Dołącz do nas

Piłka nożna

Najpierw piłkarz, później trener – kariera piłkarska Rafała Góraka

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Ostatnio przybliżyłem karierę trenerską Rafała Góraka, która oczywiście nadal trwa i miejmy nadzieję, że będzie kontynuowana w GieKSie z sukcesami. Tym razem cofnę się jeszcze bardziej w czasie i postaram się przedstawić dokonania Rafała Góraka jako piłkarza.

W roku 1992 w wieku 19 lat Rafał Górak rozpoczął seniorską karierę piłkarską w barwach klubu ze swojego rodzinnego miasta, czyli Polonii Bytom. Jej barwy reprezentował przez 3 lata, występując na zapleczu ekstraklasy. Bytomianie w tym okresie mieli walczyć o awans do elity, ale kolejno zajmowali: sezon 1992/93 – 12. miejsce, sezon 1993/94 – 11. miejsce, sezon 1994/95 – 6. miejsce.

Kolejne lata Rafał Górak spędził, grając w zespołach niższych lig. W sezonie 1995/96 grał w Rybniku w zespole Rymer Niedobczyce. Następnym klubem był Górnik Wojkowice, do którego Górak został wypożyczony z Kalwarianki Kalwaria Zebrzydowska.

Sezon 1997/98 to powrót w rodzinne strony i gra w barwach klubu, który powstał z połączenia bytomskich Szombierek i Polonii. Twór ten jednak nie przetrwał zbyt długo, bo po zajęciu 6. miejsca na zapleczu ekstraklasy doszło do nieporozumień we władzach klubu i już w grudniu 1998 roku zdecydowano o zakończeniu fuzji.

Kolejne dwa lata to znów gra w Polonii Bytom, która na przełomie wieków zajęła 11. miejsce w ówczesnej II lidze, a w sezonie 2000/01 zaliczyła spadek do III ligi, co było w tamtym momencie najgorszym wynikiem klubu w historii.

Najlepszym pod względem piłkarskim etapem kariery Rafała Góraka był pobyt w Szczakowiance Jaworzno. Dołączył do zespołu przed sezonem 2001/02 po awansie Szczakowianki do II ligi, czyli na zaplecze ekstraklasy. Klub ze Szczakowej nie był rozrzutny i nie wydawał na zawodników wielkich kwot. Bardziej opierał się na wypożyczaniu zawodników lub kontraktowaniu takich, którzy mają kartę zawodniczą na ręku. W pewnym momencie widać było, że stać ich na powalczenie o awans. Po wyjazdowej wygranej z Górnikiem Łęczna 3:2 w marcu o ewentualnym awansie wypowiedział się Rafał Górak: „Żaden z nas nic wielkiego dotychczas w piłce nie osiągnął. Dlatego graliśmy z taką ambicją, bo zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że walczymy także o lepsze życie dla siebie i swoich rodzin„. Ostatecznie drużyna z Jaworzna zajęła 3. miejsce w tabeli, które dawało prawo gry w barażach o awans. Ligę zdominował Lech Poznań, który z przewagą 15 punktów nad wiceliderem awansował z 1. miejsca. Z miejsca 2. awansował ówczesny Orlen Płock, do którego Szczakowianka straciła 7 punktów. W barażu zagrał również Górnik Łęczna, który zajął 4. miejsce. W barażu Szczakowianka zagrała z RKS Radomsko. Pierwszy mecz w Jaworznie gospodarze wygrali 2:0. W rewanżu RKS wygrał, ale tylko 1:0 i Szczakowianka świętowała awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. W drużynie razem z Rafałem Górakiem występował będący na początku swojej kariery Maciej Iwański, który w późniejszych latach zdobywał Mistrzostwo i Puchar Polski, zaliczył również 10 spotkań w seniorskiej reprezentacji naszego kraju.

Rafał Górak w barwach Szczakowianki rozegrał 23 spotkania w najwyższej klasie rozgrywkowej. Zawodnicy trenera Marka Motyki w tamtym sezonie dwukrotnie mierzyli się z naszą GieKSą. Pierwszy mecz przy Bukowej odbył się przy pustych trybunach, była to kara za burdy podczas meczu GKS — Widzew. Katowiczanie łatwo wygrali 4:0, a bramki zdobyli Gajtkowski, Bojarski dwie i Sierka. W Jaworznie również lepszy okazał się GKS, wygrywając 1:0 po samobójczym golu Zadylaka. Ciekawym wydarzeniem był mecz Szczakowianki w Jaworznie z Ruchem. Beniaminek ekstraklasy rozgromił Niebieskich aż 6:2, a swoją jedyną bramkę w tamtym sezonie strzelił Rafał Górak. Zawodnicy ze Szczakowej potrafili niejednokrotnie psuć krew faworytom, przykładem takiego meczu jest remis 2:2 w Krakowie z naszpikowaną gwiazdami i maszerującą po tytuł mistrzowski Wisłą. Na swoim terenie zremisowali również 1:1 z Legią Warszawa, która biła się z GieKSą o 3. miejsce w lidze. Ostatecznie drużyna naszego obecnego trenera zajęła 13. miejsce w lidze i grała w barażu o utrzymanie. Warto dodać, że był to ostatni bardzo udany sezon w ekstraklasie dla GKS-u, który zajął 3. miejsce z 1 punktem przewagi nad Legią i taką samą stratą do Dyskoboli Grodzisk Wielkopolski. Mistrzem została krakowska Wisła. Obok Macieja Iwańskiego razem z Rafałem Górakiem w drużynie występował obecnie ekspert telewizyjny Krzysztof Przytuła. Szczakowiance nie udało się utrzymać. Pierwszy barażowy mecz ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki beniaminek ekstraklasy przegrał 0:1 po samobójczej bramce Przytuły. W rewanżu ekipa z Jaworzna wygrała 3:0, ale mecz ten został zweryfikowany jako walkower na korzyść Świtu z powodu przekupstwa piłkarzy z Nowego Dworu Mazowieckiego.

Kolejny sezon to gra w II lidze, obok Rafała Góraka w Jaworznie dalej występowali Krzysztof Przytuła, Maciej Iwański, ale również późniejszy zawodnik GKS-u Hubert Jaromin i bezkompromisowy Jacek Wiśniewski. W związku z aferą związaną z meczem barażowym ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki drużyna z Jaworzna została ukarana odjęciem 10 punktów. Mimo to Szczakowianka włączyła się w walkę o awans, ostatecznie zajęła 5. miejsce z 5 punktami straty do miejsca dającego prawo gry w barażu o awans. Do bezpośredniego awansu zabrakło 9 punktów. Można by więc stwierdzić, że gdyby nie cała afera i odjęte punkty, to drużyna Rafała Góraka wróciłaby do elity.

Sezon 2004/05 już nie był tak dobry i Szczakowianka z Górakiem w składzie musiała walczyć o ligowy byt. W tej drużynie występował brat byłego selekcjonera, a obecnie trenera aktualnych Mistrzów Polski Waldemara Fornalika, czyli Tomasz Fornalik. W przerwie zimowej wielu zawodników odeszło z zespołu, m.in. Iwański. Szczakowianka zajęła 15. miejsce w tabeli i zagrała w barażu o utrzymanie w II lidze z dawnym klubem Rafała Góraka, czyli Polonią Bytom. Pierwszy mecz Polonia wygrała u siebie 1:0, rewanż zakończył się zwycięstwem gospodarzy 2:1 i drużyna z Jaworzna spadła z ligi. Ostatecznie jednak w kolejnym sezonie zagrała w II lidze – wszystko dzięki temu, że licencji nie otrzymał… GKS Katowice.

Po okresie gry w Jaworznie Rafał Górak przeniósł się do Ruchu Radzionków, gdzie zagrał jeszcze jeden sezon, w którym drużyna Ruchu spadła do IV ligi.

Ktoś może powiedzieć, że Rafał Górak nie był wybitnym zawodnikiem i wielkiej kariery nie zrobił. Nie podróżował wiele, bo występował w klubach z regionu, co mogło zdecydowanie wzmocnić jego przywiązanie do śląskich rodzinnych stron. Trzeba mu oddać, że wywalczył awans do ekstraklasy i również w niej występował, czego wielu piłkarzy może mu jedynie zazdrościć. Myślę, że dla nas miłym akcentem jest fakt, że nasz obecny trener swoją jedyną bramkę w najwyższej klasie rozgrywkowej strzelił akurat przeciwko Ruchowi Chorzów. Mamy nadzieję, że tak jak na boisku Rafał Górak zdołał wywalczyć awans do piłkarskiej elity w Polsce, tak również uda mu się to będąc na ławce trenerskiej GieKSy, czego mu z całego serca życzymy.



1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Hanys

    24 kwietnia 2020 at 10:51

    Jaworzno to nie Śląsk.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga