Jako że z Bytovią u siebie i Pogonią Siedlce na wyjeździe graliśmy po raz pierwszy, nie było przed tymi spotkaniami „cyklu wspominkowego”. Teraz jednak pojedynek z Zagłębiem Lubin u siebie, więc mogę myślami wrócić do kilku meczów z Miedziowymi na Bukowej, na których miałem przyjemność być. Muszę przyznać, że mam ich na koncie zadziwiająco mało, bo akurat kilkukrotnie gdy graliśmy z Zagłębiem „coś mi wypadało” i na Bukowej się nie pojawiałem. Tak było chociażby w roku 2001, gdy wygraliśmy po golu Tomasza Moskały – z pewnego względu na ten mecz nie poszedłem i potem nie opuściłem żadnego meczu przy Bukowej przez ponad… 12 lat.
Bomby Ledka
Już czwarty mecz, na którym byłem w życiu na GieKSie to było spotkanie z Zagłębiem Lubin. Późną jesienią 1996 zmierzyliśmy się z tym zespołem w 1/8 finału Pucharu Polski. GieKSa wygrała pewnie, a to co zapamiętałem to przede wszystkim dwa atomowe uderzenia Adama Ledwonia. Po jednym z nich padła bramka, po drugim zatrzęsła się poprzeczka tak mocno, że podobno trzęsie się do teraz. Zwycięstwo 3:0 dało awans do ćwierćfinału i ogólnie otworzyło drogę GieKSie aż do finału, gdzie po wyeliminowaniu jeszcze Hetmana Zamość i Widzewa Łódź przegraliśmy z warszawską Legią. A w barwach Zagłębia w meczu 1/8 grał m.in. Radosław Kałużny, późniejszy wielokrotny reprezentant Polski.
Nuuuuuuuuuuuuda
Drugi mecz, który pamiętam, a raczej… nie pamiętam, to spotkanie z sezonu 97/98. To było chyba jedno z najbardziej nudnych, usypiających i bezpłciowych spotkań, jakie miałem okazję oglądać. Do tego była paskudna pogoda. Bardziej niż sam mecz kojarzę relację z tego „widowiska” w Piłce Nożnej. Napisali tam wtedy mniej więcej „wybranie się na Bukową i oglądanie tego pojedynku było można spokojnie potraktować jako kara za grzechy”… Pamiętam jeszcze, że w Lubinie grał wówczas młody Jędrzej Kędziora, taki trochę śmieszny bramkarz, ale potrafię powiedzieć dlaczego. My po swojej stronie mieliśmy speca nad specami – Mariusza Luncika.
Anty fair play Grzybowski
Na kolejne spotkanie, na którym byłem przyszło mi czekać do sezonu 2000/01. W słoneczny majowy dzień udałem się na Bukową tym bardziej chętnie, że kilka dni wcześniej GieKSa pokonała na wyjeździe Legię Warszawa 2:0. Dlatego też po chóralnym odśpiewaniu „Legła Warszawa” mogliśmy przystąpić do spotkania z Miedziowymi. Niestety spotkał mnie duży zawód. GieKSa przegrała 0:2, a pierwsza bramka dla lubinian wywołała dużą nerwowość na trybunach. Gdzieś na linii 16. metra leżał Mirosław Sznaucner, a zawodnik gości Zbigniew Grzybowski wychodząc na czystą pozycję, dosłownie okiwał leżącego zawodnika i strzelił bramkę. W telewizji potem było widać, jak po tym golu rozkłada ręce i pod nosem mówi „przepraszam”. Nie pamiętam, czy wcześniej jednak katowiczanie będąc w posiadaniu piłki również postanowili jej nie wybijać. W takim przypadku po latach usprawiedliwiłbym Grzybowskiego, ale wtedy byłem na maksa wnerwiony. Podobnie jak trener Bobo Kaczmarek, który w momencie gdy schodził z boiska Ireneusz Kowalski krzyczał do kierownika, a potem do samego zawodnika „Co ty mu dziękujesz?! Irek – tak się nie robi!”. Nie wiem czy Bobo myślał, że to właśnie Kowalski strzelił, a nie Grzybowski…
Siera… i wszystko jasne
W rozgrywkach 2002/03 z Zagłębiem u siebie graliśmy z zamkniętym Blaszokiem, chyba za awantury z Widzewem. Ten mecz nie był jakiś szczególnie do zapamiętania. Przewagę psychologiczną jednak mieli goście, bo kilka dni wcześniej wygrali u siebie w Pucharze Polski 4:1. Jedyną bramkę zdobył Robert Sierka.
Bomba głową Tadka Bartnika
Gdy spadaliśmy z ekstraklasy na wiosnę zespół spisywał się fatalnie, nie potrafiąc wygrać meczu. Dlatego też spodziewaliśmy się porażki lub w najlepszym razie remisu w majowy weekend w meczu z Zagłębiem Lubin. Nieoczekiwanie udało się wygrać to spotkanie, a mogliśmy go zapamiętać z dwóch rzeczy. Najpierw mocne dośrodkowanie chyba Dawida Plizgi i kapitalny mocny strzał głową Tadzia Bartnika. Z perspektywy trybun to było naprawdę efektowne, bo dośrodkowanie z rzutu wolnego było chyba z 40 metrów, a uderzenie głową – prawdziwa bomba! Potem na 2:0 podwyższył Wojciech Krazue, dla którego było to chyba największe wydarzenie w karierze. A my… spadliśmy z ekstraklasy kilkanaście dni później i już nas tam nie widziano. Z moich osobistych wspomnień z tego meczu dodam tyle, że gdy wróciłem do domu, to okazało się, że chwilę wcześniej na ogródku grasował… dzik.
„Zejdźcie z boiska”
Chyba najbardziej energetyczne spotkanie miało miejsce już w nowożytnej historii GKS. W sezonie 2008/09 graliśmy u siebie ze spadkowiczem z Lubina, który był zdecydowanym faworytem. Ekipa prowadzona przez Jana Żurka spisywała się źle we wcześniejszych meczach i podobnie było w większości spotkania z Zagłębiem. Świetnie wspierani przez swoich kibiców goście prowadzili do 81. minuty 2:0. Kibice nie wytrzymywali, dając do zrozumienia piłkarzom, że nie są mile widziani w tym klubie. „Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska” czy „Oddajcie koszulki” były tymi „cenzuralnymi” okrzykami. Tymczasem zawodnikom GKS udało się doprowadzić do wyrównania, z czego druga bramka padła w doliczonym czasie gry po uderzeniu z rzutu wolnego Krzysztofa Markowskiemu. I jemu wówczas puściły emocje i zaczął wraz z Damianem Mielnikiem wykrzykiwać w stronę trybun… Punkt z mocnym rywalem został wyszarpany w samej końcówce.
Jak będzie teraz?
Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co nas czeka w sobotę. Jeśli GKS będzie grał tak jak przez całą wiosnę – polegnie z kretesem. Jeśli natomiast zagra tak jak w Siedlcach, to ma szanse nawet na zwycięstwo. Oczekujemy oczywiście tej drugiej opcji!
faz
24 kwietnia 2015 at 22:24
Hej jestem kibicem Zagłebia – Musze przyznac fajna stronka i bardzo ciekawe artykuły- Widac ze autor chodzi na Giekse od wielu lat i potrafi w ciekawy sposob wykorzystac swoją wiedze w kontekscie zblizających sie pojedynków.