Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Trener o słowach prezesa: „To policzek wymierzony we mnie i drużynę”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

W drużynach piłkarskich kobiecej i męskiej trwają przygotowania do startu rundy rewanżowej sezonu 2023/24. W minionym tygodniu piłkarki rozegrały sparing z Rekordem Bielsko – Biała, pewnie pokonując przeciwniczki 3:0. W trakcie rozpoczętego zgrupowania w Opalenicy zespół rozegra dwa spotkania towarzyskie: w środę z zespołem Lecha Poznań UAM oraz z niedzielę z Medykiem Konin. Do żeńskiej drużyny dołączyła pomocniczka Gabriela Grzybowska, odeszła z kolei Anna Krakowiak. Drużyna męska podczas zakończonego zgrupowania w Opalenicy rozegrała trzy sparingi: z Kotwicą Kołobrzeg, Polonią Środa Wielkopolska oraz rezerwami Lecha Poznań. Drużyna odpowiednio zremisowała 0:0, wygrała 1:0 i zremisowała 1:1. W najbliższą sobotę, zespół zmierzy się w meczu towarzyskim z Hutnikiem Kraków. Na stronie sport.tvp.pl można przeczytać wywiad z trenerem piłkarzy Rafałem Górakiem.
W minionym tygodniu siatkarze rozegrali dwa spotkania ligowe, niestety oba przegrane. W czwartek zespół przegrał na wyjeździe z drużyną Ślepsk Malow Suwałki 2:3 oraz w niedzielę, w Szopienicach z Wartą Zawiercie 1:3. W najbliższym spotkaniu drużyna zmierzy się z drużyną Jastrzębskiego Węgla. Spotkanie rozpocznie się o godzinie 14:45, w niedzielę.

Mistrzowie Polski w hokeju na lodzie w ubiegłym tygodniu pokonali Podhale Nowy Targ 6:2 oraz z GKS Tychy 4:3. Kolejne spotkanie drużyna rozegra już jutro z Ciarko STS-em Sanok, drugie w tym tygodniu drużyna rozegra w czwartek z Unią Oświęcim. Mecze rozpoczną się odpowiednio o godzinie 17:00 i 18:00, na lodowiskach przeciwników.

 

PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – Nowy klub Gabrieli Grzybowskiej! Zostaje w ekstralidze!
[…] Po wieloletniej przygodzie w Łodzi, Gabriela Grzybowska zmuszona była zmienić otoczenie i poszukać nowego klubu. W przypadku tak doświadczonej zawodniczki, piłkarki o uznanej renomie z pewnością nie było to zbyt trudne zadanie, każdy ekstraligowiec chciałby mieć ją w swoim zespole. Gabriela Grzybowska zdecydowała się podpisać kontrakt z aktualnymi mistrzyniami Polski, GKS-em Katowice. 21-letnia pomocniczka parafowała kontrakt obowiązujący do końca sezonu 2024/2025.
Grzybowska jako kapitanka łódzkiej drużyny uzbierała komplet medali mistrzostw Polski: srebro w 2021 roku, złoto w 2022 roku oraz brąz w 2023 roku. Rozgrywki w ubiegłym sezonie przyniosły utalentowanej pomocniczce triumf w Pucharze Polski, co warte podkreślenia – została wybrana MVP spotkania finałowego przeciwko AP Orlenowi Gdańsk. Runda jesienna sezonu 2023/2024 to dla Grzybowskiej 9 rozegranych spotkań okraszonych 5 trafieniami. Nowa zawodniczka GieKSy zadebiutowała również w seniorskiej reprezentacji Polski w pojedynku z Kosowem, w 2021 roku w spotkaniu eliminacji mistrzostw świata.

Zarówno Karolina Koch, jak i cały zespół GieKSy pozyskał bardzo wartościową zawodniczkę, utalentowaną, z perspektywą na dalszy rozwój, to świetna wiadomość dla obrończyń mistrzowskiego tytułu. Walka o miano najlepszej drużyny w Polsce pomiędzy katowiczankami a Pogonią Szczecin zapowiada się niezwykle interesująco! Po rozegraniu jedenastu kolejek na szczycie tabeli znajdują się Granatowo-Bordowe ze zgromadzonymi 29 punktami na koncie, tuż za ich plecami plasują się podopieczne Karoliny Koch – 26 punktów. W pierwszej wiosennej serii gier Pogoń 2 marca zmierzy się na własnym obiekcie z AZS-em UJ Kraków, GKS tego samego dnia uda się w delegację do Sosnowca.

 

Kadra Mistrzyń Polski na obóz w Opalenicy
W dniu dzisiejszym piłkarki GKS-u Katowice rozpoczęły obóz przygotowawczy w Opalenicy, poniżej prezentujemy kadrę, która bierze w nim udział.

Aktualne mistrzynie Polski dzisiaj wyjechały do Opalenicy, gdzie do 4 lutego pozostaną na obozie przygotowawczym. Trenerka Karolina Koch w trakcie tego cyklu przygotowań będzie mogła sprawdzić formę swojego zespołu, przetestować rozwiązania, nad którymi pracuje podczas gry kontrolnej z Lechem Poznań UAM występującym na ekstraligowym zapleczu. Korzystając z lokalizacji i dogodnego dojazdu do Konina, na zakończenie obozu w Wielkopolsce, GieKSa rozegra kolejną grę kontrolną – tym razem przeciwniczkami będą ligowy rywalki, KKPK Medyk POLOmarket Konin.

Karolina Koch zaprosiła na wyjazd z pierwszym zespołem dwie młode, utalentowane zawodniczki na co dzień występujące w Akademii “Młoda GieKSa”. Za swoją ciężką pracę wyróżnione i docenione zostały obrończyni Alicja Wojas i pomocniczka Julia Szymczyk.

Kadra drużyny GKS-u Katowice na zgrupowanie w Opalenicy:
Bramkarki: Zuzanna Błaszczyk, Weronika Klimek, Kinga Seweryn.
Obrończynie: Marlena Hajduk, Joanna Olszewska, Aleksandra Lizoń, Kamila Tkaczyk, Alicja Wojas.
Pomocniczki: Anita Turkiewicz, Klaudia Słowińska, Gabriela Grzybowska, Aleksandra Nieciąg, Anna Konkol, Dominika Misztal, Patrycja Kozarzewska, Natalia Kulig, Weronika Baumert, Julia Szymczyk.
Napastniczki: Amelia Bińkowska, Klaudia Maciążka, Nicola Brzęczek, Julia Włodarczyk, Dżesika Jaszek, Karolina Bednarz, Oliwia Grzegorczyk.

W zimowym okresie przygotowawczym zawodniczki z Katowice mają za sobą rozegrane dwa sparingi, w których bezbramkowo zremisowały z SMS-em Łódź oraz pokonały 3:0 Rekord Bielsko-Biała. Najbliższe spotkanie o stawkę GieKSa rozegra 17 lutego, a będzie to pojedynek w ramach 1/8 finału Orlen Pucharu Polski ze wspomnianymi wcześniej Rekordzistkami.

 

sport.tvp.pl – Trener GKS-u o słowach prezesa. „To policzek wymierzony we mnie i drużynę”
GKS Katowice przygotowuje się obecnie do rundy rewanżowej w Fortuna 1. Lidze. Zespół Rafała Góraka w pierwszej części rozgrywek nie miał zbyt wielu powodów do zadowolenia i skończył na jedenastej pozycji. Słowa trenera wskazują na to, że w klubie nie panuje dobra atmosfera. – Muszę chronić drużynę przed nieodpowiedzialnymi publicznymi wypowiedziami obecnego prezesa zarządu – wyznał szkoleniowiec w rozmowie z TVPSPORT.PL.

Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – GKS od końca sierpnia wygrał raptem dwa mecze. Trudno chyba mówić o zadowoleniu z rundy jesiennej…
Rafał Górak: – Punktów bez wątpienia powinno być więcej, ale w grze było wiele dobrych momentów. Zwycięstw zabrakło z różnych względów. Było wiele meczów, w których nie mieliśmy piłkarskiego szczęścia. Przegraliśmy z Zagłębiem Sosnowiec, chociaż wcale nie musiało tak być, bo zmarnowaliśmy wiele okazji. Potem był mecz w Gdańsku, gdzie po błędzie sędziego straciliśmy zawodnika, później wypadł kolejny i ostatecznie wysoko przegraliśmy. Do doliczonego czasu gry prowadziliśmy w spotkaniu z Wisłą w Krakowie. W końcówce starcia z Bruk-Betem zmarnowaliśmy doskonałą sytuację i skończyło się 1:1 Prowadziliśmy 2:0 w Rzeszowie. Było wiele spotkań, które mogliśmy kończyć lepiej.

– Obecnie tracicie siedem punktów do baraży. To dużo?
– Na pewno nie jest to strata, która sprawia, że już teraz można uznać sezon za skreślony. W piłce nożnej odrabiano już większe straty niż siedem punktów. Przed nami cała runda wiosenna, do której chcemy podejść jak najlepiej przygotowani. Widzę ogromne zaangażowanie drużyny i sztabu w czasie procesu treningowego. Każdy jest bardzo skoncentrowany na swojej pracy. To napawa mnie ogromnym optymizmem.

– Jesienią, w pewnym momencie było już osiem meczów z rzędu bez wygranej. Trudno było utrzymać wiarę w drużynie?
– To nie był pierwszy raz, gdy znalazłem się w takiej sytuacji. W sezonie 2021/2022, po awansie do pierwszej ligi, byliśmy na ostatnim miejscu po 10. kolejkach straciliśmy wówczas 23 gole. Zawsze uważam, że jeśli nie wygrasz trzech kolejnych spotkań, to w czwartym powinieneś już zwyciężyć. Bo zaczyna być ciężko mentalnie. Pracy mentalnej w ostatnich miesiącach było dużo, ale każdy w zespole widział, że nie gramy źle. Słabszy okres nas nie przytłoczył i to mnie cieszy. Liga jest bardzo wymagająca, czułem, że zawodnicy wierzą w siebie i w mój plan.

– Nie było u pana obawy o to, że klub postanowi się z panem rozstać?
– Obawy to mogłem mieć przez cztery pierwsze lata pracy, a teraz żadnych obaw już nie mam. Jedyne co muszę zrobić, to chronić drużynę przed nieodpowiedzialnymi publicznymi wypowiedziami obecnego prezesa zarządu.

– W środę 17 stycznia prezes Krzysztof Nowak spotkał się z kibicami. Cały zapis ze spotkania opublikował portal gieksa.pl. Padło mnóstwo wypowiedzi, które na pewno nie pomogą zespołowi. Rozumiem, że ma pan na myśli tamtą sytuację?
– Tak, też.

– „Górak do końca kontraktu ma pięć miesięcy. Wytrzymaliście 4,5 roku” – to słowa prezesa skierowane do kibiców. Jak się pan poczuł, gdy to usłyszał? Zabrzmiało to tak, jakby odliczano czas do pana odejścia.
– To policzek wymierzony we mnie, w moją drużynę i sztab.

– Wyobraża pan sobie dalszą współpracę w tej atmosferze? Może być ciężko funkcjonować w takim klimacie przez kilka najbliższych miesięcy…
– Czuję ogromne wsparcie piłkarzy i sztabu. Oczywiście, wszyscy mamy swoje marzenia i ambicje, ale patrzymy na to racjonalnie. Rozumiem kibiców, oni mogą reagować emocjonalnie. W odróżnieniu do osób na określonych stanowiskach, które powinny trzymać te emocje na wodzy.

– Słowa wypowiadane przez kibiców również świadczą o tym, że stosunki między panem, a nimi nie są – delikatnie rzecz ujmując – najlepsze. Jakie jest pana zdanie w tej kwestii?
– Pada tam wiele wulgaryzmów również pod adresem drużyny, pracowników klubu. To bardzo przykre.

– We wrześniu mówił pan, że celem jest awans. Uważa pan, że obecna sytuacja drużyny sprawiła, że plan powinien zostać zmodyfikowany?
– Ogłosił to prezes. W rozmowach przed sezonem dyskutowaliśmy z prezesem o tym, czy celem jest awans poprzez baraże, a to cały czas jest możliwe. Podkreślałem jednak, że jest wiele klubów o większych budżetach, choć niejednokrotnie widzieliśmy, że finanse nie są kluczowe. Uważam również, że stawianie sobie celów tylko dlatego, że ktoś tak chce, nie jest do końca logiczne. Jeżeli ktoś zapyta sportowca, o co chce grać, to on odpowie: chcę zwyciężać. Rozumiem to w ten sposób. Ale jeżeli komuś jest potrzebne coś pod publikę, to po prostu to robi. Ja zapytany o to, czy mamy szansę grać o baraże odpowiedziałem, że oczywiście, tak.

– Czy dostał pan wystarczające narzędzia do zrealizowania celu, którym jest równorzędna walka z innymi drużynami o miejsce w TOP6?
– Nigdy nie narzekam, wierzę w siebie i w ten zespół, ale dziś GKS Katowice pod względem budżetu nie jest nawet w pierwszej dziesiątce ligi. To mówi chyba samo za siebie.

– Wróćmy jeszcze do kwestii sportowych. Co zawiodło w poprzedniej rundzie?
– Skuteczność w naszych działaniach w końcówkach meczów. Myślę, że powinniśmy mieć pięć punktów więcej i bylibyśmy znacznie bliżej naszego celu. To coś, co wiosną musi funkcjonować znacznie lepiej.

– Może pan powiedzieć, że mimo problemów z ostatnich miesięcy, zespół się rozwinął?
– Uważam, że zawsze stawiamy jakiś krok do przodu. Raz jest on mniejszy, innym razem większy. Ważne są dla mnie opinie piłkarzy. Pracowałem tu z zawodnikami, którzy potem występowali w Ekstraklasie. Od każdego słyszałem, że spędzony w GKS-ie czas był dla niego cenny i że rozwinął się przez ten okres. Często również rozmawiam z wieloma ekspertami, którzy futbolem zajmują się zawodowo. Ich opinia o naszej grze też jest bardzo przyzwoita, można wręcz powiedzieć, że dobra. Czyli mamy krótką odpowiedź: tak, rozwinęliśmy się.

– W jakim elemencie zespół zrobił progres jesienią?
– Cieszy mnie to, że pokazaliśmy siłę mentalną. To bardzo dużo. Jesienią były kłopoty sportowe, w poprzednim sezonie pojawiły się problemy na linii klub-kibice. W pewnym momencie to wszystko się zatarło i nie wyglądało tak, jak powinno. Czuć było spore napięcie, ale zawodnicy potrafili sobie z tym poradzić. Jeśli natomiast mówimy o progresie dotyczącym boiskowych działań, to dobrze bronimy. Potrafimy radzić sobie z ofensywnymi poczynaniami rywali.

– Obecny sezon pierwszej ligi czymś pana zaskoczył?
– Stwierdzenie, że to najsilniejsza pierwsza liga w historii, nie jest przesadzone. Z Ekstraklasy spadły mocne drużyny, z drugiej ligi awansowały tak renomowane kluby jak Polonia Warszawa i Motor Lublin. O poziomie niech najlepiej świadczy fakt, że na dwóch ostatnich miejscach są Zagłębie Sosnowiec i Podbeskidzie Bielsko-Biała. Oba zespoły raczej wskazywano w gronie tych, które powalczą o baraże lub nawet awans bezpośredni. Mnie trwający sezon nie zaskoczył więc niczym, ale kogoś może i tak.

– Zimą planujecie jeszcze jakieś wzmocnienia?
– Pozyskaliśmy Estończyka Martena Kuuska, dyskutujemy jeszcze o innych możliwościach. Zimą rynek jest dość ograniczony. Być może coś wydarzy się jeszcze w lutym, gdy kluby wrócą ze zgrupowań. Wtedy ktoś może dowiedzieć się, że wiosną nie będzie miał miejsca w składzie. Niektórzy piłkarze mogą jeszcze szukać nowych zespołów. Natomiast wiem też dość dużo o możliwościach budżetowych klubu. Kontraktowanie nowych piłkarzy nigdy nie zależy tylko od trenera.

– W czym kibice GKS-u mają upatrywać optymizmu przed rundą wiosenną?
– W tym, że ich zespół może rywalizować jak równy z równym z każdym w tej lidze. Pokazaliśmy to już jesienią. W rundzie rewanżowej możemy sprawić niespodziankę.

– Jest pan związany z GKS-em bardzo długo, bo druga kadencja trwa od lata 2019 roku. Nie ma pan chwil zastanowienia, czy jeszcze ma pan tyle samo pasji, co wcześniej? Zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności, o których rozmawialiśmy…
– Gdybym poczuł, że coś się wypaliło, to od razu poinformowałbym o tym władze klubu i podziękował za współpracę. To byłoby bez sensu, nie wyobrażam sobie, by wykonywać tę pracę na siłę, bez pasji.

– Komentarze prezesa wskazują na to, że po sezonie odejdzie pan z klubu. A jakie są pana odczucia?
– Mój kontrakt wygasa z końcem czerwca 2024. Co będzie dalej? Nie zamierzam wybiegać aż tak daleko w przyszłość. Życie pokazało mi już, że nie można planować zbyt wiele. Mam plan na okres przygotowawczy, by jak najlepiej przygotować drużynę. To tyle. Dojrzałem do innego podejścia. Najbliższe miesiące to po prostu będą kolejne doświadczenia. Najważniejsze jest dla mnie to, by być zdrowym, mieć w sobie pasję oraz radość i dalej rozwijać piłkarzy. W Katowicach przez cztery lata wykonałem wszystkie zadania, które postawił przede mną klub jak i ja sam. Zawsze wierzyłem w drużynę i w klub. Jeżeli zrealizuję swoje kolejne marzenie, to wtedy na pewno odejdę z podniesioną głową.

– Jakie to marzenie?
– A to już nieważne. Nie będę tego zdradzał, bo to moja sprawa i moja głowa.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Ślepsk z dwoma punktami w meczu z GKS-em Katowice

Drużyna z Suwałk wygrała 3:2 z GKS-em Katowice na zakończenie 24 kolejki spotkań. Po trzech partiach gospodarze prowadzili 2;1. ich rywale z Katowic zdołali doprowadzić do tie-braka. W nim swoją przewagę udokumentowali gospodarze. Suwalczanki przesunęli się na 11. miejsce w tabeli, GKS jest czternasty.

Ślepsk rozpoczął spotkanie od prowadzenia 4:2 po paśmie swoich ataków oraz błędzie katowiczan. Niewiele później jednak pomyłki gospodarzy, a także ofensywa Walińskiego sprawiły, że tablica wyników wskazała na remis 5:5. Było to o tyle ważne, że obie ekipy nie odpuszczały sobie ani na chwilę, grając w najlepsze punkt za punkt aż do stanu 18:18. Co prawda raz jedni, raz drudzy wychodzili na dwa oczka przewagi, ale te szybko były niwelowane. Drużyny wymieniły się również asami serwisowymi i blokami. Dopiero po atakach Lukasa Vasiny, Jakuba Jarosza i Bartłomieja Krulickiego GKS wyszedł na trzypunktowe prowadzenie (21:18). Suwałczanie szybko podłączyli się na nowo do gry po skończonej kontrze Bartosza Filipiaka (20:21), ale ekipa ze Śląska w mgnieniu oka odpowiedziała atakiem i blokiem (23:20). Ostatnie akcje to festiwal zepsutych zagrywek. Spoczął on po próbie Matiasa Sancheza (25:22).
Zdecydowanie inaczej wyglądał początek drugiej odsłony, w której to reprezentanci Ślepska dyktowali warunki, obejmując prowadzenie 5:2 po kolejnych atak, bloku oraz błędzie przyjezdnych. Suwałczanie nadawali tempo gry, punktował Ziga Stern nie tylko serwisem, ale również zagrywką, zwiększając przewagę ekipy z Suwałk do czterech punktów (11:7). Przypomniał po chwili o swojej obecności na boisku Sebastian Adamczyk, który najpierw skończył atak, a następnie zatrzymał Filipiaka (10:13). Dobrze w przyjęciu radzili sobie katowiczanie, co pozwoliło im doścignąć rywala po punktowaniu Jarosza i Vasiny (16:16). Niemało trudności swoim blokiem sprawiali podopieczni Grzegorza Słabego (19:19), ale końcówka to indywidualny występ Arkadiusza Żakiety, który spisywał się w ofensywie i bloku. Po kontrze Pawła Halaby Ślepsk wyrównał (25:22).

W trzeciej części gra toczyła się przez moment punkt za punkt, ale na dwupunktowe prowadzenie po punktowym bloku i asie Żakiety wyszli gospodarze (4:2). Vasina, a także dobra postawa Łukasza Usowicza w polu serwisowym poprawiła sytuację katowiczan, którzy wyszli na prowadzenie 7:6. Zapędy GKS-u szybko stłumił jednak suwalski blok. Najpierw zatrzymany został Waliński, a następnie dwukrotnie z rzędu poczęstowany “czapą” został Jarosz (10:7). Przyjezdni nie pomagali sobie psutymi przez siebie zagrywkami (17:12). Swoje w ofensywie robił Damian Domagała, a także Vasina, który nawet zatrzymał Żakietę, dzięki czemu podopieczni trenera Słabego zbliżyli się na dwa oczka (17:19). Finalnie drużyna z północno-wschodniej części Polski przypomniała sobie o bloku. Lepszy na siatce na sam koniec okazał się Sanchez (25:20).

Pierwotne fragmenty kolejnej partii to przede wszystkim skuteczna ofensywa GKS-u. Wymiennie punkty z ataku na konto swojej drużyny zapisywali Vasina i Domagała. Asa także ustrzelił Łukasz Usowicz. Do gry ponadto włączył się Adamczyk, po jego trzech uderzeniach ekipa ze Śląska wygrywała już 11:6. Czujny na środku siatki był również Usowicz, a błąd gospodarzy przełożył się na dziewięciopunktowe prowadzenie podopiecznych trenera Słabego (17:8). Pojedyncze zrywy Sterna na niewiele się zdały (13:19), chociaż grę przerwał szkoleniowiec katowickiej drużyny. Tak jak na początku, tak i w decydującej fazie seta to duet Domagała i Vasina punktował. Piąta część stała się faktem po ataku Usowicza z piłki przechodzącej (25:17).

Start tie-breaka był wyrównany. Obie ekipy psuły zagrywkę za zagrywką i nie odstępowały od siebie nawet na krok. Przeciąganie liny trwało do stanu 5. Następnie wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie, bowiem najpierw po ataku Vasiny i asie Walińskiego katowiczanie mieli dwa oczka do przodu, by po autowych atakach graczy GKS-u i asie Zigi Sterna to Ślepsk wygrywał 9:7. Formacja ze Śląska postanowiła być aktywna na siatce. Atak skończył Usowicz, a zablokowany został Halaba. Tablica wyników wskazała na remis po 10. Sprawy w swoje ręce po przerwie na życzenie trenera Kwapisiewicza wziął Żakieta, który skończył dwa ataki i dołożył w międzyczasie asa (13:11). Kropkę nad „i” postawił asem Filipiak (15:12).

Ślepsk Malow Suwałki – GKS Katowice 3:2 (22:25, 25:22, 25:20, 17:25, 15:12

 

Osłabiony GKS, choć podjął walkę, nie dał rady Warcie

Bez Lukasa Vasiny GKS-owi Katowice było ciężko zrewanżować się Aluron CMC Warcie Zawiercie za porażkę w pierwszej rundzie. Mimo to katowiccy siatkarze sprawili rywalom sporo problemów i mieli momenty naprawdę dobrej gry. Finalnie ekipa trenera Michała Winiarskiego w hali przeciwników wygrała w czterech setach. Warta zagrała bez Bartosza Kwolka.

Po wygranej jastrzębian w hali na Podpromiu, w PlusLidze rozegrano jeszcze jedno niedzielne spotkanie. Jeszcze w pierwszych akcjach meczu toczyła się w miarę wyrównana walka. Po stronie gości dobrze spisywali się jednak Patryk Łaba i Karol Butryn, a Warta zaczęła po ich akcjach budować przewagę. Przy zagrywkach Miguela Tavaresa Mateusz Bieniek dał popis w bloku, rozgrywający dołożył asa i zawiercianie odskoczyli na 11:5. Po stronie miejscowych Damian Domagała i Sebastian Adamczyk odrobili część strat, ale rywale kontrolowali już grę, mimo że i im zdarzały się błędy. Po udanej zagrywce Bieńka, Warta prowadziła ponownie, 22:17. W kolejnych akcjach Butryn ponownie zrobił show w polu zagrywki, zamykając tym elementem seta.

Przyjezdni próbowali odskoczyć na początku kolejnej odsłony, ale Domagała zagrywkami i Marcin Waliński blokiem im to uniemożliwili. Ten drugi dołożył też kontrę i to GKS wysunął się na czoło (9:8). Goście grali poprawnie, ale bez „pazura”. Katowicki zespół grał odważniej na siatce, punktował co jakiś czas blokiem i to pozwoliło mu prowadzić z Wartą wyrównaną rywalizację. Ważne punkty serwisem zdobywał Waliński i on też w ten sposób zamknął seta wygraną GKS-u.

Po powrocie do gry miejscowi przez chwilę nadal prowadzili, ale sygnał do mocniejszej walki Warcie dał Bieniek blokiem. Następnie przyjezdni zaczęli punktować blokiem i kontrami przy zagrywkach Trevora Clevenota. Ona sam skończył też jedną kontrę z drugiej linii na 9:4 i zawiercianie kontrolowali grę. Jonas Kvalen blokiem oraz Domagała zagrywką próbowali cokolwiek zmienić, ale przeciwnicy pilnowali przewagi. W końcówce ważną kontrę skończył Łaba i przyjezdni spokojnie dowieźli seta do końca.

Warta rozpoczęła kolejnego seta od prowadzenia 5:1. Dobrze dysponowany w ataku był Bieniek. W kolejnych akcjach swoje robił Clevenot. W połowie czwartej odsłony goście zaczęli odjeżdżać z wynikiem właśnie przy jego zagrywkach. Dobrze atakował też wtedy Łaba (14:8). Gdy ten również punktował blokiem, a asa serwisowego posłał na stronę rywali Bieniek, było już 17:9. To jednak nie był koniec. GKS walczył do samego końca, a w ostatnich chwilach seta zrobiło się gorąco. Przy zagrywkach Krulickiego dobrze w ataku i bloku spisywał się Adamczyk i zrobiło się 21:23. Domagała zagrywką doprowadził jeszcze do stanu 23:24, ale ostatnie słowo należało do Bieńka.
GKS Katowice – Aluron CMC Warta Zawiercie 1:3 (18:25, 26:24, 22:25, 23:25)

 

HOKEJ

hokej.net – Tempo lidera za mocne dla Podhala

GKS Katowice pokonał przed własną publicznością PZU Podhale Nowy Targ 6:2. Decydujące dla losów spotkania okazały się wydarzenie 42. minuty, w której mistrzowie Polski zdołali dwukrotnie pokonać Alexandra Horawskiego.

Z poślizgiem czasowym rozpoczęło się dzisiejsze spotkanie w Katowicach. Powodem był protest zawodników PZU Podhala Nowy Targ, którzy nie pojawili się na przedmeczowej rozgrzewce, a do meczowej rywalizacji przystąpili z pięciominutowym opóźnieniem. Skutkiem takiej formy protestu była nałożona na drużynę gości 2-minutowa kara techniczna, którą odsiadywał kapitan „Górali”, Bartosz Neupaer. W drużynie mistrzów Polski między słupkami stanął Michał Kieler. W trakcie przewagi gra GKS-u w głównej mierze napędzana była przez fińskich fachowców w tej sztuce. Najbliżej zaskoczenia Horawskiego był Aleksi Varttinen, gdy po jego strzale wybrzmiał słupek bramki. Po wyrównaniu formacji na lodzie, goście przystąpili do natychmiastowego ataku. W 5. minucie Philip Kiss posłał uderzenie spod niebieskiej linii, czym zdołał zaskoczyć Michała Kielera. Niespełna półtorej minuty potrzebowali gospodarze aby odpowiedzieć na to trafienie. Wyrównujący gol przypadł Ryanowi Cookowi, który z prawego bulika posłał mocne uderzenie przy krótkim słupku. Do końca pierwszej odsłony, zespoły utrzymywały wysoką intensywność gry, szybko przenosząc ciężar gry pomiędzy tercjami.

Kto nie pilnował zegarka w przerwie, tego zapewne ominęła druga bramka dla Podhala. Zaledwie 14 sekund po wznowieniu gry potrzebowali goście, aby ponownie objąć prowadzenie. Długim podaniem Filip Wielkiewicz związał katowicką defensywę, czym otworzył drogę do bramki dla Damiana Kapicy, który stając twarzą w twarz z Michałem Kielerem, puścił krążek pomiędzy jego parkanami. Katowiczanie po raz kolejny nie mieli jednak zamiaru godzić się z rolą drużyny odrabiającej straty i ledwie po 46 sekundach zdołali wyrównać wynik. Joona Monto sprytną wrzutką sfinalizował akcję swojego zespołu. W 29. minucie na dobre katowickiej publiczności przedstawił się Miro Lehtimäki. 26-latek nie pierwszy raz w dzisiejszym spotkaniu popisał się dobrym rozegraniem krążka do spółki ze swoimi krajanami. Na to wszystko pieczęć postawił Monto, który wrzucając krążek na bramkę, zaskoczył zasłoniętego Horawskiego. W 33. minucie arbitrzy podjęli decyzję o wysłaniu na ławkę kar Sama Marklunda. Grający w przewadze goście zdołali zamknąć GieKSę pod jej własną bramką i dojść do dobrych pozycji strzeleckich. Najbardziej aktywny w tej kwestii był Dmitrij Załamaj, który co raz sprawdzał czujność Kielera.

W 42. minucie Ben Sokay przypomniał jak swobodnie czuję się mając krążek na kiju. 27-latek wypracował sobie dobrą pozycję strzelecką, lecz w ostatniej chwili wystrzelony przez niego krążek zdołał podbić Załamaj. Chwilę później nowotarska defensywa była już jednak bezradna wobec szwedzkiej siły rażenia GKS-u. Akcję którą przyspieszył Hampus Olsson, pewnie wykończył Sam Marlkund, podwyższając prowadzenie gospodarzy. W trzeciej tercji bramki również padały seriami, po 18 sekundach od trafienia Marklunda swoją sytuację wypracowała jak zwykle zadziorna i waleczna czwarta formacja katowiczan. Po akcji Michalskiego i Smala, krążek w siatce umieścił Bepierszcz. W 58. minucie bramkę opuścił Horawski, a zespół Podhala próbował tym ryzykownym manewrem złapać kontakt z rywalem. Źle rozegrany krążek trafił jednak do Bartosza Fraszki, który w samotnym rajdzie ustalił wynik spotkania na 6:2.

 

Zapachniało play-offem. Derby Śląska dla GieKSy

Jak mawiał Piotr Ćwielong: niedziela, godzina 17:00 nie sprzyja do grania. Na szczęście tych słów nie wzięli sobie do serca zawodnicy GKS-u Katowice oraz GKS-u Tychy. W derbowym pojedynku lepsi po dogrywce okazali się mistrzowie Polski. Bohaterem GieKSy był strzelec dwóch bramek Noah Delmas.

Bez zbędnych półśrodków podeszli do rywalizacji w dzisiejszym spotkaniu zawodnicy obu ekip. Sygnał do ataku nadał Jakub Wanacki, który wrzucając krążek spod niebieskiej linii zadał sporo trudu Tomášowi Fučíkowi. Tyski golkiper po instynktownej interwencji nie potrafił zlokalizować odbitego krążka, jednak z pomocą swojemu bramkarzowi przyszli obrońcy, którzy w porę oddalili zagrożenie.

W 4. minucie Oskar Jaśkiewicz oddał strzał na katowicką bramkę, do odbitego przez Murraya krążka momentalnie dopadł Filip Komorski. Zaabsorbowani walką o gumę z kapitanem gości, katowiccy defensorzy nie dostrzegli nadjeżdżającego PawłoPadakina, który wyłuskał krążek i otworzył wynik spotkania. W 8. minucie tyszanie stanęli przed pierwszą sposobnością do gry w przewadze, gdy arbitrzy zdecydowali się na ławkę kar odesłać Jakuba Wanackiego. Kolejne dwie minuty upłynęły jednak bez wydarzeń wartych odnotowania. Po wyrównaniu formacji na lodzie, kibice otrzymali wszystko, czego wymaga się od derbowych pojedynków. Żadna ze stron nie zamierzała pozwolić przeciwnikom na zdominowanie wydarzeń. Ku atrakcyjności widowiska zawodnicy do sporej dawki fizyczności dołożyli również wysoką kulturę rozegrania krążka. W 17. min otwierające podanie po bandzie otrzymał Hampus Olsson. Rosły Szwed pomknął na tyską bramkę, dochodząc do dogodnej pozycji strzeleckiej. Widzący co się święci Mateusz Bryk podjął decyzję o faulowaniu napędzającego się rywala w związku z czym po chwili zasiadł na ławce kar. Ledwie 16 sekund potrzebowała GieKSa aby zamienić swój „power play” na bramkę. Po wygranym wznowieniu krążek trafił na niebieską linię do Noaha Delmasa, który mocnym uderzeniem wyrównał stan rywalizacji. Wraz z wpadającym do bramki krążkiem, na tafli zaroiło się od pluszowych maskotek, które kibice kibice rzucili w ramach akcji „Teddy Bear Toss”. Do końca pierwszej tercji katowiczanie szukali kolejnej bramki, mocno pracując na Tomášu Fučíku.

Druga odsłona rozpoczęła się pod znakiem szarpanej gry. Do kolejnych przerw w grze w głównej mierze przyczyniali się tyszanie, którzy próbując wyprowadzać ataki, dopuszczali się pozycji spalonych. Gospodarze choć dłużej utrzymywali krążek w tercji rywala, to musieli uważać na szybkie kontry przyjezdnych, o czym dosadnie przypomniał w 26. minucie Mroczkowski. W 36. minucie GieKSa próbowały kolejny raz zamknąć rywali w tercji. Gdy zespół Jack Płachty pozwolił się wypchnąć tyszanom z tercji i wydawało się, że ta akcja już nic dobrego nie przyniesie, sprawy w swoje ręce wziął Miro Lehtimäki, który po indywidualnej akcji wyprowadził mistrzów Polski na prowadzenie. Nie lada sztuką było nadążyć nad wydarzeniami ostatnich minut drugiej tercji. Jednym z głównych aktorów ostatniego aktu tej odsłony był Olaf Bizacki, który najpierw próbował soczystym uderzeniem z lewego bulika zaskoczyć Johna Murraya, a w 40. minucie został wykluczony z gry na dwie minuty.

Ledwie wyrównały się formacje po karze Bizackiego, a kolejny raz otworzył się tyski boks kar. Tym razem zawitał do niego Bartosz Ciura. Skandynawska formacja naszpikowana fachowcami od rozgrywania przewag wzięła się do mocnej pracy. Z chirurgicznym sznytem posyłali krążek pomiędzy siebie zawodnicy GieKSy, pieczęć na tym koronkowym rozegraniu postawił Santeri Koponen, który w swoim stylu, niemalże rozrywając siatkę podwyższył prowadzenie. Podrażnieni tyszanie już po 56 sekundach pokazali katowickiej publiczności, że im również hokejowe rzemiosło nie jest obce. Obsłużony dobrym podaniem w tempo, akcje wykończył nieprzyjemnym strzałem przy krótkim słupku Mateusz Bryk. Iście derbowa temperatura towarzyszyła nam do ostatnich minut spotkania. Efektem nieustępliwej walki, były obustronne wykluczenia dla Marklunda i Ciury, którzy w dosadny sposób pod bramką Fučíka przedstawiali sobie wzajemnie argumenty.

W 55. minucie na Jakuba Wanackiego została nałożona kara mniejsza dwóch minut, jednak GieKSa wyszła z tej opresji obronną ręką, próbując odgryźć się kontrą Bartosza Fraszki. Na półtorej minuty przed końcem regulaminowego czasu gry, trener Tirkkonen podjął się ryzykownego manewru wycofując z bramki swojego golkipera. Pełen ciężar na swoje barki wziął Filip Komorski.Kapitan tyszanuderzeniem w samo okno bramki Murraya wyrównał wynik spotkania. Pomimo, że do końca spotkania zostało nieco ponad minutę, nikt nie myślał o biernym czekaniu na dogrywkę. Atomowe uderzenie po raz kolejny posłał Koponen i z największym trudem musiał interweniować Fučík. Pod naporem GieKSy zimnej krwi zabrakło IlliKorenczukowi, który w 60. minucie został odesłany na ławkę kar za opóźnianie gry.
W związku z karą tyskiego napastnika, dogrywkę rozpoczęliśmy w formacji 4 na 3. Katowiczanie błyskawicznie zamknęli broniących osłabienia gości. Świetnie na bramkarzu pracował Sam Marklund, który ograniczał jego widoczność. Już po 34 sekundach bohaterem GieKSy stał się Noah Delmas, który w swoim stylu potężnym uderzeniem zmieścił krążek pod poprzeczką bramki Fučíka.

 

dziennikzachodni.pl – GKS Katowice – GKS Tychy: Pluszaki na lodzie, komplet fanów i wygrana mistrza Polski w śląskich derbach

W rozegranym w niedzielę 18 stycznia meczu 38. kolejki Tauron Hokej Ligi GKS Katowice pokonał GKS Tychy 4:3 po dogrywce. Śląskie derby były hitem weekendu wszak w Satelicie zmierzyli się dwaj finaliści poprzedniego sezonu. W dodatku po golu Noaha Delmasa dla katowiczan na lód poleciał pluszaki. Kanadyjczyk strzelił też zwycięskiego gola i był bohaterem spotkania.

Mecz GKS Katowice z GKS Tychy oglądał w Satelicie komplet widzów. Wszystkie bilety na hit. 38.kolejki Tauron Hokej Ligi rozeszły się już w piątek i aż szkoda, że w stolicy naszego regionu nie ma większego lodowiska.

Fanów na trybuny przyciągnęła ranga spotkania – wszak zmierzyły się ze sobą mistrz i wicemistrz Polski, a także akcja „Dorzuć misie” Fundacji STS. Po pierwszej bramce dla katowiczan komplet widzów zasiadających na trybunach Satelity rzucił na lód mnóstwo pluszaków.

Fundacja STS przekaże 10.000 zł na wsparcie katowickiej Fundacji „Jesteśmy dla Was” oraz dodatkowo 1 zł za każdą maskotkę, która została zebrana z lodowiska. Same pluszaki również trafią do placówek z naszego województwa pomagających dzieciom.

Tyszanie szybko strzelili gola, gdy Johna Murraya pokonał Ukrainiec Pawło Padakin. Lider tabeli odpowiedział w trakcie gry w przewadze. Krażek sprytnie rozegrała pierwsza piątka katowiczan, a po trafieniu kanadyjskiego obrońcy Noaha Delmasa maskotki zasłały taflę Satelity.

Przed końcem II tercji podopiecznych trenera Jacka Płachty na prowadzenie wyprowadził Miro Lehtimaki. Fin wykorzystał sytuację sam na sam z Tomasem Fucikiem.W ekipie gości nie zagrał jeszcze pozyskany w sobotę z Sanoka Estończyk Mark Viitanen.

Na początku trzeciej odsłony gospodarze znów wykorzystali liczebną przewagę, a krążek w bramce umieścił Fin Santeri Koponen. Tyszanie szybko odpowiedzieli kontaktowym trafieniem Mateusza Bryka i emocje mieliśmy do samego końca.

W przedostatniej minucie goście wycofali bramkarza i grając sześciu na pięciu do remisu doprowadził kapitan tyszan Filip Komorski. Zwycięzcę wyłoniła dopiero dogrywka, w której przyjezdni grali w osłabieniu, bo na ławkę kar za opóźnianie gry powędrował Ilja Korenchuk.

W dodatkowym czasie gry gola na wagę zwycięstwa obrońcy tytułu zdobył Delmas zostając bohaterem spotkania. To było trzecie trafienie GieKSy w tym spotkaniu strzelone w przewadze.

Katowiczanie wygrali w tym sezonie wszystkie pięć ligowych spotkań z tyszanami, co przed ewentualnym starciem tych drużyn w play off jest sporym handicapem. Gospodarze przerwali serię sześciu zwycięstw drużyny Pekki Tirkkonena.

 

hokej.net – Nowy kapitan GieKSy. Kto zastąpił Pasiuta?

Zmiany kapitana w trakcie sezonu nie zdarzają się zbyt często. Do takiej doszło w GKS-ie Katowice i to przed prestiżowym meczem z GKS-em Tychy (4:3 d.). W bluzie z literą „C” na piersi nie wystąpił Grzegorz Pasiut. Kto go zastąpił?

Gdy w niedzielny wieczór spiker prezentował przedmeczowy skład GieKSy, wielu jej kibiców sprawiało wrażenie co najmniej zdziwionych. Grzegorz Pasiut nie został wyczytany jako kapitan zespołu i nie miało to żadnego związku z absencją „Profesora”. Przypomnijmy, że doświadczony środkowy pełnił tę zaszczytną funkcję nieprzerwanie od sezonu 2019/2020.

W derbowym starciu z GKS-em Tychy kapitanem był Joona Monto, który z dorobkiem 11 bramek i 23 asyst jest najlepiej punktującym zawodnikiem ekipy z alei Korfantego.

Co jest przyczyną takiej decyzji? Katowicki klub na razie wstrzymuje się od komentarza, prosząc o cierpliwość.

 

Miro Lehtimäki: Czuję się naprawdę dobrze w Katowicach

GKS Katowice po raz piąty w tym sezonie okazał się górą w Derbach Śląska. Mistrzowie Polski po dogrywce pokonali GKS Tychy 4:3. Kolejny raz niezwykle aktywny na lodzie był Miro Lehtimäki, który swój dobry występ przypieczętował premierowym trafieniem w barwach GieKSy.

Zawodnik, który obchodzi dzisiaj 27. urodziny, dołączył doGKS-u Katowice na początku stycznia, wzmacniając siłę ofensywną zespołu Jacka Płachty. Lehtimäki może pochwalić się niezłymi warunkami fizycznymi, bo przy 189 centymetrach wzrostu,waży 90 kilogramów. Dodatkowym atutem zawodnika jest prawy uchwyt kija, co zawsze pozwala na efektywniejsze zestawienie formacji, szczególnie podczas gier w przewagach.

Wiele wskazuje na to, że Lehtimäki proces aklimatyzacji w Katowicach ma już za sobą. W poprzedniej kolejce napastnik zaliczył dwa kluczowe podania przy trafieniach Joony Monto. Podczas niedzielnego spotkania fiński skrzydłowy ostawił na indywidualne wykończenie akcji, zdobywając swoją premierową bramkę, w tak prestiżowym spotkaniu. Czy koledzy z drużyny przekazywali Finowi, jaki ciężar gatunkowy mają spotkania przeciwko GKS-owi Tychy?

– Żaden z kolegów nie wspominał mi o tym, ale właśnie takiej otoczki spotkania się spodziewałem. GKS Tychy to czołowy zespół, uważam, że zaraz po nas, są najsilniejsza drużyną w lidze. Znajdują się w gronie faworytów do sięgnięcia po tytuł mistrzowski, więc naprawdę fajnym uczuciem było wygrać i zobaczyć jak to będzie wyglądało w fazie play off – wyjaśnił„na gorąco” Lehtimäki.

Skandynawską siłą GieKSa w tym sezonie stoi. W derbowym pojedynku grupa fińsko-szwedzkich stranieri kolejny raz była ważnym ogniwem drużyny, mając udział przy trzech trafieniach drużyny. Coraz swobodniej w tej grupie czuję się również Miro Lehtimäki, którego obecność na lodzie coraz mocniej zaznacza się w grze drużyny.

–Tak, czuję się coraz bardziej pewny siebie. Zdążyłem już bliżej poznać system gry, rozumiem czego trener oczekuje zarówno ode mnie jak i od całej drużyny. To była kwestia paru gier do rozegrania, teraz mogę powiedzieć, że czuje się w Katowicach naprawdę dobrze – dodał napastnik.
GKS Katowice oraz GKS Tychy, to zespoły które w ostatnich sezonach rozdzieliły między siebie sporą liczbę trofeów, niejednokrotnie rywalizując o nie w bezpośrednich pojedynkach. Wiele z tych decydujących spotkań, miało przebieg zbliżony do niedzielnych derbów, podczas których nie brakowało twardej gry, a wynik pozostawał otwartą kwestią do samego końca. Czy Miro Lehtimäki czuję się gotowy na taką rywalizację w zbliżających się play-offach?

–Oczywiście! Uwielbiam fizyczną grę. Chociaż uważam, że naszą drużynę stać na jeszcze większą dozę fizyczności. Mam na myśli te momenty kiedy możemy jeszcze mocniej naciskać rywala w forecheckingu,czy szybciej pracować w backcheckingu. Sądzę, że stać nas na to – podkreślił 27-latek.
Dla zawodnika nie jest to pierwszy kontakt z polską ligą. W sezonie 2021/2022 rozegrał w barwach KH Energi Toruń 8 spotkań, w których zdobył jednego gola oraz zanotował trzy asysty. Czym jego zdaniem charakteryzuje się TAURON Hokej Liga?

– Gra się tutaj w stylu, który mi odpowiada. Akcje rozgrywa się w naprawdę dobrym tempie, a zawodnicy nie odmawiają sobie fizyczności – podsumował Miro Lehtimäki.



1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Maks

    30 stycznia 2024 at 19:01

    Burak , wypier…… z GieKSy !!!

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga