Od wczoraj w sieci pojawiają się pożegnania, wspomnienia, i anegdoty o Janie Furtoku. Naszą legendę żegna cała piłkarska Polska. Postanowiliśmy o najlepsze wspomnienia związane z „Jasiem” zapytać ludzi, którzy byli lub są blisko Klubu – prezesów, zawodników, dziennikarzy, pracowników i kibiców.
Swoimi wspomnieniami podzielili się z nami między innymi Wojciech Cygan, Grzegorz Proksa czy Grzegorz Goncerz. Zapraszamy na sentymentalną podróż i wspomnienia o prawdziwej legendzie GKS-u Katowice.
Wojciech Cygan, były Prezes GKS Katowice:
„Jana Furtoka bliżej poznałem w momencie gdy dołączyłem do GieKSy. I od razu udzielił pomocy. Z tym zawsze będzie mi się kojarzył. Wybitny piłkarz. Uśmiechnięty, skromny, serdeczny, z żartem i zawsze chętny do pomocy. Pamiętam jak razem z Marcinem Janickim potrzebowaliśmy wsparcia u jednego ze sponsorów, który był nałogowym palaczem. My z Marcinem nie paliliśmy, więc zabraliśmy także Jasia, żeby mógł towarzyszyć sponsorowi i opowiedzieć kilka anegdot ze swojej wspaniałej kariery. Sponsor był zachwycony. My też, bo dopięliśmy szczegóły umowy”.
Grzegorz Goncerz, były napastnik GKS Katowice:
„Pamiętam sytuację gdy na początku swojej przygody z GKS-em wszedłem do gabinetu Jasia, a tam jeden wielki dym od opalanych co chwila papierosów. Mówię: „dzień dobry, tak tu jest nadymione że Pana w ogóle nie widzę!” A Jasiu na to… „Mnie nie musisz widzieć, masz widzieć bramkę!””
Leszek Błażyński, dziennikarz, autor książek sportowych:
„Z przyjemnością oglądało się grę Jasia Furtoka, widziałem na żywo sporo meczów z jego udziałem, ale jeden utkwił mi najbardziej w pamięci. To słynne spotkanie 1 maja 1986 roku. Chodziłem wtedy do podstawówki, a w finale Pucharu Polski GKS Katowice grał z Górnikiem Zabrze. Przed spotkaniem wszyscy, od ekspertów po kibiców, zastanawiali się, ile Górnik wygra. GieKSa zwyciężyła 4:1, a Furtok strzelił trzy efektowne gole. Co ciekawe, na zegarze jeszcze po zakończeniu spotkania było 2:1. Kibice żartowali, że zegar obsługiwał fan Górnika, który wkurzył się i poszedł do domu… Później jako dziennikarz wiele razy miałem okazję porozmawiać z Furtokiem, który był osobą wesołą, sympatyczną, skromną i małomówną. Na boisku błyszczał, poza murawą wolał być w cieniu. Jego syn Jacek opublikował we wtorek zdjęcie ze swoim tatą, na którym Jasiu Furtok śmieje się od ucha do ucha. Takiego go zapamiętam.”
Artur Łój, były wiceprezes GKS Katowice, współtwórca akcji „Ratujmy GieKSę”:
„W okolicach roku 2006, gdy ś.p Jan Furtok był prezesem odradzającej się GieKSy, dostał bardzo intratną propozycję objęcia stanowiska dyrektora sportowego w Groclinie (teraz każdy wie jak ten klub skończył, ale wtedy to był organizacyjny top w kraju). Drzymała był zdeterminowany żeby Go ściągnąć do siebie. W GieKSie Jasiu zarabiał przysłowiowe orzeszki, a tam nie dość że kasa to jeszcze wizja walki o najwyższe sportowe cele.
Nie wiem czy są na świecie ludzie, którzy poświęciliby pieniądze i karierę dla ratowania idei pracowaliby społecznie, ale Jasiu wiedział że bez niego nie damy rady i został. Wrócił na szczebel centralny, a potem… już wszyscy wiemy.”
Grzegorz Proksa, bokser, mistrz Europy w wadze średniej, kibic GieKSy:
„Trudno w kilku zdaniach wymienić najlepsze historie czy wspomnienia, ponieważ z okresu mojej pracy w GKS-ie mam ich bardzo wiele. Z pewnością szybko złapaliśmy bardzo bliskie relacje, potrafiliśmy przegadać wiele godzin. Pamiętam że Jasiu miał biuro zaraz obok mojego i bardzo często wpadał po mnie przed treningami czy to pierwszej drużyny, czy drużyn młodzieżowych, bardzo lubił je oglądać i oceniać. Często robiliśmy to razem.
Dużo mi opowiadał o całym systemie szkolenia jak i o swojej karierze. Był bardzo dobrym kolegą. Bardzo długo mnie przekonywał żebyśmy przeszli na „Ty”, a ja miałem z tym ogromny problem. Dla mnie Jan Furtok to była legenda,, wielki sportowiec i idol z dzieciństwa. Długo utrzymywaliśmy kontakt prywatny. Jestem zdruzgotany tą starszną informacją…”
Marcin Janicki, były Prezes GKS-u Katowice:
„Janek Furtok to niekwestionowana legenda GieKSy. Kiedy przychodziłem do klubu w 2012 roku był jedną z pierwszych osób, którą miałem okazję poznać. Otwarty i z poczuciem humoru. Kiedy udawaliśmy się klubową delegacją na uroczystości górnicze każdy chciał mieć z Jankiem zdjęcie. Zanim zasiadł do stołu zawsze stanął do zdjęcia, z każdym zamienił słowo. Roztaczała się wokół niego aura osoby wyjątkowej dla polskiej i katowickiej piłki nożnej, ale przy tym wszystkim był szalenie normalny. Wyjątkowa osoba, którą miałem okazję poznać.”
Olga Bieganowska, dyrektor marketingu GKS Katowice w latach 2010-2020:
„Pan Jasiu był osobą, która zostawiła niezatarte ślady w sercach wielu osób, za swoje zaangażowanie i ciepło. Dla GieKSy nigdy nie odmawiał, zawsze miał czas, nawet ucząc podstawy piłki dzieciaki z programu Zagraj na Bukowej. Po cichu zawsze mówił: „Pani Olgo bombona?”…wciskając go od razu do ręki. Jego odejście to wielka strata, a wspomnienia o nim będą nas prowadzić, przypominając o wartościach, które wnosił w nasze kibicowskie życie. Panie Jasiu, Pana życie było darem dla wszystkich GieKSiarzy.”
Dariusz Leśnikowski, dziennikarz „Super Express”:
„Jako nastolatek Jana Furtoka – paradoksalnie – częściej widywałem w koszulce reprezentacji: pierwszej albo olimpijskiej na Stadionie Śląskim, niż w stroju GKS-u. Pamiętam jednak, że jako ówczesny kibic Szombierek gdzieś w połowie lat 80. „kląłem” na niego, gdy w Bytomiu walnął pięknego gola z rzutu wolnego. GieKSa wygrała 4:1, niewielkiej grupce „szombierkorzy” została jedynie marna satysfakcja z gola strzelonego przewrotką przez Marka Koniarka. Parę miesięcy później GKS zabrał „Koniara” Szombierkom, dzięki czemu trochę później narodził się przy Bukowej kultowy atak Furtok-Koniarek-Kubisztal.
Po latach miałem okazję – przyjemność, zaszczyt – poznać Jana Furtoka osobiście, już w zawodowych kontaktach na linii dziennikarz – piłkarz/trener/prezes. Zanim koszmarna choroba zabrała mu wspomnienia, parę kaw wypiliśmy i parę historii zdążył opowiedzieć do mojego cyklu „Z lamusa”, który przez wiele lat prowadziłem w „Sporcie”. Potrafił opowiadać z humorem, z emocjami, z werwą.
Kiedy na jedną z takich rozmów przyniosłem mu jego zdjęcie na… nartach, długo się na jego widok śmiał. A potem, opowiadając o tym, jak dwa razy w życiu: za Alojzego Łyski przy Bukowej oraz w okresie gry w Eintrachcie założył deski na nogi, ekspresyjnie zerwał się z krzesła i sugestywnie zademonstrował, czym się skończyła owa druga próba. Paru gości lokalu ze zdumieniem przyglądało się facetowi, który dramatycznie niemal pada na podłogę kawiarni. Cóż, gwiazdorstwa, sztuczności i fałszu nie było w Nim ani krztyny. Była godna najwyższego szacunku skromność i naturalność.”
Maciej Wierzbicki, były bramkarz GKS Katowice:
„Na pewno sama obecność Jasia dużo wnosiła, bo to był otwarty człowiek. Jak zazwyczaj bramkarze irytują się na słowo „SZAKET” tak z jego ust przywitanie „cześć szaket” odbierałem bardzo miło. Za czasu trenera Fornalaka Jasiu wchodził czasem do treningu, jednego takiego dnia chyba z 30 minut męczył mnie swoimi uderzeniami, bo zostaliśmy sami. Pytał kaj chcesz i tam uderzał. Czy prawą czy lewą nogą potrafił uderzyć na prawdę celnie…”
Grzegorz Górski, były zawodnik GKS Katowice, wychowanek Jana Furtoka:
„Jako dzieciaki rocznika 85 mieliśmy szczęście być trenowanymi przez wiele lat przez człowieka z wielką pasją do piłki nożnej, z którym każdy trening to była przyjemność i nauka.
Jako trener naszej ekstraklasowej drużyny sezonu 2004/2005 zbudował niesamowitą atmosferę, którą do dziś wspominamy z chłopakami z boiska. Każdy mecz to był bój w którym szło się za przyjaciółmi. Dzięki Furtokowi stanowiliśmy kolektyw.
Kiedy Jasiu został prezesem GKS-u to z punktu widzenia piłkarza doskonale wiedziałeś że rozmawiasz z uczciwym człowiekiem, który robi więcej niż pozwalałybyśmy to warunki klubowe w tamtych czasach. Był to serdeczny człowiek, który ukształtował mnie jako piłkarza, ale również co ważne ma niebagatelny wpływ na to jakim jestem człowiekiem.”
Maurycy Sklorz, były rzecznik prasowy GKS Katowice:
„Osobiście miałem okazję poznać Pana Jana Furtoka w pierwszym dniu mojej pracy w GKS-ie. Zawsze uśmiechnięty, zawsze pomocny. Uwielbiałem z nim rozmawiać, słuchać o dawnych czasach i potędze GieKSy. Janek miał miliony historii. Opowiadał o grze w trójkolorowych barwach, ale też o tym że w Niemczech zaczął strzelać dopiero jak mu zaczęli podawać schabowe na obiad!”
Rafał Kędzior, komentator sportowy:
„Moje pierwsze zetknięcie z Janem Furtokiem to czasy kiedy grał w Eintrahcie Frankfurt, a ja jako dzieciak zafascynowany Bundesligą oglądałem magazyn Ran na Sat 1 i bramki, które strzelał dla ekipy z Frankfurtu. Najbardziej utkwił mi w pamięci jednak pucharowy mecz z 1995 roku przeciwko wielkiemu wtedy Juventusowi. Byłem dumny, że synek z GieKSy strzelił gola drużynie Del Piero, Viallego i Deshampsa. Nie przypuszczałem wtedy, że będę go mógł jeszcze zobaczyć w barwach GieKSy już jako bardziej świadomy kibic.
Również tym bardziej wtedy nie przypuszczałem, że będę mógł poznać legendę GieKSy co stało się, kiedy pracowałem w dziale marketingu Klubu. Jan Furtok był wówczas wiceprezesem. Największym przeżyciem było jednak dla mnie, kiedy kilka razy miałem okazję zagrać w meczach reprezentacji Śląskich dziennikarzy wzmocnionej kilkoma byłymi ligowcami. Pochwałę za jedną z akcji od Jasia zapamiętam do końca życia podobnie jak swojską atmosferę, która wtedy panowała w szatni. Ale pamiętam też, że choć Furtok ze względu na wiek w tamtym czasie biegał najmniej ze wszystkich, to zawsze kończył mecz z 2 czy 3 golami. Anegdot z tamtych czasów jest sporo, ale większość z nich jednak nie nadaje się o cytowania przy tak smutnej okazji. Na pewno zapamiętam go jako wybitnego piłkarza i zwykłego, skromnego, normalnego chłopaka z Katowic z dużym poczuciem humoru i życzliwością.”
Tomasz Błaszczyk, wieloletni fotograf GKS Katowice:
„Pierwsze wspomnienie jakie przychodzi mi do głowy związane z Janem Furtokiem to zlecenie z gazety „FAKT” żeby zrobić zdjęcie… ręki którą Jan Furtok strzelił bramkę w pamiętnym meczu z San Marino. Byłem bardzo zdziwiniony tą propozycją i zastanawiałem się jak Pan Jan zareaguje. On natomiast jak zawsze szeroko się uśmiechnął i powiedział że nie ma żadnego problemu. Sesję ręki zrobiliśmy na klubowym parkingu.”
Maciej Biskupski, Wiceprezydent Miasta Katowice:
„Jan Furtok to był mój prawdziwy idol piłkarski w czasach w czasach mojego dzieciństwa. Gdy graliśmy na boisku w piłkę nożną każdy chciał być Janem Furtokiem. Gdy poznałem Janka w czasie działalności społecznego komitetu „Ratujmy GieKSę” okazał się zupełnie normalnym, życzliwym i otwartym człowiekiem. Takim właśnie go zapamiętam.”
Filip Burkhardt, były pomocnik GKS Katowice:
„Wczorajsza informacja mnie zszokowała. Pan Jan był cudownym człowiekiem, zawsze uśmiechniętym i życzliwym. Poznaliśmy się osobiście w czasie kiedy grałem w GKS-ie. Rozmawialiśmy najczęściej po meczach, bo bardzo przeżywał mecze GieKSy i zwracał uwagę na grę każdego zawodnika. Mam nadzieję że jego legenda będzie czuwała nad GieKSą i już nigdy GieKSsa nie spadnie z Ekstraklasy.”
Michał „Shellu” Murzyn, twórca i redaktor naczelny GieKSa.pl:
„Moim pierwszym kontaktem z wówczas prezesem Furtokiem był dzień, w którym po raz pierwszy pojechałem na mecz pracować na rzecz klubu. To był wyjazd na KS Częstochowa w IV lidze. Wcześniej filmowałem w trybun GieKSiarskie bramki, zaproponowano mi więc, żebym pojechał do Częstochowy i sfilmował mecz. Niesamowite było to dla mnie wydarzenie. W drodze powrotnej w autokarze puszczałem panu Janowi Furtokowi bramki z tego meczu na swojej analogowej kamerze. Po powrocie z ekipą z SSK i panem Jankiem mieliśmy… małą nasiadówkę w pokoju trenerów. Niesamowite było dla mnie bycie w takim kontakcie z Legendą. No i po wszystkim, jako że wracaliśmy w tym samym, kierunku – prezes na Kostuchnę, ja na Zarzecze – jechaliśmy jednym autem i nakazał kierowcy, odwiezienie mnie pod sam dom. Pomyślałem sobie wtedy – tyle wygrać. Tego dnia zaczęło się moje udzielanie na rzecz GieKSy, a duma jaką miałem z obcowania z Janem Furtokiem była olbrzymia.
Innego razu podczas wyjazdu do Ząbek zespół się naszej wyjazdowej ekipie samochód. Nie wiem, jak to się stało, ale akurat przejeżdżał pan Janek ze swoją ekipą. Ja jako, że miałem filmować mecz, byłem niezbędny na spotkaniu, więc wzięli mnie do swojego samochodu – wiem, że był tam jeszcze wtedy Piotr Stach. Dyskutowali w aucie o składzie, więc ja dałem komuś cynk, żeby wrzucił na stronę. To jeszcze były czasy tuż przed Facebookiem, więc szybkość informowania była na wagę złota.
Rozmowy z Janem Furtokiem były specyficzne. Pamiętam zwłaszcza jedną, co do której do dziś uśmiecham się na wspomnienie. Poszedłem do gabinetu prezesa podpytać o poszukiwania zawodnika na jakąś pozycję albo lokalizację obozu przygotowawczego. Pan Jan patrzył na mnie w milczeniu. Zaciągnął się papierosem i rzekł:
– Działamy.
Zamilkł. Wziął kolejny chaust papierosa. Po kilku sekundach dodał.
– Szukamy.
Ton jakim to mówił był naprawdę jednorazowy.
No i ogólnie znana wszystkim historia, kiedy to pan Jan Furtok zarzucił na jednej z prezentacji GieKSy sucharem wszechczasów 🙂
„Pijcie mleko, druga liga niedaleko”.
Dla mnie postać Jana Furtoka jest szczególna. 13 października 1996 byłem na swoim pierwszym meczu GKS Katowice. Żałowałem, że akurat w tym spotkaniu nie może wystąpić Sławek Wojciechowski. Niepotrzebnie. W 75. minucie do ustawionej tuż za linią pola karnego piłki podszedł Jan Furtok, który już był po swoich zachodnich wojażach. Precyzyjnym strzałem nie dał szans… śp. Arturowi Sarnatowi, który zmarł kilkanaście dni temu.
Na własne oczy widziałem ponad 840 bramek GKS Katowice. Strzeliło je niemal 200 piłkarzy. Jasiu Furtok był autorem pierwszej z nich.”
Piotr Koszecki, Prezes Zarządu Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”:
„Jan Furtok to po prostu (i aż) GKS Katowice.
Bardzo dobroduszny Człowiek. Wiele osób wie o jego zasługach piłkarskich, ale dla mnie – z racji wieku – to przede wszystkim osoba, dzięki której GieKSa w ogóle istnieje.
Cieszę się, że doczekał się powrotu do Ekstraklasy, szkoda że nie zobaczył GieKSy na nowym stadionie, który – zgodnie ze słowami Prezydenta Marcina Krupy – będzie nosił Jego imię.
Jak sobie teraz pomyślę, że przez ponad 20 lat miałem okazję obcować i rozmawiać z taką Legendą… Ale to też pokazuje, jakim Człowiekiem był Jasiu – tak wspaniałym, że w ogóle nie czuło się dystansu.
Zawsze był z nami kibicami, a my zawsze będziemy z Nim.”
Krzysztof Pieczyński, radny miasta Katowice:
„Z Jankiem znaliśmy się wiele lat i mam dziesiątki wspomnień związanych z tą przyjaźnią.
Najpierw była to relacja na linii idol-fan. Gdy Jasiu zakończył karierę wielokrotnie miałem zaszczyt grać z nim w jednej drużynie na wielu turniejach na terenie Polski a nawet Europy. Dzięki temu nasze więzi się zacieśniły, i zostaliśmy przyjaciółmi, a z całą rodziną Furtoków od lat żyję w bardzo bliskich relacjach.
Anegdotę jednak przytoczę związaną z działalnością samorządową, w której uczestniczę, a sam Jasiu też w pewnym okresie swojego życia był blisko tej działalności.
Otóż w roku 2006 oboje po raz pierwszy startowaliśmy do Rady Miasta Katowice z list Forum Samorządowe i Piotr Uszok. Wraz z Jasiem razem jechaliśmy na spotkanie organizacyjne z ówczesnym Prezydentem Piotrem Uszokiem.
W czasie jazdy Janek zapytał co będzie na tym spotkaniu. Odpowiedziałem że pewnie głównym tematem będzie rozmowa o naszych numerach na listach wyborczych. Wtedy też zaproponowałem Jasiowi, żebyśmy prowadzili wspólną, spójną i podobną kampanię, gdyż startujemy w innych okręgach, więc nie będziemy sobie przeszkadzać. Zapytałem Jasia jaki chciałby mieć numer na liście to ja również poproszę o taki sam. Jasiu bez chwili zastanowienia odpowiedział: „No jak to jaki, ino dziewiątka!”. Wiadomo, że takie numery na listach nie należą do tych „biorących”, więc starałem się wytłumaczyć mu, że to niezbyt fortunny numer jak na wybory, na co Jasiu rzekł: „To był zawsze szczęśliwy numer do mie, zoboczysz!”.
Koniec końców obydwoje wystartowaliśmy z dziewiątego miejsca na listach. Wprawdzie mandatów radnych nie zdobyliśmy, ale mimo odległego miejsca byliśmy tego naprawdę blisko.
Żegnaj Idolu, Żegnaj Kolego, Żegnaj Przyjacielu…”
Koleś
16 kwietnia 2018 at 14:59
Aż przykro jest patrzeć jak przez GieKSe stałeś się zgorzkniały. Nie patrząc na tabelę, po przeczytaniu wyłącznie twojego tekstu pomyślałbym, że walczymy o utrzymanie. Naprawdę nie widzisz żadnych pozytywów?
Irishman
16 kwietnia 2018 at 18:54
@Koleś, Ty serio wolałbyś tekst Shella w stylu „Łubu dubu…..”? Niestety jak gówno zalejesz perfumem, to przez to nic nie poprawisz, bo za chwilę zacznie znów śmierdzieć!
Oczywiście jestem krańcowo daleki od głupich komentarzy ludzi, którzy po jednym, nieudanym meczu wieszczą Armagedon…. bo to jest żałosne.
Ale też nie jest tak, że nic się nie stało!!! Po prostu wyciągnijmy wnioski i lecimy dalej, po awans, co Shellu zrobił IDEALNIE!!!
Erwin
16 kwietnia 2018 at 19:00
Powinni to zremisowac że Stalą ale karny i potem gol Araka wiadomo, więc dwa remisy w Chojnicach i Głogowie biorę w ciemno.
Matti
17 kwietnia 2018 at 07:17
Nie ma co rozpaczać bierzemy sie w garść i walczymy w Chojnicach nie pamiętam żebyśmy przegrywali ostatnio były remisy. A tam bedziemy grali z kontry czyli to co lubimy to Chojnice muszą atakować. Dajmy im szansę na rehabilitację. Oczywiście zgadzam się z testem że może uratować nas tylko walka do końca. Tej walki i zadziorności zabrakło ze Stalą i efekt był taki jaki widzieliśmy.
Koleś
17 kwietnia 2018 at 07:59
@Irishman w skrajności w skrajność. Nie chodzi o to by pisać cukierkowate teksty, ale też nie można jebać wszystkich z góry na dół w kolejnym tekście. Mamy dobrą pozycję w tabeli, dobry początek roku i dużo atutów (gra w defensywie Kamyka i Klemenza, dobrze spisującego się w bramce Abramowicza, Poczobut który łata środek, lepsza forma niż jesienią Zejdlera) o których nie można zapomninać.
Czasami wydaje mi się, że macie poprzeczkę zawieszoną za wysoko, że spodziewacie się nie wiadomo czego. A to jest zaplecze ekstraklasy, tak jak mówi Paszulewicz. Chcecie oglądać grę na poziomie ligi mistrzów to puść sobie w tv ligę mistrzów. To jest 1 liga tu nie będzie finezji, pięknego grania i efektownych akcji. Nawet w Ekstraklasie jest to rzadki widok. Dostosujcie oceny do poziomu ligi.
Irishman
17 kwietnia 2018 at 11:16
Ale przecież Shellu nie odbiera naszej drużynie, tego czego dokonała! Po prostu ocenia ostatni, bardzo słaby mecz w ich wykonaniu i kropka.
I mam szczerą nadzieje, że podobny stosunek do tego mają trener i piłkarze, że nie ekscytują się tym ile to punktów zdobyli, tylko zastanawiają co było nie tak w sobotę, po to aby to poprawić.
A co do oglądania wielkiej piłki, to szczerze Ci powiem, ze z reguły wybieram transmisję I ligi na Polsacie zamiast lepszych meczów, bo bardziej mnie to interesuje w kontekście GieKSy i Jej przeciwników.
Kr8iS
17 kwietnia 2018 at 12:19
@Koles to sie bierze raczej z tego ze to nie jest zaden inny zespol tylko GKS Katowice a GKS Katowice to ma być charakterna gra, ambicja na maksa i gryzienie trawy od poczatku do konca kazdego meczu. Juz ponad 20 lat jezdze na GieKSe i zawsze to byly glowne wymagania wobec tego klubu. Zreszta nie kazde miasto moze poszczycic sie tym ze jest stolica Górnego Śląska. Po mojemu opis idealnie oddaje to co dzialo sie na boisku, rzeczywiscie warto dodac ze bez Abramowicza wynik mogl byc zupełnie inny. Swoja droga GieKSa zawsze miala szczescie do bramkarzy 😉
Mecza
17 kwietnia 2018 at 14:14
Podsumowanie meczu ze Stalą bardzo trafne ale ja po części zgadzam się z Kolesiem. Nie dziwię się, że tak to odebrał. GKS wygrał 5 meczów z rzędu i czasem można odnieść wrażenie że redaktor naczelny aż zacierał ręce po porażce bo wreszcie może napisać a nie mówiłem, oni są daremni. Mecz ze Stalą bardzo słaby ale po co pisać w ocenach TEGO meczu o jednym z zawodników „od początku wiosny biega po tym boisku bez celu” Nareszcie można pojechać po kimś bo po zwycięstwach nie wypada.
Shellu
17 kwietnia 2018 at 17:55
Po wygranych meczach też racjonalnie oceniałem zawodników. Jedni grali lepiej, inni słabiej, ale nie da się ukryć, że punkty zdobywali nam w większości Błąd i Prokic. Gdyby Zejdler grał lepiej to byśmy i wyniki mieli bardziej pewne. I mój tekst teraz to nie jest żadne jebanie piłkarzy, ani zgorzknienie. Cieszę się bardzo że zwycięstw, doceniam walkę, grę obronną, kontry. Ale nie mam klapek na oczach.
Irishman
18 kwietnia 2018 at 01:20
Na zakończenie tej dyskusji, bo już za kilka godzin weryfikacja w Chojnicach dojdzie do skutku, podsumuję może tak:
Trener Paszulewicz odwalił kawał dobrej roboty – nauczył drużynę bardzo dobrze bronić się. Być może gdyby nie przypadkowy karny, przyniosłoby nam to jakieś zdobycze punktowe także i ze Stalą (możliwe, że tak, bo mielczanie już długo nie potrafiłaby utrzymać takiego grania, a symptomy zmęczenia pojawiły się u nich już pod koniec I połowy). No i dobrze, bo od tego należy zacząć budowę drużyny ale to jest dopiero połowa pracy jaką trzeba wykonać. Teraz okaże się, czy trener będzie potrafił nauczyć swoich piłkarzy równie dobrze atakować.
Mecza
18 kwietnia 2018 at 08:07
Panowie jedna myśl mnie naszła, nikt o tym nie wspomniał. W tym bardzo ważnym meczu Paszulewicz zdecydował, że będzie chyba po raz pierwszy w meczu monitorował wysiłek piłkarzy. Pozakładali krępujące opaski, które wystawały z koszulek i w głowie zamiast skupić się na graniu były myśli czy dużo przebiegnę, ile będę miał sprintów, jak wypadnę itp. Wiem, że pół europy z tym gra ale my chyba po raz pierwszy. To jest kwestia przyzwyczajenia ale mogło to wpłynąć na poczynania, szkoda że w tak ważnym meczy ligowym.
Irishman
18 kwietnia 2018 at 08:49
Racja Mecza! Też o tym myślałem, czy to przypadkiem w jakiś sposób nie będzie mimowolnie przeszkadzać w grze, gdy się o tym dowiedziałem, a potem… zapomniałem.
Tylko, jedna poprawka – my nie mamy już nieważnych meczów.