Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Tygodniowy przegląd mediów: Pograli twardo, jak to mają w zwyczaju
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ubiegłego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja GieKSy. Prezentujemy najciekawsze z nich.
W ubiegłą środę rozdano nagrody w plebiscycie Złote Buki.
Piłkarki po powrocie do treningów rozegrały kolejny mecz sparingowy przegrywając ze Slavią Praga 2:3 (1:2). Następny test-mecz piłkarki rozegrają 8 lutego ponownie w Pradze – tym razem z miejscową Spartą. Drużyna męska rozpoczęła meczem ze Stalą Mielec rozgrywki ligowe w 2025 roku. GieKSa wygrała 1:0 (0:0). W sobotę, na boisku treningowym przy Bukowej, zespół rozegrał sparing z Podbeskidziem Bielsko-Biała, remisując 2:2 (1:2). Dawid Kudła i Marcin Wasielewski podpisali nowe umowy z klubem, a do zespołu dołączył na zasadzie wypożyczenia Filip Szymczak. Kolejne spotkanie ligowe piłkarze rozegrają 8 lutego o 17:30 na wyjeździe z Rakowem.
Siatkarze rozegrali w ubiegłym tygodniu jedno spotkanie – przegrane z Projektem Warszawa 1:3. Kolejny mecz drużyna rozegra w najbliższą sobotę o 20:30 z Norwidem Częstochowa w hali w Szopienicach. Do drużyny powrócił przyjmujący Gonzalo Quiroga.
Hokeiści rozegrali dwa spotkania. W pierwszym z nich przegrali z GKS-em Tychy 3:4, w drugim pokonali JKH GKS Jastrzębie 3:2. Ze względu na mecze reprezentacji Polski kolejna runda spotkań zostanie rozegrana 12 lutego.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – Miesiąc przed startem Ekstraligi – co dzieje się w klubach?
Do startu rundy wiosennej Orlen Ekstraligi został miesiąc, więc sprawdziliśmy, jak przebiegają przygotowania ligowców i jakie wyniki padają w sparingach. W naszym przeglądzie znajdziecie kompletne harmonogramy przygotowań wszystkich drużyn.
GKS Katowice
Niedługo po wznowieniu treningów, GKS Katowice udał się na obóz do Bielska-Białej, gdzie na rozpoczęcie zgrupowania zmierzył się z miejscowym Rekordem. Kolejnym sparingiem liderek Ekstraligi było spotkanie z SMS-em Łódź, w którym Katowiczanki odniosły wysokie zwycięstwo 6:0. W najbliższych tygodniach zmierzą się z dwoma drużynami z czeskiej Pragi. Do drużyny dołączyła nowa piłkarka – reprezentantka Łotwy, Sanija Vuškāne, która już zdążyła zaliczyć nieoficjalny debiut i zdobyć swoją pierwszą bramkę.
15 stycznia: Rekord Bielsko-Biała 3:2 (Kozak, Maciążka, Misztal)
15-18 stycznia: obóz w Bielsku-Białej
25 stycznia: Grot SMS Łódź 6:0 (Bińkowska, Kozak 2x, Langosz 2x, Vuškāne)
1 lutego: Slavia Praga 2:3 (Słowińska, Turkiewicz)
8 lutego: Sparta Praga
22 lutego: Górnik Łęczna
wkatowicach.eu – Złote Buki 2024. Znamy najlepszych sportowców GKS-u Katowice w ubiegłym roku!
Za nami gala Złotych Buków 2024. Złote Buki to tradycyjny plebiscyt GKS-u Katowice, w którym honorowani są najwybitniejsi sportowcy wielosekcyjnego klubu. Gala odbyła się w środę, 29 stycznia, w Akademii Muzycznej w Katowicach.
W trakcie gali, która odbyła się w środę, 29 stycznia w Akademii Muzycznej w Katowicach poznaliśmy laureatów nagród „Złote Buki 2024”. Tradycyjnie GKS Katowice wyróżnił najlepszych sportowców wszystkich sekcji. Rok 2024 był dla GieKSy wyjątkowy, bo klub obchodził 60-lecie istnienia. Nie zabrakło więc także czasu na podsumowania sportowych sukcesów klubu, których w ubiegłym roku nie brakowało.
W swoim przemówieniu o najważniejszych wydarzeniach dla GKS-u Katowice przypominał prezes klubu, Krzysztof Nowak.
Sekret kryje się w haśle, które podkreślam na każdym kroku, od kiedy pracuję w klubie: „Cała GieKSa Razem”. Tylko budowanie fundamentu siły klubu na wspólnocie, jaką stanowi szerokie środowisko GKS-u Katowice, daje wymierne efekty. Sympatia, życzliwości i pracowitość wszystkich ludzi zaangażowanych w budowanie GieKSy musiały przerodzić się w coś wielkiego. Dziękuję za ostatni rok i proszę o więcej! Będziemy stawać przed jeszcze większymi wyzwaniami i pracować na kolejne sukcesy. Gratuluję udanego roku 2024 wszystkim sportowcom – powiedział prezes GKS-u Katowice, Krzysztof Nowak
Dzisiejsze wydarzenie ma podkreślić, jak ważną rolę pełnią dla nas sportowcy GKS-u, a że są wyjątkowi dla nas wszystkich, nie trzeba nikogo przekonywać, świadczą o tym ich liczne puchary i osiągnięcia. Dziesięć lat temu prezydent Marcin Krupa zapowiedział budowanie wielosekcyjnej GieKSy. Dziś z dumą możemy powiedzieć, że ówczesna decyzja była właściwa i skutkuje tym, że możemy szczycić się naszym Klubem i jego fantastycznymi sukcesami w wielu dyscyplinach. Ale to nie byłoby możliwe, gdyby nie wszyscy ludzie wokół Klubu. Drodzy sportowcy GieKSy, życzymy Wam jak najwięcej radości z efektów, jakie przynoszą Wasze treningi i ciężka praca – powiedział wiceprezydent Katowic, Maciej Biskupski
Statuetki Złotych Buków zyskały w tym roku odświeżony wygląd. Niezmiennie jednak kształtem przypominają buki, które nawiązują do nazwy ulicy, przy której znajduje się siedziba i stadion GKS-u Katowice – Bukowej.
Laureatów Złotych Buków w kategoriach „Najlepszy Piłkarz”, „Najlepsza Piłkarka”, „Najlepszy Siatkarz” i „Najlepszy Hokeista”, a także „Wydarzenie Roku” wyłoniło internetowe głosowanie. Oto laureaci:
„Piłkarz Roku 2024” – Adrian Błąd
„Piłkarka Roku 2024” – Klaudia Słowińska
„Siatkarz Roku 2024” – Bartosz Mariański
„Hokeista Roku 2024” – Bartosz Fraszko
„Wydarzenie Roku 2024” – Awans piłkarzy do Ekstraklasy
Podczas Złotych Buków wręczono także nagrodę dla Szachisty Roku, którym został młody zawodnik Hetmana GKS Katowice Jan Klimkowski. Ponadto specjalną nagrodę za szachowe mistrzostwo świata do lat 14 wręczono innemu zawodnikowi Hetmana, Patrykowi Cieślakowi.
Tradycją Gali Złotych Buków jest także wręczanie statuetek specjalnych. Nie zabrakło wyjątkowej nagrody Superbuka, którego przyznano śp. Adamowi Ledwoniowi, piłkarskiej legendzie katowickiego klubu. Z rąk wiceprezydenta miasta Katowice Macieja Biskupskiego oraz prezesa klubu Krzysztofa Nowaka nagrodę odebrali Barbara i Ryszard Ledwoń, rodzice śp. Adama.
Podczas gali uhonorowano jubileusz 10 lat działalności Klubu Kibiców Niepełnosprawnych GKS-u Katowice. Odbyła się także, jak co roku, licytacja wyjątkowej statuetki na rzecz wsparcia Domu Aniołów Stróżów, wieloletniego partnera GieKSy. Licytację wygrała piłkarska sekcja GKS-u.
Zaległą nagrodę – za rok 2018 – odebrał Lukas Klemenz, który po kilkuletniej przerwie wrócił do GKS-u Katowice.
katowickisport.pl – GKS Katowice zatrzymuje dwóch ważnych graczy!
Dwóch kluczowych zawodników GKS-u Katowice zdecydowało się złożyć podpisy pod nowymi kontraktami z klubem. To bardzo dobre wieści dla fanów beniaminka PKO Ekstraklasy.
GKS Katowice z radością poinformował o przedłużeniu kontraktów z dwoma ważnymi zawodnikami klubu. Podpisy pod nowymi umowami złożyli Dawid Kudła i Marcin Wasielewski. W obu przypadkach nowe kontrakty obowiązywać będą do końca czerwca 2027 roku.
Dawid Kudła dołączył do GKS-u latem 2021 roku. Jego znakomita dyspozycja w sezonie 2023/2024 znacząco pomogła GieKSie wywalczyć awans do PKO BP Ekstraklasy. W barwach GKS-u rozegrał dotąd 113 meczów i zachował 38 czystych kont. W tym sezonie Kudła wystąpił w 18 spotkaniach i pięciokrotnie zagrał na zero.
Marcin Wasielewski piłkarzem GKS-u Katowice został rok później (lato 2022) i od razu stał się ważnym piłkarzem drużyny trenera Rafała Góraka. Dla GieKSy zagrał 86 meczów notując 14 asyst i dwa gole. W obecnych rozgrywkach dołożył 19 spotkań. Zanotował w nich jedną bramkę i trzy asysty.
lechpoznan.pl – Filip Szymczak wypożyczony do GKS Katowice
Filip Szymczak rundę wiosenną sezonu 2024/2025 spędzi w GKS Katowice. 22-letni napastnik Lecha Poznań został wypożyczony na pół roku do beniaminka PKO BP Ekstraklasy, GKS Katowice. W umowie nie ma opcji wykupu.
To powrót wychowanka Kolejorza do ekipy ze stolicy Górnego Śląska. Był bowiem wypożyczony do GKS na sezon 2021/2022, kiedy katowiczanie występowali na zapleczu Ekstraklasy. Wówczas w 32 meczach strzelił 11 goli. Lechitą Filip jest od 2013 roku, kiedy przeszedł z lokalnego rywala – Warty. W pierwszej drużynie zadebiutował 24 września 2019 roku w wyjazdowym starciu Pucharu Polski z Chrobrym Głogów (2:0). Z kolei w lidze na swój pierwszy występ czekał do początku wiosny 2020, kiedy to wszedł na murawę w końcówce spotkania z Rakowem Częstochowa (3:0) przy Bułgarskiej.
W Lechu do tej pory rozegrał 110 meczów, w których strzelił 11 goli i dorzucił 9 asyst. Jest reprezentantem Polski U-21, kadra z napastnikiem w składzie awansowała na czerwcowe mistrzostwa Europy, które odbędą się na Słowacji i wiele wskazuje na to, że Szymczak również pojedzie na tę imprezę.
tspodbeskidzie.pl – [SPARING]: GKS Katowice – Podbeskidzie 2:2
[…] Katowiczanie w piątek udanie rozpoczęli wiosnę w Ekstraklasie, pokonując 1:0 Stal Mielec. W sobotnie przedpołudnie podopieczni Rafała Góraka na bocznym boisku przy Bukowej zmierzyli się z Podbeskidziem.
Szczególnie w pierwszej połowie mecz rozgrywany był w bardzo dobrym tempie i obfitował w sytuacje podbramkowe. Po kilku niewykorzystanych okazjach po stronie Górali, katowiczanie odpowiedzieli zabójczą kontrą zakończoną mocnym uderzeniem Mateusza Marca.
Jeszcze przed przerwą zespół Podbeskidzia odrobił stratę z nawiązką. Najpierw snajperskim zmysłem wykazał się Maciej Górski, który wyrównał stan meczu. Nie minęła minuta, a ponownie piłkę w bramce GKS-u umieścił Bartosz Florek i Górale prowadzili 1:2.
Druga połowa przyjęła początkowo bardzo podobny przebieg: najpierw groźne akcje TSP, a następnie gol dla Gieksy, którego autorem był znów Mateusz Marzec. Pomimo kilku niezłych sytuacji z jednej i z drugiej strony więcej goli już nie zobaczyliśmy i spotkanie zakończyło się remisem 2:2.
SIATKÓWKA
siatka.org – Argentyńczyk znowu w PlusLidze. Przyjmujący wraca do GKSu Katowice
Po dwuletniej przerwie, na powrót na polskie parkiety zdecydował się Gonzalo Quiroga. Przyjmujący reprezentował wcześniej barwy GKS-u Katowice, po czym przeniósł się do ligi francuskiej. Teraz wróci jednak do swoich europejskich korzeni i raz jeszcze dołączy do katowickiej ekipy. Czy będzie to jednak PlusLiga czy I liga? GKS na ten moment jest na ostatnim miejscu w tabeli.
Gonzalo Quiroga ma za sobą pięcioletnie doświadczenie w PlusLidze, z czego aż cztery lata spędził w GKSie Katowice. W przerwach pomiędzy grą w śląskim klubie reprezentował barwy kilku francuskich klubów. Jeden sezon spędził również w BKSie Visła Bydgoszcz. W sezonie 2025/26, po dwóch latach przerwy, po raz trzeci wróci do Katowic. Nie wiadomo jednak, czy ekipie ze śląska uda się utrzymać w PlusLidze. Jeżeli tak się nie stanie, czeka ich spadek do I ligi, a budowany obecnie skład będzie walczył o powrót do najwyższej klasy rozgrywek.
Argentyński przyjmujący ostatni mecz z GKSem Katowice rozegrał w sezonie 2022/23. W wówczas nie udało im się wywalczyć awansu do fazy play-off, jednak Quiroga wielokrotnie meldował się na boisku i w kluczowych momentach pokazywał się z dobrej strony. W tej chwili jego były klub nie radzi sobie jednak najlepiej. W trwającym sezonie 2024/25 zajmuje ostatnią lokatę w tabeli PlusLigi i jest mocno zagrożony spadkiem do I ligi. Zarząd przygotowuje drużynę na każdą sytuację, a kolejne ruchy transferowe pokazują gotowość do walki o utrzymanie, a w najgorszym scenariuszu – szybki powrót z zaplecza PlusLigi.
PGE Projekt Warszawa górą, ale rywal pokazał zęby
Mecz 23. kolejki pomiędzy GKS-em Katowice, a PGE Projektem Warszawa nie okazał się w pełni jednostronny. Przez większość spotkania gospodarzom udało się dotrzymywać kroku faworytom, choć tylko w jednej partii przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę. Cennych punktów jednak nie udało im się wywalczyć.
Od dwupunktowego prowadzenia po dwóch błędach stołecznych rozpoczęli mecz gospodarze (4:2). Na środku siatki nieustannie pokazywał się Jakub Kochanowski. Obie drużyny wraz z czasem zwiększały obroty, Projekt wyrównał po punktowym bloku (5:5). Nawiązała się równa gra punkt za punkt (11:11). Po błędzie miejscowych to podopieczni Piotra Grabana oddalili się na dwa oczka (13:11), a potem ponownie postawili szczelny blok (16:13). Punktowym serwisem odpowiedział jeszcze Aymen Bouguerra (17:16), ale raz jeszcze we znaki dał się warszawski blok (20:17, 24:20). Seta zakończył autowy serwis Damiana Domagały (25:21).
Trzypunktową zaliczkę przy serii zagrywek Tobiasa Branda i jego asie zbudowali na starcie goście (3:0). Utrzymywał się dwupunktowy dystans pomiędzy oboma zespołami (10:8). Po błędzie własnym w ataku Projekt wypuścił prowadzenie (10:10), a po kolejnym asie Bouguerry nawet przegrywał 11:12. Ponownie byliśmy świadkami gry punkt za punkt, choć nie na długo. Bartłomiej Bołądź asem i Kochanowski blokiem wyprowadzili swój zespół na dwupunktowe prowadzenie (16:14), które w mgnieniu oka zniwelował Bouguerra. Tunezyjczyk stał się motorem napędowym swojej drużyny, na siatce wysoką czujność zachowywał Łukasz Usowicz (19:17). Przyjezdni mieli problemy w ofensywie, zwłaszcza trudności z przełamaniem bloku miał Artur Szalpuk. Po ataku Macieja Woza i autowej zagrywce Bołądzia GieKSa wyrównała (25:22).
Trzecią część zainicjowała długa gra punkt za punkt (8:8). W pojedynkę pierwszą przewagę zbudował Domagała, który posłał dwa asy z rzędu (10:8). Wyraźne trudności w ofensywie mieli goście. Nie zwalniał ręki po stronie gospodarzy Bouguerra, który powiększył przewagę GKS-u (14:9). Dwukrotnie w krótkim odstępie grę przerwał trener Graban. Zaczęli pracować zagrywką stołeczni. Asa posłał Jan Firlej, a trzy punkty zainkasował Jurij Semeniuk (15:15). Przez moment zespoły pozostawały w zawarciu, ale przy serii ukraińskiego środkowego drużyna ze stolicy zbudowała przewagę (20:17). W ważnych momentach widzialny był Bołądź, który kończył kontry, a także samemu posłał asa (22:19). Nie spuszczali z tonu miejscowi, jednak podejmowane przez nich ryzyko w polu serwisowym nie popłacało. Partię w długiej wymianie zakończył Bołądź (25:22).
Od samego startu czwartej partii ciosy między sobą wymieniali Bouguerra i Bołądź. Ponownie wynik był remisowy (6:6). Dopiero kiedy wyższy bieg wrzucił Brand a pola serwisowego nie opuszczał Artur Szalpuk – stołeczni zbudowali trzypunktową zaliczkę (9:6). Falowało i szwankowało przyjęcie katowiczan. Ci popełniali błędy własne przy rozegraniu oraz w ofensywie. Wykorzystał moment słabości Brand, który trzema asami z rzędu dosadnie pokazał, dokąd zmierza spotkanie (18:10). Reagował jeszcze zmianami Emil Siewiorek, ale jego podopieczni nie mogli rozwinąć skrzydeł w ataku. Dwukrotnie zatrzymany został Bartosz Gomułka (20:11, 23:13). Mecz dobiegł końca po zepsutym serwisie Woza (25:15).
GKS Katowice – PGE Projekt Warszawa 1:3 (21:25, 25:22, 22:25, 15:25)
HOKEJ
hokej.net – Derby można przegrać, lecz nie można odpuścić walki. Ogrom emocji w Katowicach
Hokeiści z Katowic oraz Tychów zadbali o odpowiednią otoczkę Hokejowych Derbów Śląska. Nie zabrakło bramek, zwrotów akcji, mocnych starć, a przede wszystkim emocji do ostatniej sekundy. Ostatecznie lepsi okazali się podopieczni Pekki Tirrkonena, którzy zwycięstwem 4:3 przypieczętowali tytuł najlepszej drużyny sezonu zasadniczego.
Hokejowe Derby Śląska w ostatnich sezonach wyrastają na jedną z najciekawszych rywalizacji, nie tylko dla kibiców hokeja na Górnym Śląsku. Katowicko-tyskie pojedynki to przede wszystkim starcia czołowych polskich drużyn. Piąta odsłona derbowego spektaklu to starcie najlepszej tyskiej ofensywy (167 zdobytych bramek) z najszczelniejszą katowicka defensywą (71 straconych bramek). Trener Jacek Płachta scalając formację wicemistrzów Polski zdecydował się jedynie na kosmetyczne zmiany, w stosunku do składu jaki wystąpił w Oświęcimiu. Dantego Salituro w trzeciej formacji zastąpił Marcus Kallionkieli. W składzie gości zabrakło przede wszystkim kontuzjowanego Matiasa Lehtonena. Pomiędzy słupkami trener Pekka Tirkkonen zdecydował się zadysponować do gry Kamila Lewartowskiego.
Gdy na lodzie spotykają się dwie drużyny mające w swoich składach tak wiele indywidualności, można oczekiwać emocji od pierwszego wznowienia. Nie inaczej było w derbowym pojedynku, ledwie 150 sekund potrzebowali goście na zdobycie dwóch bramek. W 40. sekundzie Olaf Bizacki wrzucił krążek spod niebieskiej linii, pod bramką najprzytomniej zachował się Alan Łyszczarczyk, który pokonał Johna Murraya. O wydarzeniach z 3. minuty katowicka defensywa z pewnością chciała by jak najszybciej zapomnieć. Podopieczni Jacka Płachty kompletnie stracili rachubę nad położeniem krążka. Swój posterunek opuścił również Murray, zostawiając odsłoniętą bramkę. W tych okolicznościach Olaf Bizacki, do którego ostatecznie trafił krążek był wręcz w obowiązku, aby podwyższyć prowadzenie swojego zespołu.
Katowiczanie, próbując odpowiedzieć na nokautujące ciosy z pierwszych minut, sprawiali wrażenie nieco elektrycznych. Krążek podczas rozgrywania ich akcji często nie był dogrywany w tempo, co nie pozwalało na realne zagrożenie przeciwnikowi. Tyszanie, którzy fińską siłą stoją rzecz jasna tylko czekali na okazję do kontry. Ta otworzyła się przed przyjezdnymi w 10. minucie. Daniła Larionovs otworzył drogę do bramki Jere-Matiasowi Alanenowi, który z zimną krwią umieścił krążek pod samą poprzeczką. Ta akcja okazała się ostatnim akcentem Johna Murraya w dzisiejszym spotkaniu, którego decyzją Jacka Płachty zastąpił Michał Kieler. Na 14 sekund przed końcem pierwszej odsłony lider THL wyprowadził kolejną kontrę. Strzał Mateusza Gościńskiego zatrzymał na parkanach Michał Kieler. Odbity krążek trafił wprost na łyżwę Albina Runessona, który…skierował go do własnej bramki, prezentując gościom czwarte trafienie.
Początek drugiej odsłony należał do gospodarzy, jednak tyszanie mądrze pracowali w obronie, nie pozwalając aby gra na krążku GieKSy prokurowała zagrożenie pod ich bramką. Zwrot akcji nastąpił w 29. minucie. Z boksem kar zmuszony był przywitać się Bartłomiej Pociecha. Zespół Jacka Płachty zdołał dobrze popracować na krążku w przewadze, lecz bramka dla wicemistrzów Polski padła równo z powracającym na lód Pociechą. Kacper Maciaś widząc jak mocno ograniczone możliwość obrony ma Kamil Lewartowski posłał strzał z prawego bulika. W 36. minucie zagrożenie pod własną bramką sprokurował Bartosz Ciura. Doświadczony defensor pozwolił odebrać sobie krążek w tercji obronnej. Kallionkieli po przejęciu gumy momentalnie zaadresował ją do Andersona, który silnym strzałem pod poprzeczkę wpisał się na listę strzelców. Nieco ponad minutę później Jean Dupuy celebrował kontaktową bramkę, otrzymując świetne podanie zza bramki od Bena Sokaya. Co więcej, kolejna akcja mogła dać GieKSie wyrównanie, jednak intencję Michalskiego z backhandu odczytał Lewartowski.
Jeszcze ostatnie minuty drugiej tercji zdradziły nam, że sporo do wyjaśnienia mają między sobą Joona Monto oraz Pontus Englund. W 39. minucie Szwed odsiadywał karę dwóch minut za spowodowanie upadki tyskiego napastnika. Eskalacja konfliktu pomiędzy zawodnikami nastąpiła jednak w trzeciej odsłonie. Katowicki defensor w 41. minucie atakiem kolanem postanowił wyjaśnić napięcie pomiędzy nim a Monto. Takie rozwiązanie konfliktu zostało wycenione przez arbitrów na karę 5 minut za nieprzepisową interwencję oraz karę meczu za niesportowe zachowanie. W tym momencie Englund zakończył udział w derbach z dorobkiem 27 minut karnych.
Tyszanie mający przed sobą perspektywę niemal 4 minut gry w przewadze nie zdołali jednak podwyższyć prowadzenia, co więcej bliski wyrównania w osłabieniu był Bartosz Fraszko, który przegrał pojedynek sam na samz Lewartowskim. Bramkarze obu drużyn okazali się w końcowych minutach mocnymi ogniwami swoich zespołów i to głównie za sprawą ich dobrej postawy wynik nie uległ już zmianie.
Pograli twardo, jak to mają w zwyczaju. Minimalne zwycięstwo GieKSy
GKS Katowice na otwarcie 42. kolejki TAURON Hokej Ligi pokonał przed własną publicznością JKH GKS Jastrzębie 3:2. Kibice, którzy zdecydowali się obejrzeć derbowy mecz, byli świadkami twardego spotkania, w którym walka o korzystny rezultat trwała do ostatnich sekund. Dzięki odniesionemu zwycięstwu podopieczni Jacka Płachty objęli drugą lokatę w ligowej tabeli.
Ostatnie porażki musiały podrażnić ambicję wicemistrzów Polski. Podopieczni Jacka Płachty z całą pewnością mają świadomość popełnionych błędów, które przyczyniły się do zerowego dorobku punktowego w dwóch ostatnich spotkaniach. A, że w sporcie nie ma lepszej drogi do zmycia grzechów, niż zwycięstwo w ważnym spotkaniu to katowiczanie od pierwszych sekund postanowili przejąć inicjatywę nad wydarzeniami na lodzie. Już w 2. minucie nic nie stało na przeszkodzie, aby Mateusz Michalski otworzył wynik spotkania. 33-latek otrzymał świetne podanie od Marcusa Kallionkieliego, nie zdołał jednak czysto zaadresować krążka w kierunku odsłoniętego krótkiego słupka. W kolejnych minutach jastrzębską obronę próbował na karuzelę wrzucać Bartosz Fraszko- defensorzy jednak do spółki z Vilho Heikkinenem dobrze wywiązywali się ze swoich obowiązków. Receptę na fińskiego golkipera znalazł w 5. minucie Albin Runesson, który widząc jak szczelną zasłonę ma przed sobą bramkarz rywali podjął decyzję o oddaniu strzału. W tych okolicznościach Szwed otworzył wynik czwartkowego spotkania. Choć w kolejnych minutach gospodarze zdołali utrzymywać wydarzenia z dala od swojej bramki, to w 14. minucie katowickiej defensywie zdarzyła się „chwila zapomnienia”. Dwójka defensorów pozostawiła za swoimi plecami Samuel Petráša. Po przejęciu gumy, ten fakt nie uszedł uwadze Hannu Kuru, który obsłużył Petráša dokładnym podaniem. 29-latkowi nie pozostało nic innego jak skierować gumę do bramki.
Początek drugiej odsłony podobnie jak pierwszej należał do gospodarzy. W 24. minucie odwróciły się rolę i to podopieczni Róberta Kalábera sprawili prezent swoim rywalom, rozgrywając niechlujnie krążek we własnej tercji- który chwilę później padł łupem Grzegorza Pasiuta. Kapitan GieKSy obecny był również przy wykończeniu akcji, gdzie po strzale Bartosza Fraszki skierował ostatecznie krążek za linie bramkową. W kolejnych minutach bandy trzeszczały a zawodnicy nie odpuszczali sobie twardych pojedynków. Najmocniej temperatura spotkania udzieliła się Travisowi Vervedzie i Samuelowi Petrášowi, którzy za chęci nawiązania „hokejowego tanga” zmuszeni byli przez najbliższe dwie minuty obserwować wydarzenia z boksu kar. Kolejny raz kibice przekonali się o słuszności porzekadła „nie dasz, to dostaniesz”. Przyjezdni mieli wszystkie argumenty, aby doprowadzić do wyrównania. Tymczasem po strzale Macieja Urbanowicza z 33. minuty, Marcus Kallionkieli wyprowadził kontrę dającą trzecią bramkę GieKSie.
W 53. minucie na ławkę kar powędrował Christian Mroczkowski, a podopieczni trenera Kalábera błyskawicznie przeszli do rzeczy. Strzał z prawego bulika posłał Hannu Kuru. Krążek najprawdopodobniej gdzieś pod ramieniem interweniującego Johna Murraya ostatecznie znalazł drogę do siatka. Było więc jasne, że emocji nie zabraknie do samego końca. Nie zabrakło walki, wykluczeń jednak wynik już nie uległ zmianie i to katowiczanie sięgnęli po pełną pulę punktów.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca
W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.
Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.
A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.
Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.
Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.
„Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.
Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…
Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.
Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).
W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.
Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.
Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.
Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.
W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.
Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.
Felietony Piłka nożna
Plusy i minusy po Rakowie
Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.
Plusy:
+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.
+ Jędrych i Klemenz
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.
Minusy:
– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.
– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.
– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.
Podsumowanie:
GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.
To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.
Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.
GieKSiarz
Piłka nożna
Nowa Bukowa pisze swoją historię
Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.
Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.
Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.
W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.
W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.
W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉
Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.
Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.
Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!
Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.
Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.
Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.
Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…
Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉
Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.
W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.
Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.


Najnowsze komentarze