Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: chcemy i możemy!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Jeszcze nie opadł kurz po porażce z Cracovią, a już przyglądamy się kolejnemu rywalowi, bo w tym tygodniu zmierzymy się z do niedawna liderującą Ekstraklasie Wisłą Płock. Los zgotował nam dwumecz z Nafciarzami, bo najpierw w Katowicach powalczymy o awans w Pucharze Polski, a potem pojedziemy do Płocka, by zagrać o ligowe punkty. Przed tymi pojedynkami  porozmawialiśmy z Michałem Sosnowskim – najbardziej znanym w środowisku piłkarskim płockim radnym, ale przede wszystkim wieloletnim kibicem Wisły, który z niejednej klatki dopingował swoich ulubieńców (dowód na to widzicie w ilustrującej materiał fotografii z 2007 r., bo to jego dłoń ściska przy Bukowej Maciej Bagrowski, jeden z członków płockiego sztabu).

„Karny jest jak sędzia gwiźnie”, „Fatalny to ty jesteś”, „Ch**a grają, opier**limy ich”. Jest kilka cytatów w uniwersum polskiej piłki, które zna chyba każdy kibic. Można cię dopisać do tej listy z pamiętnym „Chcemy i możemy”?
Mocne pytanie na rozgrzewkę. Faktycznie, sformułowanie po piłkarskim uniwersum (szczególnie tym twiterrowym) dość mocno się rozeszło. Użyłem tego zwrotu, gdy w zeszłym roku na jednej z sesji Rady Miasta przeznaczaliśmy dodatkowe cztery miliony złotych na Wisłę Płock, która od 2008 roku jest jedną z miejskich spółek. Wiedziałem, że będzie to różnie odbierane, ale należy jasno podkreślić, że piłkarska Wisła to duma naszego miasta i nam naszych lokalnych podatków na klub nie szkoda. Czas pokazał, że była to decyzja słuszna – wspomniane środki miały pomóc w powrocie do elity i to się udało.

Zarówno GieKSa, jak i Wisła Płock to kluby zarządzane przez samorządy, które niejednokrotnie zbierają cięgi za wydawanie milionów na zawodowców w krótkich spodenkach. Jak odnosisz się do tych zarzutów?
Sytuacja każdego z samorządów jest inna. My w Płocku mamy stabilną sytuację budżetową, ok. 1,5-miliardowy budżet, więc na utrzymanie klubu możemy sobie pozwolić. Podobnie jak na utrzymywanie za miejskie środki orkiestry symfonicznej, chóru, ZOO czy finansowanie festiwali muzycznych. Wisła Płock jest klubem miejskim i przez wiele lat nikomu to nie przeszkadzało, a zaczęło dopiero wtedy, gdy staliśmy się jednym z kontrkandydatów do awansu do Ekstraklasy dla pewnego klubu, którego właściciel lubi tłumaczyć własne porażki czynnikami zewnętrznymi. Moje podejście jest takie, że samorządy – jak sama nazwa wskazuje – same się rządzą. Dopóki mieszkańcom Płocka nie przeszkadzają wydatki na klub, a wyrażają to poprzez głosy swoich przedstawicieli w Radzie Miasta, to będziemy ten klub utrzymywać. Celem był jak najszybszy powrót do ESA – to się udało i dziś kapitalizacja z miasta to już mniej niż 50% budżetu klubu. Wbrew opiniom wszystkich „fachowców”, pieniądze samorządowe i spółek Skarbu Państwa, które zasilają kluby, również przyczyniają się do rozwoju polskiej piłki, a przede wszystkim Ekstraklasy. Jest to widoczne choćby w europejskich rankingach czy we frekwencji na polskich stadionach. To nie pochodzenie kapitału decyduje o tym, czy klub jest dobrze czy źle zarządzany, ale wiele różnych aspektów. I warto o tym pamiętać.

Zarówno w tym, jak i poprzednim sezonie Wisła może być przykładem, jak mądrze wydawać publiczne pieniądze z efektem w postaci wyników sportowych. W czym tkwi tajemnica sukcesu Nafciarzy?
Myślę, że złożyło się na to wiele spraw, ale kluczowe były dwie kwestie: uporządkowanie finansów klubu, bo różnie z tym w ostatnich latach bywało (choćby w tym nieszczęsnym sezonie spadkowym) i zatrudnienie w klubie trenera Mariusza Misiury. Wielu trenerów pamiętam, ale Mariusz to zdecydowanie top, zarówno pod kątem merytorycznym, jak i typowo ludzkim. Dobre słowo mogę też powiedzieć o dyrektorach sportowych – Darku Sztylce czy Radku Kucharskim. Obaj przeprowadzili jakościowe transfery. Do tego dochodzi trafienie z formą naszych wychowanków, bo np. Łukasz Sekulski czy Krystian Pomorski budowali zespół i jego mental w kluczowych momentach. Generalnie od pewnego czasu większość spraw wygląda tak, jak tego oczekiwaliśmy od wielu lat: solidne podstawy, dobry trener, elegancka drużyna i nowy stadion z ponad 10 tysiącami średniej frekwencji. Nie ukrywam, że po ponad 20 latach działalności kibicowskiej i „gabinetowej” z satysfakcją patrzę dziś na to, w jakim miejscu jest Wisła. Młodzi kibice w Płocku mają gdzie i na kim łapać zajawkę i budować kolejne pokolenia Nafciarzy.

Patrząc na początek rozgrywek Ekstraklasy, nie nawiedzają was koszmary z sezonu 2022/23, kiedy spektakularna forma zakończyła się spektakularną klapą? Jak wspominasz tamten sezon?
Wspominam tragicznie – wiadomo. Wisła Płock przeszła swego czasu długą i trudną drogę od 2. ligi wschodniej i meczów z takimi klubami jak Pelikan Łowicz, Kolejarz Stróże czy Sokół Kleczew, do pamiętnego awansu do Ekstraklasy, po kapitalnej wygranej 5:0 u siebie z Zawiszą Bydgoszcz w 2016 roku. To było 9 lat mozolnej pracy wielu ludzi nad odbudowaniem klubu. Na tamten spadek złożyło się – jak to zwykle bywa – wiele aspektów. Oprócz indywidualnych błędów ówczesnego prezesa, dyrektora sportowego, trenera czy złej postawy piłkarzy – bo przede wszystkim to oni grają – w mojej ocenie wpływ na wydarzenia miała również zła sytuacja finansowa klubu (być może zabrakło w tamtym momencie jakiegoś kibola w Radzie Miasta, który przeforsowałby dodatkowe środki 😉 ), która doprowadziła do sprzedaży kluczowych piłkarzy i problemów z terminowymi płatnościami. Myślę też, że zamieszanie z trwającą wtedy budową stadionu również nie pomagało. Wszystkiego było za dużo jak na jedną głowę i skończyło się jak się skończyło. Całe szczęście to już historia. Dziś mamy zupełnie inną sytuację w klubie, innego trenera, całkowicie inną drużynę z zupełnie innym mentalem i nie wyobrażam sobie w tym sezonie powtórki z rozrywki. Piłka nożna uczy pokory, ale bez przesady. Tym razem oceniam, że spokojnie się utrzymamy, a przy odrobinie szczęścia możemy powalczyć o coś więcej.

Naszym ostatnim rywalem była Cracovia, z którą z kolei wy mieliście się mierzyć tydzień wcześniej. Zadam ci to samo pytanie, co Kamilowi z Krakowa: dobrze, że wasz mecz przełożono? Była jakakolwiek szansa, by rozegrać go w terminie?
Tego dnia spadło w Płocku tyle deszczu, że szczerze wątpię, by jakiekolwiek doraźne zabiegi pomogły doprowadzić boisko do stanu używalności. Nie jestem specjalistą od murawy, ale granie w takich warunkach mogłoby nie tylko zniszczyć stawy chłopakom, ale również całkowicie zryć nawierzchnię, którą w ostatnim czasie udało się doprowadzić do odpowiedniego stanu (pozdrawiam mojego przyjaciela Huberta, który za nią odpowiada). Tak to już jest w sportach outdoorowych, że czasami takie sytuacje się zdarzają. To była wspólna decyzja sędziów, obu sztabów i zarządów. Moim zdaniem słuszna.

W tym sezonie macie już na rozkładzie kilku ligowych potentatów jak Legia czy Raków, a jedyną porażkę zaliczyliście w starciu z innym beniaminkiem w Gdyni (rozmawiamy przed przegranym meczem Wisły z Jagiellonią – przyp. red.). Spadek formy czy wypadek przy pracy?
Pokażą to kolejne mecze, chociaż ta liga jest tak nieprzewidywalna, że każdy może wygrać z każdym. Wbrew pozorom mecze z Legią czy Rakowem nie były jakieś trudne – trener Misiura ma to do siebie, że doskonale rozpracowuje rywali i to na boisku po prostu widać. Legia w Płocku wykonała kilkadziesiąt dośrodkowań i nie stworzyła z nich żadnego większego zagrożenia. To co aktualnie nas martwi to kontuzje – brak Sekula, czy świeża kontuzja Jime. To kluczowi dla nas zawodnicy.

Jak oceniasz okno transferowe w wykonaniu Wisły? Kto jest największym wzmocnieniem, a którego odejścia najbardziej żal?
Moim zdaniem największymi wzmocnieniami są Marcin Kamiński (profesor w obronie) oraz młody Wiktor Nowak, który momentami naprawdę pozytywnie zaskakuje w ofensywie. Z zawodników, którzy odeszli nie mam żadnego, którego jakoś szczególnie byłoby mi żal. Jedynie trochę słabo, że klub nie dogadał się z menadżerem Bartłomieja Gradeckiego i ostatecznie ten bramkarz – nasz wychowanek – opuścił klub, ale na ten moment Rafał Leszczyński wydaje się solidniejszym golkiperem.

Zrządzeniem losu GieKSa i Wisła zmierzą się dwukrotnie w ciągu tygodnia – raz w lidze, a raz w Pucharze Polski. To co, puchar za ligę? Co jest dla was ważniejsze?
Jednym z największych sukcesów klubu, który widziałem na własne oczy, było zdobycie Pucharu Polski po wygranej z Zagłębiem Lubin w 2006 roku. To już 19 lat temu, więc z jednej strony chciałbym, żeby młodsi fani Nafciarzy mieli okazję coś takiego przeżyć i żebyśmy w końcu w tym Pucharze Polski o coś powalczyli, a z drugiej strony – podchodząc pragmatycznie do tematu – bardzo potrzebujemy kolejnych punktów w lidze, więc jeśli miałbym wybierać – walczcie dalej w Pucharze, a w lidze poprosimy trzy punkty!

Zerkając na wasze wyniki w lidze, większe szanse mamy chyba w Pucharze, bo na wyjazdach gracie w kratkę, a u siebie jesteście bezlitośni? Z czego to twoim zdaniem wynika?
Myślę, że nowe Ł34 stało się prawdziwą twierdzą Nafciarzy. Frekwencja po awansie wzrosła, cały stadion żyje meczem i piłkarze to z pewnością czują. Po gorszych momentach trybuny nie przestają wierzyć, co już kilkukrotnie było im wynagradzane. Ultrasi z sektora D robią dobrą robotę, zarówno jeśli chodzi o oprawy, jak o i doping. To wszystko składa się na to, że faktyczne w domu Nafciarzom gra się zwyczajnie łatwiej.

Ostatni raz spotkaliśmy się w sezonie 2023/24, kiedy to sprawiedliwie podzieliliśmy się punktami – za każdym razem wygrywali gospodarze. Jak wspominasz tamte pojedynki?
Taki układ jest zdecydowanie lepszy niż dwa remisy, więc nie mam nic przeciwko, żeby sytuacja się powtórzyła. Szczerze mówiąc, akurat te dwa nasze pojedynki jakoś szczególnie mi w pamięć nie zapadły pod kątem piłkarskim, za to pamiętam że szczelnie wypełniliście klatkę i zrobiliście fajną oprawę – dopasowaną idealnie do sektora.

Masz jakieś szczególne wspomnienia z innych pojedynków z GieKSą?
Tak, ale też bardziej kibicowskie niż piłkarskie. Miło wspominam wyjazd do Was w 2007 roku, kiedy kibice Górnika Zabrze w liczbie ok. 600 zasiedli jeszcze z nami w starym sektorze gości przy Bukowej. Jeden z moich kolegów z Grupy Ultras N@fciarze zawiesił wtedy jedną z naszych flag bardzo wysoko na sektorze, wdrapując się po jakichś blachach niczym czlowiek-pająk (pozdro Pawcio!). Wygraliśmy ten mecz na boisku 3:1, ale przede wszystkim kibicowsko dobrze się pokazaliśmy, bo wyjazd w ponad 200 głów na tamte czasy to było dla nas coś, plus solidne wsparcie zgody.

Jakie wyniki typujesz w naszych meczach?
1:1 w Pucharze (i niech w karnych wygra lepszy) i 2:1 u nas w lidze. Dziękuję za rozmowę i pozdrawiam wszystkich kibiców GKS-u, szczególnie tych, z którymi mam kontakt prywatny. Życzę wam powodzenia na każdym froncie. 


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga