Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

[POMECZOWO] Nikt w Katowicach się już na to nie nabiera…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Tyle co pisaliśmy o konieczności braku spotkań bardzo słabych czy żenujących, a już w pierwszej kolejce powtarzamy schematy z poprzedniego sezonu. Czyli przeciętny przeciwnik u siebie, a my bijemy głową w mur i nie stwarzamy sobie groźnych sytuacji. Do tego zaliczamy niezrozumiałe straty w środku pola i tracimy frajerską bramkę. Mając wiedzę z poprzednich wielu sezonów, kibice mogą być zaniepokojeni.

Łuaszowi Pielorzowi, piłkarzowi z doświadczeniem na poziomie pierwszoligowym nie przystoi podawać w taki sposób. To było czyste niechlujstwo lub po prostu techniczny brak. Rozumiemy, że Łukasz nie jest wybitnym technikiem, ale podanie po ziemi na 20 metrów prosto do przeciwnika nie ma prawa się zdarzyć. Nawet jak Jerzy Brzęczek tracił piłkę w meczu ze Szwecją, kiedy gola strzelił Ljungberg, dało się to jeszcze jakoś wytłumaczyć. Straty Pielorza – ni w cholerę się nie da.

Pisaliśmy, że nie będziemy się pastwić nad drużyną, ale oceniać za konkretne mecze. Niestety – nawet mimo przyzwoitej pierwszej połowy, ostateczny rezultat i obraz gry po przerwie każe powiedzieć, że wyczerpaliśmy limit jednego bardzo słabego meczu z naszej rozpiski w jednym z poprzednich artykułów. Zaczęliśmy od tego, że podarowaliśmy Wigrom chyba sześć rzutów rożnych w pierwszym kwadransie. Tym razem nic się nie stało po nich, ale cholera – statystyka może być zabójcza, bo jeśli rywal ma korner za kornerem to ryzyko utraty bramki wzrasta w zastraszającym tempie. Potem jako tako konstruowaliśmy akcje ofensywne, ale Zoch musiał się wysilić jedynie dwa razy po strzałach z dystansu – owszem ładnych, celnych, ale tak naprawdę średnio groźnych. A po przerwie to było już bicie głową w mur, spadek wiary w korzystny rezultat, no i wspomniana mega-strata Pielorza.

Po raz kolejny przykre jest to, że na Bukową przyjeżdża średniak, a na naszym tle gra w roli profesorów. Wigry kontrolowały grę, rywale zachowywali się bardzo mądrze taktycznie i w zasadzie nie było dla nich zagrożenia, że utracą prowadzenie. Ktoś może powiedzieć, że piłkarze GKS nie są jeszcze zgrani, a w składzie wyszło pięciu nowych zawodników. Ale do jasnej cholery – w Wigrach nowopozyskanych piłkarzy było czterech: Cverna, Bucholc, Augustyniak i Radecki. Dodatkowo grali tacy piłkarze jak Kądzior czy Gąska, którzy w poprzednim sezonie rozegrali 13-14 spotkań. Więc jak to jest – nowi z Wigier wkomponowali się i grają swoje, a my jak zwykle jesteśmy zagubieni na boisku?

Oczywiście to nie oznacza, że nowi u nas byli najsłabsi. Bo i Foszmańczyk coś tam próbował, i Abramowicz. Mandrysz zderzył się z pierwszoligową ścianą, ale potencjał ma. Nowak na wysokim poziomie, Sobków dość drewniany, ale miał najlepszą sytuację. Najgorsi niestety byli ci, których dobrze znamy. O Pielorzu już mówiliśmy, ale znów niewidoczny (niewidzialny) był Gonzo, a Maciej Bębenek zagrał tak jak na początku poprzedniego sezonu, czyli beznadziejnie. Do tego dwójka stoperów – Kamyk i Oliver – było jakichś „zadżumionych”, jak to powiedział niegdyś występujący u nas Tomasz Sokołowski.

W pierwszej lidze jesteśmy już dziesiąty rok. Przed każdym sezonem było mniejsze lub większe pompowanie balonika, zaciągi transferowe, nowi trenerzy, nowe nadzieje. A wypadaliśmy w tych pierwszych sezonach tak: zwycięstwa z Łomżą, Widzewem i Wigrami rok temu. Remis z Dolcanem. I uwaga, uwaga – w dupę z Turem, Pogonią, Flotą, Niecieczą, ŁKS i teraz z Wigrami, z czego trzy ostatnie wymienione mecze u siebie. 3 wygrane, 1 remis i 6 porażek na inaugurację. Statystyka tragiczna. Statystyka „zimnych pryszniców”…

Aaaa właśnie, co do zimnego prysznica. Trener Jerzy Brzęczek na konferencji powiedział, że może dobrze, że „taki zimny prysznic przydarzył się teraz, w pierwszej kolejce”. Przez chwilę można było się zastanawiać, czy szkoleniowiec zapomniał o tym, co wydarzyło się w Radomiu. Bo przecież tam też chyba był zimny prysznic, więc teraz był lodowaty. Tym bardziej, że szkoleniowiec wtedy powiedział, że „taka porażka pomoże nam w następnych spotkaniach”. Teraz jeśli przegramy w Głogowie, to trener może powiedzieć, że „dobrze że taki wyjazdowy zimny prysznic zdarzył nam się już w drugiej kolejce”. I tak w kółko, sezon zimnych pryszniców, wiadomo, lato jest i upał…

Gdyby to był pierwszy, drugi, trzeci sezon, kibice może by jeszcze zachowali chłodną głowę. Jednak mamy już 9-letnie doświadczenie z zaplecza ekstraklasy i nikt już nie ocenia przegranych w pierwszej kolejce jako „wypadków przy pracy”, „pierwszych śliwek robaczywek” (użyliśmy w LIVE takiego stwierdzenia, ale chyba po to by samych siebie uspokoić) czy „falstartu”. Dobrze wiemy, że pierwsza kolejka bardzo często bywała wyznacznikiem i papierkiem lakmusowym tego, co możemy oglądać w rundzie jesiennej – nawet nie tyle pod kątem rezultatu, co samej gry. Pamiętamy, jak pompowany był balon za Fornalaka, mecz z Dolcanem, fantastyczna atmosfera i marzenia o ekstraklasie. Był remis, a potem lecieliśmy porażką za porażką, na czele z odpadnięciem z PP w Zdzieszowicach i 1:6 u siebie z Podbeskidziem. Pamiętamy porażkę z Niecieczą u siebie, a potem wygraną dopiero w ósmej czy dziewiątej kolejce. Czy porażkę z ŁKS i wygraną chyba w piątej. Kibice w Katowicach już się nie nabierają na teksty o zimnych prysznicach. Porażka w pierwszym meczu u siebie w takim stylu wywołuje jak najbardziej uzasadniony niepokój co do przyszłości. Mamy też doświadczenia z zaciągami, które wyjściowo wydawały się bardzo dobre, a potem okazywały się szrotem. I tu też kibice mają pełne prawo się obawiać czy pozyskani zawodnicy wniosą coś do drużyny. Za wiele lat kisimy się w pierwszoligowym marazmie, żeby uznać, że wszystko jest OK i w „następnych meczach wyciągniemy wnioski”.

Oczywiście, nie jest powiedziane, że tym razem nie będzie inaczej. Że rzeczywiście zespół się obudzi. Wierzymy w to mocno, ale raczej rozpatrywalibyśmy to w kategorii miłej niespodzianki, bo jak na razie powielamy jota w jotę schemat z poprzednich sezonów.

Jak na razie bilans tego sezonu jest taki: dwa mecze, dwie porażki, zero strzelonych bramek i dwie stracone. Odpadnięcie z Pucharu Polski i zawalona inauguracja. Teraz już tylko od trenera i piłkarzy zależy czy będzie lepiej czy gorzej. Chrobry jest podrażniony wysoką porażką w Olsztynie, a wiemy, że w Głogowie łatwo się nie gra i nie jest wcale powiedziane, że zdobędziemy tam komplet punktów. Ba, będzie o to bardzo trudno. A punktować trzeba, bo jak zostało zauważone na forum – w poprzednim sezonie, żeby awansować, trzeba było zdobyć 1,85 punktu na mecz. Jeśli podzielić sezon na bloki pięciomeczowe (pięciokolejkowe), to w kolejnych 4 meczach GKS do takiej średniej musiałby zdobyć 9 punktów. Czyli 3 wygrane w 4 kolejnych meczach – w Głogowie i Olszytnie oraz u siebie z Chojniczanką i Zagłębiem. Już na wstępie wydaje się to bardzo trudnym zadaniem dla dobrej drużyny. A co dopiero dla GieKSy w obecnej formie.

Mecz z Wigrami to już jednak historia. Dostaliśmy bramkę w 2-3. minucie sezonu, mamy się jeszcze 88 minut na odrobienie strat. Czasu doliczonego jednak nie będzie. A więc do roboty panowie, wakacje się skończyły!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


19 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

19 komentarzy

  1. Avatar photo

    carra23

    31 lipca 2016 at 13:24

    zenada!!!i te puste trybuny!!!

  2. Avatar photo

    kibic bce

    31 lipca 2016 at 14:21

    Kurna ale bedzie wp…. od Podbeskidzia, Zaglebia, Gornika, Stomilu,.
    Pytanie do zasradu wprowadzcie bilety na 1 lub 2 polowe meczu.
    Proponuje jeszcze Brzeczkowi pozbycie sie Pielorza, Kaminskiego i Wolka a Bebenka tez.
    Z Gonzem sie jeszcze wstrzymam.

  3. Avatar photo

    Jooo

    31 lipca 2016 at 14:33

    Masakra puste trybuny będzie coraz gorzej obawiam się że drużyna nie odpali tak szybko i może zabraknąć czasu wina trenera ze mieszał co sparing piłkarzy nie umia się zgrać poza tym jak widza wolkowicza dude pielorza to z góry wiem że mecz będzie przejebany teraz widać że jak ich trener wpuszcza to ma brak finezji i się ratuje czym może heh

  4. Avatar photo

    Janek

    31 lipca 2016 at 14:35

    Pomeczowe oceny to zawsze kwestia względna i dość subiektywna. Z tymi wystawionymi po Wigrach z grubsza się zgadzam. Na pewno z tym, że najlepsi na boisku w Gieksie byli Nowak i Czerwiński. Do nich nie ma się do czego specjalnie czepiać, może poza jednym wybiciem na róg Alana. Te oceny potwierdzają jedną moją teorię. Przyczyn tego samego od lat problemu jest wiele, ale podstawowa sportowa jedna. Zespół nie ma środka, kluczowej strefy do wygrywania meczów. Wagonami sprowadzani kolejni grajkowie na pozycje 6 i 8 są nieporozumieniem. Trochim, Burkhardt, Iwan, można wymieniać. To są jakieś jaja, że największym motorem napędowym akcji ofensywnych jest prawy obrońca. Super, ale tym awansu się nie zrobi. Błąd Pielorza może się zdarzyć każdemu choć nie powinien. Ale zauważcie, że było to chyba jego drugie podanie w meczu do przodu. To jak Gieksa ma coś wygrać? A od dłuższego czasu jest to standard, że środek gry do przodu „nie pcha”. Zaczynam wątpić czy pan Trener to widzi.

  5. Avatar photo

    1964

    31 lipca 2016 at 15:18

    Porządek trzeba było zrobić przed sezonem z prezesem.Prezes nie może być kolegą dla piłkarzy.oni mają czuć respekt i się go bać.wiedząc że jak coś spierdolą to będą mieli przesrane.tak było za dziurowicza!teraz prezes wejdzie po meczu do szatni i poklepie kopaczy po plecach.CYGAN proszę odejdź!

  6. Avatar photo

    lukasz

    31 lipca 2016 at 16:46

    chyba nie ma sensu pisac o awansie. To na jest na wyrost to przerasta w GieKSie wszytkich procz Kibicow. Niech skupia sie na dobrym podaniu na celnym strzale na agresywnej grze, na pressingu na wymuszeniu bledow u przeciwnikow, niech strzela bramke i wygraja mecz, potem drugi trzeci … to jest jakis srodek do celu. Ale bez zaangazowania w trening bez mentalnosci bez checi tego nie bedzie. Pielorz od kliku juz miesiecy gra – nie oszukujmy sie – na poziomie 3-4 ligi. Podania do tylu idiotyczne straty, gosc ktory powinien byc pewnym punktem ostoja a on gra jak uczniak. No i wlasnie on gra !!! Jak to jest mozliwe ze taki gosc caly czas jest w pierwszym zespole? co on ma takiego w sobie? zero kreatywnosci zero zadziornosci zero walki … a to od tego goscia ma zalezec nadawanie tempa akcji, destrukcja, odpowiednie ustawienie sie zespolu, z racji pozycji i doswiadczenia. Podobnie rzecz sie ma do Wolkowicza, Bebenka Dudy. Nie zwalam winy na jednego goscia ale staram sie pojac kim ten gosc jest ze mimo takiego gowna jakie gra prze ostatnich klikadziesiat meczy on dalej jest w podstawowej 11. Reszta ma podobnie jak w/w w dupie to jak podchodza do treningu, oni zachowuja sie jak barany, jak osly ktorym trzeba wszystko mowic. Jak sie zywic jak trenowac jak grac, tak od tego jest trener ale oni nie maja za grosz swojego wkladu w ta gre, glowy im puchna z informacji taktycznych ktore nakresla im trener a oni nie potrafia przelac tego na gre tylko wiecznie probuja tej pseudo gry. Nikt jakby nie „czuje” tego zeby jakas indywudualna akcja sprobowac cos zmienci w meczu, wszyscy trzymaja sie jednego schematu do zazygania mozna to ogladac a przecierz czasem trzeba cos zmienic… takim zawodnikiem, ktory potrafil i mysle ze dalje potrafi szarpnac, zagrac w sposob niekonwencjnalny byl i jest Goncerz ktory niestety wkomponowal sie w ta mizerie, nie widac na ta chwile nikogo kto moglby to zmienic.

  7. Avatar photo

    lukasz

    31 lipca 2016 at 16:50

    Przez ten przydlugi wpis chcialem napisac ze nie ma u nas pilkarzy inteligentnych, brakuje walczakow i lidera na ktorego sygnal cala druzyna rusza do ataku. Tu kazdy sam sobie gra i realizuje swoje indywidualne zadania taktyczne. Czy Wy pilkarzyki wiecie po co wogole wybiegacie na boisko ?????

  8. Avatar photo

    andreasw1959

    31 lipca 2016 at 16:52

    Bardzo dobry komentarz Shellu tylko czy to dojdzie do naszych grajkow watpie . Wolek zatrzymal sie w rozwoju o Kaminskim niebyda pisol bo zaroz byscie to usuneli Bebenek tyn chop wogole sie potracil tak jak i Pielorz wogole niema koncepci gry Mom nadzieja ze po dalszych meczach niebydzie juz po co grac Ciezkie mecze przed nami narazie widza to w czornych kolorach chciolbych sie mylic I TO BARDZO BARDZO bo nigdy nie zyczy sie zle swej druzynie mom nadzieja ze potym meczu ktos zrobi rachunek za ta gra i jedyn drugiemu powie poco jest w GIEKSIE Wezcie sie pilkarze to do sumienia bo wnet bydziecie grac przy pustych trybunach a to juz nie to przyjdzie calkowity marazm i spadek a tojuz kibice z GIEKSY by wam niewybaczyli do konca zycia POZDRAWIAM chcialbym zobaczyc pilkarzy walczacych o kazda pilke takich co maja ikre narazie tej ikry niewidac

  9. Avatar photo

    1964

    31 lipca 2016 at 16:57

    LUKASZ święta prawda z napuchniętymi głowami od taktyki.Taktyką niech bawią się trenerzy w wielkich klubach gdzie są świetni piłkarze.my mamy kopaczy i taktyka powinna być dla nich jak najprostsza!długa piła do przodu i walka jak w angielskiej Championship!ale niestety nawet do tego trzeba mieć siły!a oni mają siły tylko w silesii na kawie!

  10. Avatar photo

    Mecza

    31 lipca 2016 at 17:22

    Po następnym meczu już może braknąć tej zimnej wody z prysznica, skończą się argumenty Brzęczka. Zgadzam się z lukasz i 1964, my mamy „nie pasujących” mentalnie zawodników aby ogarnąć to co chce Brzęczek. Zostawcie w spokoju zawodników, tu trzeba prostoty w graniu i kogoś kto miał przynajmniej jeden awans w CV. Po Głogowie Mandrysz na ławkę bez względu na koszty utrzymywania Brzęczka przez najbliższy sezon.

  11. Avatar photo

    mario

    31 lipca 2016 at 18:06

    przypomnijcie sobie ten wpis za jakis czas.w Gieksie na dzien dzisiejszy nie ma ani dzialaczy ani trenerow a przde wszystkim pilkarzy ktorzy sa w stanie walczyc o awans gdziekolwiek.To smutne ale jak Katowice zakreca kurek z pieniedzmi i chyba tak bedzie bo jest siatkowka i hokej ktore moga wypromowac Katowice to pilka nikomu nie bedzie potrzebna bo co roku to samo.jak nie ma kto zrobic porzadku to lepiej jest rozgonic to cale towarzystwo bo mam juz dosc wysmiewania sie przez goroli z naszych wynikow.Pilkarze to jest wstyd i zenada

  12. Avatar photo

    lukasz

    31 lipca 2016 at 18:48

    Mario nie przesadzaj, w innych klubach tez graja pilkarze dla wiekszosci anonimowi ale po prostu tworza zespol, chca i graja prosto. Jak wczoraj graly Wigry? prosta pilka, rozbijanie akcji przed polem karnym neutralizacja naszych skrzydlowych no i z przodu moze sie uda. Udac sie moze kazdej druzynie bo niemal wszystkie graja prosta pilke a nasze pilkarskie tuzy rozdaja prezenty i padaja z tego bramki. Przyklad idzie z EURO, Islandia, poukladana obrona, zadnych nie wiadomo jakich zalozen a z przodu dluga pilka, prostopadle podanie i kontra i zaszli do cwiercfinalu. Portugalia pieknie nie grala ale to co robili cala druzyna w obronie to wzor, podobnie jak Walia. A GieKSa ? zawsze slynela z zelaznej obrony i gry z kontry. Brzeczek chce sie bawic w kreowanie akcji, kurwa jesli przeciwnik nie atakuje to na huj kusic los jak sie ma takich partaczy w skladzie? czekac na blad na kontre. Jak sie meczu nie potrafi wygrac to trzeba go chociaz zremisowac. Szczegolnie z takimi druzynami jak Wigry, a juz w szczegolnosci na Bukowej.

  13. Avatar photo

    1964

    31 lipca 2016 at 18:53

    Patrząc na to wszystko co stało się przez ten tydzień,to plan budowy nowego stadionu wygląda jak nowy blef miasta!Za pół roku powiedzą że grunty na załęskiej hałdzie są do dupy jak kopacze!

  14. Avatar photo

    Tom

    31 lipca 2016 at 20:32

    Faktycznie potrzeba nam stadionu na 25 tys, błuuuchchaaa
    Lepiej nich miasto zacznie inwestować w hokej i siatkę bo tam jest potencjał, bo tam im się chce.
    Klasyk mówi:
    „Trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny niepokonanym”

    my już nie mamy na to szans, jesteśmy już totalnie pokonani i to wyszło od środka klubu, możemy tylko zaoszczędzić sobie wstydu i żenady….

    Miejcie w sobie choć grosz honoru:

    WYCOFAJCIE TĘ DRUŻYNĘ Z ROZGRYWEK !!!!!!!!!!!!!!!

  15. Avatar photo

    pawelas197

    31 lipca 2016 at 20:33

    wygonic ta zaraze z naszej gieksy taczki juz zamowione

  16. Avatar photo

    radek

    31 lipca 2016 at 21:15

    Kur.a co za szrot z tymi transferami,dno masakar.żal patrzeć na tą bandę nieudolnych kopaczy.kolejny rok w dupę.

  17. Avatar photo

    Matti

    1 sierpnia 2016 at 07:18

    Nie wiem czego wyście sie spodziewali. Na chłodno prześledzcie nasze nowe nabytki. Odeszło co prawda chyba z 10 zawodników a kto przyszedł?
    Nowak – to bez dwóch zdań wielkie wzmocnienie i doświadczenie. Świetna interwencja w sytuacji sam na sam i pewne wyjścia przy wrzutkach;
    Abramowicz – zagrał poprawnie ma potencjał. I to by było na tyle biorąc pod uwagę mecz z Wigrami. Foszmańczyk to raczej powinien udać się na kurację odchudzeniową bo jego start do piłki jest przerażający. Mandrysz może i talent ale nie na walkę o ekstraklasę, Zejdler – widać brak gry tego zawodnika. No niestety ale grał tylko epizody w Cracovii, Sobków – starał się ale na mnie wywarł pozytywne wrażenie zobaczymy jak sie zaprezentuje w następnych meczach, Prokić – słabiutki kompletnie nic nie znaczył na boisku. A teraz słowo o zawodnikach którzy już grają sporo w GieKSie – Bębenek -boże to po prostu kompletne dno, zero podań, zero akcji, zero walki. Kamiński – dno każde jego wyprowadzenie piłki to dzida do przodu i oczywiście niecelna, Goncerz – tak się zastanawiam czy nie lepiej go ustawiać na skrzydle tam gdzie zawsze grał. Widać że się meczy strasznie na tym ataku. Nie ma warunków do gry na szpicy obrońcy go przewracają. Praktycznie nic nie zdziałał. Nie lepiej wykorzystać jego drybling, szybkość na skrzydle? Dajmy sobie już spokój z kopaczami typu Wołkowicz, Pielorz bo to śmiech na sali ich oglądać. Ponadto pytam się gdzie są te wielkie nasze młode talenty z naszej Akademii?????? Czy naprawdę są tak słabi że nie zagrają lepiej od Bębenka??
    Reasumując jak my mamy bić się o ekstraklasę skoro w meczu z przeciętniakami z Wigier my mamy w formie 2, 3 zawodników i zero zaangażowania reszty! My gramy u siebie a Goście prowadzą grę. Umieją rozegrać piłkę i zagrać presingiem. My stujka nawet jak przegrywaliśmy to żaden z zawodników nie podszedł do presingu tylko spokojnie sobie rozgrywaliśmy piłkę na naszej połowie przez stoperów. Może warto niektórych zawodników spróbować na innych pozycjach czemu są oni przypisani tylko do jednej pozycji? Tak jak w poprzednich sezonach nie mamy środka ani defensywnych ani ofensywnych pomocników. Z tymi zawodnikami góra 6 miejsce w tabeli. Raz wygramy raz przegramy i tak do końca sezonu. Ale nie ma co się dziwić przyszli zawodnicy do nas głównie z II ligi więc oni mają walczyć o ekstraklasę???????? Śmiechu warte kto tak myślał!

  18. Avatar photo

    Irishman

    1 sierpnia 2016 at 12:24

    Ja też oczywiście jestem totalnie wkurzony, rozczarowany i zniechęcony tym sobotnim meczem, a szczególnie tym co wyprawiał Brzeczek, ze składem, ze zmianami. No ale znowu tak nie dramatyzujmy, bo jednak były takie momenty (w I połowie), że gra była niezła, co daje jakieś malutkie promyki nadziei na przyszłość.

    Niestety kłania się fakt, że nie dokończyliśmy roboty jeśli chodzi o transfery oraz to, że trener pomimo, że ma teraz może jeszcze nie idealne ale przecież większe możliwości ciągle trzyma się tych samych nazwisk (Pielorz, Bębenek, Wołkowicz).
    No i ta taktyka „szanowania piłki” też się generalnie, póki co nie sprawdza.

    Defensywa, choć bez fajerwerków to jednak nie popełnia większych błędów. Szczególnie obawiałem się o Abramowicza, a ten zagrał całkiem poprawnie – nawet jak stracił piłkę, to ambitnie naprawiał swój błąd. Wzmocnieniem okazał się Nowak.

    Niestety dalej już jest gorzej.
    Od lat naszym problemem jest pozycja defensywnego pomocnika – z krótka przerwą gdy grał na tej pozycji Fonfara (oczywiście tylko przez kilka miesięcy, gdy mu się jeszcze chciało). Niestety Pielorz nie gwarantuje w tej strefie boiska spokoju. Gdy graliśmy tu dwójką pomocników nie było to tak widoczne, bo odpowiedzialność rozkładała się na obydwu, a poza tym jego partnerzy (Leimonas, Duda) byli jeszcze słabsi, co odciągało uwagę od słabości Łukasza.
    Tu musimy się wzmocnić, bo chyba nikt nie wyobraża sobie, że wrócimy znowu do wspomnianej gry dwójką defensywnych kosztem np. ściągnięcia Sobkowa.
    Nie wiem natomiast co widzi Brzęczek w Bębenku, że ciągle na niego stawia? Ten piłkarz od kilku miesięcy jest totalnie bez formy. No i chyba można tu wstawić któregoś z nowo sprowadzonych zawodników albo chociażby Sawickiego? A może spróbować jeszcze innego rozwiązania, o czym za chwilę.
    Po drugiej stronie, tak jak to fajnie napisał Shellu, Mandrysz odbił się od I-ligowej rzeczywistości ale tu czas pracuje na jego korzyść. Poza tym na tą pozycje mamy przecież Prokicia, którego tam powinien wprowadzić trener, a nie robić jakieś dziwne eksperymenty z jego grą na prawej pomocy, na której totalnie się nie sprawdził!
    W środku pola też nie powinno być źle. Foszmańczyk może jeszcze trochę dochodzi do siebie po kontuzji, może jeszcze musi trochę się „dotrzeć” ale ma doskonały przegląd pola. Rzucił kilka takich piłek, że palce lizać. Uważam, że z czasem będzie królował w środku pola – byle tylko miał z kim pograć (potrzebny defensywny i ofensywny pomocnik!).

    No właśnie Goncerz… gdzie się stracił nasz kapitan? Na szpicy zero, na ofensywnej pomocy też kiepsko. Może warto wrócić do korzeni i w miejsce Bębenka spróbować go na prawym skrzydle, gdzie kiedyś świetnie sobie radził?
    Bo na pewno nie na szpicy, gdzie powinien grać Sobków. Takiego napastnika dawno nie mieliśmy. Dobre warunki, może bez rewelacji ale dość szybki, waleczny, a przede wszystkim ma „siłę w nodze” – potrafi silnie i celnie strzelić praktycznie z miejsca. Myślę, że jeśli na niego postawimy to kilka bramek nam to przyniesie. Tym bardziej, że to rozwiązałoby nam sprawę młodzieżowca w składzie.

    Reasumując – nie ma co aż tak bardzo dramatyzować, tylko trzeba solidnie wziąć się do roboty! Jeszcze wzmocnić (może wypożyczyć kogoś…nawet tylko do grudnia?) i poukładać odpowiednio drużynę, a wszystko przed nami.
    Tylko czy panowie Cygan, Motała i Brzęczek są w stanie to zrobić??????????

  19. Avatar photo

    Kibol

    2 sierpnia 2016 at 21:43

    No to jeszcze raz wam napisze 2 lata zgrania i będzie awans nic nie da non stop zmieniac zawodników albo trenera bo nigdy sie nie zgrają tylko mają być PIŁKARZE a nie KOPACZE to bedzie dobrze przykład Zagłebie Lubin spadli odbudowali sie i klepią wszystkich jak chcą

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga