Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów na temat GieKSy: Ależ walka, będzie siódmy mecz!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Piłkarki GieKSy w spotkaniu czołowych drużyn Orlen Ekstraligi wygrały na Bukowej z liderem rozgrywek Górnikiem Łęczna 4:0 (3:0). Dzięki niedzielnej wygranej zespół zajmuje ponownie pierwszą pozycję w tabeli z trzydziestoma siedmioma punktami. Drugie miejsce zajmuje UKS SMS Łódź z tą samą liczbą punktów. W następnym spotkaniu piłkarki zmierzą się na wyjeździe z APLG Gdańsk. Spotkanie rozpocznie się w najbliższą sobotę (25 marca) o godzinie 13:00. Drużyna męska w 24 kolejce Fortuna I Ligi przegrała na Bukowej z Resovią Rzeszów 0:1 (0:1). Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Kolejny mecz ligowy zespół rozegra po przerwie reprezentacyjnej, pierwszego kwietnia z Arką Gdynia. Spotkanie rozpocznie się o godzinie 20:00. W najbliższy piątek (24 marca) zespół zmierzy się w spotkaniu sparingowym z Legią Warszawa. Spotkanie zostanie rozegrane w Książenicach na obiekcie Legia Training Center. Początek meczu o godzinie 14:00.

Siatkarze w minionym tygodniu rozegrali jedno spotkanie, w którym ulegli Treflowi Gdańsk 0:3. W niedzielę 26 marca drużyna rozegra wyjazdowe spotkanie z ZAKSĄ Kędzierzyn – Koźle. Początek spotkania o godzinie 17:30. Mecz z ZAKSĄ będzie rozgrywany w ramach przedostatniej kolejki rozgrywek sezonu regularnego. GieKSa nie ma szans na awans do rozgrywek play-off o czołowe miejsca w lidze.

W półfinale rozgrywek Polskiej Hokej Ligi hokeiści remisują z faworytem rozgrywek Cracovią Kraków. W minionym tygodniu drużyny rozegrały cztery spotkania: w poniedziałek GieKSa przegrała po dogrywce 2:3. Z kolei we wtorek i piątek zespół pokonał Pasy 3:1 oraz 5:4 (po dogrywce). W niedzielę, w Satelicie lepsza okazała się Cracovia, która wygrała po dogrywce 5:4. Decydujące spotkanie o awansie do finału PHL odbędzie się we wtorek, 21 marca, w Krakowie.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Jednostronny hit kolejki. GKS bezlitosny dla rywalek

W spotkaniu zamykającym 15. kolejkę GKS Katowice podejmował Górnik Łęczna. Starcie lidera z drugim zespołem dostarczyło wielu emocji.

Pierwsze na listę strzelczyń wpisały się miejscowe. W 17. minucie błąd popełnia Kinga Bużan, której piłkę zabiera Klaudia Maciążka, pędzi na bramkę Anny Palińskiej i strzela precyzyjnie. Pięć minut później bramkę kolejki zdobywa Amelia Bińkowska. Schodzi pod linię boczną boiska i oddaje strzał w stronę bramki Górnika. Uderzenie jest tak precyzyjne, że piłka wpada “za kołnierz” Palińskiej i mamy dwa do zera. W 28. minucie ponownie na listę strzelczyń wpisuje się Maciążka. Dostała idealne podanie z głębi pola, wyprzedziła Palińską i wpakowała piłkę do siatki.

Górnik na drugą połowę wyszedł zmotywowany by odrobić straty. Co i rusz podopieczne Roberta Makarewicza atakowały bramkę Kingi Seweryn. Idealną okazję na bramkę kontaktową w 50. minucie zmarnowała Oliwia Rapacka, która dostała podanie od Klaudii Lefeld, położyła na ziemi bramkarkę katowiczanek ale trafiła w boczną siatkę. Pomimo usilnych prób Górnikowi nie udało się odwrócić losów spotkania. W 90. minucie Maciążka urywa się defensywie Górnika, mija interweniującą Mariannę Litwiniec, wykłada piłkę do Nicoli Brzęczek a ta ustala wynik spotkania.

 

kurierlubelski.pl – Bolesna porażka piłkarek nożnych Górnika. Łęcznianki w hicie 15. kolejki Orlen Ekstraligi uległy w Katowicach GKS-owi 0:4

To nie był dzień piłkarek nożnych Górnika. Łęcznianki popełniały rażące błędy w defensywie i przegrały w niedzielę mecz na szczycie 15. kolejki Orlen Ekstraligi z GKS-em w Katowicach 0:4. Tym samym zielono-czarne nie utrzymały fotela lidera tabeli, spadając na trzecią lokatę. Na szczęście różnice w czołówce są niewielkie i nic nie jest jeszcze przesądzone.

– Miejsca w tabeli póki co nie oznaczają tak naprawdę nic. Traktujemy mecz z GKS Katowice jak kolejne wyzwanie ligowe. Nie patrzymy na niego w kategoriach najważniejszego do tej pory spotkania – mówił przed meczem z GKS-em Robert Makarewicz, trener Górnika, cytowany przez klubowy portal. – GieKSa gra praktycznie „gołą” jedenastką, co do pewnego momentu było ich siłą. Jednak w przekroju całego sezonu na pewno będzie to miało wpływ na końcową rywalizację, bo wybiegane minuty się kumulują. Ostatnie dwa mecze nie zakończyły się po myśli drużyny z Katowic i postaramy się wykorzystać ten ich dołek – dodawał Makarewicz.
Od początku meczu zaatakowały gospodynie podrażnione ostatnią porażką z Pogonią Szczecin. Inna sprawa, że Górniczki pozwalały im na zbyt wiele, popełniając indywidualne błędy. Pierwsze ostrzeżenie przyszło w 9. minucie, lecz na szczęście dobrze interweniowała kapitan łęczyńskiej drużyny, Anna Palińska. W odpowiedzi dwukrotnie na bramkę gości uderzały przyjezdne, bez pożądanych efektów.

W 17. min. było 1:0, a kolejną niefrasobliwą postawę defensywy gości wykorzystała Klaudia Maciążka. Za chwilę wynik podwyższyła Anna Bińkowska. Po pół godzinie gry było w zasadzie po meczu, kiedy to ponownie piłkę do siatki skierowała Maciążka.

Od tej chwili przyjezdne dążyły do strzelenia choćby honorowego gola, na co z całą pewnością w przekroju całego spotkania zasłużyły. Ich trener próbował ratować sytuację zmianami, ale nic z tego nie wynikało. Po zmianie stron, co prawda, Górniczki dwukrotnie pokonywały golkiperkę z Katowic, jednak sędzina ich nie uznała. Gol w końcu padł, ale jak to bywa w futbolu, dla drużyny przeciwnej i wygrana GKS Katowice 4:0, stała się faktem.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Trefl Gdańsk wyjechał z kompletem punktów z Katowic

Trefl Gdańsk wygrał 3:0 z GKS-em Katowice i znalazł się na czwartym miejscu w tabeli. Gdańszczanie od początku do końca kontrolowali boiskowe wydarzenia, było to ich dziewiętnaste zwycięstwo w obecnym sezonie.  Zespół z północy Polski wcześniej zapewnił sobie grę w fazie play-off.  Ekipa z Górnego Śląska jest dwunasta.

Trzy pierwsze akcje padły łupem gospodarzy, ale szybko swoją dobrą grę w ataku włączyli gdańszczanie. Skuteczny był Bartłomiej Bołądź, a do tego jego zespół dobrze grał blokiem, co dało im dwupunktowe prowadzenie (11:9). GKS dzięki Gonzalo Quirodze wyrównał stan rywalizacji i ta toczyła się punkt za punkt (15:15). Potem znów jednak to goście przejęli inicjatywę (18:16), lepiej radzili sobie w ataku, nie zawodził Bołądź i  Jingyin Zhang (20:18). W końcówce to Trefl dyktował warunki, blok doprowadził do piłki setowej, a zepsuta zagrywka katowickiej ekipy zakończyła seta.

Ponownie partię lepiej zaczęli gospodarze, ale ponownie nie potrafili utrzymać prowadzenia i już po kontrach Jana Martineza to Trefl prowadził 4:6, w prowadzenie podwyższył Zhang (8:4). Na chwilę katowiczanie się zbliżyli, dzięki akcji Jakuba Jarosza, ale w połowie seta znów zaczął funkcjonować gdański blok, a na środku skuteczny był Jordan Zaleszczyk (13:10). Ręki w polu zagrywki nie zwalniał Bołądź i jego drużyna nie miała problemów ze swoją ofensywą. Pojedynczymi akcjami, w tym ze środka w wykonaniu Sebastiana Adamczyka, próbowali odpowiadać miejscowi, ale niewiele to zmieniało. Gra na siatce była lepsza w wykonaniu podopiecznych Igora Juricicia (22:18), do tego lepiej radzili sobie także w polu serwisowym. Końcówka seta stała pod znakiem popsutych zagrywek, ale akcja Aleksieja Nasewicza zakończyła całą odsłonę.

Podobnie jak w poprzednich setach, tak i w tym lepiej zaczęli gracze trenera Grzegorza Słabego i po asie Jakuba Szymańskiego było 5:2. Trudnym serwisem odpowiedział Kamil Droszyński, a gra się wyrównała (6:6). Żadna z ekip nie była w stanie odskoczyć. W szeregach gospodarzy nie zawodził Jakub Jarosz, ale i po drugiej stronie nie brakowało udanych akcji (13:13). Błędy własne GKS-u dały o sobie znać (13:15), jednak nie na długo, pewnym punktem cały czas był Jarosz, a wtórował mu Bołądź (19:19). Dopiero zagrywki Patryka Niemca przechyliły szalę na korzyść Trefla (22:19). Tego goście nie wypuścili, choć udanym atakiem popisał się jeszcze Damian Domagała, jednak przy piłce meczowej uderzył w aut i komplet punktów wywalczyli gdańszczanie.

GKS Katowice – Trel Gdańsk 0:3 (22:25, 20:25, 21:25)

 

HOKEJ

sportdziennik.com – Kolejna dogrywka

Wyrównany poziom rywali trzyma w napięciu do samego końca… Spodziewaliśmy się, że trzecie spotkanie półfinałowe GKS-u Katowice z Comarch Cracovią znów dostarczy sporo emocji i o wszystkim może zadecydować jedno trafienie. To jednak w regulaminowym czasie nie padło i po raz drugi w rywalizacji między tymi zespołami miała rozstrzygać dogrywka.

W składzie GKS-u ujrzeliśmy już obrońcę Aleksi Virttanena oraz napastnika Bartosza Fraszkę. Jedynie zabrakło kontuzjowanego Marcia Kolusza. W tej sytuacji trener Jacek Płachta dokonał drobnych zmian w składzie. Mateusz Bepierszcz pozostał w pierwszym ataku, zaś Brandon Magee został oddelegowany do drugiego. Natomiast Japończyk Shigeki Hitosato znalazł się w czwartym ataku. Z kolei trener Rudolf Rohaczek nie zmieniał ustawień, bowiem uznał, że wszystko jest na właściwym miejscu. Piątkową porażkę w dogrywce zrzucił na pomyłkę sędziów, bo – jego zdaniem – nie mogło być mowy o nadmiernej ilości zawodników na lodzie. Ale to już przeszłość.

Od pierwszej chwili mieliśmy okazję oglądać zupełnie inny mecz niż te pod Wawelem. Gospodarze z impetem ruszyli na bramkę gości, tak jakby chcieli rozstrzygnąć losy tego spotkania już w pierwszej odsłonie. Strzelali niemal z każdej pozycji i Rok Stojanović miał sporo pracy. Jednak krążek nie chciał wpaść do bramki. Goście rewanżowali się sporadycznymi atakami, ale kilka razy poważnie zagrozili bramce Johna Murraya. Obie drużyny grały w liczebnej przewadze, ale niewiele zdziałały

W drugiej tercji gra się już wyrównała ze wskazaniem na Cracovię. Jednak na tablicy wyników był nadal remis, ale już bramkowy. Goście atakowali z większym rozmachem i dwa razy wychodzili na prowadzenie. W 25 min na bramkę szarżował Damian Kapica i podcinany oddał strzał. Murray odbił krążek i Patryk Wronka nie miał problemu z umieszczeniem go w siatce. „Pasy” z prowadzenia cieszyły się tylko 13 sek., bowiem Kacper Maciaś, prezentujący się w tym play offie więcej niż poprawnie, oddał strzał z niebieskiej linii, a po drodze krążek strącił Teemu Pulkkinen i wpadł on do siatki. Cała czas trwały uporczywe starania o zmianę rezultatu. W końcu, w 32 min Alan Łyszczarczyk popisał się precyzyjnym uderzeniem i krążek wpadł w „okienko”. Murray był bez szans. W 36:29 min Jakub Saur otrzymał podwójną karę mniejszą za zagraniem wysokim kijem i gospodarze ostro się wzięli do roboty. Mateusz Bepierszcz, przeżywający renesans formy, precyzyjnym uderzeniem tuż na lodem doprowadził do remisu. Więcej niż dobre 20 min w wykonaniu obu drużyn.

W ostatniej odsłonie jedni i drudzy robili wszystko, by wyjść na prowadzenie. Oba zespoły grały w liczebnej przewadze, ale nie potrafiły umieścić krążka w siatce. Było sporo walki, ale ani jedni, ani drudzy nie mieli stuprocentowej sytuacji. W tej sytuacji o wszystkim miała rozstrzygnąć dogrywka, a wniej Jirzi Gula wykorzystał przewagę i Cracovia w rywalizacji prowadzi 2-1.

 

Piorunujący finisz

Im bliżej końca meczu, tym GieKSa grała lepiej!

Siła charakteru sprawiła, że hokeiści GKS-u Katowice odnieśli zwycięstwo i wyrównali stan rywalizacji. Nic a nic nie zapowiadało jednak takiego zakończenia, bo „Pasy” przez 40 minut były zespołem lepszym. Jednak finisz w wykonaniu gospodarzy był niesamowity! A po meczu kibice wiwatowali na cześć swoich ulubieńców.

Obaj trenerzy uznali, że nie należy wprowadzać korekt w składzie. Goście pomni doświadczeń z pierwszego spotkania od początku ruszyli do przodu. Posiadali nieznaczną przewagę, ale klarownych sytuacji nie mieli. Ze strzałami z dalszej i bliższej odległości John Murray nie miał żadnych problemów. W 14 min Eryk Nemec znalazł się tuż przed bramką, ale jego uderzenie zostało zablokowane przez jednego z gospodarzy. W 15:18 min Grzegorz Pasiut za spowodowanie upadku przeciwnika powędrował na ławkę kar.

Gospodarze przeżywali trudne chwile, bowiem „Pasy” nie wychodziły z ich z tercji. Bodaj dwa razy udało się wystrzelić krążek, który natychmiast wracał do strefy GKS-u. Katowiczanie jednak z tej opresji wyszli obronną ręką. W 19 min Matias Lehtonen przejął krążek w neutralnej tercji i pomknął sam na bramkę Roka Stojanovicia. Fin uderzył jednak niezbyt precyzyjnie i „guma” minęła bramkę. Przez niemal całe 20 min przewaga była po stronie krakowian, którzy lepiej się poruszali i nie mieli żadnych problemów z rozegraniem krążka w tercji przeciwnika. Bilans strzałów 15-6 na korzyść przyjezdnych był wielce wymowny. Jednak obyło się bez bramek, czyli powtórzyła się sytuacja z pierwszego meczu.

W przerwie zapewne trener Jacek Płachta skierował parę gorzkich słów po adresem hokeistów. Drugą tercję rozpoczęli z animuszem i ostro zaatakowali. Bartosz Fraszko, dwa razy Pasiut i Shigeki Hitosato strzelali na bramkę, ale słoweński bramkarz trzymał fason i nie dał się zaskoczyć. W 28 min w boksie kar znalazł się Daniel Krejci i wydawało się, że to idealna sytuacja dla gospodarzy, by otworzyć wynik, a tymczasem dość niemrawo rozgrywali tę przewagę i niewiele z niej wynikło. A po niej do solidnej pracy wzięli się goście i Roman Rac (30 min) oraz Damian Kapica (31) mieli okazje, ale na wysokości zadania stanął Murray.

W końcu jednak goście dopięli swego. Jirzi Gula, kapitan „Pasów”, popisał się idealnym podaniem z własnej tercji do Kapicy. Ten przejął krążek i w sytuacji sam na sam uderzył w „okienko” i przyjezdni mogli się cieszyć z prowadzenia. W pełni na nie zasłużyli, bo solidnie pracowali niemal przez 40 min. Potem gospodarze ponownie grali w przewadze, ale ich starania zakończyły się fiaskiem. Goście mieli nieco więcej sił i lepiej było im się bronić.

Przewaga jednego gola nic nie znaczy i o tym już przekonaliśmy się niejednokrotnie. W 44 min Kapica otrzymał karę za zahaczanie i po raz trzeci otworzyła się szansa przed gospodarzami. I została wykorzystana przez niezawodnego Pasiuta, który popisał się precyzyjnym uderzeniem. A potem rozgrzała twarda walka o jedno „złote” trafienie. Formacja Pasiuta nie mogła narzekać na nudę, bo niemal nie zjeżdżała z lodu.

Strzałów z jednej i drugiej strony nie brakowało, ale krążek nie wpadał do siatki. W końcu szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy. Akcja przeprowadzona z ułańską fantazją przez obcokrajowców. Juraj Simek zagrywał do Lehtonena, a ten błyskawicznie podał do Joony Monty, a ten skierował krążek między parkanami Stojanovicia. Na 94 sek. przed końcem trener Rudolf Rohaczek wziął czas i zdjął bramkarza, a Fraszko strzałem do pustej bramki ustalił wynik meczu.

Jak zwykle kapitan Pasiut dał sygnał i przykład, a jego koledzy nie chcieli być gorsi. Teraz rywalizacja przenosi się do Krakowa i kolejne spotkanie w piątek.

 

Hokeiści z Katowic o krok od finału

Dziewięć goli, szalone emocje i świetne widowisko pełne zwrotów akcji – to wszystko zobaczyliśmy w piątym półfinałowym spotkaniu pomiędzy Comarch Cracovią i GKS-em Katowice.

To była już trzecia dogrywka w konfrontacji obu drużyn i druga wygrana obrońców tytułu mistrzowskiego. Zwycięskiego gola zdobył Bartosz Fraszko, ale rywalizacja o finał trwa nadal!

Rudolf Rohaczek, trener „Pasów” przed piątym spotkaniem dokonał przetasowań w atakach, bo uznał, że w poprzednim meczu nie wszystko dobrze funkcjonowało. To przyniosło wymierne efekty, bowiem gospodarze posiadali inicjatywę i stworzyli wiele gorących momentów pod bramką Johna Murraya. Ten jednak interweniował z dużym wyczuciem i… szczęściem. Kilka razy krążek był już za jego plecami, ale mijał bramkę. Gospodarze w tej odsłonie oddali aż 15 strzałów, zaś goście tylko 7. Jednak ci drudzy mieli powody do zadowolenia. W 19:43 min do boksu kar za zahaczenie trafił Alan Łyszczarczyk, a zaledwie 6 sek. później Hampus Olsson z bliskiej odległości pokonał Roka Stojanvicia. Słoweński golkiper miał prawo mieć pretensje do swoich kolegów, którzy zachowali się zbyt statycznie i pozwolili Szwedowi na przejęcie krążka i swobodnie uderzyć.

To był zaledwie przedsmak tego co się działo w drugiej tercji. Gospodarze szybko doprowadzili do remisu po niezwykle precyzyjnym uderzeniu Romana Raca. To strata zupełnie nie zdeprymowała katowiczan, którzy śmiało zaatakowali. Najpierw Teemu Pulkkinen wyprowadził GKS na prowadzenie, zaś Grzegorz Pasiut, przy współudziale Mateusza Bepierszcza, podwyższył prowadzenie 3:1. Jednak doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że gospodarze nie zrezygnują z ataków. Po jednym z nich Mico Luoto popisał uderzeniem w „okienko” i Murray był bez szans. Jedni i drudzy nie zamierzali się oszczędzać i było sporo gorących spięć pod bramkami. Jednak wynik się nie zmienił.

Kibice nie mogli narzekać na nudę w ostatniej tercji. W 49 min, naszym zdaniem, nastąpił istotny moment meczu i w dalszej części były tego konsekwencje. Najpierw Matias Lehtonen za atak kijem trzymając oburącz powędrował do boksu kar, zaś chwilę później w jego ślady poszedł Maciej Kruczek za opóźnianie gry. Przez 109 sek. goście mieli grać w podwójnym osłabieniu. Gdy było 30 sek. do końca kary Fina Erik Nemec doprowadził do kolejnego remisu. Natomiast Rac ponownie wyprowadził gospodarzy na prowadzenie.

W 55 min sędziowie, po analizie wideo, podyktowali rzut karny, bowiem Vojtech Tomi zatrzymał krążek w rękawicy w polu bramkowym. Pasiut wykorzystał karnego i goście ruszyli do kolejnego ataku. Mieli nieco ułatwione zadanie, bo Wronka za grę wysokim kijem siedział na ławie kar. Jednak o wszystkim miała zadecydować dogrywka. A w niej jedni i drudzy mieli swoje okazję, choć gospodarze nieco więcej. Jednak kropkę nad „i” postawił Fraszko, który popisał dynamicznym rajdem i precyzyjnym uderzeniem w przeciwny róg bramki Stojanovicia zdobył „złotego” gola. W niedzielę o 17.00 kolejne spotkanie w „Satelicie” i hokeiści GKS-u stają przed szansą awansu do finału.

 

gazetakrakowska.pl – GKS Katowice-Comarch Cracovia. Ależ walka, będzie siódmy mecz!

GKS Katowice-Comarch Cracovia – ta konfrontacja hokejowego półfinału play-off może przyprawić o palpitacje serca. Szósty mecz półfinałowej fazy play-off obfitował w bramki. I tę decydującą, w dogrywce zdobyli krakowianie. Tym samym wyrównali stan rywalizacji na 3:3. Decydujący mecz we wtorek w Krakowie o godz. 18.30.

Krakowianie wiedzieli, że tylko wygrana prolonguje ich szanse. Od razu zabrali się do roboty. Podczas pierwszej gry w przewadze zdobyli gola – Łyszczarczyk zmusił do interwencji Murraya, który odbił krążek, ale z dobitka pospieszył Jezek. Katowiczanie odwdzięczyli się tym samym, podczas pierwszej przewagi Lehtonen zaskoczył Stojanovicia. Bardzo szybko „Pasy” objęły powtórnie prowadzenie – Łyszczarczyk skorzystał z prezentu, gdy Fraszko zgubił „gumę” w tercji neutralnej. Ale Fraszko szybko się zrehabilitował, wykładając krążek Pasiutowi, który nie marnuje takich okazji.

Kapitan gospodarzy mógł dać swojemu zespołowi prowadzenie, ale w 24 min uderzył w słupek. Natychmiast to goście zdobyli gola – zadbał o to Rac. I znów nastąpiła riposta miejscowych – Bepierszcz wdarł się w tercję Cracovii, podał do Pasiuta, który zadbał o remis.

Trzecia tercja zaczęła się od gry „Pasów” 3 na 5, ale wybronili ten trudny fragment gry. Jednak chwilę później po raz pierwszy GKS objął prowadzenie – Pulkkinen strzelił przy bliższym słupku. „Pasy” jednak nie załamały się tym faktem i do wyrównania doprowadził Łyszczarczyk – wrzucił krążek w pobliże bramki, „guma” odbiła się od obrońcy i wpadła do siatki. Krakowianie przycisnęli w końcówce tercji – strzelał Tomi, w sytuacji sam na sam z bramkarzem był Łyszczarczyk, ale górą był Murray.

Wysiłki „Pasów” spełzły na niczym i znów trzeba było rozgrywać dogrywkę (czwartą w szóstym spotkaniu tej pary). W niej na 2 min na ławkę kar odesłany został Pasiut i goście zagrali 4 na 3. I wtedy Wronka znalazł lukę między bramkarzem a słupkiem i zapewnił „Pasom” zwycięstwo.

 

hokej.net – Złoty gol Wronki w dogrywce i Cracovia doprowadza do siódmego meczu!

Trzykrotnie na prowadzenie w szóstej rywalizacji wychodzili gracze Comarch Cracovii, ale za każdym razem hokeiści GKS-u Katowice odrabiali straty. Później role się odwróciły i to „Pasy” musiały gonić wynik. Ostatecznie czwarty raz końcowy rezultat musiała rozstrzygnąć dogrywka.

W końcu doczekaliśmy się emocji od początku spotkania, bo do tej pory pierwsze tercje nie przynosiły nam zbyt wielu trafień. Matias Lehtonen już w 2. minucie wylądował na ławce kar, a minutę później za sprawą Aleša Ježeka na prowadzenie wyszła Cracovia. John Murray poradził sobie ze strzałem Alana Łyszczarczyka, ale niepilnowany był defensor gości i to zemściło się na katowiczanach.

W 9. minucie role się nam odwróciły i na ławkę kar powędrował Martin Kasperlík, a po minucie Lehtonen odkupił winy, zachowując zimną krew pod bramką Roka Stojanoviča i umieszczając krążek w siatce. Bartosz Fraszko w 11. minucie stracił krążek w tercji neutralnej i Łyszczarczyk zamienił ten prezent na trafienie i drugi raz w tym meczu krakowianie wyszli na prowadzenie. W 14. minucie zaspali obrońcy gości i Grzegorz Pasiut się nie pomylił, zdobywając drugiego gola dla GieKSy.

W drugiej tercji trzeci raz na prowadzenie wyszły „Pasy” za sprawą RomanaRáca. Mistrzowie Polski trzeci raz do wyrównania doprowadzili w 27. minucie głównie za sprawą Mateusza Bepierszcza, który popisał się indywidualną akcją, dogrywając do Pasiuta, a ten mógł cieszyć się z dubletu.

Teemu Pulkinen w 47. minucie pierwszy raz wyprowadził katowiczan na prowadzenie, które trwało do 49. minuty, bo właśnie wtedy odpowiedział Łyszczarczyk, który również mógł świętować drugie trafienie.

Czwarty raz o końcowym rezultacie musiała rozstrzygnąć dogrywka i drugi raz stało się to w przewadze. Pasiut został odesłany na ławkę kar, a Patryk Wronka chwilę później cieszył się z zamknięcia szóstego meczu na korzyść Cracovii.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga