Dołącz do nas

Piłka nożna kobiet

Świetny początek, nerwowa końcówka

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Mimo nazwy rundę wiosenną w Łodzi przywitały mocne opady śniegu. Takie warunki znacząco utrudniły rozegranie widowiskowego pojedynku, jednak najważniejsze jest zdobycie trzech punktów.

Pierwszą akcję dla Trójkolorowych skonstruowały Turkiewicz z Kozak na skrzydle, a Weronika Kaczor strzałem z dystansu przekazała piłkę w rękawice golkiperki. Weronika Kaczor szybko się zreflektowała, jej podanie na kilkadziesiąt metrów za linię obrony ze stoickim spokojem sfinalizowała Klaudia Maciążka. Bramkarka tylko bezradnie patrzyła jak skrzydłowa ją obiega. W 6. minucie łodzianki złapały Katarzynę Nowak poza pozycją po nieudanym rozegraniu gościń, Kinga Seweryn musiała uratować swój zespół ważną interwencją. Dobrze wyglądała współpraca Kozak z Turkiewicz. Nieustannie wymieniały się pozycjami, siejąc przy tym zamęt i stwarzając spore zagrożenie. W fazie defensywnej Katarzyna Nowak nie pozostawiała pola do gry swoim rywalkom, które mimo tego wciąż skupiały swoje ataki na tej flance. W 15. minucie Kinga Seweryn wyszła niemal za połowę, rozpoczynając atak GieKSy długim podaniem. Boisko nie ułatwiało gry technicznej, bowiem warunki były naprawdę trudne. Przekładało się to na sporą niedokładność zagrań, a Katowiczanki mogły nadrobić to fizycznością. W 21. minucie Kinga Kozak dośrodkowała płasko do Anity Turkiewicz, strzał kapitan minimalnie minął poprzeczkę. Ledwo bramkarka wznowiła grę, a już Maciążka przechwyciła posiadanie i tym razem to Turkiewicz próbowała wrzutki, wprost w rękawice. Następne kilkanaście minut wyglądało jak trening jednego schematu: walka w środku pola, akcja GieKSy skrzydłem, centra i stały fragment gry. Z rzutu wolnego, długo zresztą celebrowanego, Kinga Kozak oddała strzał wprost w golkiperkę. SMS nie potrafił oszukać ani Słowińskiej, ani Nowak, przez co spotkanie stało się dość jednostronne. W 44. minucie Kinga Kozak nastrzeliła Klaudię Słowińską z rzutu rożnego, która zupełnym przypadkiem była bliska zdobycia gola.

Druga połowa powinna zacząć się od trafienia Kingi Kozak. Klaudia Słowińska posłała długie podanie za linię defensywy do Julii Włodarczyk, a ta przerzuciła piłkę na nabiegającą koleżankę, jednak tej nie udało się czysto trafić w piłkę. Gospodynie nerwowo wybiły, co pozwoliło Klaudii Maciążce na posłanie wysokiej centry w stronę Julii Langosz, niestety w takich warunkach i ten strzał był nieudany. W 52. minucie Nowak zaliczyła kolejną ważną i efektowną interwencję, potwierdzając słuszność swojego miejsca w wyjściowej jedenastce. Kolejną dobrą okazję do zdobycia gola miała Langosz po dwójkowej akcji Włodarczyk z Maciążką, która zagrała na ścianę. Włodarczyk pognała flanką i dograła dną pozycję, niestety i tym razem nie udało się sfinalizować podania. Dwa błędy Marleny Hajduk w dwie minuty stworzyły dwie doskonałe sytuacje dla SMS-u, szybko mogło zmienić się prowadzenie w tym spotkaniu. Rzut wolny Balcerzak z trudem wybroniła Kinga Seweryn, świetna interwencja. Ostatnie pół godziny należało do gospodyń, które zepchnęły Trójkolorowe do defensywy. W 76. minucie Vuskane z łatwością uwolniła się spod krycia i wypuściła Maciążkę, która wywalczyła rzut wolny i żółtą kartkę. Trzy minuty później Kinga Seweryn zażegnała niebezpieczeństwo przy próbie kontry dalekim wyjściem z bramki. Tuż po pojawieniu się na placu gry dobrze piłkę wstrzeliła Karolina Bednarz, golkiperka końcówkami placó zdjęła futbolówkę z nogi Kingi Kozak. Fatalne wybicie Grzegorzczyk skłoniło Maciejko do oddania strzału z dystansu, poprzeczka mocno odczuła siłę tego uderzenia. W 93. minucie piłka wpadła do siatki Kingi Seweryn, ale wcześniej opuściła boisko, a sama bramkarka też była faulowana. 

01.03.2025, Katowice
TME SMS Łódź – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Maciążka (3)
TME SMS Łódź: Sowalska – Kolis (85. Stashkova), Bałdyga, Dąbrowska, Domin, Majda (66. Pągowska), Filipczak, North, Osajkowska (85. Maciejko), Sokołowska, Balcerzak.
GKS Katowice: Seweryn – Słowińska, Hajduk, Nowak – Włodarczyk (83. Bednarz), Grzybowska, Kaczor, Turkiewicz (83. Grzegorczyk) – Maciążka, Langosz (61. Vuskane), Kozak.
Żółte kartki: North – Maciążka.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Brytyjskie docinki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Znów można powiedzieć „jak ten czas leci”… Dopiero co rywalizowaliśmy z Motorem na zapleczu ekstraklasy, a przecież już mecz w elicie jest dla nas tak odległy, bo miał miejsce w środku lata. Wtedy obie ekipy dopiero raczkowały w ekstraklasie, szersza publiczność dopiero poznawała, na co stać piłkarzy Rafała Góraka i Mateusza Stolarskiego. I to był jeszcze moment, w którym obie ekipy nie pokazały tego, co najlepsze w rundzie jesiennej, choć faktem jest, że zaprezentowały się przyzwoicie i wstydu nie przyniosły. GieKSa miała na koncie zwycięstwo w Mielcu, Motor w Gdańsku.

Spotkanie zostało zakwalifikowane do Super Piątku, co przecież w ramówce Canal Plus jest całkiem konkretną nobilitacją. I… było to widowisko z gatunku tych, że oczy bolał czy tam krwawiły, jak to mówi trener Jacek Zieliński. Bezbramkowy remis, gra nieatrakcyjna dla widza, no i jeszcze fura szczęścia po naszej stronie, bo VAR nie uznał gola Ndiayie, a potem okazało się, że jednak bramka była prawidłowa, co wielokrotnie na antenach Canal Plus przypominali komentatorzy podczas różnych meczów.

Potem jednak obie ekipy wystrzeliły. GieKSa wcześniej, Motor później. O beniaminkach zaczęło się mówić dobrze i ciepło. Choć na początku o GKS bardziej, co bolało nieco szkoleniowca lublinian, który czuł, że jego zespołu się nie docenia, a przecież też gra bardzo dobrze. Przy okazji była to lekka szpileczka wbita naszemu klubowi. Potem za grą Motoru poszły wyniki i rzeczywiście piłkarska Polska zaczęła się zachwycać ekipą z Lubelszczyzny. Motor dużo strzelał i dużo tracił, ale wychodziło na plus. Wrażenie zrobiło zwycięstwo w Poznaniu, a potem cztery wygrane z rzędu i remis na koniec w Częstochowie. Tak – tutaj już trener Stolarski na pewno był „dopieszczony” (cytat z Rafała Dębińskiego), a komentatorzy zaczęli się rozpływać nad grą tego zespołu.

GieKSa natomiast – kilka punktów za Motorem w tabeli – ale jednak te swoje punkciki ciułała, czasem wygrywając, czasem przegrywając. Jesień ostatecznie skończyła się tak, że o Motorze było głośno, o naszym zespole natomiast… bardzo cicho. Trochę tak, jakby stał się przezroczysty. Nasi zawodnicy nie trafiali ani do jedenastek kolejki czy rundy, ani do najgorszych jedenastek. Staliśmy się typowym średniakiem w tabeli i nawet spektakularne przecież mecze – jak choćby ten z Cracovią – jakoś specjalnie nie poruszały serc dziennikarzy sportowych. Wszyscy zapatrzeni byli w ekipę z Lublina – cel trenera Stolarskiego został osiągnięty.

Obie drużyny jeszcze mogły się spotkać na jesieni – w meczu przy Bukowej – gdyby Motor nie przegrał z Unią Skierniewice w Pucharze Polski. Tymczasem lublinianie „oddali” nam tego rywala, spowodowali, że zamiast u siebie, graliśmy kolejny mecz pucharowy na wyjeździe i… też z tą Unią przerżnęliśmy. Można więc powiedzieć, że Kamil Socha, opiekun Unii, pogodził obu beniaminków i ze swoim trzecioligowym zespołem dał dwóm drużynom z ekstraklasy lekcję pokory.

Wszystko to idzie w zapomnienie w obliczu poniedziałkowego meczu, bo właśnie ze względu na wypowiedź trenera Stolarskiego, jest to mecz z podtekstem. Jak widać w wielu wypowiedziach kibiców GKS, fani z Bukowej o tym pamiętają i podchodzą do tej sprawy ambicjonalnie. Jak to kibice, takie smaczki zawsze dodają kolorytu piłce nożnej. Nasz trener odżegnuje się od analizowania, który beniaminek jest lepszy czy gorszy – i dobrze, niech drużyna robi swoje i gra jak najlepiej. Jak pokazał cały poprzedni rok, skupienie się tylko na meritum, czyli metodycznej pracy piłkarskiej i niezajmowanie się rzeczami dookoła, dało pozytywny skutek. Natomiast cała zabawa dla kibiców polega na tych niuansach okołomeczowych.

Trochę też nawiązując do wypowiedzi szkoleniowca o „wyspiarskim meczu” z Piastem, trzeba powiedzieć, że takie przepychanki słowne, animozje, wypominanie sobie wywiadów i wypowiedzi rywali, nawiązywanie do tego, również w przyśpiewkach na trybunach to coś brytyjskiego tak bardzo, że nie ma nic bardziej brytyjskiego. Więc i my ludzie z Bukowej, z tego „brytyjskiego stadionu”, na co przecież zwracał uwagę niegdyś również Adam Nawałka, a nasz fotoreporter Kazik zrobił fenomenalne zdjęcie podczas ostatniego meczu, chcemy w tych wymianach uprzejmości i sprawach ambicjonalnych uczestniczyć. Z klasą (a niektórzy czasami bez), ale z emocjami nie tylko boiskowymi.

Poniedziałkowe spotkanie będzie idealną okazją do kolejnych dyskusji na temat, który to beniaminek lepiej sobie radzi. I mieć okazję do docinek. Przy czym i tak jest to takie docinanie bez większego antagonizmu, bo przecież jest coś, co łączy kibiców GieKSy i Motoru bardziej niż kogokolwiek innego.

Arka Gdynia.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Derby z Górnikiem w niedzielę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Departament Logistyki Rozgrywek opublikował terminarz 26. kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy.

GieKSa swój mecz z Górnikiem rozegra w niedzielę 30 marca o godzinie 17:30. Poprzednie spotkanie z drużyną z Zabrza zakończyło się wynikiem 0:3, a gole zdobywali dwukrotnie Podolski (4 i 64) oraz Josema (48). Będzie to pierwsze spotkane na nowym stadionie. 

26. kolejka:

28 marca (piątek)

Piast Gliwice – Widzew Łódź, godz. 18:00
Legia Warszawa – Pogoń Szczecin, godz. 20:30

29 marca (sobota)

Cracovia – Puszcza Niepołomice, godz. 14:45
Lechia Gdańsk – Jagiellonia Białystok, godz. 17:30
Śląsk Wrocław – Lech Poznań, godz. 20:15

30 marca (niedziela)

Korona Kielce – Radomiak Radom, godz. 12:15
Motor Lublin – Stal Mielec, godz. 14:45
GKS Katowice – Górnik Zabrze, godz. 17:30

31 marca (poniedziałek)

Zagłębie Lubin – Raków Częstochowa, godz. 19:00

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Powtarzalność w innej galaktyce

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zdania co do wczorajszego meczu (niektórzy nawet nie chcą tak wczorajszego wydarzenia nazywać) są mocno podzielone. Jedni uważają, że było to spotkanie beznadziejne i oczy krwawiły, inni twierdzą, że taka była specyfika tych derbów i nie za bardzo jest się czego czepiać.

Faktem jest, że zmierzyliśmy się z drużyną solidną. Taką, która nie błyszczy, ale bardzo trudno jest z nią grać w piłkę. Piast podobnie jak GKS przed meczem miał cztery mecze z rzędu bez porażki (teraz już pięć), dodatkowo w spotkaniach tych stracił zaledwie jedną bramkę. Można więc sobie mówić, że gliwiczanie grają topornie. Ale taka statystyka straconych goli daje informację, że w defensywie spisują się bardzo dobrze.

Trafił swój na swego. Oprócz podobnej liczby meczów bez porażki, także i GieKSa ma na koncie bardzo dobrą statystykę straconych bramek w pięciu ostatnich meczach, bo są to tylko dwie piłki przepuszczone do bramki przez Dawida Kudłę. Delikatnie mówiąc – wstydu nie ma.

Każdy ostatecznie zdaje sobie sprawę, że dla kibica na stadionie czy przed TV do oglądania był to mecz dość paskudny. Mało sytuacji, dużo walki, dużo fizyczności. Nawet zawodnicy czy trenerzy nie dorabiali jakichś wielkich teorii, tylko niemal puszczając oczko, lekko sarkastycznie Rafał Górak mówił o „wyspiarskim meczu”, a Jakub Czerwiński, że spotkanie mogło podobać się koneserom. Bartosz Nowak zdaje sobie sprawę, że z piłką był to mecz dość słaby w wykonaniu GKS.

Jest jednak pewna uniwersalna prawda o piłce. Takie mecze po prostu się zdarzają. Nawet Manchesterowi City czasem (rzadko) zdarza się zagrać nudne 0:0. Na naszym podwórku przypomina mi się mecz z końcówki jesieni, kiedy to właśnie ten Piast zremisował z strasznie nudnym meczu z Lechem 0:0. A Lech był dosłownie tydzień po kapitalnym, dynamicznym i szybkim meczu w swoim wykonaniu z GKS.

Najważniejsze, że GKS się temu Piastowi pożreć nie dał. Ekipa Aleksandara Vukovića jawi się jako bardzo niewdzięczny rywal do gry w piłkę. Przekonała się o tym ostatnio Legia Warszawa. I choć piłkarze z Okrzei są w środku stawki, najprawdopodobniej napsują jeszcze krwi niejednemu przeciwnikowi z czołówki. GKS poszedł na tę wymianę ciosów (ale nie w postaci sytuacji bramkowych) i trochę się z tym Piastem ponaparzał. Czasem boisko bardziej przypominało ring, choć w ramach przepisów.

Mecz był bardzo wyrównany, choć był okres – w końcowej fazie meczu – kiedy to rywale natarli nieco bardziej i jeśli ktoś miał ten mecz przepchnąć, to bardziej Piast. Dobra praca w obronie i standardowo postawa Dawida Kudły pozwoliła nam utrzymać remis. Naszą jedyną sytuacją, która mogła przesądzić o losach meczu, była ta Borjy Galana. Wielka szkoda, że nie strzelił tego lepiej, być może był bardziej zaskoczony pozycją, w której się znalazł, niż Marcin Wasielewski w spotkaniu ze Stalą Mielec.

Oczywiście trener i kibice zwracali uwagę na brak Oskara Repki, ale wyróżniłbym tutaj Sebastiana Milewskiego, który swoją ofiarnością pokazał, że charakterologicznie pasuje do tej ekipy. Wsadzał głowę tam, gdzie inni boją się włożyć nogę i… przypłacił to urazem. Mamy nadzieję, że szybko dojdzie do siebie, bo po niemrawym początku w GieKSie zawodnik wskoczył na dobre tory i jest solidnym wzmocnieniem.

Gdzieś czytałem opinię, że postawa GKS w tym meczu jest niepokojąca. Czasem w pewne rzeczy nie mogę uwierzyć. Zespół wygrywa w bieżącym roku dwa pierwsze mecze, pokonuje Raków na wyjeździe, u siebie remisuje z ekipą, która dwa razy wygrała z Legią i ktoś mówi, że źle się dzieje. Idąc tym tokiem myślenia, katowiczanie muszą zdobyć mistrzostwo, bo każde potknięcie w tej drodze będzie symptomem jakiegoś kryzysu.

Rok temu, po 21 kolejkach, GKS Katowice miał 30 punktów, z bilansem zwycięstw, remisów i porażek: 8-6-7. Niebywałe jest to, że teraz ten bilans jest… identyczny. Nawet bramki podobne – wtedy 31:24, teraz 30:26. Można by rzec powtarzalność. Tyle tylko, że ligę wyżej. Nie w zaścianku polskiej piłki, bo teraz patrząc z perspektywy i tego, co się dzieje w ekstraklasie, tak można ocenić jej zaplecze. Pierwszą ligą nie interesuje się pies z kulawą nogą. No chyba, że trzeba zrobić program o Wisełce, to tak. Ale poza tym to nie. Jeśli więc po roku GKS ma identyczny bilans w ekstraklasie, to wiedz, że jesteśmy w innej galaktyce. Lata świetlne od tej pierwszoligowej.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga