Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Czwarty z rzędu finał GieKSy!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ubiegłego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja GieKSy. Prezentujemy najciekawsze z nich.

W ostatnią sobotę piłkarki pokonały Mistrzynie Polski z ubiegłego sezonu Pogoń Szczecin 2:1 (2:0). Kolejne spotkanie zaplanowano na 12 kwietnia na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław. Nasz zespół z przewagą dziewięciu punktów przewodzi w tabeli. Ze względu na przerwę reprezentacyjną piłkarze kolejne spotkanie rozegrają na nowym stadionie z Górnikiem Zabrze w niedzielę 30 marca o 17:30.

Siatkarze rozegrali w ubiegły piątek ostatni w tym sezonie mecz w PlusLidze – z ZAKSą Kędzierzyn-Koźle, który przegrali 0:3. Drużyna już wcześniej została zdegradowana do I ligi.

Hokeiści zwycięsko zakończyli półfinałowe mecze z Unią Oświęcim i awansowali do finału rozgrywek. W trzecim i czwartym spotkaniu półfinałowym nasza drużyna wygrała z Unią odpowiednio 2:1 i 4:2. W meczach finałowych hokeiści zmierzą się z GKS-em Tychy. Pierwsze dwa spotkania zostaną rozegrane na lodowisku w Tychach, jutro i pojutrze (25 i 26 marca, początek obu spotkań o 19:45). Mecze numer trzy i cztery zostaną rozegrane w Satelicie, w sobotę i poniedziałek (29 marca i 31 marca, odpowiednio  17:30 i 15:00).

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – GKS Katowice wzmacnia pozycję lidera!

Najmocniejsze starcie 16. kolejki Orlen Ekstraligi za nami! Sobotni wieczór okazał się niezwykle udany dla piłkarek Karoliny Koch, które kolejny raz udowodniły swoją świetną dyspozycję.

Piłkarki Gieksy otworzyły wynik meczu już w 10. minucie po bramce Kingi Kozak. Spokojne, pewne siebie zawodniczki z Katowic wykorzystywały swoje atuty oraz indywidualne umiejętności piłkarek. Gol na 2:0 padł już w 31. minucie spotkania, a jego autorką była Klaudia Maciążka.

Druga część spotkania rozpoczęła się po myśli drużyny gospodarzy. Pogoń Szczecin, która pozostawała dość pasywna, zdołała jednak przeprowadzić kilka ciekawych sytuacji. Jednym z najgroźniejszych strzałów popisała się Martyna Brodzik, która skierowała świetną piłkę na bramkę Katowiczanek, choć to nie wystarczyło, by pokonać bramkarkę rywalek. Dało to jednak Pogoni sygnał do działania – już kilka chwil później, po dynamicznym dryblingu Natalii Oleszkiewicz, piłka wpadła pod nogi Kornelii Okoniewskiej, która zagraniem piętą dograła do 15-letniej Leny Świrskiej. Młoda piłkarka z ogromnym spokojem wykorzystała sytuację i zdobyła bramkę kontaktową. Choć gra Pogoni Szczecin nabrała rumieńców w drugiej części spotkania, przyjezdnym nie udało się zmienić rezultatu.

GKS Katowice wyciąga kolejne trzy punkty, kontynuując ligową serię. W następnej kolejce czeka je wyjazdowe spotkanie ze Śląskiem Wrocław.

gol24.pl – W meczu na szczycie pań GKS Katowice lepszy od Pogoni Szczecin

Hit rundy wiosennej dla GKS Katowice. Wicemistrzynie Polski pokonały w 16. kolejce mistrzynie Polski – Pogoń Szczecin 2:1. Już do przerwy ten wynik dla Gieksy korzystny.

Przed rozpoczęciem spotkania GKS miał na koncie komplet ligowych zwycięstw i aż 9 punktów przewagi nad Pogonią. Szczecinianki musiały więc wygrać, by jeszcze zachować cień szans na obronę tytułu mistrzowskiego. Nie dały jednak rady.

Już w 10. minucie padł pierwszy gol dla GKS. Akcja do skrzydła, wrzutka, brak dobrego krycia, bo jedna z katowiczanek znalazła się na czystej pozycji. Jej strzał Natalia Radkiewicz obroniła, ale przy dobitce z 5 metrów Kingi Kozak nie miała najmniejszych szans.

Pogoń próbowała, ale jednak w pierwszej połowie nie mogła się na dobrym poziomie zorganizować. A w 31. minucie straciła drugiego gola po kolejnym dośrodkowaniu w pole karne. Tym razem z lewej strony, ale znów bierne krycie. Klaudia Maciążka miała czas, by piłkę przyjąć, odwrócić się do bramki. Piłka trochę jej odskoczyła, ale takim zamachem skierowała ją pod poprzeczkę do siatki. Radkiewicz nie mogła tego wybronić.

W końcówce pierwszej połowy to już pełna kontrola katowiczanek. Grały z większą pewnością siebie, twardo, szybko przerywały akcje Pogoni. Były o klasę lepiej dysponowane fizycznie. W jakiś sposób Pogoń można usprawiedliwić tym, że w środę rozegrała w Tczewie pucharowe spotkanie. Wygrała 2:1, ale do końca musiała się nieźle namęczyć z niżej notowanym przeciwnikiem. Bohaterką była Julia Brzozowska, która nie mogła zagrać w Katowicach z powodu kontuzji.

Pogoń lepiej zagrała po przerwie. Od początku była aktywniejsze i w 60. minucie zdobyła gola. Kornelia Okoniewska zagrała piętką do Leny Świrskiej, a 15-letnia pomocniczka spokojnie ograła defensorkę i pokonała bramkarkę GKS. Niedawno Świrska wywalczyła z reprezentacją do lat 17 awans do turnieju o Mistrzostwo Europy juniorek. To też jej pierwszy gol w ekstraklasie.

Pogoń atakowała dalej, a katowiczanki próbowały kontrować. Więcej jakości prezentowały szczecinianki, ale trochę się za bardzo w kilku sytuacjach pospieszyły i takich czystych okazji brakowało.

A w końcówce meczu GKS kontrolował sytuacje boiskowe. Szanował piłkę, nie bał się wycofać jej z połowy Pogoni aż do bramkarki. Zmuszało to szczecinianki do biegania, straty sił. W doliczonym czasie gry Pogoń miała rzut rożny, ale nie zagroziła.

W tabeli GKS – ma komplet i 12 punktów przewagi nad Pogonią. Wiceliderem jest zespół Czarnych Sosnowiec i to tylko ta drużyna może zagrozić katowiczankom. Pogoni na pocieszenie pozostanie walka o medal mistrzowski oraz Puchar Polski.

SIATKÓWKA

sportowefakty.wp.pl – Żałoba w Katowicach. GKS nie podjął walki na pożegnanie z PlusLigą

Siatkarze GKS-u Katowice na pożegnanie z PlusLigą, przegrali z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle 0:3. Podopieczni Andrei Gianiego dzięki kompletowi punktów nadal mają szanse na 4. miejsce po rundzie zasadniczej.

Faworyta tego meczu łatwo było wskazać, ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wciąż liczyła się w walce o 4. mejsce po rundzie zasadniczej, nie było więc mowy o taryfie ulgowej dla rywali. Katowiczanie już kilka tygodni temu stracili szanse na utrzymanie w PlusLidze. Trudno więc było podejrzewać, żeby w ostatnim meczu sezonu byli w stanie przeciwstawić się dużo mocniejszemu rywalowi.

Przebieg pierwszego seta potwierdził, że emocji w tym spotkaniu będzie jak na lekarstwo. Przyjezdni po asie serwisowym Rafała Szymury szybko odskoczyli na dwa punkty i z biegiem czasu tylko powiększali przewagę. Doskonale w ataku prezentował się Bartosz Kurek, równie solidny był Igor Grobelny. W polu zagrywki z kolei defensywę rywali demolowali wspomniany Rafał Szymura i David Smith (10:14).

Po stronie gospodarzy Krzysztof Gibek robił wszystko, aby zostać zapamiętanym. W pierwszym secie skończył 6 z 8 piłek. Lepszym bilansem poszczycić się mógł tylko Maciej Wóz. 24-letni środkowy był bezbłędny (4/4), ale na niewiele to się zdało, jeśli chodzi o wynik inauguracyjnej partii, zakończonej pewną wygraną ZAKSY.

Przebieg drugiego seta potwierdził, że GKS zasłużenie żegna się z elitą. Podopieczni Emila Siewiorka zostali bowiem zmiażdżeni, kończąc partię z dorobkiem zaledwie ośmiu punktów. Paradoksalnie, początek nie zwiastował egzekucji. Po ataku Aymena Bouguerry było bowiem 6:6.  Od tej pory katowiczanie właściwie przestali grać. Przy stanie 8:12 na zagrywce pojawił się Igor Grobelny, który w polu serwisowym pozostał do końca seta, notując po drodze pięć asów serwisowych.

W trzeciej odsłonie gospodarze również nie próbowali nawiązać walki, szybko oddając inicjatywę. Po asie serwisowym Jakuba Szymańskiego ZAKSA odskoczyła na cztery punkty i właściwie w tym momencie rozpoczęło się odliczanie w szeregach gospodarzy, do zakończenia nieudanego sezonu. Kędzierzynianie z kolei konsekwentnie realizowali swój cel, jakim była wygrana 3:0. Dobre wejście w mecz zanotował Mateusz Rećko, który w trzeciej partii zastąpił w szóstce Bartosza Kurka (9:15).

Andrea Giani skorzystał z okazji, aby dać pograć rezerwowym. Jedynym graczem podstawowego składu, który pozostał na parkiecie, był Marcin Janusz. Reprezentant Polski doskonale poprowadził grę swoich kolegów, którzy wykorzystali okazję, aby poprawić swoje statystyki w obecnym sezonie i przy okazji przypieczętować zdobycie trzech oczek. Emocji, podobnie jak w poprzednich odsłonach było jak na lekarstwo. Ostatecznie ZAKSA triumfowała 25:16.

dziennikzachodni.pl – Siatkarze GKS Katowice pożegnali się z PlusLigą. Pamiętacie jak to się zaczęło?

Siatkarze GKS Katowice przegrali z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle na pożegnanie z PlusLigą. W ten sposób dobiegła końca historia, która rozpoczęła się w sezonie 2016/17.

Siatkarze GKS Katowice pod herbem i nazwą klubu zaczęli występować od rozgrywek 2015/16, gdy grali jeszcze w I lidze. Rok później Spółka Akcyjna oficjalnie przejęła siatkówkę z TKKF Czarnych i awansowała do PlusLigi. Trenerem zespołu został znany reprezentant Polski Piotr Gruszka.

GieKSa utrzymała się w elicie przez dziewięć lat. W tym czasie trzykrotnie znalazła się w ósemce, a najlepszym miejscem było szóste w rozgrywkach 2019/2020. W obecnym sezonie katastrofalny początek ekipy Grzegorza Słabego przesądził sprawę i katowiczanie żegnają elitę.

W ostatnim meczu sezonu w piątek GKS przegrał z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, niemal kompromitując się w drugim secie.

GKS Katowice – ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 0:3 (19:25, 8:25, 16:25)

HOKEJ

hokej.net – 43 minuty na 0:0. Wtedy w 90 sekund zmieniło się wszystko!

W katowickiej „Satelicie” odbył się zacięty bój piątego półfinałowego spotkania Tauron Hokej Ligi pomiędzy GKS Katowice a Re-Plast Unią Oświęcim. Po dwóch tercjach na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis 0:0. Obie drużyny, toczyły niezwykle wyrównaną walkę o przybliżenie się do awansu do finału. Kluczowym momentem było dokładnie 90 sekund niedługo po rozpoczęciu trzeciej odsłony – wtedy GieKSa wyszła na prowadzenie i dowiozła je do końca, wykonując duży krok w kierunku gry w finale rozgrywek.

Bohaterami dwóch pierwszych odsłon meczu byli bramkarze – John Murray (GKS) oraz Linus Lundin (Unia), którzy zatrzymali wszystkie strzały rywali. Lundin popisał się najbardziej niesamowitą paradą w drugiej tercji, zatrzymując Patryka Wronkę mającego przed sobą niemal pustą bramkę.

Mecz toczony był w intensywnym tempie od samego początku. Oba zespoły miały szanse na otwarcie wyniku. W pierwszej tercji najdogodniejszą okazję miał Jean Dupuy, który znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości, jednak w tym pojedynku górą był Lundin. Oświęcimianie mogli odpowiedzieć trafieniem Daniela Olssona Trkulji, który nie zdołał skierować krążka do pustej bramki.

Istotnym elementem tamtego okresu spotkania były gry w przewadze. Sędziowie w pierwszej odsłonie odgwizdali pięć dwuminutowych kar, lecz obie drużyny skutecznie broniły się w osłabieniu. Mogłoby być inaczej choćby po 14. minucie, gdy Patryk Wronka chybił z zerowego kąta do mocno odsłoniętej bramki.

Gra była znacznie płynniejsza w drugiej tercji, wtedy też katowiczanie zaczęli wyraźnie mocniej naciskać na defensywę gości. Unia odpowiadała kontratakami, jednak zarówno Andreas Soderberg jak i Radosław Galant nie zdołali wykorzystać stworzonych w ten sposób okazji.

W końcówce drugiej tercji gospodarze przypuścili szturm na bramkę oświęcimian, ale kapitalnie spisujący się Lundin oraz ofiarnie interweniujący obrońcy Unii zachowali czyste konto. Zero przy bilansie Unii i Lundina przestało być aktualne w 43. minucie.

Dłuższa akcja GiekSy przyniosła powodzenie dzięki wrzutce z niebieskiej Santeriego Koponena i strąceniu krążka przez Stephena Andersona. Krótkie wątpliwości w sprawie wysokości kija zbijającego zawieszony krążek zakończyły się zatwierdzeniem bramki i prowadzenia gospodarzy 1:0.

Oświęcimianie pękli w krótkim okresie czasu także po raz drugi – pomiędzy golami minęło dokładnie 90 sekund. Szybkie wyjście z obrony katowiczan i profesorskie rozszerzenie akcji przez Grzegorza Pasiuta stworzyło możliwość do oddania strzału ze środkowej części tercji ataku przez Dante Salituro. Uderzenie to jeszcze raz pokonało Lundina, który po wielu świetnych obronach dał się pokonać drugi raz z rzędu i było 2:0.

To był moment, w którym bramki padały z dużą częstotliwością. Następne trafienie było kontaktowym na korzyść Unii, a wywalczył je szarpiąc i próbując Krystian Dziubiński. Kapitan nie zrobił nic ekstrawaganckiego, ale odpowiednio szybko połapał się w pomyłce obrońcy i wystrzelił w kierunku bramki Murraya na 1:2.

Wynik pozostał w mocy do samego końca – tym samym GKS Katowice objął prowadzenie 3-2 w serii do czterech zwycięstw – wykonując ogromny krok w kierunku gry w finale rozgrywek.

Czwarty z rzędu finał GieKSy! Unia zrzucona z mistrzowskiego tronu

Poznaliśmy drugiego finalistę play-off! Został nim GKS Katowice, który pokonał na wyjeździe Re-Plast Unię Oświęcim 4:2 i wygrał całą rywalizację w stosunku 4:2.

W przekroju całego spotkania, a także całej rywalizacji GieKSa zaprezentowała więcej hokejowych argumentów. Szybciej poruszała się po lodzie, grała z większym zębem i lepiej prezentowała się w destrukcji. Zaprezentowała też lepszą jakość w ataku.

Tuż przed meczem gruchnęła informacja o tym, że w szóstym starciu półfinału play-off nie zagra Linus Lundin. 32-letni szwedzki golkiper był mocnym punktem biało-niebieskich, ale jego występ przekreślił uraz mięśniowy. Między słupkami pojawił się Robert Kowalówka, który w tym sezonie rozegrał tylko sześć spotkań. W ekipie z Chemików 4zabrakło też kontuzjowanego Sama Marklunda, a do składu nie zmieścił się Miłosz Noworyta.

Z kolei Jacek Płachta nie zmienił zwycięskiego składu w myśl zasady, że nie ma sensu ruszać tego, co dobrze funkcjonuje.

Jego podopieczni szybko przejęli kontrolę nad meczem i już w 6. minucie wyszli na prowadzenie. Spod linii niebieskiej uderzył Pontus Englund, a guma odbiła się jeszcze od łyżwy Igora Smala. Zasłonięty Robert Kowalówka próbował instynktownie interweniować, ale guma po kontakcie z jego parkanem trafiła pod poprzeczkę.

Goście poszli za ciosem i chwilę później na 2:0 podwyższył Ben Sokay. Kanadyjski środkowy przymierzył z lewego bulika i dosłownie zdjął pajęczynę z okienka oświęcimskiej bramki.

W atakach gospodarzy wyraźnie brakowało zęba, przekonania i jakości. Podopieczni Anttiego Karhuli podejmowali złe decyzje i zbyt długo zwlekali z oddawaniem strzałów. Nic więc dziwnego, że nie zdołali zaskoczyć Johna Murraya.

Tymczasem w29. minucie po serii błędów w defensywie trzeciego gola dołożył Travis Verveda. Obrońca GieKSy dobrze podłączył się do akcji ofensywnej i po podaniu Aleksiego Varttinena huknął bez przyjęcia. Dzięki temu trafieniu katowiczanie zyskali ogromny komfort gry i wykonali milowy krok w kierunku zwycięstwa.

Przed końcem drugiej odsłony nadzieję w serca oświęcimskiego zespołu wlał jeszcze Henry Karjalainen, który zamienił na bramkę okres gry w przewadze. Fiński skrzydłowy efektownie przymierzył w długi róg i John Murray nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję.

Początek trzeciej tercji miał dać odpowiedź na pytanie, czy zespół z Chemików 4 jeszcze się podniesie. Na początku biało-niebiescy mieli spore problemy z wykreowaniem sobie dogodnej sytuacji. A czas uciekał.

W 54. minucie modlitwy miejscowych fanów zostały wysłuchane. Marcin Kolusz wrzucił gumę w kierunku bramki, a Ville Heikkinen zmienił jej trajektorię i kompletnie zaskoczył „Jaśka Murarza”.

Unia ruszyła w pogoń za wyrównującym golem, a idealna okazja pojawiła się na 87 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry. Na ławkę kar trafił Patryk Wronka, który wysoko uniesionym kijem zaatakował Jerego Verttanena. Trener gospodarzyod razu poprosił o czas, a następnie zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza. Ale nie przyniósł on zamierzonego efektu.

Carl Ackered soczyście uderzył z niebieskiej, a guma odbiła się od bandy za bramką i trafiła na łopatkę kija Aleksiego Varttinena, który błyskawicznie wystrzelił gumę. Przejął ją Grzegorz Pasiut, a potem pozostawiony bez opieki Jean Dupuy skierował ją do pustej bramki. To była pieczęć na zwycięstwie, a zarazem na awansie do finału play-off.

Nowy termin czwartego meczu finału! Znamy powód

Nie 30 marca, a dzień później odbędzie się czwarty mecz finału play-off pomiędzy GKS-em Katowice i GKS-em Tychy. Korekta terminu ma związek z innym ważnym wydarzeniem w Katowicach.

Pierwotnie czwarte spotkanie o złoto miało odbyć się w niedzielę, 30 marca, o 20:30. Ten termin jest już nieaktualny.

Władze GKS-u Katowice zwróciły się z prośbą o przesunięcie tej rywalizacji. Jaki jest tego powód? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do szefostwa GieKSy.

– GKS Katowice zwrócił się z prośbą o zmianę terminu czwartego meczu finałów z uwagi na przypadające tego samego dnia otwarcie nowego stadionu w Katowicach. W niedzielę 30 marca o godz. 17:30 na Arenie Katowice rozegrany zostanie mecz PKO BP Ekstraklasy GKS Katowice – Górnik Zabrze– usłyszeliśmy w katowickim klubie.

Czwarte spotkanie finału play-off odbędzie się zatem w poniedziałek o 15:00, a transmisję z tego spotkania przeprowadzi TVP Sport.

GKS Tychy – GKS Katowice. Garść liczb i szczypta statystyk

Hokej to też liczby, dlatego przedstawiamy pigułkę statystyczną dotyczącą finałowej rywalizacji pomiędzy GKS-em Tychy a GKS-em Katowice. Zapraszamy do lektury.

[…] Play-off

GKS Tychy

Bilans bramek: 47-16

Bramki zdobyte:

– w przewadze: 9

– w osłabieniu: 1

– do pustej bramki: 2

– w I tercji: 10

– w II tercji: 18

– w III tercji: 18

Bramki stracone:

– w przewadze: 1

– w osłabieniu: 4

– do pustej bramki: 1

– w I tercji: 9

– w II tercji: 5

– w III tercji: 2

Liczba oddanych strzałów: 440

Liczba minut na ławce kar: 100

Skuteczność gier w przewadze: 31,03 %

Skuteczność gier w osłabieniu: 77,78 %

[….] GKS Katowice

Bilans bramek: 37-16

Bramki zdobyte:

– w przewadze: 8

– w osłabieniu: 1

– do pustej bramki: 1

– w I tercji: 9

– w II tercji: 15

– w III tercji: 11

Bramki stracone:

– w przewadze: 1

– w osłabieniu: 3

– do pustej bramki: 1

– w I tercji: 4

– w II tercji: 7

– w III tercji: 5

Liczba oddanych strzałów: 347

Liczba minut na ławce kar: 123

Skuteczność gier w przewadze: 25,81 %

Skuteczność gier w osłabieniu: 87,5 %

Najlepiej punktujący:

10 – Grzegorz Pasiut (4 G + 6 A)

10 – Patryk Wronka (3 G + 7 A)

9 – Jean Dupuy (7 G + 2 A)

Najlepsi strzelcy:

7 bramek – Jean Dupuy

5 – Stephen Anderson

4 – Grzegorz Pasiut

Najlepiej podający:

7 asyst – Patryk Wronka, Brandon Magee

6 – Grzegorz Pasiut, Aleksi Varttinen

5 – Ben Sokay, Santeri Koponen, Pontus Englund

Najwięcej punktów wśród obrońców:

6 – Santeri Koponen (1 G + 5 A)

6 – Pontus Englund (1 G + 5 A)

Najwięcej minut karnych:

25 – Stephen Anderson

14 – Albin Runesson

12 – Santeri Koponen, Johan Norberg

Najlepszy plus/minus:

+ 7 – Travis Verveda

+ 6 – Dante Salituro, Pontus Englund, Aleksi Varttinen, Albin Runesson

+ 4 – Grzegorz Pasiut, Mateusz Bepierszcz, Patryk Wronka, Jean Dupuy, Ben Sokay

Najgorszy plus/minus:

– 1 – Bartosz Fraszko

+ 1 – Jakub Hofman, Jonasz Hofman, Kacper Maciaś, Igor Smal

+ 2 – Christian Mroczkowski, Jimi Jalonen, Mateusz Michalski, Santeri Koponen, Johan Norberg, Ben Sokay

Bramkarz:

John Murray

mecze: 10

skuteczność interwencji – 93,98 %

średnia wpuszczonych bramek – 1,47

czyste konta: 2

BEZPOŚREDNIE MECZE

GKS Katowice – GKS Tychy 1:5 (0:2, 1:1, 0:2)

GKS Tychy – GKS Katowice 5:2 (1:0, 2:0, 2:2)

GKS Katowice – GKS Tychy 4:5 (2:2, 1:1, 1:2)

GKS Tychy – GKS Katowice 2:3 (0:2, 2:1, 0:0)

GKS Katowice – GKS Tychy 3:4 (0:4, 3:0, 0:0)

GKS Tychy:

Bilans bramek: 21-13

Bramki zdobyte:

– w przewadze: 7

– w osłabieniu: 1

– do pustej bramki: 1

– w I tercji: 9

– w II tercji: 6

– w III tercji: 6

Bramki stracone:

– w przewadze: 0

– w osłabieniu: 3

– do pustej bramki: 0

– w I tercji: 4

– w II tercji: 6

– w III tercji: 3

Skuteczność gier w przewadze: 35 %

Skuteczność gier w osłabieniu: 82,35 %

Najwięcej punktów przeciwko GKS-owi Katowice:

8 – Matias Lehtonen (1 G + 7 A)

7 – Joona Monto (3 G + 4 A)

5 – Wiktor Turkin (3 G + 2 A)

Najlepsi strzelcy GKS-u Tychy w meczach z GKS-em Katowice:

3 – Wiktor Turkin, Joona Monto

2 – Alan Łyszczarczyk, Filip Komorski, Olii Kaskinen, Bartłomiej Jeziorski, Mateusz Gościński, Olaf Bizacki

Najlepiej asystujący zawodnicy GKS-u Tychy w meczach z GKS-em Katowice:

7 – Matias Lehtonen

4 – Joona Monto

Najwięcej minut na ławce kar:

6 – Bartosz Ciura

Bramkarze:

Tomáš Fučík – 93,24 % (obronił 138 ze 148 strzałów) – czas gry 238 minut i 23 sekundy

Kamil Lewartowski – 91,43 % (obronił 32 z 35 strzałów) – czas gry 60 minut

GKS Katowice:

Bilans bramek: 13-21

Bramki zdobyte:

– w przewadze: 3

– w osłabieniu: 0

– do pustej bramki: 0

– w I tercji: 4

– w II tercji: 6

– w III tercji: 3

Bramki stracone:

– w przewadze: 1

– w osłabieniu: 7

– do pustej bramki: 1

– w I tercji: 9

– w II tercji: 6

– w III tercji: 6

Skuteczność gier w przewadze: 17,65 %

Skuteczność gier w osłabieniu: 65 %

Najwięcej punktów przeciwko GKS-owi Tychy:

4 – Christian Mroczkowski (1 G + 3 A)

3 – Jean Dupuy (3 G)

3 – Pontus Englund (2 G + 1 A)

Najlepsi strzelcy GKS-u Katowice w meczach z GKS-em Tychy:

3 – Jean Dupuy

2 – Pontus Englund

Najlepiej asystujący zawodnicy GKS-u Katowice w meczach z GKS-em Tychy:

3 – Santeri Koponen, Christian Mroczkowski

2 – Aleksi Varttinen, Bartosz Fraszko, Stephen Anderson

Najwięcej minut na ławce kar:

29 – Pontus Englund

Bramkarze:

John Murray – 84,17 % (obronił 101 ze 120 strzałów) – czas gry 247 minut i 17 sekund

Michał Kieler – 95 % (obronił 19 z 20 strzałów) – czas gry 49 minut i 56 sekund

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna kobiet

Post scriptum ze Słowenii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Turniej kwalifikacyjny do Ligi Mistrzyń był spełnieniem marzeń – GieKSa wygrała dwa mecze i awansowała do ostatniej rundy eliminacji. Drużyna prezentowała się doskonale i zapewniła sobie przynajmniej cztery kolejne mecze w Europie. Zapraszamy Was do zapoznania się z naszym podsumowaniem wyjazdu do Słowenii, w którym uchylimy trochę „redakcyjnej kuchni”!

  1. Na mecz wyjechaliśmy we wtorkowy poranek w trzy osoby. Do granicy między Austrią i Słowenią czekały nas same autostrady, jednak samo przejście graniczne (widoczne w grafice do tego wpisu) było „doskonale” zabezpieczone – wąska droga, przejazd niemalże przez podwórka okolicznych domów i niespotykane na głównych drogach ostre zakręty.
  2. Przez całą drogę na miejsce towarzyszyły nam pola, głównie kukurydzy. Zgadzało się to z naszymi oczekiwaniami wobec terenów byłej Jugosławii.
  3. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy wybrać się na oba obiekty – w Radenci i Murskiej Sobocie, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Obiekt w Radenci jest skrzętnie schowany pośród pól kukurydzy i niemal przeoczyliśmy prowadzącą do niego trasę.

    Stadion w Radenci

  4. W drugi dzień udaliśmy się na kawę do popularnej sieci fast foodów i tam szybko okazało się, że niesłusznie oceniliśmy stan postępu technologicznego kraju. Jedzenie dostarczane do stolików było za pomocą robotów, a trawniki kosiły urządzenia bez udziału człowieka.

    Robo-kelner

  5. Następnego dnia odpowiednio wcześniej zameldowaliśmy się na terenie stadionu, dostrzegając przy tym minusy – murawa była bardzo nierówna i zupełnie zniszczona w polach bramkowych. Same zawodniczki przyznawały, że dało się to odczuć, ale nikt na to przesadnie nie narzekał.
  6. Odbiór akredytacji był pierwszym sygnałem, że z językami obcymi wcale nie jest w Słowenii tak kolorowo. Jak się później okazało, pani ochroniarz chciała dopytać czy jesteśmy z klubowych mediów. Koniec końców wspólnymi wysiłkami udało się wszystko wytłumaczyć i odebrać kolorowe plakietki.
  7. Niezastąpiony ojciec Katarzyny Nowak zjawił się z przygotowaną flagą-banerem. Los chciał, że idealnie wpasowała się swoimi wymiarami w wielkość sektora, przez co prezentowała się jeszcze lepiej. Wraz z dopingiem kilkunastu gardeł pozwoliło to stworzyć namiastkę atmosfery godnej meczu Mistrzyń Polski.

    Flaga rozwieszana przez kibiców podczas turnieju w Słowenii

  8. Mecz półfinałowy wygraliśmy bardzo pewnie, co potwierdziła Karolina Koch, choć upał i narastająca bezradność Kazachstanek znacząco wpłynęły na intensywność starcia w drugiej połowie. Piłkarki w doskonałych humorach podeszły pod trójkolorowy sektor, a ich nastrój znalazł także odzwierciedlenie w pomeczowych wywiadach.
  9. W trakcie podróży na drugi półfinał (w Murskiej Sobocie) padło zasadne pytanie dotyczące wyboru jadłodajni. Z pomocą przyszedł jednak szyld na stadionie, bowiem sponsorem głównym i tytularnym kobiecej drużyny jest pizzeria „Nona”, co po polsku oznacza dosłownie pizzerię „Babcia”.
  10. Przejście spod stadionu Mury do restauracji jest spacerem przez niemal całe miasto, czyli… nieco ponad 2 kilometry. Już z daleka można było zauważyć, że dla właściciela jest to coś więcej, niż tylko sponsoring. Obok restauracji znaleźć można wielką piłkę z herbem ZNK Mury, przy wejściu stoi Puchar Kraju, a w samym menu jest kilka fotografii drużyny.

    Gostilna-Pizzeria Nona, sponsor tytularny ZNK Mury

  11. Jedzenie było, jak na Babcię przystało, wyśmienite i mogliśmy w doskonałych nastrojach powrócić do piłkarskich emocji. Na stadion większość kibiców przemieszczała się pieszo, co w połączeniu z ich czarno-białym ubiorem tworzyło ładny dla oka efekt.
  12. Sklep Mury zlokalizowany jest w zewnętrznej części trybuny. Choć produktów nie jest zbyt wiele, są dobrej jakości i ładnie zaprojektowane. Niemałą część stanowiły produkty skierowane do młodszych kibiców, którzy w licznej grupie pojawili się na meczu swojej drużyny.
  13. Doping po stronie ZNK Mury prowadził samotny ultras, który przez pełne 90 minut wołał „tri, štiri, Mura!” doprowadzając wszystkich do śmiechu, ale i granic cierpliwości. Zadbał także o oprawę pirotechniczną, odpalając świecę dymną. Na stadionie pojawiło się około 1000 osób, jednak to niewielka grupa ze Słowacji okazała się głośniejsza, wnosząc bęben i wuwuzelę.

    Stadion ZNK Mura, trybuna za bramką

  14. Sam stadion jest zgrabny, choć przejścia są niewielkie i przy otwarciu jedynego punktu gastronomicznego powodowało to zatory.
  15. Po emocjonującym starciu porozmawialiśmy z jedną ze zwyciężczyń, czyli Joanną Olszewską, która niedawno dołączyła do lokalnej drużyny i z marszu stała się kluczową zawodniczką. Ucieszyła się z faktu, że w Katowicach nadal jest ciepło wspominana, jednak nie zamierzała przez to ułatwiać zadania swoim byłym koleżankom.
  16. Między meczami odwiedziliśmy Soboski Grad, czyli pałac w samym centrum miasta, który jednak lata świetności ma już za sobą. Obok niego znajdował się zadbany park i pomnik upamiętniający wydarzenia z czasów II Wojny Światowej. Ewidentnie Słoweńcy mają jeszcze przed sobą problem związany z dekomunizacją (dopisek – kosa).

    Pomnik upamiętniający poległych żołnierzy

  17. Kwestie spacerów po okolicznych terenach są mocno dyskusyjne, bowiem każdy chodnik jest też drogą rowerową, po której mogą (a w zasadzie muszą) poruszać się także motorowery i skutery.
  18. W jeden dzień zwiedziliśmy całą główną ulicę, jednak mimo niewielkich rozmiarów miasto posiada kilka miejsc wartych odwiedzenia.
  19. Ciekawym punktem na gastronomicznej mapie Murskiej Soboty jest „Bunker”, czyli postapokaliptyczny bar. W Polsce rzadko można spotkać tak klimatyczny wystrój, dodatkowo połączony z doskonałą kuchnią.
  20. W tak zwanym międzyczasie udaliśmy się także do hotelu, w którym zamieszkały przyjezdne drużyny. Zawodniczki miały bardzo komfortowe warunki i niezbędne zaplecze, a wokół były liczne parki i inne miejsca do zabicia nudy. Celem naszych odwiedzin było przeprowadzenie wywiadu z Klaudią Słowińską, czego efekty już niedługo ukażą się na naszej stronie.
  21. Przed weekendem nasi sąsiedzi na szczęście już się wymeldowali, bowiem emocje w meczu z Radomiakiem nam się udzieliły i po strzelonych bramkach zdarzyło się nam zakłócić ciszę nocną. Brawo drużyna!
  22. W sobotę nadszedł czas na mecz o 3. miejsce i kosztował on nas naprawdę wiele w kwestii emocjonalnej – przez godzinę gry zdążyliśmy się porządnie wynudzić.

    Autokar Spartaka Myjava

  23. Największą atrakcję postanowiła zapewnić sędzia, w dość kontrowersyjny sposób prowadząca spotkanie. Po jednym z incydentów odesłała na trybuny fizjoterapeutę Spartaka Myjava, który do końca meczu wygłaszał swoje komentarze dotyczące sędziowania.
  24. W ostatniej akcji meczu BIIK Shymkent zdobył bramkę i doprowadził Słowaczki do rozpaczy, długo nie mogły się po tym pozbierać. Jeden z kibiców z frustracji rzucił swoim bębnem na murawę, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy. Ostatecznie dość szybko go odzyskał od ochrony.
  25. Chcieliśmy przed wyjazdem odwiedzić festiwal balonów, który miał budzić zainteresowanie na całym świecie. Problemem okazała się pogoda, która zmusiła organizatorów do odwołania wydarzenia, więc nic z naszych planów nie wyszło.

    Jezioro Sobosko, na drugim brzegu teren festiwalowy

  26. Skończyło się na rzucie oka na sztuczne jezioro pozostałe po żwirowni, w którym woda była bardzo przejrzysta. Wszystko znajdowało się niedaleko autostrady.
  27. Deszcze nie zamierzały ustąpić, więc pojawiliśmy się na stadionie Fazanerija (po polsku: Bażantarnia) na dwie godziny przed finałem. Kilka minut po naszym wejściu rozpętała się prawdziwa ulewa i byliśmy sobie wdzięczni za ten pomysł.

    Zawodniczki wychodzą na finał turnieju

  28. Na sektorze wywieszono trójkolorową flagę z podpisami piłkarek oraz pokazaną wyżej „Fans on tour”, co wzbudziło niemałe zainteresowanie na trybunach. Kibice gospodyń byli jednak bardzo sympatyczni, dołączając nawet do wspólnych zdjęć.
  29. GieKSa zupełnie kontrolowała to spotkanie, a gdyby nie Joanna Olszewska i niezliczone spalone, spokojnie moglibyśmy zamknąć mecz już w pierwszej połowie. Z każdą sekundą byliśmy bliżej triumfu, ale też i zatopienia obiektu, bowiem deszcz jedynie się nasilał.
  30. Na całe szczęście nie było potrzeby przerwania meczu, a GieKSa uzyskała upragniony awans. Tytuł na relację podrzucił kilka dni temu redaktor Shellu – GieKSa Pa(n)ny!
  31. Historyczny sukces piłkarki świętowały wraz z kibicami, całkowicie zagłuszając pustoszejący stadion. Europa da się lubić!
  32. Na meczu zameldował się prezes Sławomir Witek, który był pod wrażeniem determinacji fanów podążających za drużyną oraz wyników obu sekcji piłkarskich w tym tygodniu.
  33. Oprócz kibiców gospodyń, sukcesu pogratulował nam także sam właściciel pizzerii Nona – naprawdę sympatyczny gest i ciepło będziemy wspominać nasz pobyt w tym regionie.

    Świętowanie zwycięstwa w finale

  34. Na bocznym boisku zebrało się już pół centymetra deszczu, gdy jeszcze przeprowadzaliśmy krótkie (ze względu na warunki atmosferyczne) wywiady z zawodniczkami oraz trener Karoliną Koch.
  35. Opuszczenie zalewającego się stadionu nie należało do najłatwiejszych, jednak piłkarki (w szczególności rozśpiewana Kinga Seweryn) były zbyt uradowane, by im to przeszkadzało.
  36. Zespół udał się do hotelu na imprezę zasłużony odpoczynek, a my wyruszyliśmy w drogę powrotną do Katowic. Ta zdawała się przebiegać znacznie szybciej, w końcu wracaliśmy po zobaczeniu dwóch doskonałych występów GieKSy.
  37. W niedzielę odbyło się losowanie trzeciej rundy eliminacyjnej, a w niej przyjdzie nam zmierzyć się 11 i 18 września z holenderskim FC Twente. Pierwszy mecz zagramy u siebie na Arenie Katowice. Bądźcie tam razem z uKochanymi, bo zasłużyły na wsparcie! Zadanie będzie niezwykle trudne, ale gramy do końca!

Do zobaczenia na meczach GKS Katowice w europejskich pucharach!

Za wszystkie teksty, wywiady, zdjęcia, wideo, relacje i inne medialne materiały na naszej stronie z turnieju na Słowenii odpowiadał redaktor Fonfara, który był wspierany przez redaktora Flifena. Pozostałe dwie osoby pojechały typowo turystycznie-kibicowsko, a za całą pracę i relacjonowanie przygody uKochanych w Europie podziękowania należą się wyżej wymienionym. – dopisek od kosy.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga