Piłka nożna Prasówka
Opinie mediów o meczu Skra Częstochowa-GKS Katowice: Rozczarowanie przy Bukowej
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień na temat wczorajszego spotkania Skra Częstochowa – GKS Katowice . Po słabym meczu drużyny podzieliły się punktami.
sportdziennik.com – Rozczarowanie przy Bukowej. Bezbramkowy remis GieKSy ze Skrą
[…] Różnie układały się w tym sezonie rezultaty GKS-u, ale jedno trzeba było mu oddać: jego mecze przed własną publicznością bywały do tego stopnia szalone – 0:0 z Sandecją Nowy Sącz nie wyłączając – że obwołaliśmy nawet samozwańczo Bukową stolicą pierwszoligowych widowisk. W tym tygodniu katowiccy kibice emocji mieli już pod dostatkiem z racji rozpoczęcia budowy nowego stadionu, a sobotniego wieczoru los im ich poskąpił. To było mierne widowisko, w którym temperatura rzadko skakała u widzów powyżej smutnej październikowej normy.
Najciekawiej było między 65. a 69. minutą. Szymon Szymański, pomocnik Skry, ustawił już nawet piłkę na 11. metrze i przygotowywał się do wykonania rzutu karnego, ale sędzia dostał sygnał z VAR-u, że warto przyjrzeć się, czy aby na pewno Michał Kołodziejski faulował Macieja Masa. Po długich 3-4 minutach spędzonych przed ekranem zapadł werdykt: jedenastki nie było, graliśmy dalej.
GKS swoją piłkę meczową miał w 21. minucie po naprawdę ładnej akcji. Zbigniew Wojciechowski dośrodkował płasko z prawej flanki, piłkę sprytnie przepuścił Filip Kozłowski, a Rafał Figiel z czystej pozycji uderzył wysoko nad bramką.
Generalnie okazji było jak na lekarstwo, w odróżnieniu od marnej jakości uderzeń z dystansu. Nieco ożywienia po obu stronach wnieśli napastnicy, wprowadzeni na plac podczas drugiej połowy: Filip Szymczak i Kamil Wojtyra. Gdy ten drugi w 80. minucie próbował z ostrego kąta i musiał interweniować Dawid Kudła, trybuny już nie wytrzymały i pierwszy raz w tym sezonie popłynęło z nich „k… mać, GieKSa grać”. Ostatnią z sześciu doliczonych przez arbitra minut zakończyła parada Mateusza Kosa po główce Michała Kołodziejskiego. I to by było na tyle…
Co prawda drużyna Rafała Góraka zanotowała trzeci z rzędu występ bez porażki, a dopiero drugi w sezonie bez straty gola, ale brak trzeciego w rundzie ligowego zwycięstwa zatarł te defensywne osiągi.
sportslaski.pl – Występ bez pełnej satysfakcji. Wyjazdowy remis „GieKSy”… przy Bukowej
„Musimy szanować ten punkt” – mówił po spotkaniu w Katowicach kapitan Skry Częstochowa, Piotr Nocoń, niekoniecznie zadowolony z wyniku tego starcia. Ostatecznie oba zespoły, po dość spokojnym widowisku podzieliły się między sobą punktami, notując bezbramkowy remis. Starcie ze Skrą było dla GKS-u idealną okazją ku temu, aby zdobyć komplet punktów i nieco poprawić swoją sytuację w ligowej tabeli. Częstochowianie byli tylko formalnym gospodarzem meczu rozgrywanego przy Bukowej, w dodatku forma obu ekip w ostatnich tygodniach nie różniła się znacząco. Skra z pewnością była rywalem „w zasięgu” katowickiej drużyny.
Pojedynek w Katowicach długo nie potrafił się rozkręcić. Zobaczyliśmy mnóstwo walki w środku pola, którego nie zdominowała żadna z ekip. Katowiczanie mocno pracowali, aby zabezpieczyć tyły, co w obecnym sezonie nie było domeną tego zespołu. Zarówno dla GKS-u, jak i Skry, nawet jeden punkt byłby niezwykle istotny w kontekście walki o utrzymanie i ucieczki od strefy spadkowej.
Gorąco zrobiło się w 66. minucie, gdy w kleszcze przez dwóch piłkarzy wzięty został Maciej Mas. Piłkarz Skry Częstochowa padł na murawę w polu karnym GKS-u, a arbiter wskazał na jedenasty metr. Długo czekaliśmy na weryfikację tego przewinienia, w końcu sędzia Malec sam podszedł do monitora. Po sprawdzeniu całej sytuacji zmienił on swoją decyzję i Dawid Kudła rozpoczął grę od bramki. Choć tym razem sędzia ostatecznie nie dopatrzył się przewinienia, tych w całym meczu było naprawdę dużo. Starcia takie często nazywane są „meczami walki” i przez większość czasu takie określenie na pewno pasowało do tego pojedynku. Szczególnie, jeśli spojrzeć na ilość żółtych kartek, których arbiter łącznie pokazał aż pięć.
Piłkarsko nieco lepiej zaprezentowali się gracze drużyny z Częstochowy. Korzystali z wypracowanych schematów, próbowali sił w grze kombinacyjnej i dobrze poruszali się w ofensywie. Pojedyncze przebłyski takiej gry to jednak wszystko, na co było stać przyjezdnych – często w akcjach Skry brakowało jednego elementu, chociażby zawodnika zamykającego, ustawionego na dalszym słupku. – Mieliśmy dziś jeden cel, wygrać ten mecz. Myślę, że mieliśmy przewagę w kilku fragmentach meczu, niestety zabrakło kropki nad „i”, czyli bramki. Wystarczyło na remis, ale gratuluje drużynie włożonego wysiłku – mówił Jakub Dziółka, szkoleniowiec zespołu z Częstochowy.
Katowiczanie nieco wiatru w żagle złapali dopiero na kilka minut przed końcem regulaminowego czasu gry. Oddali swój pierwszy celny strzał w całym spotkaniu (jeden z dwóch, częstochowianie także tylko raz celnie uderzali na bramkę) i coraz częściej gościli pod polem karnym rywali. Częstochowianie za wszelką cenę nie chcieli stracić ani jednego punktu, chwilami nawet w jedenastu bronili się przed atakami ze strony GKS-u. Skutecznie, bo koniec końców ekipy podzieliły się punktami.
dziennikzachodni.pl – W meczu beniaminków Skra zremisowała „u siebie” na Bukowej z GieKSą
[…] Zmarznięci kibice przy Bukowej nie zobaczyli w I połowie goli. W drużynie gości niecelnie strzelali Krzysztof Napora i Piotr Nocoń. GKS miał szansę po kontrze, ale Rafał Figiel również nie trafił w bramkę.
W drugiej części fani GieKSy przeżyli huśtawkę nastrojów. W 66. minucie sędzia Paweł Malec podyktował rzut karny dla Skry, oceniając, że faulował Michał Kołodziejski. Arbiter sprawdził jeszcze sytuację w systemie VAR i po trzech minutach anulował karnego i na trybunach słychać było oddech ulgi!
Sędzia doliczył aż 6 minut, w których oba zespoły również nie znalazły sposobu na umieszczenie piłki w siatce, choć GieKSa miała jeszcze dwa trzy rożne. Po trzecim z nich Arkadiusz Woźniak w zamieszaniu nie trafił w bramkę. W ostatniej doliczonej minucie Kołodziejski mógł dać gospodarzom zwycięstwo, ale Mateusz Kos złapał piłkę!
Słaby, choć pełen walki, mecz beniaminków zakończył się bezbramkowym remisem.
ks-skra.pl – Remis z niedosytem
Przed meczem z GKS-em jeden punkt można było potraktować jako rezultat co najmniej przyzwoity, ale po spotkaniu w Katowicach zakończonym bezbramkowym rezultatem mamy bardziej poczucie dwóch punktów straconych niż jednego zdobytego. Cieszyć może momentami nasza bardzo dobra gra i dominacja nad formalnymi gośćmi tego meczu. – Przyjechaliśmy tu wygrać, ale zabrakło gola – przyznał po spotkaniu trener Jakub Dziółka.
Skra zdążyła przyzwyczaić, że w meczach z jej udziałem w Fortuna 1 Lidze pada mało goli i nie inaczej było w Katowicach. Powiedzieć, że na boisku nic się nie działo byłoby przesadą, ale nie ma się też co oszukiwać, że był to wielki piłkarski spektakl.
[…] Groźniejsze sytuacje stwarzała sobie GieKSa, ale jej celowniki były mocno rozregulowane, co najlepiej oddała sytuacja z 21. minuty. Rafał Figiel otrzymał świetną piłkę z prawej strony, ale okrutnie się pomylił strzelając wysoko nad poprzeczką. Formalni goście dzisiejszego meczu umieścili piłkę w bramce Mateusza Kosa w 27. minucie, kiedy to mający przeszłość w Skrze Danian Pavlas wystawił dobrą piłkę Patrykowi Szwedzikowi. Na nasze szczęście sędzia dopatrzył się pozycji spalonej. Bezbramkowy rezultat na półmetku meczu katowiccy kibice skwitowali gwizdami niezadowolenia.
W drugiej połowie to nasza drużyna częściej utrzymywała się przy piłce stwarzając zagrożenie w polu karnym rywali. Dużo pozytywnego wiatru z przodu wnieśli wprowadzeni Kamilowie Wojtyra oraz Lukoszek. Taki obraz gry frustrował momentami kibiców katowickiej ekipy. Z powodu sytuacji z VAR-em arbiter przedłużył spotkanie aż o sześć minut. Mecz zakończyła efektowna i skuteczna parada Mateusza Kosa po uderzeniu z bliska głową jednego z „GieKSiarzy”.
sport.interia.pl – Piłkarz ustawił już piłkę na „wapnie”, sędzia karnego anulował
To był bodaj najnudniejszy mecz na Bukowej w tym sezonie. Może dlatego, że GKS Katowice tym razem był… gościem a nie gospodarzem? Pozostało nam tylko żartować.
[…] GKS bardzo potrzebował punktów żeby urwać się od dołu tabeli. Jako „gość” na własnym stadionie spełnił się połowicznie: wywalczył remis choć trudno tak naprawdę mówić o spełnieniu.
Skra mogła wyjść na prowadzenie w drugiej połowie. Po starciu Michała Kołodziejskiego z Maciejem Masem sędzia podyktował karnego. Piłkę ustawił na wapnie Szymon Szymański a sędzia… dopiero wtedy zdecydował się na konsultację z VAR i po długim spoglądaniu w monitor anulował tę decyzję.
GKS próbował atakować, ale jego poczynania denerwowały kibiców, nie ma sensu wymieniać nieudanych akcji. To był bodaj najmniej ciekawy mecz na Bukowej w tym sezonie, zazwyczaj na Bukowej ostatnio mnóstwo się działo.
W ostatniej akcji meczu szansę miał Kołodziejski, ale jego groźny strzał głową świetnie obronił bramkarz gości Mateusz Kos.
infokatowice.pl – „Wyjazdowy” remis ze Skrą Częstochowa
GieKSa zagrała jedno ze słabszych spotkań w tym sezonie i bezbramkowo zremisowała ze Skrą Częstochowa.
[…] Trójkolorowi przez całe 90 minut stworzyli trzy groźne akcje. W 21 min. idealne podanie od Wojciechowskiego otrzymał Figiel. Katowicki pomocnik mógł z futbolówką zrobić niemal wszystko, oddał jednak katastrofalny strzał daleko obok bramki. W 27 min. piłka po uderzeniu Szwedzika znalazła się co prawda w siatce, ale sędzia odgwizdał pozycję spaloną. Na kolejną dobrą okazję gospodarzy publiczność czekała do… ostatniej minuty spotkania, kiedy Kos świetną paradą uchronił częstochowian od porażki po główce Kołodziejskiego.
Ostatecznie ten nieciekawy mecz, z dużą ilością błędów i niecelnych zagrań, zakończył się bezbramkowym remisem.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.




Najnowsze komentarze