Dołącz do nas

Piłka nożna

Skorzysta na zawieszeniu rozgrywek i uratuje honor trzecioligowców?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Można już było o tym fakcie zapomnieć, ale jest w kadrze pierwszej drużyny GieKSy taki zawodnik, jak Dominik Bronisławski. Do GieKSy trafił w lecie 2018 wraz z trójką innych ówczesnych trzecioligowców i żadnego poza nim już nie ma w Katowicach – Daniel Rumin i Konrad Andrzejczak grają razem, ale w Skrze Częstochowa, a Sławomir Musiolik spadł aż na piąty poziom rozgrywkowy do Odry Wodzisław Śląski.

Bronisławski ostatni raz w oficjalnym meczu wystąpił ponad rok temu – 9 marca 2019 roku wszedł z ławki rezerwowych w przegranym meczu z Rakowem Częstochowa. U Rafała Góraka grał w sparingach, lecz tuż przed startem ligi zerwał więzadło krzyżowe. W okolicach października/listopada zaczęły pojawiać się pozytywne informacje, że może niedługo być gotowy do wznowienia treningów. Skończyła się jednak runda jesienna, zaczęły się przygotowania do wiosny… a Dominik wciąż nie mógł trenować na 100%. Można było usłyszeć o komplikacjach w jego kolanie, przez które przedłużał się jego powrót na boisko.

W obecnej sytuacji na świecie wręcz nie wypada powiedzieć, że dla kogoś może ona być ,,dobra”. Pomijając jednak aspekt przyzwoitości, nie da się ukryć, że niektórym przerwa w rozgrywkach pomoże. Mateusz Broda wypadł na dłużej i on raczej prędzej będzie celować w gotowość na początek nowego sezonu (kiedykolwiek nie miałby on nastąpić), ale kto wie, czy gotowy na ewentualne wznowienie rozgrywek nie byłby Radek Dejmek. Ciężko jednak porównywać te dwie sytuacje – czeski obrońca jest postacią dobrze znaną w polskiej piłce i jest już zdecydowanie bliżej końca niż początku swojej kariery, czego nie można powiedzieć o Bronisławskim. Oczywiście nie będę tu naginać rzeczywistości i mówić o 24-latku, że jest młody i perspektywiczny, ale krzywa wieku dalej działa na jego korzyść i ma jeszcze wiele do udowodnienia na boisku.

Bronisławski przychodził do GieKSy jako ofensywny pomocnik. W letnich sparingach trener Górak sprawdzał go jednak na trzech różnych pozycjach: skrzydle, ,,dziesiątce” i ,,ósemce”. Oczywiście sam zapis na papierze niewiele tu znaczy, bo różne są zadania zawodników i cały układ formacji podczas gry w ataku, gry w obronie, a jeszcze inne w fazach przejścia. Gdzie mógłby się odnaleźć w naszym aktualnym systemie?

Zacznijmy od jego nominalnej pozycji, czyli tuż za napastnikiem. Zdecydowanie najczęściej grał tu Adrian Błąd, ale odnoszę wrażenie, że nawet w trakcie tego sezonu jego rola ewoluowała. Czy to wynikało tylko z założeń taktycznych, czy po prostu nasz kapitan musiał się przyzwyczaić do nowej roli? Nie mi oceniać. Na początku sezonu znacznie częściej podczas gry w ataku poruszał się po całej długości i szerokości boiska – szukał miejsca tam, gdzie najbardziej mógłby się w danym momencie przydać, można było nazwać go raumdeuterem. Z czasem zaczął grać coraz bliżej linii obrony, tworząc parę z Maciejem Stefanowiczem. Ich zadaniem było przeniesienie gry w stronę bramki przeciwnika. Widać to dobrze po jego heatmapach (źródło Wyscout) – z lewej strony mamy mecz z Błękitnymi w rundzie jesiennej, po prawej spotkanie z tym samym rywalem, ale już wiosną, gdy rywale GieKSy poznali już jej potencjał i grali bardziej zachowawczo.

.

.

Nie zmieniły się natomiast zadania Błąda w defensywie – tutaj dalej najczęściej tworzy parę z napastnikiem w pierwszej linii i wspólnie pressują na defensorów rywala, starając się utrudniać rozgrywanie.

Skoro już wspomnieliśmy o Stefanowiczu – przejdziemy do pozycji numer 8. Praktycznie przez cały sezon pełnił on funkcję łącznika pomiędzy trójką z tyłu a zawodnikami operującymi wysoko w ofensywie. W odróżnieniu od Błąda miał on jednak znacznie bardziej odpowiedzialną rolę w defensywie – wraz z Michałem Gałecki współtworzył środek drugiej linii. Jeśli piłka przejdzie przez dwóch napastników – ok, nie wciąż to nie jest problem, bo dalej jest jeszcze ośmiu broniących zawodników z pola; jeśli piłka przejdzie przez drugą linię – to już gorzej. Nie jestem przekonany, czy Bronisławski potrafiłby grać w defensywie na tyle odpowiedzialnie, by sprawdzić się w takiej roli.

Na koniec o roli skrzydłowego. O ile w defensywie jego zadania są dosyć jasne, o tyle w ofensywie jest nieco ciekawiej. Skrzydłowi, którzy mają minąć rywala przy linii bocznej boiska i dośrodkować w pole karne, wychodzą już z mody i nie inaczej jest w przypadku GKS-u. Za rozciąganie pola gry odpowiedzialni są boczni obrońcy, a skrzydłowi schodzą w tak zwane ,,półprzestrzenie”. Można pod tym względem szukać podobieństw do dwóch ,,dziesiątek” w systemie Jacka Paszulewicza, który to Bronisławskiego ściągnął na Bukową właśnie z planem gry nim na tej pozycji. Przy schodzeniu Błąda bliżej koła środkowego – to właśnie na skrzydłowych spada ciężar kreowania sytuacji bramkowych. Można zobaczyć podobieństwa pomiędzy heatmapą Bronisławskiego z jego ostatniego pełnego meczu i Woźniaka w meczu ze Zniczem w Pruszkowie, gdzie ostatni raz zagrał pełne 90 minut na jednej pozycji.

.

.

To właśnie na pozycji skrzydłowego najchętniej widziałbym Bronisławskiego. Mamy tam Woźniaka, Wrońskiego, Kiebzaka i Pavlasa, ale pierwszej dwójce, podobnie zresztą jak Dominikowi, kończą się kontrakty (Wroński ma opcję przedłużenia, ale w tym sezonie zdecydowanie zawodzi), Kiebzak jest wypożyczony, a Pavlas jeszcze nie miał okazji zadebiutować w GieKSie. Woźniak rozgrywa dobry sezon, ale trzeba pamiętać, że niedługo będzie obchodzić już 30 urodziny. Dominik zdecydowanie najwięcej może dać drużynie w ostatniej 1/3 boiska. Grając głębiej – na miejscu Stefanowicza czy Błąda, nie mógłby dać drużynie tego, co ma najlepsze. Można dostrzec kilka podobieństw statystycznych pomiędzy Bronisławskim a naszą dwójką podstawowych skrzydłowych w tym sezonie. Trzeba pamiętać, że w przypadku Dominika są to liczby z wyższej ligi, dlatego jako ciekawostkę dorzuciłem także statystyki Kiebzaka z zeszłego sezonu, gdy był zawodnikiem Garbarni, która także spadła.

.

Wszystkie liczby są podane w przeliczeniu na 90 minut. Postanowiłem nie dorzucać zeszłorocznego Woźniaka, ponieważ występował on wtedy głównie jako napastnik i uważam, że nie byłoby to w żaden sposób miarodajne. Oczywiście i tak trzeba uwzględniać pewien kontekst: Bronisławski spędził na boisku zaledwie 717 minut i był to bardzo zły okres dla GieKSy. Ciężko obiektywnie ocenić, ile sam dołożył swojej winy do tego, a jak dalece nie pomagali mu partnerzy. Trzeba także uwzględnić różne filozofie futbolu – przy stylu gry drużyny Rafała Góraka Bronisławski gdziekolwiek i jakkolwiek by nie grał – po prostu musiałby mieć więcej podań. Inna byłaby także jego rola w defensywie – procent odzyskanych piłek na połowie przeciwnika na pewno nie byłby taki wysoki, bo zamiast pressować rywala w systemie 4-3-2-1, musiałby wspierać bocznego obrońcę w 4-4-2. Niemniej jednak myślę, że można się tu dopatrzyć paru pozytywnych sygnałów, jak chociażby liczba podań prowadzących do strzału czy liczba i skuteczność dryblingów. Warto też zwrócić uwagę na wyraźną poprawę liczb u Kiebzaka. Kto wie, czy Bronisławskiego, który jest tylko kilka miesięcy starszy, nie byłoby stać na podobny skok, choć na pewno nie będzie mu łatwo wrócić po niemal roku bez gry.

Podsumowując – myślę, że przedłużenie umowy z Bronisławskim to byłby ruch w stylu low risk-high reward. Mogę znaleźć u niego mały pozytyw nawet w trakcie okresu leczenia kontuzji – zawsze był na meczu przy Bukowej, a wiemy, że niektórzy zawodnicy mają problem z czymś tak podstawowym i wolą wrzucać na Instagrama, że w trakcie naszego spotkania grają w Fifę. Piłkarz po tak długiej kontuzji i bez wyrobionej renomy raczej nie będzie mieć podstaw do wygórowanych wymagań co do nowego kontraktu, więc gdyby jednak nie poradził sobie pod względem sportowym – klub niewiele by stracił. Jeśli natomiast Dominik dałby radę wejść na wysoki poziom – obie strony mocno na tym zyskają.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Kompromitacja

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po ostatnim meczu z Arką Gdynia, humory w Katowicach były bardzo dobre. GieKSa odbiła się od dna i w fantastycznym stylu pokonała gdynian. Piłkarze Rafała Góraka chcieli podtrzymać tę passę. Ten sam plan miał jednak Górnik Zabrze, który również efektownie odprawił z kwitkiem Pogoń Szczecin. Przy Roosevelta zapowiadało się naprawdę świetne widowisko, przy rekordowej – 28-tysięcznej – frekwencji.

W GieKSie nastąpiła jedna zmiana w porównaniu z meczem z Arką. Kontuzjowanego Alana Czerwińskiego zastąpił Lukas Klemenz, czyli bohater meczu z gdynianami. W składzie zabrzan ponownie zabrakło Lukasa Podolskiego (ale był już na ławce), mogliśmy natomiast obawiać się dynamicznych Ousmane Sowa i Tofeeka Ismaheela.

Początek meczu był wyrównany, ale drużyny nie stwarzały sobie sytuacji bramkowych, choć gdyby w 5. minucie Adam Zrelak dobrze przyjął piłkę wyszedłby sam na sam od połowy boiska z Łubikiem. W 11. minucie lekko uciekał Klemenzowi Tofeek Ismaheel, który wbiegł w pole karne i nawijał naszego obrońcę, ale Lukas ostatecznie zablokował ten strzał. W 19. minucie Kubicki bardzo dobrze obsłużył prostopadłym podaniem Ambrosa, który kąśliwie uderzał, ale Dawid Kudła bardzo dobrze obronił ten strzał. Pięć minut później w pole karne próbował wdzierał się Borja Galan, ale jego strzał został zamortyzowany. W pierwszych trzydziestu minutach nieco lepiej prezentował się Górnik i mógł to przypieczętować bramką, gdy fatalną stratę przed polem karnym zaliczył Kacper Łukasiak, ale po wygarnięciu piłki przez Kubickiego nie doszedł do niej Liseth. Niestety cofnięta gra GKS nie opłaciła się. Galan dał bardzo dużo miejsca w polu karnym rywalowi, a Ousmane Sow skrzętnie to wykorzystał, wycofując piłkę na 16. metr do Patrika Hellebranda, który pewnym strzałem pokonał Kudłę. W końcówce GKS miał kilka stałych fragmentów gry, ale w przeciwieństwie do meczu z Arką, tutaj nie było z tego żadnego zagrożenia.

Początek drugiej połowy mógł być fatalny. Klemenz wyprowadzał tak, że podał do przeciwnika, piłka zaraz poszła do niepilnowanego Janży, ten wycofał do Sowa, analogicznie jak ten zawodnik w pierwszej połowie, jednak Sow strzelił technicznie obok słupka. Po chwili, w zamieszaniu w polu karnym po wrzucie z autu Kowalczyka, ekwilibrystycznie do piłki próbował dopaść Kuusk, ale nic z tego nie wyszło. Po chwili i tak było 2:0. W 53. minucie piłkarze GKS zagrali niebywale statycznie w polu karnym. Dośrodkowywał Ambros, a kompletnie niepilnowany, choć wśród tłumu naszych (!) zawodników Liseth z bliska skierował piłkę do siatki. W 61. minucie znów rozmontowali naszą dziurawą obronę rywale, Janża znów mając lotnisko na skrzydle, popędził i wycofał po ziemi, a Sow tym razem strzelił niecelnie. Po chwili mieliśmy zmiany, weszli na boisko Aleksander Buksa i debiutujący w GKS Jesse Bosch. Trzy minuty później było po meczu, gdy doszło do absolutnie kuriozalnej sytuacji. Marten Kuusk zagrywał do Kudły. Problem w tym, że naszego bramkarza nie było w bramce i piłka wpadła do siatki ku rozpaczy estońskiego defensora. Kilka minut później swoją szansę miał Ismaheel, ale po dośrodkowaniu z prawej stroną i strzale zawodnika bardzo dobrze interweniował Kudła. W 81. minucie z dystansu uderzał wprowadzony na boisko Lukas Podolski, ale znów obronił bramkarz. W 88. minucie na strzał zdecydował się Kuusk, a piłka musnęła górną stronę poprzeczki. Po chwili była powtórka, uderzał z daleka Gruszkowski i również piłka otarła obramowanie, tym razem spojenie.

Wygląda na to, że GKS przegrał to spotkanie już przed meczem, ewentualnie w trakcie pierwszej połowy. Nie da się z Górnikiem Zabrze, grając tak asekuracyjnie, liczyć na cud i to, że rywale nie strzelą bramki. Dodatkowo po utracie bramki posypało się całkowicie wszystko i nie dość, że nadal nie mieliśmy nic z przodu, to jeszcze popełnialiśmy katastrofalne błędy z tyłu, a gospodarze skrzętnie to wykorzystali. Był to najsłabszy mecz GKS w tym sezonie. Nie chodzi o wynik. Sposób gry był nieprzystający ekstraklasowej drużynie.

23.08.2025, Zabrze
Górnik Zabrze – GKS Katowice 3:0 (1:0)
Bramki: Hellebrand (40), Liseth (53), Kuusk (64-s).
Górnik: Łubik – Kmet (70. Szcześniak), Janicki, Josema (76. Pingot), Janża, Kubicki, Hellebrand, Ambros (70. Podolski), Sow (69. Dzięgielewski), Liseth, Ismaheel (76. Lukoszek).
GKS: Kudła – Wasielewski, Klemenz, Jędrych, Kuusk, Galan (70. Gruszkowski) – Błąd (70. Łukowski), Kowalczyk, Łukasiak (61. Bosch), Nowak (78. Wędrychowski) – Zrelak (61. Buksa).
Żółte kartki: Nowak.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 28236 (w tym 4300 kibiców GieKSy).

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Szymon Marciniak w końcu sędzią El Clasico

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sędzią sobotniego meczu Górnik Zabrze – GKS Katowice będzie Szymon Marciniak z Płocka. Śląski Klasyk odbędzie się w sobotę o godzinie 20.15.

Arbitra przedstawiać nie trzeba, ale jednak to zrobimy. Nasz sędzia międzynarodowy ma CV tak bogate, że ciężko objąć wszystko. Według portalu 90minut.pl pierwsze udokumentowane spotkanie to mecz Pucharu Polski w 2006 roku pomiędzy Spartą Augustów i Mrągowią Mrągowo. Szybko piął się po szczeblach kariery i już w kolejnym sezonie prowadził trzy mecze ówczesnej drugiej ligi, czyli zaplecza ekstraklasy.

Uwaga! Wówczas – 5 kwietnia 2008 poprowadził jedyny w swojej karierze mecz GKS Katowice, było to spotkanie w Turku, w którym GKS Katowice zremisował z miejscowym Turem 1:1. Poniżej możecie zobaczyć bramki z tego meczu, nakręcone przez autora niniejszego artykułu. Gola dla GKS zdobył wówczas Krzysztof Kaliciak, a wyrównał dobrze nam znany, grający później w GieKSie – Filip Burkhardt.

Już w sezonie 2008/09 zadebiutował w ekstraklasie, prowadząc mecz GKS Bełchatów z Odrą Wodzisław. Od następnego był już etatowym arbitrem w ekstraklasie, w której sędziuje nieprzerwanie od 15 lat.

W sezonie 2012/13 przyszedł debiut w europejskich pucharach, gdy w Lidze Europy sędziował mecz Lazio z Mariborem. Dwa lata później zadebiutował w Lidze Mistrzów spotkaniem Juventus – Malmo.

Wyliczanie wszystkich prowadzonych przez Marciniaka meczów byłoby dużym wyzwaniem. Spójrzmy po prostu na zbiorczą liczbę spotkań, które prowadził konkretnym europejskim drużynom na przestrzeni tych lat – głównie w Lidze Mistrzów, a także w minimalnym stopniu w Lidze Europy:

Inter Mediolan – 10
Real Madryt – 9
Atletico Madryt – 8
Liverpool, PSG – 7
Juventus, Barcelona, Milan – 6
Bayern, Manchester City, Tottenham, Lyon, Benfica – 4
Sevilla, Feyenoord, Napoli – 3

W mniejszej liczbie prowadził też mecze takich drużyn jak m.in. Lazio, Fiorentina, Manchester United, Roma, BVB, Ajax, Bayer Leverkusen, Lipsk, Atalanta, OM, FC Porto, Chelsea, Sporting, Galatasaray czy Arsenal. Dodajmy, że w zestawieniu nie są uwzględnione spotkaniach w ramach choćby Klubowych Mistrzostw Świata, gdzie dodatkowo dwukrotnie sędziował Realowi Madryt.

W 2013 sędziował swój pierwszy finał Pucharu Polski – pierwszy z dwóch meczów Śląska Wrocław z Legią Warszawa. Później jeszcze trzykrotnie prowadził mecz finałowy na Stadionie Narodowym.

W swojej europejskiej przygodzie był arbitrem kilku spotkań, które obrosły legendą. Na przykład w 2017 był rozjemcą pierwszego meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, w którym PSG pokonało Barcelonę 4:0. Ten mecz był preludium do historii z rewanżu, gdzie Blaugrana po niesamowitej remontadzie zwyciężyła 6:1. Rok później w tej samej fazie na Marciniaka posypała się lawina krytyki po meczu Tottenham – Juventus (1:2), w którym nasz arbiter popełnił duże błędy. W 2023 roku sędziował w półfinale pogrom Realu Madryt przez Manchester City, kiedy podopieczni Pepa Guardioli wygrali 4:0. A w zeszłym sezonie niesamowite spotkania w 1/8 i 1/2 finału pomiędzy Atletico i Realem oraz Interem i Barceloną – w obu przypadkach były to rewanże. W derbach Madrytu arbiter miał absolutnie nietypową sytuację, gdy w konkursie jedenastek Julian Alvarez dwa razy dotknął piłkę – co dopiero – i to w wielkich kontrowersjach – wykazał VAR. Znowuż w pojedynku na Giuseppe Meazza widzieliśmy prawdziwy spektakl piłki. Gdy w 87. minucie Raphinia trafiał na 3:2 dla Barcelony, wydawało się, że jest pozamiatane. Wyrównał w doliczonym czasie Acerbi, a w dogrywce Nero-Azurri za sparwą Frattesiego przechyli szalę na swoją korzyść.

Szymon Marciniak od dekady prowadzi też mecze reprezentacji. Prowadził spotkania na Mistrzostwach Europy i Świata. W 2016 roku był rozjemcą meczów Hiszpania – Czechy, Islandia – Austria i Niemcy – Słowacja. Podczas Mundialu w Rosji sędziował spotkania Argentyna – Islandia i Niemcy – Szwecja z fenomenalnym trafieniem Kroosa w doliczonym czasie z rzutu wolnego. Na Mistrzostwach Świata w Katarze prowadził spotkania Francja – Dania i Argentyna – Australia, a na Euro 2024 Belgia – Rumunia i Szwajcaria – Włochy.

Na deser zostawiliśmy oczywiście największe sukcesy polskiego sędziego. Czyli sędziowane finały. Najpierw finał Klubowych Mistrzostw Świata 2024, w którym Manchester City pokonał Fliminense 4:0. City zapewniło sobie udział w turnieju poprzez wygranie Ligi Mistrzów w 2023 roku, który również prowadził polski sędzia – Anglicy pokonali Inter Mediolan 1:0 po golu Rodriego. No i nade wszystko mecz meczów, najważniejsze wydarzenie w czteroleciu światowej piłki, czyli finał Mistrzostw Świata 2022 w Katarze: Argentyna – Francja. Finał niebanalny, bo z dwoma golami Leo Messiego i hat-trickiem Kyliana Mbappe. Marciniak był świadkiem ukoronowania Leo Messiego jako najlepszego piłkarza w historii futbolu, zwieńczającego swoją piękną karierę tytułem Mistrza Świata.

Ma w swoim dorobku także prowadzone finały Cypru, Grecji i Albanii oraz Superpuchar Europy.

Przechodząc do spraw przyziemnych – w obecnym sezonie Marciniak prowadził cztery spotkania ekstraklasy, w których pokazał 16 żółtych kartek (średnio 4 na mecz) i ani jednej czerwonej. Podyktował jeden rzut karny – dla Pogoni w meczu z Arką.

Oficjalnie prowadził tylko jedno wspomniane spotkanie GKS Katowice, natomiast na uwagę zasługuje fakt, że Marciniak był gościem specjalnym i sędzią podczas turniejów Spodek Super Cup 2024 i 2025. W obecnym roku zrobił też rzecz niesamowitą – prowadząc mecz w Arabii Saudyjskiej wieczorem dzień przed turniejem, sobie tylko znanymi sposobami przemieścił się do Katowic, by w Spodku już być około godziny 15.00 zwartym i gotowym do pracy.

Będzie to pierwszy Klasyk Szymona Marciniaka, bo mimo wielu wybitnych spotkań, nie udało mu się jeszcze poprowadzić hiszpańskiego El Clasico pomiędzy Realem Madryt i Barceloną.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Żółty kocioł dał koncert

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Radomiak Radom wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Joao Henriques. Poniżej spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Joao Henriques (trener Radomiaka Radom):
Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. GKS strzelił trzy bramki, my dwie. Tyle mam do powiedzenia. Nasi zawodnicy do bohaterowie w tym meczu. Będziemy walczyć dalej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Ważny moment dla nas, bo pierwsza przerwa na kadrę to taka pierwsza tercja tej rundy i mieliśmy świadomość, że musimy zdobywać punkty, aby nie zakopać się. Wiadomo, jeśli chodzi punkty nie zdarzyło się nic zjawiskowego. Mamy siódmy punkt i to jest dla nas cenna zdobycz, a dzisiejszy mecz był bardzo ważnym egzaminem piłkarskiego charakteru, piłkarskiej złości i udowodnienia samemu sobie, że tydzień później możemy być bardzo dobrze dysponowani i możemy zapomnieć, że coś nam nie wyszło. Bo sport ma to do siebie, że co tydzień nie będziesz idealny, świetny i taki, jak będziesz sobie życzył. Ważne jest, jak sportowiec z tego wychodzi.

Tu nie chodzi o to, że nam się udało cokolwiek, bo udać to się może jeden raz, ale jak wychodzimy i zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy w opałach – a byliśmy w nich także w tym meczu. Graliśmy bardzo energetyczną pierwszą połowę, mogliśmy strzelić więcej bramek, a schodziliśmy tylko z remisem. Ze świadomością, że straciliśmy dwie bramki, a sami mogliśmy strzelić dużo więcej. No ale jednak obawa jest, że dwie straciliśmy.

Siła ofensywna Radomiaka jest ogromna, ci chłopcy są indywidualnie bardzo dobrze wyszkoleni, są szybcy, dynamiczni, niekonwencjonalni. Bardzo trudno się przeciw nim gra. Zresztą kontratak na 1:0 pokazywał dużą klasę. Niesamowicie jestem dumny ze swoich piłkarzy, że w taki sposób narzucili swoje tempo gry, byli w pierwszej połowie drużyną, która dominowała, stworzyła wiele sytuacji bramkowych, oddała wiele strzałów, miała dużo dośrodkowań. To była gra na tak. Z tego się cieszę, bo od tego tutaj jesteśmy. W drugiej połowie przeciwnik po zmianach, wrócił Capita, Maurides, także ta ławka również była silna. Gra się wyrównała i była troszeczkę szarpana. Natomiast niesamowicie niosła nas publika, dzisiaj ten nasz „żółty kocioł” był niesamowity i serce się raduje, w jaki sposób to odtworzyliśmy, bo wiemy jaką drogę przeszliśmy i ile było emocji. Druga połowa była świetnym koncertem i kibice bardzo pomagali, a bramka Marcina była pięknym ukoronowaniem. Skończyło się naszym zwycięstwem i możemy być bardzo szczęśliwi. Co tu dużo mówić, jeżeli w taki sposób GKS będzie grał, to kibiców będzie jeszcze więcej i ten nasz stadion, który tak nam pomaga, będzie szczęśliwy.

Bardzo cenne punkty, ważny moment, trochę poczucia, że dobra teraz chwila na odpoczynek ale za chwilę zabieramy się do ciężkiej roboty, bo jedziemy do Gdańska i wiadomo, jak ważne to będzie dla nas spotkanie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga