Dołącz do nas

Wywiady

Okiem rywala: nie tęsknimy za Källmanem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Rozgrywki Ekstraklasy nabierają tempa, a kalendarz staje się jeszcze bardziej napięty ze względu na pierwszą rundę Pucharu Polski. Przed najbliższymi meczami trochę więcej odpoczynku miał nasz rywal, bo choć piłkarze Pasów pojechali do Płocka, to z powodu oberwania chmury na boisko ostatecznie nie wyszli. O sens tej decyzji, ocenę postawy Cracovii w nowym sezonie, transfery i przewidywania przed meczem z GieKSą zapytaliśmy Kamila, organizatora twitterowych Pokojów Cracovii.

Ostatni weekend był dla was dość zaskakujący, bo z meczu na szczycie Ekstraklasy wyszedł pusty przelot do Płocka. Twoim zdaniem dobrze się stało, że mecz został przełożony?
Tuż przed meczem nie zdawałem sobie sprawy, jak dramatyczne warunki panowały w Płocku. Mecz planowałem obejrzeć w telewizji i już na „Wstępie do meczu” byłem pewny, że nie zagrają. Kałuża na kałuży. Z jednej strony szkoda, że nie zagraliśmy po dwutygodniowej przerwie, tym bardziej, że na kadrze było bardzo mało piłkarzy, bo tylko Minczew, Kakabadze, i Kameri. Z drugiej strony w nowym terminie gotowy do gry może być Hasic. Szkoda tylko, że taki mecz odbędzie się w jakiś zimny listopadowy lub grudniowy, środowy wieczór. Chociaż kto wie, być może przyćmi rozgrywane wtedy mecze Ligi Mistrzów… Mimo wszystko, patrząc, jaka tego dnia była pogoda w Płocku, to dobrze, że nie zagraliśmy, bo w takich warunkach łatwo o kontuzje. Dobra decyzja i pozostaje czekać na nowy termin.

W poprzednim sezonie u moich rozmówców z Cracovii dało się wyczuć zupełnie przeciwstawne nastroje: jesienią Rafał Nowak mierzył nawet w mistrzostwo, natomiast wiosną Artur Fortuna nie krył rozczarowania postawą Pasów. W jakim punkcie tej sinusoidy jesteście dzisiaj?
Osobiście jestem bardzo spokojny, bo Ekstraklasa już wiele widziała: nie takie drużyny kreowano na potentatów, a koniec końców okazywało się, że „puchły” na finiszu. Mimo wszystko wydaje mi się, że jesteśmy gdzieś pośrodku, choć więcej przemawia za narracją optymistyczną. Start tego sezonu mamy bardzo dobry, a debiut Luki Elsnera był wręcz wymarzony – zdobyć cztery bramki na boisku Mistrza Polski, gdzie Cracovia ostatni raz wygrała jeszcze za kadencji Michała Probierza, to nie lada wyczyn. Nastroje psuje kontuzja Hasicia – bez niego nieco zbledliśmy w ofensywie. Drużyna się zgrywa, bo liczba letnich transferów jest ogromna – wydaje mi się, że jest to jedno z największych, o ile nie nasze największe okienko transferowe w XXI wieku.

Mówimy tylko o ilości, czy także o jakości sprowadzonych zawodników?
Jeśli chodzi o ilość, to nie przypominam sobie tylu ruchów w jednym okienku. Natomiast jeśli chodzi o jakość, to na papierze również wygląda to imponująco. Ściągnęliśmy przecież Kameriego, który w Salzburgu debitował w Lidze Mistrzów mając 17 lat, do tego Aleksicia i Šutalo – to są naprawdę jakościowi zawodnicy.

Jaki rezultat na koniec sezonu będzie dla ciebie satysfakcjonujący?
Biorąc pod uwagę, że od tego sezonu do europejskich pucharów kwalifikują się cztery najlepsze drużyny w lidze, to fajnie byłoby znaleźć się w tym gronie. Zadowoli mnie pierwsza piątka, która przy odpowiednich rozstrzygnięciach w Pucharze Polski również da przepustkę do Europy. Na pewno nie zadowoli mnie nic poniżej szóstego miejsca, które zajęliśmy w poprzednim sezonie, czyli siłą rzeczy mierzę w puchary. Mamy podstawy, żeby zakładać taki scenariusz – pod względem taktycznym i samej filozofii gry trener Elsner jest 10 razy lepszym trenerem od Dawida Kroczka. Ponadto, mamy lepszą, bardziej zbalansowaną kadrę i nie bazujemy tylko na Källmanie, tak jak w poprzednim sezonie. Jest Stojilković, zaraz wróci Hasic, w świetnej formie jest Kakabadze, do tego Klich i Maigaard.

Skoro mówimy już o personaliach, to nasuwa się pytanie, gdzie znaleźliście sklep z napastnikami, w którym tak swobodnie wybieracie sobie najlepszy towar? Wydawało się, że wyrwa po Källmanie będzie nie do załatania, a tutaj okazuje się, że w Krakowie nikt już specjalnie o nim nie pamięta.
Szczerze mówiąc sam się nie spodziewałem, że sztab „ugotuje” nam takie zastępstwo i z czystym sercem będzie można powiedzieć, że w połowie września nie tęsknimy za Källmanem. Skąd ich bierzemy? Dobre pytanie, bo przecież jeszcze kilka lat temu Cracovia miała ogromne problemy z napastnikami. Po Krzysztofie Piątku był Airam Cabrera, dalej Rafa Lopes, ale potem było już tylko gorzej. Teraz są Filip Stojilković, Kahveh Zahiroleslam i Gabriel Charpentier. Cała trójka zapowiada się świetnie. Stojilković udowadnia już na boisku, że jest mega kozakiem, a pozostałych dwóch będzie próbować go wygryźć, choć pozycja Szwajcara wydaje się na ten moment niezagrożona.

Jarosław Gambal, dyrektor działu skautingu, zebrał również bardzo dobre recenzje za sprowadzenie obrońcy Boško Šutalo, dwukrotnego mistrza Chorwacji w barwach Dinama Zagrzeb. Jak oceniasz ten ruch?
W meczu z Legią można było dostrzec jego inklinacje ofensywne – ma predyspozycje do gry jako prawy wahadłowy. Na jednym z naszych pokojów porównałem go do Virgila Ghițy, który też chętnie podłączał się do akcji ofensywnych, tyle że z lewej strony. Spodziewam się po nim zarówno solidności w defensywie, jak i zaangażowania w ataku tak, aby ściągać na siebie uwagę obrońców, a tym samym robić więcej miejsca dla Kakabadze.

Formacja defensywna Pasów pozostawiała w ubiegłym sezonie najwięcej do życzenia, a i w tych rozgrywkach na tle czołówki nie wygląda to najlepiej. Letnie transfery pozwolą naprawić ten problem?
Tegoroczny bilans bramkowy popsuł mecz z Jagiellonią – pięć straconych goli. Czuliśmy wtedy duży niedosyt, bo w pierwszej połowie prowadziliśmy 2:1, do tego z karnego nie trafił Maigaard. Co by było gdyby było 3:1? Można dywagować, czy schodząc na przerwę z przewagą dwóch bramek wypuścilibyśmy z rąk to zwycięstwo. Ponadto, nie pomogła czerwona kartka Perkovicia. Kolejne dwie bramki straciliśmy z Lechią, która jest znana z tego, że gra ofensywnie – strzela dużo, ale też dużo traci.

W ostatni piątek się to nie potwierdziło…
Tak, w waszym przypadku było inaczej, ale skoro defensywę Lechii wzmocnił Matej Rodin, były obrońca Cracovii, który na dodatek przeszedł szkołę Marka Papszuna, to można się spodziewać, że gra Lechii w defensywie ulegnie poprawie.

Ciekawym ruchem było sprowadzenie pod Wawel Mateusza Klicha, który z Cracovii wypłynął na szerokie wody. Traktujecie go jako wzmocnienie czy raczej sentymentalny powrót?
Myślę, że na pewno będzie to wartość dodana. Gdyby Mati chciał odcinać kupony, to raczej do Krakowa by nie wrócił. Zresztą było widać po meczu z Legią, gdzie był po prostu wszędzie, dyrygował środkiem pola. Wiadomo, że wieku nie oszuka i pewnie czasem będzie brakować tempa, ale Klich wciąż ma niesamowity przegląd pola. Dlatego wydaje mi się, że będzie to spore wzmocnienie. Sam jego powrót był dla nas sporym zaskoczeniem, ale tak się ułożyły losy Klicha, że Atlanta z niego zrezygnowała, a nie zgłosił się żaden inny klub MLS. Spodziewaliśmy się bardziej, że wróci za jakiś czas, pogra może rok i zostanie w strukturach klubu. Tymczasem, jeśli zdrowie pozwoli, przez kilka sezonów może stanowić o sile naszej drugiej linii, a co być może jeszcze ważniejsze, z pewnością będzie ważną postacią w szatni.

Wszystkie te klocki na swoich miejscach musi poukładać trener. Luka Elsner przychodził do Krakowa jako trener z górnej półki. Jak na tym etapie oceniasz jego pracę?
Wskali od 1 do 10 wystawiłbym mu dziewiątkę z plusikiem. Być może Cracovia nie jest już tak przyjemna do oglądania dla przeciętnego kibica Ekstraklasy, jak to było w ubiegłym sezonie, choćby w meczu z Motorem czy z wami, gdzie padało wiele pięknych goli. Dziś gramy bardziej pragmatycznie, drużyna w każdej formacji jest bardziej zbalansowana – dobrze zorganizowana obrona, środek pola skuteczny w odbiorach i pressingu oraz kreatywna ofensywa. Umówmy się – z taką obroną jak w zeszłym sezonie nie dało się osiągnąć sukcesu w lidze. Dlatego ja wysoko oceniam Elsnera i w zasadzie jedyny minus to mecz z Jagiellonią.

Cracovia jest jedną z niewielu drużyn, z którymi w ubiegłym sezonie udało nam się dwa razy wygrać, po efektownych skądinąd widowiskach. Pamiętna bramka Adriana Błąda do dziś pojawia się na ekranach telewizorów kilka razy podczas każdej sportowej transmisji, za sprawą reklamy naszego bukmachera.
Oba mecze były świetne, a w szczególności ten jesienny: piękny gol Błąda, równie efektowny gol Maigaarda i dramatyczna końcówka. Szkoda tylko, że sporo od siebie dołożył sędzia, ale dobrze wiemy, że sędziowie w Ekstraklasie czasami gwizdzą jak chcą. Mimo wszystko uważam, że był to jeden z lepszych meczów w Krakowie, na jakich byłem, pod względem emocji. Mimo że przegraliśmy, to świetnie się bawiłem i naprawdę super się to oglądało. Wiosenny mecz oglądałem będąc w trasie, więc niewiele z niego pamiętam, jednak wspominam go jako mecz niewykorzystanych szans z naszej strony. Nieźle kreowaliśmy, ale brakowało wykończenia. Szkoda, bo GieKSa była wtedy do ogrania. Zadecydował gol Repki, który nie powinien był paść – nie można tak kryć w obronie. Mieliśmy wtedy spory niedosyt.

Jakie masz przewidywanie na piątkowe popołudnie? Przyjedziecie jak po swoje, aby wykorzystać mały dołek GieKSy czy będziecie mieć w pamięci ciężkie przeprawy z poprzedniego sezonu?
Mimo wszystko bliżej skłaniam się do tego drugiego scenariusza. Elsner raczej będzie chciał na początku wybadać, na co was stać i na ile nam pozwolicie. Nie spodziewam się takiego grania jak chociażby na jesieni w Krakowie i raczej nie padnie aż tyle goli. Sam nie wiem, czego się po was spodziewać. Oglądałem wasz mecz z Arką, kiedy pokazaliście wysoką formę. Jednak w pozostałych meczach, szczególnie ostatnim z Lechią, nie wyglądało to już tak dobrze. Może wam być szczególnie żal punktu straconego przy Łazienkowskiej, gdzie było naprawdę blisko remisu. Z jednej strony gracie dwa fajne mecze – z Arką i z Radomiakiem, a z drugiej totalną „padakę” jak na przykład z Rakowem albo Górnikiem. Myślę, że wciąż odczuwacie stratę Oskara Repki.

W przyszłym tygodniu rozpoczynamy zmagania w Pucharze Polski. Jakie masz nastawienie przed startem tych rozgrywek?
Moim marzeniem jest pojechać na Narodowy. Jestem zdania, że jeśli odpadać, to tak jak rok temu z Sandecją – szybko i bezboleśnie. A jak już faktycznie traktować te rozgrywki poważnie, to grać do końca. Na początek trafiamy na słabiutkiego Górnika Łęczna. Nasza kadra jest na tyle jakościowa, że w zasadzie kto by nie wyszedł na Górnika, to w zasadzie obowiązkiem jest tam wygrać. Tak jak wspomniałem, mam dwa piłkarskie marzenia: zobaczyć Cracovię na Narodowym i usłyszeć hymn Ligi Mistrzów przy Kałuży. Być może się doczekam.

Jaki wynik typujesz w piątek?
Stawiam, że Cracovia wygra 2:1, a bramki strzelą Stojilković i Klich dla Pasów, a dla GieKSy Marković. Życzę dobrego meczu po obu stronach, bez kontuzji i przede wszystkim aby to piłkarze, a nie sędzia, grali główne role. Niech mecz rozstrzygnie się na murawie, a nie w wozie VAR.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ilja Szkurin w GieKSie!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ilja Szkurin został nowym zawodnikiem GKS Katowice. Napastnik będzie występować w klubie przez trzy kolejne sezony, a umowa zawiera opcję przedłużenia kontraktu. 26-letni Białorusin reprezentował do tej pory Legię Warszawa. 

Szkurin w przeszłości występował między innymi w CSKA Moskwa, Dynamo Kijów, Hapolel Petah Tikawa. Udane występy w tym ostatnim klubie zaowocowały transferem do Stali Mielec. W sezonie 2023/24 zdobył 16 bramek i został wicekrólem strzelców Ekstraklasy. W trakcie kolejnej kampanii, w lutym bieżącego roku, został kupiony przez Legię Warszawa. W ostatnim sezonie Ekstraklasy Szkurin wystąpił w 33 spotkaniach (20 w Stali Mielec i 13 w Legii Warszawa) i strzelił 7 bramek (odpowiednio: 5 i 2). Do tego dołożył dwa trafienia w Pucharze Polski dla Legii, w tym jedno w finale. W trwającym sezonie wystąpił w 9 meczach (3 Ekstraklasa, 4 Liga Europy, 1 Liga Konferencji i 1 Superpuchar Polski), w których zdobył jedną bramkę – w finale Superpucharu Polski, dając tym samym Legii kolejne trofeum. 

Życzymy powodzenia w naszych barwach!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga