Felietony
[PRE SCRIPTUM] Według trenera Wigry… już zdobyły Puchar Polski
„Gol!!! Gol dla GieKSy proszę państwa!” – krzyknął podczas naszej trzeciej transmisji radiowej w historii Tomek, bardziej znany szerokiej publiczności jako Prezes. Tak, to chcielibyśmy słyszeć jak najczęściej podczas naszych transmisji radiowych, to chcielibyśmy słyszeć jak najczęściej już od soboty, kiedy GieKSa podejmie na swoim stadionie Wigry Suwałki w inauguracji pierwszej ligi.
Identyczna sytuacja jak rok temu, wówczas również w pierwszym meczu graliśmy u siebie z Wigrami. To był dziwny mecz, bo suwalczanie zaatakowali nas od pierwszej minuty i porządnie nas zgnietli. A jednak to GKS po golach Burkhardta i Leimonasa do przerwy prowadził 2:0, co powodowało, że mogliśmy uznać początek sezonu za bardzo udany (tym bardziej, że w Pucharze Polski wygraliśmy z Rozwojem). Teraz Wigry znów stają na naszej drodze i tym razem po porażce w rozgrywkach pucharowych, mamy nadzieję na solidną rehabilitację i ważne trzy punkty.
Ten mecz musi być inny niż spotkanie w Radomiu. Przecież tam wybitnie mieliśmy problem z kadrą. Za kartki pauzowali Grzegorz Goncerz i Alan Czerwiński (nawet my nie spodziewaliśmy się kilka lat temu, że będziemy żałowali, że Alana nie ma w składzie). Kontuzjowany jest Adrian Frańczak i jeszcze od meczów sobie niestety odpocznie. Dwóch pierwszych jest natomiast gotowych do gry. Liczymy oczywiście też na Pawła Mandrysza, który ze względów formalnych w Radomiu nie zagrał, ale z Banikiem po raz pierwszy pokazał się z wyśmienitej strony i jako sprinter zdobył bardzo efektowną bramkę. Są na świecie i w Polsce piłkarze, którzy robią sobie reklamę szybkością, ale poza tym nie mają nic do zaoferowania. w GKS takim przykładem był Aleksander Januszkiewicz, który niby był szybki, ale w piłkę nie za bardzo umiał grać. Jakoś mamy wrażenie, że Paweł swoją szybkość potrafi wykorzystać w taki sposób, żeby drużyna po prostu zdobywała bramki. Taki Ribery z czasów Marsylii i Francji z 2006 roku. Paweł, masz wysoko zawieszoną poprzeczkę, nie spieprz tego 🙂
W Wigrach nastąpiło – podobnie jak w GieKSie – sporo przetasowań przed sezonem. Co prawda większość zawodników, którzy odeszli nie odgrywało kluczowej roli w zespole, z wyjątkiem dwóch. Artur Bogusz rozegrał w poprzednim sezonie wszystkie mecze od pierwszej do ostatniej minuty – piłkarze GKS będą mogli się z nim zmierzyć już w drugiej kolejce, bo odszedł do Chrobrego Głogów. No i drugi – Bartłomiej Kalinkowski, pozyskany przez GieKSę. Bartek rozegrał w poprzednim sezonie 31 meczów ligowych, w których strzelił 3 bramki, otrzymał aż 10 żółtych i 1 czerwoną kartkę. Trafienia zaliczał w Sosnowcu, Olsztynie i u siebie z Bytovią. Teraz ma grać na chwałę naszego klubu.
Wigry poczyniły natomiast kilka nawet ciekawych wzmocnień. Do klubu przyszli Frank Adu Kwame, którego przede wszystkim kojarzymy z uderzenia Sławomira Dudy w meczu Pucharu Polski z Podbeskidziem, kiedy to akcja miała miejsce na drugiej połowie, ale czujny arbiter wypatrzył to zdarzenie i podyktował rzut karny. Rafał Augustyniak, były piłkarz Widzewa Łódź, który w swojej kolekcji trofeów ma m.in. mandat za przeklinanie w trakcie „rozmowy” z kibicami. Janusz Bucholc i Rafał Remisz to wieloletni zawodnicy Stomilu Olsztyn, którzy postanowili zmienić otoczenie. Vaclav Cverna, Czech ostatnio grający w GKS Bełchatów, a przez kilka ostatnich lat zawodnik Karviny. Nowym nabytkiem jest też pochodzący z Gambii Hiszpan Kuku, który ostatnio występował w czwartoligowym hiszpańskim CE Jupiter i w 24 meczach strzelił aż 17 bramek. Łukasz Wroński wraz z Cverną zmienił Bełchatów na Suwałki.
W okresie przygotowawczym Wigry nie porwały. Porażki po 1:2 z Niecieczą i Siarką (gole odpowiednio: Kuku i Adamek) splendoru nie przyniosły. Za to bliscy byli podopieczni Dominika Nowaka niespodzianki w meczu w Ostrowcu Świętokrzyskim w spotkaniu ze zdobywcą Pucharu Grecji – AEK Ateny. Przegrali 0:1 po bramce w 88. minucie, a za przeciwników nie mieli byle ogórków, bo Dmytro Czychrynskiego z przeszłością w Barcelonie i kilka dobrych lat podstawowy zawodnik Szahtara Donieck, Didaca Vile (kiedyś Espanyol, zmarnowany talent) czy Tomasa Pekharta (ponad sto meczów w Bundeslidze). Poniżej możecie obejrzeć skrót tego spotkania. Swoją drogą mieć możliwość rozegrania sparingu z tak renomowaną drużyną to wielki skarb.
Prawdziwy sprawdzian przyszedł jednak w meczu Pucharu Polski ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Po golu niezawodnego Kamila Adamka Wigry wygrały 1:0 (Damian Kądzior nie wykorzystał wcześniej karnego). Obie sytuacje możecie obejrzeć poniżej:
– Wiadomo jechaliśmy tu z jednym celem – wygrać Puchar Polski. To osiągnęliśmy.
Wiadomo, że jest to skrót myślowy, ale trzeba przyznać, że urocze – powiedzieć o sobie, że się wygrało Puchar Polski 😉 Oto ta wypowiedź:
– Jak pokazuje przykład wczorajszego meczu Radomiaka i GKS Katowice, ci mniejsi mogą dalej zajść…
Trener pytany o to, czy skład z meczu ze Świtem to już ten na ligę odpowiada:
– Mieliśmy wiele znaków zapytania, nadal je mamy, musimy też zapoznać się z tym, jak gra zespół z Katowic i wtedy chcemy dobrać jak najlepszy zestaw zawodników.
Trochę wygląda na to, że Wigry wiedzą, czego chcą. I mimo przetasowań kadrowych wcale nie będą łatwym przeciwnikiem. Tylko od GieKSy zależy, czy narzuci swój styl gry w tym meczu czy nasz zespół będzie musiał się dostosować do przeciwnika. Trochę to taka wielka niewiadoma…
A tak na marginesie przy okazji pisania tego artykułu „odnalazł się” nam Przemysław Cecherz, który jest trenerem Świtu. Sympatyczny szkoleniowiec trzecioligowego zespołu – jak się okazuje prowadzi go od 20 kwietnia. Tymczasem 11 dni wcześniej zaliczył spektakularną klęskę prowadząc Raków Częstochowa z GKS Tychy – aż 1:8. Że aż tak szybko znalazł nowego pracodawcę? Ciekawa ta polska piłka…
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami
Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.

Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska
GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Piłka nożna
Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga
Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.
Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie, bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.
W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.
Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.
Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.




kibic bce
28 lipca 2016 at 16:25
Panowie nie ma innej opcji jak zwyciestwo. Tym bardziej ze to start ligi i takich ogorkow trzeba ogrywac do 0.
Jak nie z takimi wygrywac to z kim?
Tylko zwyciestwo nawet najskromniejsze nas zadowoli. Musi byc walka!!!