Felietony
Weryfikacja w Chojnicach
Bez wątpienia zostaliśmy w sobotni wieczór sprowadzeni na ziemię. Oczywiście widzieliśmy, jak wyglądała gra GieKSy w poprzednich meczach i w jakimś stopniu była optymistyczna (defensywa i wyniki), ale też każdy rozsądnie myślący człowiek widział, że to jeszcze nie jest to. Katowiczanie nie wygrywali meczów wysoko, ze zdecydowaną przewagą w meczu. Liczyliśmy się z tym, że w końcu passa zwycięstw zostanie przerwana, ale jeśli to miałoby się stać, to wolelibyśmy, aby było tak po wymianie ciosów, twardej walce, jakimś może i dramatycznym scenariuszu spotkania.
Tak w sobotę nie było. Piłkarze GKS zawiedli na całej linii i te atuty, które mieli na początku – były nieobecne, a dodatkowo cała drużyna jako taka wypadła po prostu słabo.
Trener Jacek Paszulewicz w zbliżającym się meczu z Chojniczanką musi wiele zmienić, bo okazuje się, że jeśli trafiamy na szybką i sensownie grającą drużynę, pojawiają się problemy. Tak było w Suwałkach, gdzie zostaliśmy zepchnięci czasem niemal w swoje pole karne, tak było ze Stalą, która w polu prezentowała się dużo lepiej.
Jasne jest, że niektórzy zawodnicy grają na tyle, ile umieją i muszą czasem nadrabiać ambicją. Z tym ostatnio jakichś wielkich problemów nie ma, z umiejętnościami – niestety tak. I tak na przykład Adrian Frańczak gra bardzo przewidywalnie, powiedzielibyśmy że na jedno kopyto, ale z tego kopyta nie korzysta, tak jak kiedyś. Dośrodkowania na wysokość kolan przeciwników, dodatkowo nie radzi sobie pod jakąkolwiek presją rywali, traci piłkę bądź zagrywa niecelnie. Z drugiej strony mamy Mateusza Mączyńskiego, który co prawda raz w meczu potrafi przeprowadzić naprawdę ciekawą szarżę, ale znowu popełnia grzech wielu zawodników, czyli nie pilnuje swojej flanki i często jest 30 metrów od rywala, za którego jest odpowiedzialny. Skutkiem szybkie akcje przeciwnika, a tym przypadku żółtko dla naszego zawodnika.
Boki pomocy również nie są wybitne. O ile Adrian Błąd w poprzednich meczach mimo przeciętnej postawy przez cały mecz, potrafił w kluczowym momencie zadecydować o wyniku, to każdy z młodzieżowców po drugiej stronie kompletnie nie daje jakości. Słaby jest Słomka, słaby jest Skrzecz, niewiele daje Mandrysz. Teoretycznie wszyscy z nich są dynamiczni, ale powoli trzeba zacząć się zastanawiać, czy jednak nie grają, na tyle, ile po prostu potrafią. A to by oznaczało, że cudów się spodziewać nie możemy.
Zdecydowanie problemem jest postawa Łukasza Zejdlera. Niby jest na boisku, a tak jakby go nie było. Trudno sobie przypominać jakieś kluczowe zagrania zawodnika, rozprowadzenia akcji na skrzydło, czy coś efektywnego na samym skrzydle. W zasadzie Łukasz gra tak, że jakby go nie było na boisku, to nikt by nie zauważył.
Podobny problem w meczu ze Stalą był z Wojciechem Kędziorą. Zawodnik kompletnie odcięty od podań, sam już też nie potrafi efektywnie cofnąć się po piłkę. Po serii pięciu meczów z golem, w ostatnich czterech spotkaniach zawodnik nawet nie potrafił sobie stworzyć – poza słupkiem w Opolu – pół sytuacji do zdobycia bramki. Problemem jest to, że nie ma godnego zmiennika do ataku. Grzegorz Goncerz mimo że dostaje jeszcze co jakiś czas szansę, to gra fatalnie. Z Daliborem Volasem to zupełnie nie wiadomo, o co chodzi, ale przynajmniej dostał szansę debiutu.
Osobnym tematem jest występ Andreji Prokića ze Stalą. Nie brak głosów, że zawodnik celowo przeszedł obok meczu ze swoim przyszłym pracodawcą. My teorii spiskowych rozsiewać nie zamierzamy, jednak diametralnie inna postawa zawodnika, niż w poprzednich spotkaniach, mogła takie wrażenie u niektórych obserwatorów spotkania wywołać. Mamy nadzieję, że ten mecz był chwilową niedyspozycją. Ważne, że zawodnik nie dostał żółtej kartki i będzie mógł wystąpić w meczu w Chojnicach, gdzie – jak się spodziewamy w grze z kontry – będzie mógł się bardziej wykazać.
Jak widać, ofensywa GieKSy wygląda na ten moment bardzo mizernie. Nie oszukujmy się – gdyby nie szaleństwa Prokića i Błąda w poprzednich spotkaniach, to o ekstraklasie moglibyśmy dawno zapomnieć. Na razie jest tak, że gdy tych dwóch zawodników nie da efektywności, to nikt za nich nie jest w stanie tego zrobić nawet w dwudziestu procentach.
GieKSa nie ma rozgrywającego, który potrafiłby cokolwiek zrobić w ataku pozycyjnym. Prokić ma inne atuty, ale w meczu ze Stalą oczekiwalibyśmy właśnie pewnej reżyserii od niby technicznie dobrego Zejdlera. No ale ok, jeśli Zejdi nie potrafi, to czas się chyba zapytać trenera – a co z Dawidem Plizgą? Na jesień w kilku spotkaniach to właśnie Dawid swoją techniką potrafił zagrać naprawdę dobre piłki, a sam też trafić do siatki. Trener na szczęście wydaje się dostrzegać problem i już mówi o wracających powoli do składu rekonwalescentach. Nie uśmiecha nam się co prawda gra Tomasza Foszmańczyka, ale taki Armin Cerimagić kilka razy pokazał, że również technicznie jest niezły. Dodatkowo mógłby już grać z Prokićem.
W Chojnicach czeka nas piekielnie trudne zadanie, bo Chojniczanka potraciła ostatnio mnóstwo punktów i liczy na przełamanie. O ile poprzednich spotkań nie nazywaliśmy meczsmi o sześć punktów (mimo płaskiej tabeli), to starcie z Chojnicami będzie wybitnie takim pojedynkiem. Wygrywając bowiem przeskoczymy rywala, przegrywając – będziemy mieli 4 punkty straty. Należy pamiętać, że Chojniczanka ma przed sobą sporo meczów z rywalami z czołówki, GieKSa zaraz takie starcia zakończy. Niezbędnym więc jest punktowanie w dwóch ostatnich spotkaniach z „najsilniejszymi”, czyli Chojniczanką, a potem Chrobrym. Płaska tabela dodatkowo powoduje to, że naprawdę w ostatecznym rozrachunku o awansie mogą decydować mecze bezpośrednie. Warto by było więc utrzymać dodatnie bilanse z najbliższymi przeciwnikami.
Wracając jeszcze do kwestii składu – o ile Mączyńskiego zastąpi Słaby, to problem pojawia się z absencją Poczobuta. Tutaj już ewentualne wejście Kalinkowskiego powoduje przyspieszone bicie serca. Na pewno pozyskany z Bytovii zawodnik jest o dwie klasy lepszy, co zdążył już udowodnić. Kali jechał rok temu na jesień trochę podpinając się pod Zejdlera. Potem był już systematyczny zjazd z postawą na boisku. Co wymyśli trener? Czy zdecyduje się na Kalego czy może cofnie Zejdlera i faktycznie wprowadzi któregoś z rekonwalescentów? Trudna zagwozdka.
Jedno jest pewne, jeśli GKS zagra tak jak ze Stalą, to znowu przegra. W Głogowie również, z rozpędzonym Chrobrym. Czasu jest niezmiernie mało, ale szkoleniowiec musi coś wymyślić. Optymalnie byłoby zawrócić drużynę do drugiej połowy w Opolu. Tak naprawdę ten fragment (i pierwsza część z Rakowem) to było to, co chcemy oglądać. GieKSa była szybka, wręcz efektowna, a przede wszystkim skuteczna. Naprawdę przyjemnie się na to patrzyło. Począwszy od meczu z Zagłębiem było już gorzej. Udało się wygrać dwa spotkania, dzięki błyskom wspomnianych zawodników. Ze Stalą tych błysków nie było i punktów również.
Do końca ligi pozostaje nam 10 meczów i naprawdę na najbliższe 2 trzeba się spiąć i skoncentrować na maxa, bo to są dwa mecze absolutnie kluczowe. Potem już do końca rozgrywek wystarczy tylko być regularnym. Ale musimy się wdrapać z powrotem na miejsce dające awans.
Te mecze są kluczowe z jeszcze jednego powodu. Jeśli GieKSa nie zdobędzie przyzwoitej liczby punktów, powiedzmy czterech, to może nam się zrobić całkiem spora strata. A jeśli nie daj Boże nie wygramy ani jednego z tych spotkań, to zarówno punktowo, jak i mentalnie może być kiepsko.
Oczywiście patrzymy nie tylko na wyniki, ale i na grę. Ewentualne straty punktów mogą być jeszcze do przyjęcia, jeśli będzie dobry występ, tylko przeciwnik po prostu okaże się lepszy. Jeśli GKS zagra w tych spotkaniach tak, jak ze Stalą Mielec, to po prostu również będzie o czymś świadczyło…
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Koleś
16 kwietnia 2018 at 14:59
Aż przykro jest patrzeć jak przez GieKSe stałeś się zgorzkniały. Nie patrząc na tabelę, po przeczytaniu wyłącznie twojego tekstu pomyślałbym, że walczymy o utrzymanie. Naprawdę nie widzisz żadnych pozytywów?
Irishman
16 kwietnia 2018 at 18:54
@Koleś, Ty serio wolałbyś tekst Shella w stylu „Łubu dubu…..”? Niestety jak gówno zalejesz perfumem, to przez to nic nie poprawisz, bo za chwilę zacznie znów śmierdzieć!
Oczywiście jestem krańcowo daleki od głupich komentarzy ludzi, którzy po jednym, nieudanym meczu wieszczą Armagedon…. bo to jest żałosne.
Ale też nie jest tak, że nic się nie stało!!! Po prostu wyciągnijmy wnioski i lecimy dalej, po awans, co Shellu zrobił IDEALNIE!!!
Erwin
16 kwietnia 2018 at 19:00
Powinni to zremisowac że Stalą ale karny i potem gol Araka wiadomo, więc dwa remisy w Chojnicach i Głogowie biorę w ciemno.
Matti
17 kwietnia 2018 at 07:17
Nie ma co rozpaczać bierzemy sie w garść i walczymy w Chojnicach nie pamiętam żebyśmy przegrywali ostatnio były remisy. A tam bedziemy grali z kontry czyli to co lubimy to Chojnice muszą atakować. Dajmy im szansę na rehabilitację. Oczywiście zgadzam się z testem że może uratować nas tylko walka do końca. Tej walki i zadziorności zabrakło ze Stalą i efekt był taki jaki widzieliśmy.
Koleś
17 kwietnia 2018 at 07:59
@Irishman w skrajności w skrajność. Nie chodzi o to by pisać cukierkowate teksty, ale też nie można jebać wszystkich z góry na dół w kolejnym tekście. Mamy dobrą pozycję w tabeli, dobry początek roku i dużo atutów (gra w defensywie Kamyka i Klemenza, dobrze spisującego się w bramce Abramowicza, Poczobut który łata środek, lepsza forma niż jesienią Zejdlera) o których nie można zapomninać.
Czasami wydaje mi się, że macie poprzeczkę zawieszoną za wysoko, że spodziewacie się nie wiadomo czego. A to jest zaplecze ekstraklasy, tak jak mówi Paszulewicz. Chcecie oglądać grę na poziomie ligi mistrzów to puść sobie w tv ligę mistrzów. To jest 1 liga tu nie będzie finezji, pięknego grania i efektownych akcji. Nawet w Ekstraklasie jest to rzadki widok. Dostosujcie oceny do poziomu ligi.
Irishman
17 kwietnia 2018 at 11:16
Ale przecież Shellu nie odbiera naszej drużynie, tego czego dokonała! Po prostu ocenia ostatni, bardzo słaby mecz w ich wykonaniu i kropka.
I mam szczerą nadzieje, że podobny stosunek do tego mają trener i piłkarze, że nie ekscytują się tym ile to punktów zdobyli, tylko zastanawiają co było nie tak w sobotę, po to aby to poprawić.
A co do oglądania wielkiej piłki, to szczerze Ci powiem, ze z reguły wybieram transmisję I ligi na Polsacie zamiast lepszych meczów, bo bardziej mnie to interesuje w kontekście GieKSy i Jej przeciwników.
Kr8iS
17 kwietnia 2018 at 12:19
@Koles to sie bierze raczej z tego ze to nie jest zaden inny zespol tylko GKS Katowice a GKS Katowice to ma być charakterna gra, ambicja na maksa i gryzienie trawy od poczatku do konca kazdego meczu. Juz ponad 20 lat jezdze na GieKSe i zawsze to byly glowne wymagania wobec tego klubu. Zreszta nie kazde miasto moze poszczycic sie tym ze jest stolica Górnego Śląska. Po mojemu opis idealnie oddaje to co dzialo sie na boisku, rzeczywiscie warto dodac ze bez Abramowicza wynik mogl byc zupełnie inny. Swoja droga GieKSa zawsze miala szczescie do bramkarzy 😉
Mecza
17 kwietnia 2018 at 14:14
Podsumowanie meczu ze Stalą bardzo trafne ale ja po części zgadzam się z Kolesiem. Nie dziwię się, że tak to odebrał. GKS wygrał 5 meczów z rzędu i czasem można odnieść wrażenie że redaktor naczelny aż zacierał ręce po porażce bo wreszcie może napisać a nie mówiłem, oni są daremni. Mecz ze Stalą bardzo słaby ale po co pisać w ocenach TEGO meczu o jednym z zawodników „od początku wiosny biega po tym boisku bez celu” Nareszcie można pojechać po kimś bo po zwycięstwach nie wypada.
Shellu
17 kwietnia 2018 at 17:55
Po wygranych meczach też racjonalnie oceniałem zawodników. Jedni grali lepiej, inni słabiej, ale nie da się ukryć, że punkty zdobywali nam w większości Błąd i Prokic. Gdyby Zejdler grał lepiej to byśmy i wyniki mieli bardziej pewne. I mój tekst teraz to nie jest żadne jebanie piłkarzy, ani zgorzknienie. Cieszę się bardzo że zwycięstw, doceniam walkę, grę obronną, kontry. Ale nie mam klapek na oczach.
Irishman
18 kwietnia 2018 at 01:20
Na zakończenie tej dyskusji, bo już za kilka godzin weryfikacja w Chojnicach dojdzie do skutku, podsumuję może tak:
Trener Paszulewicz odwalił kawał dobrej roboty – nauczył drużynę bardzo dobrze bronić się. Być może gdyby nie przypadkowy karny, przyniosłoby nam to jakieś zdobycze punktowe także i ze Stalą (możliwe, że tak, bo mielczanie już długo nie potrafiłaby utrzymać takiego grania, a symptomy zmęczenia pojawiły się u nich już pod koniec I połowy). No i dobrze, bo od tego należy zacząć budowę drużyny ale to jest dopiero połowa pracy jaką trzeba wykonać. Teraz okaże się, czy trener będzie potrafił nauczyć swoich piłkarzy równie dobrze atakować.
Mecza
18 kwietnia 2018 at 08:07
Panowie jedna myśl mnie naszła, nikt o tym nie wspomniał. W tym bardzo ważnym meczu Paszulewicz zdecydował, że będzie chyba po raz pierwszy w meczu monitorował wysiłek piłkarzy. Pozakładali krępujące opaski, które wystawały z koszulek i w głowie zamiast skupić się na graniu były myśli czy dużo przebiegnę, ile będę miał sprintów, jak wypadnę itp. Wiem, że pół europy z tym gra ale my chyba po raz pierwszy. To jest kwestia przyzwyczajenia ale mogło to wpłynąć na poczynania, szkoda że w tak ważnym meczy ligowym.
Irishman
18 kwietnia 2018 at 08:49
Racja Mecza! Też o tym myślałem, czy to przypadkiem w jakiś sposób nie będzie mimowolnie przeszkadzać w grze, gdy się o tym dowiedziałem, a potem… zapomniałem.
Tylko, jedna poprawka – my nie mamy już nieważnych meczów.