Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: po meczu z GieKSą trudno było wierzyć w utrzymanie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Niemal dokładnie rok temu jechaliśmy do Trójmiasta po zwycięstwo, które miało nam dać upragniony awans do Ekstraklasy. Tym razem wybieramy się nad morze na mecz o zdecydowanie mniejszym ciężarze gatunkowym, bo oba zespoły, zarówno GieKSa, jak i Lechia, zapewniły już sobie utrzymanie. I tak jak GKS ani przez moment nie był poważnie zagrożony spadkiem, to wielu grzebało już biało-zielonych po nieudanej rundzie jesiennej. W rozmowie z Kajetanem Sawiczem, redaktorem naczelnym serwisu lechia.gda.pl wspominamy emocje z końcówki ubiegłego sezonu oraz analizujemy postawę Lechii w obecnym, zarówno na boisku, jak i w klubowych gabinetach.

Zanim zajmiemy się obecnym sezonem, chciałbym wrócić do poprzedniego. Dokładnie w dniu naszej rozmowy przypada rocznica ostatnich, pamiętnych derbów Trójmiasta. Jak wspominasz tamto spotkanie i ostateczne rozstrzygnięcia ubiegłego sezonu?
Wspomnienia mogą być tylko pozytywne. Nie wiem czy oglądałeś ten mecz…

Nie tylko ja – całe Katowice obgryzały wtedy paznokcie!
Tak jak wy śledziliście nasz mecz z Arką, tak my tydzień później obserwowaliśmy wasz pojedynek w Gdyni. I choć nie powinno się życzyć nikomu źle, to po takim finale nie obeszło się bez drwin i złośliwości w stronę lokalnego rywala. Nasz pojedynek z Arką miał nieprawdopodobny, niezwykle emocjonujący scenariusz. W pierwszej połowie wydawało się, że Lechia kontroluje przebieg gry, a Sezonienko szybko strzelił gola. Niestety, przydarzyła się głupia czerwona kartka Chindrișa, a chwilę później wyrównujący gol Sidibe. Po przerwie Arka nacierała, ale nasz bramkarz Bohdan Sarnawśkyj dwoił się i troił, aby uchronić nas od straty kolejnego gola. W końcówce bohaterem Gdańska i Katowic został Camilo Mena, było wiele radości na stadionie i wielka feta po meczu. Mało który kibic Lechii był w stanie następnego dnia pojawić się w pracy.

Losy swojego awansu rozstrzygnęliście tydzień wcześniej. Jaki ciężar miało dla was to derbowe spotkanie? Mogliście uchylić największemu rywalowi drzwi na salony. Arka jest potrzebna Lechii w Ekstraklasie?
Dla nas stawką tego meczu było zwycięstwo w lidze i dodatkowo upokorzenie lokalnego rywala, który mając wszystko w swoich rękach nie potrafił zdobyć brakującego do awansu punktu. Nie dość, że Arka przegrała, to jeszcze musiała patrzeć, jak odbieramy trofeum. W naszej rywalizacji raczej nie ma sentymentów, ale Arka nigdy nie wygrała z Lechią w Ekstraklasie, więc po ich niedawnym awansie żartowaliśmy, że mamy pewne sześć punktów w kolejnych rozgrywkach.

Radość z awansu dość szybko zmieniła się u was w obawy związane z postawą Lechii w lidze. Przed naszym jesiennym meczem Karolina Jaskulska z Lechia.net postawiła brutalną diagnozę, że Ekstraklasa przerasta Lechię. Co się zmieniło w zimowej przerwie, że sportowo udało się wyskoczyć ponad czerwoną strefę?
Wydaje się, że kluczowa była rola trenera. Kiedy John Carver przychodził do Lechii, mieliśmy mieszane uczucia, bo mówiło się, że kolejny kolega Kevina Blackwella – głównego doradcy Paolo Urfera – dostaje posadę w klubie. CV miał jednak ciekawe i w zasadzie od pierwszego dnia było widać zmiany na lepsze. Po naszym meczu był jeszcze rozgrywany awansem pojedynek ze Śląskiem, który udało się „przepchnąć”. Carver ocenił ten występ jako 2/10, a jedynym pozytywem były wyszarpane 3 punkty. Później przyszła powtórka z 1. ligi, gdy po słabszej jesieni doskonale przepracowano okres przygotowawczy. Lechia pojechała do Turcji, wygrała tam trzy sparingi i złapała pozytywny „flow”. Wiosną od początku zbierała punkty i wydostała się ze strefy spadkowej. Wydaje się, że najwięcej problemów siedziało w głowach, bo ofensywnie Lechia może mierzyć w górną połówkę Ekstraklasy. Gorzej jest z defensywą, ale dużą zasługą trenera jest to, że udało się to poukładać.

Wspomniany Kevin Blackwell prowadził z ławki Lechię w meczu w Katowicach. Wcześniej natomiast pojawiało się wiele zarzutów, że ingeruje w autonomię trenera Grabowskiego. W przypadku Johna Carvera jest inaczej?
Carver zbudował pewnego rodzaju dystans między drużyną a dyrektorem technicznym, który nie ma już takiego wpływu na zespół jak wcześniej. Szymon Grabowski jest człowiekiem z na tyle dużą klasą, że nie mówił o tym otwarcie, ale w kuluarach słyszało się, że Blackwell chciał dyrygować wszystkim. Ogon merdał psem. Carver nie dał sobie wejść na głowę i widzimy tego efekty na boisku.

Zimą transferów w zasadzie nie było, więc trener Carver pracował z tymi samymi zawodnikami, których poprzedni szkoleniowiec miał do dyspozycji jesienią, a którzy wcześniej wywalczyli awans.
Gdy po kontuzji wrócił Tomáš Bobček, zyskała na tym ofensywa. Gdyby nie jego podatność na urazy, mógłby być jednym z najlepszych napastników w Ekstraklasie. Bobček zdobył kilka ważnych goli, poza tym doskonale spisuje się w pressingu na defensywie rywali, często zmuszając ich do błędów. John Carver zmienił ustawienie na „staroangielskie” 4-4-2. Jesienią nienajlepiej w Ekstraklasie odnajdywali się Camilo Mena i Maksym Chłań – zwłaszcza ten drugi, który z uwagi na wyjazd na Igrzyska Olimpijskie opuścił letni okres przygotowawczy. W nowym ustawieniu obaj zostali odrobinę cofnięci, a większą rolę w ofensywie pełnią napastnicy – Bobček i Wjunnyk, którzy bardzo dobrze się rozumieją. Dzięki tym zmianom strzelaliśmy więcej goli, przez co też punktowaliśmy lepiej. Niestety, Bobček zmaga się z kolejną kontuzją i na pewno nie zagra w sobotę.

Kto więc będzie motorem napędowym Lechii? Nasi kibice z pewnością zwrócą szczególną uwagę na Camilo Menę – zdobywcę być może najważniejszego dla GieKSy gola w ostatnim czasie, obok trafienia Adriana Błąda w Gdyni.
Przez cały sezon troche narzekałem na Menę, że brakuje mu decyzyjności, ale w rundzie wiosennej zdarzały się mecze, gdy niemiłosiernie dręczył obrońców rywali. Ma ogromny potencjał motoryczny, entuzjazm i fantazję w grze i to go wyróżnia na tle innych skrzydłowych w Ekstraklasie. Często – czasem może aż za często – wchodzi w dryblingi, choćby w ostatnim meczu z Pogonią mógł strzelać lub podawać, mimo to wikłał się w kolejne pojedynki. Na niego musicie uważać najbardziej. Z kolei Bohdan Wjunnyk jest napastnikiem w typie Filippo Inzaghiego, który potrafi znaleźć się we właściwym miejscu i wykończyć akcję. Tak było w meczu z Jagiellonią, gdzie grał raczej słabo, ale zdobył decydującego o naszym zwycięstwie gola po rzucie rożnym. Maksym Chłań też zaliczył postęp, ale w jego przypadku liczyliśmy na więcej.

Czy na tych zawodnikach będzie można budować drużynę na przyszły sezon? Wiele się mówi o problemach finansowych Lechii, a transfery najlepszych piłkarzy mogą być najprostszą receptą na wypełnienie pustki w klubowej kasie.
Chciałbym, aby ci piłkarze zostali w Gdańsku, ale trzeba się liczyć z ich odejściem. Chłań może nie chcieć przedłużyć wygasającego kontraktu i nie jestem tu optymistą. Z kolei Camilo Mena wydaje się głównym kandydatem do sprzedaży w kontekście podreperowania budżetu. Na Bobčeka i Wjunnyka też mogą znaleźć się chętni, bo to dobrzy napastnicy w skali Ekstraklasy.

Jak więc załatać takie ubytki, skoro Komisja Licencyjna nałożyła na Lechię zakaz transferowy? Patrząc na długofalowy rozwój klubu, jak odbieracie ostatnie decyzje Komisji?
Mimo wszystko lepiej mieć klub w Ekstraklasie, nawet z zakazem transferowym i ujemnymi punktami. Sam zakaz jest obwarowany pewnymi kryteriami, których wypełnienie może skutkować zgodą na transfery. Krótko mówiąc – jeśli Lechia będzie regulować swoje zobowiązania i przedstawi odpowiednie zabezpieczenie finansowe, będzie mogła sprowadzać nowych graczy. Poprzednie okienka naszym włodarzom nie wyszły, głównie ze względu na nakładane zakazy, czeka ich więc sporo pracy w letniej przerwie, aby nie powtórzyć tamych błędów.

Paolo Urfer, właściciel i prezes Lechii, choć w małej części zaskarbił sobie względy kibiców „wywalczeniem” licencji?
Urfer w spektakularny sposób roztrwonił zaufanie kibiców, które dostał obejmując Lechię. Udało mu się to zrobić, mimo że poprzeczka oczekiwań zawieszona była nisko, mając w pamięci to, co z Lechią zrobił poprzedni właściciel Franz-Josef Wernze i jego człowiek Adam Mandziara. To, że obaj byli nielubiani w Gdańsku, to najdelikatniejsze określenie. Wydawało się, że gorzej być nie może, a początkowe działania Urfera zapowiadały się obiecująco. Dziś nie wiadomo, co będzie dalej z klubem, choć z drugiej strony Urfer udowodnił, że stojąc pod ścianą potrafi zorganizować pieniądze. Na dłuższą metę nie można jednak w ten sposób zarządzać klubem.

Wspominając postawę Lechii w jesiennym meczu z GieKSą, niewiele wskazywało na to, że skutecznie powalczycie o ligowy byt.
Pamiętajmy, że w tamtym okresie piłkarze przez wiele tygodni grali za darmo, więc trudno się dziwić, że to zaangażowanie nie zawsze stało na najwyższym poziomie. Mecz na Bukowej był rozgrywany w warunkach wielkiego chaosu, tuż po zwolnieniu trenera Grabowskiego, bez planu, co robić dalej. O przyszłości Grabowskiego zadecydowała porażka 0-3 z Pogonią, na tle której Lechia była bezradna. Podobnie było w Katowicach. Klub był wtedy w naprawdę ciężkiej sytuacji i sam prawdę mówiąc nie wierzyłem, że uda się coś zmienić. Bardzo ważnym impulsem był zwycięski mecz ze Śląskiem tydzień później, który dał promyk nadziei na przyszłość. Po meczu z GieKSą trudno było wierzyć w utrzymanie.

Kiedy ta wiara wróciła?
Było kilka takich momentów. Mówiąc ironicznie, kluczowa była decyzja Komisji Licencyjnej, bo wcześniej kwestie organizacyjne przysłaniały sprawy sportowe. Patrząc jednak na boisko, to od początku rundy nasza gra uległa poprawie. Wywalczony w końcówce remis z Motorem, który podobnie jak GieKSa zaliczył bardzo udany sezon w roli beniaminka, zwycięstwa z Lechem i Jagiellonią pozwalały marzyć o utrzymaniu. Lechia zaczęła punktować u siebie, nawiązując do najlepszych czasów za kadencji trenera Nowaka czy Stokowca, kiedy stadion w Gdańsku był prawdziwą twierdzą. Teraz było podobnie – wygrały tu tylko Puszcza i Górnik w dziwnych okolicznościach. Warto też przypomnieć mecz ze Stalą, w którym do przerwy przegrywaliśmy 0-2. Gdyby nie udało się odwrócić tego wyniku, mielibyśmy problem. Mimo, że nie graliśmy źle, to rywal trafiał do siatki. W samej końcówce piłkarze wzięli się jednak do roboty, a prawdę mówiąc Stal nie utrudniała im specjalnie zadania, zwłaszcza przy trzecim golu. Po takim zwycięstwie morale skoczyło do góry i udało się zakończyć sezon happy-endem.

Przed ostatnią ligową kolejką oba zespoły są więc bezpieczne. W związku z tym temperatura naszego pojedynku będzie co najwyżej letnia. Można liczyć na szczególną mobilizację i dużą frekwencję?
Na takim stadionie jak nasz duża frekwencja to 30 tysięcy widzów. Bądźmy jednak realistami – w sobotę daleko będzie do takiego wyniku. Spodziewam się ponad 10 tysięcy widzów, a będzie dobrze, gdy dobijemy do 15. Warto podziękować zawodnikom za utrzymanie Lechii, która wciąż gra o wyższą lokatę w tabeli, bo dodatkowe środki z Ekstraklasy na pewno przydadzą się właścicielowi. Z kolei piłkarze mogą wykorzystać ten mecz jako okazję do pożegnania z kibicami, bo w letniej przerwie spodziewam się wielu roszad w kadrze.

Jak będzie wyglądał sobotni pojedynek? Lechia u siebie jest zespołem z inicjatywą?
To może wydawać się dziwne, bo im wyższe posiadanie piłki ma Lechia, tym więcej problemów się z tym wiąże – lepiej wygląda, gdy może oddać inicjatywę przeciwnikowi. Mówił o tym John Carver, że lepiej nam idzie gra z kontry, z wykorzystaniem szybkich skrzydłowych. Mimo to u siebie Lechia może być bardziej skora do narzucenia swojego stylu gry. Dużo może zależeć od tego, z jakim nastawieniem wyjdzie na to spotkanie GKS.

Można przypuszczać, że z podobnym jak na mecz z Lechem, gdy momentami trudno było ocenić, która drużyna walczy o mistrzostwo, a która mogłaby być już na wakacjach.
Dlatego Ekstraklasa jest najlepszą ligą świata – nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. GKS wygrał ten sezon solidnością, zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Lechia pokazała bardziej przebojowość, pomysłowość i indywidualne umiejętności poszczególnych zawodników.

Jaki wynik padnie w sobotę?
W dzień meczu mam urodziny, więc życzę sobie zwycięstwa. Obstawiam 2-1.

A kto zdobędzie mistrzostwo – Lech czy Raków?
Kibice Lechii sympatyzują z Rakowem – jesteśmy goszczeni w Częstochowie i kibice Rakowa są mile widziani w Gdańsku. Z tego względu wolałbym, aby mistrzem był Raków, który już wcześniej powinien był zapewnić sobie tytuł, tymczasem na ostatniej prostej wymyka mu się on z rąk. Z drugiej strony Lech ma większe szanse na rozstawienie w kolejnych rundach kwalifikacji europejskich pucharów, a w tych rozgrywkach życzę dobrze każdemu, bez względu na sympatie kibicowskie. Wolałbym Raków, ale świat się nie zawali, gdy mistrzem zostanie Lech.

Od wielu lat nie było sytuacji, by wszyscy beniaminkowie utrzymali się w lidze. Nam i Motorowi to się udało.
Pierwsza liga jest coraz mocniejsza. Obserwowaliśmy ją namiętnie w ubiegłym sezonie i nawet drużyny ze średniej półki potrafią zaskoczyć tych teoretycznie lepszych. Nie jest łatwo się z niej wydostać, co pokazał przykład GieKSy, która utknęła tam na wiele lat. Podobnie było w przypadku Arki czy Wisły, która w tym sezonie będzie walczyć w barażach. Rok temu awansowały trzy ciekawe sportowo projekty, które solidnością i dobrą organizacją gry, a także indywidualnymi umiejętnościami obroniły się w Ekstraklasie. Czy będzie to jednostkowy przypadek? Przekonamy się w przyszłym sezonie.

Nie znamy jeszcze pełnego składu Ekstraklasy. Kto twoim zdaniem awansuje jako trzeci?
Dobre pytanie. Latem Lechia grała sparing z Wisłą Płock, która sprawiła nam wiele problemów. W tym sezonie mieli lepsze i gorsze momenty, ale są bardzo mocni. Generalnie baraże zapowiadają się bardzo ciekawie, bo Wisła Kraków jak co roku ma mocarstwowe plany, jest Miedź, którą sam typowałem jako zwycięzcę 1. ligi, nie można też lekceważyć Polonii. Faworyta upatrywałbym w drużynie, która zajmie trzecie miejsce, bo mecze u siebie dają pewną przewagę. Nie wszystkim jednak udaje się to wykorzystać, co udowodnił poprzedni sezon.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Seba Bergier RTS…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wszystko zaczęło się od żółtej kartki we Wrocławiu. Kompletnie niepotrzebnej, głupiej, eliminującej z prestiżowego starcia z Legią. Szkoda było, bo przecież Sebastian Bergier to był ważny zawodnik i nasz najskuteczniejszy strzelec. Ale trudno – absencje kartkowe przecież się zdarzają. Liczyliśmy, że napastnik wróci na kolejny mecz i dogra normalnie do końca sezonu.

Niestety próżno było go szukać w składzie na kolejne spotkanie z Koroną. I z Cracovią też. Trener Rafał Górak przed meczem z Pasami mówił:

– Ręka jest złamana. Kość śródręcza piąta jest złamana. Wydawało nam się w pierwszej fazie, że jeśli to złamanie nie będzie zbyt poważne, będzie można zastosować opatrunek miękki i będzie mógł grać, jednak lekarze zadecydowali, że przez pierwsze dziesięć dni musi w twardym opakowaniu gipsowym tę rękę przypilnować, by ta kontuzja się nie rozeszła. Stąd absencja, Sebastian nie trenuje z nami, postanowiliśmy dać odpocząć tej ręce do końca tego tygodnia i zobaczymy – jeśli prześwietlenie wykaże i lekarze pozwolą, by mógł wrócić do treningów, to od przyszłego mikorcyklu, do meczu z Lechem będziemy z Sebastianem. Na dzień dzisiejszy go nie ma.

Na konferencji po meczu z zespołem z Cracovią mówił:

– Stan ręki i ten złamanej kości śródręcza będzie diagnozowany. Najprawdopodobniej we wtorek będziemy wiedzieli, czy z miękkim opatrunkiem będzie mógł ewentualnie grać. Natomiast biorę po uwagę, że z Lechem może nie wystąpić.

Kibice zastanawiali się, czekali na informację na temat stanu zdrowia Sebastiana. To się doczekali…

Dziś jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że Sebastian dogadał się z Widzewem. Wiemy, że negocjacje z danym klubem to nie jest kwestia jednego dnia czy jednego telefonu. A już finalizacja rozmów to czas intensywny. Trudno więc nie odnieść wrażenia, że w momencie, kiedy nam wszystkim wydawało się, że Sebastian robi wszystko, by dojść do siebie na końcówkę sezonu – on po prostu myślą, mową i uczynkiem był gdzie indziej. Konkretnie w Sercu Łodzi.

Nigdy nie byłem dobry w sprawy organizacyjne, logistyczne, formalne, więc nie będę wnikał w kwestie, czy istnieje klauzula minut do rozegrania zawartych w obecnym kontrakcie z GKS i potencjalnych konsekwencji wypełnienia lub nie tego limitu. Kibice o tym piszą i mówią, nie znam historii, więc nie będę się wypowiadał. Czy Sebastian taką klauzulę miał… wiedzą zainteresowani. W każdym razie piłkarzowi kontrakt się nie przedłuża w żaden sposób i odchodzi do Widzewa na zasadzie wolnego transferu.

Niesmak wywołuje nie to, że zawodnik przechodzi do Widzewa. Ma do tego prawo, ktoś mu zaproponował lepszy kontrakt, ktoś podpowiedział, że Widzew ma większe sportowe ambicje. Nie oszukujmy się, większość piłkarzy to najemnicy i jeśli mają lepszą ofertę – skorzystają z niej. Ideowców jest stosunkowo niewiele.

Natomiast sposób rozwiązania tej sprawy jest mocno średni. Najpierw ta żółta kartka, teraz ta „kontuzja”… Nawet jeśli jest ona prawdziwa, to po prostu powoduje domysły i niepotrzebne plotki. Można było po prostu oficjalnie powiedzieć, że prowadzi się rozmowy z Widzewem. Też by była pewnie z wielu stron krytyka, ale byłoby to bardziej transparentne.

A tak mamy historię zawodnika, który leczy kontuzje i próbuje dojść do siebie na mecz z Lechem, a tu nagle okazuje się, że przeszedł do innego klubu.

Nie jest to oczywiście na tyle poważna sprawa, by teraz Sebastiana traktować jako persona non grata (nomen omen) czy obrzucać go wyzwiskami. Liczy się punkt wyjścia, a punkt wyjścia jest taki, że jest to najemnik i prędzej czy później mogło do czegoś takiego dojść. Czepiam się tylko tych okoliczności, jakich się to działo.

Trudno. Zawodnik dał GieKSie, co miał dać, czyli sporo bramek. Nie jest to napastnik wybitny i sam wieszczyłem, że w tym sezonie w ekstraklasie sobie nie poradzi. Dlatego liczba bramek, które strzelił i tym samym punktów dla GKS jest naprawdę imponująca, jak na tego piłkarza. Dał więcej niż powinien. Więc jeśli chce skorzystać z okazji, to nie można mieć do niego pretensji.

Mieliśmy kiedyś historię z Tomkiem Hołotą, który „pitnął” z GKS tuż przed którymś meczem, chyba z Luboniem w Pucharze Polski. Wtedy niesmak też był ogromny. Zawodnik dogadał się wówczas z Polonią Warszawa. Po kryjomu. Czy tutaj w klubie wiedzieli, że Sebastian prowadzi zaawansowane rozmowy w trakcie „kontuzji” – nie wiem. Jeśli tak, to przynajmniej w klubie jest jasno.

Całość sprawia, że choć Sebastianowi można podziękować za wkład w GKS w pierwszej lidze i teraz w ekstraklasie, to ta sytuacja nie będzie powodować, że sympatycy GKS będą skandować jego nazwisko, kiedy przyjedzie z Widzewem na Nową Bukową. Trochę szkoda sobie tak psuć reputację, ale jak widać dla zawodnika nie było to specjalnie ważne.

Piłkarz strzelił 29 bramek dla GKS, grając przez 2,5 sezonu, co jest naprawdę dobrym rezultatem. Walnie przyczynił się do awansu i powrotu GKS do elity. Nawet jeśli drugich tylu dobrych okazji nie wykorzystał, to jest to duży wkład. Choć jakby je wykorzystał, to by nie poszedł do Widzewa, tylko gdzieś wyżej.

Szkoda. Ale mimo wszystko powodzenia w nowym klubie.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Wczoraj dostałem SMS-a, że podpisał kontrakt

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do przeczytania zapisu tekstowego konferencji prasowej przed meczem z Lechem Poznań, w której udział wzięli trener Rafał Górak i obrońca Grzegorz Rogala. Szkoleniowiec poruszył między innymi kwestię Mateusza Kowalczyka, odejścia Sebastiana Bergiera, a także nietypowego planu na występ Grzegorza Rogali.

Michał Kajzerek: Dzień dobry, witam wszystkich. Bilety na ten mecz ciągle dostępne, trzeba na bieżąco obserwować system biletowy, bo tam wpadają wejściówki zwalniane z karnetów. 24 godziny przed meczem pojawi się pula zwolniona z rezerwacji. Ponadto przy okazji meczu będzie można zapisać się do bazy dawców szpiku kości, jest to akcja „GieKSiarz do szpiku kości” organizowana przez Stowarzyszenie Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Szybka informacja – został uwzględniony nasz wniosek o odwołanie od drugiej żółtej kartki Oskara Repki z meczu z Koroną Kielce.

Prosimy o ocenę rywala.
Rafał Górak: 
Dzień dobry. Ocena rywala może być tylko i wyłącznie znakomita, wiadomo jaki jest cel w Poznaniu. Zdajemy sobie sprawę z ilości determinacji i tej ogromnej chęci, która w piłkarzach Lecha będzie. Musimy być gotowi na poprzeczkę zawieszoną naprawdę wysoko, ale grając na swoim boisku, na żółtej Nowej Bukowej, mam nadzieję, że stworzymy znakomite widowisko i będzie o czym rozmawiać po meczu.

Wracasz do sprawności. Jak minęły ostatnie tygodnie?
Grzegorz Rogala: 
Dzień dobry. Od trzech tygodni jestem w pełnym mikrocyklu z drużyną i jestem gotowy do rywalizacji na pełnych obrotach.

Czujecie, że w jakiś sposób uczestniczycie w tej walce o Mistrzostwo Polski? Dużo od was zależy.
Górak: 
Pośrednio tak, ale dla nas najbardziej istotną sprawą jest to, aby wykorzystać czas pierwszego sezonu po tak długim czasie w Ekstraklasie. Chodzi o to, jak my sobie damy radę i jak my się zaprezentujemy. Nas powinno interesować pokazanie się i stworzenie jak najlepszego widowiska, w Częstochowie podołaliśmy zadaniu. Trzeba być skoncentrowanym.

Ogłoszono transfer Bergiera, który pewnie już nie zagra. Jak z pozostałymi napastnikami?
Wiadomo – ręka jest złamana i równolegle mamy decyzję Sebastiana. Adam Zrelak, jestem pewien, że będzie do mojej dyspozycji, na pewno nie na 90 minut, ale już jest. Szymczak grać nie będzie mógł (warunki wypożyczenia – przyp. red.), a plan D w głowie jest i ten plan jest przygotowany. Zawodnicy wiedzą, w jaki sposób zagramy.

Pan rozmawiał z Sebastianem, by został?
Ja nie jestem od przekonywania, zawodnicy powinni to czuć. GKS Katowice złożył ofertę na pozostanie, on jej nie przyjął, a propozycja złożona Klubowi nie została przyjęta. Sebastianowi możemy tylko dziękować za bramki i wkład. Życzymy powodzenia, nie mam z tym problemów.

Zgodziliście się na warunki wypożyczenia Szymczaka. Pan jest zwolennikiem tego typu zapisów?
Jeżeli klub wypożycza zawodnika, który potem do danego klubu wraca, to ja to rozumiem i akceptuję. Gorzej, jeżeli kontrakt miałby się kończyć – to byłoby trudne do akceptacji.

Ostatni raz zagrałeś we wrześniu. Jak to jest być tak długo poza meczami?
Rogala:
Nie jest to miłe uczucie, ale cały proces przebiegł bardzo profesjonalnie. Nie jest to nic przyjemnego, ale ja się cieszę z tego, że wracam. Dzisiaj jestem do dyspozycji.

Masz jakieś obawy?
Na treningu jestem na pełnych obrotach i nie mam żadnego strachu czy bojaźni przed odnowieniem urazu. Jeśli w treningu jest dobrze, to w meczu też musi.

Lech przyjedzie tu wygrać. Czy to ułatwienie, że wiecie, czego oczekiwać?
Górak:
Ułatwienie, to taka gra w otwarte karty. Dzisiaj wszyscy, którzy GKS oglądają, wiedzą, że również będziemy dążyć do wygranej. Będziemy musieli realizować zadania w defensywie, by powstrzymać kapitalnych zawodników. Poprzeczkę postaramy się zawiesić wysoko.

Wiadomo, że klub dostaje pieniądze zależne od miejsca, zawodnicy też?
Każdego trzeba byłoby pytać, jak kontrakt został spisany. Nie ma co dywagować o pieniądzach, nas to nie powinno interesować. Pieniądze powinny być na końcu, ja tak piłkę traktowałem. Ja potrzebuję wygrać mecz, trening, sezon – cały czas wygrywać.

Było spotkanie z nowym prezesem?
Znaliśmy prezesa, ale jako członka rady nadzorczej. Spotkanie było, prezes przywitał się z nami, poinformował o swoich zadaniach. Wydaje mi się, że po sezonie będzie moment, by zjeść wspólnie duży obiad. Teraz trzeba grać.

Co z chłopakami, którzy są wypożyczeni?
Przede wszystkim te rozmowy muszą być prowadzone równolegle z ich klubami, szczególnie jeśli chodzi o Filipa i Dawida. Lech ma swoje sprawy, Raków również, także czekamy na zakończenie rozgrywek. My naszą kadrę już dzisiaj budujemy, rozmawiając z zawodnikami i agencjami. Tu się dzieje wiele rzeczy. Jaśniejsza jest sytuacja odnośnie Mateusza Kowalczyka – mamy prawo pierwokupu. Jeszcze spotkania nie miałem, ta decyzja jest przygotowywana. Jedno jest najważniejsze: Mateusz Kowalczyk chce grać w GKS-ie Katowice.

Dwa ostatnie mecze Lecha były odmienne – inne taktyki i rywale.
W meczu z Puszczą Lech oddał osiem strzałów, Puszcza dziewięć – jakość, ogromna jakość piłkarzy. Bramka Lecha w meczu z Legią to niesamowita klasa strzelca, musimy bardzo uważać w defensywie. W Lechu widać dużo zespołowości, Antek świetnie tę grę układa.

Wobec nieobecności napastników to może trener ma plan, byś to ty „biegał do przodu”?
Rogala:
Tego na dzień dzisiejszy nie wiem (uśmiech), ale dam na pewno z siebie 100 procent. Zaczynałem od tyłu karierę i szedłem trochę do przodu, ale nie aż tak daleko.

Czyli plan trenera tego nie obejmuje?
Górak: 
Obejmuje, obejmuje jak najbardziej (śmiech)! To na ostatnie minuty, z tą szybkością wszystkiego należy się spodziewać.

Sytuacja z Kowalczykiem jest rozwojowa. Jaki jest jego wkład w drużynę, dlaczego jest taki dobry i dlaczego po odejściu Kozubala nie było to tak bolesne?
Model gry GieKSy jest stworzony pod zawodników grających na pozycji 8, bo naprawdę ci ludzie mają tam dużo rzeczy do zrobienia. Szukam zawodników intensywnych, inteligentnych, którzy czują boisko. Znałem Mateusza wcześniej, wiedzieliśmy, że wyjeżdża bardzo utalentowany chłopak i poprzeczkę będzie miał wysoko. Byłem ciekaw, jak sobie poradzi w takim klubie. Ja takim zwolennikiem szybkich wyjazdu nie jestem, to był dla niego trudny okres. Kiedy odchodził Antek, to mieliśmy 2-3 pomysły na zapełnienie tej luki, tu się to równoważyło z kwestią przepisu o młodzieżowcu. Zawodnik dostał szansę na mocną rywalizację, a tymi łokciami szybko się zaczął przebijać. Te nabijane minuty odbudowywały jego pewność siebie i zaczął wyglądać jako ten fajny ligowiec, który z ŁKS-u wyjechał. To daje obraz tego, że ci ludzie niepotrzebnie tak szybko wyjeżdżają. Życzę im cierpliwości i by wyjechali po 150 meczach w Ekstraklasie podbijać Europę. Pieniądze są ważne, ale ja powtarzam: na nie przyjdzie czas. Świetny postęp i kapitalna droga, ale wszystko przed nim. Ma deficyty i powinien pracować nad sobą, zdobywać doświadczenie.

Kiedy trener dowiedział się o rozmowach Bergiera z Widzewem?
Wczoraj (14 maja – przyp. red.) o godzinie 8:00 dostałem od Sebastiana SMS-a o tym, że podpisał kontrakt z Widzewem Łódź. Od wczoraj od godziny 8:00 o tym wiem, że rozmawiał z Widzewem.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kolejna domowa wygrana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej galerii z Bukowej. GieKSa wygrała z Cracovią 2:1 po bramkach Kuuska i Repki. Zdjęcia zrobiła dla Was Madziara. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga