Dołącz do nas

Piłka nożna

Podsumowanie 2. kolejki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Potwierdzają się przypuszczenia, że w przedsionku ekstraklasy, jak w samej ekstraklasie, każdy z każdym może wygrać, każdy każdego może zaskoczyć. Już 2. kolejka ligowych zmagań na zapleczu, potwierdza, że sezon będzie bardzo wyrównany i w napięciu do końca będziemy czekać na kluczowe rozstrzygnięcia. W tej lidze do awansu starczy taktyczna konsekwencja i trochę szczęścia, niekoniecznie duży budżet. Mądrzejsi będziemy oczywiście za kilka kolejek, wtedy przekonamy się, czy jest jakiś pewniak do awansu, nie tylko na papierze, ale i na boisku. Póki, co, nikt nie powinien choćby naszej GieKSie spędzać snu z powiek. Zapraszam do krótkiego podsumowanie 2. kolejki, 1. ligi.

LKS Nieciecza – Sandecja Nowy Sącz 0:1

Pierwszy mecz kolejki i pierwsza niespodzianka. Czołowy zespół minionego sezonu, poległ u siebie z ogrywaną nawet przez 2. ligowców Sandecją. Goście zdążyli już ulec Zawiszy 5:0 i w Pucharze Polski Górnikowi Wałbrzych 4:1, dlatego wszyscy i tym razem skazywali na pożarcie piłkarzy Araszkiewicza. „Sączersi” sprawili jednak „ znawcom” psikusa i wywieźli komplet punktów z Niecieczy. Złotego gola zdobył w 55. minucie pięknym strzałem zza pola karnego Filip Burkhardt. Miejscowi mieli swoje szanse, jednak ogólnie rzecz biorąc nie był to porywający mecz, goście wykorzystali jedną ze swoich okazji, a gospodarze nie- i to jest najprostsze podsumowanie potyczki. Widzów: 500

Bogdanka Łęczna – Okocimski Brzesko 1:2

Cóż, drugi mecz i druga, jeszcze większa niespodzianka. Beniaminek wygrał z mającą duże aspiracje Bogdanką i to w Łęcznej. Mecz świetnie zaczęli jednak miejscowi, którzy już w 5. minucie wyszli na prowadzenie za sprawą Macieja Ropiejko. W kolejnych 10. minutach powinno być po meczu, gdyż Łęczna najpierw nie wykorzystała sytuacji sam na sam z bramkarzem, a chwilę później na drodze do szczęścia stanął słupek. Goście zdołali się jednak otrząsnąć po słabym początku i w 23. minucie poprzeczka ratuje gospodarzy, 13. minut później Wojcieszyński głową doprowadza do wyrównania. Mecz toczył się w żwawym tempie i już po 120. sekundach mogło być 2: 1 dla Bogdanki, po niefrasobliwej interwencji defensora gości. Swojak był o włos. Druga połowa poziomem nie dorównała pierwszej odsłonie, z boiska wiało nudą, a sytuacji było jak na lekarstwo. Lekką przewagę mieli jednak gospodarze. W futbolu wygrywają jednak ci, którzy walczą do końca i oto mieliśmy już 6. minutę doliczonego czasu gry, kiedy Piotr Darmochwał po dośrodkowaniu zdobył gola na wagę 3 punktów dla „Piwoszy”. Łęczna 2. mecze, 0 punktów. Widzów: 600

Kolejarz Stróże – Miedź Legnica 2:1

Miażdżąca przewaga Kolejarza od początku spotkania przyniosła im dwa gole już do przerwy. Obie bramki zdobył Maciej Kowalczyk w 41. i 45. minucie meczu. Wydawało się, że jest już po zawodach i beniaminek dostanie lekcje pokory. Druga połowa trochę nerwowa ze strony gospodarzy, którzy nie potrafili postawić kropki nad „i”. Natomiast w 68. minucie Grzegorzewski wykorzystał rzut karny i zrobiło się 2:1. Kolejarz, za co mu chwała nie dopuścił jednak, aby goście się rozkręcili, i dowieźli wygraną do końca. Za wcześnie chyba wykreowano „Miedziankę” na czarnego konia ligi. Kolejarz wygrał zasłużenie i notuje udany start nowego sezonu. Widzów: 300

Olimpia Grudziądz – Dolcan Ząbki 0:0

W całym spotkaniu przewagę mieli piłkarze miejscowych, jednak ich skuteczność pozostawiała wiele do życzenia. Znakomite okazje marnowali Ruszkul, Cieśliński czy Smoliński, a goście ograniczali się do, przeszkadzania z rzadka próbując atakować. Kiedy wszyscy na stadionie pogodzili się już z podziałem punktów i brakiem goli, arbiter za zagranie ręką w polu karnym podyktował jedenastkę, dla Olimpii w 94 minucie. Do „wapna” podszedł Adam Cieśliński i nie trafił w światło bramki! Wielki zawód w Grudziądzu, Olimpia zremisowała wygrany mecz. Widzów: 3000

ŁKS Łódź – Stomil Olsztyn 0:2

Mecz z trybun obejrzało tylko 999 osób, gdyż miejscowi nie dostali zgody na organizację imprezy masowej. Taka zgoda jest ponoć wymagana przez PZPN, ale to szczegół, konsekwencji pewnie nie będzie. Miejscowi mimo przewagi do szatni schodzili przegrywając 1:0. Gola dla Stomilu strzelił w 16 minucie Łukasz Suchocki, a gol padł po kontrataku, gdyż chwilę wcześniej „setkę” zmarnowali łodzianie. Przysłowie, że niewykorzystane okazje się mszczą tym razem bardzo szybko się potwierdziło. W drugiej połowie groźniejsi byli goście, a ŁKS grał strasznie niepewnie w defensywie. Decydującą bramkę dla Stomilu strzelił Kaźmierowski w 66. minucie, zawodnik gości wyszedł na pozycję sam na sam, położył bramkarza Wyparłę i strzelił, niestety za lekko i wydawało się, że Daniel Cyzio wybije piłkę z bramki, ten jednak zamiast w futbolówkę kopnął w słupek…było 2:0. W doliczonym czasie gry groźny strzał z rzutu wolnego mija bramkę gości.

Flota Świnoujście – Polonia Bytom 2:0

Trudne zadanie mieli przed sobą Bytomianie, którzy przygotowywali się przecież do startu w 2. lidze. W spotkaniu od początku przeważali miejscowi i po kilku niewykorzystanych okazjach, wreszcie dopięli swego w 37. minucie, kiedy to gola zdobył Piotr Kieruzel. Minutę wcześniej za uderzenie rywala, z boiska wyleciał zawodnik gości Piotr Kulpaka. Grając w „10” zawodnicy trenera Pierścionka nie byli w stanie nawiązać żadnej walki z rywalem. Flota do końca miała przewagę i można powiedzieć wygrała tylko 2:0. Tą decydującą bramkę strzelił Udarevic w 58. minucie. Flota po 2. kolejkach z kompletem punktów. Widzów: 1000

Zawisza Bydgoszcz – GKS Tychy 0:0

Sensacja w Bydgoszczy, gdzie wielki faworyt Zawisza nie potrafił ograć kończących w „9” Tyszan. W dodatku, po pierwszych trzech kwadransach, to goście zasłużyli na więcej ciepłych słów, bo mieli swoje szanse. Do 61. minuty można było zasnąć na trybunach, kolejny bardzo nudny mecz z udziałem beniaminka z miasta „sypialni”. Wtedy jednak arbiter podyktował rzut karny dla Zawiszy, a czerwoną kartką ukarał Macieja Mańkę z GKS-u. Uderzenie Mąki z jedenastu metrów obronił jednak Misztal. Od tego momentu gospodarze przejęli miażdżącą przewagę, zmarnowali jednak, co najmniej 4 doskonałe okazje. W 94. minucie spotkania za uderzenie Petasza w twarz, czerwoną kartkę ujrzał Piotr Rocki. To był mecz przyjaźni na trybunach, jednak na murawie oglądaliśmy prawdziwe polowanie na kości. Zawisza podobnie jak Olimpia Grudziądz, remisuje wygrany mecz. Widzów: 5000

GKS KATOWICE – Warta Poznań 1:1

O spotkaniu GieKSy przeczytacie w innym miejscu, na naszej stronie. Widzów: 1500

Trzeba zauważyć zawstydzającą frekwencję na trybunach. 8 spotkań obejrzało z wysokości trybun zaledwie 12 899 widzów, z czego 8000 fanów przyszło na stadiony w Bydgoszczy i Grudziądzu. Taki wynik daje średnią zaledwie 1612 kibiców na mecz. Na domiar złego padło tylko 13. bramek, aż 2. spotkania zakończyły się bezbramkowym remisem i w obu tych meczach nie wykorzystano rzutów karnych. Średnia goli na mecz wyniosła tylko 1,6. Następna kolejka już w najbliższy weekend, miejmy nadzieję z większą ilością bramek i kibiców.

 



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga