Felietony
Weryfikacja w Chojnicach
Bez wątpienia zostaliśmy w sobotni wieczór sprowadzeni na ziemię. Oczywiście widzieliśmy, jak wyglądała gra GieKSy w poprzednich meczach i w jakimś stopniu była optymistyczna (defensywa i wyniki), ale też każdy rozsądnie myślący człowiek widział, że to jeszcze nie jest to. Katowiczanie nie wygrywali meczów wysoko, ze zdecydowaną przewagą w meczu. Liczyliśmy się z tym, że w końcu passa zwycięstw zostanie przerwana, ale jeśli to miałoby się stać, to wolelibyśmy, aby było tak po wymianie ciosów, twardej walce, jakimś może i dramatycznym scenariuszu spotkania.
Tak w sobotę nie było. Piłkarze GKS zawiedli na całej linii i te atuty, które mieli na początku – były nieobecne, a dodatkowo cała drużyna jako taka wypadła po prostu słabo.
Trener Jacek Paszulewicz w zbliżającym się meczu z Chojniczanką musi wiele zmienić, bo okazuje się, że jeśli trafiamy na szybką i sensownie grającą drużynę, pojawiają się problemy. Tak było w Suwałkach, gdzie zostaliśmy zepchnięci czasem niemal w swoje pole karne, tak było ze Stalą, która w polu prezentowała się dużo lepiej.
Jasne jest, że niektórzy zawodnicy grają na tyle, ile umieją i muszą czasem nadrabiać ambicją. Z tym ostatnio jakichś wielkich problemów nie ma, z umiejętnościami – niestety tak. I tak na przykład Adrian Frańczak gra bardzo przewidywalnie, powiedzielibyśmy że na jedno kopyto, ale z tego kopyta nie korzysta, tak jak kiedyś. Dośrodkowania na wysokość kolan przeciwników, dodatkowo nie radzi sobie pod jakąkolwiek presją rywali, traci piłkę bądź zagrywa niecelnie. Z drugiej strony mamy Mateusza Mączyńskiego, który co prawda raz w meczu potrafi przeprowadzić naprawdę ciekawą szarżę, ale znowu popełnia grzech wielu zawodników, czyli nie pilnuje swojej flanki i często jest 30 metrów od rywala, za którego jest odpowiedzialny. Skutkiem szybkie akcje przeciwnika, a tym przypadku żółtko dla naszego zawodnika.
Boki pomocy również nie są wybitne. O ile Adrian Błąd w poprzednich meczach mimo przeciętnej postawy przez cały mecz, potrafił w kluczowym momencie zadecydować o wyniku, to każdy z młodzieżowców po drugiej stronie kompletnie nie daje jakości. Słaby jest Słomka, słaby jest Skrzecz, niewiele daje Mandrysz. Teoretycznie wszyscy z nich są dynamiczni, ale powoli trzeba zacząć się zastanawiać, czy jednak nie grają, na tyle, ile po prostu potrafią. A to by oznaczało, że cudów się spodziewać nie możemy.
Zdecydowanie problemem jest postawa Łukasza Zejdlera. Niby jest na boisku, a tak jakby go nie było. Trudno sobie przypominać jakieś kluczowe zagrania zawodnika, rozprowadzenia akcji na skrzydło, czy coś efektywnego na samym skrzydle. W zasadzie Łukasz gra tak, że jakby go nie było na boisku, to nikt by nie zauważył.
Podobny problem w meczu ze Stalą był z Wojciechem Kędziorą. Zawodnik kompletnie odcięty od podań, sam już też nie potrafi efektywnie cofnąć się po piłkę. Po serii pięciu meczów z golem, w ostatnich czterech spotkaniach zawodnik nawet nie potrafił sobie stworzyć – poza słupkiem w Opolu – pół sytuacji do zdobycia bramki. Problemem jest to, że nie ma godnego zmiennika do ataku. Grzegorz Goncerz mimo że dostaje jeszcze co jakiś czas szansę, to gra fatalnie. Z Daliborem Volasem to zupełnie nie wiadomo, o co chodzi, ale przynajmniej dostał szansę debiutu.
Osobnym tematem jest występ Andreji Prokića ze Stalą. Nie brak głosów, że zawodnik celowo przeszedł obok meczu ze swoim przyszłym pracodawcą. My teorii spiskowych rozsiewać nie zamierzamy, jednak diametralnie inna postawa zawodnika, niż w poprzednich spotkaniach, mogła takie wrażenie u niektórych obserwatorów spotkania wywołać. Mamy nadzieję, że ten mecz był chwilową niedyspozycją. Ważne, że zawodnik nie dostał żółtej kartki i będzie mógł wystąpić w meczu w Chojnicach, gdzie – jak się spodziewamy w grze z kontry – będzie mógł się bardziej wykazać.
Jak widać, ofensywa GieKSy wygląda na ten moment bardzo mizernie. Nie oszukujmy się – gdyby nie szaleństwa Prokića i Błąda w poprzednich spotkaniach, to o ekstraklasie moglibyśmy dawno zapomnieć. Na razie jest tak, że gdy tych dwóch zawodników nie da efektywności, to nikt za nich nie jest w stanie tego zrobić nawet w dwudziestu procentach.
GieKSa nie ma rozgrywającego, który potrafiłby cokolwiek zrobić w ataku pozycyjnym. Prokić ma inne atuty, ale w meczu ze Stalą oczekiwalibyśmy właśnie pewnej reżyserii od niby technicznie dobrego Zejdlera. No ale ok, jeśli Zejdi nie potrafi, to czas się chyba zapytać trenera – a co z Dawidem Plizgą? Na jesień w kilku spotkaniach to właśnie Dawid swoją techniką potrafił zagrać naprawdę dobre piłki, a sam też trafić do siatki. Trener na szczęście wydaje się dostrzegać problem i już mówi o wracających powoli do składu rekonwalescentach. Nie uśmiecha nam się co prawda gra Tomasza Foszmańczyka, ale taki Armin Cerimagić kilka razy pokazał, że również technicznie jest niezły. Dodatkowo mógłby już grać z Prokićem.
W Chojnicach czeka nas piekielnie trudne zadanie, bo Chojniczanka potraciła ostatnio mnóstwo punktów i liczy na przełamanie. O ile poprzednich spotkań nie nazywaliśmy meczsmi o sześć punktów (mimo płaskiej tabeli), to starcie z Chojnicami będzie wybitnie takim pojedynkiem. Wygrywając bowiem przeskoczymy rywala, przegrywając – będziemy mieli 4 punkty straty. Należy pamiętać, że Chojniczanka ma przed sobą sporo meczów z rywalami z czołówki, GieKSa zaraz takie starcia zakończy. Niezbędnym więc jest punktowanie w dwóch ostatnich spotkaniach z „najsilniejszymi”, czyli Chojniczanką, a potem Chrobrym. Płaska tabela dodatkowo powoduje to, że naprawdę w ostatecznym rozrachunku o awansie mogą decydować mecze bezpośrednie. Warto by było więc utrzymać dodatnie bilanse z najbliższymi przeciwnikami.
Wracając jeszcze do kwestii składu – o ile Mączyńskiego zastąpi Słaby, to problem pojawia się z absencją Poczobuta. Tutaj już ewentualne wejście Kalinkowskiego powoduje przyspieszone bicie serca. Na pewno pozyskany z Bytovii zawodnik jest o dwie klasy lepszy, co zdążył już udowodnić. Kali jechał rok temu na jesień trochę podpinając się pod Zejdlera. Potem był już systematyczny zjazd z postawą na boisku. Co wymyśli trener? Czy zdecyduje się na Kalego czy może cofnie Zejdlera i faktycznie wprowadzi któregoś z rekonwalescentów? Trudna zagwozdka.
Jedno jest pewne, jeśli GKS zagra tak jak ze Stalą, to znowu przegra. W Głogowie również, z rozpędzonym Chrobrym. Czasu jest niezmiernie mało, ale szkoleniowiec musi coś wymyślić. Optymalnie byłoby zawrócić drużynę do drugiej połowy w Opolu. Tak naprawdę ten fragment (i pierwsza część z Rakowem) to było to, co chcemy oglądać. GieKSa była szybka, wręcz efektowna, a przede wszystkim skuteczna. Naprawdę przyjemnie się na to patrzyło. Począwszy od meczu z Zagłębiem było już gorzej. Udało się wygrać dwa spotkania, dzięki błyskom wspomnianych zawodników. Ze Stalą tych błysków nie było i punktów również.
Do końca ligi pozostaje nam 10 meczów i naprawdę na najbliższe 2 trzeba się spiąć i skoncentrować na maxa, bo to są dwa mecze absolutnie kluczowe. Potem już do końca rozgrywek wystarczy tylko być regularnym. Ale musimy się wdrapać z powrotem na miejsce dające awans.
Te mecze są kluczowe z jeszcze jednego powodu. Jeśli GieKSa nie zdobędzie przyzwoitej liczby punktów, powiedzmy czterech, to może nam się zrobić całkiem spora strata. A jeśli nie daj Boże nie wygramy ani jednego z tych spotkań, to zarówno punktowo, jak i mentalnie może być kiepsko.
Oczywiście patrzymy nie tylko na wyniki, ale i na grę. Ewentualne straty punktów mogą być jeszcze do przyjęcia, jeśli będzie dobry występ, tylko przeciwnik po prostu okaże się lepszy. Jeśli GKS zagra w tych spotkaniach tak, jak ze Stalą Mielec, to po prostu również będzie o czymś świadczyło…
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska
GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Piłka nożna
Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga
Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.
Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie, bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.
W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.
Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.
Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu z Motorem
Mecz z Motorem to już historia. Historia bardzo szczęśliwa dla nas, bo trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe nie zdarza się codziennie. Z początkiem nowego tygodnia wracamy jeszcze raz do piątkowych wydarzeń, ale za chwilę czekają nas kolejne wyzwania. Maraton z trzech meczów w ciągu tygodnia. Pierwszym akordem będzie spotkanie z Koroną Kielce. Wszyscy na Nową Bukową!
1. Wyjazd do Lublina był jednym z najdalszych w tej rundzie. Potem będziemy jeszcze mieli Białystok, a ponadto już niedalekie delegacje – do Łodzi, Niecieczy i Częstochowy.
2. Te piątki nam serwują niezwykle często. Dodatkowo mecz o osiemnastej wymagał wyjechania rano, choć nie jakoś bardzo wcześnie rano. Z Katowic wyjechaliśmy o 11.
3. Pojechaliśmy w czwórkę – ja, Misiek, Kazik i Mariusz, z którym nieraz jeździmy na wyjazdy i świadczymy sobie wzajemnie „samochodowe” przysługi. Przed nami było nieco ponad 4 godziny drogi.
4. Trasa przebiegała sprawnie. Było pochmurno, choć jeszcze nie deszczowo. Na to musieliśmy poczekać.
5. Wkrótce po odbiciu z autostrady udaliśmy się do Maka w Sokołowie Małopolskim. Mieliśmy co prawda w planie posilenie się już w Lublinie, ale chcieliśmy szybciej wziąć coś na ząb, bo Misiek nie jadł śniadania, a skoro tak – wykorzystaliśmy sytuację, by zaspokoić łakomstwo. Symbolicznie.
6. W Lublinie byliśmy około 15.30. Mogliśmy podziwiać tak nieczęste w Polsce trolejbusy. Znamy je doskonale z Tychów, ale naprawdę niewiele jest miejsc, w których one jeżdżą. Z pamięci kojarzę Grudziądz, ale mogę się mylić.
7. Z polecenia pojechaliśmy do „Bistro przy peronie”, czyli jak sama nazwa wskazuje jadłodajni przy dworcu i jednocześnie bardzo niedaleko stadionu. Tutaj czekał nas właściwy posiłek.
8. Chłopaki wzięli różnie – rybę, kurczak, schaboszczak… Ja zdecydowałem się na Zapiekaperon, czy coś takiego. Na zdjęciu ładnie wyglądało, smakowało nieźle, ale bez szału. Natomiast frytki od Miśka choć mrożone, były idealnie zrobione – co rzadko się zdarza w knajpach, więc nie omieszkałem mu kilku zwędzić.
9. Łakomstwo skutkowało tym, że wzięliśmy także zupę. Co prawda w menu było napisane, że szparagowa, ale przytomnie zapytałem pani sprzedającej, czy to rzeczywiście szparagowa czy z fasolki szparagowej. Istotnie to drugie.
10. No i na koniec byliśmy już pełni. Dobrze, że stadion był niedaleko. Wkrótce zaczęliśmy kierować się ku obiektowi Motoru.
Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.
11. Zazwyczaj to jest tak, że parkujemy/wjeżdżamy i już z tobołami odbieramy akredytacje. Teraz zrobiliśmy sobie trochę wycieczek. W końcu jednak odebraliśmy wejściówki.
12. Przed stadionem stały gęsiego autokary Motoru i GieKSy. Potem nasz autokar widzieliśmy jeszcze raz, w zupełnie innym miejscu.
13. Wkrótce już znaną drogą udałem się na chwilę na salę konferencyjną, gdzie pogadałem chwilę z miejscowym dziennikarzem. Potwierdzał, że pod Mateuszem Stolarskim jest gorący stołek. Dla obu klubów było to niezwykle ważne spotkanie. Kazik w tym czasie wypuścił drona i zrobił efektowne ujęcia.
14. Po zrobieniu herbaty poszedłem już na prasówkę. Zawsze lubię być zarówno na stadionie, jak i na sektorze prasowym odpowiednio wcześniej. Można się usadowić, zająć dobre miejsce i też obejrzeć jeszcze niezapełniony stadion. Jeszcze przy lekkim świetle dziennym, choć już z jupiterami.
15. Na obiekcie był pewien relikt kilkuletniej przeszłości. Otóż przy wejściu na prasówkę znajdowały się dwie kartki z hasłem do WiFi. Problem jednak polegał na tym, że jedna z nich to była kartka z… finału Pucharu Polski 2021. Ciekawe to, czy tam nikt nigdy z klubu się nie zapuścił, by ją zdjąć? A może to po prostu pamiątka?
16. Miejsca prasowe są kompletnie oddzielone od reszty. Ciekawe jest to miejsce na stadionie Motoru. Posadzka z płyt chodnikowych, ogólnie stan niemal surowy, ale przejścia wygodne. Najbardziej rozśmieszają mnie numerowane krzesełka na kółkach, których jest mniej niż stolików. Tym bardziej, trzeba wcześniej zająć.
17. Ja wybrałem miejsce nieopodal komentatorów Canal Plus, których jeszcze nie było na stanowisku. Dlatego też mogłem podejrzeć i podsłuchać na żywo wywiady z trenerami. Zawsze są one nagrywane ponad godzinę przed meczem i puszczane z odtworzenia we „Wstępie do meczu”. Tutaj już doskonale wiedziałem od razu, jakie mają nastawienie obaj szkoleniowcy.
18. Zasiadłem do swojego stanowiska. Do wyboru są dwa rzędy, jeden ze sztywnymi stolikami, drugi z rozkładanymi. Minus tych pierwszych jest taki, że są w rzędzie dolnym i mają przed sobą szybkę z pleksi. To zawsze daje takie wrażenie odgrodzenia od boiska i pewnej nienaturalności. Zająłem więc miejsce na górze.
19. Blat w porządku, minimalnie pochylony, ale nie na tyle, żeby zsuwały się rzeczy, tak jak na niektórych stadionach. Miejsca wystarczająco, kontakty są, widoczność znakomita. Nie pozostawało nic, jak czekać na rozpoczęcie spotkania.
20. Kibice powoli zaczęli się schodzić, piłkarze mieli rozgrzewkę. Pod jej koniec spiker wyczytywał składy, a w międzyczasie Arkadiusz Najemski, obrońca Motoru, został uhonorowany pamiątkową tablicą za setny mecz w Motorze. Problem w tym, że nic sobie z tego nie robił tenże spiker i czytał dalej zestawienia, więc sporo osób pewnie nie zauważyło, że taka ceremonia ma miejsce.
21. A potem mieliśmy już granie. Powiedziałbym, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy GKS od początku atakował, gdyby to była prawda. Znamy ten schemat choćby z meczów z Legią czy Cracovią. Problem był taki, że przewaga nie była udokumentowana bramką. Tutaj była – i to dwoma trafieniami. Kibice obu drużyn od początku oglądali bardzo ciekawy mecz.
22. Co do pierwszej bramki GKS, to boisko w Lublinie najwyraźniej służy Bojrsze Galanowi. Zawodnik praktycznie nie strzela goli, ale na stadionie Motoru trafił już drugi raz. Tak to bywa w piłce.
23. Adam Zrelak strzelił bramkę ręką. Na szczęście nie swoją, więc to nie była boska ręka Jasia Furtoka. Dopomógł jednak wspomniany Arek Najemski. Tak więc, gratulacje Arek! I jeszcze raz dzięki!
24. Nadal jednak musieliśmy być czujni, bo przecież w poprzednim sezonie też w dziewiątej minucie prowadziliśmy, a to jednak Motor wygrał 3:2. Tu mieliśmy dwubramkowe prowadzenie, ale dalecy byliśmy od przypisywania sobie trzech punktów, bo… to jest GieKSa, która zawsze potrafi spłatać figla.
25. No i spłatała. Łatwo dała sobie wbić dwie bramki, bo już nie było więcej miejsca, żeby się cofnąć na boisku (dalej były już tylko trybuny). Z dobrego prowadzenia zrobił się remis, a w zamieszaniu Motor był bliski trzeciej bramki.
26. Nie jestem w stu procentach przekonany, że to Czubak strzelił pierwszego gola. Sam zawodnik mówił, że raczej nie dotknął piłki. Powtórki są bardzo mylące, bo na niektórych jest wrażenie, że dotknął, na innych całkowicie nie. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze z linijką sprawdzi. Ja bym zaliczył bramkę Wolskiemu.
27. Na szczęście Łabojce przepaliły się styki i sfaulował Zrelaka przy linii autowej. Choć eksperci stwierdzają, że druga żółta kartka nie była potrzebna. Bez przesady. Czyste i zasłużone żółtko. To zawodnik powinien uważać, a nie liczyć na litość sędziego.
28. Swoją drogą zaledwie dwie sekundy były potrzebne, by Marten Kuusk po swoim wejściu odmienił losy meczu. To właśnie po zmianie, w której zastąpił Czerwińskiego, Estończyk wykonywał aut do Słowaka i nastąpił ten faul.
29. Druga połowa to był już koncert GieKSy. Nasze armaty na dobre się odblokowały. Zrelak strzelił już gola nogą, a nie ręką rywala i katowiczanie szybko znów byli na prowadzeniu. To drugie trafienie Słowaka w tym sezonie.
30. A potem show dał Ilja Szkurin. Białorusin strzelił swoje pierwsze dwie bramki w lidze dla GKS, a w sumie ma już trzy trafienia, bo przecież zdobył gola także w Pucharze Polski. Jaka szkoda, że nie wykorzystał tej sytuacji sam na sam, bo drugi hat-trick zawodnika GKS w tym sezonie to byłoby coś.
31. Hat-trick asyst mógł mieć Bartosz Nowak, ale dwie właśnie były prawowite, a trzecia (pierwsza w kolejności) to była ta przy drugim golu GKS w tym meczu. Bramka była samobójcza, więc asysty nie ma.
32. Z czasem nie było już zagrożenia, że GieKSie może coś się stać. Dużo wnieśli zmiennicy, jak wspomniany Ilja, a także Sebastian Milewski czy Marcel Wędrychowski.
33. Tym samym GKS zdobył pięć goli na wyjeździe pierwszy raz od ubiegłorocznego meczu z Puszczą. Kibice natomiast zwracają uwagę, że ostatni mecz z kibicami, w którym zespół zdobył pięć bramek w delegacji to spotkanie sprzed… 20 lat, kiedy GieKSa wygrała w czwartej lidze z Czarnymi Sosnowiec 5:2. Wówczas hat-tricka zaliczył Sebastian Gielza.
34. W końcu mieliśmy odrobinę radości. Po meczu oczywiście nagrałem swoją nagrywkę, a z racji tego, że byliśmy – jak wspomniałem – nieopodal komentatorów, zaprosiłem Tomasza Wieszczyckiego do wywiadu. Były reprezentant Polski zgodził się i przeprowadziliśmy sympatyczną, krótką rozmowę. Wieszczu zapowiedział, że za tydzień będzie na meczu z Koroną.
35. Mecz skomentował także Tomasz Witas, który zadebiutował w tej roli w Canal Plus. Wyszło mu całkiem dobrze, słyszałem jego emocje na żywo, a potem przewijając sobie mecz mogłem stwierdzić, że dał radę. Może to będzie szczęśliwy komentator dla GieKSy?
36. A co do Wieszcza, to trzeba powiedzieć, że w poprzednim sezonie pamiętam, że komentował mecz z Puszczą u siebie (3:1), a w obecnym z Wisłą w Płocku (1:1). Więc też całkiem nieźle.
37. Potem oczywiście udałem się na konferencję prasową. Jak zwykle zadawałem pytania trenerowi Górakowi, ale przy pierwszym z nich tak się zamotałem, że musiałem gdzieś odkręcić, żeby w gruncie rzeczy powiedzieć, o co mi chodzi 😉
38. Mateusz Stolarski natomiast wyglądał jak cień człowieka. Taka piłkarska depresja. Mieliśmy to kiedyś w GieKSie, tak w swoim czasie wyglądał Piotr Mandrysz, a będąc uczciwym, takie wrażenie w pewnym momencie sprawiał także Rafał Górak – w czasach okrzyków o walizkach i fatalnych wyników. Trener też się na szczęście odkręcił z tej sytuacji i to dawna sprawa.
39. Ciężki czas przeżywa jednak trener Motoru. Próbował odpowiadać, ale widać było wielki żal – niewypowiedziany całkowicie żal tak naprawdę do zawodników. Szkoleniowiec chyba też wie, że prezesi różnie lubią reagować. A Zbigniew Jakubas przecież chciał pucharów…
40. GieKSa wygrywając 5:2 wyprzedziła Motor w tabeli. Brawo!
41. Po konferencji zostaliśmy jeszcze jakiś czas na sali. I znów muszę to powiedzieć. My naprawdę po 19 latach w pierwszej lidze mamy dużo pokory, nawet jeśli chodzi o ludzi zajmujących się mediami. Przy jednym stoliku siedzieli sobie ludzie z oficjalnej strony klubu, przy innym my. I u wszystkich pełen spokój, oczywiście że dobre humory, ale nie ma tego cwaniakowania, co w innych klubach, tego śmieszkowania i kumatości, tak żeby cały Lublin słyszał. Lubię to u nas. Nie robimy z siebie nie wiadomo jakich gwiazd. Za dużo wszyscy w Katowicach przeszliśmy.
42. Wkrótce udaliśmy się do samochodu, by wrócić do Katowic. Czekało nas kolejne ponad cztery godziny drogi. Pogoda była kiepska, padało lub siąpiło niemal cały czas.
43. W Brzesku jeszcze wstąpiliśmy na kurczaki z KFC, bo byliśmy po wielu godzinach już głodni – a było już po północy. To była jedyna dostępna strawa o tej porze. Od razu przypomnieliśmy sobie, że już niedługo mecz z Piastem.
44. Dla mnie to był piąty mecz w Lublinie, z czego drugi na nowym stadionie. Bilans jest bardzo zadowalający – zobaczyłem trzy zwycięstwa, jeden remis i jedną porażkę. W tych spotkaniach widziałem także aż jedenaście bramek GieKSy.
45. Na powrocie jeszcze mijaliśmy autokar GieKSy. To zdecydowanie stały fragment gry podczas powrotów z wyjazdów.
46. W Katowicach byliśmy około drugiej w nocy. W końcu, w szóstym meczu w delegacji zdobyliśmy trzy punkty!
47. Do zobaczenia w sobotę na Koronie!













































Koleś
16 kwietnia 2018 at 14:59
Aż przykro jest patrzeć jak przez GieKSe stałeś się zgorzkniały. Nie patrząc na tabelę, po przeczytaniu wyłącznie twojego tekstu pomyślałbym, że walczymy o utrzymanie. Naprawdę nie widzisz żadnych pozytywów?
Irishman
16 kwietnia 2018 at 18:54
@Koleś, Ty serio wolałbyś tekst Shella w stylu „Łubu dubu…..”? Niestety jak gówno zalejesz perfumem, to przez to nic nie poprawisz, bo za chwilę zacznie znów śmierdzieć!
Oczywiście jestem krańcowo daleki od głupich komentarzy ludzi, którzy po jednym, nieudanym meczu wieszczą Armagedon…. bo to jest żałosne.
Ale też nie jest tak, że nic się nie stało!!! Po prostu wyciągnijmy wnioski i lecimy dalej, po awans, co Shellu zrobił IDEALNIE!!!
Erwin
16 kwietnia 2018 at 19:00
Powinni to zremisowac że Stalą ale karny i potem gol Araka wiadomo, więc dwa remisy w Chojnicach i Głogowie biorę w ciemno.
Matti
17 kwietnia 2018 at 07:17
Nie ma co rozpaczać bierzemy sie w garść i walczymy w Chojnicach nie pamiętam żebyśmy przegrywali ostatnio były remisy. A tam bedziemy grali z kontry czyli to co lubimy to Chojnice muszą atakować. Dajmy im szansę na rehabilitację. Oczywiście zgadzam się z testem że może uratować nas tylko walka do końca. Tej walki i zadziorności zabrakło ze Stalą i efekt był taki jaki widzieliśmy.
Koleś
17 kwietnia 2018 at 07:59
@Irishman w skrajności w skrajność. Nie chodzi o to by pisać cukierkowate teksty, ale też nie można jebać wszystkich z góry na dół w kolejnym tekście. Mamy dobrą pozycję w tabeli, dobry początek roku i dużo atutów (gra w defensywie Kamyka i Klemenza, dobrze spisującego się w bramce Abramowicza, Poczobut który łata środek, lepsza forma niż jesienią Zejdlera) o których nie można zapomninać.
Czasami wydaje mi się, że macie poprzeczkę zawieszoną za wysoko, że spodziewacie się nie wiadomo czego. A to jest zaplecze ekstraklasy, tak jak mówi Paszulewicz. Chcecie oglądać grę na poziomie ligi mistrzów to puść sobie w tv ligę mistrzów. To jest 1 liga tu nie będzie finezji, pięknego grania i efektownych akcji. Nawet w Ekstraklasie jest to rzadki widok. Dostosujcie oceny do poziomu ligi.
Irishman
17 kwietnia 2018 at 11:16
Ale przecież Shellu nie odbiera naszej drużynie, tego czego dokonała! Po prostu ocenia ostatni, bardzo słaby mecz w ich wykonaniu i kropka.
I mam szczerą nadzieje, że podobny stosunek do tego mają trener i piłkarze, że nie ekscytują się tym ile to punktów zdobyli, tylko zastanawiają co było nie tak w sobotę, po to aby to poprawić.
A co do oglądania wielkiej piłki, to szczerze Ci powiem, ze z reguły wybieram transmisję I ligi na Polsacie zamiast lepszych meczów, bo bardziej mnie to interesuje w kontekście GieKSy i Jej przeciwników.
Kr8iS
17 kwietnia 2018 at 12:19
@Koles to sie bierze raczej z tego ze to nie jest zaden inny zespol tylko GKS Katowice a GKS Katowice to ma być charakterna gra, ambicja na maksa i gryzienie trawy od poczatku do konca kazdego meczu. Juz ponad 20 lat jezdze na GieKSe i zawsze to byly glowne wymagania wobec tego klubu. Zreszta nie kazde miasto moze poszczycic sie tym ze jest stolica Górnego Śląska. Po mojemu opis idealnie oddaje to co dzialo sie na boisku, rzeczywiscie warto dodac ze bez Abramowicza wynik mogl byc zupełnie inny. Swoja droga GieKSa zawsze miala szczescie do bramkarzy 😉
Mecza
17 kwietnia 2018 at 14:14
Podsumowanie meczu ze Stalą bardzo trafne ale ja po części zgadzam się z Kolesiem. Nie dziwię się, że tak to odebrał. GKS wygrał 5 meczów z rzędu i czasem można odnieść wrażenie że redaktor naczelny aż zacierał ręce po porażce bo wreszcie może napisać a nie mówiłem, oni są daremni. Mecz ze Stalą bardzo słaby ale po co pisać w ocenach TEGO meczu o jednym z zawodników „od początku wiosny biega po tym boisku bez celu” Nareszcie można pojechać po kimś bo po zwycięstwach nie wypada.
Shellu
17 kwietnia 2018 at 17:55
Po wygranych meczach też racjonalnie oceniałem zawodników. Jedni grali lepiej, inni słabiej, ale nie da się ukryć, że punkty zdobywali nam w większości Błąd i Prokic. Gdyby Zejdler grał lepiej to byśmy i wyniki mieli bardziej pewne. I mój tekst teraz to nie jest żadne jebanie piłkarzy, ani zgorzknienie. Cieszę się bardzo że zwycięstw, doceniam walkę, grę obronną, kontry. Ale nie mam klapek na oczach.
Irishman
18 kwietnia 2018 at 01:20
Na zakończenie tej dyskusji, bo już za kilka godzin weryfikacja w Chojnicach dojdzie do skutku, podsumuję może tak:
Trener Paszulewicz odwalił kawał dobrej roboty – nauczył drużynę bardzo dobrze bronić się. Być może gdyby nie przypadkowy karny, przyniosłoby nam to jakieś zdobycze punktowe także i ze Stalą (możliwe, że tak, bo mielczanie już długo nie potrafiłaby utrzymać takiego grania, a symptomy zmęczenia pojawiły się u nich już pod koniec I połowy). No i dobrze, bo od tego należy zacząć budowę drużyny ale to jest dopiero połowa pracy jaką trzeba wykonać. Teraz okaże się, czy trener będzie potrafił nauczyć swoich piłkarzy równie dobrze atakować.
Mecza
18 kwietnia 2018 at 08:07
Panowie jedna myśl mnie naszła, nikt o tym nie wspomniał. W tym bardzo ważnym meczu Paszulewicz zdecydował, że będzie chyba po raz pierwszy w meczu monitorował wysiłek piłkarzy. Pozakładali krępujące opaski, które wystawały z koszulek i w głowie zamiast skupić się na graniu były myśli czy dużo przebiegnę, ile będę miał sprintów, jak wypadnę itp. Wiem, że pół europy z tym gra ale my chyba po raz pierwszy. To jest kwestia przyzwyczajenia ale mogło to wpłynąć na poczynania, szkoda że w tak ważnym meczy ligowym.
Irishman
18 kwietnia 2018 at 08:49
Racja Mecza! Też o tym myślałem, czy to przypadkiem w jakiś sposób nie będzie mimowolnie przeszkadzać w grze, gdy się o tym dowiedziałem, a potem… zapomniałem.
Tylko, jedna poprawka – my nie mamy już nieważnych meczów.