Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu z Widzewem
Mecz z Widzewem był pierwszym wyjazdem w tym sezonie, a jednocześnie drugą delegacją w Sercu Łodzi w tym roku. Każde spotkanie ma swoją unikalną, osobną historię, więc zaczynamy cykl „Post scriptum” dotyczący wyjazdów w nowym sezonie. I myślimy już tylko o niedzielnym meczu przy Łazienkowskiej.
1. Oj mieliśmy problemy kadrowe na ten mecz. Nie mógł jechać Misiek, więc w ramach redakcji pojechaliśmy we dwójkę – ja i Magda. Z tego powodu nasze działanie na stronie było ograniczone – nie było relacji LIVE, gdyż zająłem się pisaniem relacji pomeczowej.
2. Magda zazwyczaj robi fotogalerię na stronę, ale…
3. No właśnie. Ale, oboje byliśmy kulawi. GieKSa.pl wystawiła dwuosobowy skład na ten mecz i obie osoby były kontuzjowane. I z urazami, na „blokadzie” opracowywaliśmy ten mecz.
4. Ja dwa tygodnie temu podczas wyprawy na Orlą Perć (z sukcesem) skręciłem staw skokowy. Jeszcze 10 dni temu nie wiedziałem, czy będę w stanie się wybrać nawet na domowy mecz z Zagłębiem Lubin. Opuchnięta straszliwie kostka i krwiak, jakiego w życiu nie widziałem. Orteza, kule i ortopeda.
5. Na szczęście gorzej to wyglądało, niż jest, więc na wyjazd się wybrałem – z asekuracją krykami – więc na stadionie poruszałem się bez problemu. Zawsze też to ciekawe doświadczenie, kiedy wszyscy ci ustępują i są mili.
6. Ja mogłem mimo swojej kontuzji robić swoje. Magda miała trochę gorzej, bo ma kontuzjowaną rękę, mocno obandażowaną, więc robienie zdjęć aparatem było wykluczone. Robiła jednak co mogła i kilka fotek telefonem się pojawiło i przede wszystkim do tego „Post scriptum” mam dzięki niej kilka fajnych zdjęć.
7. Na wyjazd pojechaliśmy z Mariuszem, z którym co jakiś czas jeździmy na wyjazdy. Był też „tajemniczy fotograf” i jeszcze jedna osoba, więc jechaliśmy w piątkę.
8. Wyjazd był o 10:30, czyli z potężnym zapasem. Wszystko dlatego, że Mariusz chciał w Łodzi zahaczyć o jeden sklep plus miał spotkanie z kolekcjonerem odznak piłkarskich i sportowych. Dlatego na luzie, na spokojnie, wiele godzin przed meczem udaliśmy się w ten niedaleki wyjazd.
9. Droga przebiegła spokojnie i sprawnie. Zahaczyliśmy o Centrum Handlowe Ptak w Rzgowie i przypomniały się dawne czasy, charyzmatyczny prezes ŁKS Antoni Ptak i łysa banda grająca przeciw Manchesterowi United. Jeśli młodsi nie pamiętają, to ówczesny mistrz Polski – ŁKS Łódź – zremisował u siebie z Czerwonymi Diabłami 0:0 w sezonie, w którym piłkarze sir Alexa Fergusona wygrali Ligę Mistrzów po legendarnym zwycięstwie z Bayernem Monachium.
10. Pomyliliśmy najpierw halę, więc ja z tymi kulami zrobiłem małą, niepotrzebną wycieczkę. Gdy dojechaliśmy do „poprawnej”, stwierdziłem, że nie będę już wysiadał z samochodu, a nogi zostawię na nową ekipę Widzewa. W końcu trzeba mieć siły, by dogonić Fornalczyka.
11. Dojechaliśmy do Łodzi i udaliśmy się na Piotrkowską, gdzie Mariusz miał wspomniane spotkanie. Zasiedliśmy w knajpie i pozamawialiśmy jedzenie – przepysznego burgera z fasolką w boczku oraz fish and chips. Było smakowicie.
12. Magda i pan X udali się na spacer po Łodzi, a Magda sfotografowała kilka ładnych, malowniczych miejsc, a te parasole, choć są dość popularnym motywem w ostatnich latach – są naprawdę ładne i estetyczne.
13. Spotkali się kolekcjonerzy i wymieniali się swoimi imponującymi kolekcjami. Nie zabrakło też odznak GKS Katowice, a także starego Skarbu Kibica z sylwetkami Piotra Piekarczyka i Janusza Jojki. Lubię, jak ludzie mają takie zajawki. Są one generalnie nikomu niepotrzebne (tak jak nasza pasja do piłki), ale są pozytywnym zakręceniem.
14. Z dużym zapasem udaliśmy się na stadion, oddalony o kilka minut drogi od miejsca, w którym byliśmy. Kibice Widzewa już się powoli zbierali na mecz, a gdy my dotarliśmy na obiekt, słyszeliśmy już, że sympatycy GieKSy zbierają się do wejścia.
15. Tym razem prasa mogła wejść chyba szybciej niż ostatnio (albo mi się wydawało). Odebranie akredytacji przebiegło szybko i sprawnie, wszystkie były dla nas przygotowane.
16. Magda oczywiście musi mieć smyczki z wszystkich stadionów, na których jeździ, a że pani wydająca akredytacje nie miała ich (znaczy były takie smyczki nie-klubowe), a Magda bardzo, bardzo chciała – to pani dała jej swoją, jakąś kolekcjonerską – z okazji 115 lat Widzewa Łódź. Bardzo miły i sympatyczny gest, podobnie zresztą jak sama pani…
17. Na chwilę udałem się do pokoju pracy mediów, czyli Media Roomu. Na szybką herbatkę, tam też przygotowałem sobie wstęp do relacji pomeczowej. Dziennikarze już sposobili się do tego pasjonującego spotkania.
18. Na szczęście szlaki na stadionie pamiętałem z marca, bo czasem jak się jest na danym obiekcie po dłuższym czasie, to trochę lub całkowicie zaciera się, jak się poruszać.
19. Szybko więc do windy i na górę. Wychodzi się na wprost takiej wielkiej szyby w narożniku boiska, z której widać prawie cały stadion, większość trybun, całe boisko, sektor gości. Piękny widok, szczerze mówiąc. Trochę mi się to kojarzy z podobnym miejscem na stadionie GKS Tychy.
20. Przeszedłszy obok salek Artura Wichniarka i Franza Smudy, doszedłem do wejścia na sektor prasowy. No i co tu się powtarzać, jest trochę ciasno, ale blaty są spore, gniazdka dostępne (choć do niektórych nie da się włożyć wtyczki), no i widoczność kapitalna. Nic tylko opracowywać mecz.
21. Po chwili poszedłem dojeść na catering dla mediów. Ziemniczaki i grillowane warzywa, takie leczo bezmięsne (chyba?) dało radę i nasyciło na cały mecz. Ogólnie sympatyczna sprawa, wiele to nie kosztuje, jest jeden kociołek, a ile radości i motywacji do pracy.
22. Mecz był w TVP, dlatego były dwie stacje transmitujące. W publicznej komentowali Mateusz Borek i Michał Zachodny, w C+ Krzysztof Marciniak i Wojciech Jagoda. Mocne medialne składy – GKS miał okazję się pokazać przed mainstreamowymi polskimi dziennikarzami…
23. Jeszcze przed meczem kibice dali o sobie znać. Ale była to sinusoida. Najpierw była minuta ciszy dla Ismata Koussana, byłego współwłaściciela Widzewa Łódź. Potem zaczęli się pozdrawiać, kibice GKS śpiewali piosenki o Widzewie i Ruchu, a sympatycy RTS wznosili okrzyki ku chwale GKS.
24. Ale za chwilę wszyscy odśpiewali hymn Polski, skandowali „Cześć i chwała Bohaterom” i oddali hołd Powstańcom minutą ciszy.
25. Może ta naparzanka na przemian z solidarnością jest czymś z pozoru zabawnym, ale idealnie oddaje klimat kibicowski w naszym kraju. To znaczy na co dzień są antagonizmy, bo po prostu są i jest wzajemna „jazda z k…”, ale w wyższych sprawach, jak patriotyzm, hołd dla bohaterów czy ostatnio kwestia imigrantów, to kibice są jedyną grupą społeczną, która potrafi wznieść nawet ponad najbardziej dzielące podziały.
26. Oczywiście ten moment, gdzieś pomiędzy jedną i drugą minutą ciszy i hymnem nie był odpowiedni na wzajemne pozdrowienia, ale cóż – to impuls.
27. Wkrótce rozpoczął się mecz przy fenomenalnej atmosferze. Gospodarze jak zwykle zapełnili stadion na czerwono, co robi wielkie wrażenie. I żółta armia kibiców GieKSy wypełniająca sektor gości. Wszyscy cały mecz dopingują – po prostu ligowe święto piłki. I taka jest dzisiejsza ekstraklasa, dlatego z całych sił trzeba grać tak, by się utrzymać. W Siedlcach byśmy tego nie zaznali.
28. Wydawało się, że GKS może coś w tym meczu podziałać, bo przez pierwszy kwadrans mieliśmy przewagę. Niestety jedna akcja Widzewa zadecydowała, że gospodarze objęli prowadzenie, wprawiając w euforię miejscową publiczność.
29. Gola zdobył Sebastian Bergier i trzeba tu powiedzieć, że nasi byli piłkarze już w pierwszych trzech kolejkach zrobili różnicę. Oskar Repka swoją grą przyczynił się do wygranej Rakowa, a teraz Sebastian.
30. Swoją drogą po meczu trener Widzewa powiedział, że szacun dla Seby, że grał z kontuzją itd. Szkoda, że Sebastian nie był tak ambitny w końcówce poprzedniego sezonu, mając zagadkową, bardzo zagadkową kontuzję…
31. GKS bił głową w mur, Widzew co jakiś czas wyprowadzał groźne ataki. Jakość piłkarska była po stronie gospodarzy, ale do przerwy było tylko 0:1.
32. Odetchnęliśmy w ulgą, gdy sędzia nie uznał po VAR-ze gola Shehu. Choć już patrząc na powtórkę w Canal+, widzieliśmy, że sędzia się pomylił i gol powinien zostać uznany. Tego zdania byli też wszyscy komentatorzy, nawet wiecznie broniący sędziów Adam Lyczmański to potwierdził, więc pomyłka musiała być gruba.
33. Łudziliśmy się, że GKS wyrówna, ale nie było ku temu większych przesłanek. W końcówce Widzew przycisnął i strzelił kolejne dwa gole i gospodarze wysoko wygrali.
34. Po meczu i nagrywce udaliśmy się na konferencję pomeczową. Oczywiście rzecznik prasowy witał Nestora, a potem wypowiadali się trenerzy i Fran Alvarez.
35. Tak jak nieraz pisałem, miejscowi dzienniakarze na różnych stadionach to jest osobne uniwersum. Często jest taka grupa głośnych, nadmiernie pewnych siebie, samców alfa, którzy mądrzą się bardziej niż radio, śmieszkują i generalnie ego tam wybija w kosmos.
36. Bo jak tłumaczyć to, że Widzew wygrywa wysoko, w świetnej atmosferze, rozjeżdża GieKSę, a głównym tematem jest psioczenie, że sędzia nie uznał wspomnianej bramki Shehu. Niektórym w głowach się poprzewracało. Jak to trafnie ujął Mariusz w drodze powrotnej, to jest taki vibe ludzi, którzy przez 2-3 lata zagnieździli się w ekstraklasie, zrobili kilka transferów i już im się wydaje, że są Mistrzem Polski. Pokory i lodu na głowę…
37. Ale to nie tylko Widzew, bo to jest przypadłość na wielu stadionach. I zastanawiam się, czy nasza skromniutka, cicha redakcja jest pełna kompleksów?
38. Czy może po prostu my się skupiamy na robocie, na merytoryce, a narcystyczne zapędy chowamy po prostu do plecaka…
39. Trudno to uznać za mankament, raczej mówię o pewnej obserwacji.
40. Wkrótce wypowiadali się trenerzy, sportowo zły Rafał Górak, którego ostatnio trochę męczę i będę męczyć pytaniami oraz ten surowy i groźny, a jednocześnie żartujący Żelijko Sopić. Trenerzy zwycięscy lubią sobie podyskutować z dziennikarzami.
41. Po konferencji udaliśmy się powoli do samochodu i jeszcze za jasna wyjechaliśmy.
42. Niestety nasze wizyty na nowym stadionie Widzewa to zaledwie jeden remis i trzy porażki. Nie są gościnni Widzewiacy, ale my też wiele w tych spotkaniach nie robimy, by zgarniać punkty.
43. Dla mnie to był chyba siódmy mecz na Widzewie (wliczając stary stadion) i niestety bilans to 0-2-5. Dodatkowo ten drugi remis był na pożegnalnym starym stadionie, kiedy sportowo Widzewa łoili wszyscy, a my nie potrafiliśmy zgarnąć kompletu punktów. Więc było to jak porażka.
44. Ostatecznie jednak bardzo lubię jeździć na stadion Widzewa, bo warunki do pracy i atmosfera na meczach zawsze jest świetna. Animozje kibicowskie animozjami, ale trzeba docenić takie mecze.
45. Powrotna droga przebiegła w burzliwej atmosferze. Dosłownie! Takich błysków dawno nie widziałem, a my zmierzaliśmy do oka cyklonu. Wpadliśmy w ulewę, ale na szczęście burzę ominęliśmy. Przed północą byliśmy w domu.
46. Dzięki ekipa za wyjazd i do zobaczenia.
47. Tylko trzy punkty w Warszawie!
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.
Kibice Klub Piłka nożna
Puchar Polski dla wyjazdowiczów
Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.
Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.
To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).
Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).











































Marek Marecki
9 sierpnia 2025 at 13:08
Fantastycznie czyta się wasze relacje.
Wątek kulinarny i turystyczny tez zawsze cieszy.
Pozdrawiam serdecznie!