Po reprezentacyjnej przerwie wracamy do ligowego grania. Przed nami daleki wyjazd do Gdańska, gdzie czeka na nas Lechia, która nie próżnowała w ostatnich godzinach okienka transferowego. O ocenę kadrowych wzmocnień, zawirowania z karami zasądzanymi przez PZPN i szanse na ich uchylenie, a także nastawienie przed piątkowym meczem z GieKSą zapytaliśmy Szymona Wleklaka z redakcji serwisu Lechia.net.
W ubiegłym sezonie, za każdym razem gdy mierzyliśmy się na boisku, Lechia mierzyła się również z zawirowaniami organizacyjnymi – jesienią po zwolnieniu trenera Grabowskiego, a wiosną po ogłoszeniu zakazu transferów i kary ujemnych punktów. Czy tym razem jest spokojniej i najgroźniejsze sztormy już za wami?
Wydaje się, że tak. W tabeli w końcu wyszliśmy na zero, po zwycięstwie w derbowym meczu z Arką. Decyzje Komisji Licencyjnej mocno dały nam się we znaki, na szczęście zakaz transferowy został zdjęty i można było zarejestrować nowych graczy. Wzmocnienia wydają się solidne – mam tu na myśli przede wszystkim Mateja Rodina, Bartłomieja Kłudkę czy Aleksandara Ćirkovicia. Jest to sygnał, że Lechia nie chce do końca drżeć o utrzymanie, tylko spokojnie osiągnąć ten cel. Wszyscy w Gdańsku chcemy, aby wróciły lepsze czasy i wierzę, że w tym sezonie uda się zbudować dobrą drużynę.
Po wymagających przygotowaniach do sezonu mówi się o piłkarzach, że mają ciężkie nogi. W Lechii jest jeszcze trudniej, bo prawdziwą kulą u nogi mogą być zasądzone ujemne punkty. Mocno ciąży ten dodatkowy balast?
W wielu rozmowach piłkarze podkreślają, że nie zwracają na to uwagi i chcą zapracować na punkty na boisku, niezależnie od wymierzonej kary. Jesteśmy do tyłu z punktami, ale jak wspomniałem, udało się wyjść na zero i wierzę, że teraz będziemy piąć się do góry.
Kilka dni temu zebrał się Trybunał Arbitrażowy przy PKOl, natomiast żadne decyzje co do punktów nie zapadły i na 17 września zaplanowano kolejne posiedzenie. To dla was dobry czy zły omen w kontekście możliwości zawieszenia tej kary?
Moim zdaniem kara nie zostanie cofnięta i ujemne punkty zostaną utrzymane do końca sezonu. Chciałbym się jednak pozytywnie zaskoczyć.
W tym roku Lechia świętuje swoje 80-lecie. GieKSa swój jubileusz 60-lecia uczciła niedawno awansem do Ekstraklasy. Co będzie najlepszym prezentem dla kibiców Biało-Zielonych?
Wystarczającym prezentem było utrzymanie, wywalczone w ubiegłym sezonie w dość spokojnym stylu. Nie musieliśmy się o nie martwić do ostatniej kolejki, mimo że na początku rundy nikt się tego nie spodziewał. Przed obecnym sezonem, który rozpoczęliśmy z ujemnymi punktami, cel nie może być inny niż utrzymanie.
Jak wspominasz nasze poprzednie starcia?
Pamiętam nasz mecz z kwietnia ubiegłego roku, jeszcze w 1. Lidze, kiedy wygraliście w Katowicach 1:0 po bramce w ostatniej minucie. Byliśmy na tym spotkaniu i w rozmowach z dziennikarzami z Katowic wzajemnie życzyliśmy sobie awansu do Ekstraklasy. Czas pokazał, że te życzenia się spełniły. Był to przełomowy moment zarówno dla GKS-u, jak i rozstrzygnięć w całym sezonie. Dzięki temu zwycięstwu mieliście szansę dogonić Arkę, którą ostatecznie wyprzedziliście w wyścigu o awans. Zupełnie inaczej wyglądał nasz jesienny mecz, który GKS przegrał aż 1:5. Rzadko się zdarza, aby jedna drużyna otrzymała dwie czerwone kartki, co przełożyło się na wysoką, stosunkowo łatwą wygraną Lechii. Kto by wtedy pomyślał, że w kolejnym sezonie spotkamy się w Ekstraklasie…
Wiele musiało się wydarzyć, aby ten scenariusz mógł się zrealizować.
Kilka kolejek może diametralnie odwrócić sytuację. Dobrym przykładem jest wasz trener, Rafał Górak, który był wtedy o krok od dymisji, a dziś nikt w Katowicach nie myśli o jego zwolnieniu.
Skoro już mowa o trenerach, to jak silna jest pozycja Johna Carvera, który jak wiemy nie miał zbyt łatwego startu w Gdańsku?
Początki nie były łatwe, bo trener zmagał się ze problemami kadrowymi. Zaczął co prawda od wygranej ze Śląskiem, natomiast w zimowym okienku transferowym nie mogliśmy się wzmocnić z powodu zakazu. Wiele wskazywało wtedy na nasz spadek, ale z czasem praca trenera Carvera zaczęła przynosić owoce. Przyszły wygrane zarówno z ówczesnym, jak i przyszłym mistrzem Polski, czyli z Jagiellonią i Lechem. Pomimo braku istotnych wzmocnień kadrowych z meczu na mecz wyglądaliśmy coraz lepiej. Carver potrafił wycisnąć maksimum z tych zawodników, których miał do dyspozycji, a runda wiosenna w naszym wykonaniu była bardzo dobra. Ciekawostką może być fakt, że w trakcie tego sezonu pojawiały się pogłoski o zwolnieniu Carvera, natomiast wydaje się, że zwycięstwo w derbach Trójmiasta ucięło temat.
Zimą trener Carver nie dostał odpowiednich wzmocnień, mimo to utrzymał Ekstraklasę w Gdańsku. Teraz powinno być łatwiej, bo Lechia była aktywna w tym okienku, a szczególnie na jego finiszu, mimo że długo nie było pewności, że uda się zarejestrować nowych zawodników.
Sytuacja była niecodzienna, na szczęście udało się przeprowadzić transfery i uprawnić nowych zawodników do gry. Patrząc na nazwiska graczy sprowadzonych do Lechii można oczekiwać, że będą wzmocnieniem kadry. Formacją, którą w pierwszej kolejności należało wzmocnić, jest niewątpliwie obrona. Na tym etapie sezonu straciliśmy już 19 goli, dlatego mam nadzieję, że z pomocą nowych zawodników uda się uszczelnić defensywę. Pomóc ma Matej Rodin, który niedawno występował w Rakowie, a jeszcze wcześniej grał w Ekstraklasie w barwach Cracovii. Kolejnym ciekawym wzmocnieniem jest sprowadzony z Zagłębia Bartłomiej Kłudka, który w barwach Miedziowych zdążył strzelić nam gola w przegranym aż 2:6 meczu. Wiele obiecujemy sobie po Aleksandarze Ćirkoviciu, który był wyróżniającym się graczem TSC Bačka Topola, a w barwach Ferencvárosu zapisał na swoim koncie mistrzostwo Węgier. Zebrał sporo doświadczenia także w Austrii, Hiszpanii czy Rosji. Jeśli dobrze wkomponuje się w zespół, powinien być sporym wzmocnieniem, ponadto wzrośnie rywalizacja na lewym skrzydle, co może wpłynąć na formę pozostałych graczy.
Czy tego typu zawodnicy są w stanie z miejsca wskoczyć do pierwszego składu i zobaczymy ich na boisku już w piątek?
Wydaje mi się, że takie było założenie, aby sprowadzać graczy gotowych do gry od pierwszego meczu. Myślę, że niektórzy pojawią się w podstawowym składzie przeciwko GKS, dlatego nie zdziwi mnie sporo roszad, szczególnie w obronie.
Z jednej strony skład został wzmocniony, a z drugiej nieprzesadnie osłabiony, bo udało się utrzymać w kadrze takich zawodników jak Bobček, Mena czy Wjunnyk, a tylko Chłań nie zdecydował się zostać w Gdańsku. Czym udało się ich przekonać?
Każdy zawodnik pracuje na swoje nazwisko, a Lechia jest dobrym miejscem, aby się wypromować. Dużo się mówiło o zainteresowaniu Bobčekiem ze strony zagranicznych klubów, m.in. Slavii Praga. Z kolei w ubiegłym sezonie po Camilo Menę zgłosił się klub z Argentyny. Dobra gra dla Lechii może się więc przełożyć na lepszy kontrakt w innym klubie i zawodnicy zdają się to dostrzegać. Kadra się rozrosła, rywalizacja rośnie, a piłkarze będą się wzajemnie napędzać w walce o pierwszy skład. Trudno dziś wyrokować, na jaką lokatę w tabeli się to przełoży, ale moim zdaniem wystarczy to do spokojnego utrzymania.
Wspomniany Słowak Tomáš Bobček, podobnie jak Alvis Jaunzems z Łotwy, ostatnie dni spędzili na zgrupowaniach swoich reprezentacji. Mnie jednak bardziej intryguje trzeci z reprezentantów, czyli niedawno sprowadzony do Lechii Mohamed Awadalla – występujący w ekipie Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Powiedz coś więcej o tym zawodniku.
Rzeczywiście, Bliski Wschód to dość nieoczywisty kierunek na poszukiwanie wzmocnień. Awadalla sprawia na razie dobre wrażenie – dał dobrą zmianę w meczu z Motorem i był dosyć aktywny. Z kolei w meczu z Zagłębiem wszedł z ławki i zdobył bramkę. W meczu z Jagiellonią był niewidoczny, ale wtedy słabo zagrała cała drużyna. Awadalla ma za sobą występy w azjatyckiej Lidze Mistrzów w barwach Al-Ain, był w kadrze zespołu podczas Klubowych Mistrzostw Świata, niestety nie zagrał ani minuty. W ubiegłym tygodniu zadebiutował w kadrze Emiratów w meczu z Bahrajnem i mam nadzieję, że doda mu to pewności siebie, która przełoży się na dobrą grę w Lechii. ZEA rozpoczynają walkę o awans do Mistrzostw Świata, a jeśli Awadalla zaznaczy swoją obecność w kolejnych meczach, to na pewno podniesie swoją wartość.
Nasze drogi skrzyżowały się w ostatniej kolejce ubiegłego sezonu, kiedy obie drużyny były już pewne swego. Jak wspominasz tamto spotkanie?
Piłkarze Lechii zapewniali, że chcą dobrze zakończyć sezon w meczu u siebie, jednak nie znalazło to potwierdzenia na początku spotkania, bo już w 10. minucie stracili bramkę. Na szczęście jeszcze przed przerwą udało się odrobić straty za sprawą Kacpra Sezonienki, który bardzo dobrze prezentował się w tamtym okresie. Gdy w drugiej połowie na prowadzenie wyprowadził nas Maksym Chłań, wydawało się, że przechylimy szalę na swoją stronę, niestety nasze prowadzenie trwało zaledwie 10 minut, ponadto w samej końcówce do własnej bramki trafił Miłosz Kałahur. Najważniejszy był jednak cel w postaci utrzymania, który został zrealizowany, więc porażka z GKS-em nie popsuła nam humorów. Myślę, że wy również nie mieliście powodów do narzekania, bo prezentowaliście się jeszcze lepiej i zakończyliście sezon na ósmym miejscu.
Przed piątkowym meczem większą presję może czuć Lechia, która musi wygrywać, aby wygrzebać się z dna tabeli. Jednak my też nie rozpoczęliśmy sezonu tak, jak byśmy chcieli. Jaki scenariusz przewidujesz w naszym pojedynku?
Nasze ostatnie mecze pokazały, że GKS lubi grać z Lechią. Tym razem chciałbym, aby to gospodarze rozdawali karty, ale spodziewam się wyrównanego meczu, bo obie drużyny mają coś do udowodnienia. Ponadto wiele się mówi o syndromie drugiego sezonu w przypadku beniaminków, że w kolejnym sezonie gra się jeszcze trudniej. Jeśli miałbym typować wynik, to postawiłbym na zwycięstwo gospodarzy. Mam nadzieję, że atut własnego boiska zadecyduje, a być może znów posypią się czerwone kartki jak przed dwoma laty.
Oba zespoły nie imponują w defensywie. Czy przełoży się to na grad goli?
Nie spodziewam się tego. Skłaniam się do 1:0 lub 2:1 dla Lechii.
Wspominaliśmy już o karze ujemnych punktów, natomiast niektórzy kibice Lechii na wieść o awansie sąsiadów z Gdyni z góry zaksięgowali już obowiązkowe sześć „oczek” zdobytych na lokalnym rywalu. Z czego wynika wasz patent na Arkę, z którą nigdy nie przegraliście w Ekstraklasie?
Trzeba przyznać, że coś w tym jest – nieważne, co by się działo, to Lechia zawsze jest górą w Ekstraklasie. I choć podobnie było w ostatnim meczu w Gdańsku, to trzeba przyznać, że spotkanie stało na słabym poziomie piłkarskim. Pierwszy kwadrans był jeszcze w miarę ciekawy, a potem nic już się nie działo. Trzydzieści siedem i pół tysiąca kibiców miało prawo czuć się rozczarowanymi. Na szczęście na pięć minut przed końcem zwycięskiego gola zdobył Dawid Kurminowski. W samej końcówce działo się więcej niż w całym meczu, bo szansę na wyrównanie miała jeszcze Arka, ale świetnie w bramce zachował się Szymon Weirauch, który akurat tego dnia nie miał zbyt wiele do roboty. Tym bardziej należy docenić kluczową interwencję w samej końcówce. Dobrze się złożyło, że po wysokiej porażce z Zagłębiem od razu przyszedł mecz z Arką, który znów udało się wygrać.
Okazuje się, że trybuny gdańskiej Lechii mogą być trampoliną do kariery – zwłaszcza politycznej. Nie każdy może stanąć na trybunach w jednym rzędzie z Prezydentem.
Karol Nawrocki, już jako prezydent, pojawił się w sierpniu na meczu Lechii z Motorem. Został bardzo ciepło przyjęty przez kibiców, bo mimo piastowanego stanowiska nie kryje swojego przywiązania do Lechii. Warto to docenić.
Najnowsze komentarze