Piłka nożna Prasówka
Media o wyjazdowym meczu GieKSy z Widzewem: Trwa wyjazdowa niemoc GieKSy, GKS „milczy” na wyjazdach
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mass mediów na temat wczorajszego meczu I ligi Widzew Łódź – GKS Katowice. GieKSa przegrała na wyjeździe 1:3 (0:1).
sportdziennik.com – GKS Katowice na łopatkach w meczu z Widzewem
[…] GieKSa ma problem. Choć mecze z jej udziałem mogą się podobać postronnym obserwatorom, stara się grać ładnie, a w przodzie nie brakuje jej atutów, to traci mnóstwo bramek, sporo z nich – bardzo łatwo, przez co wygrywanie i punktowanie przychodzi jej z mozołem. Nadal czeka na pierwszą w sezonie wyjazdową zdobycz. W piątek poniosła drugą z rzędu wysoką porażkę (wcześniej 0:4 z Chrobrym), choć przez 45 minut niewiele na to wskazywało, bo grała bardzo przyzwoity mecz na stadionie jednego z faworytów do awansu, który u siebie wyłącznie zwycięża. I to właśnie ten kłopot katowickiego beniaminka. Skoro grasz przyzwoicie, a wysoko przegrywasz…
[…] Choć Widzew miał optyczną przewagę, katowiczanie skutecznie się bronili, a sami w przodzie byli konkretniejsi.
Bartosz Jaroszek dwukrotnie doszedł do uderzeń głową po stałych fragmentach gry, ale pudłował. Filip Szymczak po dwóch akcjach Daniana Pawłasa strzelał z pola karnego. Raz Pawłas, zamiast kropnąć na bramkę, przewrócił się. Rafał Figiel z kolei swój rajd z Pawłem Zielińskim na plecach zwieńczył próbą z dystansu, sparowaną na korner przez widzewskiego golkipera, którym nieoczekiwanie był Konrad Reszka.
[…] Gdy wydawało się, że na przerwę jedni i drudzy zejdą przy bezbramkowym remisie, Letniowski uderzył, a tor lotu piłki zmienił jeszcze Bartosz Guzdek, myląc bezradnego Dawida Kudłę. W II połowie GKS ruszył do odrabiania strat, lecz nie minął kwadrans, a przegrywał 0:2. Gospodarze krótko rozegrali rzut rożny, sprytnie przymierzył Letniowski, a piłka wpadła w dolny róg bramki Kudły.
Dla blisko tysięcznej grupy fanatyków GieKSy ostatnie pół godziny musiało być niełatwym przeżyciem. Ich drużyna była już wtedy rozklejona, kilkukrotnie skórę kolegom ratował Kudła, raz – sędzia asystent i VAR, bo przy trafieniu Karola Danielaka zasygnalizowano minimalnego spalonego. Widzew dorzucił jeszcze trzeciego gola, po pięknej akcji i plasowanym strzale Mateusza Michalskiego sprzed „szesnastki”, którego obsłużył Guzdek.
Wtedy piąta z rzędu domowa wygrana Widzewa była już pewna i nie zmieniła tego honorowa bramka dla gości, która była dziełem zmienników – dośrodkowującego Arkadiusza Woźniaka i strzelającego Oskara Repki. GKS poniósł trzecią wyjazdową porażkę, łącznie stracił już 14 goli. Po awansie można było spodziewać się, że będzie trudno, ale że aż tak?
infokatowice.pl – Trwa wyjazdowa niemoc GieKSy. Tym razem porażka z Widzewem
W trzecim wyjazdowym spotkaniu w tym sezonie GieKSa odniosła trzecią porażkę. Tym razem katowiczanie przy wypełnionym niemal po same brzegi stadionie ulegli w Łodzi Widzewowi 3:1.
[…] Choć Widzew znacznie częściej gościł pod bramką Kudły, to w pierwszej części gry to przyjezdni stwarzali sobie lepsze sytuacje. Niestety żadnej z nich nie wykorzystali, a tuż przed przerwą piłka po strzale Guzdka niefortunnie odbiła się od jednego z obrońców i zmyliła katowickiego golkipera, dając łodzianom prowadzenie.
W drugiej odsłonie GKS się odsłonił, próbując zdobyć wyrównującą bramkę. Mający więcej miejsca gospodarze bezlitośnie to wykorzystali i po trafieniach Letniowskiego i Michalskiego prowadzili już 3:0. W końcówce honorowego gola dla przyjezdnych strzelił Repka i spotkanie zakończyło się ostatecznie wynikiem 3:1 dla Widzewa.
polsatsport.pl – Pewne zwycięstwo Widzewa Łódź nad GKS Katowice
[…] W pierwszej połowie mecz toczony był w dużym tempie. Pierwsi bliżej zdobycia bramki byli goście. W 22. minucie tuż obok słupka głową uderzył Bartosz Jaroszek. Kolejną szansę katowiczanie mieli w 40. minucie. Danian Pavlas poślizgnął się w polu karnym i tylko to uchroniło łodzian przed stratą gola.
Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Cztery minuty po szansie Pavlasa strzał na bramkę Dawida Kudły oddał Juliusz Letniowski. Piłka dość wolno toczyła się do bramki, lecz uderzenie przeciął Bartosz Guzdek. Napastnik Widzewa kompletnie zmylił bramkarza rywali i dał swojej drużynie gola do szatni.
[…] Po zmianie stron podopieczni trenera Niedźwiedzia postanowili pójść za ciosem i podwyższyć prowadzenie. W 57. minucie Letniowski krótko rozegrał rzut rożny z Dominikiem Kunem. Wypożyczony z Lecha pomocnik oddał mocny strzał po ziemi. Piłka wpadła do siatki obok zaskoczonego Kudły. Kilka minut później mogło być 3:0. Karol Danielak wpakował nawet piłkę do siatki, lecz po konsultacji z VAR sędzia odgwizdał pozycję spaloną.
Trzecią bramkę łodzianie zdobyli w 67. minucie. Precyzyjnym strzałem zza pola karnego popisał się Mateusz Michalski. Potem jeszcze świetną okazję miał Patryk Stępiński, ale wtedy świetną interwencją popisał się Kudła. Honorowego gola GKS zdobył w 90. minucie strzałem głową Oskar Repka.
sportslaski.pl – GKS „milczy” na wyjazdach. W Łodzi show Widzewa
[…] Spotkanie Widzewa z katowiczanami zakończyło się wynikiem, którego mogliśmy się spodziewać. Na przestrzeni poprzedniego sezonu, a także pierwszych domowych starć obecnego, Widzew doznawał porażki na swoim obiekcie tylko dwukrotnie. Nie jest więc niespodzianką to, że GKS miał w tym spotkaniu niewiele argumentów.
Katowiczanie mogli pluć sobie w brodę, szczególnie w przerwie meczu. W pewnym momencie gospodarzy dopadła zadyszka, a gracze trenera Rafała Góraka przejęli inicjatywę. Zepchnęli piłkarzy Widzewa do defensywy i wyprowadzili dwa świetnie zapowiadające się kontrataki. Najlepszą szansę na gola w pierwszej części gry zmarnował Danian Pavlas, 21-letni Rosjanin. Zawodnik wpadł w pole karne przeciwnika, lecz zamiast uderzać starał się przełożyć piłkę na mocniejszą, lewą nogę. W międzyczasie pogubił się w swoich poczynaniach, stracił równowagę i przewrócił, marnując szansę na otwarcie wyniku.
Nie minęło kilka minut, a potężny strzał zza pola karnego oddał Juliusz Letniowski, który tego wieczoru grał jak z nut. Po jego uderzeniu piłka zmierzała wprost do rąk Dawida Kudły, jednak po drodze odbiła się jeszcze od stopy Bartosza Guzdka, czym zupełnie zmyliła golkipera GKS-u. Sprawdziło się stare porzekadło mówiące, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Dla katowiczan okazało się ono bardzo bolesne. – W pierwszych 35. minutach mieliśmy bardzo dobre sytuacje, natomiast jeżeli nie wykorzystuje się tak klarownych sytuacji, płaci się wysoką cenę – mówił po końcowym gwizdku szkoleniowiec GKS-u.
Druga część gry minęła pod dyktando zespołu z Łodzi. GKS stracił praktycznie wszystkie argumenty, nie potrafiąc nawet na moment zagrozić bramce gospodarzy. Katowiczanie stracili jeszcze w sumie trzy gole, jednak w jednej z sytuacji bramkowych Karol Danielak znalazł się na minimalnym spalonym, co wychwycił system VAR. To jednak nie pomogło katowiczanom zbliżyć się do Widzewa.
[…] W końcówce dobre wejście zaliczył Oskar Repka. Rezerwowy GKS-u zagrał tylko 10 minut, jednak na boisku szukał gry i okazał się pozytywnym powiewem świeżości w ofensywie gości. Do tego wszystkiego w 90. minucie spotkania dał GKS-owi bramkę honorową. Było to pierwsze trafienie katowiczan na wyjeździe w tym sezonie.
sportowefakty.wp.pl – Widzew Łódź wyczekał moment i zadał trzy ciosy. GKS Katowice nie miał wiele do powiedzenia
[…] Mecz dwóch wielkich, jak na zaplecze PKO Ekstraklasy, firm przyciągnął na Stadion Miejski przy al. Piłsudskiego w Łodzi komplet widzów. Także goście mogli liczyć na wsparcie, bo dopingowała ich kilkusetosobowa grupa kibiców. Łodzianie w tym sezonie jeszcze nie przegrali na własnym obiekcie i chcieli tę serię podtrzymać.
[…] W pierwszej części gry oba zespoły skoncentrowały się bardziej na destrukcji, ale przewagę optyczną mieli gospodarze. Najbardziej aktywny był Juliusz Letniowski,
który pokusił się o trzy próby z dystansu. Pierwsza została obroniona przez Dawida Kudłę, druga poleciała nad poprzeczką, a trzecia okazała się… asystą przy bramce Bartosza Guzdka, który tuż przed przerwą zmienił lot piłki uderzonej przez byłego gracza Arki Gdynia i Widzew zapakował GieKSie bramkę do szatni.
[…] Katowiczan stać jednak było na gola honorowego, gdy wrzutkę Arkadiusza Woźniaka z lewej strony boiska na 7. metr głową na bramkę zamienił Oskar Repka. Nie zmienia to jednak faktu, że w drugiej połowie ekipa trenera Rafała Góraka wypadła blado i zasłużenie przegrała spotkanie.
dziennikzachodni.pl – Zespół Rafała Góraka nie miał nic do powiedzenia
Trzecią porażkę w siódmym meczu Fortuna 1. Ligi ponieśli piłkarze GKS Katowice. Tym razem zespół Rafała Góraka uległ na wyjeździe Widzewowi Łódź i był to wynik w pełni zasłużony.
[…] Katowiczanie ponownie mieli spore problemy w defensywie. Rywale szybko wyczuli ich słabość i konsekwentnie ją wykorzystywali oddając strzały sprzed pola karnego. Ekipie Rafała Góraka niewiele jednak zabrakło, by na przerwę schodzić z bezbramkowym remisem, ale Widzew tuż przed przerwą dopiął celu.
[…] Gospodarze po przerwie podkręcili tempo i szybko podwyższyli wynik, odbierając gościom, którzy próbowali zaatakować, nadzieję. Trafienie na 2:0 było dość kuriozalne. Letniowski kopnął piłkę z dystansu, a ta przeleciała między wszystkimi zawodnikami i wpadła do siatki. Także bramka numer trzy padła sprzed pola karnego.
Zadowolony Widzew nieco się cofnął i ostatnie minuty należały do GKS-u. Skończyło się na honorowym trafieniu, ale porażka Katowic była całkowicie zasłużona.
widzewtomy.net – Widzew Łódź – GKS Katowice 3:1 (1:0)
Cóż to był za wieczór w „Sercu Łodzi”! W pierwszej połowie mecz pomiędzy Widzewem Łódź a GKS Katowice był bardzo wyrównany, jednak tuż przed przerwą prowadzenie gospodarzom dał Bartosz Guzdek. Po przerwie oglądaliśmy już prawdziwy koncert podopiecznych Janusza Niedźwiedzia! Gole strzelili Juliusz Letniowski i Mateusz Michalski, a honorowe trafienie Oskara Repki niczego już nie zmieniło. Gospodarze wygrali 3:1 i na ten moment zajmują pozycję lidera I ligi!
[…] Widzewiacy przystąpili do tego meczu nastawieni bardzo ofensywnie, chociaż trudno im było przedrzeć się przez obronę gości.
[…] Do drugiej części obie ekipy przystąpiły bez zmian w składach. Inicjatywę przejęli katowiczanie, którzy szukali jak najszybszego doprowadzenia do remisu. W 52. minucie dwie dogodne okazje miał Błąd – najpierw jego strzał rozpaczliwą interwencją zablokował Tanżyna, a po chwili poszukał szczęścia nożycami, jednak niecelnie.
[…] Tuż przed końcem meczu honorowe trafienie dla katowiczan zanotował Repka, który wykorzystał niefrasobliwe zachowanie Tanżyny, lecz niczego to nie zmieniło – Widzew wygrał 3:1 i co najmniej do jutra będzie liderem I ligi!
widzewiak.pl – Przynajmniej noc na pozycji lidera najbardziej bramkostrzelnego RTS
Początek piątkowego spotkania nie zapowiadał, że piąte zwycięstwo Widzewa w piątym meczu na stadionie przy al. Piłsudskiego przyjdzie łodzianom tak łatwo. Z upływem minut okazało się, że wygrana z GKS Katowice nie była zagrożona. Zdobycie honorowego gola przez gości w doliczonym czasie gry nieco zatarło dominację gospodarzy, którzy ostatecznie wygrali „tylko” 3:1.
sport.onet.pl – Hit nie zawiódł! Widzew pokonał GKS Katowice i został nowym liderem
[…] Hit 8. kolejki Fortuna 1. Ligi nie zawiódł. Zarówno piłkarze, jak i kibice obu ekip stanęli na wysokości zadania. Działo się co nie miara. Rywalizację pomiędzy dwoma uznanymi markami w polskiej piłce, czyli Widzewem Łódź a GKS-em Katowice, oglądało z blisko prawie 18 tysięcy ludzi, w tym blisko dziewięciuset osobowa grupa fanów z Katowic.
[…] Pierwsze 45 minut tego meczu upłynęło w mgnieniu oka. Dział się naprawdę sporo, zarówno pod jedną, jak i drugą bramką. Było to dość otwarte starcie, w którym każdy z zespołów chciał grać w piłkę, przez co byliśmy świadkami naprawdę dobrego pojedynku. Początek należał do gości z Katowic, którzy w ciągu pierwszych pięciu minut stworzyli sobie dwie groźne okazje.
[…] Warto pochwalić Konrada Reszkę, który kilkukrotnie popisał się skutecznymi interwencjami, dzięki czemu zapobiegł utracie goli przez jego drużynę. Chociażby w końcówce pierwszej połowy, gdy na przebój ruszył Rafał Figiel. Piłkarz GKS-u Katowice zdecydował się na strzał z około 25 metrów. Na szczęście dla gospodarzy ich bramkarz był w odpowiednim miejscu i czasie.
[…] Gracze Janusza Niedźwiedzia zupełnie inaczej weszli w ten mecz po przerwie. Tym razem to oni od samego początku narzucili swój styl gry. Dłużej utrzymywali się w posiadaniu futbolówki. Goście byli pasywni i nie mieli za bardzo pomysłu na to, jak przeciwstawić się widzewiakom, którzy coraz bardziej napierali.
sport.interia.pl –Widzew pewnie pokonał GKS Katowice
Obu drużynom z trybun kibicował Marek Koniarek.
[…] W piątek 59-letni ekswidzewiak był gościem specjalnym meczu z GKS Katowice. Pod stadionem wielu kibiców go rozpoznało i prosiło o wspólne zdjęcie. Potem Koniarek odwiedził muzeum Widzewa, w którym znów spotkał się z fanami i rozdawał autografy. Stwierdził dyplomatycznie, że najchętniej obejrzałby ładną piłkę i niech wygra lepszy. Przed meczem na murawie znów dostał koszulkę, tym razem z nr. 9.
[…] Kibice od dawna pokazują, że zasługują na krajową elitę. Tym razem na mecz z GKS sprzedano wszystkie wejściówki. Jak podał spiker na stadionie zasiadło 17093 widzów, w tym pełen sektor kibiców ze Śląska. To rekord frekwencji w tym sezonie.
weszlo.com – Demonstracja siły. Widzew rozbija GKS Katowice
[…] Widzew kolejny raz potwierdził, że to może być jego sezon, GKS Katowice dziś stanowił tylko tło.
Pierwsza połowa była jeszcze mocno wyrównana. GKS odgryzał się dość regularnie, mógł też spokojnie wyjść na prowadzenie – może nawet powinien. Dwukrotnie po rzutach rożnych mógł trafić Jaroszek. Szymczak miał sytuację w polu karnym w zasadzie wymarzoną, raz, że dostał dobrą piłkę, potem dobrze się z nią zabrał – jedenasty metr, sporo miejsca, piłka na lewej nodze. Ale skiksował tak, jakby grał na podwórku szkolnym i akurat w tym miejscu pod piłką leżał kamień. Problem Szymczaka w tym, że kamień na Widzewie nie leżał. Szymczak próbował niedługo potem drugi raz, ale znakomicie akcję obronił Konrad Reszka. Była też ciekawa akcja Figiela od połowy, gdzie widzewiacy się od niego odbijali, ostatecznie oddał kąśliwy strzał z dystansu.
[…] GKS jeszcze wyszedł z szatni. Nawet spróbował odważnie ataku pozycyjnego. Był w tym jakiś pomysł na odrobienie straty. Zanim Widzew stłamsił GKS, trzeba pamiętać, że obejrzeliśmy choćby próbę Błąda nożycami. To się wydarzyło.
Ale odkąd Letniowski ukłuł na 2:0… GKS-u nie było. Widzew sprytnie wykonał na krótko korner, do piłki dopadł Letniowski i w zasadzie nikt nie jest pewien: uderzał? Chciał to na kogoś wstrzelić? A nawet jeśli w Widzewie wiedzieli o co chodzi, to nie wiedział Kudła, bo nie zareagował.
Kolejne minuty Widzewa to koncert, niewykluczone, że najlepsza gra łodzian w tym sezonie. Słaby do przerwy Hanousek wskakuje na wyższe obroty, dołączając do nieźle grających kolegów.
[…] GKS strzelił bramkę honorową w końcówce, trafił Repka głową – fajne uderzenie, bramka w sumie zasłużona, choć głównie przez pryzmat pierwszej połowy.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca
W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.
Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.
A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.
Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.
Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.
„Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.
Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…
Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.
Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).
W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.
Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.
Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.
Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.
W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.
Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.
Felietony Piłka nożna
Plusy i minusy po Rakowie
Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.
Plusy:
+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.
+ Jędrych i Klemenz
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.
Minusy:
– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.
– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.
– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.
Podsumowanie:
GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.
To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.
Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.
GieKSiarz
Piłka nożna
Nowa Bukowa pisze swoją historię
Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.
Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.
Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.
W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.
W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.
W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉
Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.
Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.
Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!
Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.
Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.
Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.
Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…
Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉
Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.
W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.
Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.


Kato
11 września 2021 at 10:12
W czwartek zwycięstwo na Bukowej musi być !
Kato
12 września 2021 at 15:42
Panie trenerze;
GIEKSA musi w czwartek wygrać.
100% skuteczności.