Mecze w podwarszawskich miejscowościach nie należą do zbyt atrakcyjnych kibicowsko wyjazdów. Zazwyczaj odbywają się na małych stadionach z bardzo ograniczonymi sektorami dla fanów gości. Prawie zawsze pojawiają się tam też problemy ze strony miejscowych klubów, np. nikt nie odpowiada na telefony, ktoś wymyśla własne zasady wejścia kibiców gości na obiekt (sprzeczne z uchwałami PZPN) itd. Nie inaczej było z wyjazdem do Pruszkowa.
Zamówienie na komplet biletów złożyliśmy jeszcze w styczniu. Bardzo długo nie mieliśmy żadnego potwierdzenia ze strony pruszkowskiego klubu. Nie znaliśmy dokładnej ceny biletów oraz ich ilości. Istniały obawy, że może to być spowodowane mailem, który znajduje się w publicznej domenie… gmail.com. Kontakt telefoniczny również było mocno ograniczony, bo na stronie dostępny był jedynie numer stacjonarny, który przez wiele dni nie był w ogóle odbierany. Na szczęście w marcu udało nam się skontaktować z pracownikami Znicza i dowiedzieliśmy, że będzie na nas czekać 100 biletów w cenie 20 złotych za sztukę. Wolimy bilety mieć u siebie jak najwcześniej (powinny zostać dostarczone do klubu gościa na tydzień przed meczem), ale zdecydowaliśmy się pójść na rękę miejscowym działaczom (a raczej nie chcieliśmy zaczynać kolejnej wojenki). Dzięki czemu udało nam się wywalczyć o… trzy bilety więcej.
W podróż do Pruszkowa wyruszyliśmy po dziesiątej, a pod sam sektor dojechaliśmy na ponad godzinę przed rozpoczęciem spotkania. Na wejściu spotkała nas niemiła niespodzianka – musieliśmy poczekać na wydrukowanie biletów. To własnie taka specyfika podwarszawskich klubów – wszystko toczy się tam swoim rytmem, który jest niezrozumiały dla większości osób. Gdy bilety zostały już wydrukowane i dostarczone, to… miejscowi zaczęli po kolei wyczytywać nazwiska z biletów, czekając aż zgłosi się dana osoba i go sobie odbierze. Na szczęście ten pomysł został szybko porzucony i wejście odbyło się według naszej propozycji – na podstawie dowodów osobistych i listy wyjazdowej. Przedstawiciele Znicza byli także w szoku, że za wszystkie bilety płaci jedna osoba, a nie każdy sam. Na szczęście wejście obsługiwała znana nam agencja ochrony – stała między innymi na Stomilu i Dolcanie. My znaliśmy ich, oni nas, więc wejście przebiegało bardzo sprawnie. W międzyczasie okazało się, że osoba, która przyniosła nam bilety, grała razem z Robertem Lewandowskim w Zniczu Pruszków i wystąpiła między innymi na Bukowej. Zmieniło się także wejście na sektor – podczas naszej ostatniej wizyty prowadziła tam kładka, a obecnie nawierzchnia jest równa. Zniknęła tym samym jedyna w Polsce fosa broniąca dostępu do sektora gości.
Do Pruszkowa przyjechało nas 123 w tym 1 kibic Banika Ostrava. Na sektor gości weszło 114 osób. Wywiesiliśmy jedną flagę – GKS Katowice oraz transparent: „Pozdrawiamy Nieobecnych GieKSiarzy”. Przez całe spotkanie prowadziliśmy dobry doping, który szczególnie w drugiej połowie był na wysokim poziomie. Wprowadziliśmy też nową piosenkę, która przyjęła się bardzo dobrze wśród ekipy wyjazdowej. Razem z piłkarzami fetowaliśmy drugą bramkę Grzegorza Goncerza, a po meczu długo sobie wzajemnie dziękowaliśmy. Miejscowi wystawili bardzo skromny młyn z jedną flagą. Średnia wieku była tam dość niska, a w szczytowym momencie Znicz dopingowało kilkunastu kibiców. Słyszalni byli tylko w czasie, gdy my nie śpiewaliśmy, ale bardzo fajny efekt dawał ich bęben. Po spotkaniu doszło do wymiany kilku bluzgów, ale można to bardziej określić jako folklor i szydera niż coś ciekawszego.
Do Katowic dotarliśmy przed 23:00. Podróż w obie strony upłynęła spokojnie. Teraz w sobotę jedziemy do Puław (są ostatnie miejsca – pytajcie na swoich dzielnicach i FC), a potem mamy dłuższy odpoczynek, ponieważ Stal Mielec remontuje hale przy sektorze gości i nie wpuszcza zorganizowanych grup przyjezdnych fanów. Dzisiejszy wyjazd, wynik i zabawa na pewno wynagrodziły wszelkie trudy i niedogodności związane z organizowaniem wolnego w pracy/szkole/domu. GieKSa!
fufon
7 kwietnia 2017 at 16:59
czyli nic nowego my jako pikniki 3 sztuki, też weszliśmy dopiero po interwencji naszego prezesa.