Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy.
W ostatnią środę piłkarki GieKSy rozegrały wyjazdowe spotkanie w ramach rozgrywek Pucharu Polski z Rekordem Bielsko-Biała. W regulaminowym czasie gry wynik brzmiał 2:2 (0:0), którego nie zmieniła również dogrywka. W rzutach karnych lepsze okazały się gospodynie i one awansowały do 1/16 finału rozgrywek. Piłkarze mieli przerwę od ligowego grania, ze względu na odwołany mecz z Resovią (zakażenia SARS-CoV-2 w Resovii). Z tego powodu, w sobotę, rozegrali spotkanie sparingowe z czwartoligowym Ruchem Radzionków, które wygrali 6:0 (2:0).
Siatkarze w ósmej kolejce PlusLigi wygrali na wyjeździe, ze Stalą Nysa 3:2. Kolejne spotkanie siatkarze zagrają w hali w Szopienicach, z mistrzem Polski z ubiegłego sezonu, zespołem Jastrzębskiego Węgla. Spotkanie rozpocznie się w najbliższą sobotę (27.11.2021 roku) o godzinie 17:30.
Hokeiści, po przerwie reprezentacyjnej wrócili do rozgrywek ligowych. GieKSa rozegrała dwa spotkania: w piątek w Katowicach, wygrała z Zagłębiem Sosnowiec 3:2, w niedzielę drużyna wygrała z JKH GKS-em Jastrzębie 7:4. Przed meczem z Zagłębiem do drużyny dołączył Kalle Valtola, 25-letni fiński obrońca.
PIŁKA NOŻNA
bts.rekord.com.pl – Rekord B-B – GKS Katowice 2:2 (2:2, 0:0) K. 4:2
Epicki, pucharowy bój w Cygańskim Lesie dla Rekordu!
[…] Po przebytych chorobach, kontuzjach, po serii ligowych porażek i wobec nieustannych kłopotów kadrowych, można było mieć uzasadnione obawy o występ bielszczanek, o jego wynik w starciu ze znacznie wyżej notowanymi katowiczankami. Wśród biało-zielonych nadal wykluczone z gry są m.in. Klaudia Adamek i Wiktoria Pietrzyk, a absencja Martyny Cygan wymuszona została szkolnymi obowiązkami. Przebywającego na zwolnieniu lekarskim Marcina Trzebuniaka na ławce trenerskiej zastąpił Emil Kosiec. Ale i GKS nie był wolny od problemów kadrowych, choć nie tej skali, jak w przypadku gospodyń spotkania. Z kontuzją zeszła z przedmeczowej rozgrzewki Amelia Bińkowska, którą zastąpiła Nikola Brzęczek.
Przebieg, obraz pierwszej części w pełni uzasadniał troskę sympatyków Rekordu. To były trzy kwadranse optycznej przewagi, momentami wręcz dominacji, podopiecznych Witolda Zająca. Popełniły jednak przyjezdne kilka kardynalnych błędów w swojej ofensywie. W wielu sytuacjach ataki piłkarek GKS-u były zbyt schematyczne i przewidywalne dla dobrze usposobionej defensyw Rekordu. W kilku innych przyjezdne w banalny sposób dawała się łapać na ofsajdzie. A przy tym jeszcze miały bielszczanki bardzo dobrze usposobioną w bramce Wiktorię Berdys oraz coś niezbędnego w odniesieniu sukcesu, a mianowicie łut szczęścia. Dwukrotnie (w w 4. i 15. minucie) bliska trafienia była Klaudia Maciążka, w 41. nieznacznie chybiła celu Emilia Zdunek.
Ku zaskoczeniu zespołu gości „okopany” dotąd na własnej połowie Rekord śmielej ruszył do przodu na wstępie drugiej części meczu. Określenie prób ofensywnych w wykonaniu gospodyń atakiem zapewne byłoby nadużyciem. To były raczej próby kąsania, podgryzania obrony „Gieksy”. I pewnie nikt nie zakładał, nie przypuszczał, że Katarzyna Moskała (na zdjęciu) indywidualną akcją zdoła w pojedynkę zdemontować obronę rywalek. Wszędobylska skrzydłowa, choć tu w innej roli, odprowadziła piłkę do linii końcowej, skąd optymalną asystą obsłużyła nadbiegającą Magdalenę Skolarz. Radość z prowadzenia trwała dziesięć minut, po kornerze, w ogromnym zamieszaniu do wyrównania doprowadziła K. Maciążka. Utracie kolejnych goli zapobiegły desperackimi wślizgami Izabela Tracz i Magdalena Knysak, ale wobec kontry „dwie na jedną” i strzału N. Brzęczek bielszczanki były bezradne. 120 sekund później drużyna gości zmarnowała idealną szansę na dwubramkowe prowadzenie. W. Berdys zdołała sparować piłkę po strzale Kateriny Vojtkovej, dobijając „do pustaka” K. Maciążka obiła poprzeczkę. Mówi się – niewykorzystane okazje… Szczerze przyznajmy, niewielu – o ile ktokolwiek na trybunach – wierzył jeszcze, że bielszczanki odwrócą losy meczu. Wierzyły jednak „rekordzistki”. Ostatni, niemal rozpaczliwy atak znów wyprowadziła K. Moskała. Defensorski GKS-u nie dość, że nie potrafiły zneutralizować solowej akcji, to jeszcze dały się zwieść podążającej w sukurs koleżance – Zofii Śmietanie.
Mimo ewidentnego upływu sił biało-zielone wykrzesały z siebie więcej niż maksimum energii na dystansie 30-stu dodatkowych minut. Z kolei niekorzystny, zaskakujący rezultat remisowy wymusił na przyjezdnych zdwojenie aktywności na połowie Rekordu. Na stworzenie realnego zagrożenia pod bramką rywalek w inny sposób, niż stałe fragmenty gry, naszym zawodniczkom po prostu brakowało już „fizyki”. Katowiczanki z kolei wypracowały w końcówce drugiej część dogrywki dwie klarowne sytuacje. W 114. minucie Anita Turkiewicz z 7-8 metrów trafiła w poprzeczkę. Pięć minut później ta sama zawodniczka stanęła przed niemal identyczną szansą, ale W. Berdys stanęła na wysokości zadania.
To, że „rekordzistki” lepiej wytrzymały stres związany z konkursem ”jedenastek” to jedno. A drugi klucz do sukcesu, to sposób egzekwowania rzutów karnych – majstersztyk. Zaczęło się od pudła Marleny Hajduk, na co uderzeniem w „okienko” odpowiedziała Patrycja Rżany. Na gola K. Maciążki, choć piłka „przelała się” po ręce bramkarki, uderzeniem od słupka ripostowała Martyna Gąsiorek. W trzeciej serii K. Vojtkova zakłóciła „spokój pająka” w narożniku bramki, ale M. Knysak ripostowała równie chytrym strzałem. Czwartą, jak się okazało finałową serię, uderzeniem w słupek otworzyła Joanna Olszewska, a zamknęła „z przytupem”, od poprzeczki do bramki – Wiktoria Nowak.
sportowefakty.wp.pl – Już wszystko jasne. Oto komplet par 1/16 finału Pucharu Polski
Mocnym akcentem zakończyła się seria meczów pierwszej rundy piłkarskiego Pucharu Polski kobiet. Niespodziewanie, po rzutach karnych, z rozgrywkami pożegnały się zawodniczki GKS-u Katowice.
[…] Do niespodzianki doszło w ostatnim spotkaniu pierwszej rundy rozgrywanym w Bielsku-Białej. Beniaminek Ekstraligi Rekord, pokonał u siebie po serii rzutów karnych doskonale radzący sobie w tym sezonie GKS Katowice. Po dogrywce na tablicy widniał remis 2:2, a w jedenastkach bielszczanki wygrały 4:2.
sportdziennik.com – GieKSa uczci pamięć poległych
Klub z Bukowej dbając o swą małą ojczyznę włącza się w obchody 40. rocznicy pacyfikacji Kopalni Wujek. Drużyny GKS-u grać będą w specjalnych strojach, a niespodzianki szykują też kibice.
Za dokładnie miesiąc minie 40 lat od krwawej pacyfikacji Kopalni Wujek, podczas której zginęło 9 górników. O godne upamiętnienie wydarzeń z 16 grudnia 1981 roku jak zwykle zadba Śląskie Centrum Wolności i Solidarności, przygotowując nową muzealną wystawę, a do pomocy aktywnie włączy się też GKS Katowice.
– 40 lat temu, po wprowadzeniu stanu wojennego, górnicy dali opór komunistycznej władzy – mówi Robert Ciupa, dyrektor ŚCWiS.
– Walczyli, by zniesiono stan wojenny. To był strajk godnościowy, walka o godność człowieka, wtedy przegrana. 23 górników zostało rannych, 9 zabitych. Najważniejsze, że pamięć przetrwała, a krzyż ustawiony już 16 grudnia przez górników, pod który od lat przyjeżdżają delegacje z całej Polski, stał się symbolem nadziei, że wolność kiedyś nadejdzie. Górnicy pokazali, że są ideały, za które warto nawet oddać życie. Pamięć o tamtych wydarzeniach jest przekazywana przez nas i instytucje współpracujące. Miło, że dołącza do nich GKS, klub z Katowic, dzięki któremu rozszerzymy i mocniej wypromujemy naszą akcję.
Mecze piłkarzy GieKSy z Miedzią Legnica, siatkarzy z Projektem Warszawa oraz hokeistów z Ciarko KH Sanok zostaną poprzedzone minutą ciszy. Siatkarze i piłkarze grać będą z opaskami „Wujek 81 – pamiętamy”, podobny napis pojawi się podczas telewizyjnych transmisji ich meczów na bandach ledowych, a całe stroje dedykowane na tę okoliczność założą hokeiści podczas turnieju finałowego Pucharu Polski, rozgrywanego w końcówce grudnia w Bytomiu.
– Byłem wtedy 10-latkiem, ale wcale nie jak przez mgłę przypominam sobie tamte wydarzenia, czas i atmosferę – mówi Marek Szczerbowski, prezes GieKSy.
– Z rodzinnej Koszutki widzę Spodek i Rondo, pamiętam tamtą zimę, tamte czołgi na ulicach. Cieszę się, że mamy możliwość uczestniczenia w rocznicy tamtych wydarzeń, potępienia agresji człowieka. GKS jest klubem miejskim, wielosekcyjnym i zamierza bardzo szeroko włączyć się w te działania. Fachowcy ze Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności przygotują kampanię informacyjną, a my działania promocyjne. Chcemy upamiętnić te bardzo istotne dla losów nie tylko naszego regionu, ale i kraju wydarzenia, a w przyszłości kontynuować współpracę ze ŚCWiS. Dziękuję kibicom GieKSy, którzy zainspirowali nas do głębszego zaangażowania się w tę 40. rocznicę.
Fanatycy GKS-u już od ponad 10 lat rokrocznie dbają o godne obchody pacyfikacji Wujka, a teraz wesprze ich w tym klub.
– Dla nas to bardzo ważne – mówi Marcin Gruszczyński, jeden z kibiców najmocniej zaangażowanych w tę inicjatywę.
– Klub ochoczo i od razu przystał na naszą prośbę, nasz pomysł. To coś oczywistego, że kluby sportowe powinny w swoich miastach, swoich małych ojczyznach, włączać się w takie wydarzenia rocznicowe. GKS ma dużą rolę do odegrania, bo ma po prostu dużą bazę kibiców i jest dobrą platformą do przekazywania pewnych wieści. Specjaliści przygotują materiały, klub zadba o promocję, a kibice… też przygotowali trochę niespodzianek. O szczegółach jeszcze nie będziemy mówić, ale jeśli wszystko wyjdzie tak, jak chcemy, to za 2-3 tygodnie spotkamy się na jeszcze jednej konferencji prasowej.
Z naszej strony spuentujmy, że w tych zglobalizowanych czasach, gdy potrafi się żyć tym, co dzieje się za dwoma oceanami, a nie pamięta o tym, co za rogiem, inicjatywa kibiców GieKSy i podchwycenie jej przez klub jest godne pochwały. Misją klubu są nie tylko wyniki sportowe, ale też takie działania, dbanie o tożsamość i lokalną społeczność.
ruchradzionkow.com – Ruch zagrał z „GieKSą”. Lekcja od I-ligowca
Ruch Radzionków przegrał sparing z GKS-em w Katowicach. I-ligowcy ograli „Cidry” 6:0, do przerwy prowadząc różnicą dwóch goli.
– To była dla nas jedna z cenniejszych lekcji, jakie mogliśmy w ostatnim okresie zdobyć. Dotknęliśmy innego poziomu piłki nożnej. Zrobimy wszystko, by wyciągnąć z tego spotkania naukę – skomentował trener Marcin Dziewulski.
Katowiczanie pierwotnie mieli w sobotę zagrać ligowy mecz z Resovią Rzeszów, ale spotkanie ze względu na przypadki zakażenia koronawirusem wśród graczy z Podkarpacia zostało przełożone. – We wtorek zadzwonił trener Rafał Górak z propozycją sparingu. Zmodyfikowaliśmy nieco swoje plany, ale każdy z zawodników się do tego dostosował. Chcieliśmy wypaść dobrze i mimo słabszego wyniku chcę widzieć również pozytywy. Mieliśmy swoje momenty, a uwypuklone mankamenty będzie można poprawiać w trakcie przygotowań do rundy wiosennej – komentuje trener Dziewulski.
Jeszcze przed przerwą Mateusza Szukałę pokonywali Bartosz Jaroszek i Danian Pavlas. Po zmianie stron w bramce „Cidrów” stanął Rafał Strzelczyk, który po piłkę sięgał do siatki po uderzeniach Szymona Kiebzaka, dwóch trafieniach Patryka Szwedzika i niefortunnej interwencji Tomasza Harmaty. Gospodarze byli stroną przeważającą, ale radzionkowianie też mieli swoje okazje. Pod bramką Dawida Kudły brakowało im jednak skuteczności. – Kilka bramek straciliśmy w kuriozalny sposób. Momenty, w których biega się za piłką są frustrujące, ale mieliśmy też swoje sytuacje. Zebraliśmy cenne doświadczenie, nie mam obaw o morale zespołu. To był mecz towarzyski, potrafimy sobie radzić z porażkami i szczerze o nich rozmawiać, a na najbliższe tygodnie mamy swoje plany. Chcę, by udali się na urlopy z dobrym nastawieniem – zapowiada trener Dziewulski.
SIATKÓWKA
sport.interia.pl – Stal Nysa pogrąża się w kryzysie. Fatalna seria trwa
Stal Nysa wciąż bez zwycięstwa w siatkarskiej PlusLidze. Zespół prowadzony przez Daniela Plińskiego we własnej hali przegrał 2:3 z GKS-em Katowice. To już dziewiąta porażka Stali w tym sezonie.
Pliński objął drużynę z Nysy kilkanaście dni temu. Stal pod jego wodzą potrafiła postawić się Projektowi Warszawa, ale punktów od tego nie przybywało. W piątek wreszcie dopisała przynajmniej jeden do swojego konta, ale w decydujących momentach tie-breaka lepsi byli goście. To czwarte zwycięstwo GKS-u w tym sezonie.
W pierwszym secie minimalną, dwupunktową przewagę szybko wypracowała sobie Stal. Zawdzięczała to m.in. zagrywce Mitchella Stahla, z którą nie poradził sobie Tomas Rousseaux. Gospodarze dobrze wyglądali w przyjęciu, dzięki czemu rozgrywający Marcin Komenda mógł korzystać w ataku z wielu zawodników. Przy stanie 14:11 dla Stali trener gości Grzegorz Słaby poprosił o czas.
I choć siatkarze z Nysy do skutecznej gry dołożyli szczelny blok, w ich grze coś się zacięło. Po kilku błędach ich przewaga spadła do zaledwie punktu. W końcówce seta po obu stronach było sporo pomyłek, ale świetne serwisy Jakuba Szymańskiego dały przewagę gościom – GKS wygrał 25:22.
Drużyny z Katowic w tym sezonie nie omijają problemy. Cierpiała przez kontuzje, kilku zawodników trafiło też na kwarantannę z powodu COVID-19. Przy tej okazji przytrafiła jej się seria czterech porażek. Przed tygodniem przerwali jednak złą passę – pokonali 3:1 Cerrad Enea Czarnych Radom.
W drugim secie piątkowego spotkania katowiczanie radzili sobie równie dobrze, co w pierwszej partii. Szybko odskoczyli rywalom na cztery punkty. Skutecznie grał Jakub Jarosz. 34-letni atakujący do udanych ataków dołożył także punkt zagrywką.
Pliński próbował szukać nowych rozwiązań, wprowadzał na boisko rezerwowych. Stal popełniała jednak więcej błędów niż rywale. Łącznie w ten sposób w pierwszych dwóch setach oddała przyjezdnym 10 punktów, sama zyskała zaś tylko cztery. W drugiej partii GKS nie dał się dogonić – wygraną 25:21 przypieczętował atak Jarosza.
Trzecią partię lepiej rozpoczęli gospodarze. Z rytmu nie wybiła ich nawet długa przerwa na początku seta, gdy sędziowie rozpatrywali jedną z sytuacji przy siatce. Ostatecznie przyznali punkt katowiczanom, ale Stal wkrótce odskoczyła na pięć oczek. Przy stanie 13:8 dla gospodarzy GKS odrobił trzy punkty, nie zdołał jednak utrzymać kontaktu z rywalami. Goście stracili skuteczność, kilka razy niedokładnie piłkę rozegrał Micah Ma’a. Stal wygrała 25:20.
Rozpędzony zespół z Nysy nie zatrzymał się również w kolejnej partii. Co prawda na początku seta wynik oscylował wokół remisu, ale z czasem przewaga gospodarzy rosła. Cały czas mogli polegać na atakującym Wassimie Ben Tarze. Tunezyjczyk dobrze radził sobie na prawym skrzydle, nieźle prezentował się też Nikołaj Penczew. W czwartym secie w końcu dołączył do nich Kamil Kwasowski. Po efektownym ataku byłego zawodnika GKS-u Stal prowadziła 16:12. Takiej różnicy goście nie byli w stanie odrobić i musieli szykować się do tie-breaka.
W nim siatkarze GKS-u wrócili jednak do gry. Seta świetnie rozpoczął Gonzalo Quiroga, który pozostał na boisku po niezłej postawie w końcówce poprzedniej partii. Argentyńczyk znakomicie serwował, a rywale nie potrafili przebić się na katowicką stronę siatki. Na blok nadział się nawet Ben Tara i GKS prowadził już 6:0. Gospodarze w końcu zaczęli zdobywać punkty, ale ich straty były zbyt duże. Katowiczanie nie wypuścili z rąk zwycięstwa i wygrali 15:10.
GKS po czwartym zwycięstwie w sezonie umocnił się na ósmym miejscu w tabeli PlusLigi. Stal z dwoma punktami wciąż ma sporą stratę do reszty stawki, mimo że rozegrała o mecz więcej niż większość rywali.
Stal Nysa – GKS Katowice 2:3 (22:25, 21:25, 25:20, 25:17, 10:15)
HOKEJ
sportdziennik.com – Nowe twarze
Kalle Valtola, 25-letni fiński obrońca (182 cm/84 kg) występujący ostatnio w Dukli Michalovce, podpisał kontrakt z GKS-em Katowice i jest wielce prawdopodobne, że dzisiaj wystąpi w derbowym spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec.
„Satelita” odleciał
Kibice GKS-u długo fetowali komplet punktów, choć ich nerwy były wystawione na trudne chwile.
Katowiczanie, liderzy ekstraligi, w meczu z Zagłębiem mieli olbrzymią przewagę, ale po 2 tercjach przegrywali 0:2. Jednak ostatnia odsłona była dla nich szczęśliwa, a „złotego” gola zdobył Anthon Eriksson. Teraz katowiczanie zawitają do Jastrzębia-Zdroju.
Gospodarze wystąpili już z fińskim obrońcą Kalle Valtolą, ale mówi się, że niebawem zespół GKS-u zasilą dwaj napastnicy. Katowiczanie nie ukrywają wysokich aspiracji i już teraz kadra prezentuje się stabilnie. Gospodarze od pierwszych minut przystąpili do frontalnego ataku i Michał Czernik między słupkami zwijał się jak w ukropie. Interweniował z dużym szczęściem i do końca 1. tercji utrzymał zerowe konto.
W 9 min Grzegorz Pasiut trafił w słupek, na kilkanaście sekund przed końcem Patryk Krężołek uderzył w poprzeczkę. Inicjatywa należała do gospodarzy, z gola cieszyli się goście. Jewgienij Nikiforow otrzymał krążek zza bramki i z bliskiej odległości umieścił go pod poprzeczką. John Murray w tej sytuacji był bezradny. Hokeiści Zagłębia grali rozważnie, ale gdy nadarzała się okazja, starali się wyprowadzić składną akcję. Nim Nikiforow zdobył gola, Wasiljew był w sytuacji sam na sam, ale nie zdołał oszukać bramkarza GKS-u.
Dantejskie sceny działy się w tercji gości, bo gospodarze za wszelką cenę chcieli zdobyć gola. Lista niefortunnych strzelców jest długa i Czernika nie potrafili pokonać nawet wyborni snajperzy GKS-u. Czas płynął, a goście coraz dzielniej sobie poczynali i wyprowadzali kontry, nieliczne, ale groźne. Po jednej z nich dał o sobie znać Jarosław Rzeszutko, który płaskim strzałem zaskoczył Murraya. 2:0 dla Zagłębia i zapachniało sensacją oraz powtórką z poprzedniego meczu w „Satelicie”. Wówczas był taki sam rezultat, ale w bramce grał Marcel Kotuła.
W przerwie po 2. tercji w szatni GKS-u musiało być gorąco, bo nikt nie lubi przegrywać, a zwłaszcza trener Jacek Płachta. Zaczęło się od strzałów w słupek Wasiljewa oraz Mateusza Rompkowskiego. W końcu kibice doczekali się goli dla GKS-u. Kontaktowy był dziełem Wronki, zaś wyrównał Pasiut. A potem rozpoczęła się twarda batalia o zwycięskiego gola.
Na niespełna 3 min przed końcem boks Zagłębia zakipiał ze złości. Nikiforow był blisko zdobycia bramki, ale – zdaniem gości – był faulowany. Sędziowie nie zareagowali. Gospodarze wściekle atakowali i na 35 sek. przed końcem Eriksson zdobył zwycięskiego gola w przedziwnych okolicznościach. Krążek ledwie co wtoczył się do bramki.
hokej.net – Sosnowiczanie czują się oszukani. „Napiszemy protest”
Zagłębie Sosnowiec przegrało na wyjeździe z GKS-em Katowice 2:3, a po tym spotkaniu sporo mówiło się o postawie sędziów.
Sosnowiczanie po czterdziestu minutach prowadzili 2:0 po golach Aleksandra Wasiljewa i Jarosława Rzeszutki, więc w „Satelicie” pachniało niespodzianką.
Katowiczanie w trzeciej tercji włączyli wyższy bieg i w 43. minucie kontaktowego gola zdobył Patryk Wronka, a 135 sekund później wyrównał Grzegorz Pasiut. Do końcowej syreny trwała prawdziwa wymiana ciosów.
Na dwie minuty przed końcem sosnowiczanie ruszyli z kontrą. Mateusz Bepierszcz zablokował, a następnie przewrócił Aleksandra Wasiljewa, który próbował dobić krążek uderzony wcześniej przez Jewgienija Nikiforowa. Sędziowie nie dopatrzyli się w tej sytuacji faulu.
– Kontrowersje wynikają z tego, że przy naszym kontrataku w końcówce nasz zawodnik, który mógł oddać strzał na bramkę, ale został sfaulowany. Sędzia w tym momencie nie podniósł ręki, ani jeden ani drugi. Nie wiem dlaczego gdyż był to ewidentny faul. Będziemy pisać na pewno z tego tytułu protest – irytował się Grzegorz Klich, trener Zagłębia.
– Oczywiście GKS był w tym meczu drużyną lepszą i gratuluję im zwycięzca, jednak nie może być tak, że sędziowie podejmują błędne decyzje w kluczowym momencie gry. Tak naprawdę my w każdym meczu walczymy o życie i chcemy gromadzić te punkty. Czujemy się oszukani i na takie coś się nie zgadzamy. Faul jest faulem i musi być odgwizdany – dodał Klich.
Na 35 sekund przed końcem decydujący cios zadał Anthon Eriksson i pełna pula trafiła na konto katowiczan.
sportdziennik.com – Mistrz zagubiony
JKH GKS rozegrał najsłabsze spotkanie na przestrzeni kilku miesięcy. Obrońcy tytułu mistrzowskiego zaprezentowali się mizernie i trudno się dziwić, że stracili aż 7 goli. Na lodzie przez długi czas sprawiali wrażenie bezradnych. Zespół GKS-u Katowice grał swobodnie i, co najważniejsze, skutecznie. GKS już po raz trzeci w tym sezonie wygrał z Jastrzębiem i jest zdecydowanym liderem. Dla JKH to druga porażka z rzędu.
[…] Oba zespoły przystąpiły do meczu z mocnym postanowieniem gry do przodu. Stąd też w 1. tercji wiele się działo pod bramkami i zobaczyliśmy aż 5 goli. To niecodzienne wydarzenie w potyczkach między drużynami ze szczytu tabeli. Na bramki gospodarzy katowiczanie w miarę szybko odpowiadali. W 4 min rzadkiej urody golem popisał Grzegorz Pasiut, który z ostrego kąta potrafił umieścić krążek w „okienku”. Gdy w 18:16 min na ławkę powędrował Martin Kasperlik, wiedzieliśmy, że obrońcy tytułu mistrzowskiego będą w opałach. Na 5 sek. przed końcową syreną Maciej Kruczek zdołał pokonać Patrika Nechvatala.
W przerwie trenerzy JKH GKS-u uznali, że Czech nie prezentuje wysokiej formy i jego miejsce zajął Michał Kieler, który niewiele pomógł drużynie. Przy 2 straconych golach mógł się lepiej zachować. Inna sprawa, że gospodarze w grze obronnej prezentowali radosną twórczość. Strata gola w przewadze (na ławie kar Krężołek) nie wystawia jastrzębianom najlepszego świadectwa. Pasiutowi pozostawili sporo miejsca i ten spokojnie podał do nadjeżdżającego przed bramkę Jakuba Wanackiego.
Obrońca GKS-u natychmiast uderzył i Kieler był bez szans. Po 23 sek. gospodarze zdobyli kontaktowego gola i odżyły nadzieje kibiców. Nic z tego, bo goście mocno odpowiedzieli trafieniami Bartosza Fraszki i Carla Hudsona. Możemy sobie wyobrazić co się działo w szatni gospodarzy i jak się pieklił trener Robert Kalaber, który nie toleruje niechlujstwa na lodzie. W ostatniej odsłonie goście już nie forsowali tempa i tercja zakończyła się remisem.
– Raz na sezon uda się strzelić gola – śmiał się obrońca GKS-u, Jakub Wanacki. – Graliśmy przez cały mecz niezwykle solidnie i zdobyliśmy cenne punkty. Trochę tych bramek było i więcej uwagi musimy poświęcić grze obronnej. Otwarty hokej jest atrakcyjny dla widzów.
– Od początku staraliśmy się grać agresywnie i ofensywnie – dodał trener GKS-u, Jacek Płachta. – Może zabrakło trochę komunikacji w obronie, ale wszystko było od początku do końca pod naszą kontrolą.
Najnowsze komentarze