Dołącz do nas

Felietony

Wspomnienia cz. 4 Świnoujście

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Świnoujście… Powoli obrasta legendą. Byłem już na wyjazdowym meczu z Flotą pięć razy. To nie jest zwykły wyjazd. Drugi koniec Polski, nad morze, zawsze niesie to za sobą wiele ciekawych historii. Nie wszystkie mogą być opublikowane 😉 ale zawsze dobrze się bawimy. Poza wynikami (w sumie remis i cztery porażki plus jedna przegrana w meczu, na którym nie byłem) są to wypady, które się wspomina 🙂 I od razu chcę na wstępie jedno powiedzieć – w biurze Floty już dwa razy zostawialiśmy nasze bagaże podczas meczu. Bardzo uczynni pracownicy klubu, sympatyczny kierownik, nawet i z kapitanem Markiem Niewiadą zamieniliśmy wtedy parę słów.

Zero Moskala (Roberta)
Pierwsza moja wizyta na stadionie w Świnoujściu miała miejsce w 2010 roku. Było to coś nowego, co prawda GieKSa po raz drugi grała na wyspie Uznam, ale za pierwszym razem – jak wspomniałem – nie miałem przyjemności uczestniczyć w meczu. Ten wyjazd ma swój niepowtarzalny urok, wiadomo – pociąg (najlepiej całonocny), plaża…

Pamiętam, że za tym pierwszym razem przyjechaliśmy rano, wyjechaliśmy wieczorem. To był chyba 26 maja, ale ciepło w żadnym wypadku nie było. Plaża, woda (:D), a potem na mecz. Redakcja GieKSa.pl jeszcze wtedy nie istniała, ale byliśmy jako redakcja Bukowej. Ja osobiście filmowałem mecz. Mecz bez historii, Flota wygrała 1:0 po bramce Charlesa Nwaogu Uchenny. Trenerem GKS był wtedy Robert Moskal i to był jeden tych przegranych z rzędu meczów do zera.

Wyjazd doskonały
Drugi wyjazd wspominam chyba najmilej. Mieliśmy dwa noclegi, jeden przed meczem, drugi po meczu i wybraliśmy się w kilka osób z Bukowej. Na miejscu natomiast spotkaliśmy silną ekipę z klubu z tamtych czasów, zarówno z mediów, jak i administracji, a nawet z drużyny (ale nie piłkarze), w porywach było nas tam ze 20 osób. To wszystko zakończyło się dwukrotnym wspólnym biesiadowaniem na plaży wieczorami, także przy zachodzącym słońcu. Co tam się nie działo, doszło nawet do „zaręczyn”, tylko za bardzo nie pamiętam, kto w nich uczestniczył 😉 Gdzie się podziały tamte prywatki?… Następnego dnia ciężko się było zebrać na mecz, ale jakoś się udało.

Pamiętam, że umawiałem się na wywiad z Bartoszem Karwanem, który nikomu nie udzielał wypowiedzi. Powiedział, że ok – zrobimy po sezonie. Chyba wiedział, że odchodzi…

Sam mecz pamiętam z tego, że trener Wojciech Stawowy podjął kuriozalną decyzję i nie zabrał rezerwowego bramkarza. W pewnym momencie broniący Jacek Gorczyca miał jakiś problem fizyczny i naprawdę zanosiło się na to, że zawodnik z pola będzie musiał wejść do bramki.

GieKSa przegrała 1:3, tracą bramkę już w 1. minucie. Wyrównał Michał Zieliński. Ale prawdziwym wirtuozem w tym meczu był niejaki Remigiusz Malicki (pamiętacie takiego?), który nie wykorzystał trzech iście stuprocentowych sytuacji.

Żal było wracać z tamtego wyjazdu, było naprawdę godnie i chyba każdy, kto tam był, powie to samo.

Opuszczeni i osamotnieni
Drugi mecz wiosny 2011/12. To był bardzo zły okres organizacyjny GKS. W klubie „rządzili” Krysiak i Karczewski i w pewnym momencie była groźba nieprzystąpienia do kolejnych meczów z powodu braku finansów, o czym poinformował jakiś pionek z Centrozapu nazwiskiem Latacz. Katowiczanie pojechali na to spotkanie po nieudanej inauguracji z Ruchem Radzionków (1:2 u siebie). Pamiętam to bardzo dobrze z tego względu, że z drużyną nad morze nie pojechał nikt. Nie było prezesa, nie było mediów klubowych, nie mogli pojechać kibice. Pojechał tylko jeden kamerzysta klubowy, a drugi… musiał sam sobie zapłacić. Dzień przed meczem spotkaliśmy zawodników na promenadzie. Był wieczór i było już ciemno. Wyglądali jakby byli na spacerniaku… Grupa więźniów, opuszczonych, porzuconych.

Startowaliśmy wówczas ze stroną GieKSa.pl (na początku GieKSainfo.pl). Inaugurację mieliśmy właśnie przed meczem z Radzionkowem. Wraz z powstaniem strony chcieliśmy wprowadzić nową jakość, jeśli chodzi o newsy, więc pojawiło się ich bardzo dużo na temat meczu, byliśmy nawet na rozruchu przedmeczowym na innym boisku niż stadion. Pamiętam, że doszliśmy tam „od tyłka strony”, przez jakieś pagórki i zarośla. Na stronie pojawił się nawet materiał video z tego rozruchu. Rozmawialiśmy też z osobą, która… przebiera się w maskotkę na meczach Floty.

Sam mecz to był… jedyny punkt na sześć spotkań Floty z GKS w Świnoujściu. Bezbramkowy remis nikogo nie porwał, ale mogliśmy być umiarkowanie zadowoleni. To co też zapamiętałem to fakt, że Piotr Gierczak nie wyleciał z boiska tylko dlatego, że mając na koncie żółtą kartkę i faulując, sędzia zastosował prawo korzyści, a gra toczyła się potem tak długo, że arbiter chyba… zapomniał o tym faulu.

Napierała i długo nic
Kolejny wyjazd był jednodniowy. Do Świnoujścia zawitaliśmy rano, więc tradycyjnie – na plażę. Taki schemat nie wpływa na to, żeby być w wybitnej formie na meczu 😉 Ale swoje oczywiście zrobiliśmy. Zostałem wtedy nazwany „człowiekiem o dwóch twarzach”, ale dlaczego, to opiszę może kiedyś szerzej w jakiejś książce albo zbiorze wierszy 🙂

Flota była rewelacją rundy jesiennej 2012/13. W pierwszych sześciu czy siedmiu kolejkach nie stracili nawet gola. Żeby tak się stało, musiała przyjechać GieKSa. W pierwszej połowie Adrian Napierała strzelił gola. Niestety ostatnie 20 minut należało do gospodarzy, którzy zdobyli trzy bramki. Katowiczanie przegrali trzecie spotkanie z rzędu i nie mogliśmy z tego powodu być zadowoleni.

Wszerz przez całą Polskę
Ostatnie spotkanie było szczególne pod tym względem, że nie jechaliśmy z Katowic, tylko z… Suwałk. Po meczu Pucharu Polski z Wigrami pozostaliśmy na polskim biegunie zimna, żeby rano wyruszyć w podróż przez całą Polskę, ale nie jak zazwyczaj z południa na północ, tylko ze wschodu na zachód. Naprawdę przemierzyliśmy Polskę od granicy do granicy. Ciekawa wycieczka krajoznawcza. Do meczu pozostawały nam jeszcze dwa dni, więc najpierw w Niechorzu, a potem w Dziwnówku – rezydowaliśmy. Straszliwy upał, który był na plaży powodował, że sporo czasu trzeba było spędzić w wodzie i robić cooling break’i uzupełniając jednocześnie pierwiastki śladowe. W dzień meczu – był tak samo o 12.30 w niedzielę – udaliśmy się z Dziwnówka do Świnoujścia.

To była pierwsza kolejka nowego sezonu i GKS przegrał 0:1 po słabej grze. W potwornym upale wysokie tempo było mało realne, ale po rozprowadzeniu akcji przez Krzysztofa Bodzionego gospodarze zdobyli prowadzenie. Pamiętam ten mecz jeszcze z tego względu, że na trybunie była jakaś totalna debilka, rozwydrzona, szczekająca i pyskująca około 20-letnia dziewczyna, chyba dziewczyna lub rodzina któregoś z piłkarzy, która przez bite 90 minut obrażała to sędziego, to naszych zawodników…

Jak będzie teraz?
Bez większego komentarza. Liczymy na trzy punkty!



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga