Dołącz do nas

Piłka nożna

[POMECZOWO] Ziemia do trenera Paszulewicza

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wielu z was na forum czy to w prywatnych telefonach zaraz po meczu pytało „Jak to tam wyglądało?” Wiadomo, że z uwagi na zakaz kibicowski mecz obejrzała dosłownie garstka kibiców GieKSy – my jako redakcja plus kibice, którzy akurat przebywali na wakacjach w okolicach. Na początek więc mała analiza tego, jak to tam wyglądało dla wszystkich. Posłużę się do tego relacją z konferencji prasowej.

Paszulewicz: Myślę, że kibice zobaczyli bardzo dobre spotkanie (bardzo przeciętne I ligowe spotkanie) i poziom tego widowiska stał na wysokim średnim poziomie. Obydwa zespoły dążyły do rozstrzygnięcia spotkania na swoją korzyść (od 75. minuty). Oba zespoły chciały wygrać – Chojnice, bo grały u siebie, my, bo po ostatnich spotkaniach chcieliśmy się odbudować po dwóch porażkach (zgoda). Myślę, że zagraliśmy dobre spotkanie i jak na ironię podnosząc jakość gry ofensywnej (po tym jak wprowadziłem Michalika czyli od 73. minuty), jesteśmy karani porażką (na własne życzenie). Uważam, że kluczowe były dziś dwa momenty – strata pierwszej bramki oraz czerwona kartka Poczobuta.

.

To zadecydowało, że nie mamy punktów dzisiaj w mojej opinii (zadecydowało co innego). Za walkę do końca i jakość w grze dziękuję zespołowi. Brakuje nam ciągle punktów i jest to niepokojące (jest to bardzo niepokojące). Kolejny raz wypromowaliśmy bramkarza do „11” kolejki (skoro nie jesteśmy skuteczni i nie mamy za wielu okazji do 75. minuty to co się dziwić).

Ciężko się zgodzić z trenerem Paszulewiczem, że było to dobre spotkanie z obu stron. Było to bardzo przeciętne spotkanie dwóch bardzo średnich tego dnia drużyn. Na stadionie w Chojnicach byliśmy już kilka razy i uczciwie trzeba przyznać, że to była najsłabsza Chojniczanka, jaką widzieliśmy. Zwykle były to twarde pojedynki, gdzie gospodarze niekiedy z furią naciskali na nasz zespół. Tutaj mecz momentami przypominał niedzielne granie na stadionie w Wodzisławiu – zapach kiełbasek, cisza na stadionie itd.

W meczu z Rakowem popełniono błędy ze składem oraz taktyką, z Jastrzębiem ustawienie personalne trener wziął na siebie. W Chojnicach? W Chojnicach zabrakło po prostu planu. Zabrakło odwagi trenerowi i reakcji na wydarzenia boiskowe. Mecz nam się idealnie otworzył szybką bramką, Chojnice nic nie grały i przy lepszej grze w pierwszej połowie powinno być 2:0. Co robimy w drugiej połowie? Według trenera „Można było liczyć, że tak doświadczony zespół nie popełni błędów i uda się strzelić w końcówce drugą bramkę” – trenerze – no można było liczyć, ale po co? Dlaczego nie można było grać swojej piłki, dlaczego nie można było iść do ataku i szybko strzelić drugiego gola? Dlaczego ciągle musimy bazować na obronie gdzie już wejście Michalika i stworzenie czterech akcji w 15 minut (dogodnych) pokazało, jak Chojnice były słabe i jak szybko można było ten mecz zakończyć, zamiast bawić się w bronienie wyniku? Zamiast szukać rozwiązań, by pomóc zespołowi się rozwijać na boisku w czasie spotkania, to my szukamy sposobu by „przetrwać” a nuż się uda…. no nie udało się, trzeci raz z rzędu.

Równie dobrze można odpowiedzieć „można się było spodziewać, że tak doświadczony zespół, jak Chojniczanka obudzi się w końcówce i strzeli bramkę”, co też się stało. Nie rozumiemy więc po raz kolejny, dlaczego ciągle czekamy?

Dlaczego mówi Pan o tym, że Chojnice to trudny teren i doświadczona drużyna – oczywiście można się z tym zgodzić, ale w ten sposób nie zbudujemy pewności tego zespołu, nie zbudujemy tych nowych, czasem młodych zawodników, bo ciągle z tyłu głowy będzie świtać im myśl „byle nie stracić, byle nie stracić”. Trenerze! Czas zacząć budować ten zespół w ataku, a nie tylko skupiać się na obronie.

Czas zacząć pracować nad atakiem, a nie gadać ciągle o przygotowaniu fizycznym i motoryce, bo jak to powiedziała niejedna osoba „Skoro konikiem trenera jest przygotowanie fizyczne, to niech zostanie trenerem od przygotowania fizycznego. Teraz potrzebujemy trenera od piłki nożnej”.  To, co najbardziej boli to fakt, że ten zespół na papierze ma zawodników, którzy mogą i potrafią grać ofensywnie. Czas skończyć ze schematami i ustawieniami w obronie a pozwolić im grać w przodzie, pozwolić im rozwijać się w ataku. I trener może się obrażać na słowa „Trener Paszulewicz ma tylko jedną taktykę i jest to gra z kontry”, ale prawda jest taka, że póki co tak to wygląda, że planu na grę w ataku pozycyjnym jak nie było, tak nie ma. Mimo iż wymieniliśmy wszystkich ofensywnych zawodników.

Słów, że kluczowa była czerwona kartka dla Poczobuta aż szkoda komentować, bo chyba nikt poza Panem nie rozumie, w jakim sensie była to kluczowa sytuacja skoro była 90. minuta, było po 10 na boisku, a Pan miał dwie zmiany do wykorzystania.

Czas się obudzić trenerze, czas porozmawiać z zespołem z radą drużyny co można zmienić, co poprawić. Mamy dwa tygodnie przerwy na wyciągnięcie mitycznych wniosków. Może jakieś mini zgrupowanie, może jakaś impreza integracyjna dla wszystkich, może te słynne „zamknięcie się w pokoju i niech każdy powie co mu leży na wątrobie i sercu”?

To nie czas na obrażanie się, na szukanie winnych w zawodnikach – choć pewnie też krytyka im się należy za brak skuteczności. To czas na głęboką analizę własnych działań, własnych słów i wypowiedzi oraz tego, co można zmienić, by było lepiej. Skoro drugi trener Dawid Szwarga tak pięknie analizuje grę zachodnich piłkarzy, to może jest to również czas, by dłużej popracował z Ruminem i spółką.

 

 

Krytyka, jaka wylewa się na trenera Paszulewicza, w moim odczuciu jest zasłużona. Zupełnie nie pomaga drużynie i zawodnikom swoimi decyzjami w ostatnich spotkaniach.  Bilans, jaki mamy jest fatalny, a strata do góry tabeli jest już bardzo duża, biorąc pod uwagę, że za nami osiem spotkań.

Jedni powiedzą, że trenera trzeba teraz zmienić, inni, że zostawić i dać pracować. Przyznam szczerze, że w tym momencie w obu opcjach widzę plusy i minusy i ciężko mi jednoznacznie powiedzieć, jakie decyzje byłyby lepsze dla klubu i drużyny. Tą na siebie musi po raz kolejny podjąć dyrektor Bartnik i prezes Janicki.

Miało być jeszcze słowo o piłkarzach, ale szczerze mówiąc, dajmy im pracować. Niech wykorzystają te dwa tygodnie, by poprawić to co w grze szwankowało, czy to pod okiem trenera Paszulewicza, czy być może już pod okiem innego szkoleniowca.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

21 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

21 komentarzy

  1. Avatar photo

    Mecza

    2 września 2018 at 19:16

    Dwa tygodnie przerwy to idealny moment na zmianę, póki nie ma jeszcze straty do bezpiecznego miejsca gwarantującego pozostanie w lidze. Ta liga jest zbyt wyrównana aby GKS nie mógł spaść z tym trenerem.

  2. Avatar photo

    Mecza

    2 września 2018 at 19:22

    Dodam, że mi nawet nie chodzi o wyniki trzech ostatnich meczów ale o podejście trenera o którym pisze Błażej. Trener przestraszony i zespół też. Jakby grali do przodu, widać byłoby jakiś pomysł w ofensywie to można byłoby czekać.

  3. Avatar photo

    Ronny64

    2 września 2018 at 19:24

    Przez długi czas byłem za tym aby Paszulewicz dostał czas na zbudowanie druzyny ale po ostatnich dziwnych roszadach coraz bardziej myślę że on nie ma pomysłu jak zbudować solidna ekipę.

  4. Avatar photo

    kasia

    2 września 2018 at 20:01

    Nie ma co sie bawic w kotka i myszka. Paszulewicz do domu janicki i bartnik tak samo. Sezon i tak juz raczej stracony. Po co trzymac tych ludzi skoro nic nie daja.

  5. Avatar photo

    Rafał

    2 września 2018 at 20:11

    Nie wiem co robi Prezes, ŚPI?!?!?!?! czy w kulki se leci, 23 chłopów WYMIENIŁ bez mrugnięcia a trenera kopnąć w d..pe nie umie. Ten nieudacznik niema HONORU by sam odejść. To trzeba go zwolnić puki jest sposobność i znaleść trenera który umie i potrafi ułożyć drużynę. PASZULEWICZ WON!!!!!!!!!!

    • Avatar photo

      Marcin C.

      3 września 2018 at 06:06

      To chyba wygląda tak, jak powiedział kiedyś Janicki, że on rolę prezesa widzi tak: on się zajmuje finansami, a za sferę sportową odpowiada dyrektor sportowy. Czyli się nie wtrąca. Bartnik naściagał zawodników, którzy całościowo mogą dać dużo zespołowi. Problem tkwi w tym, że trener jakoś nie potrafi wykorzystać ich umiejętności. Zwolnienie Paszula teraz, chyba nie. Ps. Byłem zwolennikiem pożegnania się z wieloma zawodnikami. Tak się stało. Co teraz, tylko cierpliwość. Do kiedy? Moim zdaniem na pewno w przerwie zimowej, jeśli nie zaczniemy wygrywać. Boję się tego, że nowy trener powie, ten i ten mi nie pasują do koncepcji… I znowu „w koło Macieju”.

  6. Avatar photo

    PanGoroli

    2 września 2018 at 20:57

    A ja zgadzam się z trenerem – ten zespół potrzebuje więcej jakości. Natychmiast. Na pozycji trenerskiej. Reszta da sobie radę. To nie orkiestra fałszuje, tylko dyrygent krzywo macha.

  7. Avatar photo

    q2

    2 września 2018 at 21:26

    Mecza i Pan goroli, błagam nie piszcie już nic więcej. Przegrywamy z kretesem, przy pozwoleniu góry a wy zajmujcie się szatnią i trenerem. Problem leży gdzie indziej.

  8. Avatar photo

    kasia

    2 września 2018 at 21:57

    q2 ja im to tlumacze juz dlugo niestety bez efektu.

  9. Avatar photo

    1964

    2 września 2018 at 22:04

    Ewidentnie miastu nie na ręke ta męska kopana w KATO!

  10. Avatar photo

    KosaEir

    2 września 2018 at 22:20

  11. Avatar photo

    Gryfny

    3 września 2018 at 07:00

    Poprawcie bo kłuje w oczy „a nóż” bo to nie chodzi o taki do krojenia tylko „a nuż” gdy ma się nadzieję…

  12. Avatar photo

    Mirek

    3 września 2018 at 07:16

    Mam nadzieje dzisiaj przeczytać: Trener Paszulewicz odchodzi z GKS. Dość tego wuefisty w naszej GIEKSIE.

  13. Avatar photo

    Firek

    3 września 2018 at 07:45

    Błażej na trenera!;) A poważnie: drużyna na boisku nie powinna w ogóle patrzeć na wynik. Czy jest 0:0, 0:3, czy 3:0 – po prostu gramy swoje, czyli w defensywie walka o przejęcie każdej piłki, a w ofensywie próba zagrania fajnej akcji. Nie piszę nawet o próbie strzelenia bramki, bo to przyjdzie samo. Jasne, że czasem taka taktyka sprawi, że stracimy i zremisujemy (lub przegramy), ale statystycznie na pewno rzadziej, niż przy próbach „obrony Częstochowy” mając 1:0…

  14. Avatar photo

    Mecza

    3 września 2018 at 09:37

    „Ziemia do trenera Paszulewicza” Nawet jeśli ktoś nie czyta artykułu to chyba tytuł przynajmniej czy od razu do komentarzy? Odniosłem się do tego co napisał Błażej, to nie był wpis o zarządzaniu, Janickim czy Bartniku. Jeśli jesteście tak spragnieni swojej prawdy proszę bardzo, chłopaki cały czas zachęcają kibiców do pisania felietonów.

  15. Avatar photo

    cross

    3 września 2018 at 12:42

    Przez takich działaczy , trenerow,zawodników klub traci kibiców.To widać po trybunach.To już tyle lat,czy to przypadek czy komuś to na rękę???

  16. Avatar photo

    PanGoroli

    3 września 2018 at 12:47

    Trochę myślenia – jeśli odgórne zadanie jest nie awansować, to poprzednia ekipa perfekcyjnie wywiązywala się z takiego zadania. Więc jeśli macie racje, że 'góra’ nie chce awansu, to po co zmieniali ekipę, która gwarantowała, ze awansu nie będzie?

  17. Avatar photo

    GieKSiorz

    3 września 2018 at 15:59

    Po to zmieniali żeby zamydlić nam oczy,oraz żeby przyciągnąć na stadion naiwniaków

  18. Avatar photo

    Rafał

    3 września 2018 at 18:14

    Góra się kompromituje od końca sezonu trzymając PASZULEWICZA dalej jako trenera tego nie dojdę. PREZES JESTEŚ tam?? SKORO 23 facetów wyleciało i śmiało mówiłeś o nowej jakości i przewietrzeniu szatni to chyba CI coś PREZESIE nie wyszło a tylko zaszkodziło. To teraz czas Trenera zmienić bo KOMPLETNIE NIC NIE ROBI NIERÓB JEDEN A TYLKO KASE KASUJE PRZYCHLAST W GARNIAKU!!!!!! WYMIANA TRENERA TU I TERAZ!!!!!!! A MOŻE CAŁĄ GÓRĘ BY WYMIENIĆ RAZEM Z TRENEREM BO TOWARZYSTWO WZAJEMNEJ ADORACJI??? TRENER WON MI STĄD!!!!!

  19. Avatar photo

    kasia

    3 września 2018 at 18:42

    Janickiego z bartnikiem trudno zrozumiec. Zakup Śpiaczki ma byc rozwiazaniem problemu. Niby w jaki sposób jak przyczyna lezy gdzie indziej. Oj latwo sie wydaje nie swoje pieniadze latwo.Na logike to trudno zrozumiec argument tu podawany ze miasto nie chce awansu i chce placic pieniadze za anty promocje. Jesli jednak posluchac innych i zobaczyc jakie dzialania podejmuje wlasciciel to faktycznie tak to wyglada. Jezeli miasto toleruje takie marnotrastwo i nieudolnosc to o cos musi chodzic. W normalnym toku spraw po calej trojce juz tylko smrod bysmy wachali. Zadziwiajacy tez jest brak jakiejkolwiek komunikacji z kibicami ze strony zarzadu. zachowuja sie tak jakby problemu nie bylo. Tymczasem problem robi sie bardzo powazny.Zarzad zamiast podjac jakies kroki w celu jego rozwiazania zachowuje sie jak wycofana pierdola ktora ze strachu schowala sie do kata. Dokladnie tak samo bylo z Cyganem. Taktyka i pomysl jest prosty ze moze po przerwie cos sie uda wygrac i znowu bedzie kredyt zaufania. Tylko w oparciu o co nawet tak bzdurna dorazna strategie budowac. Bezjajeczni nie potrafia podjac decyzji a ona jest oczywista. Paszulewicz nie ma umiejetnosci aby ten zespol gral na miare mozliwosci ktore bez watpienia ma. Ten facet co podkreslal we wszystkich wyiadach ktore czytalem stawia na bieganie. Gdyby samym bieganiem mecz sie wygrywalo to jeszcze bym zrozumial. Problem w tym ze pilka nozna to bardziej zlozny sport. Jak lubi bieganie to niech trenuje maratonczykow.Po co zostal kupiony Spiaczka. Trzeba bylo kupic kreatywnego pomocnika bo to jest widoczne golym okiem ze nie ma kto rozgrywac. Sorry ale ja juz w ta cala trojke nie wierze. Swoim zarzdzaniem doprowadziliscie do sytuacji ze 1000 na bukowej to bedzie rekord ale co was to obchodzi kase i tak wezmiecie

  20. Avatar photo

    Rafał

    3 września 2018 at 22:31

    A gdzie jest właściciel Klubu czyli prezydent miasta Katowice, Halo za nasze pieniądze zostawili durnego trenera a ja się nie godzę by za nasze pieniądze ten trener trenował tą drużyne gdzie jest prokuratura posadzić całą trójkę z zarządu za sprzeniewierzenie piniędzy buplicznych które daje miasto, czyli my podatnicy. Skoro prezes nie umie słuchać to czas go do odpowiedzialności pociągnąć i wywalić razem z dyrektorem sportowym i trenerem. A im szybciej ktoś się tym zajmie tym szybciej się pozbędziemy chwastów z zarządu który jest jescze w MKSie i ciekawe czy wyprowadza pinądze z kasy GKSu do swojego MKS gdzie prokurator i gdze PREZYDENT Miasta się pytam?? CZAS NA PORZĄDKI PANIE PREZYDENCIE KRUPA JUŻ CZAS!!!

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Lechia Gdańsk kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Pisałem to już wielokrotnie, ale mam przyjemność napisać ponownie – przyjeżdża topowa ekipa. Lechia Gdańsk to jedna z najważniejszych kapel w historii polskiego ruchu kibicowskiego.

Historia ruchu kibicowskiego w Gdańsku jest na swój sposób upolityczniona. Gdańsk jest miastem, w którym zapoczątkowana została „Solidarność”, a spora część osób zaangażowanych w walki z ZOMO była jednocześnie kibicami Lechii. Przełożyło się oczywiście na chuligańską potęgę Betonów, którzy byli zaprawieni w bojach i nie jedna ekipa, która miała przyjechać do Trójmiasta, zwyczajnie wymiękła. Banda BKS-u pod dowództwem śp. Dufo i Wolfa sprawiła, że Lechia namieszała w Polsce konkretnie. Potrafili pojechać na mecz Polska – Anglia na Stadionie Śląskim w 1993 roku w 700 głów (wspólnie ze Śląskiem) i zlać mundurowych. Przez granie w niskich ligach, to na kadrze załatwiali chuligańskie sprawy, między innymi z Legią Warszawa czy Triadą (Arka Gdynia, Cracovia i Lech Poznań). W Gdańsku, przez regularne lanie milicjantów przez kibiców, mecze Lechii ochraniał oddział antyterrorystyczny.

Największym chuligańskim sukcesem Lechii były wydarzenia z 20 czerwca 1984 roku, kiedy grali na Arce Gdynia. Fani Lechii najechali w 12 tys. i stanowili większość stadionu. Mało tego – zajęli legendarną Górkę, czyli młyn Arkowców. Lechia w połowie lat 90. nie przestawała schodzić z chuligańskiej glorii. Banda Młode Orły ’95 regularnie wojowała z Arką (pod dowództwem Zbyszka Rybaka), a Trójmiasto w latach ’90 to było piekło. Była tam jeszcze jedna, wówczas solidna, ekipa – Bałtyk Gdynia. Popularne Kadłuby nie wytrzymały jednak próby czasu.

Lechia „od zawsze” ma sztamę ze Śląskiem Wrocław. Data założenia zgody to 1977 rok, czyli… bardzo dawno temu. W tych latach w innych miastach jeszcze na dobre nie rozwinął się (lub nawet nie zaczął się) zorganizowany ruch kibicowski. Jednak przez silne i konkretne grupy skinów, które nienawidziły komuny, ta zgoda scementowała się i cały czas rozwijała na kolejne dekady. W dzisiejszych czasach to naprawdę sztama z prawdziwego zdarzenia.

Oprócz WKS-u mają sztamę z Gryfem Słupsk, który pierwszy raz wsparł Lechię w Koszalinie jesienią 1993 roku. Natomiast Gryf swoje płótno powiesił na Lechii w derbach Trójmiasta z Arką wiosną 1995 roku. Z Gryfem, i u boku Czarnych Słupsk, Lechiści starli się konkretnie z policją zimą 1998 roku, kiedy z rąk milicjanta został zamordowany 13-letni Przemysław Czaja. Co do fanów Czarnych są bardziej z szacunku traktowani jako zgoda po wydarzeniach w Słupsku, ale ich funkcjonowanie jest mniejsze niż niejednej ekipy działającej jako FC.

Lechia pod swoimi skrzydłami ma sporą rodzinę fan clubów lub ekip, z którymi żyją w komitywie: Chojniczanka Chojnice, Bytovia Bytów, KP Starogard Gdański, GKM Grudziądz, Pomezania Malbork, Unia Tczew czy Mławianka Mława. Od kilku sezonów Jeziorak Iława, który miał różne okresy w swoich szeregach, zdecydował się zostać FC Lechii.

Od 2016 roku mają układ chuligański ze Stomilem Olsztyn. Od lat również mają bardzo dobre relacje z Rakowem Częstochowa, wielu nawet mylnie przez wspólną oprawę w tym sezonie pomyślało, że została na tym meczu w Gdańsku przyklepana zgoda.

Nasza rywalizacja miała miejsce, odkąd pojawiliśmy się na piłkarskiej mapie Polski. Dopiero w połowie lat 80. zagraliśmy ze sobą w ekstraklasie. Lechia zameldowała się na 4 sezony i spadła, z kolei GieKSa zaczynała pisać swoją piłkarską dekadę, która przyniosła najlepszy okres w dziejach klubu. Wtedy z Lechią Gdańsk nic nas nie łączyło, oprócz wzajemnej zgody ze Śląskiem Wrocław, z którym w 1987 roku zagraliśmy finał Pucharu Polski w Opolu. W latach 90. futbol w Gdańsku grał na poziomie obecnej pierwszej ligi, jednak klub regularnie borykał się z trudnościami organizacyjnymi i finansowymi.

W 1995 roku doszło do fuzji z Olimpią Poznań i Lechia grała pod nazwą Lechia/Olimpia Gdańsk. Kibice Betonów podjęli decyzję o wspieraniu klubu, bo wtedy była to jedyna okazja do pokazania się na salonach. W tym samym sezonie podobny ruch uczynili kibice GKS-u Tychy, którzy dosłownie świętowali fuzję z Sokołem Pniewy, przez co także mieli okazję pokazać się kibicowsko w ekstraklasie.

Nasz wyjazd „na Lechię” miał mieć miejsce jesienią 1995 roku, ale doszło do kuriozalnej sytuacji. Piłkarze GieKSy pojechali do Poznania, gdzie Olimpia miała stadion „w remoncie”, ale departament PZPN wyznaczył ten obiekt do rozegrania spotkania. Z kolegi równolegle na Traugutta w Gdańsku stadion Lechii wyczekiwał naszych zawodników i… kibiców. Finalnie mecz nie został rozegrany, GieKSa otrzymała walkower na swoją korzyść, a fanatycy GKS Katowice nie pojechali w tamtym sezonie jedynie do Poznania i Pniew (GKS Tychy grał tam domowe mecze), ponieważ nie akceptowali fuzji z kibicowskiego punktu widzenia. Z kolei fani Lechii znienawidzili nas ze względu na osobę Mariana Dziurowicza, który przejął wtedy władzę w PZPN.

Wiosną 1996 roku mecz był w Katowicach. Lechia mocno się zmobilizowała i przyjechała w 130 głów, co na tamte czasy było bardzo dobrą liczbą. Jednak sporym szokiem było, kiedy Lechia zobaczyła swoje płótno („Lechia love forever”) na Blaszoku do góry kołami. Trochę czasu potrzebowali kibice BKS-u, aby połączyć kropki. Płotno przekazali Śląskowi Wrocław, z którym flaga jeździła lub wisiała na Oporowskiej, później WKS flagę przekazał Wiśle Kraków, która miała sztamę równolegle z Gdańskiem i Wrocławiem. Gdy był mecz GieKSy ze Śląskiem Wrocław jesienią 1995 roku, to jadąca wspierać Śląsk ekipa Białej Gwiazdy została trafiona przez chuliganów GieKSy. Wiśle zabrakło odwagi nie tylko do podjęcia rękawic, ale także poinformowania o straconej fladze.

Lechia mimo fuzji i zjeżdżenia Polski oraz konkretnego młynu na swoim stadionie, musiała się zadowolić jedynie sezonem i… znów spadła. W sezonie 1999/2000 spotkaliśmy się ponownie. I ponownie w Gdańsku doszło do fuzji… Tym razem Betony grały jako Lechia/Polonia Gdańsk po połączeniu dwóch gdańskich klubów. Jesienią 1999 roku GieKSiarze wybrali się w 240 osób, w tym 10 Banik Ostrava – na tamte lata była to świetna liczba. I kto wtedy zakładał, że to była nasza ostatnia wizyta? Ale o tym zaraz…

Wiosną 2000 roku graliśmy u siebie. Lechia przyjechała w 132 głowy, z czego 80 głów Betonów, reszta to była Wisła Kraków (27) i delegacje Gryfa Słupsk oraz Śląsk Wrocław. Przed meczem doszło do awantury – GieKSa wysypała się na gości, ale policja rozgoniła towarzystwo. Na meczu Blaszok palił sporo pirotechniki, a chuligani GieKSy zaprezentowali, w formie dywanów, szaliki Ruchu Chorzów z Katowic. Był to znak czystek w mieście.

Lechia, a konkretnie ich kibice, zdecydowali w 2001 roku, że napiszą własną historię – „sama” Lechia Gdańsk choćby od najniższej ligi (jednocześnie klub z fuzją cały czas kopał się w otchłani lig). Mieli zaczynać od B klasy, ale okazało się, że zespół Startu Kulice wycofał się z ligi i na starcie dostali od losu „handicap” – zaczynali od A klasy. Zaczynała się nowa, ale dumna historia gdańskiego futbolu, który w 2007 roku spotkał się w jednej lidze z nami. My zaczynaliśmy na poziomie obecnej trzeciej ligi, ale wspólnym mianownikiem tej rywalizacji jest fakt, że na zapleczu ekstraklasy spotkały się dwa kluby, które uratowali kibice.

Jesienią 2007 roku mieliśmy pojechać do Gdańska. Ciśnienie było ogromne, ale wcześniej zaliczyliśmy, po bardzo długiej rozłące, GKS Jastrzębie na wyjeździe. Doszło tam do awantury i dostaliśmy dwa mecze zakazu wyjazdowego.

Wiosną 2008 roku zagraliśmy na Bukowej. Lechia zapowiadała pociąg specjalny, ale coś poszło nie tak, bo goście dotarli w 87 głów i nie mieli ze sobą żadnej flagi.

Minęło 15 lat. GieKSa cały czas to samo pierwszoligowego granie (z dwuletnią przerwą na drugą ligę), natomiast Lechia była cały czas w Ekstraklasie. Gdańszczanie dorobili się nowego stadionu, który służył także podczas Euro 2012.

Ponownie zagraliśmy na zapleczu Ekstraklasy i znowu… nie pojechaliśmy na Lechię. Tym razem PZPN zamknął stadion BKS-u za ich pokaz pirotechniczny z Podbeskidziem Bielsko-Biała i nasza skromna delegacja, przekazała jedynie to, co myśli jako społeczność fanów GieKSy o PZPN.

Wiosną 2024 roku zagraliśmy u siebie z Lechią. Od niepamiętnych czasów pęknął „sold out”, co tylko pokazywało, jak brakuje nam wielkich spotkań. Goście, po 7-miesięcznej przerwie za przerwany mecz w Gliwicach, wygłodniali wyjazdów na legalu, wyprzedali wszystkie bilety. Zawitali w 550 głów, w tym 100 Śląsk Wrocław i 40 Raków Częstochowa. Weszli wszyscy i zaliczyli najliczniejszy wyjazd w historii do Katowic.

Minęło pół roku i zagramy ponownie. GKS Katowice kontra Lechia Gdańsk, ale już w Ekstraklasie. Dwa kluby, które ze zgliszczy podniosły grupy kibiców. Tylko fanatycy z obu stron wiedzą, jaką przeszliśmy drogę, żeby tu się spotkać!

Kontynuuj czytanie

Klub Piłka nożna

„Ludzie GieKSy” wspominają Jana Furtoka

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Od wczoraj w sieci pojawiają się pożegnania, wspomnienia, i anegdoty o Janie Furtoku. Naszą legendę żegna cała piłkarska Polska. Postanowiliśmy o najlepsze wspomnienia związane z „Jasiem” zapytać ludzi, którzy byli lub są blisko Klubu – prezesów, zawodników, dziennikarzy, pracowników i kibiców.

Swoimi wspomnieniami podzielili się z nami między innymi Wojciech Cygan, Grzegorz Proksa czy Grzegorz Goncerz. Zapraszamy na sentymentalną podróż i wspomnienia o prawdziwej legendzie GKS-u Katowice.

Wojciech Cygan, były Prezes GKS Katowice:

„Jana Furtoka bliżej poznałem w momencie gdy dołączyłem do GieKSy. I od razu udzielił pomocy. Z tym zawsze będzie mi się kojarzył. Wybitny piłkarz. Uśmiechnięty, skromny, serdeczny, z żartem i zawsze chętny do pomocy. Pamiętam jak razem z Marcinem Janickim potrzebowaliśmy wsparcia u jednego ze sponsorów, który był nałogowym palaczem. My z Marcinem nie paliliśmy, więc zabraliśmy także Jasia, żeby mógł towarzyszyć sponsorowi i opowiedzieć kilka anegdot ze swojej wspaniałej kariery. Sponsor był zachwycony. My też, bo dopięliśmy szczegóły umowy”.

Grzegorz Goncerz, były napastnik GKS Katowice:

„Pamiętam sytuację gdy na początku swojej przygody z GKS-em wszedłem do gabinetu Jasia, a tam jeden wielki dym od opalanych co chwila papierosów. Mówię: „dzień dobry, tak tu jest nadymione że Pana w ogóle nie widzę!” A Jasiu na to… „Mnie nie musisz widzieć, masz widzieć bramkę!””

Leszek Błażyński, dziennikarz, autor książek sportowych:

„Z przyjemnością oglądało się grę Jasia Furtoka, widziałem na żywo sporo meczów z jego udziałem, ale jeden utkwił mi najbardziej w pamięci. To słynne spotkanie 1 maja 1986 roku. Chodziłem wtedy do podstawówki, a w finale Pucharu Polski GKS Katowice grał z Górnikiem Zabrze. Przed spotkaniem wszyscy, od ekspertów po kibiców, zastanawiali się, ile Górnik wygra. GieKSa zwyciężyła 4:1, a Furtok strzelił trzy efektowne gole. Co ciekawe, na zegarze jeszcze po zakończeniu spotkania było 2:1. Kibice żartowali, że zegar obsługiwał fan Górnika, który wkurzył się i poszedł do domu… Później jako dziennikarz wiele razy miałem okazję porozmawiać z Furtokiem, który był osobą wesołą, sympatyczną, skromną i małomówną. Na boisku błyszczał, poza murawą wolał być w cieniu. Jego syn Jacek opublikował we wtorek zdjęcie ze swoim tatą, na którym Jasiu Furtok śmieje się od ucha do ucha. Takiego go zapamiętam.”

Artur Łój, były wiceprezes GKS Katowice, współtwórca akcji „Ratujmy GieKSę”:

„W okolicach roku 2006, gdy ś.p Jan Furtok był prezesem odradzającej się GieKSy, dostał bardzo intratną propozycję objęcia stanowiska dyrektora sportowego w Groclinie (teraz każdy wie jak ten klub skończył, ale wtedy to był organizacyjny top w kraju). Drzymała był zdeterminowany żeby Go ściągnąć do siebie. W GieKSie Jasiu zarabiał przysłowiowe orzeszki, a tam nie dość że kasa to jeszcze wizja walki o najwyższe sportowe cele.

Nie wiem czy są na świecie ludzie, którzy poświęciliby pieniądze i karierę dla ratowania idei pracowaliby społecznie, ale Jasiu wiedział że bez niego nie damy rady i został. Wrócił na szczebel centralny, a potem… już wszyscy wiemy.”

Grzegorz Proksa, bokser, mistrz Europy w wadze średniej, kibic GieKSy:

„Trudno w kilku zdaniach wymienić najlepsze historie czy wspomnienia, ponieważ z okresu mojej pracy w GKS-ie mam ich bardzo wiele. Z pewnością szybko złapaliśmy bardzo bliskie relacje, potrafiliśmy przegadać wiele godzin. Pamiętam że Jasiu miał biuro zaraz obok mojego i bardzo często wpadał po mnie przed treningami czy to pierwszej drużyny, czy drużyn młodzieżowych, bardzo lubił je oglądać i oceniać. Często robiliśmy to razem.

Dużo mi opowiadał o całym systemie szkolenia jak i o swojej karierze. Był bardzo dobrym kolegą. Bardzo długo mnie przekonywał żebyśmy przeszli na „Ty”, a ja miałem z tym ogromny problem. Dla mnie Jan Furtok to była legenda,, wielki sportowiec i idol z dzieciństwa. Długo utrzymywaliśmy kontakt prywatny. Jestem zdruzgotany tą starszną informacją…”

Marcin Janicki, były Prezes GKS-u Katowice:

„Janek Furtok to niekwestionowana legenda GieKSy. Kiedy przychodziłem do klubu w 2012 roku był jedną z pierwszych osób, którą miałem okazję poznać. Otwarty i z poczuciem humoru. Kiedy udawaliśmy się klubową delegacją na uroczystości górnicze każdy chciał mieć z Jankiem zdjęcie. Zanim zasiadł do stołu zawsze stanął do zdjęcia, z każdym zamienił słowo. Roztaczała się wokół niego aura osoby wyjątkowej dla polskiej i katowickiej piłki nożnej, ale przy tym wszystkim był szalenie normalny. Wyjątkowa osoba, którą miałem okazję poznać.”

Olga Bieganowska, dyrektor marketingu GKS Katowice w latach 2010-2020:

„Pan Jasiu był osobą, która zostawiła niezatarte ślady w sercach wielu osób, za swoje zaangażowanie i ciepło. Dla GieKSy nigdy nie odmawiał, zawsze miał czas, nawet ucząc podstawy piłki dzieciaki z programu Zagraj na Bukowej. Po cichu zawsze mówił: „Pani Olgo bombona?”…wciskając go od razu do ręki. Jego odejście to wielka strata, a wspomnienia o nim będą nas prowadzić, przypominając o wartościach, które wnosił w nasze kibicowskie życie. Panie Jasiu, Pana życie było darem dla wszystkich GieKSiarzy.”

Dariusz Leśnikowski, dziennikarz „Super Express”:

„Jako nastolatek Jana Furtoka – paradoksalnie – częściej widywałem w koszulce reprezentacji: pierwszej albo olimpijskiej na Stadionie Śląskim, niż w stroju GKS-u. Pamiętam jednak, że jako ówczesny kibic Szombierek gdzieś w połowie lat 80. „kląłem” na niego, gdy w Bytomiu walnął pięknego gola z rzutu wolnego. GieKSa wygrała 4:1, niewielkiej grupce „szombierkorzy” została jedynie marna satysfakcja z gola strzelonego przewrotką przez Marka Koniarka. Parę miesięcy później GKS zabrał „Koniara” Szombierkom, dzięki czemu trochę później narodził się przy Bukowej kultowy atak Furtok-Koniarek-Kubisztal.

Po latach miałem okazję – przyjemność, zaszczyt – poznać Jana Furtoka osobiście, już w zawodowych kontaktach na linii dziennikarz – piłkarz/trener/prezes. Zanim koszmarna choroba zabrała mu wspomnienia, parę kaw wypiliśmy i parę historii zdążył opowiedzieć do mojego cyklu „Z lamusa”, który przez wiele lat prowadziłem w „Sporcie”. Potrafił opowiadać z humorem, z emocjami, z werwą.

Kiedy na jedną z takich rozmów przyniosłem mu jego zdjęcie na… nartach, długo się na jego widok śmiał. A potem, opowiadając o tym, jak dwa razy w życiu: za Alojzego Łyski przy Bukowej oraz w okresie gry w Eintrachcie założył deski na nogi, ekspresyjnie zerwał się z krzesła i sugestywnie zademonstrował, czym się skończyła owa druga próba. Paru gości lokalu ze zdumieniem przyglądało się facetowi, który dramatycznie niemal pada na podłogę kawiarni. Cóż, gwiazdorstwa, sztuczności i fałszu nie było w Nim ani krztyny. Była godna najwyższego szacunku skromność i naturalność.”

Maciej Wierzbicki, były bramkarz GKS Katowice:

„Na pewno sama obecność Jasia dużo wnosiła, bo to był otwarty człowiek. Jak zazwyczaj bramkarze irytują się na słowo „SZAKET” tak z jego ust przywitanie „cześć szaket” odbierałem bardzo miło. Za czasu trenera Fornalaka Jasiu wchodził czasem do treningu, jednego takiego dnia chyba z 30 minut męczył mnie swoimi uderzeniami, bo zostaliśmy sami. Pytał kaj chcesz i tam uderzał. Czy prawą czy lewą nogą potrafił uderzyć na prawdę celnie…”

Grzegorz Górski, były zawodnik GKS Katowice, wychowanek Jana Furtoka:

„Jako dzieciaki rocznika 85 mieliśmy szczęście być trenowanymi przez wiele lat przez człowieka z wielką pasją do piłki nożnej, z którym każdy trening to była przyjemność i nauka.

Jako trener naszej ekstraklasowej drużyny sezonu 2004/2005 zbudował niesamowitą atmosferę, którą do dziś wspominamy z chłopakami z boiska. Każdy mecz to był bój w którym szło się za przyjaciółmi. Dzięki Furtokowi stanowiliśmy kolektyw.

Kiedy Jasiu został prezesem GKS-u to z punktu widzenia piłkarza doskonale wiedziałeś że rozmawiasz z uczciwym człowiekiem, który robi więcej niż pozwalałybyśmy to warunki klubowe w tamtych czasach. Był to serdeczny człowiek, który ukształtował mnie jako piłkarza, ale również co ważne ma niebagatelny wpływ na to jakim jestem człowiekiem.”

Maurycy Sklorz, były rzecznik prasowy GKS Katowice:

„Osobiście miałem okazję poznać Pana Jana Furtoka w pierwszym dniu mojej pracy w GKS-ie. Zawsze uśmiechnięty, zawsze pomocny. Uwielbiałem z nim rozmawiać, słuchać o dawnych czasach i potędze GieKSy. Janek miał miliony historii. Opowiadał o grze w trójkolorowych barwach, ale też o tym że w Niemczech zaczął strzelać dopiero jak mu zaczęli podawać schabowe na obiad!”

Rafał Kędzior, komentator sportowy:

„Moje pierwsze zetknięcie z Janem Furtokiem to czasy kiedy grał w Eintrahcie Frankfurt, a ja jako dzieciak zafascynowany Bundesligą oglądałem magazyn Ran na Sat 1 i bramki, które strzelał dla ekipy z Frankfurtu. Najbardziej utkwił mi w pamięci jednak pucharowy mecz z 1995 roku przeciwko wielkiemu wtedy Juventusowi. Byłem dumny, że synek z GieKSy strzelił gola drużynie Del Piero, Viallego i Deshampsa. Nie przypuszczałem wtedy, że będę go mógł jeszcze zobaczyć w barwach GieKSy już jako bardziej świadomy kibic.

Również tym bardziej wtedy nie przypuszczałem, że będę mógł poznać legendę GieKSy co stało się, kiedy pracowałem w dziale marketingu Klubu. Jan Furtok był wówczas wiceprezesem. Największym przeżyciem było jednak dla mnie, kiedy kilka razy miałem okazję zagrać w meczach reprezentacji Śląskich dziennikarzy wzmocnionej kilkoma byłymi ligowcami. Pochwałę za jedną z akcji od Jasia zapamiętam do końca życia podobnie jak swojską atmosferę, która wtedy panowała w szatni. Ale pamiętam też, że choć Furtok ze względu na wiek w tamtym czasie biegał najmniej ze wszystkich, to zawsze kończył mecz z 2 czy 3 golami. Anegdot z tamtych czasów jest sporo, ale większość z nich jednak nie nadaje się o cytowania przy tak smutnej okazji. Na pewno zapamiętam go jako wybitnego piłkarza i zwykłego, skromnego, normalnego chłopaka z Katowic z dużym poczuciem humoru i życzliwością.”

Tomasz Błaszczyk, wieloletni fotograf GKS Katowice:

„Pierwsze wspomnienie jakie przychodzi mi do głowy związane z Janem Furtokiem to zlecenie z gazety „FAKT” żeby zrobić zdjęcie… ręki którą Jan Furtok strzelił bramkę w pamiętnym meczu z San Marino. Byłem bardzo zdziwiniony tą propozycją i zastanawiałem się jak Pan Jan zareaguje. On natomiast jak zawsze szeroko się uśmiechnął i powiedział że nie ma żadnego problemu. Sesję ręki zrobiliśmy na klubowym parkingu.”

Maciej Biskupski, Wiceprezydent Miasta Katowice:

„Jan Furtok to był mój prawdziwy idol piłkarski w czasach w czasach mojego dzieciństwa. Gdy graliśmy na boisku w piłkę nożną każdy chciał być Janem Furtokiem. Gdy poznałem Janka w czasie działalności społecznego komitetu „Ratujmy GieKSę” okazał się zupełnie normalnym, życzliwym i otwartym człowiekiem. Takim właśnie go zapamiętam.”

Filip Burkhardt, były pomocnik GKS Katowice:

„Wczorajsza informacja mnie zszokowała. Pan Jan był cudownym człowiekiem, zawsze uśmiechniętym i życzliwym. Poznaliśmy się osobiście w czasie kiedy grałem w GKS-ie. Rozmawialiśmy najczęściej po meczach, bo bardzo przeżywał mecze GieKSy i zwracał uwagę na grę każdego zawodnika. Mam nadzieję że jego legenda będzie czuwała nad GieKSą i już nigdy GieKSsa nie spadnie z Ekstraklasy.”

Michał „Shellu” Murzyn, twórca i redaktor naczelny GieKSa.pl:

„Moim pierwszym kontaktem z wówczas prezesem Furtokiem był dzień, w którym po raz pierwszy pojechałem na mecz pracować na rzecz klubu. To był wyjazd na KS Częstochowa w IV lidze. Wcześniej filmowałem w trybun GieKSiarskie bramki, zaproponowano mi więc, żebym pojechał do Częstochowy i sfilmował mecz. Niesamowite było to dla mnie wydarzenie. W drodze powrotnej w autokarze puszczałem panu Janowi Furtokowi bramki z tego meczu na swojej analogowej kamerze. Po powrocie z ekipą z SSK i panem Jankiem mieliśmy… małą nasiadówkę w pokoju trenerów. Niesamowite było dla mnie bycie w takim kontakcie z Legendą. No i po wszystkim, jako że wracaliśmy w tym samym, kierunku – prezes na Kostuchnę, ja na Zarzecze – jechaliśmy jednym autem i nakazał kierowcy, odwiezienie mnie pod sam dom. Pomyślałem sobie wtedy – tyle wygrać. Tego dnia zaczęło się moje udzielanie na rzecz GieKSy, a duma jaką miałem z obcowania z Janem Furtokiem była olbrzymia.

Innego razu podczas wyjazdu do Ząbek zespół się naszej wyjazdowej ekipie samochód. Nie wiem, jak to się stało, ale akurat przejeżdżał pan Janek ze swoją ekipą. Ja jako, że miałem filmować mecz, byłem niezbędny na spotkaniu, więc wzięli mnie do swojego samochodu – wiem, że był tam jeszcze wtedy Piotr Stach. Dyskutowali w aucie o składzie, więc ja dałem komuś cynk, żeby wrzucił na stronę. To jeszcze były czasy tuż przed Facebookiem, więc szybkość informowania była na wagę złota.

Rozmowy z Janem Furtokiem były specyficzne. Pamiętam zwłaszcza jedną, co do której do dziś uśmiecham się na wspomnienie. Poszedłem do gabinetu prezesa podpytać o poszukiwania zawodnika na jakąś pozycję albo lokalizację obozu przygotowawczego. Pan Jan patrzył na mnie w milczeniu. Zaciągnął się papierosem i rzekł:

– Działamy.

Zamilkł. Wziął kolejny chaust papierosa. Po kilku sekundach dodał.

– Szukamy.

Ton jakim to mówił był naprawdę jednorazowy.

No i ogólnie znana wszystkim historia, kiedy to pan Jan Furtok zarzucił na jednej z prezentacji GieKSy sucharem wszechczasów 🙂

„Pijcie mleko, druga liga niedaleko”.

Dla mnie postać Jana Furtoka jest szczególna. 13 października 1996 byłem na swoim pierwszym meczu GKS Katowice. Żałowałem, że akurat w tym spotkaniu nie może wystąpić Sławek Wojciechowski. Niepotrzebnie. W 75. minucie do ustawionej tuż za linią pola karnego piłki podszedł Jan Furtok, który już był po swoich zachodnich wojażach. Precyzyjnym strzałem nie dał szans… śp. Arturowi Sarnatowi, który zmarł kilkanaście dni temu.

Na własne oczy widziałem ponad 840 bramek GKS Katowice. Strzeliło je niemal 200 piłkarzy. Jasiu Furtok był autorem pierwszej z nich.”

Piotr Koszecki, Prezes Zarządu Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”:

„Jan Furtok to po prostu (i aż) GKS Katowice.

Bardzo dobroduszny Człowiek. Wiele osób wie o jego zasługach piłkarskich, ale dla mnie – z racji wieku – to przede wszystkim osoba, dzięki której GieKSa w ogóle istnieje.

Cieszę się, że doczekał się powrotu do Ekstraklasy, szkoda że nie zobaczył GieKSy na nowym stadionie, który – zgodnie ze słowami Prezydenta Marcina Krupy – będzie nosił Jego imię.

Jak sobie teraz pomyślę, że przez ponad 20 lat miałem okazję obcować i rozmawiać z taką Legendą… Ale to też pokazuje, jakim Człowiekiem był Jasiu – tak wspaniałym, że w ogóle nie czuło się dystansu.

Zawsze był z nami kibicami, a my zawsze będziemy z Nim.”

Krzysztof Pieczyński, radny miasta Katowice:

„Z Jankiem znaliśmy się wiele lat i mam dziesiątki wspomnień związanych z tą przyjaźnią.

Najpierw była to relacja na linii idol-fan. Gdy Jasiu zakończył karierę wielokrotnie miałem zaszczyt grać z nim w jednej drużynie na wielu turniejach na terenie Polski a nawet Europy. Dzięki temu nasze więzi się zacieśniły, i zostaliśmy przyjaciółmi, a z całą rodziną Furtoków od lat żyję w bardzo bliskich relacjach.

Anegdotę jednak przytoczę związaną z działalnością samorządową, w której uczestniczę, a sam Jasiu też w pewnym okresie swojego życia był blisko tej działalności.

Otóż w roku 2006 oboje po raz pierwszy startowaliśmy do Rady Miasta Katowice z list Forum Samorządowe i Piotr Uszok. Wraz z Jasiem razem jechaliśmy na spotkanie organizacyjne z ówczesnym Prezydentem Piotrem Uszokiem.

W czasie jazdy Janek zapytał co będzie na tym spotkaniu. Odpowiedziałem że pewnie głównym tematem będzie rozmowa o naszych numerach na listach wyborczych. Wtedy też zaproponowałem Jasiowi, żebyśmy prowadzili wspólną, spójną i podobną kampanię, gdyż startujemy w innych okręgach, więc nie będziemy sobie przeszkadzać. Zapytałem Jasia jaki chciałby mieć numer na liście to ja również poproszę o taki sam. Jasiu bez chwili zastanowienia odpowiedział: „No jak to jaki, ino dziewiątka!”. Wiadomo, że takie numery na listach nie należą do tych „biorących”, więc starałem się wytłumaczyć mu, że to niezbyt fortunny numer jak na wybory, na co Jasiu rzekł: „To był zawsze szczęśliwy numer do mie, zoboczysz!”.

Koniec końców obydwoje wystartowaliśmy z dziewiątego miejsca na listach. Wprawdzie mandatów radnych nie zdobyliśmy, ale mimo odległego miejsca byliśmy tego naprawdę blisko.

Żegnaj Idolu, Żegnaj Kolego, Żegnaj Przyjacielu…”

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Katowickie złudzenia, poznański tryumf

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do trzeciej, a zarazem ostatniej galerii z Poznania. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga