Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

[POMECZOWO] Nikt w Katowicach się już na to nie nabiera…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Tyle co pisaliśmy o konieczności braku spotkań bardzo słabych czy żenujących, a już w pierwszej kolejce powtarzamy schematy z poprzedniego sezonu. Czyli przeciętny przeciwnik u siebie, a my bijemy głową w mur i nie stwarzamy sobie groźnych sytuacji. Do tego zaliczamy niezrozumiałe straty w środku pola i tracimy frajerską bramkę. Mając wiedzę z poprzednich wielu sezonów, kibice mogą być zaniepokojeni.

Łuaszowi Pielorzowi, piłkarzowi z doświadczeniem na poziomie pierwszoligowym nie przystoi podawać w taki sposób. To było czyste niechlujstwo lub po prostu techniczny brak. Rozumiemy, że Łukasz nie jest wybitnym technikiem, ale podanie po ziemi na 20 metrów prosto do przeciwnika nie ma prawa się zdarzyć. Nawet jak Jerzy Brzęczek tracił piłkę w meczu ze Szwecją, kiedy gola strzelił Ljungberg, dało się to jeszcze jakoś wytłumaczyć. Straty Pielorza – ni w cholerę się nie da.

Pisaliśmy, że nie będziemy się pastwić nad drużyną, ale oceniać za konkretne mecze. Niestety – nawet mimo przyzwoitej pierwszej połowy, ostateczny rezultat i obraz gry po przerwie każe powiedzieć, że wyczerpaliśmy limit jednego bardzo słabego meczu z naszej rozpiski w jednym z poprzednich artykułów. Zaczęliśmy od tego, że podarowaliśmy Wigrom chyba sześć rzutów rożnych w pierwszym kwadransie. Tym razem nic się nie stało po nich, ale cholera – statystyka może być zabójcza, bo jeśli rywal ma korner za kornerem to ryzyko utraty bramki wzrasta w zastraszającym tempie. Potem jako tako konstruowaliśmy akcje ofensywne, ale Zoch musiał się wysilić jedynie dwa razy po strzałach z dystansu – owszem ładnych, celnych, ale tak naprawdę średnio groźnych. A po przerwie to było już bicie głową w mur, spadek wiary w korzystny rezultat, no i wspomniana mega-strata Pielorza.

Po raz kolejny przykre jest to, że na Bukową przyjeżdża średniak, a na naszym tle gra w roli profesorów. Wigry kontrolowały grę, rywale zachowywali się bardzo mądrze taktycznie i w zasadzie nie było dla nich zagrożenia, że utracą prowadzenie. Ktoś może powiedzieć, że piłkarze GKS nie są jeszcze zgrani, a w składzie wyszło pięciu nowych zawodników. Ale do jasnej cholery – w Wigrach nowopozyskanych piłkarzy było czterech: Cverna, Bucholc, Augustyniak i Radecki. Dodatkowo grali tacy piłkarze jak Kądzior czy Gąska, którzy w poprzednim sezonie rozegrali 13-14 spotkań. Więc jak to jest – nowi z Wigier wkomponowali się i grają swoje, a my jak zwykle jesteśmy zagubieni na boisku?

Oczywiście to nie oznacza, że nowi u nas byli najsłabsi. Bo i Foszmańczyk coś tam próbował, i Abramowicz. Mandrysz zderzył się z pierwszoligową ścianą, ale potencjał ma. Nowak na wysokim poziomie, Sobków dość drewniany, ale miał najlepszą sytuację. Najgorsi niestety byli ci, których dobrze znamy. O Pielorzu już mówiliśmy, ale znów niewidoczny (niewidzialny) był Gonzo, a Maciej Bębenek zagrał tak jak na początku poprzedniego sezonu, czyli beznadziejnie. Do tego dwójka stoperów – Kamyk i Oliver – było jakichś „zadżumionych”, jak to powiedział niegdyś występujący u nas Tomasz Sokołowski.

W pierwszej lidze jesteśmy już dziesiąty rok. Przed każdym sezonem było mniejsze lub większe pompowanie balonika, zaciągi transferowe, nowi trenerzy, nowe nadzieje. A wypadaliśmy w tych pierwszych sezonach tak: zwycięstwa z Łomżą, Widzewem i Wigrami rok temu. Remis z Dolcanem. I uwaga, uwaga – w dupę z Turem, Pogonią, Flotą, Niecieczą, ŁKS i teraz z Wigrami, z czego trzy ostatnie wymienione mecze u siebie. 3 wygrane, 1 remis i 6 porażek na inaugurację. Statystyka tragiczna. Statystyka „zimnych pryszniców”…

Aaaa właśnie, co do zimnego prysznica. Trener Jerzy Brzęczek na konferencji powiedział, że może dobrze, że „taki zimny prysznic przydarzył się teraz, w pierwszej kolejce”. Przez chwilę można było się zastanawiać, czy szkoleniowiec zapomniał o tym, co wydarzyło się w Radomiu. Bo przecież tam też chyba był zimny prysznic, więc teraz był lodowaty. Tym bardziej, że szkoleniowiec wtedy powiedział, że „taka porażka pomoże nam w następnych spotkaniach”. Teraz jeśli przegramy w Głogowie, to trener może powiedzieć, że „dobrze że taki wyjazdowy zimny prysznic zdarzył nam się już w drugiej kolejce”. I tak w kółko, sezon zimnych pryszniców, wiadomo, lato jest i upał…

Gdyby to był pierwszy, drugi, trzeci sezon, kibice może by jeszcze zachowali chłodną głowę. Jednak mamy już 9-letnie doświadczenie z zaplecza ekstraklasy i nikt już nie ocenia przegranych w pierwszej kolejce jako „wypadków przy pracy”, „pierwszych śliwek robaczywek” (użyliśmy w LIVE takiego stwierdzenia, ale chyba po to by samych siebie uspokoić) czy „falstartu”. Dobrze wiemy, że pierwsza kolejka bardzo często bywała wyznacznikiem i papierkiem lakmusowym tego, co możemy oglądać w rundzie jesiennej – nawet nie tyle pod kątem rezultatu, co samej gry. Pamiętamy, jak pompowany był balon za Fornalaka, mecz z Dolcanem, fantastyczna atmosfera i marzenia o ekstraklasie. Był remis, a potem lecieliśmy porażką za porażką, na czele z odpadnięciem z PP w Zdzieszowicach i 1:6 u siebie z Podbeskidziem. Pamiętamy porażkę z Niecieczą u siebie, a potem wygraną dopiero w ósmej czy dziewiątej kolejce. Czy porażkę z ŁKS i wygraną chyba w piątej. Kibice w Katowicach już się nie nabierają na teksty o zimnych prysznicach. Porażka w pierwszym meczu u siebie w takim stylu wywołuje jak najbardziej uzasadniony niepokój co do przyszłości. Mamy też doświadczenia z zaciągami, które wyjściowo wydawały się bardzo dobre, a potem okazywały się szrotem. I tu też kibice mają pełne prawo się obawiać czy pozyskani zawodnicy wniosą coś do drużyny. Za wiele lat kisimy się w pierwszoligowym marazmie, żeby uznać, że wszystko jest OK i w „następnych meczach wyciągniemy wnioski”.

Oczywiście, nie jest powiedziane, że tym razem nie będzie inaczej. Że rzeczywiście zespół się obudzi. Wierzymy w to mocno, ale raczej rozpatrywalibyśmy to w kategorii miłej niespodzianki, bo jak na razie powielamy jota w jotę schemat z poprzednich sezonów.

Jak na razie bilans tego sezonu jest taki: dwa mecze, dwie porażki, zero strzelonych bramek i dwie stracone. Odpadnięcie z Pucharu Polski i zawalona inauguracja. Teraz już tylko od trenera i piłkarzy zależy czy będzie lepiej czy gorzej. Chrobry jest podrażniony wysoką porażką w Olsztynie, a wiemy, że w Głogowie łatwo się nie gra i nie jest wcale powiedziane, że zdobędziemy tam komplet punktów. Ba, będzie o to bardzo trudno. A punktować trzeba, bo jak zostało zauważone na forum – w poprzednim sezonie, żeby awansować, trzeba było zdobyć 1,85 punktu na mecz. Jeśli podzielić sezon na bloki pięciomeczowe (pięciokolejkowe), to w kolejnych 4 meczach GKS do takiej średniej musiałby zdobyć 9 punktów. Czyli 3 wygrane w 4 kolejnych meczach – w Głogowie i Olszytnie oraz u siebie z Chojniczanką i Zagłębiem. Już na wstępie wydaje się to bardzo trudnym zadaniem dla dobrej drużyny. A co dopiero dla GieKSy w obecnej formie.

Mecz z Wigrami to już jednak historia. Dostaliśmy bramkę w 2-3. minucie sezonu, mamy się jeszcze 88 minut na odrobienie strat. Czasu doliczonego jednak nie będzie. A więc do roboty panowie, wakacje się skończyły!

19 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

19 komentarzy

  1. Avatar photo

    carra23

    31 lipca 2016 at 13:24

    zenada!!!i te puste trybuny!!!

  2. Avatar photo

    kibic bce

    31 lipca 2016 at 14:21

    Kurna ale bedzie wp…. od Podbeskidzia, Zaglebia, Gornika, Stomilu,.
    Pytanie do zasradu wprowadzcie bilety na 1 lub 2 polowe meczu.
    Proponuje jeszcze Brzeczkowi pozbycie sie Pielorza, Kaminskiego i Wolka a Bebenka tez.
    Z Gonzem sie jeszcze wstrzymam.

  3. Avatar photo

    Jooo

    31 lipca 2016 at 14:33

    Masakra puste trybuny będzie coraz gorzej obawiam się że drużyna nie odpali tak szybko i może zabraknąć czasu wina trenera ze mieszał co sparing piłkarzy nie umia się zgrać poza tym jak widza wolkowicza dude pielorza to z góry wiem że mecz będzie przejebany teraz widać że jak ich trener wpuszcza to ma brak finezji i się ratuje czym może heh

  4. Avatar photo

    Janek

    31 lipca 2016 at 14:35

    Pomeczowe oceny to zawsze kwestia względna i dość subiektywna. Z tymi wystawionymi po Wigrach z grubsza się zgadzam. Na pewno z tym, że najlepsi na boisku w Gieksie byli Nowak i Czerwiński. Do nich nie ma się do czego specjalnie czepiać, może poza jednym wybiciem na róg Alana. Te oceny potwierdzają jedną moją teorię. Przyczyn tego samego od lat problemu jest wiele, ale podstawowa sportowa jedna. Zespół nie ma środka, kluczowej strefy do wygrywania meczów. Wagonami sprowadzani kolejni grajkowie na pozycje 6 i 8 są nieporozumieniem. Trochim, Burkhardt, Iwan, można wymieniać. To są jakieś jaja, że największym motorem napędowym akcji ofensywnych jest prawy obrońca. Super, ale tym awansu się nie zrobi. Błąd Pielorza może się zdarzyć każdemu choć nie powinien. Ale zauważcie, że było to chyba jego drugie podanie w meczu do przodu. To jak Gieksa ma coś wygrać? A od dłuższego czasu jest to standard, że środek gry do przodu „nie pcha”. Zaczynam wątpić czy pan Trener to widzi.

  5. Avatar photo

    1964

    31 lipca 2016 at 15:18

    Porządek trzeba było zrobić przed sezonem z prezesem.Prezes nie może być kolegą dla piłkarzy.oni mają czuć respekt i się go bać.wiedząc że jak coś spierdolą to będą mieli przesrane.tak było za dziurowicza!teraz prezes wejdzie po meczu do szatni i poklepie kopaczy po plecach.CYGAN proszę odejdź!

  6. Avatar photo

    lukasz

    31 lipca 2016 at 16:46

    chyba nie ma sensu pisac o awansie. To na jest na wyrost to przerasta w GieKSie wszytkich procz Kibicow. Niech skupia sie na dobrym podaniu na celnym strzale na agresywnej grze, na pressingu na wymuszeniu bledow u przeciwnikow, niech strzela bramke i wygraja mecz, potem drugi trzeci … to jest jakis srodek do celu. Ale bez zaangazowania w trening bez mentalnosci bez checi tego nie bedzie. Pielorz od kliku juz miesiecy gra – nie oszukujmy sie – na poziomie 3-4 ligi. Podania do tylu idiotyczne straty, gosc ktory powinien byc pewnym punktem ostoja a on gra jak uczniak. No i wlasnie on gra !!! Jak to jest mozliwe ze taki gosc caly czas jest w pierwszym zespole? co on ma takiego w sobie? zero kreatywnosci zero zadziornosci zero walki … a to od tego goscia ma zalezec nadawanie tempa akcji, destrukcja, odpowiednie ustawienie sie zespolu, z racji pozycji i doswiadczenia. Podobnie rzecz sie ma do Wolkowicza, Bebenka Dudy. Nie zwalam winy na jednego goscia ale staram sie pojac kim ten gosc jest ze mimo takiego gowna jakie gra prze ostatnich klikadziesiat meczy on dalej jest w podstawowej 11. Reszta ma podobnie jak w/w w dupie to jak podchodza do treningu, oni zachowuja sie jak barany, jak osly ktorym trzeba wszystko mowic. Jak sie zywic jak trenowac jak grac, tak od tego jest trener ale oni nie maja za grosz swojego wkladu w ta gre, glowy im puchna z informacji taktycznych ktore nakresla im trener a oni nie potrafia przelac tego na gre tylko wiecznie probuja tej pseudo gry. Nikt jakby nie „czuje” tego zeby jakas indywudualna akcja sprobowac cos zmienci w meczu, wszyscy trzymaja sie jednego schematu do zazygania mozna to ogladac a przecierz czasem trzeba cos zmienic… takim zawodnikiem, ktory potrafil i mysle ze dalje potrafi szarpnac, zagrac w sposob niekonwencjnalny byl i jest Goncerz ktory niestety wkomponowal sie w ta mizerie, nie widac na ta chwile nikogo kto moglby to zmienic.

  7. Avatar photo

    lukasz

    31 lipca 2016 at 16:50

    Przez ten przydlugi wpis chcialem napisac ze nie ma u nas pilkarzy inteligentnych, brakuje walczakow i lidera na ktorego sygnal cala druzyna rusza do ataku. Tu kazdy sam sobie gra i realizuje swoje indywidualne zadania taktyczne. Czy Wy pilkarzyki wiecie po co wogole wybiegacie na boisko ?????

  8. Avatar photo

    andreasw1959

    31 lipca 2016 at 16:52

    Bardzo dobry komentarz Shellu tylko czy to dojdzie do naszych grajkow watpie . Wolek zatrzymal sie w rozwoju o Kaminskim niebyda pisol bo zaroz byscie to usuneli Bebenek tyn chop wogole sie potracil tak jak i Pielorz wogole niema koncepci gry Mom nadzieja ze po dalszych meczach niebydzie juz po co grac Ciezkie mecze przed nami narazie widza to w czornych kolorach chciolbych sie mylic I TO BARDZO BARDZO bo nigdy nie zyczy sie zle swej druzynie mom nadzieja ze potym meczu ktos zrobi rachunek za ta gra i jedyn drugiemu powie poco jest w GIEKSIE Wezcie sie pilkarze to do sumienia bo wnet bydziecie grac przy pustych trybunach a to juz nie to przyjdzie calkowity marazm i spadek a tojuz kibice z GIEKSY by wam niewybaczyli do konca zycia POZDRAWIAM chcialbym zobaczyc pilkarzy walczacych o kazda pilke takich co maja ikre narazie tej ikry niewidac

  9. Avatar photo

    1964

    31 lipca 2016 at 16:57

    LUKASZ święta prawda z napuchniętymi głowami od taktyki.Taktyką niech bawią się trenerzy w wielkich klubach gdzie są świetni piłkarze.my mamy kopaczy i taktyka powinna być dla nich jak najprostsza!długa piła do przodu i walka jak w angielskiej Championship!ale niestety nawet do tego trzeba mieć siły!a oni mają siły tylko w silesii na kawie!

  10. Avatar photo

    Mecza

    31 lipca 2016 at 17:22

    Po następnym meczu już może braknąć tej zimnej wody z prysznica, skończą się argumenty Brzęczka. Zgadzam się z lukasz i 1964, my mamy „nie pasujących” mentalnie zawodników aby ogarnąć to co chce Brzęczek. Zostawcie w spokoju zawodników, tu trzeba prostoty w graniu i kogoś kto miał przynajmniej jeden awans w CV. Po Głogowie Mandrysz na ławkę bez względu na koszty utrzymywania Brzęczka przez najbliższy sezon.

  11. Avatar photo

    mario

    31 lipca 2016 at 18:06

    przypomnijcie sobie ten wpis za jakis czas.w Gieksie na dzien dzisiejszy nie ma ani dzialaczy ani trenerow a przde wszystkim pilkarzy ktorzy sa w stanie walczyc o awans gdziekolwiek.To smutne ale jak Katowice zakreca kurek z pieniedzmi i chyba tak bedzie bo jest siatkowka i hokej ktore moga wypromowac Katowice to pilka nikomu nie bedzie potrzebna bo co roku to samo.jak nie ma kto zrobic porzadku to lepiej jest rozgonic to cale towarzystwo bo mam juz dosc wysmiewania sie przez goroli z naszych wynikow.Pilkarze to jest wstyd i zenada

  12. Avatar photo

    lukasz

    31 lipca 2016 at 18:48

    Mario nie przesadzaj, w innych klubach tez graja pilkarze dla wiekszosci anonimowi ale po prostu tworza zespol, chca i graja prosto. Jak wczoraj graly Wigry? prosta pilka, rozbijanie akcji przed polem karnym neutralizacja naszych skrzydlowych no i z przodu moze sie uda. Udac sie moze kazdej druzynie bo niemal wszystkie graja prosta pilke a nasze pilkarskie tuzy rozdaja prezenty i padaja z tego bramki. Przyklad idzie z EURO, Islandia, poukladana obrona, zadnych nie wiadomo jakich zalozen a z przodu dluga pilka, prostopadle podanie i kontra i zaszli do cwiercfinalu. Portugalia pieknie nie grala ale to co robili cala druzyna w obronie to wzor, podobnie jak Walia. A GieKSa ? zawsze slynela z zelaznej obrony i gry z kontry. Brzeczek chce sie bawic w kreowanie akcji, kurwa jesli przeciwnik nie atakuje to na huj kusic los jak sie ma takich partaczy w skladzie? czekac na blad na kontre. Jak sie meczu nie potrafi wygrac to trzeba go chociaz zremisowac. Szczegolnie z takimi druzynami jak Wigry, a juz w szczegolnosci na Bukowej.

  13. Avatar photo

    1964

    31 lipca 2016 at 18:53

    Patrząc na to wszystko co stało się przez ten tydzień,to plan budowy nowego stadionu wygląda jak nowy blef miasta!Za pół roku powiedzą że grunty na załęskiej hałdzie są do dupy jak kopacze!

  14. Avatar photo

    Tom

    31 lipca 2016 at 20:32

    Faktycznie potrzeba nam stadionu na 25 tys, błuuuchchaaa
    Lepiej nich miasto zacznie inwestować w hokej i siatkę bo tam jest potencjał, bo tam im się chce.
    Klasyk mówi:
    „Trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny niepokonanym”

    my już nie mamy na to szans, jesteśmy już totalnie pokonani i to wyszło od środka klubu, możemy tylko zaoszczędzić sobie wstydu i żenady….

    Miejcie w sobie choć grosz honoru:

    WYCOFAJCIE TĘ DRUŻYNĘ Z ROZGRYWEK !!!!!!!!!!!!!!!

  15. Avatar photo

    pawelas197

    31 lipca 2016 at 20:33

    wygonic ta zaraze z naszej gieksy taczki juz zamowione

  16. Avatar photo

    radek

    31 lipca 2016 at 21:15

    Kur.a co za szrot z tymi transferami,dno masakar.żal patrzeć na tą bandę nieudolnych kopaczy.kolejny rok w dupę.

  17. Avatar photo

    Matti

    1 sierpnia 2016 at 07:18

    Nie wiem czego wyście sie spodziewali. Na chłodno prześledzcie nasze nowe nabytki. Odeszło co prawda chyba z 10 zawodników a kto przyszedł?
    Nowak – to bez dwóch zdań wielkie wzmocnienie i doświadczenie. Świetna interwencja w sytuacji sam na sam i pewne wyjścia przy wrzutkach;
    Abramowicz – zagrał poprawnie ma potencjał. I to by było na tyle biorąc pod uwagę mecz z Wigrami. Foszmańczyk to raczej powinien udać się na kurację odchudzeniową bo jego start do piłki jest przerażający. Mandrysz może i talent ale nie na walkę o ekstraklasę, Zejdler – widać brak gry tego zawodnika. No niestety ale grał tylko epizody w Cracovii, Sobków – starał się ale na mnie wywarł pozytywne wrażenie zobaczymy jak sie zaprezentuje w następnych meczach, Prokić – słabiutki kompletnie nic nie znaczył na boisku. A teraz słowo o zawodnikach którzy już grają sporo w GieKSie – Bębenek -boże to po prostu kompletne dno, zero podań, zero akcji, zero walki. Kamiński – dno każde jego wyprowadzenie piłki to dzida do przodu i oczywiście niecelna, Goncerz – tak się zastanawiam czy nie lepiej go ustawiać na skrzydle tam gdzie zawsze grał. Widać że się meczy strasznie na tym ataku. Nie ma warunków do gry na szpicy obrońcy go przewracają. Praktycznie nic nie zdziałał. Nie lepiej wykorzystać jego drybling, szybkość na skrzydle? Dajmy sobie już spokój z kopaczami typu Wołkowicz, Pielorz bo to śmiech na sali ich oglądać. Ponadto pytam się gdzie są te wielkie nasze młode talenty z naszej Akademii?????? Czy naprawdę są tak słabi że nie zagrają lepiej od Bębenka??
    Reasumując jak my mamy bić się o ekstraklasę skoro w meczu z przeciętniakami z Wigier my mamy w formie 2, 3 zawodników i zero zaangażowania reszty! My gramy u siebie a Goście prowadzą grę. Umieją rozegrać piłkę i zagrać presingiem. My stujka nawet jak przegrywaliśmy to żaden z zawodników nie podszedł do presingu tylko spokojnie sobie rozgrywaliśmy piłkę na naszej połowie przez stoperów. Może warto niektórych zawodników spróbować na innych pozycjach czemu są oni przypisani tylko do jednej pozycji? Tak jak w poprzednich sezonach nie mamy środka ani defensywnych ani ofensywnych pomocników. Z tymi zawodnikami góra 6 miejsce w tabeli. Raz wygramy raz przegramy i tak do końca sezonu. Ale nie ma co się dziwić przyszli zawodnicy do nas głównie z II ligi więc oni mają walczyć o ekstraklasę???????? Śmiechu warte kto tak myślał!

  18. Avatar photo

    Irishman

    1 sierpnia 2016 at 12:24

    Ja też oczywiście jestem totalnie wkurzony, rozczarowany i zniechęcony tym sobotnim meczem, a szczególnie tym co wyprawiał Brzeczek, ze składem, ze zmianami. No ale znowu tak nie dramatyzujmy, bo jednak były takie momenty (w I połowie), że gra była niezła, co daje jakieś malutkie promyki nadziei na przyszłość.

    Niestety kłania się fakt, że nie dokończyliśmy roboty jeśli chodzi o transfery oraz to, że trener pomimo, że ma teraz może jeszcze nie idealne ale przecież większe możliwości ciągle trzyma się tych samych nazwisk (Pielorz, Bębenek, Wołkowicz).
    No i ta taktyka „szanowania piłki” też się generalnie, póki co nie sprawdza.

    Defensywa, choć bez fajerwerków to jednak nie popełnia większych błędów. Szczególnie obawiałem się o Abramowicza, a ten zagrał całkiem poprawnie – nawet jak stracił piłkę, to ambitnie naprawiał swój błąd. Wzmocnieniem okazał się Nowak.

    Niestety dalej już jest gorzej.
    Od lat naszym problemem jest pozycja defensywnego pomocnika – z krótka przerwą gdy grał na tej pozycji Fonfara (oczywiście tylko przez kilka miesięcy, gdy mu się jeszcze chciało). Niestety Pielorz nie gwarantuje w tej strefie boiska spokoju. Gdy graliśmy tu dwójką pomocników nie było to tak widoczne, bo odpowiedzialność rozkładała się na obydwu, a poza tym jego partnerzy (Leimonas, Duda) byli jeszcze słabsi, co odciągało uwagę od słabości Łukasza.
    Tu musimy się wzmocnić, bo chyba nikt nie wyobraża sobie, że wrócimy znowu do wspomnianej gry dwójką defensywnych kosztem np. ściągnięcia Sobkowa.
    Nie wiem natomiast co widzi Brzęczek w Bębenku, że ciągle na niego stawia? Ten piłkarz od kilku miesięcy jest totalnie bez formy. No i chyba można tu wstawić któregoś z nowo sprowadzonych zawodników albo chociażby Sawickiego? A może spróbować jeszcze innego rozwiązania, o czym za chwilę.
    Po drugiej stronie, tak jak to fajnie napisał Shellu, Mandrysz odbił się od I-ligowej rzeczywistości ale tu czas pracuje na jego korzyść. Poza tym na tą pozycje mamy przecież Prokicia, którego tam powinien wprowadzić trener, a nie robić jakieś dziwne eksperymenty z jego grą na prawej pomocy, na której totalnie się nie sprawdził!
    W środku pola też nie powinno być źle. Foszmańczyk może jeszcze trochę dochodzi do siebie po kontuzji, może jeszcze musi trochę się „dotrzeć” ale ma doskonały przegląd pola. Rzucił kilka takich piłek, że palce lizać. Uważam, że z czasem będzie królował w środku pola – byle tylko miał z kim pograć (potrzebny defensywny i ofensywny pomocnik!).

    No właśnie Goncerz… gdzie się stracił nasz kapitan? Na szpicy zero, na ofensywnej pomocy też kiepsko. Może warto wrócić do korzeni i w miejsce Bębenka spróbować go na prawym skrzydle, gdzie kiedyś świetnie sobie radził?
    Bo na pewno nie na szpicy, gdzie powinien grać Sobków. Takiego napastnika dawno nie mieliśmy. Dobre warunki, może bez rewelacji ale dość szybki, waleczny, a przede wszystkim ma „siłę w nodze” – potrafi silnie i celnie strzelić praktycznie z miejsca. Myślę, że jeśli na niego postawimy to kilka bramek nam to przyniesie. Tym bardziej, że to rozwiązałoby nam sprawę młodzieżowca w składzie.

    Reasumując – nie ma co aż tak bardzo dramatyzować, tylko trzeba solidnie wziąć się do roboty! Jeszcze wzmocnić (może wypożyczyć kogoś…nawet tylko do grudnia?) i poukładać odpowiednio drużynę, a wszystko przed nami.
    Tylko czy panowie Cygan, Motała i Brzęczek są w stanie to zrobić??????????

  19. Avatar photo

    Kibol

    2 sierpnia 2016 at 21:43

    No to jeszcze raz wam napisze 2 lata zgrania i będzie awans nic nie da non stop zmieniac zawodników albo trenera bo nigdy sie nie zgrają tylko mają być PIŁKARZE a nie KOPACZE to bedzie dobrze przykład Zagłebie Lubin spadli odbudowali sie i klepią wszystkich jak chcą

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Rakowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.

Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.

Plusy:

+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.

+ Jędrych i Klemenz 
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.

Minusy:

– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.

– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.

– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Podsumowanie:

GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.

To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.

Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga