkurin i ostatecznie kolejny, szalony mecz na Arenie zakończył się wygraną przyjezdnych 5:2.

dziennikzachodni.pl – Siedem goli i GieKSa z pierwszą wygraną na wyjeździe

W piątek 17 października 2025 roku w meczu 12. kolejki PKO Ekstraklasy Motor Lublin z GKS-em Katowice 2:5 (2:2). Gospodarze całą drugą połowę grali w dziesiątkę, bo czerwoną kartkę dostał Jakub Łabojko. Motor przegrał pierwszy raz u siebie, a GieKSa pierwszy raz wygrała na wyjeździe.

[…] Ligowcy wrócili do gry po przerwie na mecze reprezentacji. Na pierwszy ogień poszły Motor Lublin i GKS Katowice, czyli zespoły bardzo potrzebujące punktów, w kontekście niskich miejsc w tabeli. Jedni i drudzy przed piątkowym mecze w Lublinie mieli po cztery ligowe spotkania z rzędu bez wygranej.

Do kadry meczowej GieKSy wrócił po kontuzji Dawid Kudła, ale trener Rafał Górak pozostawił między słupkami Rafała Strączka.

Goście wysoko wyszli na lublinian, stosowali mocny pressing przy rozgrywaniu piłki przez Motor, a już w 9. minucie cieszyli się z gola. Alan Czerwiński z prawej strony dośrodkował w pole karne. Tam niepilnowany Borja Galan precyzyjnym uderzeniem głową umieścił piłkę w siatce.

Katowiczanie chcieli wykorzystać zamroczenie gospodarzy po tym ciosie i dalej atakowali. W 21. minucie mieli na koncie już dwa gole. Bartosz Nowak prostopadłym podaniem znalazł Adama Zrelaka, który w polu karnym zakręcił Arkadiuszem Najemskim i piłka znalazła drogę do bramki. Okazało się, że piłka jeszcze odbiła się od ręki próbującego blokować Najemskiego i dzięki temu zmieściła się przy słupku.

Motor potrzebował pół godziny, aby wreszcie odpalić. GKS za bardzo się cofnąć i zaczęło się kotłować w polu karnym. Strączek najpierw świetnie obronił główkę Czubaka, ale w 35. minucie było już 1:2. Bartosz Wolski podawał z rzutu rożnego. Strączek walczył o piłkę z Czubakiem w polu bramkowym, nie zdołał jej wybić. Prześliznęła się po rękawicach i znalazła się w siatce. Gol został przypisany Wolskiemu, bo piłka leciała w „światło” bramki.

Lublinianie natarli z jeszcze większą pasją i Czubak uderzeniem głową dał wyrównanie, gdy piłka po ręce Strączka znów znalazła się w bramce.

Przed przerwą GKS stracił kontuzjowanego Czerwińskiego, a Motor… Jakuba Łabojkę, który dostał czerwoną kartkę za drugą żółtą.

GieKSa bardzo szybko po wznowieniu gry wróciła na prowadzenie. Goście krótko rozegrali rzut rożny. Nowak dośrodkował na drugą stronę pola karnego – pozostawiony bez opieki Adam Zrelak strzelił z woleja i piłka po koźle wpadła do bramki.

Osłabieni gospodarze próbowali znów wrócić do meczu, ale tym razem było to już o wiele trudniejsze niż w pierwszej połowie. GieKSa grała kontrowała mecz, który „zamknęła” w 72. minucie. Nowak popisał się prostopadłym podaniem, a Ilja Szkurin na wślizgu, czubkiem buta, kopnął piłkę obok bramkarza.

To była pierwsza bramka Szkurina w GKS-ie w PKO Ekstraklasie, ale szybko dołożył drugą. Tym razem podawał Sebastian Milewski i Białorusin znów pokonał Ivana Brkicia.

Szkurin mógł potem ustrzelić hat tricka, ale mając przed sobą tylko bramkarza strzelił obok słupka.

Sędzia zakończył mecz bez doliczania czasu, chyba nawet przed 90. minutą.

gol24.pl – Koncert GKS Katowice w 12. kolejce PKO Ekstraklasy. Motor Lublin rozbity w drobny mak

GKS Katowice na inauguracje 12. kolejki PKO Ekstraklasy rozbił w meczu wyjazdowym Motor Lublin aż 5:2. Ogromny wpływ na losy spotkania miała czerwona kartka Jakuba Łobojko pod koniec pierwszej połowy meczu. Po przerwie grająca w przewadze GieKSa zdominowała rywala i pewnie wygrała spotkanie.

Spotkanie w Lublinie od samego początku było niezwykle emocjonujące. Już w 9. minucie wynik spotkania na korzyść GKS Katowice otworzył Borja Galan. Hiszpan świetnie wyskoczył do dośrodkowania Alana Czerwińskiego i precyzyjnym uderzeniem głową – umieścił piłkę w siatce.

Kwadrans później popularna GieKSa zadała drugi cios. Tym razem Adam Zrelak świetnie przyjął piłkę przed polem karnym gospodarzy, chciał ograć Arkadiusza Najemskiego, ale trafił piłką w jego rękę, a ta zmyliła bramkarza i wturlała się do bramki.

Motor Lublin wziął się do odrabiania strat po upływie pół godziny gry. Najpierw w 34. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego gola kontaktowego strzelił Karol Czubak. Natomiast chwilę później ten sam napastnik świetnym uderzeniem głową doprowadził do wyrównania.

Będący na fali gospodarze sami skomplikowali sobie sprawę tuż przed przerwą. Drugą żółtą kartkę otrzymał Jakub Łobojko i pomocnik Motoru Lublin ujrzał kartonik koloru czerwonego.

– Nie weszliśmy dobrze w ten mecz, ale im dalej, tym – myślę – mieliśmy więcej kontroli. co udokumentowaliśmy dwiema bramkami. Niestety dostaliśmy czerwoną kartę kartkę i teraz musimy w drugiej połowie pokazać, że Motor jest niezniszczalny – powiedział w przerwie Karol Czubak w rozmowie z reporterem Canal+ Sport.

Grę w przewadze piłkarze GKS Katowice wykorzystali tuż po zmianie stron. W 47. minucie po kombinacyjnie rozegranym rzucie wolnym, najlepiej w „szesnastce” gospodarzy odnalazł się Adam Zrelak, który precyzyjnym uderzeniem ponownie dał prowadzenie katowiczanom.

Zdeterminowana GieKSa nieco ponad kwadrans przed końcem zadała czwarty cios. W 73. minucie wprowadzony po przerwie Ilja Szkurin sytuacyjnym prowadzeniem podwyższył prowadzenie swojej drużyny na 4:2.

Białorusin w piątkowy wieczór dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. Ponownie bramkarza gospodarzy pokonał w 82. minucie, w podobny sposób – płaskim uderzeniem.

Do końca spotkania sytuacje na boisku kontrolowali przyjezdni i zasłużenie sięgnęli po efektowne zwycięstwo w Lublinie. dla GKS Katowice było to pierwsze ligowe zwycięstwo od końcówki sierpnia.

weszlo.com – Klęska Motoru. To raczej ostatni mecz Mateusza Stolarskiego

[…] Czasami jest tak, że gdy piłkarze wiedzą, co może oznaczać porażka dla ich szkoleniowca, wspinają się na swoje wyżyny i grają znacząco lepiej. Dzisiaj w Lublinie tak nie było, przynajmniej na początku. Motor wszedł w to spotkanie fatalnie, a zwłaszcza jego dwaj obrońcy – Arkadiusz Najemski i Krystian Palacz. Pierwszy gol dla gości? Zaczął się od błędu rozgrywającego 100. spotkanie dla Motoru Najemskiego, a później Bradly van Hoeven nie nadążył za Borją Galanem, który trafił do siatki.

Bramka na 0:2? Palacz już wcześniej niedokładnie podawał do przodu. Tutaj zrobił to samo, a po chwili jeszcze złamał linię spalonego. Podanie trafiło do Adama Zrelaka, który świetnie przyjął piłkę, a później, kiedy chciał zwodem ograć Najemskiego, piłka odbiła się od obrońcy Motoru i wpadła do siatki.

Kamera pokazała w tym momencie właściciela Motoru, milionera Zbigniewa Jakubasa. Mówiąc łagodnie, nie wyglądał na specjalnie zadowolonego. Trudno się dziwić: po 1:0 z Arką w pierwszej kolejce jego zespół wygrał tylko jedno z dziewięciu ligowych spotkań. A tutaj było już 0:2.

Od 30. minuty gospodarze przejęli inicjatywę, a GKS cofnął się i miał problemy z wyjściem ze swojej połowy. Rafał Strączek dobrze interweniował po strzale Karola Czubaka, ale kilka minut później bramkarz gości już się nie popisał.

Strączek nie jest przesadnie wysoki jak na golkipera – ma 187 cm. Czubak – 193 cm. Widać było, że to był opracowany schemat wykonania rzutu rożnego przez Motor – napastnik stawał na drugim słupku i w momencie wrzutki biegł w kierunku Strączka, by skakać z nim do piłki. W 34. minucie Czubak wyskoczył nieco wyżej, wykorzystując przewagę wzrostu nad bramkarzem, i piłka po dośrodkowaniu Bartosza Wolskiego i muśnięciu piłki przez napastnika wpadła do siatki.

Kontrowersja? Wydaje nam się, że bramkarz GKS-u nie był faulowany. Gospodarze po prostu sprytnie wykorzystali różnicę parametrów fizycznych. Przed przerwą mogli w identyczny sposób znów trafić do siatki – w polu bramkowym gości doszło do zamieszania, ale tym razem sędzia Tomasz Kwiatkowski odgwizdał faul. Do przerwy było jednak 2:2, bo Czubak wykorzystał jeszcze dośrodkowanie z prawej strony i zdobył bramkę głową. Strączek nie zatrzymał tego strzału, ale na jego obronę powiemy, że był mocny, został oddany z bliska i  bramkarz miał wyjątkowo mało czasu na reakcję.

Całą drugą połowę gospodarze grali jednak w dziesiątkę, bo pod koniec pierwszej części gry za dwie żółte kartki z boiska (słusznie) wyleciał Jakub Łabojko. I na boisku było to widać.

Dawid Szulczek często powtarza, że gdyby miał do dyspozycji zdrowego Zrelaka, jego Warta na pewno nie spadłaby z Ekstraklasy w sezonie 2023/2024. Nie dziwią nas te słowa, bo Słowak to naprawdę przyzwoity napastnik w realiach Ekstraklasy. Dziś pokazywał to od początku spotkania, a w 47. minucie świetnie zachował się po krótkim rozegraniu rzutu rożnego, trafiając precyzyjnym strzałem do siatki.

W kolejnych minutach Motor próbował, ale brak jednego zawodnika był widoczny. Musiał być. GKS kontrolował spotkanie, utrzymywał się przy piłce i próbował strzelić czwartego gola, co udało się w końcu w 73. minucie za sprawą rezerwowego Ilji Szkurina. Białorusin dołożył później jeszcze jedno trafienie, na 5:2, a mógł nawet trzecie, ale fatalnie spudłował w sytuacji sam na sam. A już mieliśmy go wybrać najlepszym zawodnikiem spotkania…

Motor mógł się dziś podobać tylko przez końcowy kwadrans pierwszej połowy. Później próbował coś zrobić, ale w dziesiątkę było mu ciężko.

Sędzia miał dość. Mecz Motor – GKS został zakończony… przed czasem

W przedziwny sposób zakończył się mecz Motoru Lublin z GKS Katowice (2:5). Sędzia Tomasz Kwiatkowski zagwizdał po raz ostatni zanim na stadionowym zegarze wybiła 90. minuta spotkania.

Arbiter zamknął rywalizację dokładnie w 89. minucie i 34. sekundzie gry.

Oczywiście prowadząca trzema bramkami GieKSa wywalczyłaby dzisiaj trzy punkty nawet wtedy, gdyby Kwiatkowski dołożył do podstawowego czasu gry dodatkowy kwadrans, ale niecierpliwość arbitra i tak jest trudna do wytłumaczenia.

No ludzie kochani, grajmy do końca.

Chyba że sędzia chciał po prostu w ten sposób okazać litość grającemu w osłabieniu i wysoko przegrywającemu Motorowi. W takich okolicznościach się niekiedy zdarza, by arbitrzy odpuszczali sobie doliczanie czasu. Ale żeby nie doczekać nawet do 90. minuty i już chwycić za gwizdek?

Absurd.

ekstraklasa.org – Motor 2:5 GKS: Mecz dubletów

GKS Katowice pierwszy raz w tym sezonie wygrywa na wyjeździe! Pomogli mu w tym między innymi Ilja Szkurin i Bartosz Nowak, którzy rozegrali znakomite spotkanie.

W pierwszej połowie rywalizacji beniaminków z sezonu 2024/2025 zobaczyliśmy aż 4 gole. 2 z nich ustrzelił Karol Czubak. Osłabiony czerwoną kartką, którą otrzymał Jakub Łabojko, Motor nie miał jednak wiele do powiedzenia po przerwie – goście całkowicie zdominowali resztę spotkania. Swój premierowy dublet w barwach ekipy z Katowic zdobył Ilja Szkurin, zaś 2 asystami mógł pochwalić się Bartosz Nowak. Zespół trenera Rafała Góraka wywalczył pierwszy komplet punktów na wyjeździe w rozgrywkach 2025/2026 PKO Bank Polski Ekstraklasy.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga