Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: defensywa potrzebowała wzmocnień

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po reprezentacyjnej przerwie wracamy do ligowego grania. Przed nami daleki wyjazd do Gdańska, gdzie czeka na nas Lechia, która nie próżnowała w ostatnich godzinach okienka transferowego. O ocenę kadrowych wzmocnień, zawirowania z karami zasądzanymi przez PZPN i szanse na ich uchylenie, a także nastawienie przed piątkowym meczem z GieKSą zapytaliśmy Szymona Wleklaka z redakcji serwisu Lechia.net.

W ubiegłym sezonie, za każdym razem gdy mierzyliśmy się na boisku, Lechia mierzyła się również z zawirowaniami organizacyjnymi – jesienią po zwolnieniu trenera Grabowskiego, a wiosną po ogłoszeniu zakazu transferów i kary ujemnych punktów. Czy tym razem jest spokojniej i najgroźniejsze sztormy już za wami?
Wydaje się, że tak. W tabeli w końcu wyszliśmy na zero, po zwycięstwie w derbowym meczu z Arką. Decyzje Komisji Licencyjnej mocno dały nam się we znaki, na szczęście zakaz transferowy został zdjęty i można było zarejestrować nowych graczy. Wzmocnienia wydają się solidne – mam tu na myśli przede wszystkim Mateja Rodina, Bartłomieja Kłudkę czy Aleksandara Ćirkovicia. Jest to sygnał, że Lechia nie chce do końca drżeć o utrzymanie, tylko spokojnie osiągnąć ten cel. Wszyscy w Gdańsku chcemy, aby wróciły lepsze czasy i wierzę, że w tym sezonie uda się zbudować dobrą drużynę.

Po wymagających przygotowaniach do sezonu mówi się o piłkarzach, że mają ciężkie nogi. W Lechii jest jeszcze trudniej, bo prawdziwą kulą u nogi mogą być zasądzone ujemne punkty. Mocno ciąży ten dodatkowy balast?
W wielu rozmowach piłkarze podkreślają, że nie zwracają na to uwagi i chcą zapracować na punkty na boisku, niezależnie od wymierzonej kary. Jesteśmy do tyłu z punktami, ale jak wspomniałem, udało się wyjść na zero i wierzę, że teraz będziemy piąć się do góry.

Kilka dni temu zebrał się Trybunał Arbitrażowy przy PKOl, natomiast żadne decyzje co do punktów nie zapadły i na 17 września zaplanowano kolejne posiedzenie. To dla was dobry czy zły omen w kontekście możliwości zawieszenia tej kary?
Moim zdaniem kara nie zostanie cofnięta i ujemne punkty zostaną utrzymane do końca sezonu. Chciałbym się jednak pozytywnie zaskoczyć.

W tym roku Lechia świętuje swoje 80-lecie. GieKSa swój jubileusz 60-lecia uczciła niedawno awansem do Ekstraklasy. Co będzie najlepszym prezentem dla kibiców Biało-Zielonych?
Wystarczającym prezentem było utrzymanie, wywalczone w ubiegłym sezonie w dość spokojnym stylu. Nie musieliśmy się o nie martwić do ostatniej kolejki, mimo że na początku rundy nikt się tego nie spodziewał. Przed obecnym sezonem, który rozpoczęliśmy z ujemnymi punktami, cel nie może być inny niż utrzymanie.

Jak wspominasz nasze poprzednie starcia?
Pamiętam nasz mecz z kwietnia ubiegłego roku, jeszcze w 1. Lidze, kiedy wygraliście w Katowicach 1:0 po bramce w ostatniej minucie. Byliśmy na tym spotkaniu i w rozmowach z dziennikarzami z Katowic wzajemnie życzyliśmy sobie awansu do Ekstraklasy. Czas pokazał, że te życzenia się spełniły. Był to przełomowy moment zarówno dla GKS-u, jak i rozstrzygnięć w całym sezonie. Dzięki temu zwycięstwu mieliście szansę dogonić Arkę, którą ostatecznie wyprzedziliście w wyścigu o awans. Zupełnie inaczej wyglądał nasz jesienny mecz, który GKS przegrał aż 1:5. Rzadko się zdarza, aby jedna drużyna otrzymała dwie czerwone kartki, co przełożyło się na wysoką, stosunkowo łatwą wygraną Lechii. Kto by wtedy pomyślał, że w kolejnym sezonie spotkamy się w Ekstraklasie…

Wiele musiało się wydarzyć, aby ten scenariusz mógł się zrealizować.
Kilka kolejek może diametralnie odwrócić sytuację. Dobrym przykładem jest wasz trener, Rafał Górak, który był wtedy o krok od dymisji, a dziś nikt w Katowicach nie myśli o jego zwolnieniu.

Skoro już mowa o trenerach, to jak silna jest pozycja Johna Carvera, który jak wiemy nie miał zbyt łatwego startu w Gdańsku?
Początki nie były łatwe, bo trener zmagał się ze problemami kadrowymi. Zaczął co prawda od wygranej ze Śląskiem, natomiast w zimowym okienku transferowym nie mogliśmy się wzmocnić z powodu zakazu. Wiele wskazywało wtedy na nasz spadek, ale z czasem praca trenera Carvera zaczęła przynosić owoce. Przyszły wygrane zarówno z ówczesnym, jak i przyszłym mistrzem Polski, czyli z Jagiellonią i Lechem. Pomimo braku istotnych wzmocnień kadrowych z meczu na mecz wyglądaliśmy coraz lepiej. Carver potrafił wycisnąć maksimum z tych zawodników, których miał do dyspozycji, a runda wiosenna w naszym wykonaniu była bardzo dobra. Ciekawostką może być fakt, że w trakcie tego sezonu pojawiały się pogłoski o zwolnieniu Carvera, natomiast wydaje się, że zwycięstwo w derbach Trójmiasta ucięło temat.

Zimą trener Carver nie dostał odpowiednich wzmocnień, mimo to utrzymał Ekstraklasę w Gdańsku. Teraz powinno być łatwiej, bo Lechia była aktywna w tym okienku, a szczególnie na jego finiszu, mimo że długo nie było pewności, że uda się zarejestrować nowych zawodników.
Sytuacja była niecodzienna, na szczęście udało się przeprowadzić transfery i uprawnić nowych zawodników do gry. Patrząc na nazwiska graczy sprowadzonych do Lechii można oczekiwać, że będą wzmocnieniem kadry. Formacją, którą w pierwszej kolejności należało wzmocnić, jest niewątpliwie obrona. Na tym etapie sezonu straciliśmy już 19 goli, dlatego mam nadzieję, że z pomocą nowych zawodników uda się uszczelnić defensywę. Pomóc ma Matej Rodin, który niedawno występował w Rakowie, a jeszcze wcześniej grał w Ekstraklasie w barwach Cracovii. Kolejnym ciekawym wzmocnieniem jest sprowadzony z Zagłębia Bartłomiej Kłudka, który w barwach Miedziowych zdążył strzelić nam gola w przegranym aż 2:6 meczu. Wiele obiecujemy sobie po Aleksandarze Ćirkoviciu, który był wyróżniającym się graczem TSC Bačka Topola, a w barwach Ferencvárosu zapisał na swoim koncie mistrzostwo Węgier. Zebrał sporo doświadczenia także w Austrii, Hiszpanii czy Rosji. Jeśli dobrze wkomponuje się w zespół, powinien być sporym wzmocnieniem, ponadto wzrośnie rywalizacja na lewym skrzydle, co może wpłynąć na formę pozostałych graczy.

Czy tego typu zawodnicy są w stanie z miejsca wskoczyć do pierwszego składu i zobaczymy ich na boisku już w piątek?
Wydaje mi się, że takie było założenie, aby sprowadzać graczy gotowych do gry od pierwszego meczu. Myślę, że niektórzy pojawią się w podstawowym składzie przeciwko GKS, dlatego nie zdziwi mnie sporo roszad, szczególnie w obronie.

Z jednej strony skład został wzmocniony, a z drugiej nieprzesadnie osłabiony, bo udało się utrzymać w kadrze takich zawodników jak Bobček, Mena czy Wjunnyk, a tylko Chłań nie zdecydował się zostać w Gdańsku. Czym udało się ich przekonać?
Każdy zawodnik pracuje na swoje nazwisko, a Lechia jest dobrym miejscem, aby się wypromować. Dużo się mówiło o zainteresowaniu Bobčekiem ze strony zagranicznych klubów, m.in. Slavii Praga. Z kolei w ubiegłym sezonie po Camilo Menę zgłosił się klub z Argentyny. Dobra gra dla Lechii może się więc przełożyć na lepszy kontrakt w innym klubie i zawodnicy zdają się to dostrzegać. Kadra się rozrosła, rywalizacja rośnie, a piłkarze będą się wzajemnie napędzać w walce o pierwszy skład. Trudno dziś wyrokować, na jaką lokatę w tabeli się to przełoży, ale moim zdaniem wystarczy to do spokojnego utrzymania.

Wspomniany Słowak Tomáš Bobček, podobnie jak Alvis Jaunzems z Łotwy, ostatnie dni spędzili na zgrupowaniach swoich reprezentacji. Mnie jednak bardziej intryguje trzeci z reprezentantów, czyli niedawno sprowadzony do Lechii Mohamed Awadalla – występujący w ekipie Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Powiedz coś więcej o tym zawodniku.
Rzeczywiście, Bliski Wschód to dość nieoczywisty kierunek na poszukiwanie wzmocnień. Awadalla sprawia na razie dobre wrażenie – dał dobrą zmianę w meczu z Motorem i był dosyć aktywny. Z kolei w meczu z Zagłębiem wszedł z ławki i zdobył bramkę. W meczu z Jagiellonią był niewidoczny, ale wtedy słabo zagrała cała drużyna. Awadalla ma za sobą występy w azjatyckiej Lidze Mistrzów w barwach Al-Ain, był w kadrze zespołu podczas Klubowych Mistrzostw Świata, niestety nie zagrał ani minuty. W ubiegłym tygodniu zadebiutował w kadrze Emiratów w meczu z Bahrajnem i mam nadzieję, że doda mu to pewności siebie, która przełoży się na dobrą grę w Lechii. ZEA rozpoczynają walkę o awans do Mistrzostw Świata, a jeśli Awadalla zaznaczy swoją obecność w kolejnych meczach, to na pewno podniesie swoją wartość.

Nasze drogi skrzyżowały się w ostatniej kolejce ubiegłego sezonu, kiedy obie drużyny były już pewne swego. Jak wspominasz tamto spotkanie?
Piłkarze Lechii zapewniali, że chcą dobrze zakończyć sezon w meczu u siebie, jednak nie znalazło to potwierdzenia na początku spotkania, bo już w 10. minucie stracili bramkę. Na szczęście jeszcze przed przerwą udało się odrobić straty za sprawą Kacpra Sezonienki, który bardzo dobrze prezentował się w tamtym okresie. Gdy w drugiej połowie na prowadzenie wyprowadził nas Maksym Chłań, wydawało się, że przechylimy szalę na swoją stronę, niestety nasze prowadzenie trwało zaledwie 10 minut, ponadto w samej końcówce do własnej bramki trafił Miłosz Kałahur. Najważniejszy był jednak cel w postaci utrzymania, który został zrealizowany, więc porażka z GKS-em nie popsuła nam humorów. Myślę, że wy również nie mieliście powodów do narzekania, bo prezentowaliście się jeszcze lepiej i zakończyliście sezon na ósmym miejscu.

Przed piątkowym meczem większą presję może czuć Lechia, która musi wygrywać, aby wygrzebać się z dna tabeli. Jednak my też nie rozpoczęliśmy sezonu tak, jak byśmy chcieli. Jaki scenariusz przewidujesz w naszym pojedynku?
Nasze ostatnie mecze pokazały, że GKS lubi grać z Lechią. Tym razem chciałbym, aby to gospodarze rozdawali karty, ale spodziewam się wyrównanego meczu, bo obie drużyny mają coś do udowodnienia. Ponadto wiele się mówi o syndromie drugiego sezonu w przypadku beniaminków, że w kolejnym sezonie gra się jeszcze trudniej. Jeśli miałbym typować wynik, to postawiłbym na zwycięstwo gospodarzy. Mam nadzieję, że atut własnego boiska zadecyduje, a być może znów posypią się czerwone kartki jak przed dwoma laty.

Oba zespoły nie imponują w defensywie. Czy przełoży się to na grad goli?
Nie spodziewam się tego. Skłaniam się do 1:0 lub 2:1 dla Lechii.

Wspominaliśmy już o karze ujemnych punktów, natomiast niektórzy kibice Lechii na wieść o awansie sąsiadów z Gdyni z góry zaksięgowali już obowiązkowe sześć „oczek” zdobytych na lokalnym rywalu. Z czego wynika wasz patent na Arkę, z którą nigdy nie przegraliście w Ekstraklasie?
Trzeba przyznać, że coś w tym jest – nieważne, co by się działo, to Lechia zawsze jest górą w Ekstraklasie. I choć podobnie było w ostatnim meczu w Gdańsku, to trzeba przyznać, że spotkanie stało na słabym poziomie piłkarskim. Pierwszy kwadrans był jeszcze w miarę ciekawy, a potem nic już się nie działo. Trzydzieści siedem i pół tysiąca kibiców miało prawo czuć się rozczarowanymi. Na szczęście na pięć minut przed końcem zwycięskiego gola zdobył Dawid Kurminowski. W samej końcówce działo się więcej niż w całym meczu, bo szansę na wyrównanie miała jeszcze Arka, ale świetnie w bramce zachował się Szymon Weirauch, który akurat tego dnia nie miał zbyt wiele do roboty. Tym bardziej należy docenić kluczową interwencję w samej końcówce. Dobrze się złożyło, że po wysokiej porażce z Zagłębiem od razu przyszedł mecz z Arką, który znów udało się wygrać.

Okazuje się, że trybuny gdańskiej Lechii mogą być trampoliną do kariery – zwłaszcza politycznej. Nie każdy może stanąć na trybunach w jednym rzędzie z Prezydentem.
Karol Nawrocki, już jako prezydent, pojawił się w sierpniu na meczu Lechii z Motorem. Został bardzo ciepło przyjęty przez kibiców, bo mimo piastowanego stanowiska nie kryje swojego przywiązania do Lechii. Warto to docenić.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie,  bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a  dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.

W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.

Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.

Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Motorem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz z Motorem to już historia. Historia bardzo szczęśliwa dla nas, bo trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe nie zdarza się codziennie. Z początkiem nowego tygodnia wracamy jeszcze raz do piątkowych wydarzeń, ale za chwilę czekają nas kolejne wyzwania. Maraton z trzech meczów w ciągu tygodnia. Pierwszym akordem będzie spotkanie z Koroną Kielce. Wszyscy na Nową Bukową!

1. Wyjazd do Lublina był jednym z najdalszych w tej rundzie. Potem będziemy jeszcze mieli Białystok, a ponadto już niedalekie delegacje – do Łodzi, Niecieczy i Częstochowy.

2. Te piątki nam serwują niezwykle często. Dodatkowo mecz o osiemnastej wymagał wyjechania rano, choć nie jakoś bardzo wcześnie rano. Z Katowic wyjechaliśmy o 11.

3. Pojechaliśmy w czwórkę – ja, Misiek, Kazik i Mariusz, z którym nieraz jeździmy na wyjazdy i świadczymy sobie wzajemnie „samochodowe” przysługi. Przed nami było nieco ponad 4 godziny drogi.

4. Trasa przebiegała sprawnie. Było pochmurno, choć jeszcze nie deszczowo. Na to musieliśmy poczekać.

5. Wkrótce po odbiciu z autostrady udaliśmy się do Maka w Sokołowie Małopolskim. Mieliśmy co prawda w planie posilenie się już w Lublinie, ale chcieliśmy szybciej wziąć coś na ząb, bo Misiek nie jadł śniadania, a skoro tak – wykorzystaliśmy sytuację, by zaspokoić łakomstwo. Symbolicznie.

6. W Lublinie byliśmy około 15.30. Mogliśmy podziwiać tak nieczęste w Polsce trolejbusy. Znamy je doskonale z Tychów, ale naprawdę niewiele jest miejsc, w których one jeżdżą. Z pamięci kojarzę Grudziądz, ale mogę się mylić.

7. Z polecenia pojechaliśmy do „Bistro przy peronie”, czyli jak sama nazwa wskazuje jadłodajni przy dworcu i jednocześnie bardzo niedaleko stadionu. Tutaj czekał nas właściwy posiłek.

8. Chłopaki wzięli różnie – rybę, kurczak, schaboszczak… Ja zdecydowałem się na Zapiekaperon, czy coś takiego. Na zdjęciu ładnie wyglądało, smakowało nieźle, ale bez szału. Natomiast frytki od Miśka choć mrożone, były idealnie zrobione – co rzadko się zdarza w knajpach, więc nie omieszkałem mu kilku zwędzić.

9. Łakomstwo skutkowało tym, że wzięliśmy także zupę. Co prawda w menu było napisane, że szparagowa, ale przytomnie zapytałem pani sprzedającej, czy to rzeczywiście szparagowa czy z fasolki szparagowej. Istotnie to drugie.

10. No i na koniec byliśmy już pełni. Dobrze, że stadion był niedaleko. Wkrótce zaczęliśmy kierować się ku obiektowi Motoru.

Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.

11. Zazwyczaj to jest tak, że parkujemy/wjeżdżamy i już z tobołami odbieramy akredytacje. Teraz zrobiliśmy sobie trochę wycieczek. W końcu jednak odebraliśmy wejściówki.

12. Przed stadionem stały gęsiego autokary Motoru i GieKSy. Potem nasz autokar widzieliśmy jeszcze raz, w zupełnie innym miejscu.

13. Wkrótce już znaną drogą udałem się na chwilę na salę konferencyjną, gdzie pogadałem chwilę z miejscowym dziennikarzem. Potwierdzał, że pod Mateuszem Stolarskim jest gorący stołek. Dla obu klubów było to niezwykle ważne spotkanie. Kazik w tym czasie wypuścił drona i zrobił efektowne ujęcia.

14. Po zrobieniu herbaty poszedłem już na prasówkę. Zawsze lubię być zarówno na stadionie, jak i na sektorze prasowym odpowiednio wcześniej. Można się usadowić, zająć dobre miejsce i też obejrzeć jeszcze niezapełniony stadion. Jeszcze przy lekkim świetle dziennym, choć już z jupiterami.

15. Na obiekcie był pewien relikt kilkuletniej przeszłości. Otóż przy wejściu na prasówkę znajdowały się dwie kartki z hasłem do WiFi. Problem jednak polegał na tym, że jedna z nich to była kartka z… finału Pucharu Polski 2021. Ciekawe to, czy tam nikt nigdy z klubu się nie zapuścił, by ją zdjąć? A może to po prostu pamiątka?


16. Miejsca prasowe są kompletnie oddzielone od reszty. Ciekawe jest to miejsce na stadionie Motoru. Posadzka z płyt chodnikowych, ogólnie stan niemal surowy, ale przejścia wygodne. Najbardziej rozśmieszają mnie numerowane krzesełka na kółkach, których jest mniej niż stolików. Tym bardziej, trzeba wcześniej zająć.

17. Ja wybrałem miejsce nieopodal komentatorów Canal Plus, których jeszcze nie było na stanowisku. Dlatego też mogłem podejrzeć i podsłuchać na żywo wywiady z trenerami. Zawsze są one nagrywane ponad godzinę przed meczem i puszczane z odtworzenia we „Wstępie do meczu”. Tutaj już doskonale wiedziałem od razu, jakie mają nastawienie obaj szkoleniowcy.

18. Zasiadłem do swojego stanowiska. Do wyboru są dwa rzędy, jeden ze sztywnymi stolikami, drugi z rozkładanymi. Minus tych pierwszych jest taki, że są w rzędzie dolnym i mają przed sobą szybkę z pleksi. To zawsze daje takie wrażenie odgrodzenia od boiska i pewnej nienaturalności. Zająłem więc miejsce na górze.

19. Blat w porządku, minimalnie pochylony, ale nie na tyle, żeby zsuwały się rzeczy, tak jak na niektórych stadionach. Miejsca wystarczająco, kontakty są, widoczność znakomita. Nie pozostawało nic, jak czekać na rozpoczęcie spotkania.

20. Kibice powoli zaczęli się schodzić, piłkarze mieli rozgrzewkę. Pod jej koniec spiker wyczytywał składy, a w międzyczasie Arkadiusz Najemski, obrońca Motoru, został uhonorowany pamiątkową tablicą za setny mecz w Motorze. Problem w tym, że nic sobie z tego nie robił tenże spiker i czytał dalej zestawienia, więc sporo osób pewnie nie zauważyło, że taka ceremonia ma miejsce.

21. A potem mieliśmy już granie. Powiedziałbym, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy GKS od początku atakował, gdyby to była prawda. Znamy ten schemat choćby z meczów z Legią czy Cracovią. Problem był taki, że przewaga nie była udokumentowana bramką. Tutaj była – i to dwoma trafieniami. Kibice obu drużyn od początku oglądali bardzo ciekawy mecz.

22. Co do pierwszej bramki GKS, to boisko w Lublinie najwyraźniej służy Bojrsze Galanowi. Zawodnik praktycznie nie strzela goli, ale na stadionie Motoru trafił już drugi raz. Tak to bywa w piłce.

23. Adam Zrelak strzelił bramkę ręką. Na szczęście nie swoją, więc to nie była boska ręka Jasia Furtoka. Dopomógł jednak wspomniany Arek Najemski. Tak więc, gratulacje Arek! I jeszcze raz dzięki!

24. Nadal jednak musieliśmy być czujni, bo przecież w poprzednim sezonie też w dziewiątej minucie prowadziliśmy, a to jednak Motor wygrał 3:2. Tu mieliśmy dwubramkowe prowadzenie, ale dalecy byliśmy od przypisywania sobie trzech punktów, bo… to jest GieKSa, która zawsze potrafi spłatać figla.

25. No i spłatała. Łatwo dała sobie wbić dwie bramki, bo już nie było więcej miejsca, żeby się cofnąć na boisku (dalej były już tylko trybuny). Z dobrego prowadzenia zrobił się remis, a w zamieszaniu Motor był bliski trzeciej bramki.

26. Nie jestem w stu procentach przekonany, że to Czubak strzelił pierwszego gola. Sam zawodnik mówił, że raczej nie dotknął piłki. Powtórki są bardzo mylące, bo na niektórych jest wrażenie, że dotknął, na innych całkowicie nie. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze z linijką sprawdzi. Ja bym zaliczył bramkę Wolskiemu.

27. Na szczęście Łabojce przepaliły się styki i sfaulował Zrelaka przy linii autowej. Choć eksperci stwierdzają, że druga żółta kartka nie była potrzebna. Bez przesady. Czyste i zasłużone żółtko. To zawodnik powinien uważać, a nie liczyć na litość sędziego.

28. Swoją drogą zaledwie dwie sekundy były potrzebne, by Marten Kuusk po swoim wejściu odmienił losy meczu. To właśnie po zmianie, w której zastąpił Czerwińskiego, Estończyk wykonywał aut do Słowaka i nastąpił ten faul.

29. Druga połowa to był już koncert GieKSy. Nasze armaty na dobre się odblokowały. Zrelak strzelił już gola nogą, a nie ręką rywala i katowiczanie szybko znów byli na prowadzeniu. To drugie trafienie Słowaka w tym sezonie.

30. A potem show dał Ilja Szkurin. Białorusin strzelił swoje pierwsze dwie bramki w lidze dla GKS, a w sumie ma już trzy trafienia, bo przecież zdobył gola także w Pucharze Polski. Jaka szkoda, że nie wykorzystał tej sytuacji sam na sam, bo drugi hat-trick zawodnika GKS w tym sezonie to byłoby coś.

31. Hat-trick asyst mógł mieć Bartosz Nowak, ale dwie właśnie były prawowite, a trzecia (pierwsza w kolejności) to była ta przy drugim golu GKS w tym meczu. Bramka była samobójcza, więc asysty nie ma.

32. Z czasem nie było już zagrożenia, że GieKSie może coś się stać. Dużo wnieśli zmiennicy, jak wspomniany Ilja, a także Sebastian Milewski czy Marcel Wędrychowski.

33. Tym samym GKS zdobył pięć goli na wyjeździe pierwszy raz od ubiegłorocznego meczu z Puszczą. Kibice natomiast zwracają uwagę, że ostatni mecz z kibicami, w którym zespół zdobył pięć bramek w delegacji to spotkanie sprzed… 20 lat, kiedy GieKSa wygrała w czwartej lidze z Czarnymi Sosnowiec 5:2. Wówczas hat-tricka zaliczył Sebastian Gielza.

34. W końcu mieliśmy odrobinę radości. Po meczu oczywiście nagrałem swoją nagrywkę, a z racji tego, że byliśmy – jak wspomniałem – nieopodal komentatorów, zaprosiłem Tomasza Wieszczyckiego do wywiadu. Były reprezentant Polski zgodził się i przeprowadziliśmy sympatyczną, krótką rozmowę. Wieszczu zapowiedział, że za tydzień będzie na meczu z Koroną.

35. Mecz skomentował także Tomasz Witas, który zadebiutował w tej roli w Canal Plus. Wyszło mu całkiem dobrze, słyszałem jego emocje na żywo, a potem przewijając sobie mecz mogłem stwierdzić, że dał radę. Może to będzie szczęśliwy komentator dla GieKSy?

36. A co do Wieszcza, to trzeba powiedzieć, że w poprzednim sezonie pamiętam, że komentował mecz z Puszczą u siebie (3:1), a w obecnym z Wisłą w Płocku (1:1). Więc też całkiem nieźle.

37. Potem oczywiście udałem się na konferencję prasową. Jak zwykle zadawałem pytania trenerowi Górakowi, ale przy pierwszym z nich tak się zamotałem, że musiałem gdzieś odkręcić, żeby w gruncie rzeczy powiedzieć, o co mi chodzi 😉

38. Mateusz Stolarski natomiast wyglądał jak cień człowieka. Taka piłkarska depresja. Mieliśmy to kiedyś w GieKSie, tak w swoim czasie wyglądał Piotr Mandrysz, a będąc uczciwym, takie wrażenie w pewnym momencie sprawiał także Rafał Górak – w czasach okrzyków o walizkach i fatalnych wyników. Trener też się na szczęście odkręcił z tej sytuacji i to dawna sprawa.

39. Ciężki czas przeżywa jednak trener Motoru. Próbował odpowiadać, ale widać było wielki żal – niewypowiedziany całkowicie żal tak naprawdę do zawodników. Szkoleniowiec chyba też wie, że prezesi różnie lubią reagować. A Zbigniew Jakubas przecież chciał pucharów…

40. GieKSa wygrywając 5:2 wyprzedziła Motor w tabeli. Brawo!

41. Po konferencji zostaliśmy jeszcze jakiś czas na sali. I znów muszę to powiedzieć. My naprawdę po 19 latach w pierwszej lidze mamy dużo pokory, nawet jeśli chodzi o ludzi zajmujących się mediami. Przy jednym stoliku siedzieli sobie ludzie z oficjalnej strony klubu, przy innym my. I u wszystkich pełen spokój, oczywiście że dobre humory, ale nie ma tego cwaniakowania, co w innych klubach, tego śmieszkowania i kumatości, tak żeby cały Lublin słyszał. Lubię to u nas. Nie robimy z siebie nie wiadomo jakich gwiazd. Za dużo wszyscy w Katowicach przeszliśmy.

42. Wkrótce udaliśmy się do samochodu, by wrócić do Katowic. Czekało nas kolejne ponad cztery godziny drogi. Pogoda była kiepska, padało lub siąpiło niemal cały czas.

43. W Brzesku jeszcze wstąpiliśmy na kurczaki z KFC, bo byliśmy po wielu godzinach już głodni – a było już po północy. To była jedyna dostępna strawa o tej porze. Od razu przypomnieliśmy sobie, że już niedługo mecz z Piastem.

44. Dla mnie to był piąty mecz w Lublinie, z czego drugi na nowym stadionie. Bilans jest bardzo zadowalający – zobaczyłem trzy zwycięstwa, jeden remis i jedną porażkę. W tych spotkaniach widziałem także aż jedenaście bramek GieKSy.

45. Na powrocie jeszcze mijaliśmy autokar GieKSy. To zdecydowanie stały fragment gry podczas powrotów z wyjazdów.

46. W Katowicach byliśmy około drugiej w nocy. W końcu, w szóstym meczu w delegacji zdobyliśmy trzy punkty!

47. Do zobaczenia w sobotę na Koronie!

Kontynuuj czytanie

Hokej

Bezradna GieKSa

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ramach 14. kolejki Tauron Hokej Ligi podejmowaliśmy w Satelicie lidera tabeli – Unię Oświęcim. Po końcowej syrenie powody do radości mieli goście, a losy spotkania rozstrzygnęły się w pierwszej tercji. 

Spotkanie rozpoczęło się od gola dla oświęcimian. W 2. minucie McNulty tak niefortunnie wybijał krążek spod własnej bramki, że trafił w głowę Petrasa, a następnie „guma” znalazła się w naszej bramce. Uskrzydleni zdobytą bramką goście szukali okazji na podwyższenie prowadzenia, jednak Eliasson nie dał się pokonać. W 7. minucie w zamieszaniu pod bramką Tyczyńskiego żaden z naszych zawodników nie potrafił wepchnąć krążka do bramki. Od tego meczu mecz nabrał tempa, a krążek szybko przemieszczał się z jednej strony lodowiska na drugą. W połowie meczu w odstępie 54 sekund przyjezdni zdobyli dwie bramki. Najpierw Ahopelto zagrał w tempo do Krzemienia, a ten nie dał szans na skuteczną interwencję naszemu bramkarzowi. Niespełna minutę później strzałem spod linii trzeciego gola dla unitów zdobył Peresunko. Po stracie trzeciej bramki do boksu zjechał Eliasson, a jego miejsce między słupkami zajął Kieler. Do końca tercji goście kontrolowali przebieg wydarzeń na lodzie.

Początek drugiej tercji należał do unitów, którzy stworzyli sobie kilka groźnych okazji. W 25. minucie dwójkową akcję Wronka-Fraszko na gola zamienił ten drugi. Dwie minuty później powinno być 2:3, ale tylko w wiadomy sobie sposób strzał Varttinena obronił Tyczyński. Z upływem czasu groźniejsze okazje zaczęli stwarzać nasi hokeiści. W 30. minucie Lundegard trafił w poprzeczkę. Napór katowiczan trwał, ale próby Bepierszcza, Chodora, Vervedy i Pasiuta nie przyniosły efektu bramkowego. Niewykorzystane okazje się zemściły na 32 sekundy przed syreną kończącą drugą tercję. Ahopelto zagrał krążek do Morrowa, a ten huknął jak z armaty w samo okienko. Jednak to nie było koniec emocji. Niemal równo z syreną kończącą tę część meczu Wronka strzałem pod poprzeczkę zdobył drugiego gola dla GieKSy.

Trzecia tercja rozpoczęła się od festiwalu kar po obu stronach. Najpierw na dwie minuty do boksu kar odesłany został Makela. Tuż po zakończeniu jego kary, nieprzepisowo zagrał Petras. Podczas tego czterominutowego okresu gry w powerplay’u najbliżej zdobycia gola był Anderson. Po wyrównaniu sił na lodzie role się odwróciły i to oświęcimianie grali praktycznie przez cztery minuty w przewadze, po wykluczeniach dla Chodora, a następnie dla Hoffmana. Oświęcimianie również tego okresu nie zwieńczyli golem. Co się odwlecze to nie uciecze. W 51. minucie Partanen strzałem pod poprzeczkę z okolic koła bulikowego zdobył gola numer 5 dla Unii Oświęcim. Na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry do boksu zjechał Kieler, a w jego miejsce wszedł dodatkowy zawodnik z pola. Manewr ten zakończył się niepowodzeniem, a strzelcem szóstej bramki był Peresunko, ustalając wynik meczu.

GKS Katowice – Unia Oświęcim 2:6 (0:3, 2:1, 0:2)

0:1 Samuel Petras 1:46
0:2 Łukasz krzemień (Erik Ahopelto, Roman Dyukow) 10:20
0:3 Ołeksandr Peresunko (Reece Scarlett) 11:14
1:3 Bartosz Fraszko (Patryk Wronka) 24:58
1:4 Joe Morrow (Erik Ahopelto)39:28
2:4 Patryk Wronka (Grzegorz Pasiut) 39:59
2:5 Mika Partanen (Samuel Petras) 50:21, 5/4
2:6 Ołeksandr Peresunko (Scarlett Reece, Radosław Galant) 56:46, do pustej bramki

GKS Katowice: Eliasson (Kieler) – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Bapierszcz, Anderson, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jonasz – Chodor, Hornik, Kosmęda, Dawid, Hofman Jakub.

Unia Oświęcim: Tyczyński (Dyukov Anton) – Morrow, Scarlett, Peresunko, Rac, Kasperlik – Dyukov Roman, Makela, Ahopelto, Galant, Partanen – Florczak, Soderberg, Moutrey, Trkulja, Petras – Matthews, Mościcki, Ziober, Krzemień, Kusak.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga