Mecz z Legią to już historia. Niestety przegraliśmy go w samej końcówce, gdy był tak bardzo blisko upragnionego punktu. Nie pozostaje jednak nic innego, jak dalej walczyć w lidze. Wracamy jeszcze raz do Warszawy, by spojrzeć na ten mecz okiem redakcji i zajmujemy się już tylko starciem z Arką Gdynia.
1. Rok temu mieliśmy jako redakcja przeboje przed meczem. Był problem z zaparkowaniem i trzeba było się zakotwiczyć kilometr od stadionu. Żeby tego uniknąć, tym razem udaliśmy się dużo wcześniej do Warszawy i z Katowic wyjechaliśmy nieco po 14.
2. Na spotkanie wybraliśmy się w czterech – trzy osoby z GieKSa.pl, czyli ja, Misiek i Kazik oraz przyjaciel redakcji Mariusz, z którym niejednokrotnie jechaliśmy na wyjazdy.
3. Wnioskowaliśmy o trzy akredytacje i bez problemu nam je przyznano, dlatego ze spokojną głową jechaliśmy na to starcie do stolicy.

4. Niby wszyscy byli pojedzeni, ale padł pomysł, żeby w drodze do Warszawy zatrzymać się w „Barze 107” umiejscowionym dokładnie 107 kilometrów od Warszawy. Jechaliśmy więc z myślą, że na trasie będzie dobra szamka.
5. Czy była dobra? No cóż, zdania są podzielone. Niektórzy wzięli rosołek, inni kapustkę jako surówkę. Ja wziąłem naleśniki po meksykańsku. Ale nie był to „niezły Meksyk”. Nie zawsze jest niedziela. Tym razem była.




6. Naczekaliśmy się trochę w kolejce, bo jakiś gościu stał przy barze z 15 minut. Zawsze zastanawia mnie, jakie to są problemy, że ktoś tak utyka przy „okienku”. Minuta do minuty to się dokładało. Na szczęście mieliśmy duży zapas.
7. Wkrótce przed naszymi oczami ukazała się nowoczesna (jak na Polskę) zabudowa Warszawy. Kiedyś wyróżniał się tylko Pałac Kultury i Nauki, teraz otoczony jest ów drapaczami chmur. Polski Nowy Jork.

8. Do stadionu dojechaliśmy jakąś godzinę i dwadzieścia minut przed meczem. Zastanawialiśmy się, jak to będzie z mediami, bo rok temu to ktoś miał problemy z akredytacjami, no a my siedzieliśmy na jakimś absurdalnym miejscu na „prasie”, a tak naprawdę wśród kibiców gospodarzy. Nie wspominałem miło tamtego meczu.
9. Tym razem odbiór akredytacji odbył się błyskawicznie. Jako, że do meczu była wspomniana godzina z kawałkiem, to kibice Legii w dużej liczbie kręcili się pod stadionem i obok Legia Sports Bar. Z Mariuszem udaliśmy się do wejścia dla mediów, Misiek i Kazik na foto, oczywiście najpierw Kazik zrobił kilka efektownych ujęć z drona. Fotka ze stadionem Legii z Warszawą w tle przy zachodzącym słońcu to prawdziwa magia. Po drodze minęli też nasz nowy autokar.





10. Później dojście do wejścia do budynku klubowego i podobną trasą jak rok wcześniej poszliśmy w kierunku sektora prasowego.


11. Catering, o którym pisałem rok temu to osobna sprawa. Na razie napiszę tylko, że dla mediów są dwa cateringi, jeden – mniejszy – zaraz przy wejściu na dole, a kolejny – wypasiony – na pierwszym piętrze.
12. Gdy doszliśmy w jego okolice, wylegitymowaliśmy się po raz drugi, a sympatyczna pani skierowała nas do windy, która miała nas zawieźć na piąte piętro.


13. No, ale właśnie – ten catering. Już rok temu pisałem o tym, ale to mistrzostwo świata. Widać, że klub chce się dobrze zaprezentować nie tylko na polskiej, ale na europejskiej scenie. Tam to można by przyjechać się tylko najeść.

14. Ja czekałem na mini-hamburgerki i mini-pizze, które pamiętałem sprzed roku. Oba te dania były, pod specjalną podgrzewającą lampą. Dodatkowo jakieś kapuśniaczki itd.




15. Z kranów można było sobie nalewać soki (kilka rodzajów), to tego gazowane napoje w wersji pełnej i zero. I fikuśne kanapki, chleb ze smalcem, ogórek. A po drugiej stronie słodkości oraz bemary już z typowo obiadowymi daniami, mięsa, kluski, warzywa grillowane. Aż nie mógł się oprzeć tym smakom Kamil Kosowski, który po skomentowaniu meczu udał się tutaj, na sowity posiłek.
16. Nie omieszkałem przed meczem się tymi hamburgerkami posilić. Obiad mnie nie usatysfakcjonował, więc chciałem dojeść. I nabrać sił na to ekscytujące widowisko, które miało być przed nami.
17. Na Legii prasa dostaje taki bilecik z przydzielonym miejscem do siedzenia, jest tam kilka sektorów. Rok temu popełniliśmy błąd idąc dokładnie na te miejsca, które na bileciku i dlatego byliśmy dosłownie zepchnięci na margines prasy.

18. Tym razem stwierdziliśmy, że usiądziemy w bardziej cywilizowanych warunkach, a najwyżej, jak ktoś przyjdzie i przegoni nas z miejsca, to się usuniemy. Ostatecznie okazało się, że w tej części i tak było potem dobrych kilka miejsc niezajętych, więc nie niepokojeni przez nikogo, mogliśmy relacjonować mecz.
19. Trybuna prasowa jest im. Wiesława Gilera, twórcy i redaktora naczelnego magazynu „Nasza Legia”. Pamiętam, że w początkach mojego zainteresowania piłką, gdy jeździłem na wakacje na Podlasie, można było w kioskach ten magazyn kupić, więc mimo, że był legijny, zaczytywałem się, bo czegoś w takim wymiarze po prostu w Polsce nie było. W późniejszych latach, gdy już zacząłem udzielać się medialnie w GieKSie, sporo rzeczy było właśnie zapożyczonych właśnie z „Naszej Legii”.
20. A to miejsce prasowe – magia. Niemal na środku boiska, praktycznie tuż obok głównej kamery Canal Plus. Widoczność doprawdy doskonała. Do tego coś, czego nie ma na żadnym (chyba) innym stadionie. Zawieszone monitory z transmisją z Canal Plus. Boże, jaki to luksus relacjonowania, że widzisz boisko i relację na żywo w TV.





21. Wiadomo, że nieraz wspomagamy się Canal Plusem, ale puszczony przez internet ma co najmniej kilkadziesiąt minut opóźnienia. Tutaj mieliśmy wszystko na żywo, więc wszelkie powtórki kluczowych sytuacji były momentalnie. Powtórzę – kapitalne warunki. Nawet jak w przerwie Cezary Olbrycht robił wywiad z Marcinem Wasielewskim, to mając odpalonego Canal Plus jeszcze na moim kompie, widziałem trzech Cezarych i trzech Wasylów – po jednym na lapku, na monitorze stadionowym i na żywo na murawie.


22. Jedyny minus to pochyły blat, bez żadnej krawędzi, więc położenie komórki było problematyczne, bo się ześlizgiwała. Ale to naprawdę jeden niewielki minus. W porównaniu z warunkami sprzed roku – niebo, a ziemia.

23. Na trybunach gorąco było już na kilkadziesiąt minut przed meczem. Kibice Legii mocno (chyba jak nigdy) wzięli sobie na celownik sympatyków GieKSy i pozdrawiali ich dość często. Katowiczanie odpowiadali tym samym, co zapowiadało, że i podczas meczu będzie się działo na trybunach.


24. Żyleta, jak i prawie cały stadion odśpiewali „Sen o Warszawie”, a kibice GieKSy jak tylko mogli, próbowali zagłuszyć ten zawsze specjalny dla gospodarzy moment. A potem zaczęło się granie.
25. Sam mecz, jaki był każdy widział. W pierwszej połowie przez długi czas mogliśmy być zadowoleni z tego, jak gra GieKSa. Nasz zespół grał ofensywnie i stwarzał sytuacje bramkowe. Wyglądało to dużo lepiej niż w Łodzi. Legia była nieco pogubiona, ale co jakiś czas atakowała i mimo wszystko udało jej się strzelić gola do szatni.

26. W drugiej połowie katowiczanie spuścili z tonu. Trochę ten mecz przypominał starcie z poprzedniego sezonu, kiedy do 25. minuty GieKSa była lepsza. Wtedy jednak jak Legia się obudziła, to zagrała koncert. Tutaj i ze strony gospodarzy było dużo słabiej.
27. Mimo braku większych sytuacji, GKS doprowadził jednak do wyrównania przy Łazienkowskiej. Dośrodkowanie Wasielewskiego fenomenalnym strzałem wykończył Bartosz Nowak. Bramka była naprawdę estetyczna, bo uderzenie takiej bomby z pierwszej piłki i moment, jak piłka wpada do bramki wlał euforię w serca katowickich kibiców.



28. Co ciekawe, bramka dla GKS padła, gdy kibice Legii weszli na wyższy poziom mobilizacji i zaczęli bardzo głośno śpiewać jedną ze swoich sztandarowych piosenek „Gdybym jeszcze raz miał urodzić się…”.
29. Odliczaliśmy minuty i sekundy do końca. Modliliśmy się o końcowy gwizdek. Niestety robili to również piłkarze GKS, którzy cofnęli się, choć przecież z tak przeciętną Legią była okazja, żeby i drugi raz trafić do siatki Tobiasza.
30. Moment, gdy Jędrzejczyk strzelił gola, a cały (prawie) stadion wybuchł radością to było coś, czego żaden kibic nie lubi przeżywać, a przecież, co jakiś czas musi, bo każda drużyna traci czasem bramkę w doliczonym czasie. Tylko dlaczego akurat z Legią i to na wyjeździe? Bolało to naprawdę przez to bardziej. Prawdziwy cios w serce. Trener Górak skrył twarz w dłoniach.



31. I tutaj – w przeciwieństwie do przytoczonej wcześniej piosenki – Jędza strzelił bramkę dokładnie w momencie, w którym kibice śpiewali, że Legia „zawsze o zwycięstwo gra”. To im się naprawdę ziściło.
32. W ogóle będąc na środku, miałem lepszy ogląd i… osłuch na wszystko niż rok temu. I muszę powiedzieć, że takiego dopingu, jak tutaj, nigdzie nie widziałem. To co wyprawiał młyn Legii, było naprawdę godne uwagi, śpiewali dosłownie przez cały mecz, głośno, nie było żadnych przestojów. Naprawdę w pewnym momencie głowa bolała. Widać, że nie potraktowali tego meczu jako spotkanie drugiej kategorii, tylko zmobilizowali się solidnie i ten doping był na szóstkę.
33. GieKSa dopingowała, na ile mogła, z sektora gości, ale ciężko było się przebić przez decybele gospodarzy. Tym cenniejsze były momenty, kiedy jednak było nas słychać, łącznie z tymi zaczepnymi wrzutkami w stronę warszawian.
34. Trzecia bramka była już konsekwencją i nie miała większego znaczenia. Choć typowałem, że jeśli ktoś z Legii ma nas pokarać, to będzie to Morishita.

35. Tym samym przegraliśmy z Legią trzeci mecz od powrotu do ekstraklasy. Wyniki 1:4, 1:3 i 1:3 nie są czymś, czego byśmy oczekiwali. Jak nam Legia nie leżała, tak nam dalej nie leży.
36. Trzeba było zrobić swoje, zamieścić relację, zrobić nagrywkę pomeczową. Kibice Legii dziękowali swoim piłkarzom za zwycięstwo kibice GKS – za walkę. Na tle Legii nasz zespół pokazał się przyzwoicie i w końcu zagrał mecz, po którym nie mamy niesmaku dotyczącego samej gry.
37. Udałem się w kierunku strefy mediów. Tam, zanim rozpoczęła się konferencja prasowa, trzeba było się ponownie posilić i osłodzić wytrawnymi potrawami tę ciężką do przełknięcia porażkę.

38. Legia przyciąga już super mainstreamowych dziennikarzy, więc na konferencji byli obecni m.in. Andrzej Janisz czy Roman Kołtoń, którzy po meczu ucięli sobie pogawędkę z Rafałem Górakiem.
39. Tym razem mieliśmy odmianę, najpierw wypowiadał się trener Edward Iordanescu, gdyż naszego szkoleniowca wzięli do łączenia z Ligą+ Extra.
40. Co ciekawe, tłumaczenie rumuńskiego szkoleniowca odbywało się na żywo, na słuchawkach, a nie po wypowiedzi trenera – przez tłumacza/rzecznika. To na pewno przyspiesza cały proces. Tydzień wcześniej w Łodzi, Żelijko Sopića tłumaczył właśnie rzecznik.


41. Po konferencji jeszcze chwilę popracowaliśmy nad naszymi materiałami na stronę, dlatego szybko pojawiła się galeria. Myśleliśmy nad tytułem – Kazik zdecydował się na „Bida z Jędzą”, ja optowałem za tytułem „Legia to stara Jędza”.
42. Zebraliśmy się nieco przed północą i znów prawie zamykaliśmy Łazienkowską. Wyjście medialne było już zamknięte, więc przechodziliśmy tym wjazdem dla autobusów.
43. Droga powrotna minęła szybko i spokojnie. Po drodze nawet byliśmy na stacji, gdy GieKSa (drużyna) miała tam postój swym nowym autokarem.
44. W Katowicach byliśmy około trzeciej. Niepocieszeni po tym meczu, ale z dobrze wykonaną naszą pracą.
45. Pozostaje tylko trzymać kciuki i czekać na pozytywne rozstrzygnięcie meczu z Arką!
Najnowsze komentarze