Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Piłkarki GKS Katowice mają znikomy budżet, ale marzą o złocie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Przygotowująca się do rundy rewanżowej drużyna kobiet, rozegrała w sobotę sparing z Medykiem Konin. Zespół GieKSy wygrał 2:0 (1:0). Inauguracja rozgrywek rundy wiosennej w wykonaniu GKS-u nastąpi w sobotę 25 lutego o godzinie 10:45 w meczu z AZS-em UJ Kraków. Mecz odbędzie się na stadionie przy Bukowej i zostanie z niego przeprowadzona transmisja przez kanał TVP Sport. Młodzieżowy zespół dziewcząt U15 weźmie udział w finałowym turnieju Młodzieżowych Mistrzostw Polski w futsalu. Na łamach Dziennika Zachodniego została opublikowana rozmowa z Aleksandrą Noras, menedżerką sekcji piłki kobiecej. Drużyna męska rozegrała drugie spotkanie w rundzie wiosennej Fortuna I Ligi. Przeciwnikiem był zespół Podbeskidzia Bielsko-Biała, Spotkanie zakończyło się remisem 1:1 (0:0). Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Kolejny mecz ligowy zespół rozegra w sobotę z Zagłębiem Sosnowiec, na wyjeździe.

Siatkarze swoje spotkanie rozegrali ze Skrą Bełchatów, w którym wygrali po tie-breaku 3:2. Kolejny mecz zespół zagra w hali w Szopienicach ze Stalą Nysa, szóstego marca (poniedziałek za dwa tygodnie) o godzinie 20:30. Drużyna obecnie zajmuje 12 lokatę w tabeli – do zakończenia rundy zasadniczej siatkarzom pozostało do rozegrania pięć spotkań.

Hokeiści zakończyli rundę zasadniczą sezon meczami z Podhalem (wygrana 8:0), Zagłębiem (wygrana po rzutach karnych 3:2) oraz przegraną z Energą Toruń (po dogrywce 4:5). Ostatecznie zespół zajął czwarte miejsce w tabeli i w ćwierćfinale zmierzy się z JKH GKS-em Jastrzębie. Pierwsze dwa spotkania odbędą się w Satelicie. Mecze odbędą się w najbliższy czwartek i piątek, początek spotkań o godzinie 18:30. Do półfinału awansuje drużyna, która wygra cztery spotkania.

 

PIŁKA NOŻNA

lm.pl – Porażka Medyka Konin w próbie generalnej przed ligą

Mecz z GKS-em Katowice dla Medyka Konin był ostatnim w ramach przygotowań do rundy wiosennej. Piłkarki Romana Jaszczaka okazały się słabsze od lidera tabeli.

Wynik w 26. minucie otworzyła Klaudia Maciążka i do przerwy katowiczanki prowadziły 1:0. Po zmianie stron w końcówce swoje trafienie zaliczyła osiemnastoletnia Dominika Misztal, zawodniczka Akademii Młoda GieKSa.

 

kobiecyfutbol.pl – Znamy wszystkie zespoły MMP U15 w Poznaniu

W pierwszy weekend marca na hali Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu rozegrany zostanie turniej Młodzieżowych Mistrzostw Polski w Futsalu do lat 15. Pewne gry w tym turnieju były gospodynie – UAM Poznań, oraz obrońcy tytułu z 2022 roku, ekipa Czarni Sosnowiec. Kto jeszcze zagra w turnieju głównym?

Eliminacje MMP U15 podzielone był aż na 3 rundy eliminacyjne. W tej decydującej w każdej z siedmiu grup awans uzyskiwały po dwie najlepsze, a doliczając UAM Poznań oraz Czarne Sosnowiec dawało nam to komplet 16 ekip.

W grupie pierwszej z przyjazdu do Bydgoszczy zrezygnowała Pogoń Szczecin, co oznaczało że w tej trzy zespołowej grupie bez grania awans do finałów uzyskała Tęcza Bydgoszcz oraz Sparta Miejska Górka.

Z turnieju grupy 2, z Olsztyna awans uzyskały bezkonkurencyjny tego dnia Orlen Gdańsk oraz gospodynie Stomilanki Olsztyn, które bilansem bramkę okazały się lepsze od Ekosport Białystok. Bez punktów w tej grupie MOSiR Łomża.

Grupę 3 w cuglach wygrały Diamonds Academy wygrywając wszystkie trzy spotkania, nie tracąc przy tym żadnej bramki. W pokonanym polu pozostały Mazovia Grodzisk Mazowiecki oraz MUKS Praga Warszawa, a drugą ekipą z awansem było Mundialito Grójec.

Z awansu w grupie nr 4. cieszyć mogą się futsalistki SMS Łódź oraz Unia Opole. Choć niemal do końca liczyła się także wrocławska Ślęza. Z jedną bramką czwarta lokata w eliminacjach przypadłą Astorii Junior Szczerców.

W Tychach rozgrywano eliminacji w grupie 5. Najlepsza okazała się drużyna GKS-u Katowice, która w meczu zamykającym te grupę pokonał 3:0 Polonię Tychy. Oba zespoły zobaczymy w Poznaniu. Ambitnie walcząca Skra Częstochowa w ostatnim swoim występie pokonała UKKS Katowice, ale oba zespoły pożegnał się z turniejem.

 

dziennikzachodni.pl – Piłkarki GKS Katowice mają znikomy budżet, ale marzą o złocie. Rozmowa z menedżerką Aleksandrą Noras

Rozmowa z Aleksandrą Noras, menedżerką sekcji piłki kobiecej GKS Katowice. Katowiczanki po rundzie jesiennej prowadzą w tabeli Orlen Ekstraligi.

Jesienią GKS Katowice wygrał dziesięć meczów z rzędu. Co było kluczem do sukcesu?

Ciężka praca zawodniczek i sztabu, organizacja treningu i zespołowość. Patrząc na kadrę nie ma w niej nic nadzwyczajnego, mamy mało reprezentantek w porównaniu do kilku innych klubów, ale pot wylewany na zajęciach przyniósł świetne efekty.

Czy pozycja liderek tabeli jest też odzwierciedleniem budżetu sekcji?

Zdecydowanie gramy ponad stan finansowy. To widać chociażby po wspomnianych problemach transferowych. Nasz budżet jest znikomy.

Mając szansę na złoto nie dostałyście pieniędzy mogących w dużej mierze zagwarantować sięgnięcie po mistrzostwo, a nie robiących zapewne większego wrażenia w kontekście wydatków na piłkę mężczyzn?

Przemilczę odpowiedź.

Jak wyglądają wasze kontakty z kolegami po fachu?

Trenujemy i częściowo gramy na tym samym obiekcie, kibicujemy sobie nawzajem, absolutnie nie rywalizujemy. Czerpiemy z ich doświadczeń.

Co w takim razie czeka wiosną dziewczyny z GKS-u?

Bardzo, bardzo trudne wyzwanie. Każdy w lidze będzie chciał nas „bić”. Niestety, w porównaniu do oczekiwań, mamy dużo węższą kadrę, bo ubyły nam cztery zawodniczki. Nie mamy kim ich zastąpić, braki nie zostały uzupełnione, a zmęczenie w trakcie sezonu będzie narastać.

Swoje mecze będziecie rozgrywać na Bukowej?

Chciałybyśmy, ale nasze mecze pokrywają się z meczami mężczyzn w I lidze. A jak wiadomo to oni mają priorytet. Na razie mamy potwierdzone pierwsze dwa spotkania.

Będzie duży niedosyt, jeśli nie uda się zdobyć mistrzostwa?

Każdy medal będzie sukcesem, przecież nigdy jeszcze nie udało się GKS-owi stanąć na podium. Wierzymy, że to się uda osiągnąć, ale wszystko jak zawsze zweryfikuje boisko. Ale marzenia mamy wielkie.

A w nich Liga Mistrzów na Bukowej?

Tak, ale bez pozyskania zewnętrznego sponsora, albo większego zastrzyku finansowego z miasta Liga Mistrzów będzie tylko doświadczeniem. Bronimy się swoją pracą, ale nie zauważamy większego zainteresowania ze strony sponsorów.

 

sportdziennik.com – Pauza zamiast karnego

Adrian Błąd występ w Niecieczy przypłacił urazem barku, którego doznał w sytuacji, w której katowiczanie domagali się „jedenastki”. Zamiast rzutu karnego i zwycięskiej bramki jest kilkutygodniowa pauza.

Adrian Błąd mimo dobrej gry nie będzie wspominał dobrze niedzielnego meczu w Niecieczy, którym GieKSa inaugurowała rundę wiosenną. W 85 minucie przy stanie 1:1 pomocnik został powalony przez Wiktora Biedrzyckiego, który zaatakował jego kark. Gwizdek sędziego milczał, a Błąd ucierpiał na tyle, że z urazem barku musiał opuścić boisko. Teraz czeka go rozbrat z boiskiem.

– Dopiero czas ostatecznie zweryfikuje, jak długa będzie przerwa, ale zakładając optymistyczny scenariusz potrwa co najmniej 3-4 tygodnie. Do początku marca na pewno go nie ujrzymy – mówi Robert Góralczyk, dyrektor sportowy GKS-u. – Często widzimy, że dyktuje się bardziej niejasne rzuty karne. Wydaje się, że przez zawodnika Biedrzyckiego została użyta duża siła, pojedynek był nieczysty, ale sędzia podjął inną decyzję, a sędziowie na VAR-ze jej nie zmienili, nie sugerowali inaczej. Nie ma już co do tego wracać, można jedynie wierzyć, że kiedyś się to nam zbilansuje i życie w przyszłości odda – przyznaje dyrektor klubu z Bukowej.

Uraz z pewnością nie pomoże w sytuacji 31-letniego Błąda, którego kontrakt z katowickim pierwszoligowcem wygasa 30 czerwca i na razie nie został prolongowany. – Adrian otrzymał od nas propozycję przedłużenia kontraktu o rok z opcją, ale jej nie przyjął, miał na to inne spojrzenie i dlatego na razie rozmowy zostały zawieszone – informuje Robert Góralczyk.

Po remisie w Niecieczy – mimo że GieKSa grała na terenie spadkowicza, kandydata do awansu i jednego z najbogatszych pierwszoligowców – pozostał niedosyt. Katowiczanie byli lepsi, prowadzili, no i doszła jeszcze do tego ta opisana wyżej kontrowersja.

– Myślę, że rozegraliśmy dobry mecz, na który mieliśmy pomysł, co było widoczne i realizowane – ocenia dyrektor GKS-u. – W ostatecznym rozrachunku i tak wszystko sprowadza się do bramek. Stworzyliśmy jeszcze kilka sytuacji do ich zdobycia, Szkoda, że którejś nie wykorzystaliśmy, szczególnie w pierwszej połowie, ale nawet w drugiej była sytuacja z rzutem karnym, strzał Kościelniaka czy dobitka Figla, a przy straconej bramce mogliśmy inaczej zareagować. Była możliwość wygranej, dlatego zgadzam się z trenerem, że to pewnego rodzaju niedosyt. To już za nami, trzeba myśleć o tym, co przed nami, a układ dalszych spotkań jest ciekawy.

W niedzielne południe GKS przy Bukowej podejmie Podbeskidzie, licząc, że do tego dnia będzie mu dane wybiec już na naturalne boisko. – Poza obozem w Turcji, jeszcze nie mieliśmy takiej okazji. Trenujemy na „Rapidzie” na sztucznej nawierzchni. Zgodnie z ustaleniami, w czwartek pierwszy raz powinniśmy wybiec na naszą główną płytę. Przydatność boiska treningowego warunkuje pogoda, bo gdy przyjdzie mróz, to nie będzie się tam dało pracować, jako że nie jest podgrzewane. Jeśli jednak aura będzie sprzyjać, a takie są prognozy, to wkrótce będziemy mogli się tam przenieść – wyjaśnia Góralczyk.

W ostatnich dniach przy Bukowej trwały jeszcze ostatnie porządki kadrowe, zamykające temat zimowego okienka. W poniedziałek za porozumieniem stron kontrakt rozwiązał Marcin Stromecki. Środkowy pomocnik został wystawiony w styczniu na listę transferową. Trafił do GKS-u rok temu, wykupiony ze Skry Częstochowa, ale nie wywalczył miejsca w składzie. Teraz ma wylądować w jednym z drugoligowców.

Możliwe, że w niedzielę z Podbeskidziem debiut w katowickich barwach zanotuje Sebastian Bergier. Napastnik ściągnięty ze Śląska Wrocław (w drugą stronę powędrował Patryk Szwedzik) w w Niecieczy nie zasiadł nawet wśród rezerwowych.

– Przed niedzielnym meczem był tylko na jednym treningu, sobotnim, dlatego trener nie chcąc nikomu zabierać miejsca nie zdecydował się wziąć go do kadry – wyjaśnia dyrektor GKS-u. – Sebastian jest jednak zgłoszony do rozgrywek i brany pod uwagę. Teraz bierze udział w mikrocyklu, ma pięć treningów, by przekonać sztab do tego, że warto postawić na niego czy to w wyjściowym składzie, czy w roli zmiennika.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Katowiczanie z wygraną i dwoma punktami w Bełchatowie, rywale bez przełamania

Nie obyło się bez walki w Bełchatowie. Aż trzy partie musiała tam rozstrzygać gra na przewagi. W dodatku, mimo że katowiczanie mieli swoje szanse na zgarnięcie kompletu punktów za to spotkanie, o jego losach zdecydował ostatecznie tie-break. W  niego lepiej weszli siatkarze GKS-u, którzy poszli za ciosem i zgarnęli cenne dwa oczka za mecz, pozostawiając rywali bez przełamania w PlusLidze.

Przy pierwszych wymianach katowicki zespół zaczął wykorzystywać swój blok, dzięki czemu objął prowadzenie 5:4. Kolejny blok podwyższył przewagę GKS-u, ale Filippo Lanza z pola zagrywki od razu odrobił straty, a blok Aleksandara Atanasijevicia odzyskał lekką nadwyżkę dla Skry (8:7). W kolejnych akcjach gra bełchatowian opierała się na Dicku Kooyu, który kończył kolejne ataki, a miejscowi mieli długi czas dwupunktową nadwyżkę. Wszystko zmieniło się, gdy set wszedł w decydującą fazę. Bełchatowianie zaczęli się mylić, a kontra Jakuba Szymańskiego dała prowadzenie ekipie z Katowic (21:20). Kolejny punkt dołożył Kania i było 23:21 dla gości. Kooy i Bieniek jeszcze wyrównali, ale Domagała zachował zimną krew w polu zagrywki i stamtąd zakończył seta.

Na początku kolejnego Domagała po udanym ataku powędrował w pole zagrywki i utrudnił mocno rywalom grę. GKS odskoczył na 4:1, ale błędy gości szybko dały remis po 6. W kolejnych akcjach prowadzenie zmieniało co trochę strony boiska, a Skra nadal mogła liczyć na pomyłki rywali. Przy zagrywce Lanzy miejscowi prowadzili 11:9, ale stracili je dość szybko. Blokował Gonzalo Quiroga, a kontrę wykorzystał Domagała. Co jakiś czas goście powiększali przewagę, a to po bloku Seganowa, a po punktującej zagrywce Szymańskiego (19:16). Jeszcze Bieniek serwisem próbował coś wskórać, ale odpowiedział tym samym Domagała i GKS był bliski wygranej w tej odsłonie (22:19). Katowiczanin w ważnym momencie się jednak pomylił, a kontrę wykorzystał Wiktor Musiał i gra rozpoczęła się tak naprawdę od nowa (22:22),  a walka rozgorzała w najlepsze. W decydującym momencie w ataku pomylił się Szymański, a Lanza w kolejnej akcji dał remis w całym meczu.

Trzeciego seta otworzyła wymiana ataków i delikatne prowadzenie PGE Skry, gdyż goście mylili się w ataku. Kiedy jednak długą akcję blokiem zakończył Kania, GKS objął dwupunktowe prowadzenie 8:6. Dobrze atakował jednak Lanza, a zagrywał Bieniek i przeszło ono szybko na bełchatowską stronę boiska  (10:9). Dobrze w polu serwisowym spisywał się też Musiał, a przewaga gospodarzy rosła (13:10). Ci nie utrzymali jej jednak długo. W ofensywie dobrze spisywał się Szymański, ważną piłkę skończył też Domagała (16:16). Cały czas piłki dostawał i kończył też Sebastian Adamczyk, a kiedy też punktował blokiem sytuacja była już zupełnie inna i to GKS prowadził 23:20. Nie pomogła przerwa dla bełchatowian, dwie kolejne akcje to błędy w ataku miejscowych i koniec seta.

Już w pierwszej akcji następnego pomylił się w ataku Domagała, a blok Karola Kłosa dał Skrze prowadzenie 3:1. Cały czas różnie w ataku radzili sobie goście i gdy kontrę wykorzystał Lanza było już 9:5. Grę przerwał trener GKS-u, a po czasie jego zespół zaczął odrabiać straty. Kluczowe punkty zdobywał blokiem i zagrywką Adamczyk i niedługo później doprowadził do remisu 12:12. Gra się wyrównała, choć zagrywka Lanzy znowu pozwoliła miejscowym prowadzić dwoma punktami. To się zmieniło, gdy również Domagała zaczął punktować tym elementem. Katowicki zespół odzyskał wtedy prowadzenie Od razu podwyższył je też uderzeniem Saganow (19:17). Adamczyk miał szansę na podwyższenie przewagi, ale nie wykorzystał piłki przechodzącej. Serwis był kluczowym elementem w tym secie i gdy Kłos ułatwił nim sprawę Skrze i w kontrze atakował Lanza znowu był remis (21:21). Kłos zagrywał dalej i wyprowadził PGE Skrę na 23:21, ale znowu GKS wyrównał – a dokładnie Kania blokiem (23:23). Walka trwała, mały kroczek z przodu byli gospodarze, ale po kontrze Domagały, to katowicka ekipa miała piłkę meczową (27:26). Na setową dla Skry zamienił ją blokiem Łomacz (28:27), a chwilę później Vasina uderzył w kontrze, kończąc seta i doprowadzając do tie-breaka.

GKS od początku piątego seta grał swoje, ale mógł liczyć też na błędy rywali i to w dużej mierze ten aspekt pozwolił im prowadzić 6:3. Kontra Quirogi dała sygnał do zmiany stron boiska przy stanie 8:4. Po niej Lukas Vasina wykorzystał kontrę, ale po wymianie ataków, w kolejnej próbie się też pomylił, mocno zbliżając przyjezdnych do wygranej w całym meczu (12:8). Siatkarze GKS-u utrzymali koncentrację i dograli seta, jak i całe spotkanie do końca, bez większych nerwów. Ostatni punkt padł po błędzie gospodarzy.

MVP: Damian Domagała

PGE Skra Bełchatów – GKS Katowice 2:3 (25:27, 26:24, 20:25, 29:27, 11:15)

 

HOKEJ

sportdziennik.com – Miarka z „czystym” kontem

Gospodarze są myślami przy play offie, w którym czeka ich duże wyzwanie, którym będzie obrona mistrzostwa.

Nikt nie miał wątpliwości kto zwycięży w meczu GKS-u Katowice z Podhalem Nowy Targ. Ostatecznie zakończyło się na ośmiu golach dla gospodarzy, ale te mogliśmy oczekiwać. Obrońcy tytułu mistrzowskiego są już myślami przy play offie i w nim dopiero będzie się działo!

Obie drużyny znajdują się w zupełnie innym miejscu pod każdym względem. GKS przygotowuje się do obrony tytułu mistrzowskiego, zaś „Szarotki” niemal od początku walczą – dosłownie – o przetrwanie. Nowotarżanom ubywa zawodników i na finiszu rozgrywek sięgają po młodzież, by dokończyć sezon choćby w kadłubowym składzie. Katowiczanie wystąpili bez dwóch reprezentacyjnych obrońców: Macieja Kruczka oraz Patryka Wajdy, ale za to z Kacprem Maciasiem od początku meczu. Mathias Lehtonen przechodzi rehabilitację po kontuzji, ale na pewno będzie gotowy na play off, a może będzie nawet do dyspozycji trenerów już w ten weekend. Ale chyba nie ma takiej potrzeby i Fin powinien spokojnie dojść do pełnej formy. W bramce gospodarzy pojawił się natomiast Maciej Miarka, a John Murray mógł sobie spokojnie popatrzeć na poczynania znacznie młodszego kolegi.

Przewaga GKS-u nie podlegała dyskusji. Jedyną zagadką tej potyczki były tylko rozmiary zwycięstwa „GieKSy”. Oczywiście, mogło ono być bardziej okazałe, ale nie wybrzydzajmy, bo i tak wpadło ich dużo. W pierwszych dwóch tercjach skończyło się na czterech golach. Szybkie prowadzenie gospodarzy sprawiło, że mieliśmy wrażenie, że katowiczanie nieco zlekceważyli gości. W 16 min Jakub Malasiński uderzył w stronę Miarki i nawet podniósł ręce w górę na znak zdobycia gola, ale sędzia pilnujący bramki rozłożył ręce, a to był znak, że gola nie było. W odpowiedzi Grzegorz Pasiut, lider i kapitan GKS-u, uderzył w słupek, powstało zamieszanie, ale krążek został wystrzelony na uwolnienie.

Kolejna odsłona przyniosła kolejne bramki dla gospodarzy. Jednak sami na początku drugiej tercji przeżywali trudne chwile, bowiem przez 82 sekundy grali w podwójnym osłabieniu. W boksie kar przebywali Bepierszcz i Varttinen, ale gospodarze wyszli z tej opresji obronną ręką. A potem do bramki Pawła Bizuba trafiali gospodarze. Ich przewaga była wręcz przygniatająca i kolejne gole były kwestią czasu. Przy prowadzeniu 4:0 kibice mieli już komfort oglądania tego spektaklu, choć był on tylko z nazwy. W ostatniej odsłonie goście mocno byli już zmęczeni i nie mieli żadnych argumentów. A gospodarze pewnie punktowali i zaliczyli, zgodnie z założeniami, komplet punktów.

 

Karna kompania z Katowic

Obrońcy tytułu mistrzowskiego z Katowic wreszcie mogli wystąpić niemal przy komplecie publiczności. Jednak kibicom towarzyszyły niesłychanie emocje, bo ich pupile przegrywali 0:2, a o ich wygranej zadecydowały karne. To zwycięstwo sprawiło, że katowiczanie awansowali na trzecie miejsce w tabeli i mogą uniknąć starcia w z JKH GKS-em Jastrzębie.

Piotr Sarnik, powracający do boksu, tym razem Zagłębia Sosnowiec, przed meczem z GKS-em Katowice zdecydowanie chłodził emocje i, jak sam twierdził, nie odczuwał presji i też nie narzucał jej zespołowi. Już w 3 min doszło do bójki między Brandonem Magee oraz Jakubem Michałowskim, a sędziowie obu krewkich zawodników odesłali do szatni. Trener Sarnik dokonał zmian w poszczególnych formacjach, a na dodatek między słupkami zdecydował się na młokosa Mikołaja Szczepkowskiego. Patrik Speszny leczy złamany nadgarstek i nie wiadomo czy zdąży się wykurować na play offy.

Goście grali bez żadnych kompleksów i w pełni zasłużenie prowadzili po 1. tercji dwoma golami. Oba były zdobyte w podobnym stylu. Z lewej strony tafli najpierw Szwed Tim Friberg, a potem Michał Kotlorz, którzy tym samym pokonali Johna Murraya. Sosnowiczanie solidnie prezentowali w grze defensywnie i w pełni zasłużenie prowadzili.

Obrońcy tytułu posiadają w swoich szeregach wielu doświadczonych zawodników i w końcu złamali opór gości. Trudno się dziwić, skoro gospodarze osiągnęli sporą przewagę i w końcu doprowadzili do remisu. Najpierw Shigeki Hitosato, pozostawiony bez opieki nie dał szans Szczepkowskiemu, a wyrównał Marcin Kolusz, który w trudnych chwilach, jak się później okazało, zawsze zachowuje spokój.

Po tym trafieniu goście sprawiali wrażenie nieco załamanych. O wszystkim miała zadecydować ostatnia odsłona, ale nie przyniosła rozstrzygnięcia, choć oba zespoły szukały swojej szansy.

W karnych doświadczenie gospodarzy wzięło górę i do bramki Zagłębia trafiali: Kolusz i Grzegorz Pasiut (Hitosato i Fraszko nie strzelili). Goście zaliczyli cztery pudła i w rezultacie przegrali to spotkanie. Jednak zasłużyli na słowa uznania, wszak dzielnie stawili czoła GKS-owi, który ponownie jest kandydatem do mistrzostwa.

 

hokej.net – Torunianie strącili katowiczan z podium!

W ostatniej kolejce Polskiej Hokej Ligi rozgrywanej w Toruniu miejscowa KH Energa wygrała z GKS-em Katowice w dogrywce, pozbawiając go tym samym prawa wyboru przeciwnika w play-off.

Wygrana GKS-u Katowice w Toruniu miała sprawić, że najlepsza drużyna poprzedniego sezonu zakończy fazę zasadniczą na najniższym stopniu podium. Jednak zupełnie inne plany mieli od początku meczu hokeiści KH Energii Toruń, którzy już po 20 sekundach wyszli na prowadzenie. Adrian Jaworski wrzucił niesygnalizowanie krążek z niebieskiej linii i zmusił Johna Murray’a do kapitulacji. Gospodarze dobrze wyglądali od początku spotkania na tle bezbarwnych katowiczan. W 10. minucie Aleksi Varttinen stracił gumę we własnej tercji, a z tego skorzystał duet braci Kalinowskich. Sprytnie Kamil Kalinowski nabił golkipera GieKSy, a ten sam wpakował sobie krążek do bramki, a asystę przy golu brata zanotował Michał Kalinowski. Mistrzowie Polski odpowiedzieli w 15. minucie za sprawą Macieja Kruczka, który po wygranym buliku przez gości bez zastanowienia uderzył i pokonał Markusa Ekholma Roséna. Radość katowiczan trwała 14 sekund, bo już po chwili uderzenie Nikiego Koskinena dobijał Elias Elomaa i torunianie ponownie byli na trzybramkowym prowadzeniu.

Po obiecującej pierwszej tercji obfitującej w bramki w drugiej odsłonie nie oglądaliśmy żadnego trafienia. Więcej z gry w drugich dwudziestu minutach mieli katowiczanie, ale ich akcję nie przyniosły żadnego efektu. Jako pierwsi okazję do gola w przewadze mieli gospodarze, jednak nie udało jej się wykorzystać. Później pod koniec drugiej tercji swoją szansę dostali goście, którym zabrakło czasu i w trzecią tercję wchodzili z jednym zawodnikiem więcej na lodzie.

W trzeciej tercji katowiczanie złapali kontakt w 48. minucie po wykorzystanej podwójnej przewadze, którą sfinalizował Mateusz Bepierszcz po składnej akcji. Ponownie radość z bramki nie trwała długo, bo w 50. minucie swoją przewagę wykorzystały „Stalowe Pierniki” i Elomaa znowu wyprowadził swój zespół na dwubramkowe prowadzenie. Mistrzów Polski było stać na odpowiedź w 52. minucie kiedy, to Marcin Kolusz huknął z niebieskiej i zdobył trzecie trafienie dla przyjezdnych. Wydawało się, że to gospodarze zgarną komplet punktów, jednak prawie równo z syreną Grzegorz Pasiut doprowadził do wyrównania.

W dogrywce szybko Mikałaj Syty przesądził o wyniku i dwa punkty zostały w Toruniu, a mało znaczący punkt powędrował do Katowic. GieKSa spadła z trzeciego miejsca po wygranej GKS-u Tychy w Sanoku.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga