Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: podkarpacka piłka poszła mocno do przodu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zimowa przerwa w tym sezonie jest dla nas wyjątkowo krótka. Najstarsi górale nie pamiętają, kiedy do ligowych rozgrywek wracaliśmy jeszcze w styczniu – o ile kiedykolwiek taka sytuacja miała miejsce. Ale to już zadanie dla piłkarskich statystyków. Dziś myślimy już o piątkowym meczu ze Stalą Mielec, którym rozpoczniemy ligową rywalizację w 2025 roku. Zapytaliśmy Macieja Decowskiego-Niemca, dziennikarza portalu Podkarpacielive.pl, jak do tego spotkania oraz reszty sezonu przygotowywała się Stal Mielec i czego można się spodziewać po naszym rywalu.

Na co dzień obserwujesz poczynania nie tylko Stali, ale również innych podkarpackich klubów. Jak twoim zdaniem rozwija się futbol w tej części kraju? Jest tutaj klimat na „dużą piłkę”?
Wydaje mi się, że tak. Z perspektywy poprzednich lat Podkarpacie „odgruzowało się” piłkarsko. Był okres, kiedy nie było tu praktycznie żadnego silnego ośrodka – Stal Mielec kręciła się w okolicach drugiej ligi, a pozostałe kluby to była głównie 3. liga. Mimo, że zarówno Resovia, jak i Stal Rzeszów walczyły o awans do wyższych lig, to długo się to nie udawało. Następna w kolejce była Stal Stalowa Wola, która powoli przebijała się wyżej. Na szczęście w ostatnich latach nasze drużyny wyraźnie poszły w górę. Rośnie też zainteresowanie kibiców, o czym świadczą pełne trybuny na meczach Stali Mielec, również w Rzeszowie i Stalowej Woli obserwuje się wzrost frekwencji. Moim zdaniem podkarpacka piłka poszła w ostatnich latach mocno do przodu i czuć tu głód „dużej piłki”.

Stal ma potencjał, aby zaspokoić ten głód?
Praktycznie przed każdym sezonem Stal była skazywana na spadek z Ekstraklasy. Tymczasem krok po kroku budowała swoją pozycję w lidze i dziś jest bardziej postrzegana jako drużyna środka ligowej stawki. To moim zdaniem duży postęp, bo po dość niespodziewanym awansie klub mierzył się nie tylko z rywalami, ale i problemami finansowymi. Udało się z tego wybrnąć i dziś Stal jest jednym z najlepiej zarządzanych klubów w Polsce. Dość powiedzieć, że pensje są regularnie wypłacane piłkarzom z góry za każdy miesiąc kontraktu. Finansowo wszystko jest tu poukładane jak należy. Z kolei sportowo po zmianie trenera wdrożono nowy, ładny dla oka system gry, z cierpliwym rozgrywaniem od tyłu. Jeśli pójdą za tym wyniki, to mimo straty sponsora strategicznego, klub będzie się rozwijał. Pojawiły się nawet informacje, że w najbliższym meczu piłkarze zagrają z logotypem nowego sponsora na koszulkach. Celem Stali jest zawsze poprawa pozycji w tabeli w porównaniu do poprzedniego sezonu. Ostatnio było to 11. miejsce, więc teraz sukcesem będzie przynajmniej jedno „oczko” wyżej. Dziś najważniejsze jest jednak utrzymanie.

Jak dużą przeszkodą w rozwoju klubu jest wycofanie się PGE i PZU ze sponsorowania Stali? Zarząd był przygotowany na taki scenariusz?
O właściwym zarządzaniu klubowymi finansami, nawet w obliczu wycofania się głównego sponsora, może świadczyć choćby fakt, że znalazły się środki na zmianę trenera, co zawsze jest dużym kosztem. Tymczasem w Mielcu zdecydowano się na taki ruch po 7. kolejce, czyli już po wycofaniu się sponsora strategicznego. Wraz z nowym trenerem doszło dwóch zawodników, Krykun i Knap, czyli piłkarze o ugruntowanej ligowej pozycji. Takie ruchy świadczą o tym, że budżet był przygotowywany z uwzględnieniem różnych ewentualności. Prezes zapewnia, że klub jest zabezpieczony przynajmniej do końca sezonu. Dzięki pieniądzom z Ekstraklasy, Miasta i nowego sponsora sytuacja powinna być co najmniej stabilna. Zawodnicy potwierdzają, że drużyna nie odczuła utraty sponsora, a klub poradził sobie z tą sytuacją. Na marginesie warto dodać, że sytuacja, w której spółki Skarbu Państwa deklarują wycofanie ze sponsorowania sportu, a tymczasem przenoszą się z jednego klubu do drugiego, jest absurdalna. Moim zdaniem takie podmioty powinny sponsorować całą ligę, a nie pojedyncze kluby. Takie rozwiązanie byłoby najbardziej sprawiedliwe.

Miałeś okazję śledzić przygotowania Stali na obozie w L’Albir niedaleko Alicante. Jak ocenisz warunki i postawę drużyny podczas tego zgrupowania?
Obóz w Hiszpanii można ocenić jako bardzo udany. Piłkarze trenowali w idealnych warunkach pogodowych – było słonecznie i ok. 15 stopni przez cały okres zgrupowania. Co jeszcze ważniejsze, mieli do dyspozycji na wyłączność doskonale przygotowane boisko, więc nie było problemu z dostosowaniem planów treningowych. Dla porównania, w Turcji kolejne drużyny często czekają już w kolejce i z zegarkiem w ręku korzysta się z tamtejszych obiektów. Dobre warunki w hotelu, blisko morza – okolica była malownicza. Nie było powodów do narzekania ani na warunki treningowe, ani na zakwaterowanie, bo drużyna dysponowała wyodrębnioną częścią hotelu. Pod względem szkoleniowym udało się zrealizować wszystkie założenia. Potwierdziły to sparingi: przekonujące zwycięstwo 2:0 ze szwedzkim Elfsborgiem, minimalna porażka 1:2 z Legią, a gdyby w ostatniej minucie Wołkowicz wykorzystał rzut karny, byłby remis. Podobnie było w meczu z Piastem, gdzie Stal prezentowała się lepiej, natomiast rywal wykorzystał chwilę przestoju Stali i skończyło się remisem 2:2. Bilans jest więc równy, co jest optymalne z mentalnego punktu widzenia, bo nie ma ani samozachwytu, ani paniki.

Zimowy rynek transferowy nie jest w Polsce zbyt dynamiczny. Stal wykonała dwa ruchy. Co na tym etapie możesz powiedzieć o nowych nabytkach ekipy z Mielca?
Fin Pyry Hannola został sprowadzony w miejsce Kokiego Hinokio, który odszedł do ŁKS-u. Najprawdopodobniej będzie grał na pozycji numer 8. W mojej opinii w sparingach wyglądał tak, jakby był częścią tej drużyny od dłuższego czasu. Prezentował się bardzo dobrze, dlatego uważam, że od początku będzie się liczył w walce o pierwszy skład. W meczu z GKS za kartki pauzuje Matthew Guillaumier, więc jest to duża szansa dla Pyriego, aby zadebiutować, a potem utrzymać miejsce w wyjściowym składzie. Po wielu rozmowach i obserwacji oceniono, że odpowiada on stylowi gry Stali i moim zdaniem może pozytywnie zaskoczyć. Warto również wspomnieć o młodym Natanie Niedźwiedziu z rezerw Korony (zbieżność nazwisk z trenerem przypadkowa), który kilka razy dobrze pokazał się w końcówkach meczów sparingowych. Moim zdaniem drzemie w nim duży potencjał.

Są w planach kolejne ruchy kadrowe?
Klub interesował się hiszpańskim pomocnikiem Davo i ukraińskim wahadłowym Bogdanem Milovanovem. Po ostatnim sparingu zapytałem trenera o kolejne ruchy transferowe i potwierdził on, że mają w planach piłkarzy do rywalizacji na jednej, dwóch pozycjach. Moim zdaniem przydałoby się wzmocnienie rywalizacji na pozycji numer 10, ponadto poszukiwany jest pewnie bardziej uniwersalny zawodnik, który zabezpieczy kilka pozycji.

Wspomniałeś wcześniej o zmianie trenera. Bez żalu żegnany w Chorzowie Janusz Niedźwiedź dość szybko znalazł pracę właśnie w Mielcu. Jak oceniasz jego pracę po kilku miesiącach?
Piłkarze są zadowoleni z modelu gry, jaki zaproponował Janusz Niedźwiedź. Jego dewizą jest gra piłką krótkimi podaniami, ponadto trener mocno stawia na rozwój indywidualny zawodników, co podoba się piłkarzom. Drużyna jest nastawiona na wysoki pressing, szybki odbiór i kombinacyjną grę – taki styl piłkarze lubią. Stal Mielec będzie próbowała kreować grę w każdym meczu i czas pokaże, czy przełoży się to na wyniki. W składzie są zawodnicy o dużych umiejętnościach technicznych, którzy są w stanie odnaleźć się w takiej grze i jeśli wykona się odpowiednią pracę, to powinno dać to dobre efekty. Z resztą już widać wyćwiczone schematy i konkretne elementy gry, które piłkarze stosują i rozwijają. Dostrzegam progres z każdym treningiem i meczem.

W naszym pierwszym meczu emocji i goli było jak na lekarstwo, jednak to GKS zdołał przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Trudno było mielczanom przełknąć tę porażkę?
Analizując tamten mecz, dostrzegłem pewną analogię do poprzedniego sezonu, gdy w 3. kolejce przegraliśmy na wyjeździe z Puszczą Niepołomice. Wtedy też było widać duże rozczarowanie wśród kibiców. Po meczu z GKS-em dało się słyszeć podobne głosy, że skoro nie wygrywamy z beniaminkiem, to czeka nas ciężka walka o utrzymanie. Na tamtym etapie nikt jednak nie wiedział, na co będzie stać GieKSę w Ekstraklasie. W miarę upływu sezonu okazywało się, że GKS nie jest tak słaby, jak przewidywała część obserwatorów. Z perspektywy całej rundy inaczej patrzę więc na tę porażkę, choć uważam, że w tamtym meczu remis byłby bardziej sprawiedliwy. Ponadto, gdyby nie tamta porażka, to być może trener Kiereś nadal pracowałby w Mielcu, bo uważam, że ten wynik zachwiał wtedy jego pozycją.

W drużynie Stali gra dobrze znany katowickim kibicom Krzysztof Wołkowicz, który jest w zasadzie naszym wychowankiem i to z GKS-u wypłynął na szersze wody. Jaką rolę odgrywa dziś w Mielcu i czy jesteś zadowolony z jego postawy?
Jego przypadek jest dość ciekawy. Gra w Mielcu dopiero drugi sezon, a do klubu sprowadzał go trener, z którym ostatecznie nie miał nawet okazji popracować. Za ten transfer odpowiadał Adam Majewski, kontrakt podpisano w styczniu 2023 r., a Wołkowicz miał dołączyć do klubu w lipcu. W międzyczasie trenera Majewskiego zwolniono, a drużynę przejął Kamil Kiereś. Największym problemem Krzyśka jest fakt, że rywalizuje o miejsce w składzie z jedynym rodowitym mielczaninem, kapitanem drużyny Krystianem Getingerem. Trudno mu więc wygrać rywalizację o pierwszy skład. Tylko od niego zależy, jak długo będzie się godził z rolą rezerwowego, bo prezentuje się dobrze i z pewnością znalazłby miejsce w pierwszym składzie większości drużyn I ligi. Na dziś jest wartościowym zmiennikiem i na pewno jest przygotowany, by w razie potrzeby wskoczyć do składu.

Wspólnym mianownikiem naszych klubów jest też Bartosz Mrozek, który pomógł nam awansować do I ligi, a w Stali był podstawowym bramkarzem w okresie wypożyczenia z Lecha. Jak dziś obsadzona jest ta pozycja? Udało się załatać dziurę po powrocie Mrozka do Poznania?
Na dzień dzisiejszy numerem jeden w bramce jest Kuba Mądrzyk, a rywalizuje z nim Konrad Jałocha. Dobra postawa obu zawodników to z pewnością zasługa trenera Kamila Beszczyńskiego, spod którego skrzydeł wyszło kilku wartościowych bramkarzy. Rafał Strączek, który dziś gra u was, wyjechał z Mielca do Bordeaux, Bartek Mrozek wrócił do Lecha i ma tam niepodważalną pozycję. Kolejny to Mateusz Kochalski, którego sprzedano do Azerbejdżanu za milion euro. Widać więc, że Stal dobrze pracuje z bramkarzami, a Kuba Mądrzyk to jeszcze młody zawodnik i widać w nim duży potencjał i chęci do pracy. Warto także podkreślić atmosferę współpracy między bramkarzami, którzy wspierają się nawzajem i rywalizują na zdrowych zasadach.

Kibice w Mielcu z pewnością pamiętają czasy, gdy o obliczu Stali decydował Bartosz Nowak. Natomiast pewnie niewielu, zarówno w Katowicach, jak i w Mielcu pamięta, że epizod przy Solskiego 1 zaliczył Sebastian Bergier.
Szczerze mówiąc sam jestem zaskoczony informacją, że Sebastian Bergier grał w Stali. Można chyba powiedzieć, że jego pobyt w Mielcu był krótki i bez większej historii. Natomiast Bartosz Nowak to zawodnik, który kilka lat temu odegrał ważną rolę w Stali. Był jednym z współautorów awansu do Ekstraklasy, a wiele klubów oferowało wtedy za niego naprawdę duże pieniądze. Udało się go jednak utrzymać i razem z Michałem Żyro był głównym architektem tego awansu. Do dziś jest dobrze wspominany w Mielcu i zawsze będzie tu miło witany.

Mimo że sam mam dość dobrą pamięć do ligowych meczów GieKSy, to trudno mi przywołać jakiś szczególny pojedynek z naszej rywalizacji w I lidze, choć było ich kilka w ostatniej dekadzie. Zazwyczaj wygrywała Stal i tylko dwa razy udało się nam urwać punkty. Czy ty masz konkretne wspomnienia z naszych meczów?
Żaden z naszych meczów nie utkwił mi specjalnie w pamięci. Musiały to nie być wielkie pojedynki. Bez zagłębiania się w historię tych spotkań nie jestem w stanie przywołać żadnej historii z nimi związanej. Doskonale za to pamiętam nasz ostatni mecz i rzut karny podyktowany po zagraniu ręką Getingera. Ale i w tym meczu nie działo się zbyt wiele.

Z jakim nastawieniem Stal przyjedzie w piątek do Katowic?
Moim zdaniem celem Stali będzie zwycięstwo. Po okresie przygotowawczym nastroje są dobre, a punkty w pierwszym ligowym meczu jeszcze je poprawią. W następnej serii gier czeka Jagiellonia, więc mecz z GieKSą może być traktowany jako nieco łatwiejsze wyzwanie. Remis nie będzie zły, ale celem będzie pełna pula.

Jaki scenariusz boiskowych wydarzeń przewidujesz?
Trudno cokolwiek przewidywać na podstawie samych przygotowań i sparingów. Nie wiem, jak GKS przepracował ten okres i w jakiej będzie dyspozycji. Należy jednak podkreślić, że spotkają się drużyny, które chcą kreować grę i narzucać swoje warunki na boisku. Spodziewam się więc ofensywnej gry z obu stron i walki o zwycięstwo. A po kilku kolejkach łatwiej będzie ocenić potencjał poszczególnych drużyn.

Pokusisz się o wytypowanie wyniku?
Skoro już powiedziałem, że w piątek może się sporo dziać na boisku, to postawię na 2:1 dla Stali Mielec.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Jacek Wrobel

    30 stycznia 2025 at 13:24

    Dzień dobry, przypomnę jeszczę osobę Andreji Prokica. Wyjątkowy zawodnik. Grał w Stali, odszedł do GiekSy i ponownie zagrał w Stali. Kolejny zawodnik to Mateusz Mak, znowu osoba, która miała spory wkład w powrót Stali do Ekstraklasy. Wszyscy w Mielcu są mile wspominani i kibice wyrażają się o nich zawsze z dużym uznaniem i sympatią. Pozdrowienia z Mielca i powodzenia ale dopiero na nowym stadionie!!!

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga